Hej, tak sobie myślę, że dawno tu nic do was nie pisałam, więc jestem. Mam do was gorącą prośbę, abyście na dole zostawili komentarz, chciałabym wiedzieć co sądzicie i wasza opinia naprawdę by mnie ucieszyła. Staram się wrzucać w niedzielę jednak czasami są opóźnienia z postami, bo piszę również na mojego drugiego bloga (na którego przy okazji zapraszam :) https://harryginny-czymniekochasz.blogspot.com/ ). Dobra już się tu nie rozpisuję, z góry dzięki i zapraszam do czytania i komentowania.
Rano, gdy Harry już się obudził Ginny nie było obok niego i pomyślał, że pewnie bierze prysznic lub robi już śniadanie. Gdy już się przebrał i zszedł na dół jego przypuszczenia okazały się trafne, Ginny była w kuchni i pomagała robić dla wszystkich śniadanie. Z radia leciała jakaś muzyka w rytm której rzucała zaklęcia to na siekające noże, to na brudne naczynia, to na patelnię, która przewracała co jakiś czas naleśniki, a ona sama krzątała się po kuchni i podśpiewywała. Harry nigdy nie pomyślałby, że ma taki śliczny głos, byli już tak długo małżeństwem, a on ile jeszcze o niej nie wiedział?Była tak zajęta, że nawet, gdy Harry oparł się o framugę go nie zauważyła.
-Dzień dobry kochanie.-Powiedział i objął ją w talii.
-Cześć.-Pocałowała go w policzek.-Jak ramię?
-Jest blizna, ale to nic takiego. A jak ty się czujesz?
-Ja?-Zapytała zdziwiona.-A niby co takiego mi się stało?
-Zawsze tak mówisz...a ja pomyślałem, że kiedy pracuję spędzamy tak mało czasu...a ja tak cię kocham Ginny, nie zapominaj o tym.-Powiedział z powagą.
-Harry...oczywiście, że nie zapomnę, ja też ciebie kocham.-Szepnęła i przytuliła go. Przeszkodził im Ron, który wszedł do kuchni.
-Ginny, wszyscy są już głodni.-Poinformował, jakby nie chciał komentować tego co przed chwilą zobaczył.
-Zaraz Ron, mam tylko dwie ręce!
-Taaa...dwie ręce do obściskiwania wybrańca.-Mruknął.
-Moment.-Powiedziała i kilka porcji naleśników pod wpływem zaklęcia opadło na talerze, a kolejne zaczęły się smażyć.
-Dzięki.-Powiedział Ron i zgarnął je zaklęciem, po chwili pełne talerze poleciały za nim do salonu.
-Tak chciałabym już wrócić do naszego domu w Dolinie...-Westchnęła ciężko.
-Tak, ja też, ale dobrze wiesz, że to jest teraz niemożliwe.-Patrzył przez okno i zatęsknił za swoim domem, jak długo będą się tu jeszcze ukrywać? W końcu dzień za dniem do kryjówki Zakonu przybywało coraz więcej osób, dom pani profesor był dzień za dniem powiększany zaklęciami, ale jak długo mogli jeszcze ukrywać się w jej domu? Przecież nie mogli go powiększać bez końca...
-Harry, ktoś do ciebie!-Zawołał Hagrid, a on zaczął się zastanawiać o kogo chodzi.
-Harry!-Zawołał Ted i rzucił mu się w ramiona.
-Dzień dobry!-Przywitała się z wszystkimi Andromeda, a ona i Aurora tak się polubiły, że aż wymieniły uściski.
-Ginny!-Podbiegł do niej, gdy wyszła z kuchni z lewitującymi talerzami.
-Teddy!-Wyściskała go, a wszyscy patrzyli z zauroczeniem na ten piękny obrazek.
-Harry, wszędzie was szukają, sytuacja jest nieciekawa, chcieli mi porwać Tedzia!-Powiedziała przerażona Andromeda.
-Babcia tak im pokazała...ja myślałem, że jest nieżywy!-Opowiadał podekscytowany maluch przy śniadaniu, a jego włosy tym razem były białe.
-Och, Teddy, musiałam nas ratować!-Wytłumaczyła Andromeda i widać było, że trochę się zawstydziła opowieściami wnuka o tym jak świetnie sobie z nimi poradziła.
Przez parę następnych tygodni, Hermiona czuła się jakby brała ją grypa ale rzeczywiście z dnia na dzień było z nią coraz gorzej.
-Oni cię wykończą!-Powiedział zdenerwowany Ron.-Zabiję ich jeśli coś ci się stanie!-Wrzeszczał.
-Panie Weasley, proszę się trochę uciszyć, próbujemy znaleźć dla pańskiej żony i wielu innych odpowiednie antidotum!-Uciszyła go McGonagall.
-Dobrze już, dobrze!-Powiedział spokojniej, ale wciąż w nim wrzało ze złości. Usiadł z powrotem na krzesło obok łóżka Hermiony i złapał ją za rękę.
-Ron to nic nie da, że się będziesz wydzierał.-Powiedziała cicho Ginny.
-A wy niby co byście zrobili gdyby któreś z was umierało na waszych oczach...-Powiedział teraz już płacząc.
-Ron tak mi...-Zaczął Harry.
-Tylko nie mów, że ci przykro, stary!-Syknął.-Bo to wszystko przez ciebie! To ciebie chcą!-Harry się tego zupełnie nie spodziewał i strasznie go to zabolało jeszcze raz spojrzał na Hermionę, miała okropnie bladą skórę i sine usta.
-Przeze mnie! A myślisz, że chciałem się urodzić ,,wybrańcem", że mi to wszystko pasuje! Myślisz, że ja się nie boję co będzie!-Wykrzyczał mu w twarz.-To się mylisz, bo mnie też to wszystko obchodzi i szukam rozwiązania, ale skoro uważasz, że tak będzie najlepiej to już idę do ministerstwa ucałować od ciebie dementorów!-Syknął po czym wstał, wziął swoją kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami.
-Nie mów, że ty też Ginny?!-Powiedział z wyrzutem Ron.
-Ale z ciebie palant Ron! Harry, zaczekaj!-Krzyknęła i pobiegła za nim.
-Muszę się przewietrzyć.-Powiedział przez zaciśnięte zęby i narzucił na siebie i Ginny pelerynę niewidkę, którą wyciągnął spod kurtki.-Wracaj, jest zimno.-Powiedział, bo Ginny od razu za nim wybiegła nawet nie biorąc ze sobą kurtki.
-Harry, Hermiona źle wygląda, on się o nią martwi, a jak tak jest zawsze histeryzuje...-Próbowała wytłumaczyć zachowanie brata.
-Trochę mi żal, że nikt tak naprawdę mnie tutaj nie chce, wszyscy już mają mnie dość! A najgorsze jest to, że mają rację, jestem potworem...-Powiedział smutno przyglądając się swojemu odbiciu w kałuży.-To przeze mnie Zakon musi zapewniać tym wszystkim osobom, które mi pomagają ochronę.
-Harry, nie mów tak!
-Muszę spojrzeć prawdzie w oczy, narażam wszystkich którzy są tu ze mną...ciebie też...
-To nie twoja wina, że rozpylili jakieś świństwo i że przez to mugolacy chorują!
-Ale i tak chcą was wyłapać, każdego kto mi pomagał, każdego kto ma ze mną jakiś związek. Nie mogę się wiecznie ukrywać...
-Przestań! Przestań!-Mówiła miotając się, wyglądała jakby dostała jakiegoś obłędu.-Nie mogę już tego słuchać!-Rozpłakała się.-Nawet nie wiesz jak to wszystko mnie boli.
-Chyba powinienem zrobić tak jak powiedział Ron...Kiedy mnie dostaną przestaną się mścić.
-Myślisz, że to rozwiąże problem?! Śmierć, tak? To jest twoje rozwiązanie!-Zaczęła go atakować.-Pomyśl teraz o wszystkich którzy walczyli dla ciebie, a ty tak nie doceniasz swojego życia, że chcesz się teraz tak po prostu poddać!-Harry wciąż nie odzywał się ani słowem...-Teraz śmierć to byłoby dla nas wszystkich najprostsze, ale to nic nie zmieni, może oprócz krzywdy tych których kochamy...-Powiedziała zapłakana tym razem spokojnym głosem jakby już brakowało jej siły.-Jestem tylko człowiekiem Harry, a ty właśnie rozszarpujesz mi serce mówiąc takie rzeczy...
-Ginny, ja wcale nie...-Zaczął właściwie sam nie wiedząc co chciał powiedzieć. Nie chciał już tego słuchać, tak bardzo nie chciałby już tego słuchać, nie widzieć jej zapłakanej, ślicznej twarzy pokrytej piegami, którą tak uwielbiał. Jemu samemu zaszkliły się oczy.
-Przemyśl to sobie...-Powiedziała dalej płacząc.
-Ginny...błagam cię, przestań...-Powiedział, jej łzy dziwnie na niego działały, czuł się tak beznadziejny i głupi, po tym wszystkim co mu przed chwilą powiedziała...Chciał zetrzeć łzę z jej policzka, może chciał jej po prostu dotknąć...
-Nie dotykaj mnie...-Powiedziała stanowczo, ale zarazem spokojnie, zrzuciła z siebie niewidkę i pomaszerowała do domu a jej długie włosy zaczął moczyć deszcz. Nagle tak się rozpadało, że Harry był cały mokry, ale wciąż nie chciał wracać, nie żeby zobaczyć omdlałą Hermionę, smutnego Rona i rozdartą, płaczącą Ginny, jego jedyną, jedyną,która rozumiała jego myśli i uczucia jak nikt inny...Jak te kilka zdań, które powiedział ją zraniły...Miał wrażenie jakby jej smutny głos brzmiał mu w głowie: ,,Pomyśl teraz o wszystkich, którzy walczyli dla ciebie...,,to nic nie zmieni oprócz krzywd tych, których kochamy"...rozszarpujesz mi serce mówiąc takie rzeczy..."
Sam już nie wiedział co powinien zrobić, nie dość, że on i Ron tak się pokłócili to jeszcze ucierpiała na tym wszystkim Ginny, nie było teraz nikogo z kim mógłby o tym pogadać...
***********
-Gdzie on jest?-Denerwowała się Ginny.
-Przecież mówiłaś, że byłaś z nim.-Powiedział Ron.
-No, bo byłam. Tak długo go nie ma...może powinnam po niego pójść...-Zastanawiała się.
-Pójść? On sam kazał ci wracać, nie widzisz, że ma nas gdzieś, pomyśl on chce im się wydać.
-Bo to ty się naczytałeś tego badziewia i mu tak powiedziałeś.-Na te słowa Ron wyraźnie się zmieszał i nie wiedział co powiedzieć, a Ginny podała mu stronę wydartą z proroka na której były ich nazwiska, na stronie była również groźba, że jeśli Harry się nie stawi ministerstwo wyciągnie konsekwencje.
-Jestem pewna, że nawet jeśli Harry by się stawił to i tak Hermiona by tu leżała tak jak inni mugolacy!
-No wiem...może rzeczywiście przegiąłem...-Przyznał zasmucony ściskając rękę Hermiony.-Ale ja się boję do czego oni się jeszcze posuną...
-Każdy z nas się boi Ron...To idziemy go szukać?
-Nie, nie martw się Ginny, znam Harry'ego, pewnie zaraz wróci. Poza tym wziął ze sobą niewidkę, więc możemy go szukać na marne..-Ron trochę ją uspokoił.
-No dobra jeśli nadal go nie będzie to wyślę do niego patronusa.
-Zuch dziewczyna.-Ron poklepał ją po ramieniu.
*************
Sam nie wiedział ile czasu właściwie siedział na zimnej trawie, a deszcz skapywał już z jego ubrań, trochę już drętwiał z tego zimna i zaczął się zastanawiać gdzie będzie spać skoro on i Ginny tak ostro się...pokłócili? Nie, to chyba nie była kłótnia...raczej długa, ostra i bolesna wymiana zdań. Kiedy tak siedział, zauważył, że ktoś zmierza w jego kierunku przyświecając sobie różdżką. Było już ciemno a ta osoba była dosyć daleko od niego i nie mógł rozpoznać majaczącej w oddali sylwetki, która coraz bardziej się do niego przybliżała. Wyciągnął przed siebie różdżkę i upewnił się, że peleryna całkowicie go zasłania. Jednak gdy zobaczył w oddali patronusa w kształcie psa ogromnie się ucieszył. Czyżby to Ron zaczął go szukać? Teraz był już pewny, że nie ma do czynienia z nikim złym, bo w innym wypadku nie byłoby patronusa. Kiedy jednak ta osoba się do niego przybliżała coraz bardziej, zauważył bardziej kobiece kształty, na pewno nie był to Ron...
Może Ginny? Niee...jej patronus to koń.-Wykluczył ale za chwilę zauważył czarne, kręcone włosy i już był pewien kto to.
-Harry!-Wołała go jego matka chrzestna, a on bez wahania zrzucił pelerynę.
-Och, tutaj jesteś!-Powiedziała jakby z ulgą.-Co tu robisz?-Zapytała spokojnie i usiadła obok niego.
-Musiałem się przewietrzyć...-Skłamał, ale właściwie bardzo się ucieszył, że ktoś po niego przyszedł i potrzebował komuś o tym wszystkim powiedzieć.
-Wszyscy się o ciebie martwią...-Powiedziała cicho.
-Wszyscy? Wszyscy znaczy kto?-Powiedział z powątpieniem.
-Na pewno Ron, Ginny, twoja rodzina...-Powiedziała jakby ją to pytanie zdziwiło.-Co się stało Harry?-Zapytała prosto z mostu, ale on chyba wręcz czekał na to pytanie i się go spodziewał.
-Pokłóciłem się z Ronem...-Westchnął.
-To twój przyjaciel, na pewno się pogodzicie.
-Nie sądzę, żeby to było takie proste...-Wpatrywał się w swoje buty, było mu naprawdę przykro, ale to wszystko co Ron powiedział było naprawdę okropne...
-Pokłóciliście się o coś poważnego...-Powiedziała jakby była tego w zupełności pewna i tylko stwierdzała fakt.
-Hermiona jest poważnie chora, dzisiaj straciła przytomność...-Poinformował i nagle zdał sobie z czegoś sprawę...-Auroro?
-Tak, Harry?
-Ty też miałaś rodziców mugoli, prawda?-Dopytał i zaczęło go to zastanawiać.
-Tak, masz rację Harry.-Odpowiedziała, a jej spokojny ton też go jakoś uspokajał.-I wiem chyba nad czym myślisz Harry. Przypuszczam, że działa to różnie na różnych czarodziejów, jedni czują się bardzo źle, a inni, tak jak ja odczuwają tylko niektóre objawy...
Harry odpowiedział na to czymś pomiędzy ,,yhym" a ,,aha".
-Twój patronus to pies, jak patronus Syriusza...-Właśnie teraz to zrozumiał, musiała naprawdę tęsknić za Syriuszem, żeby nawet jej patronus przybrał postać psa.
-Tak masz rację Harry, bardzo kochałam Syriusza...a mój własny patronus to sowa, postać psa przybrał dopiero kiedy zaczęłam rozumieć swój błąd...Masz wielkie szczęście, że masz Ginny, widać, że naprawdę bardzo cię kocha.-Uśmiechnęła się lekko.
-Z nią też się dzisiaj pokłóciłem..-Głupio mu było to przyznać.
-Widzę, że to nie był dla ciebie za dobry dzień, ale może już wracajmy...-Powiedziała i już chciała wstać, ale Harry ją zatrzymał.
-Zaczekaj.-Poprosił.-Co zrobiłabyś na moim miejscu?-Zapytał, bardzo zależało mu na jej opinię.
-No cóż, Harry, teraz myślę, że chroniłabym swoich bliskich, kto inny może ich ochronić jak nie ty sam Harry, to wielka odpowiedzialność...
-Wiem.-Powiedział i zastanawiał się jak ując to co chciał powiedzieć w słowa.-Czytałaś to ogłoszenie w proroku?-Zapytał.
-Tak. Harry, cokolwiek by się nie stało, nie możesz tam iść, oni zwyczajnie cię zabiją a przez to jeszcze łatwiej dosięgną twoją rodzinę.-Mówiąc to spojrzała mu prosto w oczy.
-To dlatego się pokłóciliśmy z Ginny, czy to naprawdę moja wina, to, że Hermiona jest w takim stanie..
-Harry, oczywiście, że nie. Naprawdę musisz z nimi porządnie porozmawiać. Wiem o czym myślisz Harry, ale to nic by nie zmieniło, a wręcz wiele pogorszyło.
-Moi rodzice umarli za mnie...-Zaczął.
-Harry, nie myl tego co chcesz zrobić ze śmiercią za bliskich. Musisz walczyć do końca, każdy mógłby wybrać drogę prostą na skróty lub krętą i skomplikowaną. Nie popełniaj tego błędu co ja, Harry, jesteś odważny, wiem że nie chcesz, aby twojej rodzinie i przyjaciołom działa się krzywda, ale twoja śmierć byłaby dla nich największą krzywdą...-Wytłumaczyła a Harry podziwiał jej mądrość.
-Powinienem tam wrócić...
-Tak, powinieneś Harry, musisz wyjaśnić to z nimi, a twojej przyjaciółce na pewno niedługo się polepszy.-Uśmiechnęła się.-Słyszałam, że coś się stało z twoim ramieniem?
-Tak, ale już w porządku, jest wyleczone.-Nagle przypomniał sobie jak Ginny klęczała przy nim na środku szosy lecząc jego zakrwawione ramię, trzymała go wtedy za rękę i gładziła jego włosy...
-To dobrze, że już się wyleczyło. To co, wracamy?-Zapytała.
-Tak.
-No to wskakuj pod niewidkę, jakby co.-Mrugnęła do niego a on narzucił na siebie pelerynę.
-Dzięki, że po mnie przyszłaś.-Powiedział.
-Ach, nic takiego Harry, jestem pewna, że Ginny i Ron na ciebie czekają i też się martwią.-Powiedziała, a po chwili dodała-Nawet jeśli się ostro pokłóciliście.
Cała drogę powrotną jeszcze rozmawiali i Harry nabrał nowej nadziei.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń