Translate

niedziela, 29 października 2017

84.Chcę zapomnieć

-Harry, jeszcze jedno, zmajstruj nam huncwota.-Syriusz puścił do niego oczko.-I koniecznie daj mu jakieś iście huncwockie imię.
-Syriusz!-Zbrukała go Lily.
-A może to będzie dziewczynka!-Zaprzeczyła Tonks.
-Dziękuję wam, za to, że jesteście.-Uśmiechnął się krzywo i jeszcze raz objął ich wszystkich wzrokiem.
-To naprawdę miłe, to że tu jesteśmy, to tylko twoja zasługa Harry, bo to ty nas potrzebowałeś.-Uśmiechnęła się Tonks.-Niech Ted wie, że zawsze będziemy przy nim.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Czy wy znacie przyszłość?
-My znamy ciebie Harry.-Powiedział Remus, choć Harry uznał to za niezbyt wyczerpującą odpowiedź. Przyglądając mu się zauważył jeszcze jedną rzecz - jego blizna zniknęła, tak samo jak również jego cienie pod oczami i zmarszczki. Wyglądał przede wszystkim młodo, ale i na wypoczętego i zdrowszego.
-Harry, naprawdę wszystko się ułoży, po tym wszystkim czekają was same dobre wieści.-Pocieszyła go różowowłosa przytulając go.-A no i nigdy nie miałam okazji ci tego powiedzieć, ale jesteś świetnym aurorem, Moody pewnie też by ci to powiedział.
-A jak wiemy niełatwo go zadowolić.-Mrugnął do niego ojciec.
Oni wszyscy wyglądali na takich szczęśliwych...Nigdy nie zapomni ich twarzy, ich głosów.
-Taa..Moody by tak powiedział gdyby teraz nie oglądał jakiejś telenoweli.-Zaśmiał się Syriusz.
-Nawet w niebie można być tak zajętym?-Zaśmiał się.
-Widocznie tak, skoro się tu do nas nie pofatygował.
-Gdzie jest teraz Ginny?-Spoważniał i bał się trochę odpowiedzi, bał się, że jej życie jest w jego rękach, że jeśli mu się nie uda stracą ją.
-Zapewne ma do pogadania z Arturem.
-Naprawdę?-Zupełnie nie spodziewał się tego, że Ginny mogła teraz rozmawiać z ojcem.-Czy jeśli bardzo chciałbym ją teraz zobaczyć to...udałoby mi się?
-Ten kamień to nie złota rybka, ma skomplikowane działanie, oczywiście, że teraz bardzo chcesz ją zobaczyć, ale widocznie to nie jest dobre dla sprawy, przymierze to wyklucza.-Wyjaśnił Remus, choć Harry nie do końca to zrozumiał.
-Czyli, jeśli mi się nie uda już nigdy jej nie zobaczę...-Przysiadł na poręczy fotela i przetarł oczy dłonią.
-Synu...-Przytuliła go mocno matka.-Wiesz o tym, że są rzeczy ważne i ważniejsze, nic nie będzie stać na drodze do twojego szczęścia.-Zapewniła go.
-Harry jest jeszcze jedna rzecz, o której nigdy ci nie powiedziałem a teraz wiem, że powinienem.-Odezwał się Syriusz z podejrzanie poważną miną jak na niego.-Aurora miała zostać moją żoną.
-Wiem.
-Kochałem ją...nauczyła mnie tak wielu rzeczy...możesz jej zaufać Harry, wiem że kocha cię tak samo mocno jak my. Ma niesamowitą wiedzę, minęło tyle czasu nim ją widziałem,a mam wrażenie jakby się wcale nie zmieniła.
-To piękne, że wróciła...-Rudowłosa otarła policzki pełne piegów.
-No trudno mi to powiedzieć, ale nadal ją kocham.
-Ona ciebie też, jej patronus....
-Tak, wiem.-Uciął i patrzył jakby gdzieś daleko w przestrzeń.
-Wiedziałam, że Aurora jest jedną z nas, że nigdy nie przejdzie na tę złą stronę.-Wyznała Lily.
-Cieszę się, że tak mi pomaga, czuję jakbym znał ją już od dawna...-Wcześniej się nad tym nie zastanawiał, ale teraz ta wyjątkowa więź wydała mu się trochę dziwna, jakby wiedział o niej dosłownie wszystko.
-Jest niesamowita.-Przyznał Syriusz.-Tęsknię za nią.-Westchnął.
-Nie mamy już wiele czasu Syriuszku.-Oświadczył Lupin patrząc na zegarek.-No to szybko jakieś ostatnie słowa.
-Kocham cię synku.-Lily rzuciła się Harry'emu w objęcia. Oni wszyscy kojarzyli mu się z domem, byli w jego wspomnieniach, umarli młodo a jednak miał szanse ich poznać. Miał pewność, że to nie żadne zwidy, czuł się jakby naprawdę był tam z nimi jak z cielesnymi istotami, gdy rodzice go przytulali nie byli lodowato zimni jak duchy, byli zupełnie jak ludzie, czuł się jakby po prostu wpadli do Doliny Godryka na herbatkę.
-Kochaj i bądź kochanym.-Wygłosił Lupin i poklepał go po plecach.
-Trzymaj się Harry, co cię nie zabije to cię wzmocni!-Różowowłosa puściła do niego oczko i uścisnęła krótko.
-Ten żart chyba nie był zbyt na miejscu skarbie.-Zachichotał Lupin.
-Dlatego ją tak lubię.-Zaśmiał się Syriusz.-Powodzenia Harry, jesteś nie do złamania.-Pocieszył go ojciec chrzestny.
-Jesteś rogaczem jak ja. Nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, gdy się dowiedziałem.-Ojciec uśmiechnął się do niego szeroko. Wyglądał jakby Harry widział swoje odbicie w lustrze z tymi tylko różnicami, że miał orzechowe oczy i brakowało mu blizny na czole.
-Kocham was.-Powiedział.
-My ciebie też skarbie.-Powiedziała rudowłosa czarownica o drobnej budowie, oczy miała wilgotne od łez.
-Jesteś synem Potter'ów, a my zawsze walczymy do końca.-Odezwał się mężczyzna o tych samych roztrzepanych włosach i promiennym uśmiechu.
-Wracaj już Harry.-Poleciła mu Tonks.
-Dziękuję.-Wyszeptał i ostatnie co zobaczył to obrazek szczęśliwej rodziny. Lupin trzymał dłoń Tonks, James obejmował swoją żonę, a wielki, czarny pies usiadł przy ich stopach merdając ogonem.
-Do zobaczenia.-Zamknął oczy i tak jak mu polecili skupił się na powrocie, gdy uchylił powieki już ich nie było, znajdował się w tej samej komnacie ministerstwa co wcześniej. Zobaczył rozmazany obraz, w którym pierwszym co rzuciło mu się w oczy było nieruchome ciało Ginny. Jak u diabła niby ma to odkręcić?! Nie znajdzie przecież od tak zmieniacza czasu w kieszeni. Myśl Potter, myśl, co mogło się stać...-Główkował i słyszał jakieś głosy, wrzaski i szlochy, ale nie skupiał się teraz na nich, teraz co innego było dla niego priorytetem.
,,A ja znam już taką osobę, która przeżyła śmiertelne zaklęcie."-Czy to oznacza, że Ginny...Musiałby to jakoś sprawdzić tylko jak...Uznał, że lepiej będzie jeśli poczeka chwilę i zobaczy co się będzie działo.
-Ten kamień jest ukruszony!-Usłyszał okrutny głos.-Gdzie jest jego druga część!
-Ja...ja przysięgam, nie mam pojęcia!-Usłyszał głos swojego najlepszego przyjaciela.
-Gadaj Weasley!-Głos stawał się coraz ostrzejszy, Harry coraz bardziej bał się tego co nastąpi, czy jest w stanie uratować dwie osoby jednego pieprzonego dnia?
-Przysięgam, pierwszy raz widzę go na oczy!
-Koniec zabawy, dałam ci szansę, ale z niej nie skorzystałeś, w takim razie niech twoja rodzina cierpi przez twoje błędy! Harry mocniej zacisnął powieki, słyszał okropne wrzaski i okrutny śmiech odbijający się echem co dodawało dodatkowy efekt.
-Przestań! Przestań....-Majaczył Ron. Harry czuł, że nie może dłużej czekać. Przewrócił się na bok, wstał i wyprostował się.
-No Potter, już ci przeszło.-Uśmiechnęła się zjadliwie, Ron leżał na ziemi, spoglądał na niego z nadzieją.
-Widzisz nie chciałbym być na twoim miejscu, bo to ty nie masz tego czego od nas chcesz.-Uśmiechnął się grając tak przekonująco jak tylko potrafił.
-Wiesz gdzie jest druga część kamienia.-Nie zadała pytania, ona stwierdziła fakt, była tego pewna.
-Owszem.-Przytaknął spokojnie.-Obawiam się, że to będzie wymagało współpracy, bo widzisz nie ma nic za darmo.
-NIE BĘDZIESZ SIĘ ZE MNĄ ZABAWIAĆ POTTER, TY PLUGAWY MIESZAŃCU ZRODZONY ZE SZLAMY!
-Jeśli już chcesz coś załatwiać zalecałbym porządnie dobierać słowa i zachować zasady savoir vivre.-Tym razem nie wybuchnęła złością jak się tego spodziewał, lecz roześmiała się szyderczo.
-Oj Potter, na twoim miejscu nie byłabym taka zadowolona, spójrz mogę ich wszystkich załatwić jak mi się będzie podobało.-Podchodząc do każdej z ,,klatek" zginała nadgarstek rzucając zaklęcie po którym każdy upadał na ziemię i zwijał się z bólu.-Oddaj kamień, a żadnemu z nich nie stanie się już krzywda, nie jestem głupia jak inni śmierciożercy, nie zależy mi na waszej śmierci ani waszym życiu, interesuje mnie tylko kamień, a później już mnie tu nie będzie.
-Skąd mam mieć tego pewność?
-Po cholerę miałabym zawracać sobie głowę twoim nudnym życiem Poti, mnie interesuje co innego...-Powiedziała przechadzając się pomiędzy nimi.
-Hmm...może dla zemsty za twojego pana?
-Och...doprawdy sugerujesz, że zmarnowałabym drogocenny kamień na ożywienie jakiegoś durnia!? Przegrał mając osiem horkrkusów pokonany przez siedemnastolatka! Ale muszę przyznać, że udawanie śmierciożerczyni było świetnym pomysłem.-Oparła się o jedną z krat za którymi leżał George.-To było bardzo wygodne, ci idioci uwierzyli, że znalazłam sposób, aby ożywić ich pana, a zarazem uwolnić ich, uwierzyli, że się wzbogacą, że cofną się w czasie i naprawią błędy przeszłości. Jak na przykład taka Narcyza Malfoy, myślała, że jest najsprytniejsza i najprzebieglejsza, że uda jej się mnie wyeliminować, że zmieni bieg wydarzeń i będzie wyzwolona od braku szacunku, despotycznego męża. Jak widać zamiast niej jestem ja. Więc Potter skoro nawet tacy wyrachowani śmierciożercy nie zdołali mnie pokonać, to sądzisz, że ty to uczynisz?-Zakpiła i uniosła wysoko czarną brew.
-Ja proponuję ci ugodę i tego będę się trzymać, albo na nią przystaniesz albo zawalczę w pojedynku na śmierć i życie. Jeden na jednego.-Dodał szybko.
-Nawet nie masz różdżki Potter.-Prychnęła.-Twoja głupota chyba naprawdę osiągnęła nowy zenit.
-Daj mi ostatni raz zatrzymać jej ciało w ramionach a dostaniesz to czego chcesz.
-Naprawdę dajesz tak niską stawkę Potter? Muszę przyznać, że to zadziwiające. Cofnij się Weasley!-Warknęła i kopnęła go na bok jak psa. Po chwili czarownica podeszła do jej ciała i przycupnęła obok niego, aby ją przeszukać, ale zupełnie nie spodziewała się, że gdy tylko jej dłoń zetknie się z jej ciałem jakaś wielka siła odrzuci ją do tyłu, nikt chyba się tego nie spodziewał. Harry pomyślał tylko o jednym - ona musi żyć. Następnie zrezygnowana i wściekła Danielle zaczęła miotać w nią najróżniejszymi zaklęciami niewerbalnymi, jej ciało było zupełnie bezwładne. Z każdym kolejnym zaklęciem przewracało się na boki, uderzało o ziemię. Pani Weasley była zrozpaczona, nie potrafiła na to patrzeć, ale widać było po niej, że jedyne czego chce to spokoju jej rodziny i opuszczenie tego okropnego miejsca, nie miała już zamiaru się stawiać.
Z furią w oczach i ciężkim tchem powiedziała:
-Weź ją Potter.-Wykrztusiła i zaklęcia ograniczające jego wolność opadły.-Ale ostrzegam cię, jeśli nie dasz mi w zamian drugiej części kamienia, wymorduję ich wszystkich bez wyjątku!
-Ja dotrzymuję obietnic.-Powiedział poważnym głosem i podbiegł do jej ciała.-Ginny...-Przytulił ją mocno. Była zimna, jednak nadal jeszcze coś czuł, nadal czuł coś co mogło być płytkim oddechem, a może to tylko jego halucynacje? Może wydaje mu się tak tylko dlatego, bo bardzo chciałby, aby tak było.-Jeśli żyjesz daj mi jakiś znak...-Wyszeptał tak cicho jak tylko mógł, żeby nikt inny tego nie dosłyszał.-Błagam, musisz żyć...
-Wiem.-Powiedziała ledwie poruszając ustami.
-Jak?-Zapytał choć teraz nawet nie oczekiwał odpowiedzi.
-Daj jej czego chce.-Wyszeptała do jego piersi, trzymał ją w ramionach jak dziecko.
Nawet nie zastanawiał się długo nad tym co powiedziała i choć czuł się z tym źle zaczął przetrząsać jej kieszenie aż w końcu natrafił na drugą część kamienia.
-Masz to czego chciałaś.-Pokazał jej kamień, który trzymał w dłoni jak szukający znicza.-Ale musisz ich wypuścić, wszystkich.
-Najpierw powiesz mi jak działa.
-Tego nie było w naszej umowie.
-Nie dawaj jej tego Harry!-Ryknął Ron.
-Zamknij się!-Wrzasnęła Danielle a jej głos odbił się od ścian komnaty.
-Czy nie prowadziłaś czasem nad tym kamieniem kilkuletnich badań, teraz jednak twierdzisz, że nie wiesz jak go użyć...
-Zgoda. Uwolnię ich, ale najpierw ty dasz mi to.-Wskazała na ametyst, który trzymał w dłoni.
Trochę obawiał się oddania jej kamienia w końcu skoro śmierciożercy tak bardzo go pożądali pewnie mógł wyrządzić wiele krzywd, ale z drugiej strony nie czuł tego samego mrowienia w palcach co wcześniej kiedy go trzymał, może przestał działać? Jedyne o czym pomyślał to ochronić swoją rodzinę, pomóc Ginny, wrócić do domu...
-Masz czego chciałaś.-Powiedział obojętnym tonem i rzucił kamień pod jej nogi. Przez chwilę czarownica przyglądała się dwóm częściom amuletu.
-Ta część to podróbka Potter! Zaczął myśleć gorączkowo co robić dalej i nagle wymacał za pazuchą swoją różdżkę i zobaczył jak bariery opadają, każdy trzymał swoją różdżkę w ręku.
-Drętwota!-Wrzasnęła Ginny , starsza czarownica zupełnie nie spodziewała się ataku od tyłu i po chwili runęła na ziemię.
-Ginny!-Ucieszyła się pani Weasley, była niesamowicie zaskoczona, ale i szczęśliwa.-Już myślałam, że straciłam moją jedyną córkę...-Zapłakała w jej ramię.
-Już wszystko dobrze mamo.-Uspokoiła ją.
-Ale...Ginny...ale jak? O co chodzi?-Wybąkał Ron podnosząc się z podłogi na chwiejnych nogach, a Fred szybko podtrzymał go, żeby nie upadł.
-Dzięki.-Rzekł, a Mallory szeroko uśmiechnęła się do Freda za ten piękny gest.
-Jak się stąd wydostaniemy, wyjść pilnują śmierciożercy.-Przestrzegł ich George przyglądając się mapie.
-A Danielle pewnie zaraz się odsknie.-Stwierdził Percy.-Expeliarmus!-Jej różdżka potoczyła się po posadzce.
-Mam pomysł. Incarcerous!-Płomień z różdżki Mallory wystrzelił w stronę czarownicy i grube liny zaczęły ją pętać.
-Świetnie, tak będzie bezpieczniej.
-Możesz mnie już puścić mamo, naprawdę żyję.
-Ginny...-Jej imię to jedyne co mógł z siebie wykrztusić i nim się zorientował wpadła mu w ramiona.
-Dobra, dobra nie ma czasu na ściskanie, teraz trzeba działać.-Przypomniał im George.
-Nie chce nic mówić, ale za jakąś minutę wpadnie tutaj cała ekipa więc oto odpowiedź.-Uśmiechnął się Charlie.
-Ej zaplanowałeś wszystko bez nas!-Bliźniacy udawali oburzenie na co starszy brat tylko wzruszył ramionami.
-Ten liścik...-Przypomniał sobie Harry.
-Właśnie tak.
-Chwila, pozostaje jeszcze jedna sprawa.-Oznajmiła Ginny.-Co zrobimy z tym ustrojstwem?-Wskazała na skomplikowany mechanizm który rozprowadzał na bieżąco trutkę na mugoli i mugolaków.
-Muszę przyznać, że kompletnie o tym zapomniałem.-Wyznał Wybraniec.
-Pozwólcie, że się temu przyjrzę.-Oznajmił Percy swoim urzędowym tonem i zaczął obchodzić skomplikowany mechanizm dokładnie mu się przyglądając.
-Wszystko w porządku?-Zapytała ich pani Weasley.
-Tak, tak.-Ginny przytaknęła niecierpliwie i podniosła z ziemi dwa kamienie.
-Ta...wszystko gra i buczy.-Uśmiechnął się Fred uważnie śledząc kropki na mapie a Mallory pomagała mu w jej przestudiowaniu.
-I co Fred? Czysto?-Zapytał George.
-Na razie stoją tam gdzie mają.
-Chyba wiem o co chodzi....-Oświadczył Percy z grobową miną, ale zanim zdążyli zadać mu jakiekolwiek pytanie usłyszeli coś jakby chrupnięcie.
-W bok!-Ron rzucił się na nich niczym futbolista i wszyscy przetoczyli się na bok. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stali leżał tynk i wielkie odłamy sufitu.
-Mówiłem, ekipa.-Uśmiechnął się Charlie strzepując z siebie okruchy tynku.
Za moment przez wielką dziurę w sklepieniu przeleciało stado smoków, kilka testrali i Hardodziob.
-O ja cię!-Powiedziała zachwycona Mallory.
-No powiem ci Charlie, że lata z nami zrobiły swoje!-George uśmiechnął się dumnie.
-W lewo! W lewo! Nie! W to drugie lewo!-Wrzeszczał Hagrid do wielkiego smoka, który rozbił się o ścianę.
-Wszystko w porządku?-Podbiegła do niego zatroskana Molly.
-Jasne, dzięki Molly, ale Lider mieliśmy być cicho i nie obijać się o ściany!-Zbrukał go półolbrzym.
-Nauczyłeś go latać!-Powiedział ucieszony Charlie i zaczął głaskać po pysku zadowolonego smoka.
-Chyba nigdy się do tego nie przekonam.-Westchnął Malfoy.
-Nicki!-Krzyknęły równocześnie przyjaciółki i podbiegły do czerwonego, mniejszego smoka.
-Ekipa do zadań specjalnych, ślepa i głucha!-Zaśmiała się Nicki i ostrożnie zsiadła ze smoka korzystając z ręki Jackie.
-Dziękuję za transport.-Przytuliła do siebie pysk smoka.
-Hamuj mały, hamuj!-Powiedziała podenerwowana Martha zsiadając z testrala-Dobra, przeżyłam.-Westchnęła z ulgą dziewczyna.
-Są fascynujące.-Uśmiechnęła się blondynka i zaczęła gładzić niewidzialne zwierzę.-Jak wyglądają?
-Jak uskrzydlone konie.-Odpowiedział Fred kładąc dłoń na ramieniu Mallory.
-Hej, Potter.-Przywitał się z nim Draco.-Wszystko w porządku?-Nigdy nie spodziewał się tego, że może takie słowa usłyszeć akurat od Malfoy'a.
-Tak, w miarę.-Odparł.
-Percy coś wcześniej mówiłeś...-Przypomniała mu siostra.
-Tak...-Wszyscy słuchali go w ciszy.-Czytałem już wcześniej o czymś podobnym, aby obalić ten cały mechanizm trzeba poświęcić wszystkie swoje wspomnienia, to zabezpieczenie działa tak specjalnie, żeby ta osoba zapomniała nawet o tym co tu robi.
-Jest jakiś inny sposób?-Zapytał Ron.
-Percy stał do nich plecami wciąż przyglądając się skomplikowanej maszynie, nikt nie wychodził przed szereg, nikt nie chciał oddawać swoich wspomnień na zawsze.
-Co ty wyprawiasz Ron!?-Zganiła go matka, gdy ten uderzył w maszynę ramieniem z rozbiegu.
-To nic nie da Ron!-Percy zapobiegł kolejnej próbie Rona.
-To co niby mamy zrobić!? Czekać na cud!-Rudowłosy zaczął rozmasowywać sobie ramię.
-Nie, ale to głupie!
-Ja to zrobię.-Oznajmił Draco i wyszedł przed szereg, wszyscy osłupieni wpatrywali się w niego.
-To...to musi być trudne oddać wszystkie wspomnienia, jesteś pewien, że chcesz porzucić wszystko co pamiętasz?-Zapytał Percy, bo dla niego wyrzec się całej wiedzy o życiu wydawało się być najgorszym co może się przydarzyć.
-Nie zależy mi, chce się ich pozbyć, nie chcę pamiętać.-Powiedział dobitnie blondyn.
-To nie takie proste, może być bolesne...-Przestrzegł go Bill.
-Wiem. Zasłużyłem na to. Zresztą, może choć raz komuś na coś się przydam...Gdy już będzie po wszystkim powiedzcie mi tylko jak się nazywam, nic więcej nie chcę wiedzieć. I niech nikt nawet nie próbuje mnie powstrzymać-Dodał szybko, gdy zobaczył, że Molly ma zamiar się odezwać. Wrócę jako ktoś inny.-Drżącą ręką przystawił sobie różdżkę do skroni i oddawał do żelaznej wypustki kilka długich srebrnych nici. Wyglądał przy tym na bardzo skupionego, z pewnością nie był to łatwy proces.
-Nie wierzę, że to robi.-Pokręcił głową Ron, a Mallory wybałuszyła oczy ze zdziwienia i strachu.
-To straszne...-Pisnęła Jackie.
-Na Merlina...-Szepnęła pani Weasley.-Na co my się zgodziliśmy...
-Percy jesteś pewien, że to działa w ten sposób?-Zapytała Ginny.
-Tak, jestem pewien.-Powiedział dobitnie. Pomimo tego, że nigdy nie lubił młodego Malfoy'a teraz wyglądał jakby chciał to zrobić za niego i ukrócić jego cierpienia.
Po chwili blondyn upadł na posadzkę i wszyscy wstrzymali oddech ze strachu.
-Draco...-Ginny podeszła do niego i przewróciła jego ciało na plecy.-Żyje.-Powiedziała przystawiając ucho do jego ust.-Co z nim będzie Percy?
-Spokojnie, wróci do siebie.
-Tylko, że już nie będzie sobą.-Rzucił Potter.
-Taaak...ale....no nie wiem, może będzie szczęśliwszy?-Grymas George'a wyraźnie wskazywał coś odwrotnego do tego co powiedział.
-To działa, bariery opadają!-Było to dziwne zjawisko, jakby cała machina znajdywała się pod niewidzialną kopułą, która teraz odrywała się od siebie wielkimi płatami.
-Świetnie.-Powiedział podekscytowany Percy i zaczął szeptać jakieś zaklęcia i wykonywać skomplikowane ruchy różdżką.
Po chwili cały sprzęt zaczął się rozpadać, a wielkie drzwi otworzyły się szeroko.
-Nie chcę nic mówić Percy, ale mamy towarzystwo!-Ryknął do niego Fred i rzucił się, żeby zasłonić go zaklęciem....






niedziela, 1 października 2017

83.Piękna historia

,,Sometimes when the sunset I'm feel alone,
 Sometimes I'm feel at home
 This time tonight i need someone
 And It's not the sand in my hair
 It's toughts running through my head
 All those things you never said...."



Harry powoli uchylił powieki bojąc się tego co zobaczy, tak bardzo chciałby, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem, z którego obudzi się obejmując śpiącą Ginny...W końcu tylko w to pozostało mu ślepo wierzyć, żeby odgonić wszystkie te wspomnienia związane z nią...Podniósł się do pozycji siedzącej i otworzył oczy, ale jedyne co zobaczył to jasne pomieszczenie. Chwilę zastanawiał się nad tym gdzie się znajduje. Pierwsze co przyszło mu do głowy to jakiś szpital, ale szybko to wykluczył, bo właściwie nie było tam żadnych krzeseł, łóżek szpitalnych albo nawet ludzi. Właśnie był tu zupełnie sam w jakiejś białej dziurze. W którąkolwiek stronę się odwrócił widział tylko jasne światło, idealną biel, która o dziwo nie biła w jego przyzwyczajone do ciemności oczy. Czy on też umarł? Może dla innych byłoby to bez sensu, ale nie zdziwiłby się gdyby pękło mu serce. Puścił się przed siebie biegiem, biegł do utraty tchu szukając kogoś albo czegoś a to zmęczenie i pieczenie w płucach dawało mu satysfakcję. Szybko doszedł do wniosku, że tu chyba nie ma żadnych ścian, drzwi czy sufitu. Usiadł na czymś co teoretycznie powinno być podłogą choć to wszystko było jakieś dziwne, chyba dopadły go już jakieś halucynacje. Nawet jakoś nie zależało mu na tym, żeby kogoś tu spotkać albo się wydostać, zresztą na niczym już mu chyba nie zależało...Z powrotem się położył i wpatrywał w górę tak samo jasną jak ściany. Dlaczego musiała umrzeć, miała dopiero 19 lat...Nie chciał wracać, nie po to, żeby zobaczyć jak jej dusza opuszcza jej ciało, a jedyne co mógł teraz czuć to ból...
Wiedział o niej wszystko. Wiedział, że zawsze zasypiała przytulona do niego. Wiedział, że, gdy czuła się niezręcznie zaciskała usta. Wiedział, że po tym jak Tom Riddle wykorzystał ją do swoich celów nie umiała już nikomu zaufać. Wiedział, że zawsze pachnie cudownym kwiatowym zapachem, który potrafił zawrócić mu w głowie...Wiedział, że nie potrafiła zasnąć spokojnie każdej nocy, której miał patrol. Wiedział, że rzadko płakała, że była silna, ale nie na tyle, żeby utrzymać bicie swojego serca po morderczym zaklęciu...Ta myśl nie potrafiła go opuścić, nie potrafił tego opanować, czuł jak ciepłe łzy ciekną po jego policzkach i wcale nie miał zamiaru nawet próbować ich zatrzmać.
-Co ja zrobiłem...-Wyszeptał do siebie.
Chciał, żeby była bezpieczna, powinien sam wyruszyć do ministerstwa zostawiając rodzinę i przyjaciół nietykalnych. Obiecała, że mnie nie zostawi...nie zostawi do śmierci...-Przypomniał sobie i znowu potok łez popłynął po jego policzkach aż krople leciały na jego szyję. Jedyne czego teraz chciał to wypłakać się, wypłakać się, ale po jej stracie już nawet nie ma komu. Zamknął oczy i zaczęły mu się przypominać wszystkie te momenty związane z Ginny.
Gdy znalazł ją bezbronną w Komnacie Tajemnic, gdy spędzali ze sobą całe lata w norze, gdy grali razem w quidditcha, pamiętał ich pierwszy pocałunek i wszystkie uczucia jakie mu wtedy towarzyszyły...Pamiętał chyba każdy z jej pocałunków, każde słowo, nawet każdą ich kłótnię...,,Zawsze wiedziałam, że będziesz mój..."-dlaczego on na początku nie był tego taki pewien, minęło sporo czasu nim dobrze ją poznał...Jedyne czego chciał w tej całej wojnie to, aby mógł wrócić z nią do domu w Dolinie Godryka, nawet jeśli teraz to wszystko miałoby się skończyć to i tak nie potrafił sobie wyobrazić tego  jak wraca do domu, je śniadanie przy pustym stole, śpi w pustym łóżku i patrzy na ich wspólne zdjęcia ustawione na kominku...To był ICH dom, było w nim tyle wspomnień...Dlaczego nie poświęcał jej całej swojej uwagi, dlaczego tak dużo pozostawiał przypadkowi, zdecydowanie zbyt dużo...Jak miałby teraz wrócić tam do Doliny i wyrzucać jej rzeczy, jej ubrania...
,,Teraz śmierć to byłoby dla nas wszystkich najprostsze, ale to nic nie zmieni, może oprócz krzywdy tych których kochamy..." dlaczego więc ona musiała umrzeć, przecież to nieodwracalne, stracił ją na zawsze...
,,Pomyśl teraz o wszystkich, którzy walczyli dla ciebie..."-ona walczyła zawsze i ta walka właśnie tak się dla niej skończyła...Był pewien, że oczy ma już całe czerwone od płaczu, ale tylko to pozwalało mu jakoś uwolnić to wszystko co czuł, jak teraz stanie przed rodziną Weasley, Hermioną i wszystkimi jej przyjaciółmi?
,,Tak, Harry, ważne dla mnie jest to, że tu jesteś." Sam nie rozumiał tego dlaczego te wszystkie cytaty wciąż prześlizgiwały się przez jego głowę, ale były naprawdę piękne, dopiero teraz zrozumiał, że to co mówiła było naprawdę ważne i miało ogromną wartość.
Przypomniało mu się jak usypiała Teda, obiecała mu, że kiedyś nauczy go zaklęcia patronusa...Chyba zupełnie nie była świadoma tego, że umrze tak szybko. Traktowała Teda jak własnego syna, a on ją uwielbiał, jak powie mu o tym, że Ginny ich zostawiła, zostawiła, bo nie miała innego wyboru...Jak to by było gdyby mieli razem własne dzieci? Czy byłyby do nich podobne tak jak on był podobny do swoich rodziców? Ale nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie, bo to już koniec, nikt nie mógł tego przewidzieć i nikt już nie może tego zmienić.
,,Wiesz Ron, mam gdzieś to jaka jest pogoda i która godzina, chce do Harry'ego, potrzebuję go teraz, a on potrzebuje mnie." Miała wielką rację, potrzebował jej...Nadal na to wspomnienie czuł wzruszenie, wiedział, że tak naprawdę bez względu na wszystko była gotowa iść z nim...
,,...kto inny może ich ochronić jak nie ty sam Harry, to wielka odpowiedzialność..."Aurora miała rację, to wielka odpowiedzialność, której on nie podołał...Jego matka chrzestna miała mądrą odpowiedź na wszystko, co powiedziałaby mu teraz? Ona i Syriusz wyglądali na zupełne przeciwieństwa, a jednak musieli tak bardzo się kochać...Jej patronus od czasu jego śmierci był psem, czy jego też zmieni od teraz formę na konia...
Poczuł jak ktoś zakrywa mu oczy, ale gdy się odwrócił nikogo już nie było...Wyobraźnia wciąż płatała mu figle, wciąż ją widział gdzieś koło siebie, siadającą obok lub przelatującą na miotle, ale to były już tylko głupie przewidzenia.
-Harry?-Usłyszał jej głos, choć nikogo nie było.
Ona nie żyje, pogódź się z tym!-Powiedział sam do siebie i przeczesał włosy rękami.-Harry'emu Potterowi nie dane jest żyć długo i szczęśliwie...

-Pokażesz mi jeszcze swojego patronusa, proszę!
-Expecto patronum!
-Nauczysz mnie tego kiedyś?
-Jasne.

To bez sensu, ona nie wróci...

-Rozumiem to Harry, ale proszę cię tylko o jedno, pamiętaj o mnie kiedy będziesz chciał im się podłożyć albo w sytuacji kiedy już nie będzie wyjścia, po prostu o mnie nie zapomnij...

Nie mógł zapomnieć, może właśnie dlatego tak go to bolało.

,,Pamiętaj synku, nigdy nie wyrządzisz nikomu krzywdy wiedząc, że robisz dobrze, idź za ludźmi których kochasz a twoja ścieżka wytyczy się sama." Gdyby miał rodziców to oni pocieszaliby go, pewnie nie byłby wtedy tym całym Wybrańcem, nie straciłby Ginny...
Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego tak jakby kształtowało się jakieś konkretne miejsce, w którym przebywał.
Okazało się, że stoi przed swoim domem, nie przyszło mu nic innego do głowy jak po prostu wejść do środka. Drzwi ledwo trzymały się w zawiasach, widać było, że ktoś tu był, pytanie czy nadal jest? Już nie zwracał uwagi na to jak bardzo może to być niebezpieczne, bo już mu nie zależało. Przekroczył próg, nie miał się zupełnie jak bronić, bo nawet nie miał różdżki. Gdy wszedł do środka nic się nie stało. Dom wyglądał na pusty. Ich rzeczy były porozrzucane tu i tam, ktoś w nich grzebał. Podniósł z podłogi jej szkarłatny sweter i przyłożył do twarzy niczym dziecko swój ulubiony kocyk. Nadal pachniał nią...Na stole wciąż stały ich dwa kubki z napisami ,,Mr. Potter" i ,,Mrs. Potter", które dostali na ślub...Przy kominku zobaczył kilka zdjęć w rozbitych ramkach. Na ziemi leżało jedno ze zdjęć zrobionych w święta, Ginny z zaskoczenia pocałowała go w usta, Ron westchnął i wpatrzył się w sufit dopóki Hermiona nie rzuciła mu się w ramiona. To było jedno z jego ulubionych zdjęć...Kolejnym któremu się przyjrzał to Ginny kołysająca Teda i uśmiechająca się do obiektywu. Zdjęcia mugoli były zupełnie inne, nie wywoływały takich wspomnień jak te ruchome, były naprawdę magiczne i piękne...Usiadł przy kominku i zakrył twarz w dłoniach. Musi ją przywrócić do życia, bo bez niej świat jest okropnym miejscem.
-Harry...-Wyszeptała rudowłosa czarownica ze łzami w oczach. To była Lily Potter, prawdziwa Lily i James, byli tak samo cielesni i namacalni jak on, siedzieli obok niego...
-To niemożliwe...-Wyszeptał.-Jak?
-Och, Harry są pewne rzeczy których nikt nie rozumie...-Powiedziała Lily łagodnym głosem.
-Co nie znaczy, że jesteśmy tu bez powodu.-Dodał James i wymienił spojrzenia z żoną a ona też pokiwała głową.
-Uratowali was! Wy żyjecie! Czy ona...czy Ginny też żyje!?-Bardzo go ta wiadomość ucieszyła, wiedział, że ona nie może go tak po prostu zostawić i nadzieja na nowo w nim rozkwitła.
-Harry, to zależy tylko od ciebie.-Powiedział mu ojciec i złapał go za ramię, naprawdę byli do siebie bardzo podobni...
-Zrobię wszystko...
-Wiemy.-Powiedzieli zgodnym głosem.
-Co muszę zrobić?-Zapytał a Lily zachichotała.
-Mówiłam ci, że będzie nas pytał tylko o to jak ją uratować...Mój kochany syn...-Wyszeptała z uśmiechem i łzami w oczach i odgarnęła włosy z jego czoła.
-Harry to nie będzie takie proste, dlatego musisz nas uważnie posłuchać.-Kiwnął głową.
-Ale...ona przeżyje, prawda?
-Mogę ci powiedzieć tylko tyle, Harry, że to wszystko skończy się inaczej niż myślisz..
-Cały ten kamień był wielką prowokacją ze strony śmierciożerców, chcieli zaciągnąć cię do ministerstwa prosto w pułapkę. Nie miej sobie tego za złe Harry, twoja rodzina żyje.
-Ginny nie żyje, to ona jest moją rodziną.-Powiedział i oczy go zapiekły.
-Wiem.-Powiedział ojciec.-Też nie wytrzymałbym bez Lilki.-Uśmiechnął się i objął czarownicę obok niego.
-Ale to niemożliwe, trafiła ją śmiertelna klątwa...-Westchnął ciężko.
-A ja znam już taką osobę, która przeżyła śmiertelne zaklęcie.-Lily uśmiechnęła sie do niego.
-To dzięki wam.
-Harry, ale czy ty nie poświęciłbyś życia dla Ginny? Właśnie tak to działa.-Wyjaśnił James, ale Harry wciąż niewiele z tego rozumiał.
-Skoro żyje to gdzie teraz jest? Mogę ją zobaczyć tak jak was?
-Zanim odpowiemy na to pytanie może wróćmy do sprawy kamienia, bo tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi. Kamień dostałeś od Ginny, dała ci go, żeby cię chronił i żebyś o niej pamiętał. W świecie magii jest naprawdę dużo fascynujących przedmiotów o niezbadanej mocy...Ten kamień jest jedną z nich. Ginny dostała go od Artura zanim umarł, aż któregoś dnia kamień rozłupał się na dwie części zupełnie sam, a ona uznała to za znak, zresztą bardzo słusznie, że tak to odebrała.
-Jedną część zatrzymała dla siebie, a drugą dała tobie.-Lily kontynuowała za Jamesa.-Ten kamień nie spełnia marzeń i głupich zachcianek, on spełnia największe pragnienia twojego serca.-Wygłosiła i położyła dłoń na sercu syna.
-Musisz wiedzieć, że Ginny jest naprawdę niesamowita i ma równie niesamowitą historię. Weasley'owie mając sześciu synów bardzo pragnęli córki, aż któregoś dnia na świat przyszła właśnie Ginny.-Harry uśmiechnął się na to wspomnienie.-Ona po prostu miała się narodzić, miała być z tobą, takie jest jej przeznaczenie, to nie przypadek Harry.
-Więc...kamień pomaga spełniać przeznaczenie...-Powiedział niepewnie a Lily i James uśmiechnęli się do siebie.
-Właśnie tak Harry.
-Więc dlatego tu jestem, bo tego chciałem.-Zrozumiał i dotarło do niego, że jeszcze nie wszystko stracone.
-Właśnie dlatego Ginny nie może umrzeć, przeżyła klątwę, bo nie pozwoliłbyś jej teraz odejść. W cząsteczce kamienia, którą Ginny ma wciąż przy sobie jest zaklęta część waszych wspomnień, to naprawdę ciekawe...
-Ale dlaczego kamień nie zadziałał, gdy Danielle...
-Harry, ta magia jest naprawdę bardzo skomplikowana, ale wydaje mi się, że kamień kiedy jest w dwóch częściach może zadziałać tylko użyty przez dwie osoby, przy użyciu jego dwóch części.
-To rzeczywiście skomplikowane...-Westchnął James i rozłożył na kanapie.
-Czy wy naprawdę żyjecie?
-Harry, jesteśmy tu, bo dałeś nam szansę przez chwilę tu być, naprawdę nas potrzebowałeś i wezwałeś nas w pewien sposób, dlatego możemy tu teraz być i z tobą rozmawiać.-Lily uśmiechnęła się szeroko.-Ale nasze przeznaczenie jest inne, mieliśmy zginąć, a ty miałeś być wybrańcem, nie możemy z tym walczyć, bo rzeczywistości zaczęłyby się na siebie nakładać i zrobiłoby się bardzo niebezpiecznie...
-Cholera, jak zwykle spóźnieni...-Powiedział Syriusz i razem z Lupinem i Tonks przekroczyli próg salonu.-Jasna cholera, TO MÓJ CHRZEŚNIAK!-Ani się obejrzał a Syriusz złapał go w ramiona.-Ale co my tu właściwie robimy, co się dzieje?-Powiedział Syriusz.
-Słyszałam, że Ginny oberwała klątwą...-Powiedziała Tonks, wyglądała tak jak ją Harry zapamiętał tylko Lupin i Syriusz wyglądali na młodszych i przystojniejszych.
-Tak to prawda, ale najlepsze jest to, że żyje!-Powiedział Lupin i uśmiechnął się szeroko.
-Więc naprawdę jest jeszcze szansa...-Wyszeptał do siebie wybraniec.
-Tak Harry, to naprawdę niesamowite co ci Weasley'owie wymyślili no ale cóż, nie możemy zdradzać za dużo.-Tonks uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła się w fotelu.
-Wiedziałem, że będą razem, ja wiedziałem to po prostu byłem tego pewien!-Wykrzyczał szczęsliwy Syriusz.
-I ja będę z nimi tak jeszcze przez wieczność.-Lily zaśmiała się i przewróciła oczami.
-Wiedziałem to odkąd umarłem, znaczy w sumie jako pies to zauważyłem. Ginny jest naprawdę dobra i opiekuńcza, zwierzęta to czują. Poza tym świetnie drapała za uchem!-Dodał i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Syriusz!-Zganiła go Lily a James, Tonks i Lupin byli czerwoni ze śmiechu on też zaczął się śmiać.
-To dziwnie brzmi Syriuszku, gdy mówisz tak o żonie twojego chrześniaka.-Zaśmiał się Lupin.
-Co innego, gdy twój chrześniak to pies.-Przypomniał Harry.
-Właśnie tak.-Black uśmiechnął się szeroko.
-Nasz syn tak szybko rośnie...-Powiedziała Tonks.-On tak kocha Ginny, nie pozwól jej umrzeć Harry. Jesteście dla niego jak rodzice...
-Jak powiem mu o tym jak zgineliście...
-Harry, przyjdzie taki dzień, że będziesz wiedział, że to odpowiednia chwila, wtedy powiedz mu to co sam wiesz.-Lupin uśmiechnął się do niego zachęcająco.
-Nie mogę zostać tu z wami, prawda?
-Nie, ale my zostaniemy z tobą Harry.-Powiedziała Lily.
-Jak mam wrócić?
-Po prostu o tym pomyśl.
-A teraz idź już synu, bo ktoś kogo kochasz potrzbuje cię po tamtej stronie. Po chwili wszyscy po kolei zaczęli go przytulać i żegnać.