Translate

sobota, 10 września 2016

52.Zawsze znajdzie się ktoś taki...

Pierwsze lekcje w tym roku w Hogwarcie minęły szybko, choć każdy nauczyciel nie zapomniał o zadaniu czy wypracowaniu.
-Idziesz na błonia Hermiona?-Zapytała się jej Ginny siedząc w dormitorium.-Taka ładna pogoda, a my tu siedzimy!
-Och, umówiłam się już z Jaqueline w bibliotece.
-A ty Martha?
-Ja wolę zrobić od razu zadanie, no wiesz...będzie z głowy.
-A ktoś wie gdzie się podziała Nickole?-Zapytała Hermiona wrzucając książki do torby.
-Ona jest...no wiecie ze swoim chłopakiem.-Powiedziała Mallory.-Jak ja bym chciała być na jej miejscu szczególnie, że Jeremi tak ją kocha!
-Na dodatek Nickole jest niewidoma a on jej zawsze pomaga i to jest takie wspaniałe! To jest dopiero prawdziwa magia!-Dodała Martha.
-No to prawda ona się tak bała, gdy po bitwie o Hogwart stała się niewidoma, myślała, że już nie będzie jej chciał, ale musi mu bardzo na niej zależeć.
-Mallory, a ty pójdziesz ze mną na błonia?
-Właściwie nie mam nic do roboty, chętnie z tobą pójdę.-Blondynka wzięła ze stolika swoją różdżkę i poszła razem z Ginny. Po paru minutach były już na zewnątrz.
-Nie wiem co zrobię, gdy będę musiała opuścić to miejsce!-Odezwała się Mal.
-Ja też myślałam, że opuszczę je na zawsze, ale jednak tak się nie stało.-Powiedziała z uśmiechem.
-Kurczę, ty tyle zrobiłaś dla Hogwartu, dla ludzi, których kochasz! Wiesz chcę zakupić tę książkę o tobie jak tylko wejdzie na półki.
-To fajnie. Właściwie co się stało Nickole, że straciła wzrok?-Zapytała w końcu, bo jednak jej ciekawość wzięła górę.
-Pewnie nie chciałaś jej o to wypytywać, co? No cóż to naprawdę było dla niej bolesne przeżycie...-Choć zawsze Mallory była uśmiechnięta i ogólnie zawsze chętnie dowcipkowała teraz jej twarz była śmiertelnie poważna.
-Masz rację, nie chciałam o nic wypytywać.
-No widzisz to jedna z tych klątw, czarna magia, nic nie można było zrobić. Nickole już nigdy nie odzyska wzroku tak samo jak my wszyscy swoich zmarłych bliskich...
-Jak czyta książki albo się uczy?
-No widzisz ma specjalne książki, które jej na to pozwalają, wszystkim nauczycielom strasznie jej żal, bo jest bardzo inteligentna i zdolna, ale trudno jej będzie w życiu...
-No tak na pewno...Gdzie w zasadzie idziemy?
-Wiesz, jeśli nie masz nic przeciwko to chciałam odwiedzić mojego przyjaciela-Hagrida.
-Ja też go znam. Dobry pomysł.-Gdy były już przed drzwiami chatki Ginny zapukała i po chwili drzwi otworzył Hagrid.
-Cholibka! Co słychać dziewczyny? Wchodźcie! W środku przy herbacie siedział Charlie.
-Cześć Charlie! Przywitała go Ginny.
-Cześć!
-Wszystko w porządku oprócz tego incydentu, no wiesz...w wakacje.
-Cholibka! Do dzisiaj się z tego śmieję! Ty to wiesz jak takich utemperować.
-U mnie też wszystko dobrze.-Dodała Ginny.-Cieszę się, że wróciłam.
-Ja też się cieszę i to jak! Ale pewnie nie zdołałaś mnie upchać w swoim napiętym grafiku, co?
-Niestety...no wiesz mam jeszcze dodatkowo treningi i mecze.
-No tak...
-To ja może już pójdę...i tak miałem się zbierać.-Powiedział Charlie.-Ale zanim wyjdę to proszę Ginny. Przepraszam, ale nie mogłem wysłać go wcześniej, bo moja sowa się rozchorowała no a miałem sporo pracy.-Powiedział i wręczył jej małą paczuszkę.
-Śliczne. To do mojej bransoletki, prawda? Powiedziała oglądając srebrną zawieszkę w kształcie smoka.-Wielkie dzięki.
-Nie ma sprawy.
-Powinieneś im powiedzieć.-Hagrid uśmiechnął się szeroko i postawił przed Mallory i Ginny dwie filiżanki wielkości wiader.
-No dobrze więc zacznę od tego, że...-Nie dokończył, bo znowu ktoś zapukał.
-No proszę, wszystkim się wzięło na odwiedziny!-Powiedział podchodząc do drzwi Hagrid.
-Właź chłopie!-Do środka wszedł nie kto inny, a Ron we własnej osobie.
-Ron? Powiedzieli jednocześnie Charlie i Ginny, a Ron uśmiechnął się do nich.
-Przyszedłem odwiedzić Hagrida i szczerze też się was tu nie spodziewałem.
-Ale co ty...
-Jestem po pracy.
-I pozwolili ci się tu deportować?-Zapytała Ginny.
-Ja tu pracuję. Jestem tutaj na służbie ponoć profesor McGonagall rozmawiała z Kingsley'em o zapewnieniu ochrony w Hogwarcie. No i tak wyszło, że w najbliższym czasie tutaj będę.-Uśmiechnął się do Ginny.
-To fajnie.
-A ty Charlie jak tutaj trafiłeś? Zapytał Ron.
-Och, no widzisz chciałem po prostu pogadać z Hagridem. Poza tym mama teraz potrzebuje pomocy.
-Coś się stało?-Zapytali przerażeni Ron i Ginny.
-Och, nieee, wręcz przeciwnie. Mama chce założyć swoją kawiarnię na Pokątnej myślałem, że wiecie, ale coś mi się wydaje, że zepsułem niespodziankę.
-Mama otwiera sklep na Pokątnej?! Powiedział podekscytowany Ron.
-To super.-Dodała Ginny.
-No i trochę jej pomagam tam urządzić, bo Hagrid wiedział wcześniej no i mi się wygadał.
-Cholibka ja to nigdy nie umiałem trzymać dzioba na kłódkę. Powiedział i zaśmiał się tak, że stół przy którym siedzieli aż się zatrząsł.
-Poza tym chciałem przede wszystkim przedyskutować z Hagridem pewną sprawę tym razem dotyczącą mojego życia. Może pamiętacie smoka Hagrida Norberta?-Ginny, Ron oraz Mallory skinęli głowami.-No i później okazało się, że Norbert to tak naprawdę dziewczyna.-Ponownie przytaknęli.-Więc Norberta ma teraz trzy małe smoczki. Na te słowa Hagrid uśmiechnął się jakby ze wzruszeniem a Ron podniósł brwi.-Warto także dodać, że zerwałem z Roxi, bo jednak mimo wspólnej pasji nie łączyło nas nic więcej i pozostaliśmy przyjaciółmi. No i od tego czasu kiedy zerwaliśmy z Roxi poczułem się jakiś samotny w pustym domu, a małe smoczki poszukują domu...-Przerwał Charlie jakby miał się do czegoś przyznać. Hagrid uśmiechnął się do niego zachęcająco a Ron wybałuszył oczy i wyglądał jakby trafiło go zaklęcie drętwoty, a dziewczyny wciąż siedziały w milczeniu z takim samym wyrazem twarzy trudnym do odczytania.-...Już wcześniej się nad tym zastanawiałem, żeby przygarnąć jakiegoś, ale teraz myślę, że los chce, żebym tak zrobił, bo widzicie profesor McGonagall zgodziła się tylko na dwa smoki a ten trzeci bez jakiegoś stałego pana mógłby być smutny tak oddzielony od rodzeństwa bez kogoś kto poświęciłby mu więcej uwagi. Rona wyraźnie przerażało i dziwiło to jak mówi o uczuciach smoków.
-Przecież one są niebezpieczne!-Zaprotestował natychmiast Ron.-Mama już wie?
-Nie, jeszcze jej nie powiedziałem ale zrobię to w swoim czasie.
-Lepiej jej o tym nie mów, bo jeszcze dostanie zawału! Pewnie dlatego tak jej pomagasz z urządzaniem tej kawiarni, co? Chcesz załagodzić sytuacje!-Zauważył chytrze Ron.
-A nie zwęgli ci mieszkania?-Zapytała Ginny.
-Nie, jeśli przygarniasz smoka z hodowli to są specjalnie do tego przygotowane. W bezbolesny dla nich sposób pozbawiamy ich mocy ziania ogniem.
-A do jakich one mogą dorastać rozmiarów?-Zapytała tym razem Mallory wyraźnie zaciekawiona tym tematem.
-Ten gatunek akurat nie przekracza wysokości 150 i długości 180 centymetrów licząc z ogonem.
-I ty chcesz trzymać takie bydle w domu!-Powiedział Ron zanim zdążył ugryźć się w język.
-Jeśli są dobrze wychowywane to są przyjazne i bardzo wiern.  e swojemu właścicielowi poza tym można je nauczyć kilku sztuczek, a Charlie zna się na tym wszystkim doskonale!-Powiedział Hagrid.
-To chyba fajne mieć takiego smoka na własność...-Odezwała się Mallory.
-Też tak myślę.-Rzekł Charlie.
-A ja nie! Ty możesz tego potem strasznie żałować i co wtedy zrobisz z takim potworem!?
-Ron dlaczego tak myślisz? Nawet nigdy nie hodowałeś smoka! Nie wiesz jakie to są wspaniałe stworzenia! Wszystko zależy od tego jak do tego podchodzisz, bo jeśli nazwiesz kogoś potworem to chyba jasne, że cię nie polubi!-Wykrzyczał Charlie, bo Ron najwyraźniej uraził tym stwierdzeniem jego poglądy na temat tych stworzeń.
-Właściwie ja tam się nie znam na smokach i takich tam ale może rzeczywiście to zależy od podejścia...
-No nie ty też jesteś po jego stronie Ginny!
-Nie jestem po żadnej stronie Ron! Raczej nie przepadam za magicznymi zwierzętami ale na przykład Hardodziob okazał się w porządku.
-Może i tak, ale mimo wszystko trzymanie w domu takich zwierząt...-Powiedział już spokojniejszym tonem Ron-A w ogóle czym one się żywią?
-Larwy, ryby, różne mięso, niektóre owoce, jajka...
-Dobra, dobra nie musisz dalej wymieniać.-Przerwał Ron. A zresztą...jak chcesz to przygarnij sobie smoka jestem ciekawy jak to będzie u ciebie wyglądać...-Powiedział Ron ale Charlie zignorował tą uwagę.
-No a co się stało na Nokturnie ponoć był jakiś wypadek ja i Hermiona umierałyśmy ze strachu, a nie napisaliście żadnej informacji co się tam stało...
-Ginny, przecież gdyby coś poważnego się nam stało to dałbym znać! A na Nokturnie były po prostu zamieszki dwóch grup ze względu na odmienne poglądy no ale Harry zaplanował świetnie cały plan działania i tylko Paul ma rozcięcie na łydce no ale tak to już bywa jak się jest aurorem...
-Cieszę się, że jesteś cały Ron.-Powiedziała Ginny.
-No widzisz mnie to nic nie trafi...-Zaśmiał się.
-Cholibka, żeby zdać akademię aurorów w dwa miesiące to serio sukces!
-Wiesz co Hagrid ja już pójdę.-Pożegnał się Charlie.
-No to do zobaczenia już się nie mogę doczekać jak przywieziesz tu te dwa smoczki.
-Hagrid no ale gdzie ty chcesz je trzymać...no nie wiem na przykład w zimę?
-Rozbuduję se chatę no i będzie miejsce.-Powiedział z uśmiechem. Albo potem będę kombinował.
-Dzięki za wszystko Hagrid ja chyba też już pójdę. Ale zanim wyszedł Hagrid jeszcze na chwilę go zatrzymał.
-Zaczekaj Ron tak przy okazji to jest Mallory.
-Jestem Ron.
-Miło mi...ale właściwie to znam cię z opowieści.
-Serio jestem taki sławny, że nawet w Hogwarcie o mnie gadają?-Zaśmiał się Ron.-No to cześć.-Pomachał i wyszedł.
-A co tam u ciebie Mallory?-Zapytał Hagrid
-W porządku.
-A Rachel?
-Och, to chyba jasne, że wkurza mnie jak mało kto, ale ignoruję ją.
-Taa...jej zachowanie jest paskudne...-Przyznał.
-Ale kto to właściwie ta Rachel?
-Opowiem ci po drodze. To daj znać jak będziesz już miał te smoki dobrze?
-Jasne, ty byś nie przegapiła takiej okazji, co?-Zaśmiał się Hagrid.
-No pewnie, że nie! To cześć.-Hagrid pomachał im swoją olbrzmią dłonią i po chwili wyszły.
-Właściwie może powiesz coś więcej o sobie, bo wciąż słabo sie znamy?-Zagadnęła Ginny.
-No więc tak...jestem osobą ambitną, wesołą i bardzo upartą. Ludzie albo mnie bardzo lubią albo nienawidzą. Czasami mam szalone pomysły i dlatego niektórzy nie potrafią mi zaufać.Moją najlepszą przyjaciółką jest Jackie, nie wiem czy jest ktoś kto zrozumiałby mnie tak jak ona. Narazie się uczę a w przyszłości chcę zostać aurorem.-Zakończyła.
-O, masz ambitne plany.
-Twój brat przeszedł tą szkołę w dwa mieisące, naprawdę go za to podziwiam, bo ponoć nie jest to łatwa szkoła.
-No wiesz mój brat nigdy nie miał jakiś doskonałych ocen, w Hogwarcie był raczej przeciętny, choć wiem, że jest bardzo zdolnym czarodziejem. W końcu wytyczył sobie cel i to niełatwy. Zmobilizował się i zaczął pracować nad sobą. Teraz cała nasza rodzina jest z niego dumna i chyba przejdzie do historii, bo miał same powyżej oczekiwań i to w dwa miesiące! Dasz radę Mallory. Poza tym wiem, że wciąż poszukują nowych aurorów.
-Wszyscy mi to powtarzają. Ale tak naprawdę boję się, bo bardzo mi na tym zależy. Kilka osób twierdzi, że kobiety rzadko zostają aurorami, bo są po prostu za słabe!
-To bzdura! Wiem dobrze, że wśród aurorów nie ma samych mężczyzn.
-No tak może...-Powiedziała niepewnym tonem.
-Nie może, tylko na pewno! Uwierz w siebie, bo to jest najważniejsze!
-Słuchałyśmy z dziewczynami twojej audycji w radiu. Ty nie jesteś taka jak te inne sławne osoby. Widać, że zależy ci na twoich fanach i że naprawdę chcesz dobrze.
-Bo tak jest, chcę pomóc wszystkim takim jak ja!
-Pamiętam co mówiłaś. ,,Nie bójcie się spróbować! ,,Uwierzcie w siebie i nie zwracajcie uwagi na słowa ludzi którzy zwyczajnie chcieliby być na waszym miejscu! I najważniejsze, nie przejmujcie się jeśli coś wam nie wyjdzie zawsze można jeszcze spróbować, poprawić swój błąd. To od was zależy kim jesteście i kim będziecie."-Zacytowała, a dla Ginny to było może nawet wzruszające, że ktoś zapamiętał słowo w słowo jej wypowiedź.
-Ja nie wiedziałam, że ktoś w ogóle mnie wysłucha a tym bardziej zapamięta...
-No co ty! Wiesz jak się ucieszyli z tej audycji!
-Naprawdę nie wiesz ile to dla mnie znaczy...-Po chwili tą wymianę zdań przerwała grupa ślizgonów z brunetką na czele.
-Ej ty, dokąd tak pędzisz!?-Zachichotała ślizgonka i cała otaczająca ją grupa parsknęła śmiechem dopóki nie uciszyła ich gestem. Czym się zajmują twoi kochani mugole!? O, widzę, że zaprzyjaźniłaś się z jedną ze sławniejszych graczy w quidditcha chciałabyś być taka jak ona. Myślisz, że mając sławną przyjaciółkę się wybijesz, tak? Więc chyba jednak nie jesteś taka głupia na jaką wyglądasz. Ponownie się zaśmiali. Ginny chciała coś zrobić może niekoniecznie załatwić to zaklęciami, ale chociaż zaprzeczyć temu wszystkiemu i skarcić ich za te słowa i zaczepki.
-Nie, Ginny daj spokój, to tylko ślizgoni...
-Oni tak zawsze?
-Już dawno się mnie uczepili, bo widzisz Rachel uważa mnie za lubianą i popularną w Hogwarcie, a ona zawsze szuka sobie takiej osoby, żeby rywalizować z nią pod każdym względem. Jestem dla niej jakby przeszkodą, żeby stała się najbardziej lubiana w Hogwarcie...
-To jest chore.
-Też tak myślę. Poza tym w wakacje wygrała ponoć jakiś konkurs piękności czy coś...
-Nie boisz się, że ona...
-Coś mi zrobi? Nie dla mnie jest raczej niegroźna, bo boi się mnie po takim jednym ostatnim pojedynku to było z nią naprawdę nieciekawie...-Powiedziała i po chwili się zaśmiała.-Dlatego niektórzy twierdzą, że jestem groźna i kilku trzyma się ode mnie z daleka, ale mi to jak najbardziej odpowiada.
-Serio pojedynkowałaś się z tą...
-Rachel. Tak właściwie na swojej liście mam sporo takich potyczek ze ślizgonami dzięki temu niektórzy już się nauczyli, że niewarto ze mną zaczynać. Kiedy Ginny wcześniej słyszała plotki o Mallory, że jest groźna, potrafi nieźle dogryźć, a na swoim koncie ma mnóstwo walk to inaczej ją sobie wyobrażała, a tymczasem wszystko wyglądało trochę inaczej. Jeśli oni zawsze ją tak zaczepiają to nie jest to wcale zadziwiające.
-Nie boisz się walczyć ze ślizgonami.-Stwierdziła Ginny.
-No co ty! To idioci! Potrafią tylko rzucać obelgami, ale jak przyjdzie co do czego to są naprawdę słabi i beznadziejni. Właściwie nie dziwi mnie to trzykrotne przypudrowanie noska Rachel musi trochę zajmować i dlatego pewnie nie ma biedna czasu na ćwiczenie zaklęć. Powiedziala i obie parsknęły śmiechem.-Może jest ładna, ale do najinteligentniejszych nie należy, a gdyby nie miała bogatych rodziców to nawet ślizgoni przestaliby ją lubić.
-Więc dlatego tak jej służą.
-Dokładnie. Ja to chyba nigdy nie zrozumiem takich ludzi.
-A co jej właściwie chodziło jak powiedziała ,,chciałabyś być taka jak ona" chodziło o mnie?
-Tak, bo widzisz w zeszłym roku udało mi się powtórzyć twój ,,zwrot przeplatany" i wszyscy mnie za to podziwiali nawet niektórzy ślizgoni, inni też próbowali ale im nie wychodziło no i od tamtego czasu stałam się jeszcze bardziej popularna no i od tego pojedynku z Rachel. W ten sposób dostałam się też do drużyny jako ścigająca.
-Super! Mogłaś do mnie napisać, że ci się udało!-Widząc jej zdziwioną minę domyśliła się dlaczego nie napisała.- Nie wiedziałaś?Mam swoją skrytkę pocztową na Pokątnej i kiedy mam czas to odpisuję na listy fanów.
-Serio? Jakoś nigdy o tym nigdzie nie słyszałam no i...nie obrazisz się, że udało mi się go powtórzyć a potem jeszcze trochę go przekształciłam...
-Nie! To świetnie, że ci się udało i dobrze, że przekształciłaś! Może na podstawie mojego zwrotu stworzysz coś innego bardzo przydatnego. Cieszę się, jeśli ludzie próbują na tym to wszytko polega i każdy tak zaczynał.
-Dzięki, choć szczerze mówiąc raczej nie będę się tym zajmować w przyszłości, myślę, że aurorstwo to moje przeznaczenie, chociaż...Jackie stwierdziła, że powinnam prowadzić kabaret.-Zaśmiała się.
W czasie kolacji Mallory nagle gdzieś zniknęła i wszyscy zastanawiali się gdzie się podziała, ale jeszcze bardziej zdziwieni byli widząc na błoniach Mallory i Rachel z wyciągniętymi różdżkami otoczone przez sporą grupę uczniów z różnych domów.
-No i nie idź tu za Mallory jak ci powie ,,Mam coś do załatwienia".-Westchnęła Jackie.
-Mówiła, że ich ignoruje.-Wtrąciła Hermiona.
-No tak jeśli obrażają ją, ale jeśli ktoś obraża jej bliskich to już mu można powiedzieć, żeby pisał testament i życzyć w miarę  lekkiej śmierci.-Powiedziała Jackie szeptem. Ona ma wielki honor i nie pozwala, żeby ktoś obrażał jej przyjaciół albo rodzinę. Pewnie Rachel posunęła się za daleko.
-Trzeba coś z tym zrobić! Powiedziała Hermiona i zaczęła przeciskać się przez tłum ale Jackie ją powstrzymała.
-Zwariowałaś!-Hermiona zrobiła oburzoną minę.-Przepraszam, ale to sprawa między nimi i nie wiesz czym mogłoby grozić gdybyś się teraz w to wtrąciła.
-One się tam pozabijają!-Powiedziała przerażona Martha.
Obydwie krążyły z wyciągniętymi przed siebie różdżkami zataczając wielkie koło, ale odległość między nimi wciąż pozostawała taka sama.
-Odszczekaj to!-Przerwała w końcu tą ciszę Mallory
-Czyli masz na myśli to, że tylko skonfundowani lub ślepi się z tobą przyjaźnią? Nigdy. Musisz wbić sobie to w końcu do głowy Catchet, że lepiej ze mną nie zaczynać.
-Nie boję się ciebie!-Syknęła.
-O, widzisz te pokraki, które nazywasz ,,przyjaciółkami" jakoś nie są teraz skore do pomocy. Powiedziała Rachel i na moment przestała patrzeć na Mallory tylko spojrzała na ich piątkę. Ginny miała wielką ochotę cisnąć w nią jakimś zaklęciem, ale wiedziała, że nie powinna.
-Nie przejmuj się tym co mówi!-Krzyknęła Nickole.-Nie daj się sprowokować!
-Nie Nicki, ona już dawno musi zrozumieć jak kończą tacy jak ona.
-W takim razie dawaj bohaterko!-Powiedziała Rachel po czym obie stanęły w miejscu.
-Nie chcę na to patrzeć.-Powiedziała Martha i zakryła oczy dłońmi.
Po chwili stało się coś czego chyba nikt się nie spodziewał. Nagle na miejscu wysokiej blondynki pojawiła się lwica. Niektórzy zaczęli się rozglądać w poszukiwaniu dziewczyny inny zaczęli szeptać, a jeszcze inny cofnęli się ze strachu.
-To ona jest animagiem? Rzuciła pytanie Hermiona i trudno było stwierdzić do kogo właściwie było skierowane.
Lwica zaryczała gniewnie, a Rachel krzyknęła:
-Conjunctivitis!-Ale w tej samej chwili ktoś wybiegł z tłumu rzucając zaklęcie tarczy dzięki czemu Rachel trafiło jej własne zaklęcie odwróciła wzrok, zachwiała się i upadła.
-Niegrzeczna kicia.-Zwrócił się do Mallory wysoki, szczupły, przystojny brunet, a ona zaryczała co wyglądało jakby mówiła ,,Co ty robisz, nie potrzebuję twojej pomocy!"co chyba właśnie tak odebrał ten chłopak.
-No dobra, dobra.
-Mamy...kolejnego...bohatera.-Wydyszała Rachel wciąż siedząc potparta na ziemi ale z wyciągniętą przed siebie różdżką. To zaklęcie musiało nie tylko ją oślepić, ale i osłabić.
Mallory naprężyła się już do skoku na Rachel a ona zaczęła się cofać, ale zanim zdążyła wyskoczyć powstrzymała ją jej najlepsza przyjaciółka.
-Mallory nie rób tego! Masz natychmiast przestać!-Krzyknęła a wszyscy (no może oprócz Nickole) zwrócili swój wzrok w jej stronę. Lwica wydała z siebie coś jakby skowyt, a po chwili wyglądała jakby za chwilę miała ją zaatakować więc tłum w tym miejscu rozstąpił się, a po chwili Mallory skoczyła w jej stronę rozwierając paszczę. Hermiona aż otworzyła usta i przygotowała różdżkę, a Jackie wciąż pewnie stała zachowując zimną krew i jakby nic nie miało się jej stać i właściwie tak było, bo w połowie skoku Mallory z powrotem miała dwie ręce i dwie nogi zamiast czterech wielkich łap i złote włosy zamiast sierści.
Rachel korzystając z tego, że Mallory stała teraz tyłem do niej rzuciła jakieś zaklęcie, ale brunet natychmiast je zablokował.
-Tylko spróbuj jeszcze raz rzucać w jej stronę jakieś zaklęcia!-Powiedział gniewnie, a Rachel już nic nie powiedziała tylko przywołała do siebie jakichś dwóch ślizgonów którzy pomogli jej wstać.
-Co to za zbiegowisko! Przedarła się przez tłum profesor Sener. CO WY ZNOWU ZROBILIŚCIE!-Powiedziała niskim przerażającym głosem.
-Pani profesor ona jest jakaś nienormalna!-Krzyknęła Rachel wskazując na Mallory.
-Nie udawaj niewiniątka!-Powiedziała oburzona Jackie.
-On też rzucał we mnie zaklęciami! Powiedziała o brunecie.
-Panno Catchet natychmiast ze mną! Ty też panie Thomson.
-To ja odprowadzę Nickole do dormitorium.
-Nie ma takiej potrzeby Jaqueline, ponieważ panna Nickole daje sobie świetnie radę a nie myśl sobie, że kara cię ominie. Ucięła nauczycielka.-A ty Rachel idź do skrzydła szpitalnego. Na te słowa Mallory i Jaqueline parsknęły śmiechem wyrażając swój sceptycyzm.
-Za wesoło wam? Powiedziała surowym tonem.
-Przepraszamy.-Odchrząknęła Mallory.
-A wy wszyscy rozejść się!
-Pani profesor.-Podbiegła do niej Hermiona.
-Ja i Ginny widziałyśmy wszystko i wiemy o co chodzi możemy też iść.
-Jeszcze nikt tak bardzo nie chciał ze mną iść, ale skoro macie coś do powiedzenia to serdecznie zapraszam.
Po bardzo szczegółowej analizie tej całej historii przez opiekunkę Gryffindoru w końcu wyszli z jej gabinetu. Mallory i Duke (okazało się, że tak właśnie ma na imię ten chłopak) dostali szlaban w najbliższą sobotę, ale jak się potem okazało wina nie została rozstrzygnięte tylko po jednej stronie, ale profesor Sener musiała rozmawiać o całej sytuacji ze Slughornem, który potem jak się okazało (dosyć niechętnie) odebrał Slytherinowi 50 punktów za obrażanie, wszczynanie awantur i w końcu uczestnictwo w pojedynku.
-A tam i tak myślałam, że będzie gorzej. Jak na zmienienie się w lwicę i chęć rozszarpania Rachel to serio szlaban jest chyba niczym.
-To było strasznie głupie Mallory gdyby Jackie cię wtedy nie powstrzymała to...-Zaczęła Hermiona.
-To przynajmniej byłoby jednego okropnego ślizgona mniej.-Powiedziała Ginny.
-No nie ty tak serio Ginny?-Powiedziała z niadowierzaniem Hermiona.
-Nie słyszałaś jak ona o niej mówiła.
-Właściwie miałam na myśli to, że obrażała Nickole i was no i...-W tej samej chwili do pokoju wspólnego wszedł Duke.
-Cześć co tu taki tłum opowiadacie historię życia? Powiedział i usiadł obok Mallory.
-No tak. Powiedziała Jackie.-Chociaż sporo tych historii życia.
A jak się czujesz?-Zapytał Duke.
-W porządku.-Powiedziała Mallory.-Jak zamieniam się w lwicę to jestem szybsza i silniejsza, ale potem kiedy z powrotem staję się człowiekiem to jestem zmęczona, bo normalnie w swojej skórze nie zrobiłabym tego co potrafię zrobić jako lwica.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś animagiem?-Zapytała Ginny.
-No nie wiem tak jakoś mi umknęło.
-Nie kobieta zamienia się w lwa, ale jej to ,,umknęło".-Zaśmiała się Jackie.
-Dzięki Duke.-Powiedziała Mallory i uśmiechnęła się do niego po czym Jackie odchrząknęła.-No co ty kochana tobie to ja za wszystko dziękuję! Następnie przez cały czas Mallory była w Hogwarcie tematem numer jeden (no może oprócz Ginny której obecnością wciąż byli zafascynowani i podekscytowani) i nawet nosili plakietki z napisami ,,lwica numer jeden", ,,lwia armia" co jeszcze bardziej doprowadzało Rachel do szału, ale mimo wszystko bała się Mallory i przestała już z niej szydzić.
-Ginny ty teraz jesteś najpopularniejszą osobą w Hogwarcie i myślę, że poznałaś już dość Rachel, żeby wiedzieć, że powinnaś być teraz ostrożna jestem pewna, że ode mnie się już odczepi.
-Jasne dzięki Mallory, ale nie przejmuję się tym, nie chcę rywalizacji z Rachel, wcale mi na tym nie zależy, żeby być popularniejszą od niej.
-Wiem, ale Rachel tego nie wie i nawet jeśli nie chcesz rywalizacji ona może to sobie ubzdurać-tak samo było ze mną.
-No dobrze będę na nią uważać...


              Jeśli dotrwaliście do końca to dzięki za przeczytanie. Wiem, że dzisiaj trochę nie o Hinny, a bardziej o tym co w Hogwarcie no i że dzisiaj rozpisałam się bardziej niż zwykle. A z takich informacji to teraz postaram się, żeby posty były raz w tygodniu w soboty lub w niedziele,  ale zaczęła się szkoła i nie zawsze będzie mi się to udawać. Mam nadzieję, że post się podobał.



















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz