Translate

piątek, 29 czerwca 2018

91.Tajemnica pochodzenia Danielle cz.1.

Harry i Aurora przez cały czas byli w kontakcie poprzez listy, czasami Harry też wpadał do Aurory zobaczyć jak czuje się Ginny, jednak z każdym dniem nie polepszało się jej, mimo to wciąż nie dawała po sobie poznać strachu i przyjmowała to wszystko z godnością tak jakby przygotowywała wszystkich na najgorsze. Harry bardzo nie chciał jej tam zostawiać, bo oczywiście wolałby mieć ją przy sobie, ale wiedział, że Aurora dobrze się nią zaopiekuje i może to jej akurat uda się zdjąć klątwę, w końcu była kobietą, która wiedziała wszystko o różdżkach i zaklęciach. Prawdę mówiąc kryjówka Zakonu była teraz chyba najbardziej ryzykownym miejscem, gdyby jedno z zaklęć ochraniających ten dom zostało złamane, cała zgraja wrogów wlałaby się do środka. Ron w ostatnim czasie zajmował się dokładnymi przesłuchaniami wszystkich, którzy znajdowali się w Zakonie poza osobami będącymi w śpiączce, natomiast Harry wciąż rozmyślał nad miejscem gdzie pomieściłby się cały Zakon i gdzie wszyscy mogliby być bezpieczni.
-Dlaczego ja wcześniej o tym nie pomyślałem!! Przecież wszyscy już dawno zapomnieli o starej kryjówce Zakonu, Grimmauld Place! Ten dom jest w dodatku chroniony starymi zaklęciami, które trudno złamać, na pewno będzie dobrym miejscem.-Pomyślał.
-Stary mam złe i dobre wieści!
-Co jest?-Zapytał Rona, który wpadł do pokoju jak przeciąg, musiało to być coś poważnego.
-Dobra to taka, że Draco się wybudził, a zła...gdy byłem dziś w szpitalu zauważyłem, że brakuje tego chłopaka-wilkołaka! I to on jest zapewne tym szpiegiem!
-To dobry trop Ron, powiadomiłeś już Kingsley'a i resztę aurorów?
-Tak. Jestem pewien, że coś kombinują, może on tylko udawał nieprzytomnego a tak naprawdę cały czas kontaktował się z nimi, jak dobrze, że nikt poza nami nie zna formuły tych zaklęć, pewnie stąd ostatnio wzięła się ta zgraja otaczająca dom. Ostatnio czytałem też, że stworzyli rzekome ,,miasteczko" gdzie sprowadzają mugolaków, żeby ich oddzielić od reszty czarodziejów, ale pewnie w praktyce jest to coś w rodzaju siły roboczej. Kilkunastu czarodziejów czystej krwi zrobiło protest przeciwko temu, do dzisiaj nikt ich nie widział i nikt ich nie odnalazł.
-Jak dobrze, że Kingsley wrócił, przynajmniej można mieć poczucie, że ktoś jednak trzyma rękę na pulsie.-Westchnął Ron.
-Czy ktoś kogo przesłuchiwałeś wydał ci się podejrzany?
-Nie, raczej nie, ale ten chłopak...to dość dziwne, że podobno był w ciężkiej śpiączce, a dziś rano nie zostało po nim śladu.
-Masz racje Ron, nikt na jego miejscu pewnie nie ulotniłby się tak bez słowa.
-Teraz wybacz Ron, muszę załatwić nam miejsce ucieczki w razie czego.-Szybkim ruchem zgarnął z biurka swoją różdżkę i już miał zamiar udać się do wyjścia, ale Ron pociągnął go za ramię.
-Co z Ginny? Trzyma się? Podobno mama ją ostatnio odwiedzała i nie wygląda zbyt dobrze...-Powiedział z grymasem na twarzy.
-Też się o nią martwię, ale Aurora twierdzi, że różdżka, z której zostało rzucone to zaklęcie ma jakieś dziwne właściwości i właśnie nad tym pracuje. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
-Taa... A gdzie ma być ta kryjówka?
-Muszę wybrać się na Grimmauld Place, to miejsce pewnie znów zarosło, więc trzeba będzie trochę uprzątnąć nim zgarniemy tam ludzi, poza tym rozejrzę się.
-No dobra, jeśli chcesz mogę pójść z tobą...
-Nie ma takiej potrzeby, lepiej razem z Laughter'em porozmawiajcie z Draconem, może mieć nam jakieś informacje do przekazania jak poprzednio.
-Tak jest!-Zasalutował i wybiegł z pokoju, a następnie zbiegł po schodach na dół.
Harry zebrał najpotrzebniejsze rzeczy, wpakował je do plecaka i od razu udał się do celu.

***********
Grimmauld place nic a nic się nie zmieniło, ten sam ogromny, stary dom, z wielkimi ozdobnymi oknami, które teraz były tak brudne, że nie można było przez nie dojrzeć wnętrza mieszkania. Zanim Potter chwycił za klamkę rozejrzał się wokoło i wykrył wszystkie rzucone tu ostatnio zaklęcia, tak jak myślał nie było nic podejrzanego ani niepokojącego. W pobliżu nie było nawet żywej duszy, zresztą nawet jeśli, wciąż miał narzuconą na siebie pelerynę niewidkę, która od czasów szkolnych bardzo się zmniejszyła, ale nadal działała bez zarzutu. Powoli otwarł stare, skrzypiące drzwi ze złotą kołatką. Cały czas trzymał przed sobą wyciągniętą różdżkę, czekając gotowy na ewentualny atak, ale nic takiego nie miało miejsca, więc ruszył do przodu uprzednio, zamykając za sobą drzwi.
-SZUMOWINY! SZLAMY! ZŁODZIEJE! W DOMU MOICH PRZODKÓW!-Usłyszał wrzaski, które  nieźle go przestraszyły, na szczęście szybko zorientował się, że był to tylko ten głupi obraz co zawsze. -WYNOŚCIE SIĘ, BO MOI PRZODKOWIE JESZCZE WAS PRZEKLNĄ! WY CHOLERNE ŁACHUDRY!!!-Tego już było za wiele, jak można skupić się w takich warunkach? Harry szybko chwycił za najbliższy kawałek płótna i przykrył obraz, który po tej czynności od razu zamilkł, co za ulga.
Z zapaloną różdżką ruszył dalej, w salonie i paru innych pokojach wszystko wydawało się być takie samo. Został już tylko pokój Syriusza. Na chwilę przystanął przed jego drzwiami wpatrując się w złoty napis ,,Syriusz". We wnętrzu wszystkie ściany były poobklejane złoto-czerwonymi plakatami, w gablocie przywiesił swój szalik Gryffindoru. Wszyscy doskonale wiedzieli, że robił to specjalnie na przekór swojej "idealnej" rodzinie. Właściwie Potter sam nie wiedział po co tu właściwie wchodził, dobrze wiedział, że i tak nic tutaj nie znajdzie, bo już kiedyś z Hermioną i Ronem dokładnie przeszukiwali ten pokój, a jednak zatrzymał go tu jakiś sentyment. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w duże zdjęcie przedstawiające wszystkich Huncwotów w szalikach Gryffindoru. Wzrok zatrzymał na brązowowłosym mężczyźnie, który cały czas się śmiał - taki właśnie był James...
Tak bardzo chciałby, żeby teraz byli przy nim i pomogli podjąć jakieś kroki, podpowiedzieli gdzie szukać, oni na pewno wiedzieliby co zrobić...
-Co zrobilibyście na moim miejscu?-Rzucił pytanie i omal nie dostał zawału, gdy ktoś położył rękę na jego ramieniu. Harry błyskawicznie odwrócił się z różdżką w gotowości.-Hermiona?! Co ty tu robisz? Chcesz mnie wpędzić do grobu?!
-Przepraszam Harry, szukałam cię, Ron powiedział, że cię tu znajdę.
-A miał nikomu nie gadać ehh...
-Mam wieści od Aurory, podobno ta różdżka, która należała do Danielle po kilku testach zrobionych przez Aurorę wykazała bardzo silną, ukrytą moc. Aurora twierdzi, że jest zbudowana tak jakby miała znacznie dominować moce przeciętnego czarodzieja.-Wyjaśniła szatynka.
-Zwykle jest na odwrót prawda? To czarodziej ma pełną władzę nad różdżką, ona jest tylko narzędziem.
-Masz rację, Aurora twierdzi, że Danielle przez tą dominację nad jej mocami prawdopodobnie nie jest już w stanie rzucać jakichkolwiek zaklęć bez swojej różdżki.
-To dziwne, kto normalny chciałby różdżkę, która pochłonie jego moce?
-Nie mam pojęcia Harry, ale cała ta sprawa tej kobiety jest bardzo dziwna.
-Taa...Dzięki za wiadomość Hermiona.
-Nie ma sprawy, Aurora woli nie wysyłać takich informacji listem na wszelki wypadek.
-Wiem, ale ty powinnaś się teraz oszczędzać Hermiona, teraz dbasz nie tylko o siebie.-Uśmiechnął się.
-Spokojnie, mną się nie przejmuj, zresztą czuję się całkiem dobrze. Do zobaczenia!
-Uważaj na siebie, cześć.-Pożegnał ją i już po chwili usłyszał pyknięcie deportacji na zewnątrz.
Cholera wciąż wiedzą za mało o tej Danielle...Najbardziej zastanawiające w tym wszystkim było to skąd urwała się ta nienormalna kobieta. Na przesłuchaniach podobno upierała się, że jest z sierocińca, ale wszyscy aurorzy szybko odrzucili tę opcję, ponieważ raczej nie byłaby wtedy żoną Davida Smitha - genialnego czarodzieja z szanowanej rodziny, wyznającej kult czystej krwi. Ona sama więc również musiała być z jakiejś wysoko postawionej familii, tylko dlaczego w takim razie nie chce się do niej przyznać i wyjawić prawdy? I co miały oznaczać słowa Davida: "LEPSZE TO NIŻ ŻYCIE Z KIMŚ TAKIM JAK TY, SPLAMIŁAŚ SWÓJ RÓD! MYŚLISZ, ŻE NIE WIEDZIAŁEM! JUŻ BY CIĘ TU NIE BYŁO GDYBY NIE TWOJA MATKA!" Po chwili brunet zdecydował się wysłać Dawlish'owi patronusa z pewnym zapytaniem. Patronusy aurorów były specjalnie tak zaszyfrowane, aby nikt nie mógł ich przechwycić, poza tym przy każdym rzuceniu zaklęcia, patronus zmieniał formę, tym razem w wypadku Pottera była to foka, która z jeleniem nie miała za wiele wspólnego...
-Może ty coś wiesz na ten temat Dawlish...-Westchnął, wygładził pościel Syriusza, na której siedział i z powrotem zszedł na dół do
holu głównego. Stanął przed ogromnym gobelinem wielkości całej ściany. Nigdy wcześniej zbyt dokładnie nie przyglądał się temu drzewu genealogicznemu, ale teraz mógł wyczytać z niego jakieś przydatne informacje. Jeżeli Danielle Smith należy do jakiejś rodziny szlacheckiej z pewnością jest też w jakiś sposób spokrewniona z rodziną Black'ów...