,,Sometimes when the sunset I'm feel alone,
Sometimes I'm feel at home
This time tonight i need someone
And It's not the sand in my hair
It's toughts running through my head
All those things you never said...."
Harry powoli uchylił powieki bojąc się tego co zobaczy, tak bardzo chciałby, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem, z którego obudzi się obejmując śpiącą Ginny...W końcu tylko w to pozostało mu ślepo wierzyć, żeby odgonić wszystkie te wspomnienia związane z nią...Podniósł się do pozycji siedzącej i otworzył oczy, ale jedyne co zobaczył to jasne pomieszczenie. Chwilę zastanawiał się nad tym gdzie się znajduje. Pierwsze co przyszło mu do głowy to jakiś szpital, ale szybko to wykluczył, bo właściwie nie było tam żadnych krzeseł, łóżek szpitalnych albo nawet ludzi. Właśnie był tu zupełnie sam w jakiejś białej dziurze. W którąkolwiek stronę się odwrócił widział tylko jasne światło, idealną biel, która o dziwo nie biła w jego przyzwyczajone do ciemności oczy. Czy on też umarł? Może dla innych byłoby to bez sensu, ale nie zdziwiłby się gdyby pękło mu serce. Puścił się przed siebie biegiem, biegł do utraty tchu szukając kogoś albo czegoś a to zmęczenie i pieczenie w płucach dawało mu satysfakcję. Szybko doszedł do wniosku, że tu chyba nie ma żadnych ścian, drzwi czy sufitu. Usiadł na czymś co teoretycznie powinno być podłogą choć to wszystko było jakieś dziwne, chyba dopadły go już jakieś halucynacje. Nawet jakoś nie zależało mu na tym, żeby kogoś tu spotkać albo się wydostać, zresztą na niczym już mu chyba nie zależało...Z powrotem się położył i wpatrywał w górę tak samo jasną jak ściany. Dlaczego musiała umrzeć, miała dopiero 19 lat...Nie chciał wracać, nie po to, żeby zobaczyć jak jej dusza opuszcza jej ciało, a jedyne co mógł teraz czuć to ból...
Wiedział o niej wszystko. Wiedział, że zawsze zasypiała przytulona do niego. Wiedział, że, gdy czuła się niezręcznie zaciskała usta. Wiedział, że po tym jak Tom Riddle wykorzystał ją do swoich celów nie umiała już nikomu zaufać. Wiedział, że zawsze pachnie cudownym kwiatowym zapachem, który potrafił zawrócić mu w głowie...Wiedział, że nie potrafiła zasnąć spokojnie każdej nocy, której miał patrol. Wiedział, że rzadko płakała, że była silna, ale nie na tyle, żeby utrzymać bicie swojego serca po morderczym zaklęciu...Ta myśl nie potrafiła go opuścić, nie potrafił tego opanować, czuł jak ciepłe łzy ciekną po jego policzkach i wcale nie miał zamiaru nawet próbować ich zatrzmać.
-Co ja zrobiłem...-Wyszeptał do siebie.
Chciał, żeby była bezpieczna, powinien sam wyruszyć do ministerstwa zostawiając rodzinę i przyjaciół nietykalnych. Obiecała, że mnie nie zostawi...nie zostawi do śmierci...-Przypomniał sobie i znowu potok łez popłynął po jego policzkach aż krople leciały na jego szyję. Jedyne czego teraz chciał to wypłakać się, wypłakać się, ale po jej stracie już nawet nie ma komu. Zamknął oczy i zaczęły mu się przypominać wszystkie te momenty związane z Ginny.
Gdy znalazł ją bezbronną w Komnacie Tajemnic, gdy spędzali ze sobą całe lata w norze, gdy grali razem w quidditcha, pamiętał ich pierwszy pocałunek i wszystkie uczucia jakie mu wtedy towarzyszyły...Pamiętał chyba każdy z jej pocałunków, każde słowo, nawet każdą ich kłótnię...,,Zawsze wiedziałam, że będziesz mój..."-dlaczego on na początku nie był tego taki pewien, minęło sporo czasu nim dobrze ją poznał...Jedyne czego chciał w tej całej wojnie to, aby mógł wrócić z nią do domu w Dolinie Godryka, nawet jeśli teraz to wszystko miałoby się skończyć to i tak nie potrafił sobie wyobrazić tego jak wraca do domu, je śniadanie przy pustym stole, śpi w pustym łóżku i patrzy na ich wspólne zdjęcia ustawione na kominku...To był ICH dom, było w nim tyle wspomnień...Dlaczego nie poświęcał jej całej swojej uwagi, dlaczego tak dużo pozostawiał przypadkowi, zdecydowanie zbyt dużo...Jak miałby teraz wrócić tam do Doliny i wyrzucać jej rzeczy, jej ubrania...
,,Teraz śmierć to byłoby dla nas wszystkich najprostsze, ale to nic nie zmieni, może oprócz krzywdy tych których kochamy..." dlaczego więc ona musiała umrzeć, przecież to nieodwracalne, stracił ją na zawsze...
,,Pomyśl teraz o wszystkich, którzy walczyli dla ciebie..."-ona walczyła zawsze i ta walka właśnie tak się dla niej skończyła...Był pewien, że oczy ma już całe czerwone od płaczu, ale tylko to pozwalało mu jakoś uwolnić to wszystko co czuł, jak teraz stanie przed rodziną Weasley, Hermioną i wszystkimi jej przyjaciółmi?
,,Tak, Harry, ważne dla mnie jest to, że tu jesteś." Sam nie rozumiał tego dlaczego te wszystkie cytaty wciąż prześlizgiwały się przez jego głowę, ale były naprawdę piękne, dopiero teraz zrozumiał, że to co mówiła było naprawdę ważne i miało ogromną wartość.
Przypomniało mu się jak usypiała Teda, obiecała mu, że kiedyś nauczy go zaklęcia patronusa...Chyba zupełnie nie była świadoma tego, że umrze tak szybko. Traktowała Teda jak własnego syna, a on ją uwielbiał, jak powie mu o tym, że Ginny ich zostawiła, zostawiła, bo nie miała innego wyboru...Jak to by było gdyby mieli razem własne dzieci? Czy byłyby do nich podobne tak jak on był podobny do swoich rodziców? Ale nigdy nie pozna odpowiedzi na to pytanie, bo to już koniec, nikt nie mógł tego przewidzieć i nikt już nie może tego zmienić.
,,Wiesz Ron, mam gdzieś to jaka jest pogoda i która godzina, chce do Harry'ego, potrzebuję go teraz, a on potrzebuje mnie." Miała wielką rację, potrzebował jej...Nadal na to wspomnienie czuł wzruszenie, wiedział, że tak naprawdę bez względu na wszystko była gotowa iść z nim...
,,...kto inny może ich ochronić jak nie ty sam Harry, to wielka odpowiedzialność..."Aurora miała rację, to wielka odpowiedzialność, której on nie podołał...Jego matka chrzestna miała mądrą odpowiedź na wszystko, co powiedziałaby mu teraz? Ona i Syriusz wyglądali na zupełne przeciwieństwa, a jednak musieli tak bardzo się kochać...Jej patronus od czasu jego śmierci był psem, czy jego też zmieni od teraz formę na konia...
Poczuł jak ktoś zakrywa mu oczy, ale gdy się odwrócił nikogo już nie było...Wyobraźnia wciąż płatała mu figle, wciąż ją widział gdzieś koło siebie, siadającą obok lub przelatującą na miotle, ale to były już tylko głupie przewidzenia.
-Harry?-Usłyszał jej głos, choć nikogo nie było.
Ona nie żyje, pogódź się z tym!-Powiedział sam do siebie i przeczesał włosy rękami.-Harry'emu Potterowi nie dane jest żyć długo i szczęśliwie...
-Pokażesz mi jeszcze swojego patronusa, proszę!
-Expecto patronum!
-Nauczysz mnie tego kiedyś?
-Jasne.
To bez sensu, ona nie wróci...
-Rozumiem to Harry, ale proszę cię tylko o jedno, pamiętaj o mnie kiedy będziesz chciał im się podłożyć albo w sytuacji kiedy już nie będzie wyjścia, po prostu o mnie nie zapomnij...
Nie mógł zapomnieć, może właśnie dlatego tak go to bolało.
,,Pamiętaj synku, nigdy nie wyrządzisz nikomu krzywdy wiedząc, że robisz dobrze, idź za ludźmi których kochasz a twoja ścieżka wytyczy się sama." Gdyby miał rodziców to oni pocieszaliby go, pewnie nie byłby wtedy tym całym Wybrańcem, nie straciłby Ginny...
Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego tak jakby kształtowało się jakieś konkretne miejsce, w którym przebywał.
Okazało się, że stoi przed swoim domem, nie przyszło mu nic innego do głowy jak po prostu wejść do środka. Drzwi ledwo trzymały się w zawiasach, widać było, że ktoś tu był, pytanie czy nadal jest? Już nie zwracał uwagi na to jak bardzo może to być niebezpieczne, bo już mu nie zależało. Przekroczył próg, nie miał się zupełnie jak bronić, bo nawet nie miał różdżki. Gdy wszedł do środka nic się nie stało. Dom wyglądał na pusty. Ich rzeczy były porozrzucane tu i tam, ktoś w nich grzebał. Podniósł z podłogi jej szkarłatny sweter i przyłożył do twarzy niczym dziecko swój ulubiony kocyk. Nadal pachniał nią...Na stole wciąż stały ich dwa kubki z napisami ,,Mr. Potter" i ,,Mrs. Potter", które dostali na ślub...Przy kominku zobaczył kilka zdjęć w rozbitych ramkach. Na ziemi leżało jedno ze zdjęć zrobionych w święta, Ginny z zaskoczenia pocałowała go w usta, Ron westchnął i wpatrzył się w sufit dopóki Hermiona nie rzuciła mu się w ramiona. To było jedno z jego ulubionych zdjęć...Kolejnym któremu się przyjrzał to Ginny kołysająca Teda i uśmiechająca się do obiektywu. Zdjęcia mugoli były zupełnie inne, nie wywoływały takich wspomnień jak te ruchome, były naprawdę magiczne i piękne...Usiadł przy kominku i zakrył twarz w dłoniach. Musi ją przywrócić do życia, bo bez niej świat jest okropnym miejscem.
-Harry...-Wyszeptała rudowłosa czarownica ze łzami w oczach. To była Lily Potter, prawdziwa Lily i James, byli tak samo cielesni i namacalni jak on, siedzieli obok niego...
-To niemożliwe...-Wyszeptał.-Jak?
-Och, Harry są pewne rzeczy których nikt nie rozumie...-Powiedziała Lily łagodnym głosem.
-Co nie znaczy, że jesteśmy tu bez powodu.-Dodał James i wymienił spojrzenia z żoną a ona też pokiwała głową.
-Uratowali was! Wy żyjecie! Czy ona...czy Ginny też żyje!?-Bardzo go ta wiadomość ucieszyła, wiedział, że ona nie może go tak po prostu zostawić i nadzieja na nowo w nim rozkwitła.
-Harry, to zależy tylko od ciebie.-Powiedział mu ojciec i złapał go za ramię, naprawdę byli do siebie bardzo podobni...
-Zrobię wszystko...
-Wiemy.-Powiedzieli zgodnym głosem.
-Co muszę zrobić?-Zapytał a Lily zachichotała.
-Mówiłam ci, że będzie nas pytał tylko o to jak ją uratować...Mój kochany syn...-Wyszeptała z uśmiechem i łzami w oczach i odgarnęła włosy z jego czoła.
-Harry to nie będzie takie proste, dlatego musisz nas uważnie posłuchać.-Kiwnął głową.
-Ale...ona przeżyje, prawda?
-Mogę ci powiedzieć tylko tyle, Harry, że to wszystko skończy się inaczej niż myślisz..
-Cały ten kamień był wielką prowokacją ze strony śmierciożerców, chcieli zaciągnąć cię do ministerstwa prosto w pułapkę. Nie miej sobie tego za złe Harry, twoja rodzina żyje.
-Ginny nie żyje, to ona jest moją rodziną.-Powiedział i oczy go zapiekły.
-Wiem.-Powiedział ojciec.-Też nie wytrzymałbym bez Lilki.-Uśmiechnął się i objął czarownicę obok niego.
-Ale to niemożliwe, trafiła ją śmiertelna klątwa...-Westchnął ciężko.
-A ja znam już taką osobę, która przeżyła śmiertelne zaklęcie.-Lily uśmiechnęła sie do niego.
-To dzięki wam.
-Harry, ale czy ty nie poświęciłbyś życia dla Ginny? Właśnie tak to działa.-Wyjaśnił James, ale Harry wciąż niewiele z tego rozumiał.
-Skoro żyje to gdzie teraz jest? Mogę ją zobaczyć tak jak was?
-Zanim odpowiemy na to pytanie może wróćmy do sprawy kamienia, bo tak naprawdę o to w tym wszystkim chodzi. Kamień dostałeś od Ginny, dała ci go, żeby cię chronił i żebyś o niej pamiętał. W świecie magii jest naprawdę dużo fascynujących przedmiotów o niezbadanej mocy...Ten kamień jest jedną z nich. Ginny dostała go od Artura zanim umarł, aż któregoś dnia kamień rozłupał się na dwie części zupełnie sam, a ona uznała to za znak, zresztą bardzo słusznie, że tak to odebrała.
-Jedną część zatrzymała dla siebie, a drugą dała tobie.-Lily kontynuowała za Jamesa.-Ten kamień nie spełnia marzeń i głupich zachcianek, on spełnia największe pragnienia twojego serca.-Wygłosiła i położyła dłoń na sercu syna.
-Musisz wiedzieć, że Ginny jest naprawdę niesamowita i ma równie niesamowitą historię. Weasley'owie mając sześciu synów bardzo pragnęli córki, aż któregoś dnia na świat przyszła właśnie Ginny.-Harry uśmiechnął się na to wspomnienie.-Ona po prostu miała się narodzić, miała być z tobą, takie jest jej przeznaczenie, to nie przypadek Harry.
-Więc...kamień pomaga spełniać przeznaczenie...-Powiedział niepewnie a Lily i James uśmiechnęli się do siebie.
-Właśnie tak Harry.
-Więc dlatego tu jestem, bo tego chciałem.-Zrozumiał i dotarło do niego, że jeszcze nie wszystko stracone.
-Właśnie dlatego Ginny nie może umrzeć, przeżyła klątwę, bo nie pozwoliłbyś jej teraz odejść. W cząsteczce kamienia, którą Ginny ma wciąż przy sobie jest zaklęta część waszych wspomnień, to naprawdę ciekawe...
-Ale dlaczego kamień nie zadziałał, gdy Danielle...
-Harry, ta magia jest naprawdę bardzo skomplikowana, ale wydaje mi się, że kamień kiedy jest w dwóch częściach może zadziałać tylko użyty przez dwie osoby, przy użyciu jego dwóch części.
-To rzeczywiście skomplikowane...-Westchnął James i rozłożył na kanapie.
-Czy wy naprawdę żyjecie?
-Harry, jesteśmy tu, bo dałeś nam szansę przez chwilę tu być, naprawdę nas potrzebowałeś i wezwałeś nas w pewien sposób, dlatego możemy tu teraz być i z tobą rozmawiać.-Lily uśmiechnęła się szeroko.-Ale nasze przeznaczenie jest inne, mieliśmy zginąć, a ty miałeś być wybrańcem, nie możemy z tym walczyć, bo rzeczywistości zaczęłyby się na siebie nakładać i zrobiłoby się bardzo niebezpiecznie...
-Cholera, jak zwykle spóźnieni...-Powiedział Syriusz i razem z Lupinem i Tonks przekroczyli próg salonu.-Jasna cholera, TO MÓJ CHRZEŚNIAK!-Ani się obejrzał a Syriusz złapał go w ramiona.-Ale co my tu właściwie robimy, co się dzieje?-Powiedział Syriusz.
-Słyszałam, że Ginny oberwała klątwą...-Powiedziała Tonks, wyglądała tak jak ją Harry zapamiętał tylko Lupin i Syriusz wyglądali na młodszych i przystojniejszych.
-Tak to prawda, ale najlepsze jest to, że żyje!-Powiedział Lupin i uśmiechnął się szeroko.
-Więc naprawdę jest jeszcze szansa...-Wyszeptał do siebie wybraniec.
-Tak Harry, to naprawdę niesamowite co ci Weasley'owie wymyślili no ale cóż, nie możemy zdradzać za dużo.-Tonks uśmiechnęła się szeroko i rozłożyła się w fotelu.
-Wiedziałem, że będą razem, ja wiedziałem to po prostu byłem tego pewien!-Wykrzyczał szczęsliwy Syriusz.
-I ja będę z nimi tak jeszcze przez wieczność.-Lily zaśmiała się i przewróciła oczami.
-Wiedziałem to odkąd umarłem, znaczy w sumie jako pies to zauważyłem. Ginny jest naprawdę dobra i opiekuńcza, zwierzęta to czują. Poza tym świetnie drapała za uchem!-Dodał i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Syriusz!-Zganiła go Lily a James, Tonks i Lupin byli czerwoni ze śmiechu on też zaczął się śmiać.
-To dziwnie brzmi Syriuszku, gdy mówisz tak o żonie twojego chrześniaka.-Zaśmiał się Lupin.
-Co innego, gdy twój chrześniak to pies.-Przypomniał Harry.
-Właśnie tak.-Black uśmiechnął się szeroko.
-Nasz syn tak szybko rośnie...-Powiedziała Tonks.-On tak kocha Ginny, nie pozwól jej umrzeć Harry. Jesteście dla niego jak rodzice...
-Jak powiem mu o tym jak zgineliście...
-Harry, przyjdzie taki dzień, że będziesz wiedział, że to odpowiednia chwila, wtedy powiedz mu to co sam wiesz.-Lupin uśmiechnął się do niego zachęcająco.
-Nie mogę zostać tu z wami, prawda?
-Nie, ale my zostaniemy z tobą Harry.-Powiedziała Lily.
-Jak mam wrócić?
-Po prostu o tym pomyśl.
-A teraz idź już synu, bo ktoś kogo kochasz potrzbuje cię po tamtej stronie. Po chwili wszyscy po kolei zaczęli go przytulać i żegnać.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Genialne
OdpowiedzUsuńMiło mi, pozdrawiam ;)
UsuńKiedy nowa notka
OdpowiedzUsuńPostaram się wyrobić na niedzielę ;)
UsuńSupcio
OdpowiedzUsuńŚwietne
OdpowiedzUsuń