Harry i Ginny z samego rana chodzili podenerwowani czekając na nowe wieści, jednak nie spodziewali się czego się dowiedzą...Nie minęło wiele czasu odkąd przez frontowe drzwi wpadła zapłakana Luna.
-Ja....nie wierzę....to się stało tak szybko....-Mówiła szlochając a po jej policzkach ciekły łzy, a Neville objął ją ramieniem.
-Spokojnie.-Powiedziała profesor McGonagall.-Powoli, więc co się stało?-Zapytała nadzwyczajnie spokojnym głosem jak na surową nauczycielkę jaką znali.
-On...On...ZAMORDOWALI TATĘ!-Powiedziała i zaniosła się płaczem po czym wszyscy zlecieli się wokół niej, żeby ją jakoś pocieszyć.
-Ksenofiliusa Lovegood'a!-Zawołał Hagrid nie dowierzając.
-Wielkie nieba...-Westchnęła Minerwa.
-Ale...jak to?!-Zapytała Ginny, bo do niej również to nie docierało jak zresztą do wszystkich.
-Publikował w...w..wiele wywiadów, które obciążały mm...ministerstwo i...i..zamordowali go prawdopodobnie tej nocy.-Mówiła jąkając się a jej wielkie oczy opuchły od ilości wylanych łez.
-Tak mi przykro...-Wydukał Harry, bo nic innego w tej sytuacji nie przychodziło mu do głowy, dobrze wiedział jak to jest stracić bliskich...
-O kurcze...Luna to naprawdę straszne...-Powiedział Ron.
-D..d..dodatkowo wiedzieli, że pomagał Harry'emu p..podczas bitwy o H..Hogwart.-Łkała.-Chcieli się zemścić.
-To wszystko moja wina...-Powiedział Harry i ogarnął go wstyd, nie dość, że Luna w tak młodym wieku straciła matkę to teraz jeszcze ojca, którego tak bardzo kochała...
-Harry, n...nie możesz się z...za to obwiniać.-Powiedziała Luna.-I t...t...tak zawsze b..byłeś m..moim przyjacielem.-Powiedziała podnosząc głowę, żeby na niego spojrzeć i nawet lekko wykrzywiła usta.
-Gdyby nie miał ze mną nic wspólnego, nic by się nie stało.-Stwierdził Harry.
-Och, nie Potter, teraz każdy może się stać ich ofiarą, opanowali ministerstwo, jeśli ich nie powstrzymamy zrobią z nami co chcą, już i tak wiadomo, że dochodziło do masowych ucieczek z Azkabanu.-Oświadczył Flitwick a sporo osób wzdrygnęło się na tę informację.
-Kochana, może pójdziesz się położyć?-Zaproponowała uprzejmym tonem profesor Sprout na co Luna tylko kiwnęła głową i poszła, a Neville ją odprowadził.
-Nie wierzę...-Powiedziała Hermiona trzymając się za głowę.
-Biedna Luna...-Powiedziała Ginny.
-Taaak...w życiu nie widziałem jej tak roztrzęsionej.-Przyznał Ron.
-Ja też nie.-Powiedział Harry patrząc przez okno.-Uważam, że powinniśmy próbować znaleźć Kingsley'a.
-Ale Harry! On przepadł! Nikt nie wie co się z nim stało, nie widzieli go od wielu tygodni, wszyscy spodziewają się najgorszego!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę, że to serio dziwne, nawet gdyby go przetrzymywali...no to w końcu Kingsley, wiele lat był aurorem, uciekłby im.-Stwierdziła Ginny.
-Chcecie na siłę robić z niego trupa!-Wrzasnąl Ron, bo chyba już nerwy brały nad nim górę.-To co, o mamie też tak powiecie, bo ostatnio nie odpisywała Hagridowi!?-Powiedział podenerwowany Ron.
-Nie to miałam na myśli, po prostu sama już nie wiem co robić...-Powiedziała Ginny i ukryła twarz w dłoniach, a w jej głosie można było wyczuć bezradność.
Nagle Harry'emu coś przyszło do głowy.
-Stworek!-Zawołał.
-Tak, sir?-Skłonił się nisko oczekując komendy.
-Odnajdź panią Weasley.-Powiedział, a skrzat znów się skłonił i deportował.-Mam nadzieję, że ją znajdzie, Ginny.-Powiedział Harry wciąż nie odrywając wzroku od okna, gdyby nie on, gdyby nie on nikomu nic by się nie stało...-Ta myśl przeszywała go na wskroś, bardzo się bał, że jeśli pani Weasley-osobie, która kochała go jak własnego syna, coś się stało będzie za to niósł brzemię odpowiedzialności do końca życia.
-Harry to nie twoja wina...-Powiedziała Ginny.-Przecież to nie ty pchałeś się do bycia wybrańcem, wygrałeś bitwę z Voldemortem to i z nimi sobie poradzimy, bez swojego pana są przecież bezradni!-Powiedziała Ginny i Harry poczuł jakby jego myśli zostały dziwnie obnażone.
-Ale chęć zemsty może ich zaprowadzić do okrutnych czynów, już samo to, że zamordowali ojca Luny...-Powiedziała Hermiona.
-Od Dracona wiem, że śmierciożercy zawarli jakby pakt z tymi z ministerstwa, oni sterują ministerstwem, a śmierciożercy są im do usług.-Wytłumaczył im Harry.
-A więc ci z ministerstwa to nie śmierciożercy...-Powiedział niepewnie Ron.
-Tylko niektórzy, którzy nadzorują ruchy ministerstwa.-Poprawił go Harry.
-Więc ministerstwo też musiało mieć jakiś cel w zabiciu pana Lovegood'a...-Stwierdziła Ginny.
-Nie sądzę, śmierciożercy mszczą się i mają na to pozwolenie ministerstwa, za to śmierciożercy "pomagają"ministerstwu podporządkować mugoli i mugolaków.
-Och, świetnie.-Westchnęła Ginny.
-Mama też zawsze była po stronie mugoli i mugolaków...Mam nadzieję, że nic jej nie jest.
-Harry, co mówiła ci, gdy byłeś u Dracona?-Zapytała Ginny.
-Chciała się z wami zobaczyć, ale powiedziałem, że to zły pomysł i że ja się wami zajmę, nic więcej nie wiem, bardzo się śpieszyłem, bo strasznie mnie przeraziły informacje, które przekazał mi Draco.
-Ale przecież na pewno dostała list od McGonagall!-Powiedziała Ginny wstając i zaczęła chodzić w kółko.-Więc dlaczego wciąż jej nie ma?
-Ginny, może była zmuszona zmienić kryjówkę, może szukali nas u Dracona, dlatego nie mogła się deportować.-Próbował ją uspokoić Harry i objął ją ramieniem tak samo jak Neville Lunę.
-Przecież by nas nie zostawiła Ginny, to nasza mama...-Powiedział Ron smutnym głosem.
-Czasami rodzice są zmuszeni zostawić swoje dzieci...-Powiedziała Ginny.-Ja się po prostu boję, nie potrafię tu siedzieć kiedy ona może właśnie w tym momencie jest gdzieś torturowana...-Tego najbardziej obawiał się Harry, że Ginny zacznie właśnie tak mówić i że nie będzie w stanie zostać w miejscu.
-Ginny, tutaj jesteśmy bezpieczni...-Powiedziała łagodnie Hermiona.-Ja też boję się co będzie z moimi rodzicami, ale nie wolno nam się stąd ruszać, jak myślisz jak czułaby się twoja mama gdyby nas zabili?-Próbowała jej wyperswadować ten pomysł Hermiona.
-Przekażę wszystkie informacje profesor McGonagall, wiem, że planują wkroczyć do ministerstwa, ale najpierw muszą wiedzieć wszystko o tym co się tam teraz dzieje.-Powiedział Harry.-A o pani Weasley powiem Zakonowi, oni na pewno pomogą nam jej szukać.-Harry'emu widocznie choć trochę udało się uspokoić Ginny, bo znowu usiadła.
-Mam nadzieję, że nie jest za późno...-Westchnął Ron.-Porozmawiam później z Fredem, George'm, Bill'em i Percy'im, może oni coś wiedzą.
-Masz rację Ron, musimy się wymieniać tymi informacjami.-Powiedziała Hermiona, a Rona bardzo ucieszyło, że Hermiona się z nim zgodziła.
-Tak, powinniśmy z nimi porozmawiać.
-Bill i Fleur chyba jeszcze śpią, a Percy pewnie będzie u siebie.-Powiedział Charlie.-Fred i George chyba mają poranną wartę.
-Patrzyłam na grafiki i nasza czwórka ma dzisiaj w nocy wartę.-Powiedziała Ginny, a Harry ucieszył się, że zmieniła temat.
-Będziemy się zmieniać.-Powiedział Ron.
-Dobry pomysł.-Powiedziała Hermiona.
Przez cały dzień zajmowali się prostymi czynnościami jak pomoc w kuchni, czy sprzątanie w salonie byleby odwrócić uwagę od ponurych wieści. Aż w końcu nadszedł wieczór i czas ich nocnej warty.
-Pani profesor kazała wam przypomnieć, że macie teraz wartę i zmieniacie Bill'a i Charlie'ego.-Poinformował ich Percy i cała czwórka ruszyła się sprzed kominka.
-Zostańcie, serio my pójdziemy pierwsi.-Zaproponował Ron i razem z Harry'm ubrali kurtki i wyszli na werandę.
-Powodzenia.-Życzyli im Fred i George wchodząc do domu.
-Od tamtej strony nie widać tej werandy.-Zagadnął Ron siadając na ławce obok Harry'ego.
-No cóż, zaklęcia ochronne...
-Taa...stary a właściwie to czy Draco jeszcze coś ci mówił?-Zapytał.
-Mają swoja kryjówkę pod ziemią no i w ministerstwie.
-Może gdzieś w ich kryjówce powinniśmy poszukać Kingsley'a?-Zaproponował Ron.
-Nie wiem czy to taki dobry pomysł, tam jest wiele śmierciożerców, jeśli już potrzebujemy wsparcia.
-Pamiętasz jak was porwali?-Zapytał Ron.
-Trudno byłoby zapomnieć.-Zaśmiał się.
-Więc oni muszą prowadzić jakieś badania nad czystością krwi.-Zauważył Ron.
-Chyba tak.-Powiedział Harry.-Dzięki stary, że nas z tego wyciągnąłeś, gdyby nie ty może by nas już tu nie było.
-Nie ma sprawy, w sumie nie wiem dlaczego mnie zostawili w spokoju, pewnie to dlatego, że jestem za głupi, ich raczej fascynuje Hermiona, która mimo krwi jest genialna.
-Nie Ron, z pewnością nie o to chodzi, ty też jesteś mądry i odważny, zostałeś sam a nas uratowałeś.
-Ale gdyby nie Fred i George...
-Nie, tutaj chodzi o ciebie, jesteś świetnym łamaczem zaklęć, zdolnym czarodziejem, naprawdę cieszę się, że mam takiego przyjaciela, który mnie nigdy nie zostawił.
-Dzięki stary. W takim razie wiemy, że mają kryjówkę pod ziemią, mają pakt z ministerstwem, a ministerstwo z kolei chce oddzielić mugolaków i mugoli od czarodziejów no i jeszcze robią jakieś badania dotyczące prawdopodobnie czystości krwi.
-Idealne podsumowanie.
-Harry?
-Tak?
-Jak właściwie cię złapali śmierciożercy, przecież ukrywałeś się u Malfoy'ów?
-Jak teraz o tym pomyślę, to otworzyłem list zaadresowany do mnie i później jak się deportowałem chyba mnie zobaczyli.
-Czyli na przyszłość lepiej nie otwierać takich listów.
-Chyba wysyłali je do wszystkich u których mogliśmy się ukrywać.-Wytłumaczył.
Po paru godzinach siedzenia na werandzie i rozmawiania ustalili, że Ron zamieni się z Ginny.
-No hej, jestem.-Powiedziała Ginny po czym odprowadziła Rona wzrokiem.-Nie mogłam zasnąć, Luna cały czas płacze, zresztą wcale jej się nie dziwię...
-Tak, to straszne...Nawet nie wiem co powiedzieć ,,przykro mi" przecież to wszystko moja wina...
-Harry to nie tak, Ksenofilius Lovegood chciał być po naszej stronie, Luna mówiła mi przed chwilą, że on jej bronił,chcieli dorwać Lunę, a przez nią nas.
-Czasem zastanawiam się czy nie powinienem się gdzieś wynieść, żeby nie narażać kolejnych osób...-Powiedział smutnym głosem.-Nie zniósłbym tego gdyby coś ci zrobili...
-Nie dam ci nigdzie odejść, a już teraz mówię ci, że narażanie się to moja dobrowolna decyzja, nie kupię bezpieczeństwa za brak lojalności...Miłość niesie za sobą konsekwencje, jestem na nie gotowa.-Powiedziała i złapała go za rękę.
-Boję się, że coś ci się stanie, ale mogę złożyć wieczystą przysięgę, że będę cię zawsze bronił.
-Harry, doceniam to, tęskniłam za tobą...-Powiedziała a łzy pociekły jej po policzkach.
-Dobrze, że zdołałem uratować tę dziewczynkę w komnacie tajemnic...-Powiedział i już zanurzył rękę w jej włosach ale nagle usłyszeli w pobliżu stuk deportacji.
-Musimy to sprawdzić.-Powiedziała Ginny szeptem.
-Masz rację.-Powiedział po czym wyciągnęli przed siebie różdżki.
To co zobaczyli omal nie zwaliło ich z nóg. Przed barierą ochronną z zaklęć pojawiła się Aurora podpierająca Molly Weasley.
-Już niedaleko Molly.-Zapewniła Aurora.-To musi tu gdzieś być.
-Mamo!-Ginny ze łzami w oczach próbowała wybiec zza bariery ochronnej ale coś lekko odepchnęło ją do tyłu.
-Co jest?!-Zapytała.
-Pewnie muszą przez nie przejść, bo jeśli zdołają wejść tutaj to znaczy, że to naprawdę one, te zaklęcia wykrywają zaklęcie Imperio i eliksiry wielosokowe.-Wytłumaczył Harry.
-Mamoo!-Wrzeszczała trzymając ręce na tyle na ile jej pozwoliła magiczna ściana.
-Ginny, one nas nie słyszą.
-Ale widzisz jak ona wygląda!-Krzyknęła Ginny.-Expecto patronum!-Powiedziała a jej koń poszybował tak samo jak po chwili jeleń Harry'ego.
-To patronusy!-Powiedziała matka chrzestna Harry'ego.-Musi tu być Zakon!-Powiedziała uradowana.
-Znam...tylko...tylko jedną osobę...która ma konia...za patronusa.-Powiedziała pani Weasley ostatkiem sił.-Molly one wyraźnie pokazują, aby wbiec na te ścianę, wiem, że to może być pułapka ale musimy spróbować.-Oświadczyła Aurora i po chwili były już po drugiej stronie ściany.
-Mamoooo!-Powiedziała Ginny i rzuciła się matce w ramiona.-Co oni ci zrobili?-Zapytała przerażona na bladą i słabą matkę.
-Harry, te wasze patronusy...-Pochwaliła Aurora.
-To był pomysł Ginny.-Przyznał.-Pani Weasley pomogę pani pójść do salonu, a później pójdę obudzić panią Pomfrey.-Oświadczył Harry po czym wziął ciężar pani Weasley na swoje barki i pomógł jej dojść do salonu i usadził ją na fotelu.-Ginny musisz wrócić na wartę.-Powiedział Harry, bo znał takie przypadki już z doświadczenia, że opuszczenie patrolu choć na chwilę kończyło się katastrofą.
-Ja mogę dokończyć tę wartę.-Powiedziała Aurora.-Ty się wyśpij skarbie, ogromne dzięki za pomoc.-Ucałowała ją i wyszła.
-To ja pójdę obudzić braci.-Oznajmiła Ginny i pobiegła na górę po schodach.
Po paru minutach zbiegli się wszyscy Weasley'owie oraz Hagrid, który podobno miał kłopoty ze snem.
-Co tu się dzieje?!-Powiedział groźnie Slughorn schodząc po schodach i przyświecając sobie różdżką.
-To my profesorze.-Powiedziała Hermiona.
-Ach, Merlinowi dzięki, usłyszałem jakieś szmery i już się przestraszyłem.-Odetchnął z ulgą.
Pani Weasley wciąż była słaba ale dzięki czarom pani Pomfrey już powoli wracała do siebie.
-Cholibka Molly, ale jak tyś oberwała tym Cruciatusem?-Zapytał Hagrid z niepokojem i Slughorn też zaczął się temu przysłuchiwać.
-Po tym jak Draco i Narcyza byli zmuszeni zmienić kryjówkę...
-To przeze mnie prawda....-Powiedział Harry i zakrył twarz w dłoniach na co Ginny przecząco pokręciła głową.
-Harry, nie twoją winą jest to, że śmierciożercy napadają teraz na domy wszystkich mugolaków i tych u których mógłbyś się ukrywać. Kiedy Molly przybyła do mojego domu, napadli na nas, szukali was.-Wskazała na Harry'ego, Ginny, Hermionę i Rona.-Wkroczyli do mojego domu...
-A pani dom nie jest opatrzony zaklęciami zwodzącymi?-Powiedziała zdziwiona Hermiona.
-Pracownicy ministerstwa kiedy mają nakaz potrafią zdjąć takie zaklęcia i wkroczyć do domu jak gdyby nigdy nic. To typowy mechanizm.-Wytłumaczył jej Ron, co było dość dziwną odmianą, bo zwykle było na odwrót.
-Wymienialiśmy się zaklęciami, chcieli mnie unieruchomić, żeby móc torturować niczego nieświadomą Molly, kazałam jej uciekać, ale ona...za późno rzuciła zaklęcie tarczy, byli o ten moment szybsi. Oberwała Cruciatusem. Na jednego z nich udało mi się rzucić incarcerous, wiedziałam, że w tej potyczce dwie na trzech pozostałych mamy nikłe szanse wygrania tej potyczki. Ale pojawił się ten skrzat...chyba Stworek, on nas deportował.Potem przypomniałam sobie o liście, dzięki waszym patronusom byłam pewna, że to musi być ta kryjówka.
-Aż strach pomyśleć ile osób chcą jeszcze wykończyć...
-Właśnie, Ksenofilius Lovegood...nie żyje.-Poinformował je Ron.
-TEN Ksenofilius Lovegood? Znałam go, był naprawdę dobrym człowiekiem.
-Ksenio Lovegood NIE ŻYJE?!-Powiedziała zdziwiona Molly, ta myśl aż ruszyła ją z łóżka do pozycji siedzącej, ale po chwili pani Pomfrey znowu pchnęła ją na materace.
-Tak, mamo.
-Co się stało?-Zapytała a szok mieszał się ze smutkiem.
-Później pani wszystko wytłumaczą, teraz musi pani wypoczywać.-Powiedziała Pomfrey.
-Nie wierzę...co z Luną?-Zapytała zatroskana.
-Jest bardzo źle, cały czas płacze, kochała go.
-Och, to takie straszne, teraz dociera do mnie, że ja i Molly też niemal otarłyśmy się o śmierć, parę razy słyszałam jak nad uchem świsnęła mi Avada Kedavra...-Powiedziała Aurora.
-Ale dobrze, że wam nic nie jest.-Powiedziała mama i pogłaskała po włosach George'a siedzącego najbliżej.
-Teraz dom Ksenofiliusa i Luny bada kilku członków Zakonu.-Powiedział Harry.-Prawda jest taka, że będąc tu sprowadzam na wszystkich niebezpieczeństwo.-Powiedział smutnym tonem.
-Nie, bo prawda jest taka, że wszyscy tu obecni są gotowi walczyć, wkroczymy do ministerstwa, odnajdziemy Kingsley'a i obalimy tę władzę!-Powiedziała Ginny stając na stół, jakby to była jakaś pokrzepiająca przemowa.
-Ustalimy wszystko co wiemy i damy radę, masz pełną rację Ginny.-Powiedziała Aurora.-Niech każdy kto z nami zadrze wie, że nie będzie łatwo, niech wiedzą, że nie poddamy się bez walki, nie jesteśmy słabi i już raz to udowodniliście, tym razem i ja wam pomogę, nadszedł czas na to by zostawić przeszłość za sobą i powtórzyć ich porażkę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz