Translate

niedziela, 8 stycznia 2017

65.Wigilia u Weasley'ów

Przygotowania do świąt trwały, w centrach handlowych były teraz tłumy ludzi, wszyscy byli pochłonięci przygotowaniami, a tymczasem rodzina Weasley'ów zbierała się tam gdzie w każde święta w rodzinnym domu - norze.
-Już jesteśmy.-Wydyszał Fred.
-Mamo nie patrz tak, trudno nam się było przecisnąć przez te tłumy.-Wytłumaczył George widząc karcący wzrok matki.
-Rozumiem, ale czy wy nigdy nie możecie przyjść na czas! Dziś wigilia!
-No dobrze, przepraszamy, ale i tak jeszcze nie ma wszystkich.-Powiedzieli i usiedli na kanapie, a pani Weasley machnęła ręką i wróciła do kuchni. Ginny nerwowo czekała na Harry'ego, mijała kolejna godzina odkąd miał być w norze. W swojej głowie wymyślała coraz to nowsze usprawiedliwienia. Po paru minutach jednak w ogródku było słychać, że ktoś się deportował.
-Nareszcie.-Powiedziała wyglądając przez okno.
-Ginny, Harry przed chwilą się deportował!-Zawołała Molly, a Ginny zbiegła po schodach.
-Przepraszam, wiem, że miałem być wcześniej ale...
-Nie ma problemu i tak jeszcze wszystkich nie ma.-Powiedziała pani Weasley.
-A my to jak już się o parę minut spóźnimy to jest źle, tak?-Powiedzieli z oburzeniem bliźniacy.
-Gdzie byłeś? Coś się stało?
-Przepraszam, teraz mamy mnóstwo pracy od nowego roku będą egzaminy wstępne do naboru aurorów, zresztą w sylwester ma być jakieś wielkie rozdanie coś jakby podsumowanie roku.
-Tak, wiem. To masz na myśli?-Powiedziała podając mu zaproszenie a kiedy je przeczytał kiwnął głową.
-Tak, ale...nie mówiłaś, że my też jesteśmy zaproszeni.
-Dopiero dzisiaj przyleciała sowa chciałam to otworzyć razem z tobą, ale się trochę spózniłeś wiec otwarłam to sama w razie gdyby to było coś ważnego.
-To jest nie do wytrzymania...
-Co?-Zapytała zdziwiona.
-Ty mi zawsze robisz takie wyrzuty.
-Nie robię ci wyrzutów, nie jestem jak mama.
-I całe szczęście...-Zaśmiał się Fred.
Nagle usłyszeli dźwięk deportacji.
-Cześć, jesteśmy już.-Odpowiedzieli Ron z Hermioną.
-Świetnie, usiądźcie sobie.-Odparła Molly.
-No i jest gwóźdź dzisiejszej imprezy!
-Dzięki George.-Zaśmiał się Ron.
-No nie chce nic mówić...ale chodziło mi oczywiście o Hermionę.-Powiedział i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nie przejmuj się braciszku wiesz, że jesteś wyjątkowy.-Powiedział Fred.
-Co was tak długo nie było?
-Trzeba się było odpicować a co!-Zaśmiał się Ron.
-No nie wątpię...-Powiedział Harry, gdy na nich spojrzał.
-Hermiona tak się wypsikała lakierem, że jak siądzie przy kominku wylecimy w powietrze.
-Postanowienie noworoczne-kolejna rekonstrukcja nory.-Powiedzieli bliźniacy.
-Nie czepiaj się Hermiony, bo chyba nie zapomniałeś jak wyglądałeś na Balu Bożonarodzeniowym.-Rzekła Ginny.
-Chyba nikt tego nie zapomni.-Parsknęła Hermiona.
-Aż szkoda by było. Powiedzieli bliźniacy.
W przeciągu kilkunastu minut na miejscu pojawili się pozostali członkowie rodziny i brakowało już tylko Percy'ego, który miał ponoć przyjść razem ze swoją dziewczyną.
-Ted! Powiedziała Ginny.
-Cześć!-Powiedział i się do niej przytulił.
-Jak mikołajki?-Zapytał Harry.
-Super! To prawda, że będzie jeszcze więcej aurorów.
-Taak...ale skąd o tym wiesz?-Zapytał Ron.
-Mówili w telewizji.-Odpowiedział jakby to było zupełnie oczywiste.-Też kiedyś będę w tej wielkiej sali egzaminacyjnej.
-No to będzie trzeci auror w tej rodzinie!-Powiedziała Ginny.
-Wy to macie szczęście!-Stwierdził Ted.
-No masz racje.-Powiedział Ron.
-A gdzie babcia?-Zapytała Hermiona.
-Chyba parkuje samochód.
-Tęskniłem za wami wszystkimi!
-My też.
-Jak w szkole?
-Całkiem dobrze.-Odpowiedziała Ginny.
-Też już chciałbym iść do szkoły...
-To nie takie proste.-Powiedział Ron.
-Jestem już, mam nadzieję, że nic nie nabroiłeś Ted.-Odparła Andromeda.
-Andromeda!-Przywitała ją pani Weasley i wzięła jej torby.
-Dziękuję, Molly
-I jest Teddy. Jak tam skarbie?
-Ostatnio ulepiłem trzy bałwany!
-To super.
-Umyj ręce Ted.-Poinstruowała go Andromeda, a on pobiegł do łazienki.
-O są i spóźnialscy.-Powiedział Fred wyglądając przez okno.
-Cześć mamo!-Przywitał się Percy.
-Dobry wieczór.-Powiedziała Audrey ściągając kurtkę.
-Siadajcie! Siadajcie!
-A wy jak zwykle się tak spóźniacie! Jak tak można, już wszyscy czekają!-Udał oburzenie jeden z bliźników, bo chyba już wydorośleli z mówienia chórem.
-Ginny dziękuje ci bardzo, bardzo mocno.-Powiedział Percy.
-Serio nie ma sprawy.
-Nie, ty jesteś po prostu kochana, dziękuję w imieniu wszystkich, jesteś niesamowita.
-Dzięki, ale to serio nic takiego.
-O co chodzi?-Zapytał Ron.
-Za dużo byś chciał wiedzieć.-Odezwała się Ginny.
-Dokładnie.-Powiedział Percy.-Jestem już taki głodny!
-Zaraz będzie gotowe!-Odezwała się z kuchni pani Weasley i po chwili na stół wleciały półmiski z parującymi potrawami, a cała rodzina zasiadła do stołu.
-A po co jest ten pusty talerz?
-Żebyś się pytał młody.-Odpowiedział Fred.
-To taka tradycja, wzięła się od takiej jednej legendy o zbłądzonym wędrowcu, jest oznaką gościnności.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Opowiesz mi później o tym?-Zapytał Ted błagalnym tonem, bo widocznie musiało go to bardzo interesować.
-Jasne, ale najpierw zjedz kolację.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
-To ten zbłąkany wędrowca?-Zapytał Ted.
-Czyżbym jeszcze o kimś zapomniała?-Powiedziała jakby do siebie pani Weasley.
Kiedy otworzyła drzwi bardzo się zdziwiła, bo nigdy nie widziała tej kobiety.
-Dobry wieczór, nazywam się Aurora Sharewood, czy mogłabym porozmawiać z Harry'm?
-Ee...tak, oczywiście.-Powiedziała trochę zdezorientowana.Może niech pani wejdzie do środka.
-Aurora.-Powiedział Harry.
-Nie chciałam zepsuć tobie ani twojej rodzinie wigilii, ale chciałam ci złożyć życzenia osobiście, bo jednak wysyłanie listu czy patronusa byłoby bez sensu. Wiec życzę ci...wam również spokojnych i wspaniałych świąt i oczywiście mam nadzieje, że spędzisz je bardzo dobrze. Właściwie to wszystko co chciałam powiedzieć-Powiedziała i skierowała się do wyjścia.
-Proszę zaczekać, zatrzymała ja pani Weasley. Mamy dodatkowe miejsce przy stole. Pani jest matka chrzestna Harry'ego, prawda?
-Tak, ale ja naprawdęnie mogę.
-A masz jakas rodzinę, jak chcesz spedzic święta?
-Sama, to naprawdę nie jest dla mnie problem tymbardziej, że już i tak do tego przywykłam.
-Naprawdę nalegam.-Powiedziała pani Weasley.
-Wasza rodzina jest naprawdę wspaniała, ogromnie dziękuję.
Podczas kolacji wszyscy prowadzili otwarta konwersację i zdążyli zapoznać się dobrze z matka Harry'ego i cała rodizna bardzo ja polubiła. Podczas tej okazji Aurora bardziej sie otwarła, zazwyczaj wydawała sie byc przygnębiona i nie chciała za dużo mówic o sobie, ale okazała sie bardzo energiczną, uprzejmą i wesołą kobietą. Cała rodizna dobrze ja poznała i bardzo polubiła.
-Jeszcze raz bardzo dziękuję. To były moje najlepsze święta, cieszę sie, że mogłam was wszystkich poznać.
-My również.
-Następnym razem zapraszam do siebie.
Ginny kiwnęła do Harry'ego porozumiewawczo głową i po chwili Harry zwrócił sie do Aurory.
-Może odwiedzisz jutro Dolinę Godryka?-Zaproponował.
-Jesli to nie będzie kłopot.
-No jasne, że nie.
-W takim razie dziękuję bardzo za zaproszenie.-Powiedziała z uśmiechem.
-Dzięki, że przyszłaś, zależało mi na tym, żebys ich wszystkich poznała.
-Oczywiście, doskonale cię rozumiem.
-Widze, że wam to nie trzeba życzyć wesołych świąt, bo jesteście obok siebie, a to chyba najwiekszy skarb.
-Niewatpliwie.-Przytakneła pani Weasley.
-W takim razie do jutra Harry i dziękuję kochani.
-Jest w porządku, już rozumiem to jak mówiłes, że tak jej ufasz.
-To moja rodzina.
-Nasza rodzina.-Poprawiła i pocałowała go w policzek, a on objał ją ramieniem.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz