Deportowali się w jakiejś wiosce, przy polach, szosę zakrytą ciemnością oświetlały im jedynie latarnie.
-Jesteś pewny, że to tutaj?-Zapytała go Hermiona, widocznie miała jakieś wątpliwości.
-Jestem pewien, miałem tu mój pierwszy patrol.
-Pokaż to ramię Harry.-Powiedziała do niego Ginny.
-Teraz musimy znaleźć ten dom McGonagall. Nie ma na to czasu.-Powiedział Harry.-To nic takiego.-Zapewnił ja.
-Przecież widzę, że zwijasz się z bólu. Daj sobie pomóc!-Wykłócała się z nim, ale on tylko ją pocałował na co Ron odwrócił gdzieś wzrok, a Hermiona wpatrzyła się w mapę, którą wcześniej wygrzebała ze swojej magicznej torebki.-Zawsze musisz byc taki uparty.-Powiedziała spokojnym głosem. Tym razem usiadł i pozwolił jej zobaczyć ranę.
-Auuu...-Syknął, gdy Ginny próbowała zdjąć z niego kurtkę. Ginny jednak z tego zrezygnowała, stuknęła różdżką i już jej nie miał, po chwili znowu machnęła różdżką i materiał na ramieniu jakby sam się rozciął.
-To wygląda naprawdę paskudnie.-Powiedziała Hermiona patrząc na rozległą ranę, z której wciąż sączyła się krew.
-Hermiona ma rację, może przyda się dyptam...-Powiedział Ron i już uniósł różdżkę by go do siebie przywołać.
-Nie, Ron to nie ma sensu. To klątwa.-Powiedzieli Harry i Ginny chórem.
-Co się właściwie stało?-Zapytała go Hermiona, a Harry rad był, że Ginny go o to nie wypytuje, bo już i tak miał dosyć.
-Błagam Hermiona, powiem ci później, ale teraz...nie mam siły...-Powiedział słabym głosem.
-Fineu....confrita...haemorrhage...-Mruczała Ginny nad jego ramieniem z przerywanym szlochem i przyspieszonym oddechem, który Harry czuł na twarzy, gdy się nachyliła.
-To działa, Ginny!-Powiedziała uradowana Hermiona patrząc jak krew znika, a rana się zabliźnia. Znowu zaczęła mruczeć tę samą formułkę w kółko powoli przesuwając nad raną różdżką. Harry co chwile musiał powstrzymywać się, żeby nie syczeć z bólu, bo mimo, że bardzo skuteczne to zaklęcie nie należało do przyjemnych, a zabliźnienie się takiej dużej rany nie było takie proste.
-Jeszcze trochę...-Pocieszyła go Ginny i pogłaskała po policzku.
-Harry, zabliźniła się!-Powiedział zszokowany Ron.-Ginny skąd ty..
-Naprawdę nie ma na to czasu.-Ucięła i zaczęła się rozglądać a po chwili wpatrywać w mapę Hermiony oświetlona jej różdżką.
-Wyglądasz okropnie stary...-Powiedział szczerze Ron i zaoferował mu, żeby podparł się na jego ramieniu.
-Dziękuję Ron.
Po chwili Fred oparł go z drugiej strony na swoim ramieniu.
-I co? Znalazłyście coś?-Zapytał zniecierpliwiony Ron opierając na swoim barku ciężar Harry'ego.
-Tylko, że tu nie ma żadnego numeru 7! Na wszystkich domach są tylko numery parzyste-Powiedziała zawiedziona Hermiona.
-Jak to nie ma? Musi być!-Zaprotestował Ron.
-Pewnie to jakaś ochrona przed mugolami.-Stwierdził Harry.
-Pewnie tak.-Zgodziła się Ginny.
-Co to jest?-Zapytał go Harry, bo George wygrzebał jakiś eliksir ze swojej torby i podstawił mu pod nos.
-Cóż ulepszyliśmy trochę eliksir energii i teraz jest świetny do odzyskania sił po wypadkach czy jak w twoim przypadku utraty dużej ilości krwi.
Trudno było mu wypic te mętną, ohydna substancję, ale pomyślał o tym, że będzie musiał jakos im pomóc, a w takim stanie na pewno tylko byłby dla nich ciężarem. Zdecydował się więc wypić całość jednym haustem byleby jak najszybciej opróżnić flakonik.
-No, zaraz powinno być lepiej.-Pocieszył go George i poklepał przyjacielsko po plecach.
Właśnie w takich momentach czuł jakby Weasley'owie byli jego prawdziwą rodziną od zawsze.
-Może jest jakiś ukryty przekaz w tym liście.
-Ginny ma rację nie wierzę, żeby profesor McGonagall zostawiła nas bez informacji.-Powiedziała Hermiona i wyciągnęła z torby pergamin z listem i ten dołączony z adresem.
-To ty sprawdź list a ja ten kwitek.-Powiedziała Ginny do Hermiony i zaczęła przesuwac różdżka po pergaminie szepcząc jakieś formuły zaklęć.
-To chyba nie ma sensu, naszego niewidzialnego tuszu nie da się tak po prostu ujawnic zaklęciem.-Poinformował Fred.
-Trzymaj to, przesuń tym nad tekstem.-George rzucił do Ginny cos co wyglądało jak mała lampa ultrafioletowa.
-Dzięki.-Powiedziała chwytając i według instrukcji przejechała nią nad papierem kilka razy.
-To działa! Ginny coś tu widać!-Powiedział podekscytowany Ron przyglądając się pergaminom.
-Między młotem a kowadłem.-Odczytała Hermiona.
-Co to może oznaczać?-Rzucił niewiadomo do kogo skierowane pytanie Harry i czuł, że eliksir Freda i George'a stawia go na nogi.
-Młot i kowadło kojarzą się z kuźnią.-Spostrzegł Ron.-Może gdzieś tu jest kowal i w pobliżu jest ten dom?
-Niezła hipoteza Ron.-Pochwaliła go Hermiona i uśmiechnęła się.
-Nic dziwnego w końcu uczę się od najlepszych.-Powiedział Ron odwzajemniając uśmiech a w bladym świetle różdżki widać było, że Hermiona się zarumieniła.
-Dzięki Ron.
-Dobra nie mamy czasu na słodkie uśmieszki.-Powiedział Fred.
-Czyli musimy isć do wioski i szukac kuźni?-Zapytała Ginny.
-Chyba tak, a masz jakiś inny trop?-Zapytał Harry i zaczęli zmierzać szosą do wioski.
-Nie, ale to się wydaje takie oczywiste, że kowadło i młot to kowal albo kuźnia, no nie?
-No tak, ale do czego zmierzasz?-Zapytała Hermiona.
-Wydaje mi się, że chodzi o przenośnie, że coś znajduje się między czymś.-Wytłumaczyła Ginny.
-To by miało sens.-Powiedział Harry.
-Hmm...ale pomiędzy czym, to całkiem niezłe przypuszczenie Ginny tylko, że nie wiemy o co może chodzić, to może być cokolwiek świstoklik, portal...-Powiedziała Hermiona.
-No tak! To takie oczywiste!-Powiedziała uradowana Ginny i zatrzymała się a inni też się zatrzymali i przyglądali jej się.
-No, bo Hermiono, mówiłaś, że domy mają tylko parzyste numery, prawda?-Dopytała Ginny.
-Taak i chyba już wiem do czego zmierzasz!-
-No tak, więc skoro dom profesor ma numer siódmy to najprawdopodobniej będzie się
znajdował pomiędzy domem szóstym a ósmym.-Wytłumaczyła Ginny.
-To by wyjaśniało ten niewidzialny zapisek!-Powiedział ucieszony Ron.
-No to mamy rozwiązanie.-Powiedział Harry i objął Ginny ramieniem.
-Jeśli przeżyjemy to będę wnioskował o Order Merlina dla ciebie.-Powiedział George a Ginny parsknęła śmiechem.
-I co jeszcze? Może pierwsza nagroda Wizengamotu?-Zaśmiała się.
-Czarownica roku.-Zaśmiał się Ron.
-A ty na czarodzieja roku Ron.
-Jeszcze parę minut krążyli po okolicy aż dotarli do miasta, odnalezienie domów o odpowiednich numerach wcale nie było takie trudne, bo ulica wyglądała podobnie do Privet Drive.
-2, 4...-Szeptała Hermiona kiedy przechodzili koło kolejnego domu.
-Jest szósty i ósmy!-Poinformował Ron, który szedł na czele wyciągając długie nogi.
-Rzeczywiście.
-Tl co teraz proponujesz Ginny?-Zapytał Fred.
-Musimy je obejrzeć, żeby cokolwiek stwierdzić.-Wytłumaczyła Ginny i zaświeciła swoją różdżkę.
-Ja Ginny i Harry przebadamy szósty a wy ósmy.-Powiedział George.
I po chwili podzieleni przez George'a na grupki poszli każdy w inną stronę:Harry, Ginny i George zaczęli dokładnie oglądać dom szósty, a Fred, Ron i Hermiona przyglądali się temu z numerem osiem.
-Myślicie, że ktoś tu mieszka?-Zapytała Ginny, bo dom był bardzo zadbany, trawnik dookoła idealnie przystrzyżony a na parapetach kwitły piękne begonie.
-Możliwe, ale to raczej dzielnica mugoli.-Odpowiedział jej Harry.
-No tak, bardzo prawdopodobne.-Wtrącił George.-Oni sa tacy strasznie dokładni.-Dodał przygladajac się każdej desce.
Po paru chwilach usłyszeli wołanie Hermiony i pobiegli na tyły domu numer osiem.
-Znalazłem dwie runy!-Powiedział podekscytowany Ron odsłaniając winorośl i na desce rzeczywiście były wydrapane dwa dziwne znaki.
-Już ich szukam.-Powiedziała Hermiona ze zniecierpliwieniem rzucając zaklęcie na kartki i strony zaczęły same się wertować.-O, mam!-Powiedziała.-Ten pierwszy to grupa, klub, zbiór, a ten drugi...-Znowu przewertowała kilka kartek.-To ewidentnie feniks.
-Na pewno chodzi o zakon feniksa.-Powiedział George.
-Ale gdzie w takim razie jest ten dom siódmy?-Zapytał Harry.
-Chyba rozumiem.-Powiedziała Ginny przyglądając się belce, która łączyła dwa domy.-Chyba to działa tak jak peron 9 i 3/4 na King's Cross.-Wytłumaczyła Ginny.
-Też mi się tak wydaje-Przyznała Hermiona.
-Tak, to by miało sens, ale to dosyć ryzykowne.-Powiedział Harry wyobrażając sobie co by się stało gdyby wpadli na belkę i obudzili mugoli.
-A mamy jakieś inne wyjście?-Powiedziała lekko zdenerwowana.-No błagam was całe życie to ryzyko.-Przekonywała ich.
-My z Fredem w to wchodzimy, nie?-Powiedział niezrażony George.
-Jasne, przynajmniej będzie przygoda, no nie?-Powiedział Fred.
-Ginny ma racje, zresztą to musi byc tu skoro sa tu te runy.-Powiedział Harry.
-No nie wiem...-Powiedział Ron.-To znaczy...nie mam ochoty łupnąć w barierkę.
-Dobra jak chcecie, ja mogę pobiec pierwsza.-Powiedziała Ginny.
-Zrobię to z toba.-Powiedział Harry i złapał ją za rękę.
-No to..biegniemy!-Powiedziała Ginny, wzięli rozpęd i już przygotowywali się na najgorsze, ale okazało się, że w jednym kawałku pojawili się w ładnym przedpokoju. A po nich Fred i George, dopiero na końcu Ron z Hermioną.
-My żyjemy!-Powiedział Ron.
-Potter'owie! Weasley'owie!-Ucieszyła się McGonagall.-Wszystko w porządku?-Zapytała uprzejmym tonem.-Nie wiecie jak się cieszę, że nic wam nie jest, jest nas coraz więcej.
-Ładny dom ma pani profesor.-Powiedział Ron.
-Ach, dziękuję.-Powiedziała z uśmiechem.
-O tutaj jest salon.-Wskazała.-Pokój był tak ogromny, że oni jeszcze nigdy takiego nie widzieli. Był jeden wielki kominek wokół którego siedziały różne osoby z Hogwartu i innych znajomych oraz kilku czarodziejów i czarownic których nie znali. Było mnóstwo wygodnych kanap i foteli, na których mniejsze dzieci spały.
-Hagrid!-Powiedział uradowany Harry widząc wielkie plecy i grzywę zmierzwionych włosów.
-Cholibka!-Powiedział Hagrid, gdy ich ujrzał po czym wstał i zaczął wszystkich ściskać tak, że przez dobre parę minut będą czuc ten uścisk w obolałych żebrach.
-To ja może zostawię was już w najlepszych rękach.-Powiedziała profesor McGonagall spoglądając na Hagrida z uśmiechem i odeszła.
-Ja już myślałem, że was podtruli albo skonfundowali czy coś..-Powiedział Hagrid ocierając łzy chusteczką.-Cholibka, jak się o was martwiłem, Molly codziennie pisała do mnie czy tu jesteście.-Taka była załamana, nie wiecie jak się o was martwiła, przysyłała wiele listów. Nawet chciała się po was deportować, musiałem jej to wybić z głowy, bo chyba naprawdę by to zrobiła.
Tak, wiem rozmawiałem z nią.-Powiedział Harry.
-Co z nią?-Zapytali Fred i George.
-Nie wiem, wszyscy dostali listy od McGonagall więc może się tu zdeportuje.
-Muszę po nią pójść.-Powiedział stanowczo Ron.
-Pójdę z toba Ron, ktos musi ci towarzyszyć.
-Oszaleliście!-Powiedziała Hermiona.-Nigdzie się stąd nie ruszycie.
-Hermiona ma rację, cudem uciekłem przed śmierciożercami, ministerstwo wypuściło ich z Azkabanu, ale wiele ludzi wciąż nic nie wie.-Powiedział im Harry a Hagrid wydal z siebie dźwięk zaskoczenia i strachu.
-Właśnie, dlaczego cię ścigali?
-Nie wiem jak mnie dorwali,, deportowałem się gdzieś kilometr od waszego domu, wysłałem do was patronusa, a potem biegłem gdzieś przed siebie a oni miotali we mnie zaklęciami, oberwałem w ramię, uznałem, że deportowanie się byłoby bez sensu. Zrobiłem kilka zakrętów, oszołomiłem kilku zaklęciami a sam przyspieszyłem, założyłem na siebie niewidkę i wdrapałem się na drzewo. Przeczesywali teren w pobliżu, ale oni mieli Greyback'a, byłem pewny, że mnie znajdą, nie wiedziałem co mam robić i zacząłem grzebać w torbie. Chwyciłem to.-Powiedział wyciagajac fioletowy kamień.
-Co to jest?-Zapytał Hagrid.
-Ametyst od Ginny, chyba uratował mi życie.-Spojrzał na nią z wdzięcznością.-W każdym razie..gdy go chwyciłem pojawił się koń to był patronus.-Wyjaśnił Harry.
-Przecież nie wysyłałam patronusa.-Powiedziała zdziwiona Ginny.
-Nie wiem jak się tam znalazł ale stworzył tarczę, Greyback mnie nie wyczuł, a później pojawił się jeleń a smierciożercy chyba pomyśleli, że jestem animagiem a że jeleń to mój patronus no to...
-Niesamowita historia.-Przyznał Fred.
-Cholibka chłopie, koniecznie się połóż.-Poradził mu Hagrid.-Łóżka są na górze.
-Ja też już pójdę spać.-Powiedziała Ginny i poszła za nim, choć chciała jeszcze porozmawiać z Harry'm.
-Ciekawa jestem jakim cudem pojawił się mój patronus...-Zaczęła Ginny.-Myślałam, że coś takiego jest niemożliwe.
-Nie wiem, ale nie wiesz jak bardzo mi pomogłaś, ten mały kamyczek...Do teraz nie wiem co się właściwie wydarzyło...-Przyznał Harry.
-Może Hermiona cos o tym wie, chociaż wątpię, bo pewnie od razu by nam to wytłumaczyła.
-Pewnie tak.-Przyznał Harry.
-Jak ramię.
-W porządku. Już mnie nie boli, ale pewnie blizna jeszcze zostanie...
-No tak.
-Skąd wytrzasnęłaś to zaklęcie? Nigdy o nim nie słyszałem.
-Czytałam kilka książek czarno magicznych, żeby dowiedzieć się jakie są przeciwzaklęcia na różne klątwy.
-Ciekawe.-Powiedział Harry.
-Mam tylko nadzieję, że mamie nic nie będzie...
-Tak, ale uwierz mi, to nie jest dobry pomysł, żeby się tam wybierać.-Wyperswadował Harry.
-No tak...napisze do niej list na tym pergaminie Freda i George'a.
-Dobry pomysł, jestem pewien, że niedługo też się tu zdeportuje.
-Mam nadzieję.-Powiedziała smutno.-Dobranoc.-Powiedziała Ginny.
-Dobranoc, kocham cię Ginny, dobrze, że na razie nic nam nie grozi.
-Szkoda tylko, że niewiadomo na jak długo...-Powiedziała Ginny, pocałowała go w policzek i zasneła przytulona do niego.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz