Translate

niedziela, 19 marca 2017

69.Rozprawa

Hogwart był wciąż zamknięty, gdzieniegdzie słyszało się o protestach, ale niektórzy naprawdę uwierzyli w to, że Kingsley mógł popaść w długi i zostawić stanowisko bez słowa. Oprócz tego wciąż trwały różne wywiady i transmisje, ale nie było w tym nic szczególnego, tymczasem dzień rozprawy nadszedł bardzo szybko, a oni wciąż nie mieli nic na obronę Ginny.
-Nie wiecie jak mi głupio, że was w to wplątałam, wcale nie musicie tego dla mnie robić, jeszcze tylko może wam się za to oberwać.
-Nie! Ja się nie poddam! Choćbym miał iść siedzieć za ciebie!Jesteś niewinna!-Wykrzyczał Harry.
-Spokojnie, dam sobie radę.-Powiedziała Ginny i oparła rękę o jego ramię. Mówiła im i zapewniała, że sobie poradzi, ale tak naprawdę ukrywała to, że boi się siedzenia w areszcie, to mogłoby przekreślić jej karierę, naukę, plany na przyszłość, wszystko, nie chciała już nawet dopuszczać do siebie myśli, jak bardzo słynny Harry Potter mógłby na tym ucierpieć.
-JA JUŻ MAM DOSYĆ! SIEDZIMY TU I NADAL NIC NIE WIEMY! ROZPRAWA JUŻ DZIŚ, NIE MA CO MARNOWAĆ CZASU!-Powiedział dobitnie Ron, jego głos brzmiał bardzo motywująco.
-Więc co proponujesz Ron?-Zapytała Hermiona nie odrywając wzroku od gazety.
-Trzeba porozmawiać z Jake'iem.
-Chyba jeszcze śpi.-Powiedziała Ginny.
-O, nie!-Powiedziała cicho Hermiona.
-Co jest?-Zapytali wszyscy i zerwali się z miejsc.
-Ginny jest bardzo źle, oni wrobili cię w porwanie i nękanie tego chłopca!
-CO?!-Wydusiła z siebie.
-TO NIEDORZECZNE!-Ryknął Ron waląc pięścią w stół, a Harry zaczął nerwowo chodzić w kółko, miał ochotę pobiec do ministerstwa i wszystko im wykrzyczeć, ale wiedział, że trzeba czym prędzej znaleźć Kingsley'a jeśli w ogóle jeszcze żyje...
-MOŻECIE PRZESTAĆ, NIE WIECIE JAKIE TO DEKONCENTRUJĄCE!-Zdenerwowała się Hermiona i kiedy wszyscy się uspokoili wzięła wdech i zaczęła:
-Ginny potrzebuje naszej pomocy.-Nawet nie starała się już temu zaprzeczać.-Czy możecie zawołać tutaj Jake'a?-Zapytała.
-Tak, chyba będziemy musieli go obudzić, bo nie zostało wiele czasu.-Powiedział Harry i pobiegł na górę, jak się okazało już nie spał i sam miał zamiar zejść na dół.
-Mamy do ciebie kilka pytań.-Powiedziała Hermiona.
-Proszę cię, żebyś powiedział wszystko od początku. W jaki sposób znalazłeś się na Pokątnej i dlaczego?-Zapytał Harry.
-Porwali mnie, bo jestem tym....charłakiem-Przypomniał sobie.-Nie wiem co się stało, ale pamiętam, że moja mama zanim wyszła do pracy mnie usypiała i...
-Gdzie pracują twoi rodzice?-Zapytał Harry, bo uznał, że lepiej jeśli wypytają go o wszystko, bo każdy szczegół teraz może mieć znaczenie.
-Pracują w ministerstwie, są aurorami, tak naprawdę większość życia spędzałem u babci, bo oni ciągle byli zajęci. Konkretnie zajmowali się obroną takich jak ja.
-Rozumiem.-Przytaknęła Ginny.
-Potem zasnąłem i obudziłem się w jakiejś piwnicy, było bardzo ciemno, słyszałem głosy moich rodziców...-Zaciął się i zaczął płakać, nikt nie chciał go w tej chwili przynaglać.-Błagali, żeby ich wypuścili, żeby przestali...ale oni tylko się śmiali i...najpierw zabili moją mamę, słyszałem płacz mojego taty, błagał, żeby chociaż mnie ocalono...ale jego też w końcu zabili, chcieli od nich jakiejś informacji, ale nie wiem o co chodziło.-Powiedział szlochając głośno, Harry świetnie go rozumiał, wiedział jak to jest stracić rodziców i jak trudno jest o tym myśleć, że już nigdy się ich nie zobaczy, a co dopiero mówić.
-Wiedziałem, że muszę się ratować, kiedy gdzieś wyszli zacząłem szukać jakiegoś wyjścia, ale nic nie widziałem było za ciemno, dopiero potem kiedy szłem przed siebie blisko ściany zobaczyłem, strużkę światła. Wymacałem metalowe szczeble i wszedłem po nich na górę, a tam było coś jakby właz. Najpierw nie miałem siły, ale potem jakoś mi się udało.
-Ale jak trafiłeś na Pokątną?
-Właśnie tam było to wyjście, na tej samej ulicy.
-Dzięki za pomoc Jake.-Powiedziała Ginny.
-Tak, jesteś naprawdę odważny, bardzo nam pomogłeś.
-Mogę spotkać się z panią Weasley?-Zapytał, musieli się bardzo polubić.
-Jasne.-Powiedział Ron.
-Może my cię tam odprowadzimy.-Zasugerowała Hermiona.
-Spróbujcie siecią fiuu.-Poleciła Ginny i dała im worek z proszkiem. Najpierw zniknęli Ron i Hermiona, a chłopiec został ostatni.-A teraz posłuchaj powiedziała Ginny-Weź garść, wrzuć ją do kominka i wejdź w drugie rusztowanie, dobrze?-Na to pokiwał głową i z lekkim przerażeniem, ale zrobił dokładnie to co mu kazała.
-To taki mądry dzieciak, a w życiu pewnie będzie miał nieźle pod górkę.-Harry'emu strasznie zrobiło mu się go szkoda, on przynajmniej był czarodziejem i mógł uciec od Dursley'ów, a Jake...
-Masz rację, wiesz co on czuje...-Ginny się nie zapytała, ona stwierdziła fakt.-Myślisz, że taki dzieciak dałby radę otworzyć właz?-Powiedziała Ginny z powątpieniem.
-Też wydało mi się to dziwne...
-A może jednak on ma cechy czarodzieja, tylko żył w stresie i ujawniają się dopiero teraz.
-Może...-Powiedział Harry, choć tak naprawdę, to co poczuł lepiej oddałyby słowa "Mam nadzieję".-Co teraz zrobimy?
-Pewnie nic.-Powiedziała Ginny.-Te szukanie nie ma już sensu, jeśli to śmierciożercy i się na mnie uwzięli to nie mamy szans.-Harry zupełnie nie wiedział co na to odpowiedzieć, bo najbardziej bolało go to, że to prawda.
-Nie chcę, żebyś trafiła do aresztu...-Powiedział tylko i oparł swoje czoło o jej, tak, że teraz patrzyli sobie w oczy.
-Boję się.-Chyba pierwszy raz Ginny wypowiedziała te słowa na głos.
-Ja też.-Przyznał i objął ją.
Kilka godzin później , nadszedł czas rozprawy wszyscy stawili się tak jak im powiedziano, bo wiedzieli, że opieranie się i tak nic nie da.
-Dali Umbridge jako jednego z sędziów, to szaleństwo!-Powiedziała szeptem do Ginny Hermiona siedząca obok niej, sala sądowa trochę się zmieniła. Przerażające było to ile ludzi przyszło, żeby popatrzyć na jej rozprawę, chcących usłyszeć wyrok. Głównym sędzią została kobieta, która wtedy "odwiedziła" ich i czytała rzekome zarzuty.
-Ginevra Potter, w związku małżeńskim z Harry'm Potter'em, zgadza się?-Harry miał wrażenie, że wyczytując jego imię spojrzała na niego z kpiącym uśmieszkiem.
-Tak.-Odpowiedziała Ginny. Po wyczytaniu oskarżeń, w których została wrobiona w porwanie ponownie zapytano:
-Czy przyznajesz się do dokonania wymienionych wcześniej czynów?
-Nie.-Powiedziała twardo i przez sale przeszły szepty.
-Ginny nie porwała chłopca.-Powiedziała Hermiona wstając.-Lekarz Dracon Malfoy wydał opinie o obrażeniach dziecka.-Powiedziała i podała dokument, w tej samej chwili Ginny zauważyła tego jasnowłosego mężczyznę, który uśmiechnął się do niej.
-Rozumiem.-Powiedziała przeszywając go wzrokiem, ale Ginny wiedziała, że Hermionie udało się ją pokonać i miała wrażenie, że w jej żyłach pulsuje teraz jad.
-Jego obrażenia jednak nie dowodzą, że sama nie zadała ich dziecku, a potem, aby to zatuszować, udawała, że ratuje mu życie.-Wtrąciła Umridge.
-Po co miałaby to robić?-Powiedziała ostro Hermiona, choc wiedziała, że to żaden argument.
-Z badań wynika, że chłopiec został ugodzony konkretnymi zaklęciami, a wiem od aurorów, że nie wykryto ich na różdżce należącej do pani Potter.-Sprzeciwił się Draco.
-Ciosy mogły zostać zadane każdą inną, kradzioną różdżką.
-Ginny nigdy nikogo by nie skrzywdziła!-Zaprotestował ktoś z ostatniego rzędu, jak się okazało był to Neville. Wielbiciele Ginny zgodzili się z nim kiwając głowami jednak sędziowie to zignorowali.
-Mimo wszystko jednak, nikt nie wiedział o tym, że chłopiec zamieszkiwał u was.
-TAK JAK NIKT NIE WIEDZIAŁ, ŻE ZOSTAŁ PORWANY PRZEZ ŚMIERCIOŻERCÓW!-Wykrzyczał Harry, i rzucił się w kierunku ławy sędziów, jednak natychmiast odciągnęło go trzech ochroniarzy. Zrobił się wielki szum.
-Cisza!-Wrzasnęła.-Przerwa.-Powiedziała i Ginny podbiegła do Harry'ego i nie zastanawiając się rzuciła mu się w ramiona i go pocałowała, może to co przed chwilą zrobił Harry było bezmyślnym posunięciem, ale Ginny wiedziała, że nie zostało im już wiele czasu, byc może najbliższe dni lub miesiące będzie musiała spędzić w celi.
-Ginny, nie wierzę, że byli na tyle chamscy, żeby wrobić cie w coś takiego.-Powiedział wyraźnie oburzony Neville.
-To i tak nic nie da Neville...
-A co z twoja pracą? Wiesz jak długo Hogwart będzie jeszcze zamknięty?
-Obecnie nie pracuje i nikt tego nie wie byc może niedługo do Hogwartu będą przyjmowani tylko ci, którzy maja czystą krew.
-To straszne.-Powiedział Ron.
-Ktos widział Hermionę?-Zapytała Ginny.
-Może coś sprawdza albo czegoś szuka.-Powiedział Ron.
-Napij się Ginny.-Powiedziała Hermiona i podała Ginny kubek wody.
-Dzięki.-Powiedziała i upiła kilka łyków.
-Masz jakis plan?-Zapytał Harry.
-Musze sie nad czymś zastanowić, spokojnie, wszystkim się zajmę.-Powiedziała ale była jakoś dziwnie rozkojarzona, może to przez tą całą rozprawę.
-Masz dużo ludzi po swojej stronie Ginny, nie pozwolimy ci gnić w więzieniu, ta nowa władza to jakiś obłęd.-Powiedział Neville.
-Zaraz musimy wracać na salę.-Powiedział Ron zerkając na zegarek.
-Wcale nie chce tam wracać, nie czuję się najlepiej.-Powiedziała Ginny, a Harry ja podtrzymał.
-Musimy już wchodzić.-Powiedział Neville i wrócił do środka.
-Harry, niewidomo jaki będzie ich wyrok, wiec zaopiekuj się mamą, Jake'iem i Ted'em i martw się, najlepiej o tym nie myśl.
-Jak? Zostanę w domu całkiem sam, oprócz ciebie nie mam nikogo tak bliskiego...
Posłali sobie jeszcze ostatnie smutne spojrzenia i usiedli na swoich miejscach.
-Pani Potter czy ma pani jeszcze coś do powiedzenia?-Zapytała.
-Tak.-Powiedziała i wzięła głęboki wdech.-Przyznaję się do popełnienia tych zarzutów.-Powiedziała.
-TO NIEMOŻLIWE!!ZMUSILIŚCIE JĄ DO TEGO, GINNY NIE MOŻESZ!CO WY JEJ ZROBILIŚCIE! CO ZROBILIŚCIE Z PRAWDZIWA GINNY!-Harry nie panował już nad sobą, a Ron siedzący obok niego zaczął go pocieszac i uspokajać, choć zwykle było na odwrót.
-Wyprowadzić go!-Oznajmił sędzia.
-NIE! To ja to zrobiłem Ginny próbuje mnie kryć.-Powiedział po zastanowieniu jeśli to ma uchronić od wiezienia Ginny, musi to zrobić.
-Zostawcie go.-Zmieniła zdanie i ochroniarze odeszli. Wiec w końcu, które z was.
-Razem to zaplanowaliśmy.-Powiedziała Ginny, ale Harry był pewny, że to nie ona, miała dziwną pustkę w oczach. Ale co się w takim razie stało z prawdziwą?
-W takim razie kto jest za skazaniem Ginevry Potter na rok pobytu w areszcie?-Mniejsza część z sędziów i rady podniosła ręce.-Kto za skazaniem Harry'ego Potter'a.-W tym wypadku była to już znacznie większa liczba osób, które podniosły ręce.-Kto za skazaniem obojga?-Po wypowiedzeniu tych słów znaczna większość poparła ten wyrok.
-A więc wyrok jest jednoznaczny.
-NIEEE!-Zaprotestował Harry i była to ostatnia rzecz jaką Ginny zobaczyła, bo źle się czuła i nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami.
Ocknęła się dopiero jakiś czas później. Nie wiedziała gdzie właściwie się znajduje, ale na pewno nie była to cela więzienna, bo była przypięta pasami do jakiegoś fotela, a do niej były podłączone jakieś elektrody. Zupełnie nie wiedziała co zrobić, dookoła widziała tylko ciemność. Zaczęła desperacko szarpać pasy i próbowała je jakoś oderwać lub się z nich wyśliznąć, ale to było niemożliwe. To bez sensu. Co się stało i kto za tym stoi?-Zaczęła zadawać sobie pytanie. Usłyszała jakieś krótkie skrzypienie i na chwilę zobaczyła szparę światła, czyżby tam były jakieś drzwi? Czuła czyjąś obecność, ktoś właśnie musiał wejść do środka. Ginny i tak była bezbronna, bez różdżki, sama, ograniczona jedynie do ruchu szyją i głową, więc postanowiła udawać, że wciąż jest nieprzytomna. Ten ktoś musiał zapalić światło różdżki, bo spod lekko rozchylonych powiek widziała zamazany obraz.
Postać ta była wysoka i dobrze zbudowana, to musiał być jakiś mężczyzna.
-O, Merlinie! Ginny, słyszysz mnie!?-Usłyszała roztrzęsiony głos Rona.
-Udowodnij mi, że jesteś Ronem Weasley'em!-Rozkazała.
-Wiem, że od lat kochasz Harry'ego, wiem, że boisz się samotności, wiem, że nawet jeśli ci się coś nie udaje to wciąż próbujesz, wiem, że masz drugie imię po naszej mamie i wiem, że jesteś niewinna i chciałaś uratować Jake'a.
-Ron, co się stało i co ty tu robisz?
-Ratuję ci życie, a przynajmniej się staram. A ci z "ministerstwa"chcieli ci wyprać mózg lub coś w tym stylu.
-Dlaczego?
-Wiem, że masz wiele pytań i nie wiesz co się stało, ale nie mamy za wiele czasu oni mogą tu wpaść w każdej chwili.
-Rozumiem. Wiesz jak to odpiąć?-Zapytała Ginny kiedy Ron obchodził dookoła fotel i dobrze mu się przyglądał.
-Zastanawiam się, nie wiem czy zwykłe zaklęcia pomogą, bo możliwe, że moga nas po nich wykryć. Już wiem!-Powiedział Ron szeptem. Kurs aurorstwa to chyba najużyteczniejsza rzecz jakiej się w życiu uczyłem.
-Tylko się pośpiesz Ron!
Po chwili przyłożył koniec różdżki do jednego z pasów i zaczął mruczeć pod nosem jakąś długą formułkę. Ku zdziwieniu Ginny pasy wyglądały jakby zaczęły się rozpuszczać.
-Jak ty to zrobiłeś?-Zapytała również szeptem.
-No cóż...aurorzy mają swoje sposoby.-Uciął tylko i kiedy chwycił za jedna z elektrod na czole poparzył palce.
-Auuu...-Stęknął.Hmm...-Zaczął się zastanawiać.
-Ron czy ty nadal potrafisz mówić po wężowemu?-Zapytała Ginny, bo właśnie cos przyszło jej do głowy.
-Pewnie tak, umiejętności ponoć nie zanikają...
-Spróbuj wyczarować węża i rozkazać mu przegryźć te kable.
-Sprytnie! Po chwili po podłodze wił się mały wąż, a Ronowi najwyraźniej się udało, bo Ginny słyszała tylko dziwne syczenie i charkot. Wszystko przebiegło dokładnie tak jak to sobie Ginny wyobrażała, wąż posłusznie przegryzł wszystkie kable, a kiedy Ron machnął różdżką zniknął.
-Udało się!-Powiedział ucieszony Ron i Ginny mogła już spokojnie odczepić wszystkie elektrody.
-Lepiej to załóż.-Powiedział Ron.
-Niewidka?-Zapytała zdziwiona.
-Och...nie jestem jakimś złodziejem! Wziąłem ją, żeby uratować wam życie! A Harry się chyba za to nie obrazi.
-Nam?
-Muszę cie zmartwić, ale Harry'ego i Hermionę porwali tak samo, nie wiesz ile mi zajęło odnalezienie ciebie.-Powiedział Ron. Kiedy już stali przy drzwiach Ginny wsunęła się pod pelerynę.
-Ron a co z tobą?
-Wykradłem strój od jakiegoś urzędasa zdrajcy.-Powiedział Ron i zgasił różdżkę. -Idziemy.
Na zewnątrz czekali Fred i George z różdżkami w gotowości.
-I co?-Zapytał George.
-Udało się, to właśnie Ginny.-Ron wskazał na pustą przestrzeń.
-Mimo, że cię nie widzimy, cieszymy się, że nic ci nie jest.-Powiedział Fred z uśmiechem.
-Kręcił się ktoś podejrzany?-Zapytał Ron.
-Nie.
-Myślałam, że wyjechaliście na święta na Majorkę...-Powiedziała szeptem do Freda i George'a.
-Bo tak, było, ale jak usłyszeliśmy o tej aferze, to dzisiaj wróciliśmy,spóźniliśmy się na tą rozprawę, ale pogadaliśmy z Ronem i obmyslilismy plan.-Wytłumaczył George.
-Słabo mi...-Powiedziała Ginny i zaczęła widzieć podwójnie, a po chwili znowu zrobiło jej się czarno przed oczami. Śniło jej się, że była w labiryncie, z którego nie może wyjść, skoro Ron miał problem ze znalezieniem tego pokoju, więc w ministerstwie musiało się wiele zmienić...Może to właśnie ministerstwo było teraz takim labiryntem.
Obudziła się z wielkim bólem głowy i czuła się jakby ktoś nią potrząsał. Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła, że to Harry niesie ją przerzuconą przez ramię, jedna ręką trzymając ją za plecy, a w drugiej trzyma różdżkę. Otworzyła oczy wciąż byli w ministerstwie.
-W..lewo. Teraz w prawo.-Instruował ich Harry.
-Harry...Powiedziała i wsparła się łokciami, żeby jej głowa nie zwisała tak bezwładnie.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest...Jak się czujesz.
-Świetnie, ale dziwnie się gada do czyichś pleców wiesz...Możesz mnie już postawić.-Powiedziała.
-Nie, to nie jest dobry pomysł, ponoć cały czas tracisz przytomność, więc lepiej jak już cię poniosę.
-Wiecie gdzie jest wyjście?-Zapytał George.
-Mniej więcej.-Powiedział Harry.
-Błądzimy tu już od jakiejś godziny!
Ginny dopiero teraz zauważyła, że tak samo jak Harry niesie ją, Ron niesie nieprzytomną Hermionę.
-Co z Hermioną?-Zapytała.
-Jest cały czas nieprzytomna...-Powiedział Ron ponuro.
-Tu jest wyjście ewakuacyjne!-Powiedział Harry.
-Jesteście pewni, że to nie pułapka?-Powiedziała Ginny.
-No cóż chyba nie mamy już nic do stracenia...
-Uwaga na głowy.-Powiedział Ron.
-Teraz to mówisz jak Hagrid...-Stwierdził Fred.
A jednak obawy się potwierdziły, to była pułapka.
-Mamy towarzystwo!-Ostrzegł ich Fred i szybko przepuścił wszystkich przez wyjście.
-Fred szybciej!-Przynaglił go George.
-Łapcie się!-Krzyknął jeden z bliźniaków. I wszyscy do nich doskoczyli, zdążyli w samą porę, przed złapaniem przez zdradzieckich aurorów lub nawet śmierciożerców.
-Gdzie my jesteśmy? -Zapytała, gdy Harry postawił ją już na nogi.
-Witamy w naszym domku letniskowym na Majorce!-Powiedział George i otworzył przed nimi szeroko drzwi.
-Fajnie się urządziliscie.
Parę godzin później kiedy Hermiona odzyskała już przytomnosć wszyscy zasiedli razem do kolacji. I Ron razem z Fredem i George'em opowiedzieli o wszystkim.
-...No i wtedy Ginny wpadła na ten pomysł z wężem.-Skończył Ron.
-Sprytne.-Powiedział Harry.
-Też tak myślę.-Dodał Ron.
-Ron to niesamowite, że udało ci się nas uratować!-Powiedziała Hermiona a bliźniacy chrząknęli.-Oczywiście z pomoca tych dwóch zdolnych panów.-Dodała.
-Tylko dlaczego porwali akurat waszą trójkę...
-Może dlatego, że jesteśmy ze sobą mocno związani...-Powiedział Harry i pod stołem złapał Ginny za rękę.
-Chcieli nas zbadać, wiec może to miało na celu badanie naszych reakcji, ale czemu..-Powiedziała Hermiona.
-Może dlatego, że wiele osiągnęliście.-Powiedział Ron grzebać widelcem w spaghetti.
-Ron ty też wiele potrafisz, może nawet umiesz więcej niż myślisz, musi chodzić o coś innego.-Zaprzeczyła mu Ginny.
-Wszyscy jesteście po trudnych przejściach...-Powiedział Fred.
-WIEM!-Powiedziała Hermiona.-Ginny jest czystej krwi, Harry półkrwi, a ja mugolaczką. Może maja zamiar sprawdzić czy różnimy się inteligencją albo siłą.
-Przecież to głupota wszyscy się od siebie różnią bez względu na krew.-Powiedziała Ginny.
Po kolacji Harry i Ginny w pokoju, który otrzymali, rozmawiali o wszystkich wydarzeniach.
-Boję się niepewności, oni są teraz chyba bardziej nieprzewidywalni niż kiedykolwiek, po ostatniej porażce myślą taktycznie. Nie chcę, żeby znowu wszystko się powtarzało, boję się o naszą rodzinę. Ale wreszcie mam komu powiedzieć o swoim strachu...-Powiedziała, wtuliła się w jego pierś i zasnęła.
-Ja też cieszę się, że w końcu jesteśmy razem...-Szepnął.