Wreszcie wszystko zaczęło się układać. Ginny wróciła po niedzieli do szkoły, ale właściwie jedynie na te dwa tygodnie, które dzieliły ich od przerwy świątecznej. Ron teraz nie odstępował Hermiony na krok i dzielnie się nią opiekował, choć ona zarzekała się, że czuje się już coraz lepiej i że sama da sobie świetnie radę. Była bardzo wdzięczna lekarzom i o dziwo tego wszystkiego nadal się nie zmieniła i cieszyła się, że dzięki przerwie świątecznej nie ominie wielu lekcji. Harry natomiast ucieszył się z tego, że w końcu wszystko jakoś wychodzi na prostą, wiedział, że już za niedługo przerwa świąteczna, miał zamiar dobrze to wykorzystać, a przede wszystkim zrobić wszystko, żeby to były najlepsze święta.
-Cześć.-Przywitał się Harry, który już wrócił z dniówki.
-Praca! Przepraszam Harry, już zwijam manatki i zaraz zaczynam.-Powiedział Ron.
-Żartowałem tylko, no ale dobrze, że już idziesz, w święta jest wszędzie dużo ludzi a co za tym idzie-musi być dużo ochrony.
-No jasne, przecież wiem stary, a jeśli będzie się coś działo to dam ci znać.-Powiedział po czym pożegnał się z Hermioną i wyszedł.
-Jak się czujesz?
-Dobrze. Przynajmniej teraz już wszystko w porządku. Może kiedyś będzie inaczej.
-Na pewno. To zabawne, ale właściwie my zawsze wychodzimy ze wszystkiego cało.
-Trzeba przyznać, że mamy niesamowite szczęście.
-Parę lat temu też jeszcze nie wiedziałem co będzie, a teraz, nie wiem czy mogłoby być lepiej...
-Zawsze może być lepiej.
-Niby tak, a dla mnie jednak, wszystkim jest to co mam.
-Inni gdyby byli na twoim miejscu to pewnie puszyliby się tak, że dla nas brakłoby już powietrza.-Zaśmiała się.
-Wiem, że bez was i tak nic bym nie zrobił. No, ale może zmieńmy temat.
-Dobry pomysł.
-Więc wiesz już co i jak?
-Tak, jeśli będzie tak dobrze jak jest to dostanę wypis jeszcze przed wigilią!-Powiedziała rozentuzjazmowana jak mała dziewczynka i przytuliła przyjaciela.
-To świetnie.-Powiedział z uśmiechem.
-Wszystko się tak zmieniło, my się zmieniliśmy...Liczyłam, że w końcu ty i Ginny będziecie razem, ale...
-Ty zawsze wszystko wiedziałaś.-Wpadł jej w słowo i oboje się zaśmiali.
-No wiesz nigdy nie myślałam, że do końca życia, chociaż może to rzeczywiście było do przewidzenia...
-"W końcu nic nie dzieje się z przypadku".
-No tak. Poza tym czeka mnie jeszcze długa rehabilitacja i sporo badań kontrolnych, ale będzie dobrze.
-Nie boisz się po tym wszystkim wrócić do Hogwartu?
-Po tym co przeżyłam już chyba niczego się nie boję. Ale nie żałuję.
-Ja też nie. Żałuję tylko tych wszystkich osób...Może gdyby nie ja Cedrik i Syriusz by żyli...
-A właśnie co z twoją matką chrzestną rozmawiałeś z nią jeszcze raz?
-Nie, ale korespondujemy.
-A Ginny? Poznałeś je już?
-Nie, ale...
-Znowu to odkładasz. Wiem, że Ginny się nie obrazi, ale chyba im szybciej to zrobisz tym lepiej to w końcu twoja chrzestna Harry! Nie uważasz, że...
-Tak, tak właśnie uważam, wiem, ja tylko czekam na odpowiednią chwilę.
-No to chyba długo tak będziesz czekał. Moim zdaniem zbliżające się święta to dobra okazja...
-Właśnie taki mam zamiar.
-Świetnie.
-Zresztą chcę przedstawić was wszystkich.
-Będzie mi bardzo miło, ale póki co muszę czekać na wypis.
-Będzie dobrze. Ja już chyba pójdę, jestem trochę zmęczony.
-"Trochę" niezły z ciebie kłamczuch, co?
-Taaak...masz rację.-Zaśmiał się.
-Ginny ma z tobą naprawdę niełatwe życie.
-Dzięki Hermiona, że sądzisz, że życie ze mną to taki kłopot. To ja już cie zostawiam pod dobrą opieką. Zdrowiej szybko!
-Dziękuję i dzięki, że mnie odwiedziłeś.
-W porządku.
-Nie zapomnij napisać do twojej kochanej żony!-Przypomniała mu, gdy już stał w drzwiach.
-Oczywiście, że nie zapomniałbym, dobranoc.
-Dobranoc.
Dwa tygodnie później i Hermiona i Ginny pakowały swoje rzeczy. Ginny w końcu (wydawało jej się, że te tygodnie były takie długie a jeszcze tyle do zrobienia) miała wrócić do domu, a Hermiona dostała wypis razem z dietą i informacjami o rehabilitacji.
-Do zobaczenia kochana.-Pożegnała ją Mallory.
-Uważaj na siebie.-Dodała Jackie.
-Wesołych świąt!-Powiedziała Nickole.
-Wesołych świąt Ginny.-Powtórzyła Martha i pomogła Nickole wejść do pociągu.
-Dziękuję, ja też wam życzę wesołych świąt.
-No to widzimy się dopiero na nowy rok...-Westchnęła Jackie.
-Na to wygląda.
-Pisz do mnie czasem.-Dodała Mallory.
-Jasne.
-Dobra my już chyba musimy iść.
-Oj tam, najwyżej pociąg pojechałby bez nas, ale i tak nie musiałybyśmy wracać do domów na piechotę, bo mam miotłę.
-Świetnie Mallory, jednak ja preferuję pociąg.
-Pozdrów rodzinkę Ginny. No i przekaż bliźniakom, że odwiedzę ich niebawem, będą wiedzieć o kogo chodzi.
-Przekażę, ty też,pozdrów rodzinę...i Duke'a.-Dodała, a Mallory uśmiechnęła się i przewróciła oczami.
-Niech ci będzie, ale masz dla mnie zdobyć autograf Harry'ego Potter'a-Zażartowała.
-To nie będzie trudne.-Zaśmiała się Ginny.
-Mallory!-Ponagliła ją przyjaciółka.-Ja naprawdę nie chcę jechać z tobą na jednej miotle.
-Rozumiem, też bałabym się jechać ze sobą na jednej miotle.-To cześć Ginny!-Powiedziała i wskoczyła do pociągu, a Ginny, aby oszczędzić na czasie deportowała się na werandzie ich domu.
-Dzień dobry!-Usłyszała od drzwi.
-Myślałam, że będziesz w pracy.-Powiedziała lekko zaskoczona.
-Sami stwierdzili, że nie potrzebują szefa to się obraziłem.-Zaśmiał się.
-Całkiem w stylu Harry'ego Potter'a.
-Hmm...złośliwe całkiem w stylu Ginevry Potter.
-Ej! Kto tu jest złośliwy?!-Powiedziała i przybliżyła się, żeby go pocałować.
-No tak! Zaczekaj! Muszę ci o czymś powiedzieć!
-Już się boję.-Powiedziała i skrzyżowała ręce.
-Pamiętasz jak do ciebie pisałem, że mam matkę chrzestną?
-No tak, trudno byłoby o tym zapomnieć skoro to było we wszystkich gazetach.
-Myślę, że...powinnyście się poznać w końcu jesteś dla mnie ważna, a ona to moja jedyna krewna więc...
-Tak, wiem do czego zmierzasz. Myślę, że to dobry pomysł, wiem,że to głupio zabrzmi ale...jesteś pewien, że ona jest twoją matką chrzestną.
-No jasne, widziałem jej zdjęcia ze mną i moimi rodzicami, do tego jej list do mojej mamy i jestem pewien, że to było właśnie jej pismo, poza tym autentyczne dokumenty ministerstwa.
-Rozumiem, przepraszam, ale sam wiesz, Syriusz ani nikt inny o niej nigdy nie wspominał więc...moje głupie domysły...
-Tak, dlatego musiałem to sprawdzić, mimo tych wszystkich dowodów ja to po prostu odczuwam, wie bardzo dużo o rodzicach, a szczególnie o Syriuszu.
-Ciekawe. A tak zmieniając temat to naprawdę ładnie tu wszystko wystroiłeś.-Powiedziała oglądając dekoracje.
-Ron mi pomagał, zresztą to on mnie zmobilizował.
-Jeszcze tyle do zrobienia, zakupy i...
-Ja już kupiłem wszystko.
-Wszystko, wszystko?
-Szacując ciężkość tych wszystkich toreb to raczej tak.
-To świetnie! Obiecałam jeszcze mamie, że jej pomogę...
-Pójdę z tobą.
-Dzięki.
Kiedy Harry już ubrał kurtkę oboje deportowali się do nory.
-Dzień dobry kochani!-Wyściskała ich Molly.
-Cześć mamo.
-Niesamowicie tam zimno, prawda?
-No trochę i tak mugole mają się gorzej my przynajmniej możemy się deportować. To co mamy do roboty?
-Miałam nadzieję, że przyszliście na odwiedziny a wam tylko praca w głowie...
-To może zajmiemy się strychem?-Zaproponowała Ginny.
-Dobry pomysł dawno nikt tam nie sprzątał.
Ginny chwyciła Harry'ego za rękę i pociągnęła za sobą na schody.
Na piętrze najwyraźniej działali Ron i Hermiona wnioskując stąd, że Ton zawijał Hermionę w złoty łańcuch i śmiali się tak głośno, że było ich słychać aż na dole.
-O patrzcie Harry Potter!-Powiedział Ron.-A no i...moja siostra...
-Bardzo śmieszne Ron.-Powiedziała Ginny.
-Was mama też oddelegowała?-Zapytał Ron.
-Nie, sami chcieliśmy jej pomóc, bo o to chodzi w święta.
-Zgadzam się z tobą Ginny.-Stwierdził Ron.
-To my już pójdziemy na poddasze.-Powiedziała Ginny i wspinali się jeszcze kilka pięter wyżej, żeby dotrzeć na samą górę.
-Ach...pełno rzeczy taty...
-Rzeczywiście.
-Może dlatego chciała, żeby ktoś jej pomógł, bo nie potrafi dotykac tych rzeczy.
-To strasznie smutne...
-Ciekawe czy wie o tym wszystkim co się z nami dzieje.
-Może wie...
-To co się dzieje po śmierci chyba zawsze pozostanie tajemnicą.
-Mi udało się jej trochę uchylić...
-Tak, wiem, chyba wszystko o tobie wiem...chciałabym, żeby tata był przy mnie.
-Też chciałbym, żeby moi rodzice byli przy mnie...pomyśleć,że nigdy nie będą mieli okazji cie poznać albo mamy, Rona, Hermiony...ale czasami czuję jakby moje życie nie było takie obojętne i tak jakby ktoś jednak się mną opiekował, wierzę, że są przy mnie mimo, że nie żyją.
-To jest dopiero strasznie smutne, że ty będąc takim małym dzieckiem straciłeś rodziców, a na dodatek musiałeś wielkim kosztem naprawiać coś co ktoś inny zepsuł...Zobacz to zdjęcie moich rodziców jak byli młodzi.
-Wyglądają na bardzo szczęśliwych...
-Od dzieciństwa oglądam to zdjęcie, widziałam je już wiele razy i znam każdy szczegół tego obrazka chyba na pamięć i zawsze zastanawiało mnie to czy ja kiedyś będę taka jak moja mama na obrazku. Te wszystkie plotki o chłopakach z którymi chodziłam, nie wiem co oni we mnie widzieli i później zaczęło do mnie docierać, że ja też nic w nich nie widzę. Szkoda, że trochę późno zorientowałam się, że tego nie można tak ignorować...dziękuję.-Powiedziała i po jej policzku spłynęła łza, a Harry ją przytulił.
-Ja też czasami częściej widziałem w swojej głowie plany wybawienia świata i bardziej interesowali mnie śmierciożercy i następne kroki Voldemorta, wtedy kiedy jeszcze kpiłem sobie z tego, że miłość może być bronią, a chyba było tak tylko dlatego, bo nigdy wcześniej nie doświadczyłem tego prawdziwego uczucia. I ja też ci dziękuję...
Mam nadzieję, że święta mijają wam bardzo dobrze i że byliście w tym roku grzeczni oraz, że cieszycie sie ze swoich prezentów, bo dla mnie pięknym prezentem były te 4000 wyświetleń, dziękuję. Nie zapomnijcie zostawić komentarza! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Translate
niedziela, 25 grudnia 2016
niedziela, 18 grudnia 2016
63.Operacja
Co prawda lekarze mówili, że stan Hermiony poprawił się odkąd zostały jej przepisane odpowiednie nieuczulające jej leki, ale nie potrafili powiedzieć czy kiedyś odzyska pełne zdrowie. Uzdrowiciele nie mogli też ustalić czy w przyszłości nie mogą wystąpić jakieś powikłania. Hermiona już zdecydowała.
-Ta operacja może pogorszyć twój stan zdrowia!-Upierał się Ron a przy tym cały czas płakał i ściskał rękę Hermiony, wyglądał jakby nie spał tydzień.
-Rozumiem, że się o mnie martwisz Ron, ale to jest szansa na lepsze jutro...
-Uzdrowiciele mówią, że twój organizm może zachować się w dwa sposoby, albo wszystko będzie dobrze i staniesz się całkowicie zdrowa albo twój stan będzie gorszy.
-Tak, ale są znacznie większe szanse na to, że się uda. Musimy być optymistami Ron, jeśli się uda będziemy mieć rodzinę.
-Oby się udało. Nie chcę cię stracić.-Powiedział i pogładził ją po głowie.
-A wy co o tym myślicie?-Zwróciła się do Ginny i Harry'ego.
-Twoi rodzice już wiedzą?
-Tak.
-Cóż Hermiono, nie mogę decydować za ciebie, ale jeśli wszystko się uda wreszcie będziesz szczęśliwa...
-A tylko na tym nam zależy.-Dodał Harry.
-Pani Weasley, a więc podejmie się pani tej operacji?-Zapytał lekarz z formularzami w ręku.-Mam nadzieję, że dobrze to pani sobie przemyślała, jeśli operacja się uda przepiszemy odpowiednie leki ale najważniejsza wtedy będzie rehabilitacja.
-Rozumiem. I tak, przemyślałam to, chcę tej operacji.
-W takim razie proszę wypełnić te formularze i nie może pani już nic jeść do końca dnia.-Poinformował ją uzdrowiciel, a Hermiona przytaknęła.
-Wszyscy się o ciebie martwimy.-Powiedziała Ginny.
-Wiem, to wielkie szczęście, że mam takich ludzi wokół siebie.Naprawdę nie musicie tu wiecznie siedzieć macie pracę, a ty Ginny-szkołę.
-Przecież jest sobota, mam jeszcze dużo czasu...
-Ja zwyczajnie chcę tu być, albo wyjdziemy stąd razem albo wcale.-Stwierdził Ron.
-Dziękuję Ron, wiem, że nigdy się nie poddajesz, ale czasami coś nie idzie po myśli...jeśli coś by mi się stało...
-Nie ma takiej opcji.-Zaprzeczył natychmiast.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jeśli coś by mi się stał, proszę cię, abyś zaopiekował się moimi rodzicami.
-Nie możesz nam tego zrobić Hermiona...-Dodał Harry.
-,,Widocznie niektórym nie dane jest żyć długo i szczęśliwie" to twoje własne słowa...Harry Potterze. To niesamowite, że w życiu trafiłam akurat na was, widocznie to prawda, że nic nigdy nie dzieje się z przypadku...
-Przepraszam, ale musimy przygotować ją do tej operacji.-Powiedziała lekarka.
-Przepraszam, że zepsułam wam ten czas przygotowań do świąt i to wcale nie miało być tak, wiedziałam jak chcieliście się ze sobą spotkać.-Powiedziała mając na myśli Harry'ego i Ginny.-A szpital to chyba nie najlepsze do tego miejsce. Życzcie mi powodzenia.-Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do nich.
-Może chcesz zostać dziś na noc u nas Ron?-Zaproponował Harry.
-Nie.
-Ron daj spokój, chyba nie chcesz tu cały czas siedzieć, musisz się w końcu wyspać.-Zaprotestowała Ginny.
-Muszę wiedzieć co z nią jest, bo inaczej i tak nie zmrużę oka.
-Ja chyba wrócę do domu, źle się czuję, muszę się napić herbaty.
Harry spojrzał porozumiewawczo na Rona a on rzucił mu spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że powinien się teraz zająć Ginny.
-Może chodźmy do domu Ginny.-Powiedział Harry i pomógł jej wstać.
-Zaraz wrócimy Ron.
-Nie musisz Ginny, skoro źle się czujesz lepiej bądź w domu, naprawdę poradzę sobie, ja tylko chcę być przy niej...
-Będzie dobrze Ron, zobaczysz.-Pocieszył go Harry i po chwili razem z Ginny wszedł do windy.
-Martwię się o Hermionę, a jeszcze bardziej o Rona...-Rzekła Ginny.
Sprzed szpitala deportowali się do domu.
-Strasznie rozbolała mnie głowa...-Powiedziała zataczając się.
-Zaraz będziemy w domu.-Powiedział Harry, który musiał ją prowadzić i podtrzymywać, żeby nie zemdlała. Kiedy wszedli do środka posadził ja na kanapie i okrył kocem, a sam poszedł do kuchni zrobić herbatę z dodatkiem eliksiru słodkiego snu.
-Dziękuję.
-Wypij to i się prześpij.-Zalecił Harry.
-Ale ja muszę wiedzieć co z Hermioną...to moja przyjaciółka!-Zerwała się, żeby wstać, ale Harry z powrotem posadził ją na kanapę.
-Nie możesz tam wrócić w takim stanie! Musimy poczekać aż poczujesz się lepiej, Hermiona na pewno nie będzie miała ci tego za złe.
-Zostaniesz tutaj?
-Tak.-Powiedział i chwycił ją za rękę.
Po paru godzinach kiedy Ginny się obudziła czuła się już dobrze.
Natychmiast zapytała.-Wiadomo co z Hermioną?
-Tak pisałem do Rona i jak na razie wszystko idzie po myśli lekarzy.
-To dobrze. Mi nic nie jest tylko się denerwuję, jak chyba cała nasza rodzina...
-Tak, masz racje, nie dziwię się, że Ron nie odstępuje stamtąd na krok. A ty jak się czujesz?
-Dzięki, już wszystko w porządku, to chyba było tylko chwilowe, możemy wrócić do Rona.
-Jesteś pewna?
-Nie wierzysz mi? Naprawdę ze mną już wszystko dobrze.
-Mam nadzieję...
-Możemy wracać, naprawdę.-Harry nie pierwszy raz uległ temu spojrzeniu.
-No dobrze weź kurtkę i deportujmy się.
Na miejscu Ron siedział z założonymi rękami jakby czekał na własny wyrok śmierci, tata Hermiony nerwowo chodził w kółko, a pani Weasley próbowała pocieszyć jej płaczącą matkę.
-Co z tobą Ginny?-Zapytał zatroskany Ron.
-Naprawdę już nieważne...-Machnęła ręką.
Ledwie Harry i Ginny zdążyli usiąść obok Rona z sali operacyjnej wyszedł lekarz a za nim kilka pielęgniarek przenosiło Hermionę na co Ron podskoczył jak oparzony a Harry i Ginny tak samo.
-Co z nią?-Zapytał Ron.
-Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście i świetny zespół, wszystko jest tak jak miało być, stan zdrowia pani Weasley będzie się teraz już tylko polepszał...
Niby to tylko kilka słów, a jednak oni wszyscy, którzy tak martwili się o losy Hermiony nie wyglądali na bardziej szczęśliwych.
-Hermiona chyba miała rację. W życiu nic nie dzieje się przypadkiem.-Powiedział i jak jeszcze chwile temu wygladał okropnie teraz jego twarz rozpromienił uśmiech.
-Ta operacja może pogorszyć twój stan zdrowia!-Upierał się Ron a przy tym cały czas płakał i ściskał rękę Hermiony, wyglądał jakby nie spał tydzień.
-Rozumiem, że się o mnie martwisz Ron, ale to jest szansa na lepsze jutro...
-Uzdrowiciele mówią, że twój organizm może zachować się w dwa sposoby, albo wszystko będzie dobrze i staniesz się całkowicie zdrowa albo twój stan będzie gorszy.
-Tak, ale są znacznie większe szanse na to, że się uda. Musimy być optymistami Ron, jeśli się uda będziemy mieć rodzinę.
-Oby się udało. Nie chcę cię stracić.-Powiedział i pogładził ją po głowie.
-A wy co o tym myślicie?-Zwróciła się do Ginny i Harry'ego.
-Twoi rodzice już wiedzą?
-Tak.
-Cóż Hermiono, nie mogę decydować za ciebie, ale jeśli wszystko się uda wreszcie będziesz szczęśliwa...
-A tylko na tym nam zależy.-Dodał Harry.
-Pani Weasley, a więc podejmie się pani tej operacji?-Zapytał lekarz z formularzami w ręku.-Mam nadzieję, że dobrze to pani sobie przemyślała, jeśli operacja się uda przepiszemy odpowiednie leki ale najważniejsza wtedy będzie rehabilitacja.
-Rozumiem. I tak, przemyślałam to, chcę tej operacji.
-W takim razie proszę wypełnić te formularze i nie może pani już nic jeść do końca dnia.-Poinformował ją uzdrowiciel, a Hermiona przytaknęła.
-Wszyscy się o ciebie martwimy.-Powiedziała Ginny.
-Wiem, to wielkie szczęście, że mam takich ludzi wokół siebie.Naprawdę nie musicie tu wiecznie siedzieć macie pracę, a ty Ginny-szkołę.
-Przecież jest sobota, mam jeszcze dużo czasu...
-Ja zwyczajnie chcę tu być, albo wyjdziemy stąd razem albo wcale.-Stwierdził Ron.
-Dziękuję Ron, wiem, że nigdy się nie poddajesz, ale czasami coś nie idzie po myśli...jeśli coś by mi się stało...
-Nie ma takiej opcji.-Zaprzeczył natychmiast.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jeśli coś by mi się stał, proszę cię, abyś zaopiekował się moimi rodzicami.
-Nie możesz nam tego zrobić Hermiona...-Dodał Harry.
-,,Widocznie niektórym nie dane jest żyć długo i szczęśliwie" to twoje własne słowa...Harry Potterze. To niesamowite, że w życiu trafiłam akurat na was, widocznie to prawda, że nic nigdy nie dzieje się z przypadku...
-Przepraszam, ale musimy przygotować ją do tej operacji.-Powiedziała lekarka.
-Przepraszam, że zepsułam wam ten czas przygotowań do świąt i to wcale nie miało być tak, wiedziałam jak chcieliście się ze sobą spotkać.-Powiedziała mając na myśli Harry'ego i Ginny.-A szpital to chyba nie najlepsze do tego miejsce. Życzcie mi powodzenia.-Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do nich.
-Może chcesz zostać dziś na noc u nas Ron?-Zaproponował Harry.
-Nie.
-Ron daj spokój, chyba nie chcesz tu cały czas siedzieć, musisz się w końcu wyspać.-Zaprotestowała Ginny.
-Muszę wiedzieć co z nią jest, bo inaczej i tak nie zmrużę oka.
-Ja chyba wrócę do domu, źle się czuję, muszę się napić herbaty.
Harry spojrzał porozumiewawczo na Rona a on rzucił mu spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że powinien się teraz zająć Ginny.
-Może chodźmy do domu Ginny.-Powiedział Harry i pomógł jej wstać.
-Zaraz wrócimy Ron.
-Nie musisz Ginny, skoro źle się czujesz lepiej bądź w domu, naprawdę poradzę sobie, ja tylko chcę być przy niej...
-Będzie dobrze Ron, zobaczysz.-Pocieszył go Harry i po chwili razem z Ginny wszedł do windy.
-Martwię się o Hermionę, a jeszcze bardziej o Rona...-Rzekła Ginny.
Sprzed szpitala deportowali się do domu.
-Strasznie rozbolała mnie głowa...-Powiedziała zataczając się.
-Zaraz będziemy w domu.-Powiedział Harry, który musiał ją prowadzić i podtrzymywać, żeby nie zemdlała. Kiedy wszedli do środka posadził ja na kanapie i okrył kocem, a sam poszedł do kuchni zrobić herbatę z dodatkiem eliksiru słodkiego snu.
-Dziękuję.
-Wypij to i się prześpij.-Zalecił Harry.
-Ale ja muszę wiedzieć co z Hermioną...to moja przyjaciółka!-Zerwała się, żeby wstać, ale Harry z powrotem posadził ją na kanapę.
-Nie możesz tam wrócić w takim stanie! Musimy poczekać aż poczujesz się lepiej, Hermiona na pewno nie będzie miała ci tego za złe.
-Zostaniesz tutaj?
-Tak.-Powiedział i chwycił ją za rękę.
Po paru godzinach kiedy Ginny się obudziła czuła się już dobrze.
Natychmiast zapytała.-Wiadomo co z Hermioną?
-Tak pisałem do Rona i jak na razie wszystko idzie po myśli lekarzy.
-To dobrze. Mi nic nie jest tylko się denerwuję, jak chyba cała nasza rodzina...
-Tak, masz racje, nie dziwię się, że Ron nie odstępuje stamtąd na krok. A ty jak się czujesz?
-Dzięki, już wszystko w porządku, to chyba było tylko chwilowe, możemy wrócić do Rona.
-Jesteś pewna?
-Nie wierzysz mi? Naprawdę ze mną już wszystko dobrze.
-Mam nadzieję...
-Możemy wracać, naprawdę.-Harry nie pierwszy raz uległ temu spojrzeniu.
-No dobrze weź kurtkę i deportujmy się.
Na miejscu Ron siedział z założonymi rękami jakby czekał na własny wyrok śmierci, tata Hermiony nerwowo chodził w kółko, a pani Weasley próbowała pocieszyć jej płaczącą matkę.
-Co z tobą Ginny?-Zapytał zatroskany Ron.
-Naprawdę już nieważne...-Machnęła ręką.
Ledwie Harry i Ginny zdążyli usiąść obok Rona z sali operacyjnej wyszedł lekarz a za nim kilka pielęgniarek przenosiło Hermionę na co Ron podskoczył jak oparzony a Harry i Ginny tak samo.
-Co z nią?-Zapytał Ron.
-Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście i świetny zespół, wszystko jest tak jak miało być, stan zdrowia pani Weasley będzie się teraz już tylko polepszał...
Niby to tylko kilka słów, a jednak oni wszyscy, którzy tak martwili się o losy Hermiony nie wyglądali na bardziej szczęśliwych.
-Hermiona chyba miała rację. W życiu nic nie dzieje się przypadkiem.-Powiedział i jak jeszcze chwile temu wygladał okropnie teraz jego twarz rozpromienił uśmiech.
niedziela, 4 grudnia 2016
62.Najgorsza prawda
Święta zaczęły zbliżać się wielkimi krokami.
Hermiona i Ginny w pośpiechu zbiegały po schodach prowadzących do wieży gryffindoru.
-Jackie? To ty nie idziesz? Słyszałam, że też dostałaś zaproszenie?-Dopytywała Hermiona, kiedy Jackie wbiegała po schodach w przeciwnym kierunku niż one.
-Muszę pilnie porozmawiać z Mallory powiedzcie Slughornowi, że ona nie przyjdzie, bo źle się czuje, a ja musiałam z nią zostać.
-No dobrze. A co się stało?
-Nie mam teraz czasu Hermiona, porozmawiamy później.-Powiedziała i pobiegła do dormitorium.
-Myślisz, że coś poważnego się stało?-Zapytała lekko zaniepokojona Ginny.
-No nie wiem...Jak widziałam ją rano była w świetnym nastroju.
-Może mogłyśmy w ogóle nie iść na to przyjęcie...-Stwierdziła Ginny.
-Daj spokój przecież on doskonale zna Gwenog i na pewno bez problemu uzyskałby informacje o twoim grafiku.
-Ale Hermiona my jesteśmy już dorosłe! Decydujemy same za siebie!
-No tak, ale właściwie...nie myślisz, że możemy się dowiedzieć wielu przydatnych informacji?
-No tak może masz racje, tylko czego możemy się dowiedzieć od Slughorna?
-Właśnie w tym tkwi zagadka. Nie zaprzeczysz chyba, że zna wielu wpływowych i naprawdę genialnych ludzi, a wiedza zawsze może się na, przydać.
-Mówisz jakby wciąż istniał Voldemort i jakby nadal istniały horkruksy, które trzeba zniszczyć, a żeby to zrobić trzeba to rozwiązać. Wiem, że masz dobre intencje, ale my nie żyjemy już w tamtych czasach, czasy ciemności i mroku są już za nami, od tamtego czasu nasze życie zupełnie się zmieniło!.
-Może masz rację, ale jest jednak coś co muszę wiedzieć...
-O co ci chodzi?-Na to Hermiona pokręciła przecząco głową, ale nie odezwała się ani słowem.-Hermiona mam już dosyć tych tajemnic! Możesz w końcu powiedzieć mi o co takiego chodzi!
-To naprawdę trudny temat, porozmawiamy później.
-Jak chcesz, ale nie próbuj mnie spławić, ja naprawdę się o ciebie martwię, ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz?
-Dobrze.-Powiedziała Hermiona.-Potem powiem ci wszystko, obiecuję.-Powiedziała i obydwie weszły do wielokrotnie zwiększonego gabinetu Slughorna gdzie siedziało już całe grono uczniów.
-Dobry wieczór.-Przywitały się.
-No i są nasze gwiazdy! Hermiona Weasley-nasz geniusz! I Ginevra Potter, tak...niewątpliwie twoja gra robi wrażenie, na dodatek inteligentna z ciebie bestia i żona Harry'ego Pottera!
W końcu kiedy Slughorn przesłuchał już prawie wszystkich zaczął wypytywać Ginny.
-Od razu wiedziałem, że będziesz zawodowo grać w quidditcha, to po prostu widać!-Ginny trochę denerwowało to jego łganie, ale też trochę śmieszyło.
-No tak, ja też wiedziałam, że Hermiona to geniusz.-Zażartowała, ale Slughorn najwyraźniej wziął to na poważnie.
-A więc jak do tego doszło, że jesteś żoną Harry'ego Pottera? Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że będziecie małżeństwem, choć macie równie duży talent.
-To bardzo długa historia.-Powiedziała i chcąc wybrnąć zjadła kawałek ciasta.
-Mamy naprawdę mnóstwo czasu nawet na te najdłuższe historie, poza tym, wszyscy chcą wiedzieć na ten temat coś więcej.-Powiedział Slughorn i uśmiechnął się zachęcająco.
Ginny to przemyślała i stwierdziła, że właściwie co się dziwić, że wszyscy chcą wiedzieć o tym coś więcej, w końcu jej mąż to bohater. Wzięła więc głęboki oddech, a wszyscy zgromadzeni nadstawili uszu.
-Pasowaliśmy do siebie, uratował mnie z Komnaty Tajemnic i nie zostawił mnie w potrzebie, był dobrym przyjacielem, ale żadne z nas nie mogłoby żyć jako przyjaciele.
-Dlaczego więc później z tobą zerwał?-Powiedziała dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Martwił się o mnie.
-I tak po prostu dałaś mu odejść.-Zapytał przystojny chłopak, którego Ginny i Hermiona miały już okazję poznać.
-Nie dałam mu odejść. Codziennie powtarzałam sobie, że to tylko chwilowe, martwił się o mnie, wiedział co może mi grozić, chciał mnie w ten sposób uchronić, choć wiem, że było dużo plotek na ten temat.
-To takie urocze!-Westchnęła dziewczyna, która cały czas kleiła się do Duke'a, ale on cały czas ją odpychał i zupełnie nie był nią zainteresowany.
-Panie profesorze, a Mallory nie miała dzisiaj przyjść?-Zapytał.
-Faktycznie, miała, ktoś wie dlaczego nie przyszła?
-Źle się czuła panie profesorze.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Szkoda, bo to zdolna dziewczyna i wiem, że ma poważne plany na przyszłość.
-Chce być aurorem.-Powiedziała Hermiona, ale jakimś dziwnym niecodziennym głosem, zupełnie jakby miała zasnąć, a przecież przyjęcie u Slughorna nie mogło być aż tak nudne.
-Wszystko w porządku Hermiona?-Zapytała ją półgębkiem Nickole, która siedziała obok niej i najwidoczniej też zauważyła jej dziwne zachowanie.
-Potrzebuję...potrzebuję...moich leków...-Powiedziała i spadła z krzesła.
-Hermiona!-Doskoczyła do niej Ginny.-Hermiona co z tobą? Słyszysz mnie? -Jest cała strasznie rozpalona panie profesorze!-Powiedziała przykładając rękę do jej czoła, a Slughorn zaczął panicznie przeszukiwać swój kufer.-Hermiona jakie leki!?-Prawie nie czuć tętna!
-Unieś jej brodę do góry Ginny! Jakby co rzuć zaklęcie udrażniające!-Poinstruowała ją Nickole.
-Co?!
-Albo ja to zrobię a ty biegnij do wieży gryffindoru i znajdź te leki. Profesorze Slughorn, Hermionę trzeba jak najszybciej przetransportować do Świętego Munga.-Powiedziała, a on natychmiast wziął Hermionę i posłużył się siecią Fiuu w swoim gabinecie.
-Jestem!-Powiedziała zdyszana Ginny.
-Profesor już zajął się Hermioną, teraz musimy iść porozmawiać z profesor Sener i McGonnagall, trzeba je powiadomić.
-Dobrze chodźmy, własnie i muszę jeszcze napisać do Rona!
-Nie musisz, szpital go pewnie powiadomi.
-No tak masz racje. A tak w ogóle skąd wiedziałaś co robić?
-Chciałam być uzdrowicielem, ale sama widzisz, jestem zdyskwalifikowana przez wzrok, a raczej jego brak.
-Tak mi przykro...
-Wszyscy tak mówią, że im przykro, bo są bezradni i nie mogą nic więcej zrobić.
-To strasznie smutne.
-No trudno i tak już dawno zrozumiałam, że użalanie się nad sobą nie ma sensu.
-Wiec co teraz chcesz robić?
-Wiesz plusem utraty wzroku jest to, że odkryłam w sobie nowy talent, chcę śpiewać.
-To naprawdę super, ja zawsze się stresowałam przed występami publicznymi.
-A teraz nie.
-Taaak, jednak strach da się przezwyciężyć. Boję się o Hermionę, mam nadzieję, że to nic poważnego.
-Nie chcę cię martwić i wiem, że to nie jest pocieszające, ale myślę, że to bardzo niepokojące.
-To niedobrze...
-Wiesz co Ginny, ja może już wrócę do dormitorium, dobranoc, chociaż nie wiem czy będzie taka dobra skoro Hermiona to twoja przyjaciółka, ale wierzę, że będzie dobrze.
-Dzięki Nickole.-Powiedziała Ginny i weszła do gabinetu profesor Sener, a Nickole poszła do dormitorium.
Profesor Sener akurat rozmawiała z McGonagall więc wytłumaczyła im co się stało z Hermioną i że nie wiadomo czy w najbliższych dniach będzie mogła chodzić na zajęcia.
-Och, straszne jeśli będziesz z nią w kontakcie życz jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Przekażę.-Powiedziała Ginny.
-Co chwile jakieś wypadki, oby szybko wyzdrowiała, niedługo święta, a ona biedna musiałaby zostać w szpitalu.-Ginny zupełnie nie spodziewała się tego po wojowniczce z czarną magią. Z tą czarną opaską na oko i czerwoną szminką na ustach wyglądała raczej na twardzielkę i wojowniczkę, a jednak miała wielkie serce.
-A więc Slughorn przeniósł ją do szpitala świętego Munga?
-Tak. Dobranoc.-Powiedziała Ginny ale jeszcze wróciła się do biurka, bo coś jej się przypomniało.-Dobrze, że Nickole była opanowana i spokojna.
-Istotnie, dziewczyna nie zmarnuje się w przyszłości, dobranoc Weas...przepraszam Potter.
-Pani profesor nie jest jedyna wielu nauczycieli mówi do mnie nadal panna Weasley, ale mi to nie przeszkadza. A teraz muszę odwiedzić Hermionę.
-Ginny, może skorzystasz z mojej sieci Fiuu, tak będzie znacznie szybciej, poza tym nierozsądnym byłoby, aby młoda dziewczyna tłukła się po nocy.-Zaproponowała.
-Zupełnie zgadzam się z Salvią.-Skwitowała dyrektorka.
-Dziękuję.-Powiedziała Ginny po czym wzięła garść proszku, wrzuciła go do kominka i zniknęła w szmaragdowych płomieniach płomieniach.
-Przepraszam, na której sali leży Hermiona Weasley?-Zapytała recepcjonistki.
-Sala dwieście trzy, piętro trzecie.
-Dziękuję.-Powiedziała, wbiegła do windy i po chwili wysiadła na trzecim piętrze.
-Harry?-Powiedziała zdziwiona.
-Ginny!-Powiedział i ją objął.
-Wiadomo co z Hermioną?
-Jest w ciężkim stanie, wpuścili tylko Rona i rodziców Hermiony.
-O, nie, to moja wina, może gdybym...
-To nie twoja wina Ginny, właściwie niczyja, o swojej chorobie dowiedziała się przed ślubem z Ronem, pamiętasz? Jej stan znacznie się pogorszył, niewiadomo z jakich przyczyn.
-A jak ty się dowiedziałeś Harry?
-Ron wysłał mi patronusa, że dostał wiadomość ze szpitala i że z Hermioną jest bardzo źle. Biedny Ron, tak spanikował, że początkowo deportował się na jakąś inną ulicę.
Po chwili Ron, i rodzice Hermiony wyszli z sali, wszyscy równie zdołowani.
-I co?-Zapytała Ginny.
-Jest okropnie! Biorą ją na jakieś badania!-Powiedział płaczliwym głosem.
-Uspokój się Ron...-Powiedziała łagodnym głosem Ron.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ SKORO JEJ STAN MOŻE ZAGRAŻAĆ ŻYCIU!-Walnął pięścią w ścianę, opadł na krzesło i zaczął płakać. Ginny oparła głowę o ramię Harry'ego, nie wiedziała, że jest aż tak źle, by mogła ją stracić.
Po godzinie Hermiona była już po wszystkich badaniach i odzyskała już przytomność.
Jako pierwszy do sali wleciał Ron, a za nim Harry i Ginny, bo jej rodzice chyba stwierdzili, że powinna się zobaczyć z przyjaciółmi i chwilowo pozostali na korytarzu.
-Jakie leki?-Zapytała Ginny.
-Te leki nie były dla mnie dobre, przepisano mi nie te co trzeba, teraz albo będę całkowicie zdrowa i wreszcie będę mogła w pełni zaplanować moją przyszłość, albo odejdę i już nigdy nie wrócę.-Na to Ron zaczął jeszcze głośniej lamentować i cały czas nie puszczał jej ręki i gładził ją po włosach.
-Nie mów tak! Jeszcze wyzdrowiejesz, będziemy mieć dzieci, dom z ogrodem, a może nawet smoka, tylko proszę NIE ODCHODŹ!-Rozpaczał Ron, który siedział przy jej łóżku niczym wierny pies.
-Na pewno ci się uda Hermiona.-Powiedział Harry.
-Nie gdzie stąd nie odejdziesz! Jesteś na to po prostu zbyt silna! Wygrasz tą walkę, rozumie?! A my ci w tym pomożemy.
-Niewiadomo ile jeszcze tu będę, ale to dla mnie niesamowite, że marnujecie swój cenny czas, żeby ze mną tu siedzieć...
Hermiona i Ginny w pośpiechu zbiegały po schodach prowadzących do wieży gryffindoru.
-Jackie? To ty nie idziesz? Słyszałam, że też dostałaś zaproszenie?-Dopytywała Hermiona, kiedy Jackie wbiegała po schodach w przeciwnym kierunku niż one.
-Muszę pilnie porozmawiać z Mallory powiedzcie Slughornowi, że ona nie przyjdzie, bo źle się czuje, a ja musiałam z nią zostać.
-No dobrze. A co się stało?
-Nie mam teraz czasu Hermiona, porozmawiamy później.-Powiedziała i pobiegła do dormitorium.
-Myślisz, że coś poważnego się stało?-Zapytała lekko zaniepokojona Ginny.
-No nie wiem...Jak widziałam ją rano była w świetnym nastroju.
-Może mogłyśmy w ogóle nie iść na to przyjęcie...-Stwierdziła Ginny.
-Daj spokój przecież on doskonale zna Gwenog i na pewno bez problemu uzyskałby informacje o twoim grafiku.
-Ale Hermiona my jesteśmy już dorosłe! Decydujemy same za siebie!
-No tak, ale właściwie...nie myślisz, że możemy się dowiedzieć wielu przydatnych informacji?
-No tak może masz racje, tylko czego możemy się dowiedzieć od Slughorna?
-Właśnie w tym tkwi zagadka. Nie zaprzeczysz chyba, że zna wielu wpływowych i naprawdę genialnych ludzi, a wiedza zawsze może się na, przydać.
-Mówisz jakby wciąż istniał Voldemort i jakby nadal istniały horkruksy, które trzeba zniszczyć, a żeby to zrobić trzeba to rozwiązać. Wiem, że masz dobre intencje, ale my nie żyjemy już w tamtych czasach, czasy ciemności i mroku są już za nami, od tamtego czasu nasze życie zupełnie się zmieniło!.
-Może masz rację, ale jest jednak coś co muszę wiedzieć...
-O co ci chodzi?-Na to Hermiona pokręciła przecząco głową, ale nie odezwała się ani słowem.-Hermiona mam już dosyć tych tajemnic! Możesz w końcu powiedzieć mi o co takiego chodzi!
-To naprawdę trudny temat, porozmawiamy później.
-Jak chcesz, ale nie próbuj mnie spławić, ja naprawdę się o ciebie martwię, ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz?
-Dobrze.-Powiedziała Hermiona.-Potem powiem ci wszystko, obiecuję.-Powiedziała i obydwie weszły do wielokrotnie zwiększonego gabinetu Slughorna gdzie siedziało już całe grono uczniów.
-Dobry wieczór.-Przywitały się.
-No i są nasze gwiazdy! Hermiona Weasley-nasz geniusz! I Ginevra Potter, tak...niewątpliwie twoja gra robi wrażenie, na dodatek inteligentna z ciebie bestia i żona Harry'ego Pottera!
W końcu kiedy Slughorn przesłuchał już prawie wszystkich zaczął wypytywać Ginny.
-Od razu wiedziałem, że będziesz zawodowo grać w quidditcha, to po prostu widać!-Ginny trochę denerwowało to jego łganie, ale też trochę śmieszyło.
-No tak, ja też wiedziałam, że Hermiona to geniusz.-Zażartowała, ale Slughorn najwyraźniej wziął to na poważnie.
-A więc jak do tego doszło, że jesteś żoną Harry'ego Pottera? Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że będziecie małżeństwem, choć macie równie duży talent.
-To bardzo długa historia.-Powiedziała i chcąc wybrnąć zjadła kawałek ciasta.
-Mamy naprawdę mnóstwo czasu nawet na te najdłuższe historie, poza tym, wszyscy chcą wiedzieć na ten temat coś więcej.-Powiedział Slughorn i uśmiechnął się zachęcająco.
Ginny to przemyślała i stwierdziła, że właściwie co się dziwić, że wszyscy chcą wiedzieć o tym coś więcej, w końcu jej mąż to bohater. Wzięła więc głęboki oddech, a wszyscy zgromadzeni nadstawili uszu.
-Pasowaliśmy do siebie, uratował mnie z Komnaty Tajemnic i nie zostawił mnie w potrzebie, był dobrym przyjacielem, ale żadne z nas nie mogłoby żyć jako przyjaciele.
-Dlaczego więc później z tobą zerwał?-Powiedziała dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Martwił się o mnie.
-I tak po prostu dałaś mu odejść.-Zapytał przystojny chłopak, którego Ginny i Hermiona miały już okazję poznać.
-Nie dałam mu odejść. Codziennie powtarzałam sobie, że to tylko chwilowe, martwił się o mnie, wiedział co może mi grozić, chciał mnie w ten sposób uchronić, choć wiem, że było dużo plotek na ten temat.
-To takie urocze!-Westchnęła dziewczyna, która cały czas kleiła się do Duke'a, ale on cały czas ją odpychał i zupełnie nie był nią zainteresowany.
-Panie profesorze, a Mallory nie miała dzisiaj przyjść?-Zapytał.
-Faktycznie, miała, ktoś wie dlaczego nie przyszła?
-Źle się czuła panie profesorze.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Szkoda, bo to zdolna dziewczyna i wiem, że ma poważne plany na przyszłość.
-Chce być aurorem.-Powiedziała Hermiona, ale jakimś dziwnym niecodziennym głosem, zupełnie jakby miała zasnąć, a przecież przyjęcie u Slughorna nie mogło być aż tak nudne.
-Wszystko w porządku Hermiona?-Zapytała ją półgębkiem Nickole, która siedziała obok niej i najwidoczniej też zauważyła jej dziwne zachowanie.
-Potrzebuję...potrzebuję...moich leków...-Powiedziała i spadła z krzesła.
-Hermiona!-Doskoczyła do niej Ginny.-Hermiona co z tobą? Słyszysz mnie? -Jest cała strasznie rozpalona panie profesorze!-Powiedziała przykładając rękę do jej czoła, a Slughorn zaczął panicznie przeszukiwać swój kufer.-Hermiona jakie leki!?-Prawie nie czuć tętna!
-Unieś jej brodę do góry Ginny! Jakby co rzuć zaklęcie udrażniające!-Poinstruowała ją Nickole.
-Co?!
-Albo ja to zrobię a ty biegnij do wieży gryffindoru i znajdź te leki. Profesorze Slughorn, Hermionę trzeba jak najszybciej przetransportować do Świętego Munga.-Powiedziała, a on natychmiast wziął Hermionę i posłużył się siecią Fiuu w swoim gabinecie.
-Jestem!-Powiedziała zdyszana Ginny.
-Profesor już zajął się Hermioną, teraz musimy iść porozmawiać z profesor Sener i McGonnagall, trzeba je powiadomić.
-Dobrze chodźmy, własnie i muszę jeszcze napisać do Rona!
-Nie musisz, szpital go pewnie powiadomi.
-No tak masz racje. A tak w ogóle skąd wiedziałaś co robić?
-Chciałam być uzdrowicielem, ale sama widzisz, jestem zdyskwalifikowana przez wzrok, a raczej jego brak.
-Tak mi przykro...
-Wszyscy tak mówią, że im przykro, bo są bezradni i nie mogą nic więcej zrobić.
-To strasznie smutne.
-No trudno i tak już dawno zrozumiałam, że użalanie się nad sobą nie ma sensu.
-Wiec co teraz chcesz robić?
-Wiesz plusem utraty wzroku jest to, że odkryłam w sobie nowy talent, chcę śpiewać.
-To naprawdę super, ja zawsze się stresowałam przed występami publicznymi.
-A teraz nie.
-Taaak, jednak strach da się przezwyciężyć. Boję się o Hermionę, mam nadzieję, że to nic poważnego.
-Nie chcę cię martwić i wiem, że to nie jest pocieszające, ale myślę, że to bardzo niepokojące.
-To niedobrze...
-Wiesz co Ginny, ja może już wrócę do dormitorium, dobranoc, chociaż nie wiem czy będzie taka dobra skoro Hermiona to twoja przyjaciółka, ale wierzę, że będzie dobrze.
-Dzięki Nickole.-Powiedziała Ginny i weszła do gabinetu profesor Sener, a Nickole poszła do dormitorium.
Profesor Sener akurat rozmawiała z McGonagall więc wytłumaczyła im co się stało z Hermioną i że nie wiadomo czy w najbliższych dniach będzie mogła chodzić na zajęcia.
-Och, straszne jeśli będziesz z nią w kontakcie życz jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Przekażę.-Powiedziała Ginny.
-Co chwile jakieś wypadki, oby szybko wyzdrowiała, niedługo święta, a ona biedna musiałaby zostać w szpitalu.-Ginny zupełnie nie spodziewała się tego po wojowniczce z czarną magią. Z tą czarną opaską na oko i czerwoną szminką na ustach wyglądała raczej na twardzielkę i wojowniczkę, a jednak miała wielkie serce.
-A więc Slughorn przeniósł ją do szpitala świętego Munga?
-Tak. Dobranoc.-Powiedziała Ginny ale jeszcze wróciła się do biurka, bo coś jej się przypomniało.-Dobrze, że Nickole była opanowana i spokojna.
-Istotnie, dziewczyna nie zmarnuje się w przyszłości, dobranoc Weas...przepraszam Potter.
-Pani profesor nie jest jedyna wielu nauczycieli mówi do mnie nadal panna Weasley, ale mi to nie przeszkadza. A teraz muszę odwiedzić Hermionę.
-Ginny, może skorzystasz z mojej sieci Fiuu, tak będzie znacznie szybciej, poza tym nierozsądnym byłoby, aby młoda dziewczyna tłukła się po nocy.-Zaproponowała.
-Zupełnie zgadzam się z Salvią.-Skwitowała dyrektorka.
-Dziękuję.-Powiedziała Ginny po czym wzięła garść proszku, wrzuciła go do kominka i zniknęła w szmaragdowych płomieniach płomieniach.
-Przepraszam, na której sali leży Hermiona Weasley?-Zapytała recepcjonistki.
-Sala dwieście trzy, piętro trzecie.
-Dziękuję.-Powiedziała, wbiegła do windy i po chwili wysiadła na trzecim piętrze.
-Harry?-Powiedziała zdziwiona.
-Ginny!-Powiedział i ją objął.
-Wiadomo co z Hermioną?
-Jest w ciężkim stanie, wpuścili tylko Rona i rodziców Hermiony.
-O, nie, to moja wina, może gdybym...
-To nie twoja wina Ginny, właściwie niczyja, o swojej chorobie dowiedziała się przed ślubem z Ronem, pamiętasz? Jej stan znacznie się pogorszył, niewiadomo z jakich przyczyn.
-A jak ty się dowiedziałeś Harry?
-Ron wysłał mi patronusa, że dostał wiadomość ze szpitala i że z Hermioną jest bardzo źle. Biedny Ron, tak spanikował, że początkowo deportował się na jakąś inną ulicę.
Po chwili Ron, i rodzice Hermiony wyszli z sali, wszyscy równie zdołowani.
-I co?-Zapytała Ginny.
-Jest okropnie! Biorą ją na jakieś badania!-Powiedział płaczliwym głosem.
-Uspokój się Ron...-Powiedziała łagodnym głosem Ron.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ SKORO JEJ STAN MOŻE ZAGRAŻAĆ ŻYCIU!-Walnął pięścią w ścianę, opadł na krzesło i zaczął płakać. Ginny oparła głowę o ramię Harry'ego, nie wiedziała, że jest aż tak źle, by mogła ją stracić.
Po godzinie Hermiona była już po wszystkich badaniach i odzyskała już przytomność.
Jako pierwszy do sali wleciał Ron, a za nim Harry i Ginny, bo jej rodzice chyba stwierdzili, że powinna się zobaczyć z przyjaciółmi i chwilowo pozostali na korytarzu.
-Jakie leki?-Zapytała Ginny.
-Te leki nie były dla mnie dobre, przepisano mi nie te co trzeba, teraz albo będę całkowicie zdrowa i wreszcie będę mogła w pełni zaplanować moją przyszłość, albo odejdę i już nigdy nie wrócę.-Na to Ron zaczął jeszcze głośniej lamentować i cały czas nie puszczał jej ręki i gładził ją po włosach.
-Nie mów tak! Jeszcze wyzdrowiejesz, będziemy mieć dzieci, dom z ogrodem, a może nawet smoka, tylko proszę NIE ODCHODŹ!-Rozpaczał Ron, który siedział przy jej łóżku niczym wierny pies.
-Na pewno ci się uda Hermiona.-Powiedział Harry.
-Nie gdzie stąd nie odejdziesz! Jesteś na to po prostu zbyt silna! Wygrasz tą walkę, rozumie?! A my ci w tym pomożemy.
-Niewiadomo ile jeszcze tu będę, ale to dla mnie niesamowite, że marnujecie swój cenny czas, żeby ze mną tu siedzieć...
Subskrybuj:
Posty (Atom)