Translate

niedziela, 14 lutego 2016

28.Ważne rozgrywki quidditcha

Cała drużyna była właśnie po ostatnim przed jutrzejszym dniem treningu i wszyscy byli już w swoich pokojach i Gwenog jeszcze przechadzała się po korytarzach i rozmawiała z innymi dziewczynami. Nagle Ginny usłyszała pukanie więc powiedziała ,,proszę" i w progu stanęła Gwenog.
-Cześć, nie śpisz jeszcze?
-Nie, zastanawiam się czy nam się uda.
-Oczywiście, w końcu cała drużyna ciężko pracowała nie jesteśmy tu przecież przez przypadek prawda.
-No tak, ale trochę się martwię, że będę dokładnie obserwowana o wiele dokładniej niż zwykle.
-Nie martw się po prostu rób to co zawsze jesteś świetnym graczem i jestem bardzo z ciebie dumna, tak naprawdę, już jak zobaczyłam sposób w jaki wbijasz gole..., już wtedy wiedziałam, że to ty będziesz tą ścigającą, obserwując graczy w innych szkołach nikt nie był tak dobry jak ty. Widać było wtedy, że quidditch jest dla ciebie pasją i wkładasz w to wiele serca. No dobrze trochę się rozgadałam lepiej odpoczywaj w końcu jutro ważny dzień.
-Gwenog czy mogłabym cię o coś zapytać?
-Tak, o co chodzi?
-Jak ty sobie radzisz ze stresem, z tym, że wiesz, że jesteś obserwowana przez tak wiele osób i że to może zależeć od twojej przyszłości? W końcu jesteś kapitanem jeśli ktoś by zawiódł to cała odpowiedzialność jest na tobie.
-No cóż to bardzo trudne i nawet mi ciężko jest sobie z tym poradzić, ale jestem, dumna, że jestem kapitanem właśnie tej drużyny i że zaszłyśmy aż tak daleko. A jeśli chodzi o stres to skupiam się tylko na grze i nie myślę o tym, że tysiące oczu obserwują każdy mój ruch.No i staram się myśleć o czymś lub o kimś co mnie wspomaga i dodaje mi siły. To naprawdę bardzo pomaga zresztą nie tylko ze stresem w grze także.
-Dzięki Gwenog.
-Pamiętaj jutro o szóstej jest śniadanie, a po śniadaniu idziemy na trochę do pokoi odpocząć. A najważniejsze, o pół do ósmej zaczynamy grę. Dobranoc.
-Dobranoc.-Odpowiedziała i zgasiła różdżkę. Potem jeszcze trochę myślała nad tym wszystkim i nad tym, że niestety, ale Harry'ego nie będzie w tym ważnym dla niej dniu.
                                                            W dzień eliminacji...
Drużyna właśnie przebierała się w szaty gry do quidditcha, rozciągały się, inne myślały i zamartwiały się, a reszta pocieszała je chociaż też czasem myślały sprzecznie z tym co mówiły. Gdy wyszły na ten ogromny stadion Ginny poczuła jakąś dziwną falę gorąca na trybunach było około kilkudziesięciu tysięcy fanów z całego świata. To przeżycie było niesamowite. Zanim jeszcze wsiadły na miotły Ginny jeszcze z nadzieją rozglądała się po trybunach, ale pomyślała, że i tak nawet jeśli tam jest to nie ma szans, żeby wypatrzyła go w takim tłumie. Po chwili wszystkie odbiły się od mioteł i gra się zaczęła. Fiona i Jane zręcznie odbijały tłuczki, ścigające wirowały i odbierały kafla, Gwenog była czujna przy pętlach i raz po raz broniła je przed wbiciem gola a szukająca krążyła w górze wypatrując małej, uskrzydlonej piłeczki. Ginny w końcu też ruszyła w stronę kafla i zręcznie go przechwyciła. W ten sposób ścigające podawały sobie kafla przez całe boisko aż doszły do pętli tam kafel znowu został im odebrany, ale wtedy został odgwizdany rzut karny. Tak więc Ginny ustawiła się przed pętlami i udało jej się trafić dokładnie przez środek jednej z nich.
Tak, gra toczyła się i walka była bardzo wyrównana do czasu gdy była przerwa i czas na naradę.
-Słuchajcie mamy 100 punktów przewagi, jeśli teraz damy z siebie wszystko to wygramy ten mecz pamiętajcie to praca grupowa.
Po chwili rozpoczęła się druga połowa i chyba wszystkie bardzo wzięły sobie do serca słowa kapitana. Pałkarze uderzali celniej i mocniej, ścigające trafiały lepiej i lepiej przechwycały, a Caroline chyba już coś zauważyła (choć trudno było jej wypatrzeć tak małej rzeczy na tak dużej powierzchni. Dzięki temu, że ścigające wbiły już mnóstwo goli-i że drużyna przeciwna miała jakichś słabych pałkarzy) Harpie prowadziły 300 punktami, ale mimo wszystko mecz jeszcze się nie skończył. Wreszcie Caroline wypatrzyła znicza, ale teraz musiała go jeszcze złapać, a druga szukająca też już chyba coś zauważyła. Teraz obydwie mknęły pod wiatr i w ostatniej chwili Caroline złapała małą piłeczkę i tym sposobem wygrały mecz 450 punktami co dawało im 2000-punktów do 1550 co było naprawdę bardzo wysokim wynikiem i Gwenog była z niego bardzo zadowolona.
-Miałyśmy bardzo zdolnych zawodników, nie myślałam, że pójdzie nam aż tak dobrze wszystkie byłyście niesamowite.-Mówiła podczas kolacji.
-A to twoje przechwycenie kafla Ginny genialne...
-Dzięki Fiona, rzeczywiście było ciężko odebrać im kafla, a jednak udało się.
-A ja jeszcze coś dla was przygotowałam...Powiedziała Gwenog gdy schodziły na dół, a na dole czekały ich rodziny z którymi mogły spędzić resztę dnia wszystkie rzuciły się w ramiona swoich rodziców, mężów, dzieci, sióstr i braci wszyscy oprócz Ginny zdaje się, że nikt nie mógł jej odwiedzić tak więc z braku innych zajęć miała zamiar iść do pokoju, ale gdy tylko się odwróciła usłyszała znajomy głos.
-Mnie też nikt nie przyszedł odwiedzić chodźmy Ginny nie wiesz ile fanów na ciebie czeka!
-Zmęczona jestem...
-No co ty nie możesz ich zawieść! Czekają na ciebie!
Resztę wieczoru dziewczyny spędziły na rozmawianiu, robieniu sobie zdjęć z fanami i podpisywaniu autografów oraz spędzaniu czasu ze swoimi rodzinami (o ile ich odwiedziły).
Kolejny tydzień minął bardzo szybko i miały zostać ogłoszone 10 najlepszych drużyn, które potem miały ze sobą walczyć o puchar ligi światowej co zdecydowanie nie było już tymi rozgrywkami krajowymi. Wszystkie schodząc na dół były bardzo zdenerwowane, nie wiedziały czego się spodziewać, a chyba najbardziej, było to widać po Gwenog, która schodziła ze schodów szybkim krokiem i cały czas zmieniała temat ich rozmów. Aż wreszcie schody się skończyły (choć wielom wydawało się, że schodzą po nich bez końca) i zobaczyły tłum ludzi otaczających tablice ogłoszeń wielu z nich miało zawiedzione miny, a inni wręcz przeciwnie ogromnie szczęśliwe i dumne. Ich drużyna z trudem przepchała się przez ten tłum aż wreszcie z góry na dół, nerwowym wzrokiem, dokładnie przejrzały kartkę a nazwa ich drużyny widniała przy liczbie siedem. Gwenog od razu się zmieniła, wyglądała jakby ktoś przed chwilą trafił w nią drętwotą, chyba nie dotarło do niej jeszcze, że to właśnie JEJ drużyna jest siódma w lidze światowej. Do Ginny i reszty drużyny też chyba to jeszcze nie dotarło aż nagle Gwenog przywróciła swój dawny szyk i nie wyglądała już jakby miała ochotę piszczeć z radości jak mała dziewczynka. No więc tak jesteśmy siódme w quidditchu na świecie więc mam nadzieję, że uda nam się dostać do półfinału ,a następnie do finału. Rzecz jasna to nie będzie proste i wiązać się z tym będzie wkład pracy całej tej drużyny. Oczywiście nie ukrywam, że na tę chwilę już jest to dla nas ogromny sukces, ale skoro doszłyśmy już tak daleko mamy szanse dojść jeszcze dalej. Przyznam, że nigdy jeszcze nie miałam takiej drużyny i nigdy jeszcze nie doszłam tak daleko. Jestem z was bardzo, bardzo dumna jesteście wytrwałą i wspaniałą drużyną i to, że jesteśmy w czołowej dziesiątce to wyłącznie wasza zasługa. Tak więc trening już jutro o szóstej a dzisiejszy dzień macie wolny i...możecie go spędzić na przykład z rodziną. No to do jutra jakby co, wiecie gdzie mnie szukać. Ginny wpadła na świetny pomysł no tak skoro oni nie odwiedzają jej, to ona zrobi im niespodziankę i przyjedzie do nich.
****************

Harry jak to zwykle rano właśnie przygotowywał się do wyjścia do pracy, ale nagle ktoś zapukał do drzwi okazało się, że to był...tylko Kingsley (choć Harry wiedział, że Ginny ma dzisiaj dzień wolny i miał wielką nadzieję, że to właśnie ona rzuci mu się na szyję).
-Witaj, Harry.-Powiedział jak zwykle grubym głosem.-Dzisiaj masz wolne w ministerstwie zupełnie nic się dzisiaj nie dzieje zresztą Robards mi mówił, że ostatnio to najchętniej nocowałbyś w ministerstwie. Już kiedyś o tym rozmawialiśmy prawda?
-No tak...ale nie mam co robić i praca to jedyne co mi pozostaje odkąd Ginny...
-A więc tu leży problem wiesz nie wiem jak to jest mieć drugą połówkę osobiście mi samotność pasuje, ale skoro już tak tęsknisz to ten urlop ci się przyda.
-No tak wielkie dzięki Kingsley. Odwiedzę ją.
-To z pewnością świetny pomysł. No, ale teraz muszę już iść no wiesz ministerstwo.
-Rozumiem wielkie dzięki Kingsley, daj znać jakbyś mnie jednak potrzebował.
-Nie ma mowy po to jest wolne. Do widzenia pani Weasley, do widzenia Harry.-Pozdrowił ich i deportował się do ministerstwa.
Harry wziął tylko różdżkę z blatu stołu i deportował się na pokątną i kupił kwiaty a dopiero potem deportował się kilkaset metrów przed tym wielkim ośrodkiem sportowym. Aż w końcu doszedł do ogrodzenia gdzie zatrzymała i przeszukała go grupa aurorów których on akurat nie znał. Nie musicie go przeszukiwać znam go on też jest aurorem zresztą to Harry Potter.-Wytłumaczył im Dawlish i obydwaj przeszli przez bramę. Harry gdy był już w środku przed drzwiami wskazanego mu pokoju zajętego przez Ginny zapukał, ale nie usłyszał odpowiedzi. Aż w końcu na korytarzu zaczepiła go Fiona.
-O to ty Harry co u ciebie?-Zagadnęła.
-Nic szczególnego, a wiesz może gdzie jest Ginny?
-A tak, rzeczywiście mówiła, że chce ci zrobić niespodziankę i że chce cię odwiedzić. Te kwiaty to na pewno dla niej? Jestem pewna, że się ucieszy jest co świętować.
-Wiesz to zabawne chyba się minęliśmy.
-Tak masz rację no to ja już idę Do zobaczenia!
-Do zobaczenia!
******************
-Harry niespodzianka!-Krzyknęła wgłąb domu, ale nie usłyszała jego odzewu.
-Ginny to ty kochanie!-Powiedziała pani Weasley przytulając ją.-Co u ciebie? Dostałyście się?
-Tak, ale gdzie jest Harry?
-Harry wyszedł jakiś czas temu pojechał cię odwiedzić...A no tak już rozumiem dlaczego krzyczałaś ,,niespodzianka".
-Tak, to ja może wrócę...
-Nie, kochanie no co ty zostań Harry na pewno zaraz wróci. Przez te treningi bardzo schudłaś zjedz coś.
-Przed chwilą jadłam śniadanie...Powiedziała po cichu, ale i tak na darmo, bo krzesło przysunęło się pod jej nogi i gdy usiadła wsunęło do stołu.
-Zaraz powinna przyjść Hermiona z Ronem i możliwe, że Fred i George też wpadną.
-Dzień dobry.- zabrzmiał głos Hermiony gdy weszła do domu z Ronem.-Ginny! Co u ciebie? Jak tam na wyjeździe?
-Bardzo dobrze jesteśmy siódme!
-Naprawdę! To niesamowite!-Powiedział podekscytowany Ron.-Opowiadaj ile do ilu i jak wam poszło każdy szczegół!
-No więc...Przerwała w pół zdania, bo usłyszała pyknięcie w ogrodzie.
-A właśnie gdzie Harry?-Zapytała Hermiona i wtedy drzwi się otworzył i w progu stanął właśnie on. Ginny zerwała się z krzesła, rzuciła mu się w ramiona i pocałowała go (przy czym Ron wymownie spojrzał w sufit a gdy ta ,,chwila" zaczynała się przeciągać zaczął chrząkać na co Hermiona kopnęła go w kostkę pod stołem).
-Och taki kaszel braciszku może jakiegoś eliksiru?-Wyśmiali chrząkanie Rona Fred i George
-Myślałam, że będziesz zajęty.-Powiedziała do Harry'ego jakby nikt inny teraz nie istniał.
Aż w końcu Ron nie wytrzymał.
-Ja też tu jestem!
-Ron nie zachowuj się tak nie widzieli się przez miesiąc!-Skarciła go pani Weasley na co on odpowiedział jakimś burknięciem pod nosem.
Resztę wieczoru Ginny miło spędziła z rodziną na rozmowach i śmiechach przez co jeszcze trudniej było jej się z nimi rozstać. Ale dotarło do niej, że ten dzień mimo, że były siódme na świecie był najwspanialszym. W końcu to jednak rodzina jest zawsze najważniejsza...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz