Wszyscy wstrzymali oddech i obserwowali rozwój wydarzeń. Nagle jakby ściany, które więziły Mallory zmieniły się w hogwartowe błonia. Dziewczyna krzyczała coraz głośniej, wiła się, wyglądała jakby była opętana, a krajobraz kształtował się coraz wyraźniej.
-Nie możemy czekać! Wyślę wiadomość do reszty Zakonu.-Zadecydowała Molly Weasley, a jej patronus zamigotał i po chwili rozpłynął się w mgłę i całkowicie zniknął. Próbowała z uporem tak jeszcze parę razy, ale to nie działało.
-Drzwi zniknęły!-Krzyknęła przerażona Ginny i podbiegła do głównych drzwi tuż za nimi, a w miarę jak się zbliżała drzwi coraz bardziej się kurczyły. Ron walnął w nie jakimś zaklęciem, ale różdżkę jakaś niewidzialna siła wytrąciła mu z rąk.
-Co jest!-Wrzasnął i złapał swoją różdżkę z powrotem.
-Zaklęcia tu nie działają poza lumos.-Stwierdził Harry i wszyscy z powrotem zwrócili wzrok na wydarzenia. W krajobrazie zaczęły pojawiać się postacie, najpierw niewyraźne, a później coraz bardziej kształtne co wyraźnie kosztowało Mallory dużo sił.
-Druga Mallory...-Szepnęła Jackie, na jej twarzy malowało się głębokie zdumienie.
-Jackie to ty, co tu się dzieje?!-Powiedziała przerażona Ginny wskazując postać identyczną do Jackie.
-Szlamy!-Zawołała Rachel w krajobrazie, dziewczynę otaczała jak zwykle jej świta.
-Nie martw się nią.-Warknęła wygenerowana Jackie tak, aby ślizgonki to usłyszały.
-Nie rozmawiam z brudnokrwistymi.-Odpowiedziała oschle.-Ups!-Zaśmiała się złośliwie a jej toważystwo od razu to podchwyciło i wytrąciła blondynce wszystkie książki z rąk.
-Nie przejmuj się tą krową!-Wrzasnęła Jackie.
-Słucham?-Nie trzeba było długo analizować jej mowy ciała, aby stwierdzić, że Rachel jest wściekła.-W twoich żyłach płyną takie brudy!-Krzyknęła do Jackie używając do tego całego powietrza w płucach. Nagle dokładna kopia Mallory zerwała się na równe nogi rozrzucając książki, które jeszcze przed chwilą zbierała. Wszyscy byli zaskoczeni, że młodsza wersja Mallory już tak świetnie potrafiła rzucać zaklęcia niewerbalne, dziewczyna bowiem bez trudu wytrąciła wrogowi różdżkę i rzuciła się ku niej żwawym krokiem. Gdy Mallory przystawiła jej różdżkę do gardła zgromadzeni cofnęli się parę kroków w tył.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia!-Warknęła na nią blondynka nie opuszczając swojej różdżki.
-Nie jest warta twoich nerwów, a ja i tak nic sobie nie robię z jej wyzwisk!-Krzyknęła do blondynki szatynka nadal zbierając książki.-Więc nawet się nie trudź Mallory!
-Ale ja sobie robię!-Warknęła-Nikt nie będzie obrażać moich przyjaciół!
-No i co tak stoicie tchórze!-Zbeształa swoich wspólników Rachel a ci pospiesznie wyciągnęli różdżki.
-Co, mieszasz w pojedynki tych słabeuszy? Żenujące.-Prychnęła Mallory i powoli opuściła różdżkę.
-Możesz sobie wsadzić gdzieś te groźby!-Krzyknęła za jej plecami Rachel.
-Tak, wsadzę je tam gdzie mam ciebie, miłego dnia!-Powiedziała sarkastycznie i wróciła do oszołomionej całym wydarzeniem Jackie. Prawdziwa Mallory za to przykuta przez diabelskie sidła ledwo mogła się poruszyć, miała zaciśnięte powieki i coś majaczyła i krzyczała, widać było, że przywoływanie i odtwarzanie tych wspomnień sprawia jej wielki ból.
-O nie...-Wyrwało się z ust prawdziwej Jackie, gdy miejsce i postacie już się zmaterializowały.
-Mallory, muszę ci coś powiedzieć...-Wyjąkała młodsza Jackie.
-Znalazłaś w końcu Duke'a?-Zapytała z nadzieją blondynka.
-Tak, można tak powiedzieć...-Powiedziała cicho i niepewnie co było dziwne jak na energiczną Jackie mówiącą tempem karabinu maszynowego.
-Stało się coś złego, prawda? No mów!-Blondynka potrząsała za jej obojczyki.
-Nie wiem jak mam ci to powiedzieć, chodź ze mną do skrzydła szpitalnego.-Jackie pociągnęła ją za nadgarstek a ona wybałuszyła oczy z przerażenia. Po chwili wszyscy obserwowali sytuacje w skrzydle szpitalnym.
-Musimy to zatrzymać, to jest okropne!-Wrzasnęła prawdziwa Jackie i po jej policzku spłynęła łza.
-Percy mówiłeś, że wiesz o co w tym chodzi!?-Fred spojrzał na niego z nadzieją.-Błagam cię no zróbże coś!
-To klątwa legicjatus, połączenie dwóch najgorszych rzeczy legilimencji i cruciatusa przywołuje najgorsze wspomnienia powodując ból fizyczny i psychiczny, wdziera do umysłu i może nawet tworzyć fałszywe wizje.-Wydukał szybko Percy i oczy rozszerzyły mu się z przerażenia.
-DUKE!-Krzyknęła Mallory ze wspomnienia podbiegając do łóżka nieprzytomnego chłopaka całego poranionego.
-Zaatakował go Greyback...-Westchnęła Jackie.
-NIEEEE!-Wrzasnęła tak głośno, że pewnie ten krzyk było słychać na błoniach i zaniosła się płaczem.
-No już Percy, jak to powstrzymać!
-NIE WIEM!-Odkrzyknął w odpowiedzi.-Jedynym racjonalnym sposobem byłoby w jakiś sposób zniwelować złe wizje ale...-Percy westchnął głęboko, a wszyscy zaczęli się gorączkowo zastanawiać jak rozwiązać ten problem.
-Ale on...on nie będzie wilkołakiem prawda!-Wrzasnęła dziewczyna ze wspomnienia na co Jackie tylko spuściła głowę.
-Zaatakował podczas pełni...-Powiedziała szybko.
-Nieee! Musi być jakiś sposób!-Upierała się blondynka i zaczęła szlochać.
-Nie myśl już o tym...-Poradziła jej Jackie.-Pomożemy mu.-Powiedziała łagodnym głosem.
-Właśnie Mallory, nie myśl już o tym.-Powiedziała cicho Ginny.
-Ale przecież te tortury nie mogą trwać wiecznie, prawda!?-Odezwała się do nich Jackie.
-Wiem.-Powiedziała Ginny.-Potrzebujemy jakiegoś silnego, szczęśliwego wspomnienia, które wygryzłoby te złe.
-Oby to się udało.-Westchnęła pani Weasley.
-Ginny ma racje, to logiczne.-Stwierdził Harry.
-Mallory pomyśl o czymś dobrym!-Wrzasnęła do niej Jackie, ale blondynka dalej szarpała się i jęczała z bólu tym razem zamiast całych wydarzeń widzieli jedynie szybko przejawiające się skrawki różnych smutnych sytuacji.-No dalej musisz się bardzo mocno skupić, to się zaraz skończy, obiecuję!-Szlochała Jackie.-Dasz radę!
-Skup się Mallory wiem, że to trudne, ale to jedyny sposób. Słuchaj się mnie i rób co każę.-Powiedział do niej Fred spokojnym głosem i trochę jakby się uspokoiła, ale złe myśli wciąż przelatywały im przed oczami.
-Nie rób im tego!-Wrzeszczała Mallory.
-Boże drogi!-Powiedziała pani Weasley i zemdlała, a najstarszy z Weasley' ów ją złapał a Ron, Charlie i Percy pomagali ją ocucić. Fred też odwrócił się ze zmartwioną miną.
-Poradzimy sobie nie przerywaj tego Fred!.-Poinstruował go Ron.
-Mallory, pomyśl o czymś dobrym, nic nam nie jest, zaraz wszystko będzie dobrze. Możesz się skupić na moim głosie, nie daj się poddać tym złym myślą, nie daj sobie wedrzeć do umysłu...
-Oni zginęli przeze mnie!-Nadal majaczyła.
-Wszyscy żyją, twoja rodzina cię kocha, na pewno się o ciebie martwią, jesteś dobra Mallory, nikomu nie stała się przez ciebie krzywda.-Mówił spokojnym głosem. Nagle w pomieszczeniu coś rozbłysło i to niesamowicie jasnym światłem tak ostrym, że wszyscy musieli odwrócić wzrok. Po chwili przed nimi pojawiło się kolejne wspomnienie. Mallory stała na błoniach, zapadł zmrok, liście na drzewach kołysały się spokojnie. Dziewczyna zamknęła oczy i przygotowała różdżkę, a na jej twarz wpełzł uśmiech.
-Expecto patronum!-Wypowiedziała a z jej różdżki wystrzeliło światło i nagle dostojna lwica przebiła osłonę ciemności i z niesamowitą prędkością pobiegła wokół właścicielki.
-Udało się!-Krzyknęła rozradowana Mallory i po chwili na wzgórze dotarła Jackie.
-Poczekałabyś, nie mam takich długich nóg jak ty.-Burknęła jej przyjaciółka sapiąc ciężko.-O Merlinie kochany!-Powiedziała, gdy błyszcząca lwica skuliła się u jej stóp.
-Lwica.-Pokiwała głową z dumą jej przyjaciółka.
-Doskonale to pamiętam...-Uśmiechnęła się prawdziwa Jackie.
Po chwili więzy z diabelskich sideł zwinęły się i Mallory upadła na podłogę. Wszyscy zwrócili ku niej głowę z napięciem czekając.
-Mal...-Jęknęła Jackie.
-Żyję!-Wstała i otrzepała się, ręce miała gdzieniegdzie poranione, a dżinsy rozdarte w kilku miejscach przez zabójczą roślinę.
-Przepraszam was, oklumencja od zawsze była moją słabością.-Westchnęła.
-Hej, za tobą Mallory!-Poinformowała ją Ginny i wskazała na otwarte drzwi.
-Miejmy nadzieję, że to koniec niespodzianek.-Jęknęła blondynka rozmasowując łokieć.
-Tu jest jakiś korytarz!-Powiedziała do nich Mallory.
-O, widzę go na mapie!
-Mamo?
-Już w porządku, dziękuję.-Odezwała się Molly i wstała.
-Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?-Zapytał Bill z zatroskaną miną.
-Jestem pewna.-Oświadczyła dobitnie.-Najważniejsze, że nic nikomu się nie stało.
Bariery opadły a na reszcie drzwi zaświeciły się imiona ich wszystkich, ale po chwili zniknęły razem z drzwiami.
-Patrzcie da się tędy przejść!-Harry i Ron jako aurorzy już spodziewali się jakiejś pułapki ale chwilę później Jackie ściskała już swoją przyjaciółkę.
-No co tak stoicie, ruszcie się!-Przynagliła ich szatynka i po chwili wszyscy stali w pustym korytarzu oświetlonym światłem jak w szpitalu. Wszyscy zaczęli mrużyć oczy przyzwyczajone do mroku.
-Co tam widzisz Freddy?-Zapytał George.
-Nikogo w pobliżu poza tą niepodpisaną kropką w tym pokoju.-Podniósł wzrok z nad mapy i wskazał ścianę.
-Czyli znowu bum bum?-Zapytała z nadzieją blondynka.
-Tak.-Powiedział.-Ale chwila!-Dodał szybko, gdy już uniosła różdżkę.-Musimy znaleźć pokój kontrolny, nie wiem gdzie on dokładnie jest, ale przypuszczam, że gdzieś na końcu tego zawiłego korytarza.
-Ok.-Przytaknęła Jackie.-Tylko jak poznamy, że to pokój kontrolny?
-To jest serce ministerstwa, z pewnością będą tam dobre zabezpieczenia i będzie to miejsce gdzieś dobrze ukryte, Fred może mieć rację.-Wytłumaczył Harry i po chwili wszyscy spacerowali po korytarzu szukając czegoś niezwykłego.
-Tu nic nie ma...-Westchnął Charlie. Rzeczywiście chodzili tamtędy już od dobrej godziny a toważyszyły im przy tym tylko puste ściany.
-Gdzie może być ten cholerny pokój kontrolny...-Powiedział Ron.
-Hmm..może za żelaznymi drzwiami z wykutym napisem pokój kontrolny?-Powiedziała Mallory i zaśmiała się a Jackie jej zawtórowała.
-Możecie się śmiać tak o ton ciszej, nie chcę być sknerą, ale mogą nas wytropić śmierciożercy i zabić!-Przypomniał Percy.
-Jesteś geniuszem Mallory! Kocham cię!-Powiedział Fred i uniósł ją na parę centymetrów nad ziemią, nagle wszyscy ucichli.
-Ż..że co?-Wydusiła z siebie Mallory z głupim uśmieszkiem błąkającym się po jej ustach.-M..mógłbyś powtórzyć?-Poprosiła, a on chyba dopiero co zorientował się co właśnie powiedział i delikatnie odstawił ją na ziemię. Zza swoich pleców słyszał jeszcze cichy chichot jego braci. Wiedział, że to nieodpowiednia chwila na takie wyznania, więc znowu stwierdził, że musi to przełożyć i jakoś się wytłumaczyć.
-Och...ludzie tak się mówi!-Zaśmiał się, ale w głębi duszy blondynka już wiedziała...A może chciała, żeby ktoś ją naprawdę pokochał, pokochał nie tak jak Duke, który wykorzystywał jej uczucia i był nawet gotowy zabić jej przyjaciółkę po tym wszystkim ile dla niego zrobiła...Tak czy inaczej teraz musiała pogodzić się z tym, że szlachetny, dobry chłopak, którego pokochała tak naprawdę nigdy istniał...albo raczej nie istniał w Duke'u, lecz Fredzie
Wesley'u. Może jak już z tego wszystkiego wyjdą chłopak w końcu zdecyduje się w pełni powiedzieć co czuje.
-Mallory!-Jackie pstryknęła palcami tuż przed jej twarzą wyłaniając ją z transu.
-Ou...wybacz, zamyśliłam się. Dobra to co robimy?-Zapytała zdeterminowana do wszelkich działań.
-Czyń honory.-Powiedział Ron i wskazał gestem na drzwi. Ona wyciągnęła różdżkę i rzuciła bombardę na drzwi całkowicie po cichu.
Drzwi idealnie odskoczyły od zawiasów otwarły się na oścież.
-Wejdę pierwszy.-Powiedział Harry.
-Hmm...dziwne, nie ma tego pomieszczenia na mapie...-Zauważył najstarszy z braci.
-Uważaj na siebie.-Powiedziała Ginny i przytuliła go szybko.
Harry ostrożnie przełożył nogę przez żelazny próg i powoli postawił na ziemi spodziewając się jakichś pułapek. Pośrodku pokoju było jakieś wielkie, dziwne ustrojstwo z wielką pompą, to zapewne musiało truć mugolaków i mugoli.
Ginny stała w progu z wyciągniętą różdżką gotowa zaatakować każdego kto tknie ukochanego bruneta. Reszta jej przyjaciół stała nieco za nią również w pełnej gotowości.
-Nie uważacie, że to podejrzane, że takie solidne drzwi tak po prostu się otwarły...-Ron uniósł jedną brew.
-Też mnie to zastanawia...-Przyznała Ginny.
Nagle wszystko podziało się bardzo szybko, Ginny zobaczyła szybkie śmignięcie światła, które od razu zablokowała i zupełnie się nad tym nie zastanawiając pobiegła na środek sali i stanęła plecami do Harry'ego.
-O cholera mamy toważystwo!-Przestrzegł ich Fred i rozpoczęła się wielka wymiana zaklęć.
-NIE!-Wrzasnęła Ginny, gdy Percy padł jako pierwszy, jednak teraz nie mogła się ruszyć, bo była na celowniku różdżki kogoś kto nagle wyłonił się z ciemni. Na środku sali zapaliło się blade światło, jakby specjalnie było ich dobrze widać.
-Co tu robisz Ginny!?-Powiedział zdenerwowany Harry, jeszcze tylko tego mu brakowało, aby jej coś się stało...
-Wspieram cię.-Szepnęła i zorientowała się, że jej matka ma różdżkę przyciśniętą do gardła, a obok stało jeszcze kilku innych zakapturzonych.
-Spróbuj rzucić, choć jedno zaklęcie, a twoja matka pozna co to cierpienie!-Warknęła śmierciożerczyni.-Rzućcie różdżki i bez żadnych sztuczek albo stanie się krzywda!-Rozkazała i wszyscy wokół posłusznie położyli swoje różdżki na ziemi.
-Zostaw ją!-Ryknęła Ginny w jej stronę i wycelowała różdżkę prosto w nią.
-Nie odważysz się mała!-Zaśmiała się i jeszcze mocniej przycisnęła swoja różdżkę do krtani pani Weasley.
-Ale ja odważę!-Wrzasnął Harry i również wycelował w nią różdżką.-I zrobię to bez wahania.-Ostrzegł zdobywając się na spokojniejszy głos lecz wciąż ostrzegawczy.
-Bawicie mnie...-Powiedziała i zaśmiała się szyderczo tak, że jej śmiech poniósł się po całej komnacie.-A David mówił mi, że Potter jest mądrym chłopcem i nie wpakuje w to swoich bliskich.-Powiedziała udawanym szczebiotem Danielle, taka kobieta była tak przerażająca i okrutna, że możnaby porównać ją do samej Bellatrix.-Poza tym chyba zapomnieliście, że mam wsparcie!-Powiedziała i dotknęła Mrocznego znaku na przedramieniu i wokół niej zaczęły się pojawiać postacie w czarnych pelerynach i maskach.-Dołohow, mamy gości!-Zawołała i jeden z nich wystąpił z szeregu.
-Właśnie widzę...
-Panowie, nie będziemy tak stać na zewnątrz, wprowadźcie ich tam gdzie ta dwójeczka, tak by rodzina była w komplecie.-Powiedziała zimnym i przebiegłym głosem, a śmierciożercy zaśmiali się krótko i po chwili chwycili ich za przedramiona i zostawili na środku komnaty przy Harry'm i Ginny.
-Oj, ale chyba nie myślicie, że wasza dwójka na tuzin śmierciożerców wygra, co? Rzućcie różdżki!!-Rozkazała wrzeszcząc aż jej czarna peleryna wzdęła się na chwilę.
Harry przestraszył się nie na żarty, bo Danielle wciąż trzymała panią Weasley i zaczął intensywnie zastanawiać się co zrobić, aby wszyscy wyszli z tego cało.
Po chwili zobaczył krótkie mrugnięcie Mallory. Czyżby miała jakiś plan, czy to jemu się przewidziało. Liczył na to, że Mallory rzeczywiście ma jakiś sensowny plan i powoli odłożył różdżkę na ziemię.
-Dobra decyzja Potter.-Powiedział jeden z zakapturzonych, a Ginny obejrzała się na niego przez ramię, a po chwili osłoniła go ramieniem i poczuł jak ściska jego dłoń.
-Oddawaj różdżkę, bo jej i tobie stanie się krzywda!
-NIE TKNIESZ MOICH DZIECI!-Nikt nie spodziewał się, że ta kobieta zwykle z uprzejmym uśmiechem na twarzy może krzyczeć z taką mocą.
-DOSYĆ TEJ ZABAWY! CRUCIO!-Jej wyraz twarzy był obrzydliwy, wyglądało to, jakby miała satysfakcje z torturowania ludzi.
-NIE!-Wrzasnęła Ginny i z przyzwyczajenia rzuciła jakieś zaklęcie, ale nie było żadnej tarczy na to okropne zaklęcie. Rzuciła się na ziemię i krzyczała tak jak Molly. Trudno było powiedzieć kto bardziej cierpiał. Po chwili Ginny też rzuciła różdżkę, a w całej sali zapadła nagła cisza. Harry podszedł do rudowłosej i przytulił ją do swojej piersi, pani Weasley leżała nieprzytomna na ziemi.
-TERAZ!-Wrzasnęła Mallory. Fred z George'm rozpylili w powietrzu Peruwiański proszek ciemności przez co wszyscy musieli uważać, gdy każdy walił zaklęciami na oślep. Gdy pył opadł lwica i feniks pognały w kierunku śmierciożerców. Mallory biegła zygzakiem, aby zmniejszyć ryzyko trafienia ją zaklęciem, jednak Jackie nie poszło tak dobrze, ponieważ ptak opadł spetryfikowany na ziemię. Kontuzja przyjaciółki chwilowo zdezorientowała lwicę, przez co odwróciła głowę w stronę przyjaciółki, ale ta chwila wystarczyła, aby została trafiona Drętwotą.
-To było banalne i żałosne...-Powiedziała Danielle.-Ale przynajmniej dobrze się bawiliśmy. Teraz, jednak koniec forów.-Zaczęła wyczarowywać pręty wokół lwa, który zastygł w ruchu, a pozostali śmierciożercy zaczęli robić to samo co ich przywódca tak, że po chwili każdy miał osobną klatkę.
-A teraz czas na wyjaśnienia.-Powiedziała i na jej ciemnofioletowe usta wpełzł ohydny uśmiech.-Ach Potter...wyjątkowo łatwo było cię oszukać. Wystarczyło wpełznąć do umysłu tego blondaska Malfoy'a i pokazać mu nasze fałszywe spotkanie, a ten głupiec od razu połknął haczyk.
-Jeśli masz jakieś porachunki do mnie to wypuść moją rodzinę i przyjaciół!-Ryknął używając do tego całej swojej siły.
-Oj Poti, no bo tutaj się zaczyna prawdziwa zabawa...No spójrz tylko!-Machnęła różdżką i Ginny zaczęła skręcać się z bólu i zaciskać powieki.
-NIEEEE!-Zaczął walić pięściami o pręty, które go więziły. Pewnie zrobił tym sobie wiele obić i siniaków, ale w ogóle nie czuł tego bólu. Czarownica zaciskała mocno rękę na różdżce aż w końcu opuściła ją.
-Na tym to właśnie polega!-Powiedziała dysząc po tym okrutnym przedstawieniu.
-Zatem mamy już najczulszy punkt Pottera.-Odezwał się Greyback.-A ja chętnie zajmę się twoją niunią...-Łapczywie oblizał pożółkłe zęby i przekroczył pręty klatki Ginny jak gdyby nigdy nic. Patrzył jak Ginny drętwieje, gdy wilkołak polizał jej ramię i zupełnie nie mógł nic z tym zrobić.
-Wystarczy, Greyback!-Rozkazała.
-Obiecałaś mi świeży kąsek pani Smith, ja już wybrałem.
-Och, świetnie Greyback, ale teraz COFNIJ SIĘ TY ZAPCHLONY KUNDLU! TO JA POMOGŁAM CI UCIEC Z AZKABANU!-Przypomniała i rzuciła na niego prawdopodobnie zaklęcie imperius, bo po chwili wilkołak wrócił do swojego miejsca w szeregu zza którego się nie wychylał.-JESZCZE KTOŚ PRAGNIE MI PRZERWAĆ LUB KWESTIONOWAĆ CO MÓWIĘ!-Ryknęła i Harry spostrzegł, że jednak ta kobieta była znacznie gorsza od Bellatrix i potrafiła podporządkować sobie dosłownie każdego.-A TERAZ WYNOCHA PILNOWAĆ KORYTARZU!-Wszyscy śmierciożercy popędzili do wyjścia z komnaty.-A więc na czym to ja skończyłam...Ach tak, Malfoy łyknął przynętę, a ty razem z nim, jakże naiwnie...-Kontynuowała, a Harry nie spuszczał jej z oczu, gdy przechadzała się pomiędzy ich klatkami. Rzucił jeszcze spojrzenie Ginny i ona też podniosła na niego wzrok. Dobrze wiedział co teraz czuła, a najgorsze było to, że nie mógł z tym totalnie nic zrobić. Po chwili zobaczył jak Charlie wygrzebał skrawek pergaminu i zaczął na szybko coś pisać. Na szczęście śmierciożerczyni nie zauważyła tego, bo stała do niego plecami. Mimo to rzucił mu spojrzenie, aby się pospieszył i po chwili Charlie dmuchnął w pergamin a ten zniknął. Wnioskując po tym jak Charlie pokazał ku szybko kciuk w górę jakikolwiek był jego plan na razie szedł dobrze.
-Mój plan był doskonały...Widzisz Potter, uwierzyłeś, że ukrywamy w ministerstwie jakąś tajną broń, podczas, gdy ja zwabiłam tu ciebie, bo to właśnie ty ją masz. Harry zupełnie nie wiedział o co chodzi i poczuł jak wszyscy zaczęli wlepiać w niego wzrok, ale on tylko wzruszył ramionami.
-Milczysz? A więc zakładam, że nie przypominasz sobie wszechmogącego kamienia? Wiem, że to właśnie on uratował cię, gdy próbowałeś się przed nami ukryć. Co dalej nic ci to nie mówi?
Dopiero, gdy przez chwilę zastanowił się nad sensem jej słów coś do niego dotarło. Fioletowy kamień, z którym ostatnio się nie rozstawał, a więc to on przyzwał jego patronusa...-A może mam ODŚWIEŻYĆ CI PAMIĘĆ!-Harry czuł jak próbuje wedrzeć do jego umysłu, próbowała, ale zupełnie jej się to nie udało. Rozwścieczona zrobiła coś co rzeczywiście najbardziej go przerażało. Chwilę później całą salę wypełnił przeraźliwy krzyk Ginny.
-Nie rób im krzywdy!-Majaczyła i turlała się po ziemi z bólu.
-Oddaj kamień Potter, bo skończy się szczęśliwe życie tej ślicznotki!
-Zostaw ją!-Wrzasnęła pani Weasley, która już się odsknęła.
Nie mógł patrzeć jak dzieje jej się krzywda i nie mógł znieść tego jak jego rodzina wlepiała spojrzenia to w Ginny to w niego. Wiedział czego od niego oczekiwali, zresztą wiedział, że nie może na to pozwolić.
-NIE DAWAJ IM TEGO!-Wrzasnęła Ginny, ale nigdy nie wybaczyłby sobie ani rodzina Weasley pewnie nigdy by mu tego nie wybaczyła...Wszyscy czekali w napięciu i po chwili Harry wyrzucił kamień na środek sali.
-Niee!-Powiedziała Ginny, a Danielle opuściła różdżkę i z wyrazem satysfakcji wzieła ametyst w dłoń.
-ON NIE DZIAŁA POTTER! MYŚLISZ, ŻE NABIERZESZ MNIE NA TE SWOJE SZTUCZKI!-Ryknęła po chwili.-AVADA KEDAVRA!-Wrzasnęła a z jej różdżki wystrzelił zielony promień prosto w jego ukochaną. Zaklęcie rozświetliło całą komnatę zielonym błyskiem. Potem wszystko co zobaczył to były łzy i wrzaski Weasley'ów. Chciał roztopić pręty, podbiec do niej i udusić gołymi rękoma albo rozszarpać żywcem.
-MOJE DZIECKOOOO! MOJA GINNY! NIEEEE! NIE ONAAA!-Pani Weasley wrzeszczała zdzierając sobie gardło, a potem zawtórował jej jego najlepszy przyjaciel i pozostali Weaslley'owie, a potem Mallory i Jackie rozpłakały się na dobre już w swoich ludzkich postaciach. Czuł jak sens jego życia całkowicie z niego uleciał, jak bił pięściami w ziemię, a jedyne co słyszał to przeraźliwe wrzaski, szloch i szyderczy śmiech. Poczuł jak jego plany zostały zniszczone doszczętnie, dotarło do niego jak bardzo pragnął założyć z Ginny rodzinę...Nienawiść całkowicie go ogarnęła, ale poczuł jak traci siły, jak cały świat odpływa a wszystkie dźwięki stłumiły się i jego powieki nagle same się zamknęły.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo i co będzie z Ginny? :P Bo sam zastanawiam się czy uśmiercić któregoś z czarodziejów u siebie na blogu ;D
OdpowiedzUsuńSpokojnie, niedługo będą wyjaśnienia ;)
Usuń