Ponieważ nastąpiły małe problemy techniczne zdecydowałam się przerzucić post ,,Co by było gdby..." dlatego ten post składa się jakby z dwóch postów.
Harry jeszcze długo zastanawiał się nad podjęciem decyzji, choć wszyscy szczerze mu doradzali, aby wziął tę posadę, ponieważ taka szansa może się już nie powtórzyć i wymieniali wciąż coraz to nowe argumenty. W końcu Harry pomyślał, że rzeczywiście jest to dla niego ogromna szansa na to, żeby się czymś wykazać, dodawał sobie otuchy myśląc, że aurorzy go lubią i że nawet, jeśli nie da rady podołać tym obowiązkom to wróci znów do swojej dawnej pracy, a jak na razie będzie musiał dać z siebie wszystko na egzaminach teoretycznych, a następnie praktycznych.
-Cześć Ginny wróciłem.
-Cześć wreszcie jesteś, chodź, zrobiłyśmy już z mamą kolacje.
-Dzięki, nie musiałyście.
-Nie ma sprawy kochaneczku, to żaden kłopot, idę już spać dobranoc.
-Dobranoc mamo.
Harry zaczekał chwilę aż pani Weasley wejdzie do swojego pokoju.
-Chciałem ci o czymś powiedzieć.
-No to słucham.
-Podjąłem już decyzje. Pójdę jutro rano na ten test i dam z siebie wszystko.
-To świetnie! Nie wiesz jak się cieszę. Będziesz świetnym szefem zresztą mama mówiła mi, że Robards został szefem aurorów, gdy miał siedemnaście lat. Poradzisz sobie.
-Dzięki, kocham cię.
-Ja ciebie też.-Powiedziała i pocałowała go w policzek.-Dobranoc.
-Dobranoc. Ja jeszcze posiedzę, bo warto byłoby coś powtórzyć, żeby dobrze wypaść na tym egzaminie.
-Nie wygłupiaj się i tak pewnie nie musisz nic powtarzać, a bardziej przydałoby ci się wyspać, żeby nie zasnąć na tym całym egzaminie. No, ale dobra rób jak uważasz.-Powiedziała i poszła na górę.
Harry uczył się jeszcze kilka godzin i poszedł spać o trzeciej nad ranem. Jeszcze zanim zasnął spakował wszystkie rzeczy, które były mu potrzebne następnego dnia. Rano poczuł przyjemny kwiatowy zapach Harry był na sto procent pewien, że gdzieś obok niego musiała stać Ginny, a po chwili usłyszał jej głos.
-Harry śniadanie gotowe.-Powiedziała do niego Ginny, a on otworzył oczy, widział jej postać przez mgłę, po czym sięgnął po okulary i założył je.
-Już wstaje. Dzięki, że mnie obudziłaś chyba za dużo tej nauki.
-Cieszę się, że ty to mówisz.
-Trochę się boję tego jak mi pójdzie.
-Nie martw się, będzie dobrze.
-Nie wiem, nie wiem czy nawet, jeśli zostanę szefem aurorów czy dam sobie radę.
-Oczywiście, że dasz potrafisz trzeźwo myśleć, znasz już te wszystkie prawa, umiesz rozdzielać zadania, a przecież sam Robards mówił, że to wszystko jest bardzo ważne.
-Dziękuję bez ciebie nie wiem czy bym się na to zdecydował. No dobra ja już muszę lecieć dzięki za pyszne śniadanie.
-Nie ma za co, powodzenia.
W kontrakcie, który czytał Harry jak każdy chętny przystępujący do egzaminu było bardzo wiele zakazów m.in. były to: zakaz wnoszenia piór samopiszących, zakaz pisania pod wpływem eliksiru wielosokowego i eliksiru szczęścia. Ogólnie było jeszcze wiele różnych zasad tego typu, ale wszystkie one dotyczyły jednego: Nie używania magii.
Gdy Harry spojrzał na arkusz egzaminacyjny stwierdził, że pytania są naprawdę łatwe i że zna odpowiedź na każde z nich.
Harry skończył bardzo wcześnie i miał wrażenie, że na wszystkie pytania udało mu się odpowiedzieć prawidłowo, chociaż wciąż jeszcze się martwił, bo zaczęło mu na tym naprawdę zależeć. Zaczął sobie wyobrażać, jak wyglądałoby to gdyby rzeczywiście udało mu się zdać egzamin i dostać tę posadę i wyobrażał sobie zadowolenie Ginny, ale z tego zamyślenia wyrwał go dźwięk sygnalizujący koniec części teoretycznej.
Wieczorem, gdy miał się stawić na część praktyczną ćwiczył wszystkie zaklęcia jakie tylko przyszły mu do głowy, ale nie potrzebnie się tak przejmował, bo test praktyczny pod okiem czujnego na jakikolwiek błąd egzaminatora również wyszedł mu bardzo dobrze.
-Cześć Harry! Opowiadaj, jak ci poszło?
-Chyba dobrze, dzięki.
-Wiadomo już kiedy będą wyniki i kiedy kogoś wybiorą?
-Powinny być za tydzień, ale wątpię, żeby mi się udało, było wiele starszych, bardziej doświadczonych osób, więc raczej mnie nie wybiorą. Zresztą nawet, jeśli by mnie wybrali, to i tak pewnie zrobiłbym coś nie tak podczas okresu próbnego.
-A ja uważam, że będzie dobrze, zresztą tak samo mówiłeś jak miałeś zostać aurorem. Nie zadręczaj się tak tym i tak dałeś z siebie wszystko.
-No tak, ale to dzięki tobie, bez ciebie nie byłbym teraz tu gdzie jestem i pewnie już dawno bym się poddał.
-Nie mów tak, zasłużyłeś na to wszystko co osiągnąłeś, za dużo przeżyłeś...
-No właśnie i za dużo osób wciągnąłem w kłopoty ciebie i twoją rodzinę też. Nie powinienem tego robić, przepraszam gdyby nie ja...
-To wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej.-Dokończyła za niego. Masz racje wtedy ja i Ron bylibyśmy już na cmentarzu, przez co mama pewnie zapłakałaby się na śmierć, Fred i George pewnie nigdy nie mieliby szansy na otworzenie sklepu, nie powiem już o tych wszystkich czarodziejach i mugolach których uratowałeś.
-Mimo tego strat przeze mnie jest o wiele więcej może byłoby lepiej gdyby Voldemort zabił mnie wtedy tak jak moją rodzinę.
-I mówisz to teraz jak już on jest pokonany, jak ułożyłeś sobie życie. Też jest mi wielu osób bardzo żal, ale nie można się za wszystko obwiniać, rozumiesz i tak nie byłbyś w stanie im pomóc, więc się tym już nie zadręczaj.
-Często żałuję wielu decyzji i zastanawiam się co by było gdyby niektóre osoby żyły.
-Gdybyś nie popełnił niektórych decyzji możliwe, że byłbyś w zupełnie innym miejscu, nie zajmowałbyś się tym, czym się zajmujesz i niewiadomo jak by to wszystko wyglądało.
-Nie wiem, może masz rację cieszę się, że tu, gdzie jestem.
Po tygodniu okazało się, że Harry'emu egzamin zarówno część teoretyczna, jak i praktyczna napisał bezbłędnie i teraz był już tylko wezwany na rozmowę z Kingsley'em, Robards'em i całą komisją egzaminacyjną.
-O, dobrze, że już jesteś Potter. Przeglądałem już twoje papiery i wszystko wydaje się być w porządku. Na dodatek całą część pierwszą i drugą egzaminu wykonałeś bezbłędnie. Posiadasz wielką moc magiczną, twój status to półkrwi, różdżka ostrokrzew, pióro feniksa, giętka, 11 cali zgadza się?
-Tak.
-Teraz chciałbym porozmawiać na osobności, jeśli można.-Poprosił, a cała komisja opuściła salę.-Chciałem ci powiedzieć, że naprawdę masz świetne predyspozycje na aurora. Nawet lepszą niż niektórzy z urzędu magii i czarodziejstwa. Oni raczej dawali bardzo różne odpowiedzi od twoich. Twoje odpowiedzi były naprawdę oryginalne co daje mi pewność, że jesteś świetnym kandydatem na szefa biura aurorów. Ci z urzędu w przeciwieństwie do ciebie, mają tylko teoretyczne podejście do bycia aurorem, jak widziałeś na egzaminie praktycznym nie umieli tej teorii zastosować. Zresztą w większości zależy im tylko na tym, aby pisali o nich w proroku i oczywiście zależy im na wyższych zarobkach, a przecież auror powinien być osobą, która ma dobre serce, jest gotowa ratować innych i poświęcić dla innych własne życie. Ogólnie też nie popieram tych z urzędu, bo w większości potrafią tylko dużo mówić i zwykle na tym się kończy. No, ale cóż moim zadaniem jest znaleźć osobę w pełni nadającą się na te stanowisko i orzeknięcie sprawiedliwej decyzji. Myślę, że to właśnie ty jesteś przykładnym aurorem i że ci wszyscy przepraszam za te określenie mądrale powinni się wiele od ciebie nauczyć. A więc nie pozostaje mi nic innego jak przekazanie ci tego klucza do twojego nowego gabinetu i zatrudnienie cię na okres próby.
-Ja...nie wiem co powiedzieć. Myślałem, że wybierzecie kogoś starszego i odpowiedzialniejszego.
-Harry, nie znam osoby bardziej odpowiedzialnej i pomocnej od ciebie. Zresztą miałeś też duże poparcie w głosowaniu czarodziejów, więc najwyraźniej los ci sprzyja.
-Dziękuję Kingsley, że dajesz mi szansę.-Powiedział i wziął od niego klucz.
-Jutro Robards powie ci co dokładnie masz robić, ale na pewno świetnie sobie poradzisz. Tak więc do zobaczenia i powodzenia na nowym stanowisku, a teraz możesz wrócić do domu i podzielić się wieścią z innymi.
-Naprawdę jeszcze raz dziękuję. Powiedział i wyszedł.
W domu jak zwykle było cicho, ale tym razem nikt nie zbiegł po schodach ani nie stanął w progu kuchni, żeby go przywitać, a jakby tego było mało wszędzie było ciemno. Harry zapalił różdżkę i po cichu wszedł do salonu.
-NIESPODZIANKA!-Krzyknęli wszyscy.
-To dla mnie?
-No, a kto stoi teraz w progu w pozycji bojowej?-Zaśmiali się Fred i George.
-Ee...przepraszam myślałem, że coś się stało a to tylko wy. Ale z jakiej okazji.
-Ty się jeszcze pytasz?-Odezwał się Ron z oburzeniem. Przecież jesteś szefem biura aurorów!
-Skąd wiedzieliście?
-No wiesz ma się swoje sposoby. A tak naprawdę dostaliśmy list z ministerstwa o tej decyzji.
-A Ginny wie?
-No jasne! Jak się dowiedziała to do teraz siedzą z Hermioną na górze i wybierają ciuszki. A mogłyby zrobić te dobre ciastka...-Powiedział, a Harry zaśmiał się myśląc o tym, że Ron, jednak zawsze pozostanie Ronem.
-Ron w przeciwieństwie do ciebie chcą zadbać o swój strój na tak ważną okazję.-Skarciła go pani Weasley.
-No przepraszam, ale Hermiona powiedziała mi o tym trochę za późno. Zresztą to co innego Ginny to żona Harry'ego...
-A ty jesteś jego przyjacielem.-Wtrąciła Hermiona, która przed chwilą stanęła obok nich.
-Chcesz żebym dostał zawału! Dlaczego pojawiasz się tak znienacka!
-Wcale nie pojawiam się znienacka to wy jesteście tacy pochłonięci rozmową. A no i właśnie gratuluję Harry.
-Dzięki Hermiona nie wierzę, że mi się to udało.
-No to naprawdę wielki sukces.
-Wiecie może kiedy Ginny przyjdzie, bo zaraz kolacja będzie gotowa.-Zapytała pani Weasley.
-Zaraz zejdzie.-Powiedziała Hermiona i lekko się uśmiechnęła.
-Co wy kąbinujecie?-Zapytał Ron.
-Zobaczysz.-Powiedziała i w tej samej chwili zeszła na dół.
Miała czarną, błyszczącą, zwiewną sukienkę, która była krótsza z przodu a dłuższa, powiewająca z tyłu, a włosy miała po części rozpuszczone, a po części ładnie upięte.
-Jestem przepraszam pewnie mama się wkurzyła, że mnie tak długo nie ma. Jesteś już Harry!-Powiedziała i go przytuliła.-Gratuluję widzisz, mówiłam, że ci się uda ja po prostu wiedziałam.
-To jest trochę przerażające, że ona zawsze ma racje.-Mruknął do Harry'ego Ron.
-A jeszcze bardziej przerażające jest to, że ty się zawsze mylisz.
-Dziękuję.-Powiedział z pogardą w głosie. Nie no żartuję. Bez ciebie to by nie było tak wesoło jak zawsze.
-Dziękuję no w końcu ktoś mnie docenia.
Po zjedzeniu kolacji Harry dał Ginny cynk głową, który zrozumiała jako komunikat ,,chodźmy stąd".
-Wiesz już co i jak, jeśli chodzi o nowe stanowisko.
-Nie, ale dziękuję.
-Harry mówiłam ci nie masz mi za co dziękować to ty zabiłeś sam-wiesz-kogo mnie tam nie było.
-Ale nigdy nie bałaś się mi pomóc zawsze tylko ty, Ron, Hermiona, Luna i Neville mi pomagaliście reszta martwiła się tylko o swoje życie i szczęście.
-To dlatego, bo cię kocham to chyba proste, że zawsze jestem gotowa, żeby ci pomóc, dzięki tobie nie jestem taka jak inni.
-Chodzi mi po prostu o to, że bez ciebie i bez was wszystkich którzy mnie wspierali to wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. To ogromne szczęście, że spotkałem cię na mojej drodze.-Powiedział i pocałował ją.
Robards wszystko dokładnie Harry'emu wyjaśnił, powiedział czym tak dokładnie będzie się zajmował i co ma robić w nagłych sytuacjach. Chociaż Harry zrozumiał wszystko to co wytłumaczył mu jego były szef, bał się czy da radę w końcu musiał się przyzwyczaić się do nowego stanowiska, a to, że był obserwowany, wywoływało w nim jeszcze większą presję. Jednak mimo to cały okres próby przeszedł gładko (przynajmniej tak stwierdził Kingsley) i Harry świetnie sprawdzał się w swoich nowych obowiązkach, tak więc Kingsley nie widział przeszkód by zatrudnić go już na stałe. Choć musiał przesiadywać w ministerstwie od rana do nocy i pracował w pocie czoła, to nowa praca po części sprawiała, że był szczęśliwy. Jednak nadal bał się tego, co zrobi, gdy nie będzie już tak spokojnie i pojawią się prawdziwe problemy.
-A jeszcze jedno to, że odchodzę z tego stanowiska, nie znaczy, że odchodzę z ministerstwa wciąż możesz mnie pytać, jeśli czegoś jeszcze nie rozumiesz, uwierz mi dla mnie też jest to wielka zmiana.
-Dziękuję Robards, ale chyba wszystko będzie dobrze.
-Na pewno Potter. Powiedział i odszedł, ale gdybyś miał jakiś problem to wiesz gdzie mnie szukać.
Pierwszym zadaniem Harry'ego jako szef biura aurorów było zatrudnienie jednego aurora, ponieważ przez to, że Robards dostał awans i Harry objął jego dawne stanowisko brakowało jednego aurora w jego szeregach. Gdy deportował się na swojej werandzie otworzył drzwi i po cichu wszedł do środka, ponieważ było już dość późno a światła były zgaszone Harry pomyślał, że wszyscy śpią, chociaż tak naprawdę nie o to chodziło.
-Dobry wieczór Harry dobrze, że jesteś.-Powiedziała pani Weasley.
-Dlaczego siedzi mama przy zgaszonym świetle coś się stało.
-Nie ma energii i nie da się tego naprawić żadnymi czarami chyba próbowałam już wszystkiego! Nie wiem co się stało, to się nigdy wcześniej nie zdarzało.
-Rzeczywiście dziwne...Tak jest we wszystkich domach?
-Wygląda na to, że tak. Hermiona też wysłała do nas list z zapytaniem czy wiemy coś na ten temat i czy u nas też nie ma energii.
-Pewnie będą przez to niezłe kłopoty...
-No cóż chyba nie pozostaje nic innego niż zaczekać aż to się wyjaśni.
-Raczej ja i inni aurorzy będziemy musieli to wyjaśnić.
-No tak racja, zdaje się, że nikt dzisiaj nie miał łatwego dnia w pracy, Ginny też przyszła niedawno bardzo zmęczona zresztą, chciała na ciebie czekać, ale zasnęła w salonie. A tak w ogóle, może wreszcie usiądziesz i coś zjesz.
-Nie dziękuję bardzo, ale chyba nie jestem głodny.
-No dobrze.-Harry chyba pierwszy raz usłyszał to z ust pani Weasley.
-Coś się stało?
-Nie, po prostu brakuje mi nory. Oczywiście świetnie mnie tu ugościliście, ale nora to mój dom, rozumiesz z nią wiąże się tyle wspomnień...
-Tak, ja pewnie też tęskniłbym za tym domem, tak jak wcześniej nie chciałem odejść z Hogwartu. Ale nora jest już prawie cała odbudowana zostało jeszcze tylko przywrócenie mebli i wszystko znowu będzie jak dawniej.
Z samego rana Harry poszedł do pracy a tam wszystko huczało na temat braku energii w każdym domu.
-O cześć Harry to znaczy...szefie.-Przywitał go Laughter.
-Nie wygłupiaj się Paul jesteś w moim wieku w ogóle nie chce, żeby to, że jestem szefem biura aurorów tak dużo zmieniało.
-No wiesz najpierw chciałem mieć tę posadę, ale teraz, to ja ci nie zazdroszczę, nie dość, że w całym mieście nie ma energii to jeszcze musisz zatrudnić jeszcze jednego aurora.
-Masz racje to wcale nie jest łatwe ja już sam nie wiem co mam z tym zrobić.
-Ale nie przejmuj się, na pewno dasz sobie z tym wszystkim radę, zresztą my-aurorzy we wszystkim ci pomożemy w końcu, po to jesteśmy, żebyś mógł rozdzielać nam zadania.
-Dzięki za wsparcie Laughter, chociaż chyba nie ma teraz czasu na takie słowa prosto z serca muszę rozwiązać ten problem. Ty, Dawlish i Tether pójdziecie porozmawiać z mieszkańcami i zapytać ich o to jak to wszystko się najpierw objawiało, ja zwołam resztę i postaram się rozwiązać tą zagadkę.
-Dobrze to ty tu jesteś szefem, to ja idę po resztę.
Po poszukiwaniach wskazówek w terenie oraz uzyskanych od mieszkańców informacji Harry do późnej nocy został w swoim biurze.
-Co się dzieje Ginny?-Zapytał któregoś ranka.
-Nie, nic po prostu jakoś słabo się czuję i chyba zaraz zwymiotuję.-Powiedziała i wybiegła do łazienki.
-Ginny kochanie wszystko w porządku?-Pytała pani Weasley stojąc pod drzwiami łazienki.
-Tak mamo tylko źle się czuję.
-Spokojnie pewnie się czymś zatrułaś albo to przez to, że znowu zbyt intensywnie trenowałaś na tej swojej miotle.
-Mamo proszę cię quidditch nie ma z tym nic wspólnego!-Tłumaczyła wychodząc z łazienki.
-Ty to zawsze tak mówisz a ja się po prostu martwię! A może...może ty jesteś w ciąży!-Pomyślała pani Weasley. Ta wiadomość wprawiła wszystkich w osłupienie po czym Harry przytulił Ginny do piersi.
-Muszę iść do lekarza.-Powiedziała.
-No nic, to ja was zostawię, idę na pokątną.-Oznajmiła pani Weasley i wyszła.
-Boję się trochę Harry.
-Nie martw się wszystko będzie w porządku.-Choć tak naprawdę sam trochę bał się tego czy będzie dobrym ojcem.
Jak zwykle po ciężkim dniu w pracy Harry wrócił do domu gdzie chwilę przed nim deportował się Ron.
-O, Harry wróciłeś!-Powiedziała Ginny.
-Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale chciałbym z tobą porozmawiać Harry, mam bardzo duży problem i przyszedłem po radę.
-No dobrze to ja idę na górę.-Powiedziała Ginny i odeszła.
-No więc co chcesz Ron? Ja naprawdę nie mam czasu!
-Wiesz co, ale z ciebie przyjaciel jak przychodzę, żeby cię prosić o pomoc to odwracasz się plecami i twierdzisz, że twoja praca jest najważniejsza na świecie!
-Chyba widzisz, że jest poważny problem z energią na całym świecie z winy czarodziejów i niewiadomo jak to odkręcić! Mugole zaczynają się już poważnie martwić nie wiadomo co z tego wyniknie i może jeszcze na dodatek mugole dowiedzą się o naszym istnieniu i już zupełnie wszystko legnie w gruzach. Nasza tożsamość którą czarodzieje ukrywają przez wiele lat! A ty twierdzisz, że masz problem!!
-Skoro moje problemy są takie błahe to już nigdy nie przyjdę do ciebie po pomoc, a w ogóle ty przynajmniej masz pracę! Cześć.
-Co się stało?-Zapytała Ginny, gdy Harry już się położył.
-Och, mam pełno problemów na głowie a jeszcze Ron się na mnie obraził. On chyba nie rozumie w jakim czarodzieje są niebezpieczeństwie mugole nie są tacy głupi i wiedzą coraz więcej a ta sytuacja może się im wydać podejrzana.
-Dobrze wiesz jaki jest Ron szybko mu przejdzie. A o czym chciał ci powiedzieć?
-No wiesz...on chyba stracił pracę.
-No tak.
Harry zdziwił się, że to wcale jej nie zdziwiło.
-Wiedziałaś już wcześniej?
-Tak i pożyczyłam mu swoje pieniądze. A o co w ogóle poszło?
-Stwierdził, że ja uwarzam, że moja praca jest najważniejsza na świecie i w ogóle on nie rozumie jaką mam teraz trudną sytuację.
-No wiesz on też ma ciężko niedługo nie będzie miał co jeść.
-Tak ale Hermiona na pewno mu pomoże i dadzą sobie razem radę a jeśli ja i ministerstwo tego nie odkręcimy to niewiadomo co stanie się z czarodziejami. A właśnie Ginny byłaś u lekarza, jak się czujesz?
-Wszystko w porządku jednak nie jestem w ciąży.
-No wiesz z drugiej strony może to dobrze, bo wiesz nie byłoby dobrze gdyby to wszystko działo się w takich okolicznościach.
-Rozumiem, chociaż trochę niepotrzebnie narobiłam sobie nadzieji.
-Nie martw się jeszcze założymy rodzinę zobaczysz.-Powiedział i pocałował ją w czoło. Dobranoc.
-Dobranoc.
Harry ostatnio zauważył coś niepokojącego i bardzo dziwnego, otóż dużo ludzi skarżyło się na zmęczenie, osłabienie, wymioty i osłabienie mocy magicznej zresztą, Harry też poczuł te objawy u siebie, ale to właśnie dzięki temu natknął się na książkę, która podsunęła mu klucz do rozwiązania.
-Panie Ministrze wiem jakie jest rozwiązanie naszego problemu!-Powiedział uradowany Harry wbiegając do jego gabinetu.
-To doskonale może wreszcie skończy się to wszystko.
-Jest przesilenie. Za dużo klątw i nienawiści opanowały świat i żyją własnym życiem!
-A skąd się o tym dowiedziałeś?
-No więc wszyscy mieli ostatnio te same objawy i poszukałem dużo w różnych księgach i wreszcie znalazłem.-Wytłumaczył i położył przed sobą grubą księgę pomogła mi moja przyjaciółka, która trochę się na tym zna, bo pracuje w departamencie niewłaściwego używania czarów.
-Czy mogę tą książkę od ciebie na jakiś czas pożyczyć będziemy musieli się dowiedzieć jak trzeba to zwalczyć. Z departamentu niewłaściwego używanie czarów też podsunięto nam kilka wskazówek, ale dziękuję ci bardzo Harry.
Po kilku dniach wszystko powoli wracało do normy, ale wciąż pozostało rozwiązać kilka spraw a mianowicie klątwy musiały zostać usunięte ale jedynym na to sposobem było pogodzenie się i powstrzymanie urazy.
-Cześć Hermiona jest Ron?
-Nie wyszedł gdzieś przed chwilą nie wiem co się ostatnio z nim dzieje. Coś się stało?
-No wiesz...w sumie to tylko trochę się pokłóciliśmy.-Już chciał powiedzieć Hermionie o tym czego się ostatnio dowiedział, ale jednak zdecydował, że to Ron powinien o tym powiedzieć Hermionie.
-On chyba coś przede mną ukrywa w ogóle ostatnio nie wiem co się dzieje na tym świecie jak to możliwe, że to nienawiść zaczęła rządzić światem.
-Też mnie to dziwi chociaż sam się do tego przyczyniam. No nic muszę przeprosić Rona za tą ostatnią kłótnie i mieć nadzieje, że mi wybaczy.
-No tak pewnie mu już przeszło nie martw się. A właściwie o co poszło.
-No...-Na szczęście nie musiał kończyć, bo do domu wszedł Ron.
-Ron zaczekaj muszę ci coś powiedzieć.
-Jasne już idę.-Powiedziała Hermiona.
-Ron naprawdę bardzo cię przepraszam nie powinienem tak ostatnio na ciebie krzyczeć i w ogóle odmawiając ci pomocy zachowałem się...w sumie nawet nie wiem do kogo można by porównać takie zachowanie. Po prostu bardzo cię przepraszam rozumiem, że masz bardzo trudną sytuację.
-Tak wiem stary ja też się głupio zachowałem ale zrobiłem to z paniki jeszcze chwila a Hermiona by się o wszystkim dowiedziała. No i wiem, że ty ostatnio miałeś ogromnie trudny czas, mnóstwo pracy. Niestety, to wszystko zaczyna mnie już przerastać jestem coraz bardziej zadłużony a z tak małym doświadczeniem nikt nie chce mnie zatrudnić. Chyba przyszedł już czas na to, żebym wreszcie powiedział o wszystkim Hermionie.
-Też myślę, że powinieneś tak zrobić Ron. A ja mogę ci pożyczyć pieniądze powiedz tylko ile potrzebujesz.
-Nie Harry ja już tak dłużej nie mogę, jestem ojcem i mężem to ja powinienem zarabiać na rodzinę, a tymczasem wciąż nic nie robię, muszę w końcu zacząć pracować i zarabiać jak prawdziwy mężczyzna a nie jak jakiś słabeusz.
-Rozumiem cię Ron. Wiesz co...chyba nawet wiem co zrobić. Potrzebuję jednego aurora, bo odkąd Robards odszedł z biura a ja objąłem jego obowiązki mam ubytek w szeregach. Tylko już od razu ci mówię, że nie będzie litości musisz się nieźle przyłożyć do nauki, a na początek opłacę ci kurs i będziesz musiał mieć dobre oceny i się przykładać, bo inaczej nie będzie łatwo chyba ci na tym zależy prawda?
-Harry nawet nie wiesz jak ci dziękuję!-Powiedział i go przytulił.
-No dobra fajnie, że się cieszysz ale może mnie puść.-Powiedział ze śmiechem.
-Jesteś świetnym przyjacielem przepraszam za to co powiedziałem, myliłem się nie doceniłem tego. Wstyd mi, że teraz ratujesz mnie z takiej sytuacji, a ja mówiłem o tobie takie rzeczy.
-Ja też cię przepraszam mi wstyd, że odmówiłem ci pomocy, a ty jesteś moim przyjacielem od zawsze i na zawsze i nie chce, żeby to się zmieniło.
-Ja też nie.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com