Translate

sobota, 24 września 2016

54.Historia mojego życia cz.1

Kolejne tygodnie w Hogwarcie szybko mijały, wakacje się już skończyły i każdy odczuł to nie tylko przez nawał wypracowań, ale i stało się chłodniej i już nikt nie wychodził popołudniami na błonia. Harry'emu każdy dzień wydawał się taki sam wstawał rano, wracał wieczorem, czasem odwiedził go Ron, kiedy już też nie mógł tego znieść.

Harry nie miał co robić więc po obejrzeniu całego albumu, zmienieniu kolejności ich zdjęć na kominku wziął się za sprzątanie w całym domu (chociaż i tak nie było tam bałaganu). Postanowił, że wyciągnie wszystkie rzeczy z szaf i szuflad i poprzegląda wszystko co tam jest. Robiąc te porządki znalazł woreczek, który dostał od Hagrida na siedemnaste urodziny, a w środku znicz przypisany mu w testamencie Dumbledore'a i szczątki lusterka dwukierunkowego od Syriusza. Wcześniej nie miał czasu się nad tym zastanawiać więc pewnie dlatego ta myśl nasunęła mu się dopiero teraz. Czy dałoby się naprawić te lusterka i dzięki nim mógłby kontaktować się z Ginny? Zamknął woreczek i włożył go z powrotem do jednej z szuflad. W kolejnej szufladzie znalazł małe ozdobione pudełko, a w środku fiolkę z przedziwną, doskonale znaną mu zawartością. Nie wierzył, że właśnie trzyma w dłoniach całe jej życie...Zanim jednak otworzył flakonik spojrzał na kartkę do niego doczepioną.

                                                                    Drogi Harry!
Skoro to czytasz to w końcu ciekawość wzięła nad tobą górę (albo po prostu przez przypadek się na to natknąłeś). Wiem, że to dosyć nietypowe jak na prezent, ale akurat pomyślałam, że są takie rzeczy, o które zawsze chciałeś mnie zapytać, ale jednak nigdy tego nie zrobiłeś. Pewnie niektóre z nich cię zaskoczą, zresztą sam zobaczysz co mam na myśli...Ogólnie będziesz miał okazję zobaczyć jak wyglądało moje życie od dzieciństwa, uśmiejesz się zresztą niektóre z tych wspomnień możesz nawet pokazać Ronowi. Wiesz, niektóre są dla mnie trudne i...wolałabym, żebyś zostawił te dla siebie. To wiele wyjaśni ja znam całą twoją historię teraz ty, masz okazję poznać moją szczególnie wtedy kiedy nie mogłeś być przy mnie...No i jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
                                                                                                                       Kocham cię, Ginny!
W końcu znalazł płaskie naczynie i wlał do niego zawartość buteleczki, zanurzył się i czekał aż teren i ludzie obok niego się zmaterializują. Po chwili dostrzegł pana Weasley'a i panią Weasley. Pani Weasley krzątała się jak zawsze w kuchni, a pan Weasley siedział na kanapie przy kominku, a jego dzieci otaczały go z obu stron.
-Opowiesz nam jakąś historię tato!-Poprosił mały Ron.
-Dobrze więc opowiem wam o pewnym czarodzieju jaki nazywany jest niezwykle potężnym i niepokonanym.-Wszyscy wytrzeszczyli oczy i nadstawili uszu z ciekawości.
-Więc jak w każdej historii występuję tutaj zły czarnoksiężnik siejący niepokój i reprezentujący zło.-Harry już domyślał się o czym albo raczej o kim jest ta historia, ale przyglądał się dalej.
-Było sobie kiedyś kochające się małżeństwo aż w końcu urodził im się syn niestety, nie danym było im patrzeć jak dorasta i uczy się nowych rzeczy. Ów czarnoksiężnik o którym już wcześniej wspominałem, najsilniejszy spośród wszystkich odebrał im życie.
Jednak kiedy chciał dokonać tego samego na ich synu, zrobił dokładnie to samo, ponownie uniósł różdżkę i wypowiedział złowieszcze zaklęcie.-Harry poczuł, że atmosfera bardzo zgęstniała i nie było słychać nawet najmniejszego szmeru, bo każdy przysłuchiwał się w napięciu.-I wtedy właśnie błysnęło zielone światło, nikt jeszcze nie rozwikłał zagadki jak to się stało, ale zaklęcie nie wyrządziło tego, co wyrządzić miało.
-Więc on żyje!?-Powiedzieli chórem podekscytowani bliźniacy.
-Tak. Ale mówią, że po morderczym zaklęciu pozostało mu blizna na czole w kształcie błyskawicy.
-Co się stało z tym drugim?-Zapytał Ron.
-Również przeżył, ale po tym co się wtedy wydarzyło utracił swoją moc, ale mówią, że powróci. Wierzą, że to właśnie ten chłopak będzie tym, który go zgładzi. Zwykle opierają to na tym, że chodzą plotki, iż są przepowiednie mówiące o chłopcu urodzonym pod koniec lipca.
-Ale przecież to niemożliwe, żeby przeżył!-Zaprzeczył Percy, który jak zwykle musiał mieć twarde argumenty i logiczne wyjaśnienie, żeby w coś uwierzyć.
-To wszystko jest prawdą Percy. Warto czasami zaufać pewnym źródłom ten chłopiec żyje.
-Ale co z nim?-Zapytała rudowłosa.
-Mówią, że przemienił się w zwierzę i się ukrywa. Ja osobiście nie wierzę w te brednie, a skłaniam się u wersji, że zamieszkał u swoich krewnych.
-Oni też są czarodziejami?
-Nie wiem Ron, ale pewnym jest, że  Harry Potter powróci...No a teraz już do łóżek!
Harry myślał, że wszystko się teraz rozmyje ale był ciąg dalszy tego wspomnienia. Ron siedział u Ginny w pokoju gdzie oczywiście wisiał plakat Gwenog Jones i Fatalnych Jędz.
-Chciałbym być chociaż w połowie taki jak Harry Potter...-Wzdychał Ron.-Harry widząc to miał ochotę parsknąć śmiechem. Ron z pewnością nie byłby szczęśliwy gdyby był taki jak on.-Chciałbym kiedyś coś osiągnąć...On miał zaledwie rok i pogrążył Sama-wiesz-kogo...ja w życiu nie zrobię nic i w końcu pewnie umrę w samotności i wszyscy o mnie zapomną...
-Nie przejmuj się Ron, ja będę o tobie pamiętała.-Powiedziała i przytuliła go.-Harry'emu bardzo to przypominało teraźniejsze rodzeństwo.
-Dzięki Ginny, ale rozumiesz ja chciałbym być rozpoznawany, np. Jak ona!-Wskazał na plakat Gwenog Jones.
-Jeszcze wszystko przed tobą, musi być coś w czym jesteś dobry i ty sam zdecydujesz kim chcesz być.
-No tak. Ale i tak nigdy nie będę wyjątkowy i niesamowity jak ten Harry Potter...
-Sam w sobie każdy jest wyjątkowy, nie ma drugiego Rona i powinieneś być dumny z tego kim jesteś a nad resztą można popracować...-Mimo, że Ginny była wtedy jeszcze mała to mówiła bardzo mądrze i chyba udało jej się przekonać Rona.
-Masz racje, może da się zrobić coś, co będzie warte zapamiętania. Dobranoc.
-Dobranoc. Wszystko się rozmyło i Harry ponownie stał w norze tylko, że przy samym wejściu.
-Hermiona!-Krzyknęła Ginny.
-Cześć Ginny co słychać?
-Świetnie, dzięki. Wiesz może co z Harry'm?
-Jest jeszcze u tych mugoli, oni są dla niego naprawdę okropni...
-Starałam się jakoś podsunąć Ronowi, Fredowi i George'owi pomysł jak go stamtąd wyciągnąć i chyba się udało.
-No co ty! To świetnie! Inteligencja jest najbardziej ceniona!
-Chciałabym go jeszcze razem z nimi zrealizować, ale nie chcą, żebym jechała z nimi...
-Nie mogę w to uwierzyć, że kolejny raz cię dyskryminują! Ale ja uważam, że jesteś od nich dziesięć razy mądrzejsza i sprytniejsza.-Stwierdziła Hermiona swoim wyniosłym tonem i Harry pomyślał, że w ogóle się nie zmieniła. Kolejne wspomnienie było z jakichś wspólnych wakacji. Wszyscy Weasley'owie siedzieli dookoła ogniska. Było już ciemno Ron już chrapał i tylko Fred, George, Ginny i pan Weasley jeszcze nie spali. Ginny akurat przeglądała jakąś gazetę i na kolejnej stronie widniał nagłówek ,,Świat jest zimny".
-Świat jest zimny po to właśnie jesteśmy my-ludzie, żeby go ogrzać.-Uśmiechnął się pan Weasley.
-Jak jest w Hogwarcie?-Zapytała Ginny a w jej oczach odbijały się płomienie.
-Bardzo zabawnie!-Powiedzieli zgodnym chórem Fred i George.
-Szczególnie jeśli Filch się wkurzy.-Zaśmiał się Fred.
-Najlepsza jest profesor McGonagall.-Stwierdził George.
-Chciałabym być w Gryffindorze tak jak wy...
-Zwykle to rodzinne.-Powiedział pan Weasley-Tylko siostra waszej matki była w Slytherinie.
-Ty na pewno będziesz w Gryffindorze Ginny, bo jesteś zabawna, mądra i odważna.
-Nie wierzę, że już za parę dni jadę tam razem z wami.
-Nie bój się Ginny.-Dodał jej otuchy ojciec.
-Tato tylko jest jeden problem...
-Ginny się niczego nie boi.
-Patrz spadająca gwiazda! Krzyknął Ron, który przed chwilą wyszedł z namiotu. Wszyscy obrócili się i spojrzeli na niebo. Ron korzystając z chwili, gdy Ginny się odwróciła rzucił w nią kaflem, ale ona błyskawicznie go złapała.
-Ale...Jak?-Powiedział rozczarowany Ron.
-Masz dobry refleks Ginny.
-Będzie z ciebie kapitalny obrońca.
-Chyba jednak wolałabym być ścigającą.
-Kiedy ty się tego wszystkiego nauczyłaś?!-Pytał zdziwiony Ron na co Ginny tylko wzruszyła ramionami.
-Ron zakład, że nigdy nie trafisz w Ginny?-Zapytał George.
-Powiesz nam coś ciekawego, tato?-Zmienił temat.
-Jak myślicie ile jest gwiazd?
-Dużo.-Powiedział Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Chodziło mi o konkretniejszą odpowiedź.
-Nieskończoność.-Powiedział Fred.
-Gwiazd jest tyle ile jest ludzi na świecie. Każdy jest właścicielem jednej gwiazdy. A wiecie skąd biorą się spadające gwiazdy?-Zapytał, ale nie widząc chętnych do odpowiedzi sam odpowiedział na swoje pytanie.-Są znakiem, że ktoś właśnie umarł, bo kiedy znika jej właściciel razem z nim znika jego gwiazda. Gwiazdy mogą łączyć się w gwiazdozbiory tak jak ludzie mogą się ze sobą łączyć. Myślicie, że ludzie z tamtego wzgórza widzą je tak samo jak my?
-Tak.-Powiedział trochę niepewnie Ron.
-Właśnie. Dlatego nawet jeśli nie ma przy was osoby na której wam zależy, to w pewnym sensie patrząc w gwiazdy jesteście przy niej i wiecie, że ona widzi to samo rozgwieżdżone niebo gdziekolwiek jest...Obraz znowu się zmienił. Tym razem Ginny siedziała na trybunach i widać było, że jest podenerwowana. Harry przez chwilę zastanawiał się dlaczego, ale domyślił się dlaczego. To było drugie zadanie Turnieju Trójmagicznego.
-Ginny wszystko w porządku?-Zapytała Katie Bell, która przysiadła się koło niej.
-Nic nie jest w porządku...-Powiedziała ukrywając twarz w dłoniach.
-Boisz się o nich? Jak każdy. Zresztą ty jesteś przyjaciółką Harry'ego, prawda?
-Taak...niestety.-Dodała po cichu, ale Katie tego nie usłyszała. Za dwie minuty mija godzina a ich wciąż nie ma...
-Ale Dumbledore nie pozwoliłby, żeby coś się komuś stało...Proszę Ginny. To cię powinno trochę uspokoić-Podała jej szklankę z granatowym płynem.
-Dziękuję.-Powiedziała i wzięła szklankę drżącymi rękami. Ale nie wiem czy to pomoże...
-Ginny spójrz! To Ron!
-Ale co z Harry'm?
-Skoro z Ronem wszystko w porządku, to z Harry'm pewnie też.
-Ale dlaczego wciąż go nie ma...
-Jest!-Wskazywała na Harry'ego razem z małą dziewczynką, którą przed chwilą wyciągnął z wody.-To on ją uratował, choć wcale nie musiał...-Powiedziała Katie.
-Dobrze, że wszystko z nim w porządku...znaczy z nimi.-Dodała pospiesznie.
Po chwili pojawiły się nowe postacie w nowym miejscu.
-A mogłam iść z nim!-Mówiła Ginny.
-Mogłaś.-Przytaknęła Hermiona.
-Dzięki za pocieszenie!
-Ja za to chciałam iść z Ronem, ale ten baran nawet nie pomyślał, że może ktoś chce, żeby zwrócił na niego uwagę! Traktuje mnie jak kółko ratunkowe! Czekał aż ktoś mnie zaprosi i dopiero wtedy przypomniał sobie, że w ogóle istnieje!
-Ja mam podobnie, ale nie mam żalu do Harry'ego. Wiem, że chciał zaprosić Cho, zresztą szczerze mówiąc to nigdy tak naprawdę nie dałam się mu poznać...Poza tym to co innego, bo on musiał kogoś znaleźć na ten bal. Może to i lepiej pewnie tylko bym się wygłupiła...
-Daj spokój Ginny...Zresztą na tym polega twój problem. Sama powiedziałaś, że nigdy nie dałaś się mu poznać. Powinnaś z nim kiedyś pogadać albo no nie wiem...Dobrze grasz w quidditcha! To jest to co was łączy.
-Naprawdę Hermiona? Powiedziała wątpliwym tonem.
-Albo...Powinnaś sobie kogoś znaleźć!
-Ja?-Parsknęła śmiechem.-Nie wiem kto by mnie chciał...
-To jest świetny pomysł! Wiesz jak Ron się wkurzył jak się dowiedział, że Krum mnie już zaprosił!
-Może dlatego, że to Ron...jego wszystko wkurza.-Zaśmiała się Ginny.
-Zresztą ja myślę, że dobrze zrobiłaś.
-Dlaczego?
-Neville zaprosił cię pierwszy, zgodziłaś się, a odmówiłaś Harry'emu dlatego, bo nie złamałabyś słowa danego przyjacielowi. Moim zdaniem to było bardzo...-Powiedziała i zaczęła szukać odpowiedniego słowa-szlachetne.
-To fajnie, że jestem szlachetna.-Uśmiechnęła się.-A Ronem się nie przejmuj, on już tak ma, ocknie się niedługo i zrozumie swój błąd.
Wszyscy byli w Pokoju Życzeń na jednym ze spotkań GD.
-Dzięki Harry, gdyby nie ty pewnie nigdy bym się tego nie nauczył!-Mówił podekscytowany Neville.
-Cieszę się, że ci się udało Neville.
Nagle wokół Ginny zbiegł się tłum i w końcu zobaczył tego galopującego konia. Harry doskonale pamiętał tę chwilę.
-Doskonale Ginny!-Pochwalił ją młodszy Harry.
-Niesamowite!-Dało się słyszeć w tłumie.
-Chyba na dzisiaj już wystarczy!-Powiedział, wszyscy wzięli swoje rzeczy i pospieszyli do wyjścia.
-Dzięki za lekcje Harry.-Powiedziała Ginny.
-Jasne. Ale możemy pogadać później?-Powiedział patrząc na Cho płaczącą z boku.
-No to cześć!-Pożegnała się, popatrzyła na niego chwilę i wyszła.
-Jak ty możesz sobie tak siedzieć i żreć podczas, gdy twój najlepszy przyjaciel gdzieś zaginął!-Nawrzeszczała na Rona Hermiona przy stole w Wielkiej Sali.
-Daj spokój...mówił, że musi coś załatwić, no nie? Zaraz wróci.-Powiedział przeżuwając kurczaka, a Hermiona i Ginny co chwilę nerwowo zerkały na wejście.-Poza tym co się tak na mnie uwzięłaś! Ginny jeszcze chwilę temu obściskiwała się z Deanem i jakoś też jej nie przeszkadzało, że jej przyjaciel zaginął!
-Bo jeszcze nawet o tym nie wiedziałam! Też się o niego boję!-Zaprotestowała Ginny.-Zresztą co ty możesz wiedzieć o...-Urwała.
-No dawaj! Wyrzuć to z siebie!-Wrzasnął Ron.
-O miłości!
-A co? Może Dean też ci się już znudził?!
-Nikt mi się nigdy nie znudził, tylko ten kogo naprawdę kocham nie potrafi tego zobaczyć i mnie zrozumieć! Ale ty nie masz o tym pojęcia Ron, bo dla ciebie nie istnieje coś takiego jak uczucia! Jesteś twardy jak kamień więc mnie nie pouczaj!-Ron milczał i wrócił do posiłku i w końcu pojawił się Harry prowadzony przez Snape'a.
-Harry!-Powiedziała Ginny, gdy usiadł koło niej.-Skąd ta krew?
-Długa historia.
-Co się stało?-Zapytała Hermiona.
-Później ci opowiem.
-Zaczekaj...-Powiedziała Ginny i po chwili wyczarowała zwilżoną gazę i przyłożyła mu ją do nosa.
-Dziękuję.
-Nie ma sprawy...

          Jak widać w tytule podzieliłam to na dwie części, ponieważ w innym wypadku ten post byłby za długi, więc prawdopodobnie za tydzień będzie druga część wspomnień Ginny.











sobota, 17 września 2016

53.Wreszcie się spotykamy.

-Cześć stary co tak śmierdzi? Zapytał Ron.
-Moje śniadanie.-Powiedział patrząc na zwęglone jedzenie.
-Taa mi też się to zdarza, Ginny i Hermiona robią to znacznie lepiej...
-Wiem! Wiem.
-Co ty taki nerwowy. Tęsknisz, co? Ja też nie wytrzymuję już w tych czterech ścianach całkiem sam. Dlatego mam ją. Wskazał na małą, śpiącą dziewczynkę w nosidełku.
-Opiekujesz się Victoire?
-Tak, jest słodka, prawda? Fleur miała coś do załatwienia, no a Bill wiadomo w pracy, a mama no cóż jest teraz zajęta...Dlatego właśnie ja się nią opiekuję i rano chyba źle się czuła, ale wujek sobie ze wszystkim poradził i zasnęła. A no i pamiętasz jak miałem pilnować Hogwartu?
-No tak.
-No właśnie i byłem odwiedzić Hagrida tak po prostu, żeby pogadać, no to Hagrid mi otwiera, wchodzę, a tam niespodzianka. Charlie, Ginny i jakaś jej koleżanka siedzą sobie i gadają. -To wyraźnie zainteresowało Harry'ego, bo właściwie bardzo mało ze sobą korespondowali i chciał wiedzieć co robią i jak im mija czas w szkole.
-No wiesz wiedziałem dobrze, że teraz tam są, ale Hogwart to wielka szkoła i jeszcze są błonia, a kto by przypuszczał, że spotkam Ginny w chatce gajowego.
-No tak. I co u nich słychać?
-W porządku. Ale mam niezłe wieści. Charlie nam opowiadał, że chce mieć smoka, a mama...
-Charlie chce mieć smoka?-Wpadł mu w słowo.
-Dokładnie, w sumie...można by się tego spodziewać. A mama kupiła jakiś lokal na Pokątnej i otwiera sklep!
-Łał...to fajnie.
-Dzisiaj idę ją odwiedzić myślę, że otrząsnęła się już ze śmierci taty i że teraz chce zacząć nowe życie wszystkim nam go brakuje...-Harry zupełnie się tego nie spodziewał, bo znacznie częściej widział Rona w świetnym humorze albo w furii jednak chyba nigdy nie widział w jego wykonaniu takiej reakcji, przez chwilę wydawało mu się, że Ron chyba uronił łzę. Jestem mięczakiem.-Zaśmiał się ocierając policzek rękawem.
-Rozumiem cię...
-Ciebie też coś gryzie stary gryzie stary? Widzę, że coś jest z tobą nie w porządku a mnie chyba możesz powiedzieć.
-Chyba powiedziałeś wszystko za mnie...Jakoś dziwnie jest siedzieć samemu, teraz doceniam to, że mam Ginny i rozumiem już co czuje kiedy mnie nie ma.
-Trzeba było nie puszczać ich na rok do Hogwartu...
-Ale niby co mieliśmy zrobić, poza tym to dla nich ważne, a są przecież wolne, mogą robić co chcą...
-Ja też już nie wiem co mam ze sobą zrobić...Taaak...będziemy was odwiedzać i pisać! Ja na odpowiedź od Hermiony czekałem tydzień i przysłała mi tylko taki mały kwitek, że wszystko w porządku i że tęskni.
-Mają teraz dużo nauki i jeszcze prace...-Próbował je jakoś usprawiedliwić choć sam za bardzo nie był pewny swoich słów.
-Jak nad tym myślałem to wywnioskowałem, że może one chcą po prostu już od nas odpocząć...Rozumiem to, że mają dużo pracy, ale przecież mają weekendy i w ogóle nie wierzę, że nie znalazłyby chociaż chwili, żeby nas odwiedzić...
-Nie wiem Ron może jest na odwrót. Może deportowałyby się, ale wydaje im się, że to my nie mamy czasu, zresztą po tym wypadku na Nokturnie serio mieliśmy dużo roboty.
-To ja już pójdę muszę jeszcze oddać bratanice.-Zaśmiał się i wyszedł.

Tymczasem...

-Mallory...-Powiedziała Hermiona machając jej książką przed nosem.
-Co?! Eee...mówiłyście coś?
-Pytałyśmy czy nauczyłaś się na eliksiry.
-Och...zapomniałam, ale pamiętam wszystko z lekcji.
-Ona tak zawsze?-Zapytała szeptem Ginny na co Martha wzruszyła ramionami.
-Zawsze, ale teraz to ma nieco inne podłoże...-Powiedziała Jackie i spojrzała przez ramię a Mallory zrobiła to samo.-A nie mówiłam.-Dodała Jackie i w tej chwili bardzo przypominała Hermionę i Ginny zrozumiała dlaczego tak dobrze się rozumieją.-Spójrz na to.-Powiedziała Jackie i kiwnęła porozumiewawczo głową w stronę gdzie tyłem do nich stał i rozmawiał Duke. Na sobie miał czarną bluzę, na której miał numer dwadzieścia.
-No i co gra w mojej drużynie i jest zawodnikiem z numerem dwadzieścia!-Wytłumaczyła Mallory nie widząc w tym nic nadzwyczajnego, ale Ginny już zauważyła o co chodzi.
-Przyjrzyj się dobrze.-Rzeczywiście pod światło przyjrzawszy się dobrze można było zobaczyć, że pod numerem dwudziestym widnieje jasny napis ,,Lwia Przynależność".
-Wiesz co by było gdyby nauczyciele go nakryli!-Dodała Martha.
-Martha ma rację, a jednak jest w ,,Lwiej Przynależności.
-O co chodzi w tej ,,Przynależności"-Zapytała w końcu Ginny, choć domyślała się już o co może w tym chodzić.
-Wszyscy, którzy popierają Mallory wymyślili taką grupę, zresztą...istniała ona już podczas wojny, taka grupa buntu nazwali ją ,,Lwią Przynależnością" ze względu na...no wiesz chodzi o Mallory. Jeśli ktoś to nosi, to znaczy, że popiera Mallory.-Wytłumaczyła Jackie.
-Też muszę sobie coś takiego załatwić...
-Ginny!-Skarciła ją Hermiona.
-No co!? Ja tam popieram Mal przecież normalnie jest miła i nie zrobiłaby nic Rachel, a że ona obrażała innych to sama sobie na to zasłużyła...-Powiedziała tak jakby Mallory nie siedziała koło nich ( bo właściwie tak się zachowywała) a Hermiona tylko pokręciła przecząco głową i w milczeniu wróciła do śniadania.
-Cześć! Mogę się przysiąść!?-Powiedział dziarsko.
-Jasne, siadaj.-Powiedziała Nickole i chłopak usiadł koło niej, a Mallory udawała, że przegląda jakąś książkę od Hermiony.
-Cześć Mallory! Powiedział mimo tego, że siedziała trochę dalej od niego.
-Cześć Duke.No co?-Powiedział następnie szeptem do Jackie.
-Nic.-Powiedziała z uśmiechem.
-Och...nie wytrzymam z tobą! Zaśmiała się i przewróciła oczami.-To ja już pójdę muszę jeszcze zrobić sprawdziany i wszystko sobie zorganizować, cześć.
-Coś się stało? Zapytał po chwili Duke.
-Nie, w porządku po prostu no wiesz Mallory ma zamiar robić sprawdziany, a jeszcze ma ten szlaban no i...
-Aha.
-Czy to prawda, że jesteś w ,,Lwiej Przynależności"?-Zapytała Nickole.
-Tak, ale raczej tego nie rozpowiadaj no wiesz...nauczyciele by tego nie poparli, a ja myślę, że Mallory dobrze zrobiła ucierając nosa tej idiotce, może nie jest taka jak inni, ale czy to coś złego.
-To chyba dobrze, że jest oryginalna...-Powiedziała Ginny.-Wszyscy ją za to lubimy.
-Ja też już chyba pójdę.-Powiedziała Hermiona i wstała.
-Ginny mogłabyś mi w czymś pomóc?-Zapytała Mallory.
-Tak, jasne.
-Ja już też muszę iść.-Powiedziała Mallory i razem z Ginny wyszły z wielkiej sali.
-To jak mogę ci pomóc.
-No wiesz właściwie to się nawet dobrze składa, że jesteś teraz w Hogwarcie, bo widzisz...zostałam kapitanem w drużynie...
-Gratuluję.
-Dzięki...no, ale widzisz jakoś trudno mi przeprowadzić to wszystko i nie wiem jak się za to zabrać jakoś nie mam predyspozycji przywódczych więc...pomogłabyś mi po prostu pomóc przeprowadzić te sprawdziany? Znaczy jeśli nie masz czasu albo ochoty...
-Nie, w porządku, nie przejmuj się każdy ma tremę w takich momentach.-Pocieszyła ją Ginny kiedy zbiegały po schodach.
-Ja mimo wszystko jestem dosyć cicha i spokojna i nie wiem czy to funkcja dla mnie...-Co cię tak śmieszy zapytała po chwili.
-No wiesz...to trochę dziwne, bo po tym co widziałam i po tych wszystkich rozmowach z tobą...
-Tak, wiem jak się mnie bliżej pozna to okazuję się całkiem inna, szczerze mówiąc ja też wyobrażałam sobie ciebie trochę inaczej. Ludzie mówią, że jesteś twarda i nieugięta.
-Swoją drogą mamy chyba wiele wspólnego, co?
-No tak, poza tym, że ja jestem nikim, nie wiem jak będzie, muszę sama zarobić najpierw na naukę na akademii, a potem co będzie jeśli jeszcze źle mi pójdzie...Widzisz moi rodzice to mugole, robią co mogą, ale sama wiesz...
-Mogę ci pożyczyć, nie zależy mi na pieniądzach, mam ich pełno i już sama nie wiem co mam z nimi robić.
-Wiesz nawet ci zazdroszczę, nie chodzi mi teraz o sławę czy pieniądze, po prostu twoje życie jest już takie uporządkowane. Masz męża, dom, pracę, a ja jeszcze do niedawna nie wiedziałam co chcę robić w życiu...
-Ja też tak na początku miałam. Poradzisz sobie! Jesteś ambitna i zdolna i ja WIEM, że będziesz aurorem, uzdrowicielem czy ministrem jeśli będziesz tego chciała!
-Dzięki, ale wiesz...wykopywać ze stanowiska Kingsley'a Shacklebolta...-Zaśmiała się.
-No dobra na razie mamy Kingsley'a.-Powiedziała ze śmiechem.
-Lepiej niech tak zostanie.

Po paru minutach na boisku pojawiło się mnóstwo nowych osób wiele z nich także podbiegały do Ginny i wyraźnie dawały do zrozumienia po co przyszły.

-Dobrze w takim razie kto jeszcze przyszedł tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby męczyć panią Potter!?-Zdzierała sobie gardło Mallory.-To może inaczej. Kto przyszedł tu tylko na sprawdziany!?-Po tych słowach z tłumu wyłoniła się niewielka grupa.-Świetnie, reszta czeka na trybunach lub przy szatniach!
-To może niech zaczną od zwykłego kółka na rozgrzewkę.-Podpowiedziała Ginny.
-Taak...proszę was abyście teraz dosiedli swoich mioteł i zrobili jedno kółko wokół boiska!
To akurat wyszło im bardzo dobrze poza jakimś trzecioroczniakiem, który dobił do słupka w połowie okrążenia.
-Wszystko w porządku?-Zapytała Mallory podbiegając do chłopca, który zeskoczył z miotły.
-Tak...tylko trochę...-Wydyszał trzymając się za głowę, bo jego czoło było całe sine.
-O, chłopie będziesz miał guza jak nic!-Powiedziała jakaś dziewczyna z tłumu.
-Czekaj...zaraz.-Powiedziała Mallory grzebiąc po kieszeniach i w końcu wyciągnęła różdżkę.-Nie ruszaj się i postaraj się wstrzymać oddech.-Episkey! Już dobrze?-Zapytała po chwili Mallory.
-Tak, dzięki.
-Przykro mi, ale na pałkarza to ty się chyba nie nadasz, trochę brakuje ci...
-Zwinności i szybkości reakcji.-Dokończyła za nią Ginny.
-No trudno spróbuję kiedy indziej...-Zamruczał pod nosem, podniósł swoją miotłę i powędrował w stronę trybun. Po dwóch godzinach zostali już wybrani: pałkarze-dwóch silnych i przystojnych krukonów, szukającą którą została bardzo miła, ale bardzo szybko mówiąca puchonka, ścigające-bardzo zgrane i lubiące się wzajemnie koleżanki (w których wyborze pomogła Ginny) i pozostał już tylko wybór obrońcy (było widać, że te eliminacje najbardziej stresowały Mallory) w końcu jednak obrońcą został Duke, który rozłożył wszystkich na łopatki i okazał się świetny w obronie karnych.
-Dobrze, że chociaż to mam już z głowy, dzięki za pomoc.
-Nie ma za co. A...ja chciałam cię zapytać o coś, bo...dziewczyny przed obiadem rozmawiały o jakimś zebraniu z McGongall, ale mnie na nim nie było, bo miałam trening, chodziło o coś ważnego?
-Och...no wiesz co roku jest organizowany taki bal integracyjny i w tym roku też taki się odbędzie w przyszłą sobotę, ale o szczegóły pytaj Jackie...a jeśli chodzi o nowość tu w Hogwarcie to jest jeden dzień w którym różni pracownicy będę odwiedzać Hogwart i opowiadać o swojej pracy w tym dniu przepadają nam lekcje, czyli w poniedziałek. Kiedy Mallory to powiedziała coś właśnie sobie przypomniała no tak ,,dni otwarte" to o czym mówiła Gwenog mają opowiadać w Hogwarcie to co robią!
-Fajnie, że coś takiego organizują...
-No, to ma nas trochę nakierować jak zacząć nową pracę po Hogwarcie, wymagania i takie tam.
-Moja drużyna też tu będzie.
-Serio!? Super.
W Poniedziałek rano podczas śniadania można było usłyszeć wyraźne szumy uczniów plotkujących o tym dniu odwiedzin przez różnych czarodziejów mających opowiedzieć im o swoich początkach.
-Ja się idę przebrać.-Powiedziała Ginny.
-Będziesz chodzić w stroju do quidditcha?-Zapytała Jackie.
-No tak, jak cała moja drużyna, dziewczyny niedługo powinny być.
-Ja też przebieram się w swoje ubrania służbowe.-Powiedziała Hermiona.
-Zapowiada się fajnie.
Ginny i Hermiona wychodząc z wielkiej sali zobaczyły grupę chichoczących dziewcząt i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia okazało się, że to Wiktor Krum i cała reszta jego drużyny.
-Hermiona! Kurczę co słychać!?-Przywitał ja Krum.
-W porządku, uczę się jeszcze, dzięki.
-No tak...a i pani Ginevra, po ostatnim meczu muszę przyznać, że nie mam z tobą szans.
-No nie wiem wy też świetnie gracie.-Powiedziała i odeszły by przyglądać się reszcie czarodziejów wchodzących do zamku. A gdy wyszły z zamku poczuły się jak na jakiejś gali. W oddali mnóstwo wozów, ochroniarzy i fanów.
-Patrz tam, Percy!-Powiedziała Hermiona wskazując na Percy'ego, który rozmawiał właśnie z jakąś kobietą, która tylko przytakiwała co jakiś czas.
-O, a tam Charlie i Roxi! Pewnie będą mówić o hodowli smoków.
-No tak...O popatrz!-Zrobiło się niesamowicie głośno i kolorowo, a cała grupa dziewczyn zaczęła piszczeć. Fred i George znowu robią furorę w Hogwarcie.-Zaśmiała się Ginny.
-Przepraszam, przepraszam.-Przeciskał się wysoki, rudowłosy mężczyzna za którym wszyscy piszczeli i pytali o autografy.
-RON!!-Hermiona podbiegła do niego i go przytuliła.
-Czemu nas nie odwiedziłyście?
-A po co miałyśmy cię odwiedzać skoro sam przyszedłeś z wizytą?-Zaśmiała się Ginny.
-No w sumie...
-Reszta mojej ekipy jeszcze ustala zasady...Wskazał na kilku kłócących się aurorów.
-No nie rzucam tę robotę! Powiedział któryś ze śmiechem.
-Ej, Mike spokojniej!-Ryknął do niego Ron i wszyscy parsknęli śmiechem. No nic ja już idę cześć.
Podczas tych integracyjnych lekcji fani mogli trochę lepiej poznać ich drużynę, zadawali mnóstwo pytań i bardzo interesowało ich to jak zaczynały aż w końcu przyszedł czas kolacji. Wielka Sala była jeszcze większa niż zwykle, bo stał w niej długi dodatkowy stół dla gości i tym razem właśnie przy tym stole usiadły Hermiona i Ginny.
-Nie myślałam, że zaproszą tak wiele osób!
-No...ale dobrze, że coś takiego organizują, no wiesz każdy ma okazje zobaczyć jak wyglądają początki. A widziałaś Slughorna?
-No tak trudno by go nie zauważyć.
-No tak jest w siódmym niebie.
-Bardzo dziękuję wszystkim za udział w tej imprezie, a w szczególności pracownikom ministerstwa, którzy na pewno mieliby bardzo dużo pracy, którą teraz będą musieli odrobić. Bardzo dziękuję wszystkim zaangażowanym, którzy pomogli w zorganizowaniu tej imprezy, a szczególnie aurorom wielkie brawa dla nich!-Powiedziała profesor McGonagall i wszyscy zaczęli klaskać.-Zaszczytem było gościć was w murach tego zamku. Dziękuję również za całą wiedzę, którą im przekazaliście, bo każdy z nas kiedyś zaczął swoją karierę i każdy z nas wie, że początki są trudne, a wsparcie autorytetów z pewnością jest bardzo pomocne.-Zakończyła swoją przemowę McGonagall i wróciła na swoje miejsce.
-Wiesz co Hermiona ja już pójdę. Powiedziała Ginny ale Hermiona chyba jednak to zignorowała, gdyż była zbyt pochłonięta rozmową z Ronem. Ginny zazdrościła jej tego, że mogła porozmawiać z Ronem. A gdyby tak teraz deportowała się do Doliny Godryka...chociaż pewnie tylko przeszkodziłaby mu w pracy. Zanim jednak nasunęła jej się następna myśl zobaczyła go to na pewno Harry Potter czy ma już jakieś zwidy...Ale w końcu kiedy była już przy drzwiach i chwyciła klamkę usłyszała za sobą ten znajomy głos.
-Ginny! Szedł szybkim krokiem w jej stronę powiewając swoją czarną szatą.
-Harry! Ty tutaj! Nie zauważyłam cię! Ale...może lepiej pogadajmy gdzieś indziej.-Powiedziała szeptem, bo miała wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą.
-No i jak w szkole?-Zapytał kiedy już wyszli.
-Świetnie. Wiele się nauczyłam i poznałam nowych ludzi...Cieszę się, że mogłam tu wrócić.
-Ja się cieszę, że mogłem cię tu spotkać. Szukałem cię wiesz, ale nie umiałem cię znaleźć no i w końcu Ron wrócił na swoje miejsca obok mnie i zaczął mi ryczeć, że jesteś przy drzwiach.-Zaśmiał się.-No i tak cię znalazłem.
-Bardzo romantycznie poprzez wydzierającego się Rona.-Zaśmiała się.
-No czasami nawet to zachowanie Rona wychodzi na dobre.
-No tak...A gdzie właściwie idziemy?
-Może na błonia.
-Dobry pomysł. Ron oberwie za to, że mi nie powiedział w końcu niedługo pewnie się zbieracie no nie?
-A co już nas wyganiasz.-Zaśmiał się Harry.-Nie, właściwie zostaniemy tu jeszcze parę godzin.
-Serio? To dobrze.
-Jutro już mamy normalnie pracę więc trzeba się przygotować.
-A właśnie jak wam idzie gotowanie?-Zapytała ze śmiechem.
-Jak to, jak nam idzie? To chyba jasne, że my z Ronem jesteśmy mistrzami kuchni! Parsknął śmiechem.
-To dobrze, bo właściwie jak się lubi zwęglone jedzenie...
-A co nie wierzysz, że my z Ronem możemy się czegoś nauczyć?
-Nieważne...-Zaśmiała się.
-Lew?-Powiedział zdziwiony Harry, bo kiedy wyszli na błonia można było dostrzec z daleka lwa i chłopaka.
-Och, to Mallory moja przyjaciółka z dormitorium jest animagiem i ten chłopak obok niej to Duke.-Po chwili na miejscu lwicy pojawiła się dziewczyna o długich, złotych, lśniących w słońcu włosach opadających na plecy.
-Może siądziemy tutaj.-Zaproponował kiedy doszli do wzgórza w pobliżu chatki Hagrida.
-A co u was? Zapytała Ginny.
-Pewnie już wiesz, Charlie adoptuje smoka, pani Weasley otwiera kawiarnię, Ron robi wielkie postępy, Teddy dobrze się czuje u Andromedy, Victorie rośnie jak po szkiele-wzro, a ja no cóż to co zwykle ustalam plan działania dla reszty aurorów i patrolują ulice a ostatnio w szczególności Śmiertelny Nokturn.
-Od zawsze mam jakąś odrazę do tego miejsca...
-No tak...ja też...
-Mallory to bardzo zdolna dziewczyna, mało kto zostaje animagiem.-Myślała na głos Ginny.
-Masz racje...musi mieć wielki potencjał.
-Wiesz ona mi trochę przypomina Lunę, jest taka inna niż wszyscy...Z nowo poznanych ludzi chyba najlepiej się z nią dogaduję. Ma zamiar zostać aurorem.
-No proszę, może będę miał okazję z nią pracować.
-A Ron jak sobie radzi sam?
-Bez Hermiony jest trochę bez życia bardzo się ucieszył z tej dzisiejszej zmiany planów.
-Nie zapomnieliście o nas jeszcze...
-Trudno by było o was zapomnieć.
-No tak. Wracajmy już może, bo trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.
-Jestem ciekawa w jakie zwierzę ja bym się zamieniła będąc animagiem.
-Ja pewnie konia...
-Dlaczego?
-Dlatego!-Powiedział, schylił się i wziął ją na plecy.
-Może lepiej mnie odstawisz, bo to będzie trochę dziwne jeśli ,,przyjadę na wybrańcu".-Zaśmiała się.
-Co z tego chyba warto jest być oryginalnym.-Powiedział i odstawił ją. Przez chwilę nie odzywali się do siebie tylko stali i patrzyli na siebie.
-Zamknij oczy.-Powiedziała Ginny i przejechała powoli pacem po jego bliźnie.
-Jesteś wybrańcem-wybrańcem dla mnie. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co, ale zawsze chciałam to zrobić...-Powiedziała i pocałowała go.














sobota, 10 września 2016

52.Zawsze znajdzie się ktoś taki...

Pierwsze lekcje w tym roku w Hogwarcie minęły szybko, choć każdy nauczyciel nie zapomniał o zadaniu czy wypracowaniu.
-Idziesz na błonia Hermiona?-Zapytała się jej Ginny siedząc w dormitorium.-Taka ładna pogoda, a my tu siedzimy!
-Och, umówiłam się już z Jaqueline w bibliotece.
-A ty Martha?
-Ja wolę zrobić od razu zadanie, no wiesz...będzie z głowy.
-A ktoś wie gdzie się podziała Nickole?-Zapytała Hermiona wrzucając książki do torby.
-Ona jest...no wiecie ze swoim chłopakiem.-Powiedziała Mallory.-Jak ja bym chciała być na jej miejscu szczególnie, że Jeremi tak ją kocha!
-Na dodatek Nickole jest niewidoma a on jej zawsze pomaga i to jest takie wspaniałe! To jest dopiero prawdziwa magia!-Dodała Martha.
-No to prawda ona się tak bała, gdy po bitwie o Hogwart stała się niewidoma, myślała, że już nie będzie jej chciał, ale musi mu bardzo na niej zależeć.
-Mallory, a ty pójdziesz ze mną na błonia?
-Właściwie nie mam nic do roboty, chętnie z tobą pójdę.-Blondynka wzięła ze stolika swoją różdżkę i poszła razem z Ginny. Po paru minutach były już na zewnątrz.
-Nie wiem co zrobię, gdy będę musiała opuścić to miejsce!-Odezwała się Mal.
-Ja też myślałam, że opuszczę je na zawsze, ale jednak tak się nie stało.-Powiedziała z uśmiechem.
-Kurczę, ty tyle zrobiłaś dla Hogwartu, dla ludzi, których kochasz! Wiesz chcę zakupić tę książkę o tobie jak tylko wejdzie na półki.
-To fajnie. Właściwie co się stało Nickole, że straciła wzrok?-Zapytała w końcu, bo jednak jej ciekawość wzięła górę.
-Pewnie nie chciałaś jej o to wypytywać, co? No cóż to naprawdę było dla niej bolesne przeżycie...-Choć zawsze Mallory była uśmiechnięta i ogólnie zawsze chętnie dowcipkowała teraz jej twarz była śmiertelnie poważna.
-Masz rację, nie chciałam o nic wypytywać.
-No widzisz to jedna z tych klątw, czarna magia, nic nie można było zrobić. Nickole już nigdy nie odzyska wzroku tak samo jak my wszyscy swoich zmarłych bliskich...
-Jak czyta książki albo się uczy?
-No widzisz ma specjalne książki, które jej na to pozwalają, wszystkim nauczycielom strasznie jej żal, bo jest bardzo inteligentna i zdolna, ale trudno jej będzie w życiu...
-No tak na pewno...Gdzie w zasadzie idziemy?
-Wiesz, jeśli nie masz nic przeciwko to chciałam odwiedzić mojego przyjaciela-Hagrida.
-Ja też go znam. Dobry pomysł.-Gdy były już przed drzwiami chatki Ginny zapukała i po chwili drzwi otworzył Hagrid.
-Cholibka! Co słychać dziewczyny? Wchodźcie! W środku przy herbacie siedział Charlie.
-Cześć Charlie! Przywitała go Ginny.
-Cześć!
-Wszystko w porządku oprócz tego incydentu, no wiesz...w wakacje.
-Cholibka! Do dzisiaj się z tego śmieję! Ty to wiesz jak takich utemperować.
-U mnie też wszystko dobrze.-Dodała Ginny.-Cieszę się, że wróciłam.
-Ja też się cieszę i to jak! Ale pewnie nie zdołałaś mnie upchać w swoim napiętym grafiku, co?
-Niestety...no wiesz mam jeszcze dodatkowo treningi i mecze.
-No tak...
-To ja może już pójdę...i tak miałem się zbierać.-Powiedział Charlie.-Ale zanim wyjdę to proszę Ginny. Przepraszam, ale nie mogłem wysłać go wcześniej, bo moja sowa się rozchorowała no a miałem sporo pracy.-Powiedział i wręczył jej małą paczuszkę.
-Śliczne. To do mojej bransoletki, prawda? Powiedziała oglądając srebrną zawieszkę w kształcie smoka.-Wielkie dzięki.
-Nie ma sprawy.
-Powinieneś im powiedzieć.-Hagrid uśmiechnął się szeroko i postawił przed Mallory i Ginny dwie filiżanki wielkości wiader.
-No dobrze więc zacznę od tego, że...-Nie dokończył, bo znowu ktoś zapukał.
-No proszę, wszystkim się wzięło na odwiedziny!-Powiedział podchodząc do drzwi Hagrid.
-Właź chłopie!-Do środka wszedł nie kto inny, a Ron we własnej osobie.
-Ron? Powiedzieli jednocześnie Charlie i Ginny, a Ron uśmiechnął się do nich.
-Przyszedłem odwiedzić Hagrida i szczerze też się was tu nie spodziewałem.
-Ale co ty...
-Jestem po pracy.
-I pozwolili ci się tu deportować?-Zapytała Ginny.
-Ja tu pracuję. Jestem tutaj na służbie ponoć profesor McGonagall rozmawiała z Kingsley'em o zapewnieniu ochrony w Hogwarcie. No i tak wyszło, że w najbliższym czasie tutaj będę.-Uśmiechnął się do Ginny.
-To fajnie.
-A ty Charlie jak tutaj trafiłeś? Zapytał Ron.
-Och, no widzisz chciałem po prostu pogadać z Hagridem. Poza tym mama teraz potrzebuje pomocy.
-Coś się stało?-Zapytali przerażeni Ron i Ginny.
-Och, nieee, wręcz przeciwnie. Mama chce założyć swoją kawiarnię na Pokątnej myślałem, że wiecie, ale coś mi się wydaje, że zepsułem niespodziankę.
-Mama otwiera sklep na Pokątnej?! Powiedział podekscytowany Ron.
-To super.-Dodała Ginny.
-No i trochę jej pomagam tam urządzić, bo Hagrid wiedział wcześniej no i mi się wygadał.
-Cholibka ja to nigdy nie umiałem trzymać dzioba na kłódkę. Powiedział i zaśmiał się tak, że stół przy którym siedzieli aż się zatrząsł.
-Poza tym chciałem przede wszystkim przedyskutować z Hagridem pewną sprawę tym razem dotyczącą mojego życia. Może pamiętacie smoka Hagrida Norberta?-Ginny, Ron oraz Mallory skinęli głowami.-No i później okazało się, że Norbert to tak naprawdę dziewczyna.-Ponownie przytaknęli.-Więc Norberta ma teraz trzy małe smoczki. Na te słowa Hagrid uśmiechnął się jakby ze wzruszeniem a Ron podniósł brwi.-Warto także dodać, że zerwałem z Roxi, bo jednak mimo wspólnej pasji nie łączyło nas nic więcej i pozostaliśmy przyjaciółmi. No i od tego czasu kiedy zerwaliśmy z Roxi poczułem się jakiś samotny w pustym domu, a małe smoczki poszukują domu...-Przerwał Charlie jakby miał się do czegoś przyznać. Hagrid uśmiechnął się do niego zachęcająco a Ron wybałuszył oczy i wyglądał jakby trafiło go zaklęcie drętwoty, a dziewczyny wciąż siedziały w milczeniu z takim samym wyrazem twarzy trudnym do odczytania.-...Już wcześniej się nad tym zastanawiałem, żeby przygarnąć jakiegoś, ale teraz myślę, że los chce, żebym tak zrobił, bo widzicie profesor McGonagall zgodziła się tylko na dwa smoki a ten trzeci bez jakiegoś stałego pana mógłby być smutny tak oddzielony od rodzeństwa bez kogoś kto poświęciłby mu więcej uwagi. Rona wyraźnie przerażało i dziwiło to jak mówi o uczuciach smoków.
-Przecież one są niebezpieczne!-Zaprotestował natychmiast Ron.-Mama już wie?
-Nie, jeszcze jej nie powiedziałem ale zrobię to w swoim czasie.
-Lepiej jej o tym nie mów, bo jeszcze dostanie zawału! Pewnie dlatego tak jej pomagasz z urządzaniem tej kawiarni, co? Chcesz załagodzić sytuacje!-Zauważył chytrze Ron.
-A nie zwęgli ci mieszkania?-Zapytała Ginny.
-Nie, jeśli przygarniasz smoka z hodowli to są specjalnie do tego przygotowane. W bezbolesny dla nich sposób pozbawiamy ich mocy ziania ogniem.
-A do jakich one mogą dorastać rozmiarów?-Zapytała tym razem Mallory wyraźnie zaciekawiona tym tematem.
-Ten gatunek akurat nie przekracza wysokości 150 i długości 180 centymetrów licząc z ogonem.
-I ty chcesz trzymać takie bydle w domu!-Powiedział Ron zanim zdążył ugryźć się w język.
-Jeśli są dobrze wychowywane to są przyjazne i bardzo wiern.  e swojemu właścicielowi poza tym można je nauczyć kilku sztuczek, a Charlie zna się na tym wszystkim doskonale!-Powiedział Hagrid.
-To chyba fajne mieć takiego smoka na własność...-Odezwała się Mallory.
-Też tak myślę.-Rzekł Charlie.
-A ja nie! Ty możesz tego potem strasznie żałować i co wtedy zrobisz z takim potworem!?
-Ron dlaczego tak myślisz? Nawet nigdy nie hodowałeś smoka! Nie wiesz jakie to są wspaniałe stworzenia! Wszystko zależy od tego jak do tego podchodzisz, bo jeśli nazwiesz kogoś potworem to chyba jasne, że cię nie polubi!-Wykrzyczał Charlie, bo Ron najwyraźniej uraził tym stwierdzeniem jego poglądy na temat tych stworzeń.
-Właściwie ja tam się nie znam na smokach i takich tam ale może rzeczywiście to zależy od podejścia...
-No nie ty też jesteś po jego stronie Ginny!
-Nie jestem po żadnej stronie Ron! Raczej nie przepadam za magicznymi zwierzętami ale na przykład Hardodziob okazał się w porządku.
-Może i tak, ale mimo wszystko trzymanie w domu takich zwierząt...-Powiedział już spokojniejszym tonem Ron-A w ogóle czym one się żywią?
-Larwy, ryby, różne mięso, niektóre owoce, jajka...
-Dobra, dobra nie musisz dalej wymieniać.-Przerwał Ron. A zresztą...jak chcesz to przygarnij sobie smoka jestem ciekawy jak to będzie u ciebie wyglądać...-Powiedział Ron ale Charlie zignorował tą uwagę.
-No a co się stało na Nokturnie ponoć był jakiś wypadek ja i Hermiona umierałyśmy ze strachu, a nie napisaliście żadnej informacji co się tam stało...
-Ginny, przecież gdyby coś poważnego się nam stało to dałbym znać! A na Nokturnie były po prostu zamieszki dwóch grup ze względu na odmienne poglądy no ale Harry zaplanował świetnie cały plan działania i tylko Paul ma rozcięcie na łydce no ale tak to już bywa jak się jest aurorem...
-Cieszę się, że jesteś cały Ron.-Powiedziała Ginny.
-No widzisz mnie to nic nie trafi...-Zaśmiał się.
-Cholibka, żeby zdać akademię aurorów w dwa miesiące to serio sukces!
-Wiesz co Hagrid ja już pójdę.-Pożegnał się Charlie.
-No to do zobaczenia już się nie mogę doczekać jak przywieziesz tu te dwa smoczki.
-Hagrid no ale gdzie ty chcesz je trzymać...no nie wiem na przykład w zimę?
-Rozbuduję se chatę no i będzie miejsce.-Powiedział z uśmiechem. Albo potem będę kombinował.
-Dzięki za wszystko Hagrid ja chyba też już pójdę. Ale zanim wyszedł Hagrid jeszcze na chwilę go zatrzymał.
-Zaczekaj Ron tak przy okazji to jest Mallory.
-Jestem Ron.
-Miło mi...ale właściwie to znam cię z opowieści.
-Serio jestem taki sławny, że nawet w Hogwarcie o mnie gadają?-Zaśmiał się Ron.-No to cześć.-Pomachał i wyszedł.
-A co tam u ciebie Mallory?-Zapytał Hagrid
-W porządku.
-A Rachel?
-Och, to chyba jasne, że wkurza mnie jak mało kto, ale ignoruję ją.
-Taa...jej zachowanie jest paskudne...-Przyznał.
-Ale kto to właściwie ta Rachel?
-Opowiem ci po drodze. To daj znać jak będziesz już miał te smoki dobrze?
-Jasne, ty byś nie przegapiła takiej okazji, co?-Zaśmiał się Hagrid.
-No pewnie, że nie! To cześć.-Hagrid pomachał im swoją olbrzmią dłonią i po chwili wyszły.
-Właściwie może powiesz coś więcej o sobie, bo wciąż słabo sie znamy?-Zagadnęła Ginny.
-No więc tak...jestem osobą ambitną, wesołą i bardzo upartą. Ludzie albo mnie bardzo lubią albo nienawidzą. Czasami mam szalone pomysły i dlatego niektórzy nie potrafią mi zaufać.Moją najlepszą przyjaciółką jest Jackie, nie wiem czy jest ktoś kto zrozumiałby mnie tak jak ona. Narazie się uczę a w przyszłości chcę zostać aurorem.-Zakończyła.
-O, masz ambitne plany.
-Twój brat przeszedł tą szkołę w dwa mieisące, naprawdę go za to podziwiam, bo ponoć nie jest to łatwa szkoła.
-No wiesz mój brat nigdy nie miał jakiś doskonałych ocen, w Hogwarcie był raczej przeciętny, choć wiem, że jest bardzo zdolnym czarodziejem. W końcu wytyczył sobie cel i to niełatwy. Zmobilizował się i zaczął pracować nad sobą. Teraz cała nasza rodzina jest z niego dumna i chyba przejdzie do historii, bo miał same powyżej oczekiwań i to w dwa miesiące! Dasz radę Mallory. Poza tym wiem, że wciąż poszukują nowych aurorów.
-Wszyscy mi to powtarzają. Ale tak naprawdę boję się, bo bardzo mi na tym zależy. Kilka osób twierdzi, że kobiety rzadko zostają aurorami, bo są po prostu za słabe!
-To bzdura! Wiem dobrze, że wśród aurorów nie ma samych mężczyzn.
-No tak może...-Powiedziała niepewnym tonem.
-Nie może, tylko na pewno! Uwierz w siebie, bo to jest najważniejsze!
-Słuchałyśmy z dziewczynami twojej audycji w radiu. Ty nie jesteś taka jak te inne sławne osoby. Widać, że zależy ci na twoich fanach i że naprawdę chcesz dobrze.
-Bo tak jest, chcę pomóc wszystkim takim jak ja!
-Pamiętam co mówiłaś. ,,Nie bójcie się spróbować! ,,Uwierzcie w siebie i nie zwracajcie uwagi na słowa ludzi którzy zwyczajnie chcieliby być na waszym miejscu! I najważniejsze, nie przejmujcie się jeśli coś wam nie wyjdzie zawsze można jeszcze spróbować, poprawić swój błąd. To od was zależy kim jesteście i kim będziecie."-Zacytowała, a dla Ginny to było może nawet wzruszające, że ktoś zapamiętał słowo w słowo jej wypowiedź.
-Ja nie wiedziałam, że ktoś w ogóle mnie wysłucha a tym bardziej zapamięta...
-No co ty! Wiesz jak się ucieszyli z tej audycji!
-Naprawdę nie wiesz ile to dla mnie znaczy...-Po chwili tą wymianę zdań przerwała grupa ślizgonów z brunetką na czele.
-Ej ty, dokąd tak pędzisz!?-Zachichotała ślizgonka i cała otaczająca ją grupa parsknęła śmiechem dopóki nie uciszyła ich gestem. Czym się zajmują twoi kochani mugole!? O, widzę, że zaprzyjaźniłaś się z jedną ze sławniejszych graczy w quidditcha chciałabyś być taka jak ona. Myślisz, że mając sławną przyjaciółkę się wybijesz, tak? Więc chyba jednak nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz. Ponownie się zaśmiali. Ginny chciała coś zrobić może niekoniecznie załatwić to zaklęciami, ale chociaż zaprzeczyć temu wszystkiemu i skarcić ich za te słowa i zaczepki.
-Nie, Ginny daj spokój, to tylko ślizgoni...
-Oni tak zawsze?
-Już dawno się mnie uczepili, bo widzisz Rachel uważa mnie za lubianą i popularną w Hogwarcie, a ona zawsze szuka sobie takiej osoby, żeby rywalizować z nią pod każdym względem. Jestem dla niej jakby przeszkodą, żeby stała się najbardziej lubiana w Hogwarcie...
-To jest chore.
-Też tak myślę. Poza tym w wakacje wygrała ponoć jakiś konkurs piękności czy coś...
-Nie boisz się, że ona...
-Coś mi zrobi? Nie dla mnie jest raczej niegroźna, bo boi się mnie po takim jednym ostatnim pojedynku to było z nią naprawdę nieciekawie...-Powiedziała i po chwili się zaśmiała.-Dlatego niektórzy twierdzą, że jestem groźna i kilku trzyma się ode mnie z daleka, ale mi to jak najbardziej odpowiada.
-Serio pojedynkowałaś się z tą...
-Rachel. Tak właściwie na swojej liście mam sporo takich potyczek ze ślizgonami dzięki temu niektórzy już się nauczyli, że niewarto ze mną zaczynać. Kiedy Ginny wcześniej słyszała plotki o Mallory, że jest groźna, potrafi nieźle dogryźć, a na swoim koncie ma mnóstwo walk to inaczej ją sobie wyobrażała, a tymczasem wszystko wyglądało trochę inaczej. Jeśli oni zawsze ją tak zaczepiają to nie jest to wcale zadziwiające.
-Nie boisz się walczyć ze ślizgonami.-Stwierdziła Ginny.
-No co ty! To idioci! Potrafią tylko rzucać obelgami, ale jak przyjdzie co do czego to są naprawdę słabi i beznadziejni. Właściwie nie dziwi mnie to trzykrotne przypudrowanie noska Rachel musi trochę zajmować i dlatego pewnie nie ma biedna czasu na ćwiczenie zaklęć. Powiedziala i obie parsknęły śmiechem.-Może jest ładna, ale do najinteligentniejszych nie należy, a gdyby nie miała bogatych rodziców to nawet ślizgoni przestaliby ją lubić.
-Więc dlatego tak jej służą.
-Dokładnie. Ja to chyba nigdy nie zrozumiem takich ludzi.
-A co jej właściwie chodziło jak powiedziała ,,chciałabyś być taka jak ona" chodziło o mnie?
-Tak, bo widzisz w zeszłym roku udało mi się powtórzyć twój ,,zwrot przeplatany" i wszyscy mnie za to podziwiali nawet niektórzy ślizgoni, inni też próbowali ale im nie wychodziło no i od tamtego czasu stałam się jeszcze bardziej popularna no i od tego pojedynku z Rachel. W ten sposób dostałam się też do drużyny jako ścigająca.
-Super! Mogłaś do mnie napisać, że ci się udało!-Widząc jej zdziwioną minę domyśliła się dlaczego nie napisała.- Nie wiedziałaś?Mam swoją skrytkę pocztową na Pokątnej i kiedy mam czas to odpisuję na listy fanów.
-Serio? Jakoś nigdy o tym nigdzie nie słyszałam no i...nie obrazisz się, że udało mi się go powtórzyć a potem jeszcze trochę go przekształciłam...
-Nie! To świetnie, że ci się udało i dobrze, że przekształciłaś! Może na podstawie mojego zwrotu stworzysz coś innego bardzo przydatnego. Cieszę się, jeśli ludzie próbują na tym to wszytko polega i każdy tak zaczynał.
-Dzięki, choć szczerze mówiąc raczej nie będę się tym zajmować w przyszłości, myślę, że aurorstwo to moje przeznaczenie, chociaż...Jackie stwierdziła, że powinnam prowadzić kabaret.-Zaśmiała się.
W czasie kolacji Mallory nagle gdzieś zniknęła i wszyscy zastanawiali się gdzie się podziała, ale jeszcze bardziej zdziwieni byli widząc na błoniach Mallory i Rachel z wyciągniętymi różdżkami otoczone przez sporą grupę uczniów z różnych domów.
-No i nie idź tu za Mallory jak ci powie ,,Mam coś do załatwienia".-Westchnęła Jackie.
-Mówiła, że ich ignoruje.-Wtrąciła Hermiona.
-No tak jeśli obrażają ją, ale jeśli ktoś obraża jej bliskich to już mu można powiedzieć, żeby pisał testament i życzyć w miarę  lekkiej śmierci.-Powiedziała Jackie szeptem. Ona ma wielki honor i nie pozwala, żeby ktoś obrażał jej przyjaciół albo rodzinę. Pewnie Rachel posunęła się za daleko.
-Trzeba coś z tym zrobić! Powiedziała Hermiona i zaczęła przeciskać się przez tłum ale Jackie ją powstrzymała.
-Zwariowałaś!-Hermiona zrobiła oburzoną minę.-Przepraszam, ale to sprawa między nimi i nie wiesz czym mogłoby grozić gdybyś się teraz w to wtrąciła.
-One się tam pozabijają!-Powiedziała przerażona Martha.
Obydwie krążyły z wyciągniętymi przed siebie różdżkami zataczając wielkie koło, ale odległość między nimi wciąż pozostawała taka sama.
-Odszczekaj to!-Przerwała w końcu tą ciszę Mallory
-Czyli masz na myśli to, że tylko skonfundowani lub ślepi się z tobą przyjaźnią? Nigdy. Musisz wbić sobie to w końcu do głowy Catchet, że lepiej ze mną nie zaczynać.
-Nie boję się ciebie!-Syknęła.
-O, widzisz te pokraki, które nazywasz ,,przyjaciółkami" jakoś nie są teraz skore do pomocy. Powiedziała Rachel i na moment przestała patrzeć na Mallory tylko spojrzała na ich piątkę. Ginny miała wielką ochotę cisnąć w nią jakimś zaklęciem, ale wiedziała, że nie powinna.
-Nie przejmuj się tym co mówi!-Krzyknęła Nickole.-Nie daj się sprowokować!
-Nie Nicki, ona już dawno musi zrozumieć jak kończą tacy jak ona.
-W takim razie dawaj bohaterko!-Powiedziała Rachel po czym obie stanęły w miejscu.
-Nie chcę na to patrzeć.-Powiedziała Martha i zakryła oczy dłońmi.
Po chwili stało się coś czego chyba nikt się nie spodziewał. Nagle na miejscu wysokiej blondynki pojawiła się lwica. Niektórzy zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu dziewczyny inny zaczęli szeptać, a jeszcze inny cofnęli się ze strachu.
-To ona jest animagiem? Rzuciła pytanie Hermiona i trudno było stwierdzić do kogo właściwie było skierowane.
Lwica zaryczała gniewnie, a Rachel krzyknęła:
-Conjunctivitis!-Ale w tej samej chwili ktoś wybiegł z tłumu rzucając zaklęcie tarczy dzięki czemu Rachel trafiło jej własne zaklęcie odwróciła wzrok, zachwiała się i upadła.
-Niegrzeczna kicia.-Zwrócił się do Mallory wysoki, szczupły, przystojny brunet, a ona zaryczała co wyglądało jakby mówiła ,,Co ty robisz, nie potrzebuję twojej pomocy!"co chyba właśnie tak odebrał ten chłopak.
-No dobra, dobra.
-Mamy...kolejnego...bohatera.-Wydyszała Rachel wciąż siedząc potparta na ziemi ale z wyciągniętą przed siebie różdżką. To zaklęcie musiało nie tylko ją oślepić, ale i osłabić.
Mallory naprężyła się już do skoku na Rachel a ona zaczęła się cofać, ale zanim zdążyła wyskoczyć powstrzymała ją jej najlepsza przyjaciółka.
-Mallory nie rób tego! Masz natychmiast przestać!-Krzyknęła a wszyscy (no może oprócz Nickole) zwrócili swój wzrok w jej stronę. Lwica wydała z siebie coś jakby skowyt, a po chwili wyglądała jakby za chwilę miała ją zaatakować więc tłum w tym miejscu rozstąpił się, a po chwili Mallory skoczyła w jej stronę rozwierając paszczę. Hermiona aż otworzyła usta i przygotowała różdżkę, a Jackie wciąż pewnie stała zachowując zimną krew i jakby nic nie miało się jej stać i właściwie tak było, bo w połowie skoku Mallory z powrotem miała dwie ręce i dwie nogi zamiast czterech wielkich łap i złote włosy zamiast sierści.
Rachel korzystając z tego, że Mallory stała teraz tyłem do niej rzuciła jakieś zaklęcie, ale brunet natychmiast je zablokował.
-Tylko spróbuj jeszcze raz rzucać w jej stronę jakieś zaklęcia!-Powiedział gniewnie, a Rachel już nic nie powiedziała tylko przywołała do siebie jakichś dwóch ślizgonów którzy pomogli jej wstać.
-Co to za zbiegowisko! Przedarła się przez tłum profesor Sener. CO WY ZNOWU ZROBILIŚCIE!-Powiedziała niskim przerażającym głosem.
-Pani profesor ona jest jakaś nienormalna!-Krzyknęła Rachel wskazując na Mallory.
-Nie udawaj niewiniątka!-Powiedziała oburzona Jackie.
-On też rzucał we mnie zaklęciami! Powiedziała o brunecie.
-Panno Catchet natychmiast ze mną! Ty też panie Thomson.
-To ja odprowadzę Nickole do dormitorium.
-Nie ma takiej potrzeby Jaqueline, ponieważ panna Nickole daje sobie świetnie radę a nie myśl sobie, że kara cię ominie. Ucięła nauczycielka.-A ty Rachel idź do skrzydła szpitalnego. Na te słowa Mallory i Jaqueline parsknęły śmiechem wyrażając swój sceptycyzm.
-Za wesoło wam? Powiedziała surowym tonem.
-Przepraszamy.-Odchrząknęła Mallory.
-A wy wszyscy rozejść się!
-Pani profesor.-Podbiegła do niej Hermiona.
-Ja i Ginny widziałyśmy wszystko i wiemy o co chodzi możemy też iść.
-Jeszcze nikt tak bardzo nie chciał ze mną iść, ale skoro macie coś do powiedzenia to serdecznie zapraszam.
Po bardzo szczegółowej analizie tej całej historii przez opiekunkę Gryffindoru w końcu wyszli z jej gabinetu. Mallory i Duke (okazało się, że tak właśnie ma na imię ten chłopak) dostali szlaban w najbliższą sobotę, ale jak się potem okazało wina nie została rozstrzygnięte tylko po jednej stronie, ale profesor Sener musiała rozmawiać o całej sytuacji ze Slughornem, który potem jak się okazało (dosyć niechętnie) odebrał Slytherinowi 50 punktów za obrażanie, wszczynanie awantur i w końcu uczestnictwo w pojedynku.
-A tam i tak myślałam, że będzie gorzej. Jak na zmienienie się w lwicę i chęć rozszarpania Rachel to serio szlaban jest chyba niczym.
-To było strasznie głupie Mallory gdyby Jackie cię wtedy nie powstrzymała to...-Zaczęła Hermiona.
-To przynajmniej byłoby jednego okropnego ślizgona mniej.-Powiedziała Ginny.
-No nie ty tak serio Ginny?-Powiedziała z niadowierzaniem Hermiona.
-Nie słyszałaś jak ona o niej mówiła.
-Właściwie miałam na myśli to, że obrażała Nickole i was no i...-W tej samej chwili do pokoju wspólnego wszedł Duke.
-Cześć co tu taki tłum opowiadacie historię życia? Powiedział i usiadł obok Mallory.
-No tak. Powiedziała Jackie.-Chociaż sporo tych historii życia.
A jak się czujesz?-Zapytał Duke.
-W porządku.-Powiedziała Mallory.-Jak zamieniam się w lwicę to jestem szybsza i silniejsza, ale potem kiedy z powrotem staję się człowiekiem to jestem zmęczona, bo normalnie w swojej skórze nie zrobiłabym tego co potrafię zrobić jako lwica.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś animagiem?-Zapytała Ginny.
-No nie wiem tak jakoś mi umknęło.
-Nie kobieta zamienia się w lwa, ale jej to ,,umknęło".-Zaśmiała się Jackie.
-Dzięki Duke.-Powiedziała Mallory i uśmiechnęła się do niego po czym Jackie odchrząknęła.-No co ty kochana tobie to ja za wszystko dziękuję! Następnie przez cały czas Mallory była w Hogwarcie tematem numer jeden (no może oprócz Ginny której obecnością wciąż byli zafascynowani i podekscytowani) i nawet nosili plakietki z napisami ,,lwica numer jeden", ,,lwia armia" co jeszcze bardziej doprowadzało Rachel do szału, ale mimo wszystko bała się Mallory i przestała już z niej szydzić.
-Ginny ty teraz jesteś najpopularniejszą osobą w Hogwarcie i myślę, że poznałaś już dość Rachel, żeby wiedzieć, że powinnaś być teraz ostrożna jestem pewna, że ode mnie się już odczepi.
-Jasne dzięki Mallory, ale nie przejmuję się tym, nie chcę rywalizacji z Rachel, wcale mi na tym nie zależy, żeby być popularniejszą od niej.
-Wiem, ale Rachel tego nie wie i nawet jeśli nie chcesz rywalizacji ona może to sobie ubzdurać-tak samo było ze mną.
-No dobrze będę na nią uważać...


              Jeśli dotrwaliście do końca to dzięki za przeczytanie. Wiem, że dzisiaj trochę nie o Hinny, a bardziej o tym co w Hogwarcie no i że dzisiaj rozpisałam się bardziej niż zwykle. A z takich informacji to teraz postaram się, żeby posty były raz w tygodniu w soboty lub w niedziele,  ale zaczęła się szkoła i nie zawsze będzie mi się to udawać. Mam nadzieję, że post się podobał.



















niedziela, 4 września 2016

51.Witamy z powrotem w Hogwarcie!

Ginny i Hermiona w końcu znalazły sobie wolny przedział, w którym usiadły.
-Hermiona a właściwie ty zawieszasz pracę?
-Och nie, widzisz moja praca zwykle skupia się na papierkowej robocie a takową będą mi przysyłać, więc nie będę się nudzić.
-Myślisz, że sobie tam bez nas poradzą?-Zaśmiała się.
-Jasne. Zobaczysz będą na powyżej oczekiwań...mam nadzieję...-Uśmiechnęła się.-Ale widziałaś jak wszyscy się na ciebie gapili jak szukałyśmy przedziału, musisz mieć w Hogwarcie naprawdę wielu fanów.
-No nie wiem, niektórzy mnie lubią, niektórzy nie...
-Taka sława też musi być męcząca, co? Ale zawsze wiesz, że jest mnóstwo ludzi którzy trzymają za ciebie kciuki i to jest chyba najlepsze, że jest całkiem spora grupa osób dla których jesteś autorytetem.
-Och, Hermiona nie udawaj, że ty to taka cicha myszka. Jesteś twórcą eliksiru energii! To musi być świetne uczucie widzieć wymyślony przez siebie skład w podręczniku...
-Może masz rację...Ale właściwie on nie jest WYMYŚLONY przeze mnie raczej powiedziałabym odkryty. Wystarczy poszukać odpowiednich właściwości....
-Ale jednak nikt przed tobą na to nie wpadł.
-No może...Wiesz jeszcze parę lat temu nie myślałam, że zajdziemy tak daleko, że odnajdziemy te horkruksy i że nasza czwórka będzie rodziną...
-No tak właściwie kto by się tego spodziewał...Ale jaką śmieszną rodziną jesteśmy.-Uśmiechnęła się.
-No...i kochającą...Będzie mi ich brakować Rona, Harry'ego, Teda i mamy.
-Szkoda, że lato się już kończy. W tym roku było tak pięknie...
-Ja tam się strasznie cieszę, że mogę wrócić do szkoły.
-Ja też i w dodatku teraz będziemy na jednym roku.
-Czyli...już nie kończysz szóstej klasy?
-Nie, ja i profesor McGonagall stwierdziłyśmy, że i tak to nie miałoby sensu, bo widzisz my już dużo potrafimy chodzi tu tylko o papierek ukończenia tej klasy, bo bez tego nigdzie by nam nie uwierzyli a ja nie mam zamiaru żyć na czyjejś łasce. Co cię tak śmieszy? Zapytała po chwili kiedy Hermiona wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.
-Ta sama Ginny jak dawniej...,,nie mam zamiaru żyć na czyjejś łasce".-Zakończyła Hermiona z pobłażliwym uśmiechem.
-Ta sama Hermiona co kiedyś pamięta każdą formułkę i każde wypowiedziane słowo.-Powiedziała ze śmiechem Ginny.
-Nie sądzę, żebyś kiedykolwiek mogła żyć na twojej łasce skoro opływasz w galeony i jesteś teraz mega sławna...
-Nie to mam na myśli, bo widzisz sława w końcu przeminie, pieniądze można wydać, a mi chodzi o to, że nie chciałabym się w przyszłości nudzić w domu. Faktycznie lubię dbać o nasz dom ale...nie potrafiłabym tam siedzieć do końca życia.
-No tak za dobrze cię znam, żeby tego nie wiedzieć. Mam wielkie szczęście, że mogłam cię poznać Ginny, bo szczerze mówiąc nigdy kogoś takiego nie widziałam.
Ginny uśmiechnęła się do Hermiony i spojrzała przez okno pociągu.
-Zobacz już się zbliżamy!
-Czas znowu założyć szaty szkolne.-Wstała i sięgnęła po kufry.-Trzymaj.-Podała Ginny kufer.
Po chwili założyły swoje szaty, zabrały kufry i wyszły z pociągu. Do Ginny pchało się mnóstwo ludzi proszących o autograf, ale dyrektorka skutecznie wszystkich odgoniła.
-Mówiłam...-Powiedziała półgębkiem Hermiona, gdy siedziały w powozie.
-Ty też je widzisz Hermiona? Testrale.
-Tak, byłam przy śmierci waszego ojca.
-Nigdy wcześniej ich nie widziałam. Nie myślałam, że tak wyglądają, no wiesz są dosyć...
-Brzydkie.-Wpadła jej w słowo Hermiona.
-Raczej straszne.
Gdy byli już na miejscu jak zwykle rozpoczęła się ceremonia przydziału i wielka uczta po której profesor McGonagall wstała i rozpoczęła swoją przemowę:
-Witam w Hogwarcie! A dla tych, którzy nie są tutaj pierwszy raz witam ponownie na kolejnym roku podczas którego wzbogacicie swoją wiedzę! Już teraz przedstawię nowych nauczycieli. Profesor Salvia Sener!-Wstała czarnowłosa, wysoka, szczupła czarownica w ciemnofioletowej szacie z jednym okiem przysłoniętym czarną przepaską. Uśmiechnęła się promiennie i po chwili znowu usiadła na swoim miejscu.-Profesor Sener będzie nauczać obrony przed czarną magią-ciągnęła McGonagall-i jak już się pewnie domyśliliście będzie opiekunką gryffindoru! Po tych słowach po sali przetoczyły się szepty, ochy i achy. Mam nadzieję, że będzie dla was dobrym opiekunem i że przyjmiecie ją z należytym szacunkiem.
Zaś transmutacji w tym roku będzie was uczył profesor Spencer Loverving, który objął również funkcję wicedyrektora! Tym razem z drugiej strony wstał niski, pulchny, prawie łysy czarodziej w przydługiej szacie i obnażył swoje królicze zęby w uśmiechu.
-Jednak gdybyście mieli jakieś problemy zgłaszajcie się do mnie, ponieważ nie będę już uczyć zwykle możecie mnie znaleźć w gabinecie dyrektora. Swoje rozkłady zajęć znajdziecie na szafkach nocnych w dormitoriach. A teraz życzę miłej nocy!
Po tych słowach ruszyli do wyjścia za opiekunami i prefektami domów, jednak znalazła się grupa, która od razu po zakończeniu przemowy popędziła w stronę Ginny prosząc ją o autografy i chcąc omówić z nią najbliższy mecz lub powtarzających tylko: ,,Nie wierzę, że to naprawdę ty!", ,,To wielki zaszczyt, że mogę chodzić z tobą do szkoły", ,,Zaraz zemdleję! To naprawdę Ginevra Potter!". Aż w końcu przez ten tłum przedarła się jakaś dziewczyna.
-Rozejść się! Powiedziała wielokrotnie nagłośnionym głosem.-Czy nie wpadliście na to, że pani Potter jest zmęczona podróżą i ma ochotę odpocząć! Po tym jak to powiedziała kilka osób odeszło zawiedzionych.-Zresztą wy też chyba powinniście odpocząć, a potem będzie czas na autografy! NAPRAWDĘ NIE MA SENSU JUŻ DŁUŻEJ TU STAĆ! Przegoniła pozostałych.
-Dzięki.-Powiedziała Ginny.
-Nie ma za co, niektórzy już trochę przesadzają, ale nie przejmuj się, przejdzie im. A tak poza tym jestem Jackie.-Przedstawiła się niska, szczupła szatynka o brązowych oczach.
-Jesteś z gryffindoru.-Stwierdziła, spoglądając na jej szatę.
-Och, tak. Już panią oprowadzam.
-Nie.Zaprotestowała a Jackie z zaskoczeniem odwróciła się w jej stronę.-Mów do mnie Ginny moje pełne imię brzmi jakoś zbyt poważnie, poza tym, jest dosyć długie.
-W takim razie dobrze Ginny. Właściwie...przyznaję moje pełne imię to Jaqueline, ale Jackie jest znacznie prościej i przyjemniej.
-Widzę, że się zrozumiałyśmy.-Powiedziała z uśmiechem Ginny.-W takim razie chodźmy.
-Tak wiem, że już kiedyś byłaś w Hogwarcie i właściwie nie muszę cię oprowadzać, bo doskonale znasz te mury, ale rozmawiałam z profesor McGonagall i zgodziła się ze mną, że jest kilka rzeczy wartych pokazania.-Tutaj.-Stanęły przy gablocie gdzie były stare zdjęcia, wyróżnienia i nagrody za zasługi dla szkoły. Teraz był tam również miecz Godryka Gryffindora.
-To jest oryginalny miecz. Właśnie TEN. Miecz założyciela naszego domu. I przeczytaj jego opis.-Dodała po chwili.
Miecz Godryka Gryffindora-Wyjątkowo piękny i cenny. Wielokrotnie wzbogacał naszą historię, przyczyniał się do sukcesów w świecie czarodziejów. Jednakże ,,Miecz jest niczym w porównaniu do tego, który go dzierży".
-A to już szczególnie cię zaciekawi. Wskazała na jakąś listę zapisaną dziwnym atramentem jakby srebrnym niezwykle ładnym.
Harry Potter-Przeszedł przez wielki ból związany z utratą bliskich, był gotowy umrzeć by komuś innemu dać życie, bronił ludzi których kochał a miłość to najpotężniejsza magia. Dzięki temu niezwykłemu chłopcu 
Ronald Weasley-Mimo przeciwności wykazał się wielką odwagą i męstwem godnym samego Godryka Gryffindora, nieważne jest to ile razy rezygnował i odchodził, lecz ważne ile razy powrócił.
-Hermiona Granger/Weasley-Nie bała się zaryzykować i świetnie wykorzystała swoją mądrość i bystrość, aby przyczynić się do klęski Voldemorta.
Ginny przez chwilę zastanawiała się gdzie w ogóle podziała się Hermiona i czy już to widziała po czym wróciła do przeglądania listy.
Ginevra Weasley/Potter-Nie bała się kochać i ryzykować życia by być kochaną. Nigdy nie przestała wierzyć, w Hogwarcie prowadziła grupę buntu i dawała innym nadzieję. Doznała ogromnego bólu przez swoje uczucia do osób, którym groziło wówczas śmiertelne niebezpieczeństwo i strach o najbliższych.
Zamarła. Nigdy nie myślała o takim wyróżnieniu. A słowa, które przeczytała tłukły jej się po głowie. ,,Nie bała się kochać by być kochaną", ,,Nigdy nie przestała wierzyć...", ,,dawała innym nadzieję..." kto mógł tak pięknie o niej napisać może był to sam minister albo profesor McGonagall? Ginny już wiedziała o czym napisze listy do Rona i Harry'ego i o czym opowie Hermionie jak ją znajdzie.
-Piękne słowa, co nie?-Wyraziła swój zachwyt Jackie.
-O tak, ale kto właściwie...
-Minister Shacklebolt, profesor McGonagall no i przede wszystkim ludzie z twojego otoczenia. W skrócie każdy dodał coś od siebie.
Ginny jeszcze raz przeczytała wielki cytat u góry tego pergaminu-,,Tak młodzi i tak nieustraszeni"
-Naprawdę ludzie tak o nas myślą?
-Naprawdę. Już wiesz czemu w Hogwarcie ty i Hermiona Weasley robicie taką sensację...
-A właśnie gdzie jest Hermiona?-Zapytała w końcu.
-Och, nie przejmuj się, ją oprowadzi moja przyjaciółka Mallory. To właśnie z nią będziesz mieszkać w dormitorium. Jest jeszcze Nicki ona jest niewidoma i ma dosyć ciężkie życie, ale my jej pomagamy a w szczególności Martha. Zresztą zdążysz je wszystkie jeszcze poznać. A w szczególności musisz poznać Mallory, z nią to dopiero jest wesoło profesor Flitwick raz o mało nie dostał zawału. Absolwenci Hogwartu mówią, że jest jak bliźniacy Fred i George.
-Naprawdę? W takim razie muszę ich koniecznie zapoznać.
-Sama się przekonasz często przez nią płaczę ze śmiechu, ale można z nią porozmawiać na poważnie. Przepraszam wiem, że strasznie dużo mówię więc może wreszcie ty coś powiesz, bo ja jak na razie nie dopuściłam cię do głosu.-Powiedziała ze śmiechem, gdy doszły do portretu grubej damy.
-Hasło?
-Gwiazdki! Akurat mamy taką jedną gwiazdkę!
-A niech mnie to Ginevra Potter! Uśmiechnęła się i odsunęła.
-Na razie damo!
-Cześć Jackie!
-Mówi do ciebie po imieniu?-Zapytała Ginny.
-No...polubiła mnie.
Po tym jak już wspięły się po schodach zapukały i po chwili, gdy usłyszały okrzyk-,,Witam naszych!"Jackie otworzyła drzwi i wpuściła Ginny do środka.-Witamy w naszych skromnych progach! Jedna z dziewczyn czytała książkę, a trzy pozostałe (w tym również Hermiona) siedziały wokół łóżka blondynki i głośno się śmiały najwidoczniej z jakichś jej żartów.
-A więc to prawda! Mallory Catchet!-Przedstawiła się wysoka, szczupła blondynka z uśmiechem.
-Ty jesteś najlepsza w quidditchu na świecie za to Mal jest najlepsza w quidditchu w Hogwarcie. Na dodatek jest bardzo zdolna i wie jak to wykorzystać! No i jest ambitna i inteligenta!
-Och, daj już spokój Jackie mówisz tak, bo jesteś moją najlepszą przyjaciółką!
-Martha Sallinder!-Bardzo mi miło! Powiedziała krótka obcięta, czarnowłosa czarownica odkładając książkę na stolik obok niej.
-Mi również.-Powiedziała z uśmiechem Ginny.
-Kto przyszedł? Zapytała kolejna dziewczyna o brązowych oczach i włosach splecionych w bardzo długi warkocz.
-Och, to Nickole! Powiedziała Martha po czym podeszła do jej łóżka i poprowadziła ją do progu.
-Wiem to dziwne ale pozwolisz? To pomoże mi ciebie lepiej poznać.-Powiedziała Nickole po czym dodała.-Chociaż wygląd i tak nie jest ważny.-Po tych słowach Ginny już ją polubiła i domyśliła się już o co jej chodzi.
-Jasne.-Powiedziała Ginny a Nickole podniosła rękę i dotknęła nią jej twarzy.
-Jesteś bardzo ładna.
-Mimo, że mówi ci to niewidoma to bardzo duży komplement.-Wtrąciła ze śmiechem Mal i reszta dziewcząt też się zaśmiała.
-No niestety mogę sobie ciebie jedynie wyobrazić.-Ginny bardzo chciała zapytać dlaczego jest niewidoma. Czy jest taka już od urodzenia, jeśli nie jak straciła wzrok, ale jakoś nie chciała jej urazić taką lawiną pytań więc nadal milczała. Po chwili znikąd pojawiła się Hermiona.
-Widziałaś te gabloty Ginny?
-Tak, niesamowite, że Hogwart tak nas docenia!
-Też tak myślę.
-A ja nie.-Wtrąciła Jackie.-W pełni na to zasłużyłyście tak samo jak Harry Potter, Ron Weasley, Luna Longbottom i profesor Neville.
-Wciąż prosimy go, żeby znowu opowiadał nam tą historię. Dodała Martha.
-Mam nadzieję, że nie obrazicie się, jeśli powiem, że chciałabym pospać, bo jutro przed lekcjami mam trening.-Powiedziała uprzejmie Ginny.
-Że ja niby obrazić!-Prychnęła Mallory i dziewczyny się zaśmiały.
-To dobranoc!-Powiedziała Nickole.-Jeśli trafię do łóżka.-Zaśmiała się.
-Dobranoc!
-Słodkich snów niech wam się przyśnią ładni chłopcy!-Zażartowała Mallory.-Nox!
-Hej! Ja jestem mężatką! Powiedziała ze śmiechem Hermiona.
-Ja też. Dodała Ginny!
-A ja bym chciała, zazdroszczę!
-Och, Mallory nie wygłupiaj się, że chętnych nie ma, bo zrobimy casting!
-No dobra, dobra tylko bez żadnych takich!-Powiedziała Mal i położyła się do łóżka podczas, gdy Hermiona w świetle swojej różdżki czytała jeszcze jakąś książkę, a Ginny skończyła pisać listy do Harry'ego i Rona w których opowiedziała im wszystko co pokazała jej Jackie i czekała jeszcze na odpowiedź od Rona, bo Ron zawsze szybko odpowiadał na listy aż w końcu jego brązowa sowa wleciała przez okno.

              Widzę, że nieźle sławna jesteś w Hogwarcie. Choć ja wiedziałem, że tak będzie...
Będę musiał koniecznie ostrzec Harry'ego, bo jak się ma taką popularną i utalentowaną czarownicę pod nosem to różnie to bywa...Ale wciąż nie wierzę, że napisali, że jestem godny męstwa i odwagi samego Godryka Gryffindora! Mam nadzieję, że masz w porządku ludzi z dormitorium, bo z opowiadań wnioskuję, że tak. Aha no i zapomniałbym Harry raczej ci dzisiaj nie odpisze, bo akurat ma taki nawał pracy, no wiesz wypadek na Śmiertelnym Nokturnie, te wszystkie papiery i jeszcze raporty. W każdym razie z pewnością mu się nie nudzi więc pewnie odpisze Ci później.
                                                                                                                             Kocham cię Ron!
Mimo tego co Ginny wcześniej powiedziała to poszły spać jedynie na moment, bo potem obudziły ich jakieś hałasy przez które i tak nie mogły spać więc wszystkie zgromadziły się wokół łóżka Mallory i śmiały się do łez-Jackie się nie myliła Mallory była serio jak Fred i George tyle, że w żeńskiej wersji. Nawet Hermiona postanowiła odejść od swojej lektury i papierkowej roboty z ministerstwa, żeby pośmiać się ze swoimi współlokatorkami. I tak do rana ona i Hermiona zdążyły zapoznać się ze swoimi współlokatorkami.
-To takie urocze, że Harry Potter tak cię kocha! Powiedziała Nickole.
-Wiem, nie oddałabym niczego jeśli miałabym zapomnieć o wspólnie spędzonych chwilach...