Translate

poniedziałek, 3 lipca 2017

73.Charming Street

Deportowali się w jakiejś wiosce, przy polach, szosę zakrytą ciemnością oświetlały im jedynie latarnie.
-Jesteś pewny, że to tutaj?-Zapytała go Hermiona, widocznie miała jakieś wątpliwości.
-Jestem pewien, miałem tu mój pierwszy patrol.
-Pokaż to ramię Harry.-Powiedziała do niego Ginny.
-Teraz musimy znaleźć ten dom McGonagall. Nie ma na to czasu.-Powiedział Harry.-To nic takiego.-Zapewnił ja.
-Przecież widzę, że zwijasz się z bólu. Daj sobie pomóc!-Wykłócała się z nim, ale on tylko ją pocałował na co Ron odwrócił gdzieś wzrok, a Hermiona wpatrzyła się w mapę, którą wcześniej wygrzebała ze swojej magicznej torebki.-Zawsze musisz byc taki uparty.-Powiedziała spokojnym głosem. Tym razem usiadł i pozwolił jej zobaczyć ranę.
-Auuu...-Syknął, gdy Ginny próbowała zdjąć z niego kurtkę. Ginny jednak z tego zrezygnowała, stuknęła różdżką i już jej nie miał, po chwili znowu machnęła różdżką i materiał na ramieniu jakby sam się rozciął.
-To wygląda naprawdę paskudnie.-Powiedziała Hermiona patrząc na rozległą ranę, z której wciąż sączyła się krew.
-Hermiona ma rację, może przyda się dyptam...-Powiedział Ron i już uniósł różdżkę by go do siebie przywołać.
-Nie, Ron to nie ma sensu. To klątwa.-Powiedzieli Harry i Ginny chórem.
-Co się właściwie stało?-Zapytała go Hermiona, a Harry rad był, że Ginny go o to nie wypytuje, bo już i tak miał dosyć.
-Błagam Hermiona, powiem ci później, ale teraz...nie mam siły...-Powiedział słabym głosem.
-Fineu....confrita...haemorrhage...-Mruczała Ginny nad jego ramieniem z przerywanym szlochem i przyspieszonym oddechem, który Harry czuł na twarzy, gdy się nachyliła.
-To działa, Ginny!-Powiedziała uradowana Hermiona patrząc jak krew znika, a rana się zabliźnia. Znowu zaczęła mruczeć tę samą formułkę w kółko powoli przesuwając nad raną różdżką. Harry co chwile musiał powstrzymywać się, żeby nie syczeć z bólu, bo mimo, że bardzo skuteczne to zaklęcie nie należało do przyjemnych, a zabliźnienie się takiej dużej rany nie było takie proste.
-Jeszcze trochę...-Pocieszyła go Ginny i pogłaskała po policzku.
-Harry, zabliźniła się!-Powiedział zszokowany Ron.-Ginny skąd ty..
-Naprawdę nie ma na to czasu.-Ucięła i zaczęła się rozglądać a po chwili wpatrywać w mapę Hermiony oświetlona jej różdżką.
-Wyglądasz okropnie stary...-Powiedział szczerze Ron i zaoferował mu, żeby podparł się na jego ramieniu.
-Dziękuję Ron.
Po chwili Fred oparł go z drugiej strony na swoim ramieniu.
-I co? Znalazłyście coś?-Zapytał zniecierpliwiony Ron opierając na swoim barku ciężar Harry'ego.
-Tylko, że tu nie ma żadnego numeru 7! Na wszystkich domach są tylko numery parzyste-Powiedziała zawiedziona Hermiona.
-Jak to nie ma? Musi być!-Zaprotestował Ron.
-Pewnie to jakaś ochrona przed mugolami.-Stwierdził Harry.
-Pewnie tak.-Zgodziła się Ginny.
-Co to jest?-Zapytał go Harry, bo George wygrzebał jakiś eliksir ze swojej torby i podstawił mu pod nos.
-Cóż ulepszyliśmy trochę eliksir energii i teraz jest świetny do odzyskania sił po wypadkach czy jak w twoim przypadku utraty dużej ilości krwi.
Trudno było mu wypic te mętną, ohydna substancję, ale pomyślał o tym, że będzie musiał jakos im pomóc, a w takim stanie na pewno tylko byłby dla nich ciężarem. Zdecydował się więc wypić całość jednym haustem byleby jak najszybciej opróżnić flakonik.
-No, zaraz powinno być lepiej.-Pocieszył go George i poklepał przyjacielsko po plecach.
Właśnie w takich momentach czuł jakby Weasley'owie byli jego prawdziwą rodziną od zawsze.
-Może jest jakiś ukryty przekaz w tym liście.
-Ginny ma rację nie wierzę, żeby profesor McGonagall zostawiła nas bez informacji.-Powiedziała Hermiona i wyciągnęła z torby pergamin z listem i ten dołączony z adresem.
-To ty sprawdź list a ja ten kwitek.-Powiedziała Ginny do Hermiony i zaczęła przesuwac różdżka po pergaminie szepcząc jakieś formuły zaklęć.
-To chyba nie ma sensu, naszego niewidzialnego tuszu nie da się tak po prostu ujawnic zaklęciem.-Poinformował Fred.
-Trzymaj to, przesuń tym nad tekstem.-George rzucił do Ginny cos co wyglądało jak mała lampa ultrafioletowa.
-Dzięki.-Powiedziała chwytając i według instrukcji przejechała nią nad papierem kilka razy.
-To działa! Ginny coś tu widać!-Powiedział podekscytowany Ron przyglądając się pergaminom.
-Między młotem a kowadłem.-Odczytała Hermiona.
-Co to może oznaczać?-Rzucił niewiadomo do kogo skierowane pytanie Harry i czuł, że eliksir Freda i George'a stawia go na nogi.
-Młot i kowadło kojarzą się z kuźnią.-Spostrzegł Ron.-Może gdzieś tu jest kowal i w pobliżu jest ten dom?
-Niezła hipoteza Ron.-Pochwaliła go Hermiona i uśmiechnęła się.
-Nic dziwnego w końcu uczę się od najlepszych.-Powiedział Ron odwzajemniając uśmiech a w bladym świetle różdżki widać było, że Hermiona się zarumieniła.
-Dzięki Ron.
-Dobra nie mamy czasu na słodkie uśmieszki.-Powiedział Fred.
-Czyli musimy isć do wioski i szukac kuźni?-Zapytała Ginny.
-Chyba tak, a masz jakiś inny trop?-Zapytał Harry i zaczęli zmierzać szosą do wioski.
-Nie, ale to się wydaje takie oczywiste, że kowadło i młot to kowal albo kuźnia, no nie?
-No tak, ale do czego zmierzasz?-Zapytała Hermiona.
-Wydaje mi się, że chodzi o przenośnie, że coś znajduje się między czymś.-Wytłumaczyła Ginny.
-To by miało sens.-Powiedział Harry.
-Hmm...ale pomiędzy czym, to całkiem niezłe przypuszczenie Ginny tylko, że nie wiemy o co może chodzić, to może być cokolwiek świstoklik, portal...-Powiedziała Hermiona.
-No tak! To takie oczywiste!-Powiedziała uradowana Ginny i zatrzymała się a inni też się zatrzymali i przyglądali jej się.
-No, bo Hermiono, mówiłaś, że domy mają tylko parzyste numery, prawda?-Dopytała Ginny.
-Taak i chyba już wiem do czego zmierzasz!-
-No tak, więc skoro dom profesor ma numer siódmy to najprawdopodobniej będzie się
znajdował pomiędzy domem szóstym a ósmym.-Wytłumaczyła Ginny.
-To by wyjaśniało ten niewidzialny zapisek!-Powiedział ucieszony Ron.
-No to mamy rozwiązanie.-Powiedział Harry i objął Ginny ramieniem.
-Jeśli przeżyjemy to będę wnioskował o Order Merlina dla ciebie.-Powiedział George a Ginny parsknęła śmiechem.
-I co jeszcze? Może pierwsza nagroda Wizengamotu?-Zaśmiała się.
-Czarownica roku.-Zaśmiał się Ron.
-A ty na czarodzieja roku Ron.
-Jeszcze parę minut krążyli po okolicy aż dotarli do miasta, odnalezienie domów o odpowiednich numerach wcale nie było takie trudne, bo ulica wyglądała podobnie do Privet Drive.
-2, 4...-Szeptała Hermiona kiedy przechodzili koło kolejnego domu.
-Jest szósty i ósmy!-Poinformował Ron, który szedł na czele wyciągając długie nogi.
-Rzeczywiście.
-Tl co teraz proponujesz Ginny?-Zapytał Fred.
-Musimy je obejrzeć, żeby cokolwiek stwierdzić.-Wytłumaczyła Ginny i zaświeciła swoją różdżkę.
-Ja Ginny i Harry przebadamy szósty a wy ósmy.-Powiedział George.
I po chwili podzieleni przez George'a na grupki poszli każdy w inną stronę:Harry, Ginny i George zaczęli dokładnie oglądać dom szósty, a Fred, Ron i Hermiona przyglądali się temu z numerem osiem.
-Myślicie, że ktoś tu mieszka?-Zapytała Ginny, bo dom był bardzo zadbany, trawnik dookoła idealnie przystrzyżony a na parapetach kwitły piękne begonie.
-Możliwe, ale to raczej dzielnica mugoli.-Odpowiedział jej Harry.
-No tak, bardzo prawdopodobne.-Wtrącił George.-Oni sa tacy strasznie dokładni.-Dodał przygladajac się każdej desce.
Po paru chwilach usłyszeli wołanie Hermiony i pobiegli na tyły domu numer osiem.
-Znalazłem dwie runy!-Powiedział podekscytowany Ron odsłaniając winorośl i na desce rzeczywiście były wydrapane dwa dziwne znaki.
-Już ich szukam.-Powiedziała Hermiona ze zniecierpliwieniem rzucając zaklęcie na kartki i strony zaczęły same się wertować.-O, mam!-Powiedziała.-Ten pierwszy to grupa, klub, zbiór, a ten drugi...-Znowu przewertowała kilka kartek.-To ewidentnie feniks.
-Na pewno chodzi o zakon feniksa.-Powiedział George.
-Ale gdzie w takim razie jest ten dom siódmy?-Zapytał Harry.
-Chyba rozumiem.-Powiedziała Ginny przyglądając się belce, która łączyła dwa domy.-Chyba to działa tak jak peron 9 i 3/4 na King's Cross.-Wytłumaczyła Ginny.
-Też mi się tak wydaje-Przyznała Hermiona.
-Tak, to by miało sens, ale to dosyć ryzykowne.-Powiedział Harry wyobrażając sobie co by się stało gdyby wpadli na belkę i obudzili mugoli.
-A mamy jakieś inne wyjście?-Powiedziała lekko zdenerwowana.-No błagam was całe życie to ryzyko.-Przekonywała ich.
-My z Fredem w to wchodzimy, nie?-Powiedział niezrażony George.
-Jasne, przynajmniej będzie przygoda, no nie?-Powiedział Fred.
-Ginny ma racje, zresztą to musi byc tu skoro sa tu te runy.-Powiedział Harry.
-No nie wiem...-Powiedział Ron.-To znaczy...nie mam ochoty łupnąć w barierkę.
-Dobra jak chcecie, ja mogę pobiec pierwsza.-Powiedziała Ginny.
-Zrobię to z toba.-Powiedział Harry i złapał ją za rękę.
-No to..biegniemy!-Powiedziała Ginny, wzięli rozpęd i już przygotowywali się na najgorsze, ale okazało się, że w jednym kawałku pojawili się w ładnym przedpokoju. A po nich Fred i George, dopiero na końcu Ron z Hermioną.
-My żyjemy!-Powiedział Ron.
-Potter'owie! Weasley'owie!-Ucieszyła się McGonagall.-Wszystko w porządku?-Zapytała uprzejmym tonem.-Nie wiecie jak się cieszę, że nic wam nie jest, jest nas coraz więcej.
-Ładny dom ma pani profesor.-Powiedział Ron.
-Ach, dziękuję.-Powiedziała z uśmiechem.
-O tutaj jest salon.-Wskazała.-Pokój był tak ogromny, że oni jeszcze nigdy takiego nie widzieli. Był jeden wielki kominek wokół którego siedziały różne osoby z Hogwartu i innych znajomych oraz kilku czarodziejów i czarownic których nie znali. Było mnóstwo wygodnych kanap i foteli, na których mniejsze dzieci spały.
-Hagrid!-Powiedział uradowany Harry widząc wielkie plecy i grzywę zmierzwionych włosów.
-Cholibka!-Powiedział Hagrid, gdy ich ujrzał po czym wstał i zaczął wszystkich ściskać tak, że przez dobre parę minut będą czuc ten uścisk w obolałych żebrach.
-To ja może zostawię was już w najlepszych rękach.-Powiedziała profesor McGonagall spoglądając na Hagrida z uśmiechem i odeszła.
-Ja już myślałem, że was podtruli albo skonfundowali czy coś..-Powiedział Hagrid ocierając łzy chusteczką.-Cholibka, jak się o was martwiłem, Molly codziennie pisała do mnie czy tu jesteście.-Taka była załamana, nie wiecie jak się o was martwiła, przysyłała wiele listów. Nawet chciała się po was deportować, musiałem jej to wybić z głowy, bo chyba naprawdę by to zrobiła.
Tak, wiem rozmawiałem z nią.-Powiedział Harry.
-Co z nią?-Zapytali Fred i George.
-Nie wiem, wszyscy dostali listy od McGonagall więc może się tu zdeportuje.
-Muszę po nią pójść.-Powiedział stanowczo Ron.
-Pójdę z toba Ron, ktos musi ci towarzyszyć.
-Oszaleliście!-Powiedziała Hermiona.-Nigdzie się stąd nie ruszycie.
-Hermiona ma rację, cudem uciekłem przed śmierciożercami, ministerstwo wypuściło ich z Azkabanu, ale wiele ludzi wciąż nic nie wie.-Powiedział im Harry a Hagrid wydal z siebie dźwięk zaskoczenia i strachu.
-Właśnie, dlaczego cię ścigali?
-Nie wiem jak mnie dorwali,, deportowałem się gdzieś kilometr od waszego domu, wysłałem do was patronusa, a potem biegłem gdzieś przed siebie a oni miotali we mnie zaklęciami, oberwałem w ramię, uznałem, że deportowanie się byłoby bez sensu. Zrobiłem kilka zakrętów, oszołomiłem kilku zaklęciami a sam przyspieszyłem, założyłem na siebie niewidkę i wdrapałem się na drzewo. Przeczesywali teren w pobliżu, ale oni mieli Greyback'a, byłem pewny, że mnie znajdą, nie wiedziałem co mam robić i zacząłem grzebać w torbie. Chwyciłem to.-Powiedział wyciagajac fioletowy kamień.
-Co to jest?-Zapytał Hagrid.
-Ametyst od Ginny, chyba uratował mi życie.-Spojrzał na nią z wdzięcznością.-W każdym razie..gdy go chwyciłem pojawił się koń to był patronus.-Wyjaśnił Harry.
-Przecież nie wysyłałam patronusa.-Powiedziała zdziwiona Ginny.
-Nie wiem jak się tam znalazł ale stworzył tarczę, Greyback mnie nie wyczuł, a później pojawił się jeleń a smierciożercy chyba pomyśleli, że jestem animagiem a że jeleń to mój patronus no to...
-Niesamowita historia.-Przyznał Fred.
-Cholibka chłopie, koniecznie się połóż.-Poradził mu Hagrid.-Łóżka są na górze.
-Ja też już pójdę spać.-Powiedziała Ginny i poszła za nim, choć chciała jeszcze porozmawiać z Harry'm.
-Ciekawa jestem jakim cudem pojawił się mój patronus...-Zaczęła Ginny.-Myślałam, że coś takiego jest niemożliwe.
-Nie wiem, ale nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś, ten mały kamyczek...Do teraz nie wiem co się właściwie wydarzyło...-Przyznał Harry.
-Może Hermiona cos o tym wie, chociaż wątpię, bo pewnie od razu by nam to wytłumaczyła.
-Pewnie tak.-Przyznał Harry.
-Jak ramię.
-W porządku. Już mnie nie boli, ale pewnie blizna jeszcze zostanie...
-No tak.
-Skąd wytrzasnęłaś to zaklęcie? Nigdy o nim nie słyszałem.
-Czytałam kilka książek czarno magicznych, żeby dowiedzieć się jakie są przeciwzaklęcia na różne klątwy.
-Ciekawe.-Powiedział Harry.
-Mam tylko nadzieję, że mamie nic nie będzie...
-Tak, ale uwierz mi, to nie jest dobry pomysł, żeby się tam wybierać.-Wyperswadował Harry.
-No tak...napisze do niej list na tym pergaminie Freda i George'a.
-Dobry pomysł, jestem pewien, że niedługo też się tu zdeportuje.
-Mam nadzieję.-Powiedziała smutno.-Dobranoc.-Powiedziała Ginny.
-Dobranoc, kocham cię Ginny, dobrze, że na razie nic nam nie grozi.
-Szkoda tylko, że niewiadomo na jak długo...-Powiedziała Ginny, pocałowała go w policzek  i zasneła przytulona do niego.



























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz