Translate

niedziela, 12 lutego 2017

67.Pechowy Nowy rok

-Cześć, jak tam, jakieś wieści?-Zapytała Ginny, gdy Harry wrócił do domu.
-Wszystko w porządku, jesteś w nominacjach od kilku dni, wiedziałaś.
-Co? Jakich nominacjach?
-Do nagród i wyróżnień.
-Za co?-Zaśmiała się.
-Za wszystko. A tak na serio to chyba osiągnięcia, aktywność i pomoc innym...
-No nieźle i co z tymi nominacjami?
Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-Pójdę otworzyć.
-W drzwiach stał Ron cały rozpromieniony.
-A tobie co się stało?-Zapytała Ginny.
-JESTEM W NOMINACJACH! I WY TEŻ I HERMIONA!
-Spokojnie Ron, wytłumaczysz mi o co chodzi?
-Nominowali mnie do pracownika roku z tej części będzie tylko pięć nagród a jest z pięćset nominacji!
-I chciało ci się tam szukać swojego nazwiska?-Zaśmiała się Ginny.
-"Weasley" zawsze rzuca się w oczy. A tak naprawdę to dzisiaj w pracy mi powiedzieli.
-No to świetnie Ron założę się, że Harry jako twój szef w ogóle nie przyłożył do tego ręki.
-Moim zadaniem jest co miesiąc wystawić każdemu z moich pracowników sprawiedliwą opinię co do ich pracy, to Kingsley i inni ministrowie oraz rada i ludzie którzy głosowali w tych plebiscytach głosowali.
-No, Harry ma racje z resztą chyba powinnaś wiedzieć masz całkiem niezła sumkę głosów. Mama chwali się tym wszystkim na około...
-Pracownik roku...a to dopiero.
-No nie? Ja też się tego nie spodziewałem najwidoczniej mają mnie za dobrego aurora. Hermiona chyba jest w nominacjach dziedziny rozwijania alchemii, wzbogacania świata czarodziejów w wiedzę, to za ten jej eliksir tojadowy, a raczej jego ulepszenie.
-No właśnie była w tej sprawie wczoraj rozprawa i nieźle się nawyrabiało.
-I co?-Zapytała przestraszona Ginny.
-Wygrana, taka jedna dziewczyna bardzo nam pomogła.
-To było niesamowite, chyba panna Catchet z tego co wiem, naprawdę przygotowała takie argumenty, że nawet obrońca tej Rachel nie był w stanie wykrztusić słowa, będzie z niej dobry auror, nawet jeśli sama w to nie wierzy.
-Mallory! No tak, że też o niej nie pomyślałam...Jaki dostała wyrok?
-Całkiem sporo godzin prac społecznych i to tylko dzięki jej rodzicom, którzy wpłacili kaucje byleby ich córeczka nie poszła siedzieć.-Kiedy Ron to powiedział Ginny wyobrażała sobie w głowie jaka musiała być reakcja Mallory.
-Zadbała o najmniejsze szczególiki, musiała się naczytać tych wszystkich książek o prawie, ona się chyba nigdy nie poddaje.-Stwierdził Ron.
-No to same świetne wieści! A jak spędzacie sylwester?
-No oczywiście na Gali tak jak wy.-Powiedział Ron ważnym głosem.-Tam będzie nie byle kto, same szychy, będą rozdawać nie tylko nominacje i wyróżnienia, ale nawet ordery Merlina!-Powiedział podekscytowany Ron.-Zawsze chciałem zobaczyć jak taka gala wygląda na żywo...
-I dziś będziesz miał okazję.-Powiedział Harry.
-Oby był jakiś dobry bufet.-Powiedział, a Ginny i Harry parsknęli śmiechem.-Żartuję, jestem na diecie.
-Ty na diecie Ron!?-Zdziwiła się Ginny.
-Mnie też to dziwi...-Przyznał Harry.
-Hermiona musi być teraz na restrykcyjnej diecie i rehabilitacji, więc robię co mogę, żeby ją jakąś w tym wesprzeć...
-Jesteś naprawdę niesamowity Ron...-Powiedziała Ginny pełna dumy i uznania.
-No nieźle Ron, nie spodziewałem się, że zrobiłbyś coś takiego, ale dla Hermiony to co innego...
-No tak, zresztą w takim zawodzie jak auror mi też się to przyda. To ja już może pójdę, bo Hermiona pewnie się mnie uczepi, że dziś sylwester i jeszcze tyle do roboty...Uparła się, że musi wyglądać nienagannie...-Przewrócił oczami Ron.
-Nie dziwię się skoro możliwe, że dostanie nagrodę za osiągnięcia naukowe.-Stwierdziła Ginny.
-No szykuje się niezłe podsumowanie roku.-Przyznał Harry. Ale nie myśl, że cie to ominie Ron nie myśl, że ci to odpuszczę. Masz zebrać wszystkie raporty.
-Co?!
-Masz na to rok, wiec nie narzekaj.-Powiedział Harry, a Ginny wybuchnęła śmiechem.
-Taaa...wielkie dzięki, nic mi po takim "roku".
-Nie narzekaj tylko lepiej weź się do roboty, bo nie zdążysz.
-Nie dam rady do jutra ci tego zebrać, przecież dobrze wiesz jak to jest...
-Aha, to nawet dobrze się składa, bo wreszcie zobaczysz jak to jest ganiać co miesiąc za czyimiś raportami podczas, gdy taki "ktoś" obiecuje ci, że tylko dokończy, że odda na następny dzień czy cos podobnego, może to cie w końcu nauczy robienia o co cię proszę na czas.
-A nie możesz sam się tym zająć...-Stęknął Ron.
-Nie. Ja już i tak mam dość zajęć na dziś, przygotowanie tego całego rozdania to jakiś koszmar.
-Ja już chyba serio lepiej pójdę, bo naprawdę nie zdążę a nie chcę, żeby potem Kingsley siedział mi przez to na ogonie albo co gorsza departament Hermiony.-Wzdrygnął się Ron.
-Naprawdę Ron im szybciej będziesz miał to z głowy tym lepiej.
-I uśmiechnij się słodko, bo z taką miną to nikt ci nie odda tego raportu.-Powiedziała Ginny.
-Taa...dzięki za wskazówkę akurat ty tyle facetów poderwałaś, że nie dziwie się, że wiesz cos o uśmiechaniu. To do wieczora, no chyba, że będę w tym czasie biegał gdzieś po te raporty.
-Naprawdę dasz rade Ron, ja wierze, że cos wymyślisz.
-No dobra, skoro tak mówisz, cześć.
-Cześć.-Odpowiedziała mu Ginny i po chwili wyszedł.
Kilka godzin później Harry razem z Ronem zajmowali się przygotowaniami gali, ponieważ niestety trzeba było wiele zmienić, ze względu na pogodę, która uniemożliwiała odbycie się uroczystości na otwartym powietrzu. Ginny była już właściwie gotowa na galę, wstąpiła jeszcze tylko do kawiarni mamy i sklepu Weasley'ów.
-Ślicznie wyglądasz Ginny.-Pochwaliła ja mama.
-Dzięki, ty też.
-Właśnie, a o której zamykasz? Zaraz początek gali.
-Mam jeszcze trochę roboty.
-Idź już, ja się tym zajmę.
-Ginny, nie mogę, ty jesteś w nominacjach, wypadałoby przyjść na czas!
-Wiem, nie spóźnię się, powiedz reszcie, że zaraz będę, szybko się z wszystkim uporam i pędzę na galę.
-Dziękuję, rzeczywiście lepiej się pośpiesz i nie ubrudź...-Powiedziała i rzuciła jej klucze i całą listę zabezpieczeń.
Ginny jeszcze raz przed wyjściem. Kiedy wyjrzała przez tylne drzwi skupiła się jednak na czymś innym. Pod ścianą siedział skulony chłopiec cały przemoczony. Spojrzała na zegarek otwarcie gali miało się odbyć właśnie w tej chwili, jednak pomyślała, że może to być ktoś zraniony, potrzebujący pomocy. Mimo wszystko, nie mogła tak po prostu przejść obojętnie, narzuciła na siebie płaszcz i postanowiła zapytać co się stało, że małe dziecko siedzi samo, w zimę w kompletnej śnieżycy. Przez myśl przeszły jej najgorsze scenariusze.-A co jeśli zamarzł?-Pomyślała i pobiegła w kierunku chłopca.
-Hej, co tu robisz sam? Słyszysz mnie?-Zapytała spokojnie choć w głębi była spanikowana i przerażona. Ulżyło jej kiedy zza skulonych kolan, usłyszała płacz.
-Czy coś cię boli?-Może to było trochę głupie pytanie, ale to było pierwszą rzeczą o jakiej pomyślała.
-Ręka...boli mnie...rękaaa.-Jęknął i wyciągnął do niej skaleczoną rękę.
-Co ci się stało? Kiedy próbowała wyleczyć głęboką ranę różdżką od razu jakaś siła ją odepchnęła-jej obawy się sprawdziły, nie uda jej się wyleczyć tej ręki, przynajmniej nie w ten sposób. Mimo wszystko rana mocno krwawiła, Ginny szybko sięgnęła mugolskich metod. Obwiązała rękę jakimś materiałem i po chwili zaczęła się rozglądać czy w pobliżu nie ma jakichś ludzi, którzy mogliby pomóc, ale wieczorem w śnieżycy nie dostrzegła żadnej żywej duszy.
-Oni....oni mnie...ścigają mnie...-Zaczęło majaczyć dziecko i zemdlało.
-Co ci zrobili? Co się dzieje?!-Pytała go ale bezskutecznie.
-Uspokój się Ginny!-Upomniała się w myślach.
Może to była dosyć desperacka decyzja, ale czuła, że musi cos zrobić. Postanowiła deportować siebie i chłopca do Doliny Godryka, gala, sylwester i nominacje dawno wypadły jej już z głowy, teraz ważniejsze było dla niej życie i zdrowie tego chłopca. Nie mogła jednak przenieść go do szpitala, skoro ktoś go ścigał i zrobił mu krzywdę to pewnie szukałby go właśnie w szpitalu.
Tymczasem...
-Gdzie ona jest?!-Powiedział zdenerwowany Ron.-Przez nia musimy stać tu jak kołki wejściem...
-Może cos się stało...-Rzekł Harry i zaczał się już trochę denerwować i co chwile zerkał na zegarek.
-Raczej nie. To Ginny ona nie przywykła do chodzenia na uroczystości i pewnie straciła rachubę czasu, nie przejmuj się stary pewnie zaraz przyjdzie.
-Może masz rację.

*************
Ginny pierwsze co zrobiła po wejściu do domu to położyła chłopca na kanapie i pobiegła do kuchni po dyptam, wolała jednak, żeby najpierw się ocknął z doświadczenia wiedziała, że ten sposób leczenia nie jest przyjemny i mógłby się przestraszyć. Na szczęście niedługo później chłopiec się ocknął.
-Jak się nazywasz?
-Jake Stuff.
-Posłuchaj mnie, przeniosłam cie do mojego domu, bo jesteś w bardzo ciężkim stanie, chcę ci pomóc, tak w ogóle jestem Ginny Potter. Nie chcę zrobić ci krzywdy, a obawiam się, że nie ma innego sposobu na wyleczenie twojej ręki, wiec zgadzasz się? Uprzedzam, że może trochę boleć.
-Tak, tak, proszę mi pomóc....-Jęczał z bólu.
-Spokojnie zaraz będzie po wszystkim.-Kiedy na głęboką ranę naniosła kropelkę dyptamu zwinął się i zaczął wrzeszczeć. Ginny z trudem patrzyła na to wszystko, w dodatku jej oczom ukazało się najgorsze. Kiedy krew już zeszła a główna rana zabliźniła się wciąż pozostały wyryte słowo: mugol.
-Jak to zrobiłaś?-Zapytał.
-Nie mogę ci powiedzieć, ty też nikomu o tym nie mów, dobrze?-Kiwnął głową.-Kto ci to zrobił?
-Nie wiem kim są, ale wziąłem im coś, za co mnie ścigają, uciekłem im.
-Mogę zobaczyć?-Zapytała a chłopiec wręczył jej zwinięty pergamin. Narysowany był tam plan ministerstwa, oznaczone różne punkty i wypisane kroki działanie, z pewnością ktoś kto to stworzył nie miał dobrych zamiarów.-Wiesz kiedy mieli zamiar to zrobić?
-Nie, ale podsłuchałem, że chcą to zrobić w nocy, podczas jakiejś imprezy.
Ginny od razu pomyślała o dzisiejszej gali, chcąc ratując swoja rodzinę miała ochotę tam pobiec, ale wiedziała, że musi podjąć racjonalne kroki. Postanowiła wiec wysłać patronusa do Harry'ego razem z tym planem.

**************
-Widziałeś to Ron?-Powiedział Harry patrząc przez okno.
-Że niby co?
-Koń.
-Co ty gadasz, przecież ktoś mógł sobie przyjechać bryczką, sami tu bogacze wiec nie wiem czemu to cie tak dziwi.
-Nie taki koń! Patronus!
-Stary ty już chyba jesteś zmęczony czy coś, ale dobrze obiecuje ci, że jeśli zaraz się nie zjawi idziemy na poszukiwania.
-Przyjrzyj się Ron.
Po dłuższej chwili milczenia i wypatrywania przez okno powiedział:
-Masz racje, to patronus Ginny!
Po chwili koń wpadł do sali i przemówił:
Całe ministerstwo znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie, wiem o planie zamachu i wcale nie wyglądami to na głupie żarty, niech aurorzy zadbają o natychmiastową ewakuację całego budynku, załączam plan zamachowców.
-Stary gdzie ty biegniesz?!
-Coś złego się stało, wiem to!
-Nie słyszałeś! TRZEBA NATYCHMIAST EWAKUOWAĆ CAŁE MINISTERSTWO!
-Ron Harry ma racje,z Ginny się coś stało, na pewno potrzebuje pomocy, Idę jej szukac.-Wtrąciła mama, okryła się płaszczem i wybiegła przedzierając się przez panikujący tłum.
-Ron przejmujesz dowodzenie.
-ŻARTUJESZ SOBIE! To ty jesteś szefem JA NIE UMIEM!
-Umiesz Ron, musisz ich po prostu uspokoić, wyprowadzić na zewnątrz i obstawić wszystkie wyjścia, masz do tego cały zespół aurorów, jak znajdę Ginny to do was dołączę.-Powiedział i nie słuchając już Rona wybiegł z sali.
Kiedy Harry dogonił pania Weasley jeszcze zanim się deportowała uzgodnili, że mama poszuka jej na Pokątnej i w norze a Harry sprawdzi w Dolinie Godryka lub paru innych miejscach.

**************
-Ginny! Wszystko w porządku?
-Tak, to on teraz potrzebuje pomocy.-Wskazała na chłopca. Po chwili ktos się deportować oboje wyciągnęli różdżki, ale okazało się, że to tylko pani Weasley.
-Ginny! Dzięki Bogu, nic ci nie jest?-Zapytała przerażona ściskając córkę.
-Wszystko w porządku, mamo proszę cię, zaopiekuj się nim.-Powiedziała a pani Weasley zgodziła się nawet nie zadając pytań.
-Masz zamiar iść tam ze mną!?-Zapytał Harry.
-Tak, nie próbuj mnie powstrzymywać.
-Ginny, zostań tutaj!
-Nie mogę! Obiecałam sobie, że już nigdy nie będę siedzieć z boku kiedy inni będą oddawali życie.
Harry niechętnie na to przystał, ale wiedział, że nie da rady jej powstrzymać.
-Ale masz mnie słuchać, dobra?!
-Tak.

*************
-I jak Ron?
-NIE MA KINGSLEY'A!!-Powiedział panicznie Ron.
-Jak to NIE MA!-Powiedziała zdziwiona Ginny.
-Dopiero go tutaj widziałem, kiedy zacząłem wszystkich ewakuować miałem go cały czas na oku, jestem wściekły! NAWIAŁ NAM! ZOSTAWIŁ NAS!-Powiedział zdenerwowany Ron.
-Cholera, jeszcze tego nam brakowało.-Powiedział Harry. Idę przeszukać budynek, ty wyprowadź resztę Ron.
-Aha, a ja mam tylko stać i patrzeć.
-To będzie ciężka noc Ginny!
-Wiem. MYŚLISZ, ŻE JAKBYM NIE MIAŁA TEGO ŚWIADOMOŚCI TO PCHAŁABYM SIĘ TUTAJ DO WALKI!
-Obstaw wejście do sali głównej, zabezpieczcie budynek dodatkowymi zaklęciami ochronnymi, a ja idę  przeszukać wnętrze.
-Harry.-Zatrzymała go jeszcze na chwilę
-Tak?
-Uważaj, to chyba są śmierciożercy, można się spodziewać wszystkiego.
-No to, oby ten rok zaczął się bez obrażeń...-Rzekł zdołowany Ron kiedy zegar zaczął wybijać dwunasta, a po chwili też pobiegł gdzieś w głąb nocnej mgły.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz