Translate

wtorek, 30 stycznia 2018

89.Kto był wilkołakiem?

-Ginny! Hej słyszysz mnie!?-Zobaczyła nad sobą rozmazany obraz kilku osób.No już, dasz radę wstać?-Zapytał delikatny, świetnie znany jej głos.
-Tak.-Przytaknęła.-Co się stało Harry?-Zapytała zaniepokojona jego nagłym płaczem.
-Te runy...-Wybełkotał Ron wybałuszając oczy...
-Trzeba to pokazać lekarzowi.-Stwierdziła Hermiona.
-Czy ktoś łaskawie mi wyjaśni o co chodzi!?
-Sama zobacz...-Westchnął Ron i podał jej lustro, to co w nim zobaczyła ją zszokowało. Jej blada szyja usiana piegami była do połowy pokryta identycznymi, czarnymi znakami, zupełnie jakby ktoś pomalował ją atramentem.
-Co...co się ze mną dzieje?!-Wydukała przerażona.

**********
-Śpisz?-Zapytał szeptem rudowłosą i tak jak mu się wydawało nie uzyskał odpowiedzi.
Po cichu podszedł do swojego biurka i zapalił małą lampę. Zebrał wszystkie akta i położył obok siebie, co mógł przeoczyć i czemu z każdym dniem tych znaków na jej ciele przybywa? Co tak naprawdę się wtedy stało? Czy to naprawdę ma coś wspólnego z jakąś dobrze strzeżoną księgą losów? Czy to sprawka kamienia, przecież on nie osłonił jej własnym ciałem jak jego matka, nie zrobił nic...Nawet Kingsley ostatnio wypowiedział się na ten temat...

*******
-Żyjemy na łasce jednej wielkiej sekty. Na początku podawali się za śmierciożerców, ale teraz wiemy już, że w większości nimi nie są, ale obawiam się, że mają zamiar się nimi inspirować. Sytuacja jest jeszcze poważniejsza niż w ubiegłych latach, szpiegowie są wszędzie, zapewne tak jak i podsłuchy, wszędzie są zdrajcy a już na pewno w Zakonie i w ministerstwie, co więcej zdrajcą może być każdy z nas...Cóż pewnie wiele osób interesuje jak ja wpadłem w ich ręce, otóż, gdy pracowałem w swoim gabinecie i już zbierałem się do domu mój doradca i wiceminister David Smith wszedł do mojego gabinetu. Wyglądał na roztrzęsionego, współpracowałem z nim już przez bardzo długi czas i jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie, zawsze miał nerwy ze stali, więc uznałem, że musiało się wydarzyć coś złego. Zaczął bełkotać, że w podziemiach ministerstwach grasują jacyś zamaskowani ludzie, czułem, że muszę to sprawdzić więc razem z nim ostrożnie zjechaliśmy windą do podziemia. Rzeczywiście byli tam ludzie w czarnych, długich płaszczach i kapturach, byłem pewien, że to śmierciożercy, ale się myliłem. Bacznie przyglądałem się reakcji Davida jako auror wiem, że nikomu nie można ufać a ta sytuacja wydała mi się podejrzana, jednak nie potrafiłem uwierzyć w to, że mój przyjaciel, zastępca i współpracownik wyceluje we mnie różdżkę. Walczyłem z nimi, ale okazało się, że było ich za wielu. Podczas tej potyczki i ucieczki Musiałem oberwać jakimś mocnym zaklęciem, bo obudziłem się przykuty do ściany jednej z sali sądowych podziemia. Przepraszam za moją niekompetencję, zdaję sobie sprawę, że zawiodłem jako minister i jako auror...

********
Cholera, z pewnością brakuje jakiegoś elementu układanki...Wyjął z szuflady dwa pliki akt z załączonymi ruchomymi zdjęciami piekielnego małżeństwa, które obecnie było przesłuchiwane i obserwowane całą dobę przez różnych pracowników ministerstwa.
W przypadku Danielle Smith w aktach nie było nic na temat daty, miejsca jej narodzin oraz rodziców. Podczas przesłuchań przez Wizengamot wyjaśniła jakoby miała zostać oddana do sierocińca jako dziecko i to tam nadano jej imię Danielle, jednak wiele osób miało co do tego wątpliwości. Wszystkim wydawało się dziwne, że czarodziej czystej krwi z arystokrackiej rodziny zostałby wydany za dziewczynę z sierocińca której pochodzenia nikt nie zna. W końcu w okno zapukała wyczekiwana przez Pottera sowa.
-Co tam masz?-Powiedział, rzucił sowie przekąskę i szybko odwiązał umieszczony przy jej nodze rulonik.

 Drogi Harry,
W sprawie tego o czym do mnie pisałeś to Ginny powinna ukrywać przed innymi te znaki, najlepiej będzie jeśli umieścisz ją w bezpiecznej kryjówce, ponieważ jestem pewna, że to klątwa i to jakaś bardziej skomplikowana, została rzucona przez Danielle w momencie kiedy zaklęcie odbiło się od Ginny. Wciąż nie mam pojęcia jakie może mieć skutki ale skoro twierdzisz, że tych run przybywa nie znaczy to pewnie nic dobrego. Jeszcze będę nad tym pracować, niedługo wpadnę i przedstawię ci co i jak. Jeśli nie masz kryjówki dla Ginny chętnie przyjmę ją pod swój dach i zaopiekuję jak najlepiej będę potrafiła. Nigdy nie chciałabym cię zawieść Harry, a już raz to zrobiłam, gdy najbardziej mnie potrzebowałeś.
                                                 
                                                                                                                            Kocham cię,
                                                                                                                                 Aurora

No to do roboty...Pomyślał i zaczął od nowa przegrzebywać wszystkie akta i zaznaczać bardziej istotne informacje, które mogłyby przydać się w dalszym śledztwie. Ostatnio wszyscy aurorzy pracowali na pełnych obrotach i wciąż nie zamierzali się poddawać.

**********
-Jackie, ty płaczesz?-Zapytał Fred siadając obok szatynki.
-Rodzina Mallory powinna wiedzieć, a że teraz mogą przechwycić listy muszę się tam pofatygować i wyjaśnić im całą tą sytuację.
-Chodzenie samej w ciemnościach to głupszy pomysł niż ustawa przewiduje.
-I kto to mówi...-Pokręciła głową, wstała z krzesła i w końcu wygrzebała z torby płaszcz, który ubrała.
-Naprawdę nie możesz załatwić tego wszystkiego jutro za dnia?
-Za dnia łatwiej mogliby mnie zauważyć. Poza tym w każdej chwili może im się coś stać.
-Obiecałam Mallory, że gdyby coś jej się stało to zajmę się jej rodziną i mam zamiar dotrzymać słowa.-Zapięła swoją torebkę i zarzuciła ją na ramię.
-Idę z tobą uparciuszku, czy mogę zostać twoim bodyguardem?-Skłonił się z czarującym uśmiechem.
-Nie kompromituj się, poza tym nie ma czasu na wygłupy Weasley.
-Tak jest!-Zasalutował. Odgarnął włosy z czoła Mallory, gdy Jackie to zobaczyła uśmiechnęła się szeroko, jednak gdy Fred odwrócił się w jej stronę kaszlnęła z zakłopotaniem i zmusiła się do poważnego wyrazu twarzy.
-Ruszajmy.-Odparła pewnie.

**********
-Co to za dziura?-Zapytał rudzielec, gdy byli już na miejscu. W pobliżu było kilka domków obok siebie a otaczały je pola i lasy.
-To moje rodzinne miasto!-Rzuciła mu karcące spojrzenie.
-Ach no tak, cudowna okolica.-Wyszczerzył zęby.
-O Boże!-Dziewczyna upadła na kolana przed zniszczonym budynkiem, właściwie nie wyglądało to już jak budynek tylko kupa cegieł i rusztowania. Gdzieniegdzie tlił się jeszcze niewielki ogień.
-Co to za budynek?-Zapytał Fred, było tak zimno, że para wylatywała z jego ust.
-To była....moja pierwsza szkoła...-Powiedziała zszokowana.-Jeśli rodzinie Mallory...
-Nie przewiduj już z góry takich złych scenariuszy.-Pocieszył ją i podał rękę, którą złapała i podniosła się.
-Może jednak powinnaś wrócić?
-Nie...nie mogę minąć się z celem...ani z obietnicą, możemy iść dalej.
-Wyjmij różdżkę w razie czego.-Poinstruował ją.
Przez resztę drogi szli w milczeniu, Fred chyba zaczął doceniać uroki tego miejsca, ponieważ zaczął przyglądać się wszystkiemu dookoła. W oddali widać było wieżę kościoła, z której dochodziły dźwięki uderzeń dzwonu. Jackie chlipała cicho myśląc o nieszczęściu swojej przyjaciółki, co będzie jeśli nie będzie w stanie panować nad swoją wilczą naturą? Zwykle to ona co miesiąc pilnowała Duke'a i była przy nim. I jak to pogodzi się z jej lwią naturą? Nikt nie znał takiego przypadku, w którym ktoś pod swoją postacią animaga zostałby ugryziony przez wilkołaka.
-O czym tak myślisz Fred?-Zapytała.
-O tym kiedy to wszystko się już skończy.
-Chyba nie jesteś jedyny, który teraz ma to na uwadze...
-Jeśli to skończy się w ten sposób mogę zostać animagiem, żeby jej pomóc...
-Twoje poświęcenie dla Mallory pokazuje, że nie jest tylko twoją tymczasową maskotką....-Powiedziała z niewzruszonym wyrazem twarzy a on spojrzał na nią z wyrzutem.
-Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?!-Zaśmiał się.
-Ehh...bracia Weasley'owie jak was zobaczyłam byłam pewna, że będą z wami kłopoty.-Zachichotała.
-Ach więc to tak? Więc rozumiem, że teraz mnie testujesz, tak?-Zaśmiał się.
-Żartowałam Fred, po prostu mam ograniczone zaufanie do ludzi, można powiedzieć, że kiedyś nie miałam dobrych relacji z ojczymem....-Zapatrzyła się na chwile w przestrzeń.-W każdym razie dla mnie i Mallory list do Hogwartu był przepustką do lepszego świata...-Rozmarzyła się i uśmiechnęła wspominając tę chwilę...-Jesteśmy na miejscu.-Powiedziała przed białym domem porośniętym bluszczem. Furtka była otwarta, toteż nie mieli problemów z wejściem do ogrodu.
-Wygląda dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy byłam tu ostatnim razem...-Zaczekaj...-Jacki
chwyciła go za dłoń, w której trzymał różdżkę.-Nie zostawiajmy po sobie zaklęć, tak dla bezpieczeństwa.-Powiedziała i podniosła jedną z sadzonek i zaczęła grzebać trochę w ziemi, Fred przyglądał jej się ze zdziwieniem zaglądając przez szybę w drzwiach wejściowych. W domu wszystkie światła były zgaszone. Może w ogóle ich tu nie ma?
-Zawsze chowali tutaj klucze.-Wyciągnęła parę zapasowych kluczy umorusanych ziemią.
-Ciekawa kryjówka.-Przyznał i przekręcił wcześniej włożony klucz.
-Nie jestem pewna co powiedzą na naszą wizytę o tej porze...
-Taaak to z pewnością najlepsza pora na odwiedziny.
-Powinni wiedzieć co dzieje się obecnie z ich córką, wiem że dzielnice mugoli są teraz dobrze strzeżone, ta spalona szkoła jest tego dowodem.-Szepnęła.
-Kto do u licha....-Zaczęła kobieta w szlafroku świecąc na nich latarką.
-Pani Catchet, proszę nie krzyczeć, proszę się uspokoić. Kobieta była ubrana w fioletowy szlafrok, miała krótkie do ramion blond włosy podobne do koloru włosów Mallory.
-JACKIE? Co....co ty tu robisz? Jeszcze o tej porze...
-Jestem Fred Weasley, przyszliśmy coś wyjaśnić.
-O nie! Nie! Mallory coś się stało mam rację? Przyszliście z jakimiś złymi wiadomościami....-Powiedziała zdenerwowana kobieta.-Usiądźcie...-Westchnęła.
Wszyscy w trójkę przeszli z holu do salonu i usiedli na kanapie.
-Pani Catchet, musi pani wiedzieć, że dzielnice mugolskie są w niebezpieczeństwie...
-Wiem, było tutaj kilku potężnych aurorów, oni przekazali nam informacje i wskazówki, których mamy użyć w razie zagrożenia.
-Dobrze. Przykro mi ale...musi coś pani wiedzieć, rzeczywiście wieści, które mamy nie są dobre. Mallory przez jakiś czas była na przeszpiegach w ministerstwie, jednak w czasie akcji...chciała nas bronić....-Jackie zaczęła płakać i matka Mallory była jeszcze bardziej przerażona co mogło się stać jej córce. Fred poklepał przyjaciółkę po plecach, aby dać jej do zrozumienia, że dokończy za nią.
-Rzeczywiście Mallory miała dobre intencje, zmieniła się w swoją lwią postać i walczyła z chłopcem zamienionym w wilkołaka. Niestety....podczas tej walki została ugryziona przez tego wilkołaka, a była wtedy pełnia księżyca...
-Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że....moja córka...WILKOŁAKIEM!?-Ukryła twarz w dłoniach.
-...Jeszcze nic nie wiadomo pani Catchet...możliwe, że jej lwia postać ją przed tym uchroniła.
-Przepraszam to dla mnie zbyt wiele...
-Potrzebują coś państwo? W okolicy jest teraz bardzo niebezpiecznie, a życie mugoli jest nadal w niebezpieczeństwie.-Przestrzegła Jackie.
-Nie, ale dziękuję za twoją troskę kochanie.
-To Jackie nalegała by tu przyjść, obiecała nawet Mallory, że zaopiekuje się waszą rodziną.
-Dziękuję, że tak kochacie moją córkę, bycie wilkołakiem wszystko zmieni, ale nadal będziemy ją kochać...Jackie czy ty masz...CZY TO JEST SKRZYDŁO?
-Och, Mallory nauczyła mnie być animagiem, teraz ja również nim jestem a dlaczego zostało mi to skrzydło to już inna sprawa.
-Kto był tym wilkołakiem?
-Duke.
-Ten chłopak z sąsiedztwa z którym się przyjaźniłyście?
-Tak, właśnie on, okazał się straszliwym zdrajcą...-Zdrajcą...te słowo ostatnio często było używane w obiegu plotek i informacji. To chyba jest coś co trzeba by podsunąć aurorom przy następnym spotkaniu, choć i tak pewnie będą sprawdzać każdego kto przebywa w kryjówce zakonu...




poniedziałek, 1 stycznia 2018

88. Każdy może być zdrajcą...

Ginny jeszcze spała, a przynajmniej tak mu się wydawało, natomiast czasem było tak, że po prostu przewracała się na bok plecami do niego i zwyczajnie udawała, że śpi. Zwykle robiła tak wtedy, gdy nie wiedziała co powiedzieć, na przykład po kłótni, nie należała nigdy do tych, które wyrzucały wtedy swoich mężczyzn na kanapę. Albo kiedy było jej źle i musiała się wypłakać, ale jednocześnie nie chciała zaprzątać mu głowy lub po prostu nie chciała, żeby musiał patrzeć, gdy jest w takim stanie.
 Może było w tym coś głupiego, ale czasem trzeba poradzić sobie samemu z własnymi problemami i słabościami.-Przemawiała wtedy do siebie. Chyba właśnie tak było też i tym razem, jej poduszka była wilgotna od łez. Co jeszcze się stanie? Gdy już wszyscy myśleli, że to już koniec wojen, śmierciożerców i strachu, ktoś zbezcześcił ich ,,strefę bezpieczeństwa" i wszystko zaczęło się od nowa.
,,Historia lubi zataczać pełne koło"- jak zawsze mawiał profesor Binns. Większość nieprzytomnych miała tego dnia zostać przeniesionych do Świętego Munga, ale jak usłyszała nad ranem gdzieś na korytarzu ,,...wszędzie są teraz szpiegowie, czają się na każdym kroku.." właśnie ta myśl była chyba najbardziej przerażająca, że zdrajcą mógł być każdy. Tym razem postanowili zagrać z bezpieczniejszej i trudniejszej do wyplenienia pozycji. Nie ukazywali się już pod postacią ,,śmierciożerców" i na pewno nie mieli zamiaru powtarzać ich błędów.
Rudowłosa położyła twarz na poduszce ukochanego i wdychała jego zapach, jakoś ją to uspokajało. Kochała go, ale naprawdę, nie tak jak ci wszyscy kochankowie z filmów romantycznych powtarzających w kółko te same tandetne wyznania. Usiadła na skraju łóżka i spojrzała w lustro przed sobą. Odsłoniła usiane piegami ramię i jeszcze raz spojrzała na nie w lustrze. Jak to możliwe, że przeżyła to zaklęcie, kto by przypuszczał, że jednej nocy może mieć miejsce tyle niewyjaśnionych i dziwnych zjawisk...Skoro Harry'ego uratowała miłość jego matki, to czy i tym razem mogła zostać uratowana przez prawdziwą miłość? Tyle wydarzyło się w ostatnim czasie - śmierć pana Lovegooda, nowy minister, reaktywacja zakonu, ucieczka z Doliny Godryka, przeżycie śmiertelnego zaklęcia, powrót Kingsley'a tego już było za wiele, co jeszcze ich czekało? I kto zdołał porwać Kingsley'a, który był długoletnim aurorem z bogatym doświadczeniem i na co dzień łapał morderców z palcem w nosie? Ktoś taki jak on na pewno nie dałby się łatwo złapać.
Twarz miała nadal w czerwone plamy od płaczu, ale wszystko inne było takie same, te same rude, gęste włosy, piegi i szczupła sylwetka, jednak czuła się jak inna osoba. Jeszcze ten dziwny znak...
-GINNY!-Nagle do środka wpadł Ron, przerywając wszelkie refleksje.
-Co się stało?-Zapytała wybałuszając oczy.
-Hermiona się wybudziła, mama zwariowała jak jej powiedzieliśmy!-Zaśmiał się dysząc ze zmęczenia.
-TERAZ MI TO MÓWISZ!-Zaśmiała się z radości, która nagle do niej napłynęła i wypełniła jakąś pustkę, każdy potrzebował teraz takiej jednej pozytywnej myśli, która byłaby niczym jedyna gwiazdka rozświetlająca czarne niebo. Szybko wsunęła buty na nogi i pobiegła za Ronem.

*********
-Nie możemy teraz nikomu ufać. Potter, miej oko na wszystkich, nawet tych którzy należą do Zakonu, musimy obserwować każdy ich ruch, bo mamy tutaj niezłą sieć szpiegowską, zakon nie będzie mógł też dłużej ukrywać się w domu pani profesor, musimy przenieść kryjówkę.
-Może Hogwart?-Zaproponował jeden z aurorów.
-Nie, Hogwart byłby ostatnim dobrym miejscem, już udowodnili, że potrafią zniszczyć tamtejsze zabezpieczenia a teraz po tym jak były tam te dwie dziewczyny pewnie tylko wyczekują okazji.
-Na początku i tak będziemy musieli ustalić plan awaryjny, coś czuję, że szykują się do napaści na zakon, a ze szpiegiem w jego centrum nie będzie to trudna sztuka.
-Trzeba więc pozbyć się szpiega.-Podsumowała młoda dziewczyna w aurorskim mundurze.
-Dokładnie, trzeba będzie bardzo dokładnie przesłuchać wszystkich członków zakonu. WSZYSTKICH bez wyjątków Potter!-Dodał minister, gdy zobaczył, że już chce coś powiedzieć.-Rozumiem, że są osoby, którym ufamy bez względu na wszystko, ale szpiegowie mogą nimi manipulować, szantażować, podszywać się pod nich, właśnie dlatego jest to takie ważne, nie wiadomo dla kogo mogą być zagrożeniem. Musicie zachować wszelkie środki ostrożności, nie dajcie działać nikomu na własną rękę, jeśli będziemy przeprowadzać jakieś akcje to tylko w grupie. Czy to jest zrozumiałe?
-Ale jeśli...-Zaczęła młodsza spośród aurorów.
-CZY TO JEST ZROZUMIAŁE!?-Zawtórował o wiele głośniej niskim tonem, który przeszywał aż do kości i uderzył pięściami w wielki okrągły stół aż zatrzęsły się na nim szklanki z wodą.
-Tak, oczywiście.-Pochyliła głowę.
-Jeśli znajdziecie się w niebezpieczeństwie nie wzywajcie zakonu, wyślijcie patronusa do mnie. Potter, zadbaj o to, aby zakończyły się wieczorne obrady zakonu w pełnej grupie, będę informować was o wszystkim każdego z osobna, nie możemy ryzykować tego, że szpieg dowie się za dużo.
-Tak jest.-Kiwnął głową.
-I weź każdego z Zakonu na indywidualne przesłuchanie, gdyby coś się działo informuj mnie o tym, a wy przestrzeżcie wszystkich najbliższych, aby zachowali całkowitą ostrożność, nie opuszczali miejsca zamieszkania samotnie, a już na pewno nie ufali podejrzanym typom i niech wysyłają mi wiadomości jeśli zauważą podejrzane zachowania.-I przekaż to wszystko Weasley'owi, a no i jeśli Molly będzie cię za bardzo wypytywać o nasze ustalenia powiedz, że obowiązuje cię tajemnica aurorska. A teraz deportuj się do zakładu Aurory, wiesz co mam na myśli.-Kiwnął głową, odsunął krzesło i już szykował się do wyjścia, ale Kingsley zatrzymał go przy drzwiach.
-Uważaj szczególnie na Ginevrę, nie wiem co jest z tym kamieniem, ale nie wygląda mi to na nic pożytecznego.-Powiedział do niego szeptem.-I raczej nie chwal się nikomu tym kamieniem. Nikomu o nim nie mów, to on może być źródłem tego wszystkiego.
-Wierzysz w tą legendę Kingsley?
-Mówię tylko, abyś był ostrożny.-Spuścił rękę z jego ramienia i wskazał drzwi po czym wrócił na swoje miejsce.

*********
-To naprawdę wspaniałe, w końcu coś pozytywnego!
-No nieźle, będę ciotką.-Uśmiechnęła się rudowłosa.-Znowu.-Dodała i zaśmiała się.
-Babcia mówi, że będziecie mieli dzidziusia!-Na salę wbiegł Teddy, jego włosy niesamowicie szybko zmieniały kolory, tak, że patrząc na nie można było dostać zawrotów głowy.
-Zgadza się Teddy.-Uśmiechnęła się Hermiona.
-Ale super!-Zawołał podekscytowany.-Będę się nim opiekował i będę go wszystkiego uczył!-Postanowił, a Ginny z uśmiechem zmierzwiła jego włosy.
-Co to?-Zapytał zaciekawiony malec wskazując na ramię rudej.
-Rany boskie Ginny, co to za znak?!-Zaniepokojona pani Weasley zaczęła przyglądać mu się z bliska.
-Też bym chciała wiedzieć.-Na twarzy Hermiony malowało się przerażenie.
-Nie mówiłaś, że masz coś takiego po tym...-Odezwał się Ron.
-Po tym to znaczy po czym?-Naciskała Hermiona.
-To skomplikowana historia, sama nie wiem jak to się stało.
-Mam czas.-Hermiona poprawiła poduszki i skrzyżowała ramiona.
-Przepraszam, ale cóż to za zbiegowisko!? Ona musi teraz odpoczywać!-Oburzyła się uzdrowicielka.
-Już pójdę, później porozmawiamy na spokojnie, ona ma racje, potrzebujesz odpoczynku i nie możesz się teraz denerwować. No i gratuluję wam.-Zwróciła się do ich dwójki. Naprawdę, później.-Powiedziała z naciskiem rudowłosa, gdy Hermiona z oburzeniem na twarzy już miała coś dodać.
-A więc jak wolisz Ginny.-Odparła chłodno puszysto włosa.

*********
-Och, wybacz Harry, nie zauważyłam cię.-Powiedziała brunetka, gdy skończyła analizować rdzenie różdżek.-Pewnie minister cię przysłał, co?
-Tak, chce wiedzieć czy doszłaś do czegoś.
-Każdy chyba chciałby wiedzieć co się wydarzyło. Jak przypuszczam wszystko to ma w sobie wiele skomplikowanych powiązań ze sobą. Jednym z nich są na przykład te różdżki.-Machnięciem nadgarstka ukazała dwie różki jedna z nich była dłuższa i ciemniejsza a druga krótsza z jaśniejszego drewna.-Jedna z tych różdżek szczególnie mnie zaintrygowała, w całej swojej karierze, w żadnej książce nie widziałam tak dziwnej różdżki...-Zaczęła przyglądać się krótszej z różdżek i obracać ją w palcach.
-Co z nią nie tak?-Zmrużył oczy i rzucił na nią okiem.-Z zewnątrz wygląda raczej zwyczajnie.
-Tak, masz rację, ale różdżka tak naprawdę kryje swoje właściwości w środku. Naprawdę widziałam już wiele różdżek o różnych rdzeniach, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z taką anomalią, żeby różdżka posiadała dwa rdzenie.
-Dwa rdzenie!? To jest w ogóle możliwe?
-Ja też byłam zszokowana, jak widać tak, jest to możliwe, ale nie mam pojęcia w jaki sposób. W pewnym sensie, rdzenie te są ze sobą połączone, 9 cali włos z ogona testrala połączony z rdzeniem, którego nie jestem w stanie zbadać, bo coś tu się nie zgadza. Będę musiała skonsultować się z innymi wytwórcami różdżek, właśnie czekam na odpowiedź jednego z nich.
-Mam do ciebie prośbę.
-A więc słucham?-Cofnęła coś co wyglądało jak mikroskop połączony z lampą biurową i oparła się o biurko krzyżując ramiona na piersi.
-Nikt nie wie co stało się Ginny, po tym jak przeżyła to zaklęcie ma bliznę, taką jak ja, ale wygląda jak jakaś runa. Zastanawiałem się nad tym jak to się stało, moja mama osłoniła mnie chroniąc przed zaklęciem, oddała za mnie życie, ja tak naprawdę nie zrobiłem nic...
-Harry...-Przymknęła na chwilę czarne oczy.-Nie zawsze tak zwany bilans musi zostać wyrównany, osłonięcie kogoś własnym ciałem jest naprawdę bohaterskim czynem, ale wystarczy, że kochasz Ginny, zawsze się o nią troszczysz, chciałeś, żeby żyła i widocznie to wystarczyło, czasem nie trzeba oddawać swojego życia dla kogoś. Choć jest jeszcze ponoć coś takiego jak Księga Losu, jest zapełniana w każdej chwili, teraz również. Każdy z nas podobno ma w niej określoną liczbę rozdziałów i epizodów naszego życia, morderstwa owszem zdarzają się, ale widocznie musi wydarzyć się coś jeszcze, ta historia nie miała widocznie tak się skończyć. Lecz to oczywiście taka legenda, zasłyszałam ją od mojej matki, a teraz przekazuję dalej, ale nie mam pojęcia ile jest w niej prawdy.
-,,Jak?" To chyba pytanie, które zadaję sobie najczęściej w ostatnim czasie.-Westchnął.-Ale ja wiem, że coś jeszcze może mieć z tym związek, z tym, że Ginny jest wciąż ze mną, coś co wyżłobiło ten znak runiczny.-Wziął głęboki oddech.-Może nie powinienem ci tego...
-Harry, jeśli sądzisz, że nie powinieneś mi tego pokazywać lub o tym mówić to nie rób tego, narażenie ciebie byłoby okropną rzeczą.-Położyła dłoń na jego ramieniu i spojrzała w szmaragdowe oczy.
-Ale...wydaje mi się, że tylko ty możesz wiedzieć, że tylko ty jesteś w stanie to wyjaśnić.-Oczy go zapiekły, ale zdążył w porę się opanować, nie chciał naciskać na Aurorę swoimi łzami, poza tym to byłby głupi akt rozpaczy i bezradności. Jego matka chrzestna spojrzała na niego ze smutkiem, ale i charakterystycznym dla niej ciepłem na twarzy.-Proszę cię weź to i powiedz czy to właśnie to jest źródłem tych wszystkich kłopotów.-Wyciągnął przed siebie rękę z fioletowym kamieniem, wiedział, że robi wbrew temu, co powiedział mu Kingsley, ale od tego mogło zależeć coś więcej niż tylko jego reprymenda.
-Oczywiście.-Położyła rękę na swoim sercu i skłoniła się lekko po czym wzięła od niego kamień i zaczęła mu się solidnie przyglądać.-Ametyst, bardzo piękny i wartościowy kamień, choć podobno miewa niszczycielską moc. Ale nie jestem zwolenniczką takich przesądów, obiecuję, że przebadam go dokładnie i o wszystkim ci powiem, gdy sama dowiem się o nim czegoś więcej.
-Tylko proszę cię, nie pokazuj go nikomu i nie zostawiaj go na widoku, nie mów też nikomu, że dałem ci cokolwiek do analizy.
-Tak postąpię, dziękuję, że mi zaufałeś Harry, to dla mnie wiele znaczy. Wiedz, że zrobię wszystko o co mnie poprosisz, Chłopcu, Który Przeżył...

**********
-To straszne...-Powiedziała zaniepokojona Hermiona, gdy Ginny już o wszystkim jej powiedziała, jak zwykle przeglądając na kolanach jakąś książkę tym razem o runach.-Wiadomo co będzie z Mallory?-Zapytała kartkując kolejne strony w wielkim skupieniu.
-Nikt na razie nie wie, wszystko ma wyjaśnić się dopiero za miesiąc, w pełnię księżyca.
-To, że nigdy wcześniej nie widziałaś takiej runy i że nie umiesz jej znaleźć w żadnej książce pewnie nie wróży nic dobrego, prawda?-Ron ciężko westchnął i odebrał z rąk Hermiony kolejne grube, przejrzane tomiszcze i położył je na szafce nocnej na stosie innych ksiąg o runach.
-Chyba będę musiała poszukać głębiej znaczenia tego znaku...-Zmrużyła oczy i zaczęła myśleć intensywnie pewnie nad następnymi tytułami ksiąg z biblioteki.
-Czy to ważne co oznacza ta runa? To tylko blizna pozostawiona przez mordercze zaklęcie, powinnaś teraz skupić się na swoim zdrowiu i rodzinie, nie będę dokładać ci bezsensownych obowiązków.
-To nie bezsensowne Ginny, musisz mieć świadomość tego, że takie blizny mogą zawierać klątwy i uroki czasem nawet śmiertelne, to nie błahostka, bo może chodzić o twoje życie.
-Skąd wiadomo, że taki znak to klątwa?
-Seria dziwnych zdarzeń, śmierć bliskich, pogorszenie zdrowia, słabość fizyczna, zmiana wyglądu.
-Rzeczywiście Ginny, wyglądasz inaczej, masz jakby podkrążone oczy i jesteś taka blada...-Stwierdził Ron.
-Ubzdurałeś to sobie Ron, zawsze tak wyglądałam.-Powiedziała dobitnie wpatrując się w swoje odbicie. W tym wszystkim i tak najbardziej martwię się o to całe śledztwo, o to co może się stać Harry'emu...-Wybełkotała ostatkiem sił i poczuła jakby bardzo szybko zasnęła...



            Jest już 7 000 wyświetleń co mnie naprawdę zadziwia! Może nie dla wszystkich jest do duża liczba, ale ja naprawdę się cieszę. To był miły prezent na początek Nowego Roku. Pozdro dla tych, którzy dotrwali do końca.~BlackRose