-Cześć stary co tak śmierdzi? Zapytał Ron.
-Moje śniadanie.-Powiedział patrząc na zwęglone jedzenie.
-Taa mi też się to zdarza, Ginny i Hermiona robią to znacznie lepiej...
-Wiem! Wiem.
-Co ty taki nerwowy. Tęsknisz, co? Ja też nie wytrzymuję już w tych czterech ścianach całkiem sam. Dlatego mam ją. Wskazał na małą, śpiącą dziewczynkę w nosidełku.
-Opiekujesz się Victoire?
-Tak, jest słodka, prawda? Fleur miała coś do załatwienia, no a Bill wiadomo w pracy, a mama no cóż jest teraz zajęta...Dlatego właśnie ja się nią opiekuję i rano chyba źle się czuła, ale wujek sobie ze wszystkim poradził i zasnęła. A no i pamiętasz jak miałem pilnować Hogwartu?
-No tak.
-No właśnie i byłem odwiedzić Hagrida tak po prostu, żeby pogadać, no to Hagrid mi otwiera, wchodzę, a tam niespodzianka. Charlie, Ginny i jakaś jej koleżanka siedzą sobie i gadają. -To wyraźnie zainteresowało Harry'ego, bo właściwie bardzo mało ze sobą korespondowali i chciał wiedzieć co robią i jak im mija czas w szkole.
-No wiesz wiedziałem dobrze, że teraz tam są, ale Hogwart to wielka szkoła i jeszcze są błonia, a kto by przypuszczał, że spotkam Ginny w chatce gajowego.
-No tak. I co u nich słychać?
-W porządku. Ale mam niezłe wieści. Charlie nam opowiadał, że chce mieć smoka, a mama...
-Charlie chce mieć smoka?-Wpadł mu w słowo.
-Dokładnie, w sumie...można by się tego spodziewać. A mama kupiła jakiś lokal na Pokątnej i otwiera sklep!
-Łał...to fajnie.
-Dzisiaj idę ją odwiedzić myślę, że otrząsnęła się już ze śmierci taty i że teraz chce zacząć nowe życie wszystkim nam go brakuje...-Harry zupełnie się tego nie spodziewał, bo znacznie częściej widział Rona w świetnym humorze albo w furii jednak chyba nigdy nie widział w jego wykonaniu takiej reakcji, przez chwilę wydawało mu się, że Ron chyba uronił łzę. Jestem mięczakiem.-Zaśmiał się ocierając policzek rękawem.
-Rozumiem cię...
-Ciebie też coś gryzie stary gryzie stary? Widzę, że coś jest z tobą nie w porządku a mnie chyba możesz powiedzieć.
-Chyba powiedziałeś wszystko za mnie...Jakoś dziwnie jest siedzieć samemu, teraz doceniam to, że mam Ginny i rozumiem już co czuje kiedy mnie nie ma.
-Trzeba było nie puszczać ich na rok do Hogwartu...
-Ale niby co mieliśmy zrobić, poza tym to dla nich ważne, a są przecież wolne, mogą robić co chcą...
-Ja też już nie wiem co mam ze sobą zrobić...Taaak...będziemy was odwiedzać i pisać! Ja na odpowiedź od Hermiony czekałem tydzień i przysłała mi tylko taki mały kwitek, że wszystko w porządku i że tęskni.
-Mają teraz dużo nauki i jeszcze prace...-Próbował je jakoś usprawiedliwić choć sam za bardzo nie był pewny swoich słów.
-Jak nad tym myślałem to wywnioskowałem, że może one chcą po prostu już od nas odpocząć...Rozumiem to, że mają dużo pracy, ale przecież mają weekendy i w ogóle nie wierzę, że nie znalazłyby chociaż chwili, żeby nas odwiedzić...
-Nie wiem Ron może jest na odwrót. Może deportowałyby się, ale wydaje im się, że to my nie mamy czasu, zresztą po tym wypadku na Nokturnie serio mieliśmy dużo roboty.
-To ja już pójdę muszę jeszcze oddać bratanice.-Zaśmiał się i wyszedł.
Tymczasem...
-Mallory...-Powiedziała Hermiona machając jej książką przed nosem.
-Co?! Eee...mówiłyście coś?
-Pytałyśmy czy nauczyłaś się na eliksiry.
-Och...zapomniałam, ale pamiętam wszystko z lekcji.
-Ona tak zawsze?-Zapytała szeptem Ginny na co Martha wzruszyła ramionami.
-Zawsze, ale teraz to ma nieco inne podłoże...-Powiedziała Jackie i spojrzała przez ramię a Mallory zrobiła to samo.-A nie mówiłam.-Dodała Jackie i w tej chwili bardzo przypominała Hermionę i Ginny zrozumiała dlaczego tak dobrze się rozumieją.-Spójrz na to.-Powiedziała Jackie i kiwnęła porozumiewawczo głową w stronę gdzie tyłem do nich stał i rozmawiał Duke. Na sobie miał czarną bluzę, na której miał numer dwadzieścia.
-No i co gra w mojej drużynie i jest zawodnikiem z numerem dwadzieścia!-Wytłumaczyła Mallory nie widząc w tym nic nadzwyczajnego, ale Ginny już zauważyła o co chodzi.
-Przyjrzyj się dobrze.-Rzeczywiście pod światło przyjrzawszy się dobrze można było zobaczyć, że pod numerem dwudziestym widnieje jasny napis ,,Lwia Przynależność".
-Wiesz co by było gdyby nauczyciele go nakryli!-Dodała Martha.
-Martha ma rację, a jednak jest w ,,Lwiej Przynależności.
-O co chodzi w tej ,,Przynależności"-Zapytała w końcu Ginny, choć domyślała się już o co może w tym chodzić.
-Wszyscy, którzy popierają Mallory wymyślili taką grupę, zresztą...istniała ona już podczas wojny, taka grupa buntu nazwali ją ,,Lwią Przynależnością" ze względu na...no wiesz chodzi o Mallory. Jeśli ktoś to nosi, to znaczy, że popiera Mallory.-Wytłumaczyła Jackie.
-Też muszę sobie coś takiego załatwić...
-Ginny!-Skarciła ją Hermiona.
-No co!? Ja tam popieram Mal przecież normalnie jest miła i nie zrobiłaby nic Rachel, a że ona obrażała innych to sama sobie na to zasłużyła...-Powiedziała tak jakby Mallory nie siedziała koło nich ( bo właściwie tak się zachowywała) a Hermiona tylko pokręciła przecząco głową i w milczeniu wróciła do śniadania.
-Cześć! Mogę się przysiąść!?-Powiedział dziarsko.
-Jasne, siadaj.-Powiedziała Nickole i chłopak usiadł koło niej, a Mallory udawała, że przegląda jakąś książkę od Hermiony.
-Cześć Mallory! Powiedział mimo tego, że siedziała trochę dalej od niego.
-Cześć Duke.No co?-Powiedział następnie szeptem do Jackie.
-Nic.-Powiedziała z uśmiechem.
-Och...nie wytrzymam z tobą! Zaśmiała się i przewróciła oczami.-To ja już pójdę muszę jeszcze zrobić sprawdziany i wszystko sobie zorganizować, cześć.
-Coś się stało? Zapytał po chwili Duke.
-Nie, w porządku po prostu no wiesz Mallory ma zamiar robić sprawdziany, a jeszcze ma ten szlaban no i...
-Aha.
-Czy to prawda, że jesteś w ,,Lwiej Przynależności"?-Zapytała Nickole.
-Tak, ale raczej tego nie rozpowiadaj no wiesz...nauczyciele by tego nie poparli, a ja myślę, że Mallory dobrze zrobiła ucierając nosa tej idiotce, może nie jest taka jak inni, ale czy to coś złego.
-To chyba dobrze, że jest oryginalna...-Powiedziała Ginny.-Wszyscy ją za to lubimy.
-Ja też już chyba pójdę.-Powiedziała Hermiona i wstała.
-Ginny mogłabyś mi w czymś pomóc?-Zapytała Mallory.
-Tak, jasne.
-Ja już też muszę iść.-Powiedziała Mallory i razem z Ginny wyszły z wielkiej sali.
-To jak mogę ci pomóc.
-No wiesz właściwie to się nawet dobrze składa, że jesteś teraz w Hogwarcie, bo widzisz...zostałam kapitanem w drużynie...
-Gratuluję.
-Dzięki...no, ale widzisz jakoś trudno mi przeprowadzić to wszystko i nie wiem jak się za to zabrać jakoś nie mam predyspozycji przywódczych więc...pomogłabyś mi po prostu pomóc przeprowadzić te sprawdziany? Znaczy jeśli nie masz czasu albo ochoty...
-Nie, w porządku, nie przejmuj się każdy ma tremę w takich momentach.-Pocieszyła ją Ginny kiedy zbiegały po schodach.
-Ja mimo wszystko jestem dosyć cicha i spokojna i nie wiem czy to funkcja dla mnie...-Co cię tak śmieszy zapytała po chwili.
-No wiesz...to trochę dziwne, bo po tym co widziałam i po tych wszystkich rozmowach z tobą...
-Tak, wiem jak się mnie bliżej pozna to okazuję się całkiem inna, szczerze mówiąc ja też wyobrażałam sobie ciebie trochę inaczej. Ludzie mówią, że jesteś twarda i nieugięta.
-Swoją drogą mamy chyba wiele wspólnego, co?
-No tak, poza tym, że ja jestem nikim, nie wiem jak będzie, muszę sama zarobić najpierw na naukę na akademii, a potem co będzie jeśli jeszcze źle mi pójdzie...Widzisz moi rodzice to mugole, robią co mogą, ale sama wiesz...
-Mogę ci pożyczyć, nie zależy mi na pieniądzach, mam ich pełno i już sama nie wiem co mam z nimi robić.
-Wiesz nawet ci zazdroszczę, nie chodzi mi teraz o sławę czy pieniądze, po prostu twoje życie jest już takie uporządkowane. Masz męża, dom, pracę, a ja jeszcze do niedawna nie wiedziałam co chcę robić w życiu...
-Ja też tak na początku miałam. Poradzisz sobie! Jesteś ambitna i zdolna i ja WIEM, że będziesz aurorem, uzdrowicielem czy ministrem jeśli będziesz tego chciała!
-Dzięki, ale wiesz...wykopywać ze stanowiska Kingsley'a Shacklebolta...-Zaśmiała się.
-No dobra na razie mamy Kingsley'a.-Powiedziała ze śmiechem.
-Lepiej niech tak zostanie.
Po paru minutach na boisku pojawiło się mnóstwo nowych osób wiele z nich także podbiegały do Ginny i wyraźnie dawały do zrozumienia po co przyszły.
-Dobrze w takim razie kto jeszcze przyszedł tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby męczyć panią Potter!?-Zdzierała sobie gardło Mallory.-To może inaczej. Kto przyszedł tu tylko na sprawdziany!?-Po tych słowach z tłumu wyłoniła się niewielka grupa.-Świetnie, reszta czeka na trybunach lub przy szatniach!
-To może niech zaczną od zwykłego kółka na rozgrzewkę.-Podpowiedziała Ginny.
-Taak...proszę was abyście teraz dosiedli swoich mioteł i zrobili jedno kółko wokół boiska!
To akurat wyszło im bardzo dobrze poza jakimś trzecioroczniakiem, który dobił do słupka w połowie okrążenia.
-Wszystko w porządku?-Zapytała Mallory podbiegając do chłopca, który zeskoczył z miotły.
-Tak...tylko trochę...-Wydyszał trzymając się za głowę, bo jego czoło było całe sine.
-O, chłopie będziesz miał guza jak nic!-Powiedziała jakaś dziewczyna z tłumu.
-Czekaj...zaraz.-Powiedziała Mallory grzebiąc po kieszeniach i w końcu wyciągnęła różdżkę.-Nie ruszaj się i postaraj się wstrzymać oddech.-Episkey! Już dobrze?-Zapytała po chwili Mallory.
-Tak, dzięki.
-Przykro mi, ale na pałkarza to ty się chyba nie nadasz, trochę brakuje ci...
-Zwinności i szybkości reakcji.-Dokończyła za nią Ginny.
-No trudno spróbuję kiedy indziej...-Zamruczał pod nosem, podniósł swoją miotłę i powędrował w stronę trybun. Po dwóch godzinach zostali już wybrani: pałkarze-dwóch silnych i przystojnych krukonów, szukającą którą została bardzo miła, ale bardzo szybko mówiąca puchonka, ścigające-bardzo zgrane i lubiące się wzajemnie koleżanki (w których wyborze pomogła Ginny) i pozostał już tylko wybór obrońcy (było widać, że te eliminacje najbardziej stresowały Mallory) w końcu jednak obrońcą został Duke, który rozłożył wszystkich na łopatki i okazał się świetny w obronie karnych.
-Dobrze, że chociaż to mam już z głowy, dzięki za pomoc.
-Nie ma za co. A...ja chciałam cię zapytać o coś, bo...dziewczyny przed obiadem rozmawiały o jakimś zebraniu z McGongall, ale mnie na nim nie było, bo miałam trening, chodziło o coś ważnego?
-Och...no wiesz co roku jest organizowany taki bal integracyjny i w tym roku też taki się odbędzie w przyszłą sobotę, ale o szczegóły pytaj Jackie...a jeśli chodzi o nowość tu w Hogwarcie to jest jeden dzień w którym różni pracownicy będę odwiedzać Hogwart i opowiadać o swojej pracy w tym dniu przepadają nam lekcje, czyli w poniedziałek. Kiedy Mallory to powiedziała coś właśnie sobie przypomniała no tak ,,dni otwarte" to o czym mówiła Gwenog mają opowiadać w Hogwarcie to co robią!
-Fajnie, że coś takiego organizują...
-No, to ma nas trochę nakierować jak zacząć nową pracę po Hogwarcie, wymagania i takie tam.
-Moja drużyna też tu będzie.
-Serio!? Super.
W Poniedziałek rano podczas śniadania można było usłyszeć wyraźne szumy uczniów plotkujących o tym dniu odwiedzin przez różnych czarodziejów mających opowiedzieć im o swoich początkach.
-Ja się idę przebrać.-Powiedziała Ginny.
-Będziesz chodzić w stroju do quidditcha?-Zapytała Jackie.
-No tak, jak cała moja drużyna, dziewczyny niedługo powinny być.
-Ja też przebieram się w swoje ubrania służbowe.-Powiedziała Hermiona.
-Zapowiada się fajnie.
Ginny i Hermiona wychodząc z wielkiej sali zobaczyły grupę chichoczących dziewcząt i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia okazało się, że to Wiktor Krum i cała reszta jego drużyny.
-Hermiona! Kurczę co słychać!?-Przywitał ja Krum.
-W porządku, uczę się jeszcze, dzięki.
-No tak...a i pani Ginevra, po ostatnim meczu muszę przyznać, że nie mam z tobą szans.
-No nie wiem wy też świetnie gracie.-Powiedziała i odeszły by przyglądać się reszcie czarodziejów wchodzących do zamku. A gdy wyszły z zamku poczuły się jak na jakiejś gali. W oddali mnóstwo wozów, ochroniarzy i fanów.
-Patrz tam, Percy!-Powiedziała Hermiona wskazując na Percy'ego, który rozmawiał właśnie z jakąś kobietą, która tylko przytakiwała co jakiś czas.
-O, a tam Charlie i Roxi! Pewnie będą mówić o hodowli smoków.
-No tak...O popatrz!-Zrobiło się niesamowicie głośno i kolorowo, a cała grupa dziewczyn zaczęła piszczeć. Fred i George znowu robią furorę w Hogwarcie.-Zaśmiała się Ginny.
-Przepraszam, przepraszam.-Przeciskał się wysoki, rudowłosy mężczyzna za którym wszyscy piszczeli i pytali o autografy.
-RON!!-Hermiona podbiegła do niego i go przytuliła.
-Czemu nas nie odwiedziłyście?
-A po co miałyśmy cię odwiedzać skoro sam przyszedłeś z wizytą?-Zaśmiała się Ginny.
-No w sumie...
-Reszta mojej ekipy jeszcze ustala zasady...Wskazał na kilku kłócących się aurorów.
-No nie rzucam tę robotę! Powiedział któryś ze śmiechem.
-Ej, Mike spokojniej!-Ryknął do niego Ron i wszyscy parsknęli śmiechem. No nic ja już idę cześć.
Podczas tych integracyjnych lekcji fani mogli trochę lepiej poznać ich drużynę, zadawali mnóstwo pytań i bardzo interesowało ich to jak zaczynały aż w końcu przyszedł czas kolacji. Wielka Sala była jeszcze większa niż zwykle, bo stał w niej długi dodatkowy stół dla gości i tym razem właśnie przy tym stole usiadły Hermiona i Ginny.
-Nie myślałam, że zaproszą tak wiele osób!
-No...ale dobrze, że coś takiego organizują, no wiesz każdy ma okazje zobaczyć jak wyglądają początki. A widziałaś Slughorna?
-No tak trudno by go nie zauważyć.
-No tak jest w siódmym niebie.
-Bardzo dziękuję wszystkim za udział w tej imprezie, a w szczególności pracownikom ministerstwa, którzy na pewno mieliby bardzo dużo pracy, którą teraz będą musieli odrobić. Bardzo dziękuję wszystkim zaangażowanym, którzy pomogli w zorganizowaniu tej imprezy, a szczególnie aurorom wielkie brawa dla nich!-Powiedziała profesor McGonagall i wszyscy zaczęli klaskać.-Zaszczytem było gościć was w murach tego zamku. Dziękuję również za całą wiedzę, którą im przekazaliście, bo każdy z nas kiedyś zaczął swoją karierę i każdy z nas wie, że początki są trudne, a wsparcie autorytetów z pewnością jest bardzo pomocne.-Zakończyła swoją przemowę McGonagall i wróciła na swoje miejsce.
-Wiesz co Hermiona ja już pójdę. Powiedziała Ginny ale Hermiona chyba jednak to zignorowała, gdyż była zbyt pochłonięta rozmową z Ronem. Ginny zazdrościła jej tego, że mogła porozmawiać z Ronem. A gdyby tak teraz deportowała się do Doliny Godryka...chociaż pewnie tylko przeszkodziłaby mu w pracy. Zanim jednak nasunęła jej się następna myśl zobaczyła go to na pewno Harry Potter czy ma już jakieś zwidy...Ale w końcu kiedy była już przy drzwiach i chwyciła klamkę usłyszała za sobą ten znajomy głos.
-Ginny! Szedł szybkim krokiem w jej stronę powiewając swoją czarną szatą.
-Harry! Ty tutaj! Nie zauważyłam cię! Ale...może lepiej pogadajmy gdzieś indziej.-Powiedziała szeptem, bo miała wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą.
-No i jak w szkole?-Zapytał kiedy już wyszli.
-Świetnie. Wiele się nauczyłam i poznałam nowych ludzi...Cieszę się, że mogłam tu wrócić.
-Ja się cieszę, że mogłem cię tu spotkać. Szukałem cię wiesz, ale nie umiałem cię znaleźć no i w końcu Ron wrócił na swoje miejsca obok mnie i zaczął mi ryczeć, że jesteś przy drzwiach.-Zaśmiał się.-No i tak cię znalazłem.
-Bardzo romantycznie poprzez wydzierającego się Rona.-Zaśmiała się.
-No czasami nawet to zachowanie Rona wychodzi na dobre.
-No tak...A gdzie właściwie idziemy?
-Może na błonia.
-Dobry pomysł. Ron oberwie za to, że mi nie powiedział w końcu niedługo pewnie się zbieracie no nie?
-A co już nas wyganiasz.-Zaśmiał się Harry.-Nie, właściwie zostaniemy tu jeszcze parę godzin.
-Serio? To dobrze.
-Jutro już mamy normalnie pracę więc trzeba się przygotować.
-A właśnie jak wam idzie gotowanie?-Zapytała ze śmiechem.
-Jak to, jak nam idzie? To chyba jasne, że my z Ronem jesteśmy mistrzami kuchni! Parsknął śmiechem.
-To dobrze, bo właściwie jak się lubi zwęglone jedzenie...
-A co nie wierzysz, że my z Ronem możemy się czegoś nauczyć?
-Nieważne...-Zaśmiała się.
-Lew?-Powiedział zdziwiony Harry, bo kiedy wyszli na błonia można było dostrzec z daleka lwa i chłopaka.
-Och, to Mallory moja przyjaciółka z dormitorium jest animagiem i ten chłopak obok niej to Duke.-Po chwili na miejscu lwicy pojawiła się dziewczyna o długich, złotych, lśniących w słońcu włosach opadających na plecy.
-Może siądziemy tutaj.-Zaproponował kiedy doszli do wzgórza w pobliżu chatki Hagrida.
-A co u was? Zapytała Ginny.
-Pewnie już wiesz, Charlie adoptuje smoka, pani Weasley otwiera kawiarnię, Ron robi wielkie postępy, Teddy dobrze się czuje u Andromedy, Victorie rośnie jak po szkiele-wzro, a ja no cóż to co zwykle ustalam plan działania dla reszty aurorów i patrolują ulice a ostatnio w szczególności Śmiertelny Nokturn.
-Od zawsze mam jakąś odrazę do tego miejsca...
-No tak...ja też...
-Mallory to bardzo zdolna dziewczyna, mało kto zostaje animagiem.-Myślała na głos Ginny.
-Masz racje...musi mieć wielki potencjał.
-Wiesz ona mi trochę przypomina Lunę, jest taka inna niż wszyscy...Z nowo poznanych ludzi chyba najlepiej się z nią dogaduję. Ma zamiar zostać aurorem.
-No proszę, może będę miał okazję z nią pracować.
-A Ron jak sobie radzi sam?
-Bez Hermiony jest trochę bez życia bardzo się ucieszył z tej dzisiejszej zmiany planów.
-Nie zapomnieliście o nas jeszcze...
-Trudno by było o was zapomnieć.
-No tak. Wracajmy już może, bo trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.
-Jestem ciekawa w jakie zwierzę ja bym się zamieniła będąc animagiem.
-Ja pewnie konia...
-Dlaczego?
-Dlatego!-Powiedział, schylił się i wziął ją na plecy.
-Może lepiej mnie odstawisz, bo to będzie trochę dziwne jeśli ,,przyjadę na wybrańcu".-Zaśmiała się.
-Co z tego chyba warto jest być oryginalnym.-Powiedział i odstawił ją. Przez chwilę nie odzywali się do siebie tylko stali i patrzyli na siebie.
-Zamknij oczy.-Powiedziała Ginny i przejechała powoli pacem po jego bliźnie.
-Jesteś wybrańcem-wybrańcem dla mnie. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co, ale zawsze chciałam to zrobić...-Powiedziała i pocałowała go.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz