Translate

niedziela, 22 stycznia 2017

66.Poznajcie się

-Dzień dobry.-Obudził ją Harry odwrócony w jej stronę i wsparty na łokciu.
-Dzień dobry.-Przywitała go Ginny.-Co dziś robimy?
-Co chcesz.
-Proponuję zacząć od śniadania.
-Dobry wybór. Teraz jest ta część, w której mogę się popisywać.-Powiedział, a Ginny uniosła brew z powątpieniem.
-Zobaczymy.-Zaśmiała się.
-Dobra to ja pędzę do kuchni.
Po tym jak wyszedł z sypialni Ginny usiadła na brzegu łóżka i wyciągnęła z szuflady jedno ze wspólnych zdjęć, które było zrobione chyba nawet od razu po bitwie o Hogwart, na którym była ona przytulona do Harry'ego nietrudno zapomnieć jaką ulgą i radością było zobaczenie go całego.
Kiedy Ginny już miała zamiar wstać i zejść na dół w okno zapukała sowa.
-Dzięki.-Powiedziała, pogłaskała ją i rzuciła przysmak. Od razu rozdarła kopertę i zaczęła czytać.

            Może teraz nie masz czasu na korespondowanie ze mną, ale czułam, że muszę
się z tobą tym podzielić. A tak mianowicie to chodzi o to, że DOSTAŁAM SIĘ DO PIERWSZEGO ETAPU!! Po pierwszym egzaminie wstępnym przeszłam co prawda przede mną jeszcze długa droga, ale i tak już się cieszę. Mam nadzieję, że święta dobrze mijają, moje chyba nie mogły być lepsze. Wreszcie myślę, że uda mi się zostać aurorem.
Ps. Pozdrów Harry'ego Potter'a w końcu to jego zasługa, że mi się udało.
                                                                                                                                            Mallory
Kiedy Ginny to przeczytała uśmiechnęła się do samej siebie, wiedziała jak bardzo to dla niej ważne.
Kiedy już wyszła z łazienki ubrana i uczesana zeszła na dól na śniadanie.   
-I jak?
-Pyszne. Gotujesz lepiej ode mnie.-Powiedziała szczerze.
-Zawsze myślałem, że to nudne ale zaczyna mi wychodzić,choć początki były trudne. Najlepsze jest to, że to Ronowi się nudziło i mnie w to wciągnął.
-Właśnie co wy tu robicie kiedy nas nie ma?
-A no właśnie, chcę ci coś pokazać.
Powiedział i gestem pokazał, żeby szła za nim na górę.
-Teraz uwaga.-Powiedział, zakrył jej oczy i po chwili je odsłonił.
-O merlinie! TO JEST CUDOWNE!!-Powiedziała i pocałowała go, ani się obejrzeli a zaczęli się tak całować, że musiało to potrwać dobra chwilę. Cała jedna ściana była przez Harry'ego ozdobiona wszystkimi zdjęciami jakie znalazł w domu.
-Piękne.-Powiedziała przechadzając się wzdłuż ściany i oglądając wszystkie fotografie po kolei.
-Skąd ten pomysł?
-Jak byłem dzieckiem to raz widziałem taka ścianę i chciałem taką mieć tylko, że nie miałem zdjęć a teraz jest ich całkiem sporo.
-Długo to robiłeś?
-Ron mi pomagał i trochę to zajęło, ale nie wiem dokładnie ile, jak mi się przypomniało to przyczepiałem kolejne.
-Zostało jeszcze tylko jedno, z którym czekałem na ciebie, domyślasz się jakie?
Po chwili wyciągnęła różdżkę, machnęła nią i już trzymała je w ręce.
-To był dobry pomysł.
-Od dawna chciałem tu coś dodać, to mój rodzinny dom i nie mieszkam w nim sam, zawsze sobie inaczej wyobrażałem przyszłość, jeszcze parę lat temu gdyby ktoś mi powiedział, że tak będzie wyglądać moje życie pewnie bym mu nie uwierzył.
-Wiem co chcesz przez to powiedzieć. Jednak dobro wygrywa nad złem...i miłość nad nienawiścią.
-Na dodatek okazuje się, że mam matkę chrzestną i miała tyle wspólnego z rodzicami i Syriuszem a on nigdy nic mi o niej nie powiedział...
-Może naprawdę zależało mu i kiedy ją stracił nie umiał o tym mówić...ja wiem jak to jest, podczas wojny często mnie wypytywali, myśleli, że mam z tobą świetny kontakt, a było zupełnie na odwrót...
-Cieszę się, że mam taką rodzinę jak wy i mimo, że to świetnie ukrywasz to znam cie za dobrze, żeby tego nie widzieć. Naprawdę, Aurora nigdy nie zajmie twojego miejsca, to moja matka, cieszę się, że mam kogoś takiego jak ona, ale ty jesteś wyjątkowa i jesteś dla mnie najważniejsza.-Powiedział i ją objął.
-To nie tak, ja po prostu bardzo się denerwuję, boje się tego spotkania, boje się, że coś pójdzie nie tak albo, że to ze mną jest coś nie tak...
-Ginny, nie martw się tym, Aurora jest bardzo miła, na pewno się dogadacie.
-Wiem, że to dla ciebie bardzo ważne, dlatego mi też zależy.
-Dziękuję.-Pogładził ją po włosach.
Około południa Ginny biegała z kąta w kąt i nie mogła usiedzieć w miejscu.
-Ginny jest porządek, wyglądasz świetnie i jesteś wspaniałą osobą, serio nie ma co się tak stresować.
Pukanie do drzwi wyraźnie zerwało ją na nogi, natychmiast przeczesała włosy palcami i poprawiła sukienkę, a Harry w tym czasie poszedł otworzyć.
-Dzień dobry.-Powiedziała.
-Witaj Ginevra, prawda?
-Tak.
-Miło mi.-Powiedziała i uśmiechnęła się serdecznie.
-Może usiądźmy.-Zaproponował Harry.
-Wiesz co, tak naprawdę to może zacznijmy od podstaw, nazywam się Aurora Sharewood i pewnie wiesz już kim jestem.
-Oczywiście, jestem Ginevra Weasley, ale i tak wszyscy mówią do mnie Ginny, jestem żoną Harry'ego.
-Cieszę się, że mam tą przyjemność. Rozumiem, że mam się do ciebie zwracać Ginny?-Upewniła się.
-Tak, ludzie uważają, że to pełne imię niezbyt dobrze do mnie pasuje.
-Rozumiem. Gdzie pracujesz?
-Gram w quidditcha w drużynie...
-No tak przecież to oczywiste.-Przerwała jej i walnęła się ręką w czoło.-Harpii z Hollyhead oczywiście.-Dokończyła.
-Tak, właśnie tak.
-Moja praca jest mniej przebojowa ale ja lubię. Tak mianowicie to jestem wytwórcą różdżek.
-To musi być trudna praca.
-Nie narzekam, za to zarobki są całkiem niezłe.-Mrugnęła z uśmiechem.
-Mieszkasz sama?
-Tak, ale muszę przyznać, że zasłużyłam sobie na to, skoro nie potrafiłam zadbać o moich bliskich, może gdyby nie moja głupota Harry miałby teraz rodziców...
-Znam twoja historię, to nie twoja wina.
-Naprawdę to wspaniałe, że tak mówisz, ale gdybyśmy wtedy opracowali jakiś plan może wszystko potoczyłoby się inaczej, ale cóż czasu już nie można wrócić...I tak pozostało mi czekać aż wszyscy na których mi zależało przemijają. Harry dużo mi o tobie opowiadał.-Zmieniła tor rozmowy. Mówił, że jesteś odważna, mądra i piękna, nawet nie pamiętam już o ilu innych superlatywach wspomniał, gdy opowiadał mi o tobie.-Harry'emu zrobiło się trochę głupio, że to powiedziała, ale wciąż siedział cicho.
-Nie wiem, czy jestem taka super, ale kocham Harry'ego i to jest dla mnie najważniejsze.
-Wiem, że teraz większość czasu przebywasz w szkole, prawda?
-Tak, początkowo nie chciałem zostawiać wszystkiego i wszystkich, ale jakoś wiążę koniec z końcem, wiem, że nie będę do końca życia sportowcem, a nie chce być kurą domową.
-Słusznie, wykształcenie jest ważne. Swoja drogą, bardzo pięknie mieszkacie i naprawdę widać w tym wszystkim twoja rękę Ginny.
-Dziękuję, kocham ten dom.
-Twój rodzinny dom to jest Nora, prawda?
-Tak, tak go nazywamy, jest stary i wygląda niepozornie, ale jest dla nas wyjątkowy.
-No tak, to jasne, wiąże się z waszymi wspomnieniami, ja to rozumiem, choć nie do końca wiem jak to jest.
-Dlaczego?-Zapytali oboje.
-Nie miałam zbyt wesołego dzieciństwa, w wieku trzynastu lat moich rodziców zamordowano za ich pochodzenie, później byłam przez rok pod opieką babci, ale ona umarła w niewyjaśnionych okolicznościach, mając czternaście lat trafiłam do domu dziecka. Oczywiście byłam tam tylko przez wakacje, w roku szkolnym przebywałam w Hogwarcie razem z przyjaciółmi. Do dziś śmieszy mnie to jak na początku pierwszej klasy nie wiedziałam co tam robię i zawsze przyglądałam się im wszystkim z daleka...
-To bardzo smutne.
-Nie mówiłaś, że też straciłaś rodziców.
-Dlatego starałam się robić wszystko, żebyś ty nie stracił swoich, kiedy się dowiedziałam, byłam pewna, że nie będziesz miał łatwego życia, miałam nadzieję, że nie popełnisz tego błędu co ja i najwidoczniej jesteś inny, jesteś "Chłopcem, który przeżył", ale to twój charakter i postępowanie cię takim czyni.
-To dzięki Ginny, ona buntowała wszystkich w Hogwarcie, przeze mnie nieźle jej się wtedy dostawało, a jednak się nie poddała, dzięki niej taki jestem, kocham ją.-Powiedział i objął ramieniem.
-Czytałam waszą historię wiele razy, ale cały czas robi bardzo duże wrażenie, cieszę się, że jesteście szczęśliwi. Wiecie ja już chyba pójdę, w końcu są święta a Ginny pewnie niedługo znów wróci do szkoły, wiec może lepiej spędźcie ten czas razem.
-Nie zostanie pani na obiedzie?-Zapytała zdziwiona.
-Dziękuję wam, ale nie ma takiej potrzeby, dziękuję za to całe przygotowanie, naprawdę miło było cię poznać Ginny i może na przyszłość mów mi po imieniu.
-Dziękuję mamo.
-Wszystkiego najlepszego Harry, a ty Ginny pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.











niedziela, 8 stycznia 2017

65.Wigilia u Weasley'ów

Przygotowania do świąt trwały, w centrach handlowych były teraz tłumy ludzi, wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami, a tymczasem rodzina Weasley'ów zbierała się tam gdzie w każde święta w rodzinnym domu - norze.
-Już jesteśmy.-Wydyszał Fred.
-Mamo nie patrz tak, trudno nam się było przecisnąć przez te tłumy.-Wytłumaczył George widząc karcący wzrok matki.
-Rozumiem, ale czy wy nigdy nie możecie przyjść na czas! Dziś wigilia!
-No dobrze, przepraszamy, ale i tak jeszcze nie ma wszystkich.-Powiedzieli i usiedli na kanapie, a pani Weasley machnęła ręką i wróciła do kuchni. Ginny nerwowo czekała na Harry'ego, mijała kolejna godzina odkąd miał być w norze. W swojej głowie wymyślała coraz to nowsze usprawiedliwienia. Po paru minutach jednak w ogródku było słychać, że ktoś się deportował.
-Nareszcie.-Powiedziała wyglądając przez okno.
-Ginny, Harry przed chwilą się deportował!-Zawołała Molly, a Ginny zbiegła po schodach.
-Przepraszam, wiem, że miałem być wcześniej ale...
-Nie ma problemu i tak jeszcze wszystkich nie ma.-Powiedziała pani Weasley.
-A my to jak już się o parę minut spóźnimy to jest źle, tak?-Powiedzieli z oburzeniem bliźniacy.
-Gdzie byłeś? Coś się stało?
-Przepraszam, teraz mamy mnóstwo pracy od nowego roku będą egzaminy wstępne do naboru aurorów, zresztą w sylwester ma być jakieś wielkie rozdanie coś jakby podsumowanie roku.
-Tak, wiem. To masz na myśli?-Powiedziała podając mu zaproszenie a kiedy je przeczytał kiwnął głową.
-Tak, ale...nie mówiłaś, że my też jesteśmy zaproszeni.
-Dopiero dzisiaj przyleciała sowa chciałam to otworzyć razem z tobą, ale się trochę spózniłeś wiec otwarłam to sama w razie gdyby to było coś ważnego.
-To jest nie do wytrzymania...
-Co?-Zapytała zdziwiona.
-Ty mi zawsze robisz takie wyrzuty.
-Nie robię ci wyrzutów, nie jestem jak mama.
-I całe szczęście...-Zaśmiał się Fred.
Nagle usłyszeli dźwięk deportacji.
-Cześć, jesteśmy już.-Odpowiedzieli Ron z Hermioną.
-Świetnie, usiądźcie sobie.-Odparła Molly.
-No i jest gwóźdź dzisiejszej imprezy!
-Dzięki George.-Zaśmiał się Ron.
-No nie chce nic mówić...ale chodziło mi oczywiście o Hermionę.-Powiedział i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nie przejmuj się braciszku wiesz, że jesteś wyjątkowy.-Powiedział Fred.
-Co was tak długo nie było?
-Trzeba się było odpicować a co!-Zaśmiał się Ron.
-No nie wątpię...-Powiedział Harry, gdy na nich spojrzał.
-Hermiona tak się wypsikała lakierem, że jak siądzie przy kominku wylecimy w powietrze.
-Postanowienie noworoczne-kolejna rekonstrukcja nory.-Powiedzieli bliźniacy.
-Nie czepiaj się Hermiony, bo chyba nie zapomniałeś jak wyglądałeś na Balu Bożonarodzeniowym.-Rzekła Ginny.
-Chyba nikt tego nie zapomni.-Parsknęła Hermiona.
-Aż szkoda by było. Powiedzieli bliźniacy.
W przeciągu kilkunastu minut na miejscu pojawili się pozostali członkowie rodziny i brakowało już tylko Percy'ego, który miał ponoć przyjść razem ze swoją dziewczyną.
-Ted! Powiedziała Ginny.
-Cześć!-Powiedział i się do niej przytulił.
-Jak mikołajki?-Zapytał Harry.
-Super! To prawda, że będzie jeszcze więcej aurorów.
-Taak...ale skąd o tym wiesz?-Zapytał Ron.
-Mówili w telewizji.-Odpowiedział jakby to było zupełnie oczywiste.-Też kiedyś będę w tej wielkiej sali egzaminacyjnej.
-No to będzie trzeci auror w tej rodzinie!-Powiedziała Ginny.
-Wy to macie szczęście!-Stwierdził Ted.
-No masz racje.-Powiedział Ron.
-A gdzie babcia?-Zapytała Hermiona.
-Chyba parkuje samochód.
-Tęskniłem za wami wszystkimi!
-My też.
-Jak w szkole?
-Całkiem dobrze.-Odpowiedziała Ginny.
-Też już chciałbym iść do szkoły...
-To nie takie proste.-Powiedział Ron.
-Jestem już, mam nadzieję, że nic nie nabroiłeś Ted.-Odparła Andromeda.
-Andromeda!-Przywitała ją pani Weasley i wzięła jej torby.
-Dziękuję, Molly
-I jest Teddy. Jak tam skarbie?
-Ostatnio ulepiłem trzy bałwany!
-To super.
-Umyj ręce Ted.-Poinstruowała go Andromeda, a on pobiegł do łazienki.
-O są i spóźnialscy.-Powiedział Fred wyglądając przez okno.
-Cześć mamo!-Przywitał się Percy.
-Dobry wieczór.-Powiedziała Audrey ściągając kurtkę.
-Siadajcie! Siadajcie!
-A wy jak zwykle się tak spóźniacie! Jak tak można, już wszyscy czekają!-Udał oburzenie jeden z bliźników, bo chyba już wydorośleli z mówienia chórem.
-Ginny dziękuje ci bardzo, bardzo mocno.-Powiedział Percy.
-Serio nie ma sprawy.
-Nie, ty jesteś po prostu kochana, dziękuję w imieniu wszystkich, jesteś niesamowita.
-Dzięki, ale to serio nic takiego.
-O co chodzi?-Zapytał Ron.
-Za dużo byś chciał wiedzieć.-Odezwała się Ginny.
-Dokładnie.-Powiedział Percy.-Jestem już taki głodny!
-Zaraz będzie gotowe!-Odezwała się z kuchni pani Weasley i po chwili na stół wleciały półmiski z parującymi potrawami, a cała rodzina zasiadła do stołu.
-A po co jest ten pusty talerz?
-Żebyś się pytał młody.-Odpowiedział Fred.
-To taka tradycja, wzięła się od takiej jednej legendy o zbłądzonym wędrowcu, jest oznaką gościnności.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Opowiesz mi później o tym?-Zapytał Ted błagalnym tonem, bo widocznie musiało go to bardzo interesować.
-Jasne, ale najpierw zjedz kolację.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-To ten zbłąkany wędrowca?-Zapytał Ted.
-Czyżbym jeszcze o kimś zapomniała?-Powiedziała jakby do siebie pani Weasley.
Kiedy otworzyła drzwi bardzo się zdziwiła, bo nigdy nie widziała tej kobiety.
-Dobry wieczór, nazywam się Aurora Sharewood, czy mogłabym porozmawiać z Harry'm?
-Ee...tak, oczywiście.-Powiedziała trochę zdezorientowana.Może niech pani wejdzie do środka.
-Aurora.-Powiedział Harry.
-Nie chciałam zepsuć tobie ani twojej rodzinie wigilii, ale chciałam ci złożyć życzenia osobiście, bo jednak wysyłanie listu czy patronusa byłoby bez sensu. Wiec życzę ci...wam również spokojnych i wspaniałych świąt i oczywiście mam nadzieje, że spędzisz je bardzo dobrze. Właściwie to wszystko co chciałam powiedzieć-Powiedziała i skierowała się do wyjścia.
-Proszę zaczekać, zatrzymała ja pani Weasley. Mamy dodatkowe miejsce przy stole. Pani jest matka chrzestna Harry'ego, prawda?
-Tak, ale ja naprawdęnie mogę.
-A masz jakas rodzinę, jak chcesz spedzic święta?
-Sama, to naprawdę nie jest dla mnie problem tymbardziej, że już i tak do tego przywykłam.
-Naprawdę nalegam.-Powiedziała pani Weasley.
-Wasza rodzina jest naprawdę wspaniała, ogromnie dziękuję.
Podczas kolacji wszyscy prowadzili otwarta konwersację i zdążyli zapoznać się dobrze z matka Harry'ego i cała rodizna bardzo ja polubiła. Podczas tej okazji Aurora bardziej sie otwarła, zazwyczaj wydawała sie byc przygnębiona i nie chciała za dużo mówic o sobie, ale okazała sie bardzo energiczną, uprzejmą i wesołą kobietą. Cała rodizna dobrze ja poznała i bardzo polubiła.
-Jeszcze raz bardzo dziękuję. To były moje najlepsze święta, cieszę sie, że mogłam was wszystkich poznać.
-My również.
-Następnym razem zapraszam do siebie.
Ginny kiwnęła do Harry'ego porozumiewawczo głową i po chwili Harry zwrócił sie do Aurory.
-Może odwiedzisz jutro Dolinę Godryka?-Zaproponował.
-Jesli to nie będzie kłopot.
-No jasne, że nie.
-W takim razie dziękuję bardzo za zaproszenie.-Powiedziała z uśmiechem.
-Dzięki, że przyszłaś, zależało mi na tym, żebys ich wszystkich poznała.
-Oczywiście, doskonale cię rozumiem.
-Widze, że wam to nie trzeba życzyć wesołych świąt, bo jesteście obok siebie, a to chyba najwiekszy skarb.
-Niewatpliwie.-Przytakneła pani Weasley.
-W takim razie do jutra Harry i dziękuję kochani.
-Jest w porządku, już rozumiem to jak mówiłes, że tak jej ufasz.
-To moja rodzina.
-Nasza rodzina.-Poprawiła i pocałowała go w policzek, a on objał ją ramieniem.