Translate

sobota, 17 września 2016

53.Wreszcie się spotykamy.

-Cześć stary co tak śmierdzi? Zapytał Ron.
-Moje śniadanie.-Powiedział patrząc na zwęglone jedzenie.
-Taa mi też się to zdarza, Ginny i Hermiona robią to znacznie lepiej...
-Wiem! Wiem.
-Co ty taki nerwowy. Tęsknisz, co? Ja też nie wytrzymuję już w tych czterech ścianach całkiem sam. Dlatego mam ją. Wskazał na małą, śpiącą dziewczynkę w nosidełku.
-Opiekujesz się Victoire?
-Tak, jest słodka, prawda? Fleur miała coś do załatwienia, no a Bill wiadomo w pracy, a mama no cóż jest teraz zajęta...Dlatego właśnie ja się nią opiekuję i rano chyba źle się czuła, ale wujek sobie ze wszystkim poradził i zasnęła. A no i pamiętasz jak miałem pilnować Hogwartu?
-No tak.
-No właśnie i byłem odwiedzić Hagrida tak po prostu, żeby pogadać, no to Hagrid mi otwiera, wchodzę, a tam niespodzianka. Charlie, Ginny i jakaś jej koleżanka siedzą sobie i gadają. -To wyraźnie zainteresowało Harry'ego, bo właściwie bardzo mało ze sobą korespondowali i chciał wiedzieć co robią i jak im mija czas w szkole.
-No wiesz wiedziałem dobrze, że teraz tam są, ale Hogwart to wielka szkoła i jeszcze są błonia, a kto by przypuszczał, że spotkam Ginny w chatce gajowego.
-No tak. I co u nich słychać?
-W porządku. Ale mam niezłe wieści. Charlie nam opowiadał, że chce mieć smoka, a mama...
-Charlie chce mieć smoka?-Wpadł mu w słowo.
-Dokładnie, w sumie...można by się tego spodziewać. A mama kupiła jakiś lokal na Pokątnej i otwiera sklep!
-Łał...to fajnie.
-Dzisiaj idę ją odwiedzić myślę, że otrząsnęła się już ze śmierci taty i że teraz chce zacząć nowe życie wszystkim nam go brakuje...-Harry zupełnie się tego nie spodziewał, bo znacznie częściej widział Rona w świetnym humorze albo w furii jednak chyba nigdy nie widział w jego wykonaniu takiej reakcji, przez chwilę wydawało mu się, że Ron chyba uronił łzę. Jestem mięczakiem.-Zaśmiał się ocierając policzek rękawem.
-Rozumiem cię...
-Ciebie też coś gryzie stary gryzie stary? Widzę, że coś jest z tobą nie w porządku a mnie chyba możesz powiedzieć.
-Chyba powiedziałeś wszystko za mnie...Jakoś dziwnie jest siedzieć samemu, teraz doceniam to, że mam Ginny i rozumiem już co czuje kiedy mnie nie ma.
-Trzeba było nie puszczać ich na rok do Hogwartu...
-Ale niby co mieliśmy zrobić, poza tym to dla nich ważne, a są przecież wolne, mogą robić co chcą...
-Ja też już nie wiem co mam ze sobą zrobić...Taaak...będziemy was odwiedzać i pisać! Ja na odpowiedź od Hermiony czekałem tydzień i przysłała mi tylko taki mały kwitek, że wszystko w porządku i że tęskni.
-Mają teraz dużo nauki i jeszcze prace...-Próbował je jakoś usprawiedliwić choć sam za bardzo nie był pewny swoich słów.
-Jak nad tym myślałem to wywnioskowałem, że może one chcą po prostu już od nas odpocząć...Rozumiem to, że mają dużo pracy, ale przecież mają weekendy i w ogóle nie wierzę, że nie znalazłyby chociaż chwili, żeby nas odwiedzić...
-Nie wiem Ron może jest na odwrót. Może deportowałyby się, ale wydaje im się, że to my nie mamy czasu, zresztą po tym wypadku na Nokturnie serio mieliśmy dużo roboty.
-To ja już pójdę muszę jeszcze oddać bratanice.-Zaśmiał się i wyszedł.

Tymczasem...

-Mallory...-Powiedziała Hermiona machając jej książką przed nosem.
-Co?! Eee...mówiłyście coś?
-Pytałyśmy czy nauczyłaś się na eliksiry.
-Och...zapomniałam, ale pamiętam wszystko z lekcji.
-Ona tak zawsze?-Zapytała szeptem Ginny na co Martha wzruszyła ramionami.
-Zawsze, ale teraz to ma nieco inne podłoże...-Powiedziała Jackie i spojrzała przez ramię a Mallory zrobiła to samo.-A nie mówiłam.-Dodała Jackie i w tej chwili bardzo przypominała Hermionę i Ginny zrozumiała dlaczego tak dobrze się rozumieją.-Spójrz na to.-Powiedziała Jackie i kiwnęła porozumiewawczo głową w stronę gdzie tyłem do nich stał i rozmawiał Duke. Na sobie miał czarną bluzę, na której miał numer dwadzieścia.
-No i co gra w mojej drużynie i jest zawodnikiem z numerem dwadzieścia!-Wytłumaczyła Mallory nie widząc w tym nic nadzwyczajnego, ale Ginny już zauważyła o co chodzi.
-Przyjrzyj się dobrze.-Rzeczywiście pod światło przyjrzawszy się dobrze można było zobaczyć, że pod numerem dwudziestym widnieje jasny napis ,,Lwia Przynależność".
-Wiesz co by było gdyby nauczyciele go nakryli!-Dodała Martha.
-Martha ma rację, a jednak jest w ,,Lwiej Przynależności.
-O co chodzi w tej ,,Przynależności"-Zapytała w końcu Ginny, choć domyślała się już o co może w tym chodzić.
-Wszyscy, którzy popierają Mallory wymyślili taką grupę, zresztą...istniała ona już podczas wojny, taka grupa buntu nazwali ją ,,Lwią Przynależnością" ze względu na...no wiesz chodzi o Mallory. Jeśli ktoś to nosi, to znaczy, że popiera Mallory.-Wytłumaczyła Jackie.
-Też muszę sobie coś takiego załatwić...
-Ginny!-Skarciła ją Hermiona.
-No co!? Ja tam popieram Mal przecież normalnie jest miła i nie zrobiłaby nic Rachel, a że ona obrażała innych to sama sobie na to zasłużyła...-Powiedziała tak jakby Mallory nie siedziała koło nich ( bo właściwie tak się zachowywała) a Hermiona tylko pokręciła przecząco głową i w milczeniu wróciła do śniadania.
-Cześć! Mogę się przysiąść!?-Powiedział dziarsko.
-Jasne, siadaj.-Powiedziała Nickole i chłopak usiadł koło niej, a Mallory udawała, że przegląda jakąś książkę od Hermiony.
-Cześć Mallory! Powiedział mimo tego, że siedziała trochę dalej od niego.
-Cześć Duke.No co?-Powiedział następnie szeptem do Jackie.
-Nic.-Powiedziała z uśmiechem.
-Och...nie wytrzymam z tobą! Zaśmiała się i przewróciła oczami.-To ja już pójdę muszę jeszcze zrobić sprawdziany i wszystko sobie zorganizować, cześć.
-Coś się stało? Zapytał po chwili Duke.
-Nie, w porządku po prostu no wiesz Mallory ma zamiar robić sprawdziany, a jeszcze ma ten szlaban no i...
-Aha.
-Czy to prawda, że jesteś w ,,Lwiej Przynależności"?-Zapytała Nickole.
-Tak, ale raczej tego nie rozpowiadaj no wiesz...nauczyciele by tego nie poparli, a ja myślę, że Mallory dobrze zrobiła ucierając nosa tej idiotce, może nie jest taka jak inni, ale czy to coś złego.
-To chyba dobrze, że jest oryginalna...-Powiedziała Ginny.-Wszyscy ją za to lubimy.
-Ja też już chyba pójdę.-Powiedziała Hermiona i wstała.
-Ginny mogłabyś mi w czymś pomóc?-Zapytała Mallory.
-Tak, jasne.
-Ja już też muszę iść.-Powiedziała Mallory i razem z Ginny wyszły z wielkiej sali.
-To jak mogę ci pomóc.
-No wiesz właściwie to się nawet dobrze składa, że jesteś teraz w Hogwarcie, bo widzisz...zostałam kapitanem w drużynie...
-Gratuluję.
-Dzięki...no, ale widzisz jakoś trudno mi przeprowadzić to wszystko i nie wiem jak się za to zabrać jakoś nie mam predyspozycji przywódczych więc...pomogłabyś mi po prostu pomóc przeprowadzić te sprawdziany? Znaczy jeśli nie masz czasu albo ochoty...
-Nie, w porządku, nie przejmuj się każdy ma tremę w takich momentach.-Pocieszyła ją Ginny kiedy zbiegały po schodach.
-Ja mimo wszystko jestem dosyć cicha i spokojna i nie wiem czy to funkcja dla mnie...-Co cię tak śmieszy zapytała po chwili.
-No wiesz...to trochę dziwne, bo po tym co widziałam i po tych wszystkich rozmowach z tobą...
-Tak, wiem jak się mnie bliżej pozna to okazuję się całkiem inna, szczerze mówiąc ja też wyobrażałam sobie ciebie trochę inaczej. Ludzie mówią, że jesteś twarda i nieugięta.
-Swoją drogą mamy chyba wiele wspólnego, co?
-No tak, poza tym, że ja jestem nikim, nie wiem jak będzie, muszę sama zarobić najpierw na naukę na akademii, a potem co będzie jeśli jeszcze źle mi pójdzie...Widzisz moi rodzice to mugole, robią co mogą, ale sama wiesz...
-Mogę ci pożyczyć, nie zależy mi na pieniądzach, mam ich pełno i już sama nie wiem co mam z nimi robić.
-Wiesz nawet ci zazdroszczę, nie chodzi mi teraz o sławę czy pieniądze, po prostu twoje życie jest już takie uporządkowane. Masz męża, dom, pracę, a ja jeszcze do niedawna nie wiedziałam co chcę robić w życiu...
-Ja też tak na początku miałam. Poradzisz sobie! Jesteś ambitna i zdolna i ja WIEM, że będziesz aurorem, uzdrowicielem czy ministrem jeśli będziesz tego chciała!
-Dzięki, ale wiesz...wykopywać ze stanowiska Kingsley'a Shacklebolta...-Zaśmiała się.
-No dobra na razie mamy Kingsley'a.-Powiedziała ze śmiechem.
-Lepiej niech tak zostanie.

Po paru minutach na boisku pojawiło się mnóstwo nowych osób wiele z nich także podbiegały do Ginny i wyraźnie dawały do zrozumienia po co przyszły.

-Dobrze w takim razie kto jeszcze przyszedł tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby męczyć panią Potter!?-Zdzierała sobie gardło Mallory.-To może inaczej. Kto przyszedł tu tylko na sprawdziany!?-Po tych słowach z tłumu wyłoniła się niewielka grupa.-Świetnie, reszta czeka na trybunach lub przy szatniach!
-To może niech zaczną od zwykłego kółka na rozgrzewkę.-Podpowiedziała Ginny.
-Taak...proszę was abyście teraz dosiedli swoich mioteł i zrobili jedno kółko wokół boiska!
To akurat wyszło im bardzo dobrze poza jakimś trzecioroczniakiem, który dobił do słupka w połowie okrążenia.
-Wszystko w porządku?-Zapytała Mallory podbiegając do chłopca, który zeskoczył z miotły.
-Tak...tylko trochę...-Wydyszał trzymając się za głowę, bo jego czoło było całe sine.
-O, chłopie będziesz miał guza jak nic!-Powiedziała jakaś dziewczyna z tłumu.
-Czekaj...zaraz.-Powiedziała Mallory grzebiąc po kieszeniach i w końcu wyciągnęła różdżkę.-Nie ruszaj się i postaraj się wstrzymać oddech.-Episkey! Już dobrze?-Zapytała po chwili Mallory.
-Tak, dzięki.
-Przykro mi, ale na pałkarza to ty się chyba nie nadasz, trochę brakuje ci...
-Zwinności i szybkości reakcji.-Dokończyła za nią Ginny.
-No trudno spróbuję kiedy indziej...-Zamruczał pod nosem, podniósł swoją miotłę i powędrował w stronę trybun. Po dwóch godzinach zostali już wybrani: pałkarze-dwóch silnych i przystojnych krukonów, szukającą którą została bardzo miła, ale bardzo szybko mówiąca puchonka, ścigające-bardzo zgrane i lubiące się wzajemnie koleżanki (w których wyborze pomogła Ginny) i pozostał już tylko wybór obrońcy (było widać, że te eliminacje najbardziej stresowały Mallory) w końcu jednak obrońcą został Duke, który rozłożył wszystkich na łopatki i okazał się świetny w obronie karnych.
-Dobrze, że chociaż to mam już z głowy, dzięki za pomoc.
-Nie ma za co. A...ja chciałam cię zapytać o coś, bo...dziewczyny przed obiadem rozmawiały o jakimś zebraniu z McGongall, ale mnie na nim nie było, bo miałam trening, chodziło o coś ważnego?
-Och...no wiesz co roku jest organizowany taki bal integracyjny i w tym roku też taki się odbędzie w przyszłą sobotę, ale o szczegóły pytaj Jackie...a jeśli chodzi o nowość tu w Hogwarcie to jest jeden dzień w którym różni pracownicy będę odwiedzać Hogwart i opowiadać o swojej pracy w tym dniu przepadają nam lekcje, czyli w poniedziałek. Kiedy Mallory to powiedziała coś właśnie sobie przypomniała no tak ,,dni otwarte" to o czym mówiła Gwenog mają opowiadać w Hogwarcie to co robią!
-Fajnie, że coś takiego organizują...
-No, to ma nas trochę nakierować jak zacząć nową pracę po Hogwarcie, wymagania i takie tam.
-Moja drużyna też tu będzie.
-Serio!? Super.
W Poniedziałek rano podczas śniadania można było usłyszeć wyraźne szumy uczniów plotkujących o tym dniu odwiedzin przez różnych czarodziejów mających opowiedzieć im o swoich początkach.
-Ja się idę przebrać.-Powiedziała Ginny.
-Będziesz chodzić w stroju do quidditcha?-Zapytała Jackie.
-No tak, jak cała moja drużyna, dziewczyny niedługo powinny być.
-Ja też przebieram się w swoje ubrania służbowe.-Powiedziała Hermiona.
-Zapowiada się fajnie.
Ginny i Hermiona wychodząc z wielkiej sali zobaczyły grupę chichoczących dziewcząt i wymieniły porozumiewawcze spojrzenia okazało się, że to Wiktor Krum i cała reszta jego drużyny.
-Hermiona! Kurczę co słychać!?-Przywitał ja Krum.
-W porządku, uczę się jeszcze, dzięki.
-No tak...a i pani Ginevra, po ostatnim meczu muszę przyznać, że nie mam z tobą szans.
-No nie wiem wy też świetnie gracie.-Powiedziała i odeszły by przyglądać się reszcie czarodziejów wchodzących do zamku. A gdy wyszły z zamku poczuły się jak na jakiejś gali. W oddali mnóstwo wozów, ochroniarzy i fanów.
-Patrz tam, Percy!-Powiedziała Hermiona wskazując na Percy'ego, który rozmawiał właśnie z jakąś kobietą, która tylko przytakiwała co jakiś czas.
-O, a tam Charlie i Roxi! Pewnie będą mówić o hodowli smoków.
-No tak...O popatrz!-Zrobiło się niesamowicie głośno i kolorowo, a cała grupa dziewczyn zaczęła piszczeć. Fred i George znowu robią furorę w Hogwarcie.-Zaśmiała się Ginny.
-Przepraszam, przepraszam.-Przeciskał się wysoki, rudowłosy mężczyzna za którym wszyscy piszczeli i pytali o autografy.
-RON!!-Hermiona podbiegła do niego i go przytuliła.
-Czemu nas nie odwiedziłyście?
-A po co miałyśmy cię odwiedzać skoro sam przyszedłeś z wizytą?-Zaśmiała się Ginny.
-No w sumie...
-Reszta mojej ekipy jeszcze ustala zasady...Wskazał na kilku kłócących się aurorów.
-No nie rzucam tę robotę! Powiedział któryś ze śmiechem.
-Ej, Mike spokojniej!-Ryknął do niego Ron i wszyscy parsknęli śmiechem. No nic ja już idę cześć.
Podczas tych integracyjnych lekcji fani mogli trochę lepiej poznać ich drużynę, zadawali mnóstwo pytań i bardzo interesowało ich to jak zaczynały aż w końcu przyszedł czas kolacji. Wielka Sala była jeszcze większa niż zwykle, bo stał w niej długi dodatkowy stół dla gości i tym razem właśnie przy tym stole usiadły Hermiona i Ginny.
-Nie myślałam, że zaproszą tak wiele osób!
-No...ale dobrze, że coś takiego organizują, no wiesz każdy ma okazje zobaczyć jak wyglądają początki. A widziałaś Slughorna?
-No tak trudno by go nie zauważyć.
-No tak jest w siódmym niebie.
-Bardzo dziękuję wszystkim za udział w tej imprezie, a w szczególności pracownikom ministerstwa, którzy na pewno mieliby bardzo dużo pracy, którą teraz będą musieli odrobić. Bardzo dziękuję wszystkim zaangażowanym, którzy pomogli w zorganizowaniu tej imprezy, a szczególnie aurorom wielkie brawa dla nich!-Powiedziała profesor McGonagall i wszyscy zaczęli klaskać.-Zaszczytem było gościć was w murach tego zamku. Dziękuję również za całą wiedzę, którą im przekazaliście, bo każdy z nas kiedyś zaczął swoją karierę i każdy z nas wie, że początki są trudne, a wsparcie autorytetów z pewnością jest bardzo pomocne.-Zakończyła swoją przemowę McGonagall i wróciła na swoje miejsce.
-Wiesz co Hermiona ja już pójdę. Powiedziała Ginny ale Hermiona chyba jednak to zignorowała, gdyż była zbyt pochłonięta rozmową z Ronem. Ginny zazdrościła jej tego, że mogła porozmawiać z Ronem. A gdyby tak teraz deportowała się do Doliny Godryka...chociaż pewnie tylko przeszkodziłaby mu w pracy. Zanim jednak nasunęła jej się następna myśl zobaczyła go to na pewno Harry Potter czy ma już jakieś zwidy...Ale w końcu kiedy była już przy drzwiach i chwyciła klamkę usłyszała za sobą ten znajomy głos.
-Ginny! Szedł szybkim krokiem w jej stronę powiewając swoją czarną szatą.
-Harry! Ty tutaj! Nie zauważyłam cię! Ale...może lepiej pogadajmy gdzieś indziej.-Powiedziała szeptem, bo miała wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą.
-No i jak w szkole?-Zapytał kiedy już wyszli.
-Świetnie. Wiele się nauczyłam i poznałam nowych ludzi...Cieszę się, że mogłam tu wrócić.
-Ja się cieszę, że mogłem cię tu spotkać. Szukałem cię wiesz, ale nie umiałem cię znaleźć no i w końcu Ron wrócił na swoje miejsca obok mnie i zaczął mi ryczeć, że jesteś przy drzwiach.-Zaśmiał się.-No i tak cię znalazłem.
-Bardzo romantycznie poprzez wydzierającego się Rona.-Zaśmiała się.
-No czasami nawet to zachowanie Rona wychodzi na dobre.
-No tak...A gdzie właściwie idziemy?
-Może na błonia.
-Dobry pomysł. Ron oberwie za to, że mi nie powiedział w końcu niedługo pewnie się zbieracie no nie?
-A co już nas wyganiasz.-Zaśmiał się Harry.-Nie, właściwie zostaniemy tu jeszcze parę godzin.
-Serio? To dobrze.
-Jutro już mamy normalnie pracę więc trzeba się przygotować.
-A właśnie jak wam idzie gotowanie?-Zapytała ze śmiechem.
-Jak to, jak nam idzie? To chyba jasne, że my z Ronem jesteśmy mistrzami kuchni! Parsknął śmiechem.
-To dobrze, bo właściwie jak się lubi zwęglone jedzenie...
-A co nie wierzysz, że my z Ronem możemy się czegoś nauczyć?
-Nieważne...-Zaśmiała się.
-Lew?-Powiedział zdziwiony Harry, bo kiedy wyszli na błonia można było dostrzec z daleka lwa i chłopaka.
-Och, to Mallory moja przyjaciółka z dormitorium jest animagiem i ten chłopak obok niej to Duke.-Po chwili na miejscu lwicy pojawiła się dziewczyna o długich, złotych, lśniących w słońcu włosach opadających na plecy.
-Może siądziemy tutaj.-Zaproponował kiedy doszli do wzgórza w pobliżu chatki Hagrida.
-A co u was? Zapytała Ginny.
-Pewnie już wiesz, Charlie adoptuje smoka, pani Weasley otwiera kawiarnię, Ron robi wielkie postępy, Teddy dobrze się czuje u Andromedy, Victorie rośnie jak po szkiele-wzro, a ja no cóż to co zwykle ustalam plan działania dla reszty aurorów i patrolują ulice a ostatnio w szczególności Śmiertelny Nokturn.
-Od zawsze mam jakąś odrazę do tego miejsca...
-No tak...ja też...
-Mallory to bardzo zdolna dziewczyna, mało kto zostaje animagiem.-Myślała na głos Ginny.
-Masz racje...musi mieć wielki potencjał.
-Wiesz ona mi trochę przypomina Lunę, jest taka inna niż wszyscy...Z nowo poznanych ludzi chyba najlepiej się z nią dogaduję. Ma zamiar zostać aurorem.
-No proszę, może będę miał okazję z nią pracować.
-A Ron jak sobie radzi sam?
-Bez Hermiony jest trochę bez życia bardzo się ucieszył z tej dzisiejszej zmiany planów.
-Nie zapomnieliście o nas jeszcze...
-Trudno by było o was zapomnieć.
-No tak. Wracajmy już może, bo trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.
-Jestem ciekawa w jakie zwierzę ja bym się zamieniła będąc animagiem.
-Ja pewnie konia...
-Dlaczego?
-Dlatego!-Powiedział, schylił się i wziął ją na plecy.
-Może lepiej mnie odstawisz, bo to będzie trochę dziwne jeśli ,,przyjadę na wybrańcu".-Zaśmiała się.
-Co z tego chyba warto jest być oryginalnym.-Powiedział i odstawił ją. Przez chwilę nie odzywali się do siebie tylko stali i patrzyli na siebie.
-Zamknij oczy.-Powiedziała Ginny i przejechała powoli pacem po jego bliźnie.
-Jesteś wybrańcem-wybrańcem dla mnie. Nie wiem dlaczego i nie wiem po co, ale zawsze chciałam to zrobić...-Powiedziała i pocałowała go.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz