Translate

poniedziałek, 24 lipca 2017

75.Smutna ceremonia

-Jak się czujesz, mamo?-Zapytała Ginny.
-Już dobrze, naprawdę.-Pogłaskała ją po włosach i uśmiechnęła się, cała rodzina spała tej nocy w salonie nie opuszczając pani Weasey ani na sekundę.-Naprawdę dziękuję wam wszystkim za troskę.
-Luna, naprawdę bardzo mi przykro, ale powtarzam, że Zakon Feniksa był na miejscu i Ksenofilius naprawdę stracił życie.-Powiedziała profesor McGonagall podczas śniadania. Harry świetnie znał to uczucie kiedy wydawało mu się, że Dumbledore może jednak żyje choć na własne oczy widział mordercze zaklęcie.
-Nie ma już żadnej szansy...-Załkała i przytuliła się do Neville'a a on głaskał ją po włosach.
-Luna naprawdę, zdążymy jeszcze pomścić twojego ojca, kiedy odnajdziemy Kingsley'a to wszystko się skończy.-Powiedział Harry coraz bardziej smutny ale i wściekły z powodu ostatnich wydarzeń.
-Harry, to wszystko nie jest takie proste.-Powiedziała Hermiona, bo ona od początku wątpiła w ich plany obalenia władzy.
-Musi nam się udać, nie możemy tak przekreślać wszystkich planów.-Powiedziała jej Ginny.
-Proszę o ciszę!-Zaczęła McGonagall w czasie śniadania i nagle wszyscy ucichli. Od dzisiaj kończymy z wyłącznie ukrywaniem się, dziś zaczniemy nasze obrady, będziemy się spotykać codziennie wieczorem i omawiać wkroczenie do ministerstwa, dotyczy to przynajmniej członków Zakonu Feniksa, każdy magiczny przedmiot może się do tego przydać i każda wiedza na temat ministerstwa.-Oświadczyła, widzimy się w salonie o dwudziestej.
-Tak, nareszcie!-Powiedział Ron chyba nieco za głośno, bo nawet profesor McGonagall odwróciła głowę w jego kierunku, ale tylko się uśmiechnęła najwyraźniej ucieszona jego entuzjazmem.
Podczas tych wieczornych obrad niestety nie dowiedzieli się niczego więcej niż tego, że szukali Harry'ego i Weasley'ów we wszystkich domach członków Zakonu i tego co powiedział im Harry. Za to w czasie tego wieczoru Ginny i Ron dostali te same dziwne listy bez nadawcy jaki wtedy dostał Harry, a on polecił im je natychmiast zniszczyć co też uczynili, bo wszyscy członkowie Zakonu na Potterwarcie umówili się, że komunikują się między sobą jedynie za pomocą wiadomości-patronusów.
Parę dni później, gdy zapadał zmrok miał odbyć się pogrzeb ojca Luny, w którym nie obeszłoby się bez pomocy członków Zakonu, którzy odpowiednio zabezpieczyli teren. Na miejsce przybyło mnóstwo czarodziejów znających Ksenofiliusa, Harry nawet nie spodziewał się, że pan Lovegood miał tylu znajomych.
-Mamo, stąd widać norę!-Powiedział Charlie i rzeczywiście w oddali można było dostrzec ich przygarbiony dom na jednym ze wzgórz, a Harry, Ron i Hermiona już kiedyś patrzyli na niego z tej perspektywy. Wokół domu gdzie miała odbyć się ceremonia pogrzebowa zostały rzucone wszystkie zaklęcia ochronne. Spośród członków Zakonu nie było tam tylko Fleur, która wolała zostać w domu McGonagall, by zaopiekować się małą Victoire. Dostać się za te bariery można było tylko poprzez okazanie różdżki i wypicia eliksiru będącego kolejnym wynalazkiem Freda i George'a (eliksir ukazujący prawdziwą tożsamość i zamiary).
Ginny i Hermiona zadbały o to, aby wystrój był odpowiedni, nie było miejsca gdzie brakowałoby dużych, białych kwiatów. Aż kiedy wreszcie wszyscy po wszelkich ceregielach dotyczących bezpieczeństwa usiedli zaczęła się ceremonia. Luna siedziała obok Ginny i Neville'a w pierwszym rzędzie. Do mównicy podszedł wysoki mężczyzna o jasnych włosach w nieładzie ubrany w białą szatę i zaczął swoją przemowę.
-Ksenofilus był moim jedynym bratem, ale i bliskim przyjacielem. Zawsze żył na swój sposób nie przejmując się co mówią inni. Miał również własne przekonania, ale nigdy nie dyskryminował mugoli i czarodziejów z mugolskich rodzin, chciał pomagać nawet jeśli przez tę pomoc przyszło mu przepłacić życiem. Pożegnajmy więc Ksenofilusa jak prawdziwego bohatera, bo utracił on swoje życie w obronie swojej rodziny...-Tu jego wzrok padł na Lunę której łzy co chwilę skapywały z policzków.-...i za to chciejmy mu dziękować i pozwólmy godnie odejść.-Zakończył i Harry kątem oka zobaczył, że Ginny też zaczęła płakać, więc złapał ją za rękę a ona spojrzała na niego i otarła oczy. Po całej ceremonii wszyscy obecni w geście poszanowania unieśli zaświecone różdżki w górę, a Ginny jako pierwsza wyczarowała wielki bukiet białych róż i złożyła go na grobie zmarłego, za co później Luna jej podziękowała.
-To nic takiego Luna.-Odpowiedziała Ginny.
-Kim był ten mężczyzna, który przemawiał?-Zapytał Ron.
-Och, to brat mojego taty, wujek Roland, jest moim ojcem chrzestnym.-Wytłumaczyła spokojnie. Chce mnie wziąć do siebie, ale ja chcę z wami planować wtargnięcie do ministerstwa.
-Na pewno czujesz się na siłach, żeby...no wiesz...-Powiedziała Hermiona.
-Rozumiem, tak jestem na to gotowa, chcę, żeby zapłacili za to.-Powiedziała szlochając.
-Harry gdzie ty idziesz?!-Zapytała Ginny, gdy on zaczął zmierzać w zupełnie przeciwnym kierunku.
-Muszę coś zrobić, zaraz się zobaczymy!-Odkrzyknął w odpowiedzi, bo wydawało mu się jakby wśród tłumu zobaczył jasną grzywkę.
-Draco!-Krzyknął Harry.
-Potter?-Powiedział zdziwiony.
-Skąd wiedziałeś o tym pogrzebie?-Zapytał i zaczęli powoli zmierzać w kierunku wyjścia.
-Słucham Potterwarty.-Powiedział.
-Myślałem, że musicie się ukrywać, przepraszam, to przeze mnie dowiedzieli się, że u was jestem.
-Nie, i tak by nas dorwali.-Powiedział smutno.-Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że cię tu znajdę. Muszę przekazać wam pewne informacje.-Oświadczył.
-Świetnie, zawsze wieczorem są spotkania z Zakonem.
-Możesz powiedzieć profesor McGonagall, że ja i moja matka zostaniemy na jedną noc.-Poinformował.
-Jasne, przekażę. To widzimy się o dwudziestej.-Powiedział i pobiegł do Rona, Hermiony, Ginny i Luny, żeby o wszystkim im powiedzieć.
-To raczej dość dziwy strój jak na pogrzeb.-Powiedział Ron patrząc na jej białą sukienkę.
A kiedy już otwierała usta, żeby mu odpowiedzieć Harry powiedział:
-Widziałem się z Draconem.-Powiedział dysząc, bo całą drogę biegł do nich.
-Myślałam, że on musi się ukrywać.-Powiedziała Ginny, a Ron właśnie dyskutował z Luną na temat jej niezwykłego stroju.
-Tak, ukrywa się z matką, ale ma Zakonowi jakieś informacje do przekazania.
-To musi być naprawdę coś ważnego skoro tak ryzykuje.-Zauważyła Hermiona.
-Chyba tak, ale to może zupełnie wszystko zmienić, może dzięki niemu uda nam się wtargnąć do ministerstwa.-Powiedział Harry i czuł jak wzrasta w nim entuzjazm. Co takiego mógł wiedzieć Malfoy?
Aż wreszcie po kolacji wszyscy członkowie Zakonu zgromadzili się w salonie. Fleur próbowała uspać swoją córeczkę, Bill siedział obok niej, a pani Weasley zarzekała się, że czuje się już dobrze, aż w końcu przybył i Draco ze swoją matką.
-Dobry wieczór.-Powiedziała chłodno Narcyza.
-Dobry wieczór.-Powitała ich profesor McGonagall, ale widać było, że niezbyt ucieszyła ją ta wizyta, tak jak i wiele innych osób wciąż nie ufała tym byłym śmieciożercom.
-Neville! Poznaję go!-Powiedziała babcia Neville'a zrywając się z miejsca.-Co te łachudry tu robią!-Powiedziała gniewnie i już unosiła różdżkę.
-Oni są po naszej stronie babciu.-Wytłumaczył i opuścił jej rękę z różdżką.
-A skąd możesz być tego pewny Neville! Nie widzisz co oni mają wypalone na przedramieniu!-Wciąż szła w zaparte aż w końcu podeszła do niej profesor Sprout i zaczęła ją uspokajać i wyprowadziła ją z salonu.
-Mówiłam ci Draco, co my tu w ogóle robimy!-Powiedziała jego matka.
-Draco, mówiłeś, że masz jakieś cenne informacje.-Przypomniał mu Harry, bo wszyscy już zaczynali się niecierpliwić.
-Tak, Potter, muszę wam o czymś...
-...Ale mogę najpierw pomówić z moim synem?-Wtrąciła Narcyza.-Na osobności...-Syknęła, złapała go za ramię i odciągnęła. Przez chwilę szeptem rozmawiali o czymś z boku przy czym oboje wymachiwali rękami i wyglądało na to, że się kłócą.
-Draco wychodzimy.-Powiedziała stanowczo.-Dziękujemy ale...
-Ja zostanę, obiecałem im coś, a ty nie będziesz mi już więcej rozkazywać!-Ryknął.
-Proszę uspokoić te emocje, wszystko rozumiem, jednak nie zapominajmy, że spotykamy się tu w konkretnej sprawie.-Wtrąciła McGonagall.
-Oni nas zabiją rozumiesz, po tym wszystkim już w ogóle nie powinniśmy wyściubiać nosa spoza naszej kryjówki!-Wrzasnęła.-A jak jeszcze dowiedzą się, że im pomagasz będziemy skończeni!
-,,Nie wyściubiać nosa spoza kryjówki"! Czy ty siebie słyszysz?!
-Przypominam o ważnej sprawie!-Teraz McGonagall też już mówiła podniesionym głosem tracąc cierpliwość ich ciągłym uspokajaniem.
-Wiem, że nikt tutaj mi nie ufa, ale ja chcę pomóc, chcę żebyście mi zaufali, złożę Zakonowi przysięgę wieczystą!-Oświadczył na co Narcyza prychnęła.
-Tak, uważam, że to powinno nieco wszystkich uspokoić i utwierdzić w przekonaniu, że działa pan w słusznej sprawie.-Powiedziała McGonagall.
-Nie tak cię wychowaliśmy Draco!-Wrzasnęła i podniosła wysoko różdżkę a wszyscy w pokoju zrobili to samo.
-Niech pani natychmiast opuści mój dom!-Ryknęła Minerwa.
-Wyrzucasz mnie?!-Powiedziała z pogardą.
-Podnosisz różdżkę na jednego z moich ludzi!-Powiedziała stanowczo.
-Mój syn nie jest żadnym ,,z twoich ludzi"!
-Zaraz już nim będę, gdy tylko złożę przysięgę!-Oświadczył stawiając się matce.
-Niech pani opuści mój dom. NATYCHMIAST!-Wrzasnęła, gdy Narcyza otwierała usta by coś jeszcze powiedzieć, a wszyscy byli zaskoczeni jej wyjątkowo opryskliwym tonem, bo zwykle odnosiła się z kulturą do wszystkich, ale jej nerwy już chyba tego nie wytrzymały. W Narcyzie wrzała złość, jej nozdrza gwałtownie się rozszerzały a pierś falowała.
-Doskonale, chętnie opuszczę ten dom, w którym roi się od tych mieszańców i zdrajców krwi!
-Nie życzę sobie używania takich słów w moim domu!-Wybuchnęła pani profesor, a matka Dracona już stała w progu.
-Żegnam.-Powiedziała chłodno i trzasnęła drzwiami.
-Coś się stało Minerwo?-Zapytała życzliwie profesor Sprout wracając do salonu razem z panią Longbottom zdziwiona wściekłością jaka wrzała w McGoangall.
-Dobrze, że pytasz Pomono, ale mamy teraz ważniejszą sprawę.-Odezwała się.
-Babciu uspokój się, Draco powiedział, że złoży przysięgę wieczystą.-Powiedział do niej cicho Neville. Atmosfera w pokoju wyraźnie zgęstniała, nikt się nie odzywał.
-A zatem Draco, podaj mi swoją prawą rękę.-Odezwała się pani profesor.-Potter poproszę cię do siebie.-Powiedziała cicho a Harry zdziwiony, że to on ma być tym który przeprowadzi to wszystko podszedł do nich.-Ufam, że wiesz jak to się robi.-Spojrzała na niego a on przytaknął.-A więc Draconie Malfoy'u czy przysięgasz, że nie zdradzisz miejsca kryjówki Zakonu?
-Przysięgam.-Powiedział i Harry oplótł ich dłonie jasną nicią wydobywającą się z końca jego różdżki.
-Czy przysięgasz, że będziesz wypełniał polecenia i zadania dyktowane tobie przez Zakon?
-Przysięgam.-Powiedział cicho i ich dłonie oplotła kolejna nić a wszyscy przyglądali się temu w milczeniu jakby to było coś zakazanego.
-Czy przysięgasz, że będziesz lojalny wobec Zakonu i będziesz działał tylko na jego rzecz?
-Przysięgam.-Następna nić.
-Czy przysięgasz wykorzystać wszystkie swoje zdolności magiczne do ochrony kryjówki Zakonu i jego członków?
-Przysięgam.-Harry zrobił to samo.
-I wreszcie czy przysięgasz, że jeśli będzie to konieczne zostawisz wszystko i będziesz gotów stanąć w naszej obronie?-Powiedziała a on zawahał się pewnie myśląc o swojej matce, ale w końcu wykrztusił:
-Przysięgam.-Zakończył i wszystkie więzy opadły.
-Doskonale.-Powiedziała pani profesor.-To teraz możemy przejść już do rzeczy.
-Wiec ja chciałem wam powiedzieć, że nadal mam ze śmierciożercami jakiś rodzaj połączenia poprzez mroczny znak.-Powiedział i odsłonił czaszkę węża na swoim przedramieniu a kilka osób wzdrygnęło się, ale on kontynuował.-Czasami widzę miejsca w których są, czasem słyszę urywki ich rozmów i już wiem co planują.
-Co takiego?-Zapytała McGonagall rzeczowym tonem.
-Przyszedłem, żeby was ostrzec, bo teraz widzę, że wszystko składa się w logiczną całość.-Utrzymywał ich w napięciu.-Oni chcą rozpylić coś w powietrzu, coś co będzie osłabiać mugoli i mugolaków dzień po dniu aż w końcu zagarną ich wszystkich i oddzielą od innych czarodziejów.-Oświadczył a Ron gwałtownie złapał rękę Hermiony.
-To po to robili te badania...-Odezwała się Ginny a Harry pomyślał o tym samym.
-Tak, śmierciożercy szukają tylko zemsty, a ministerstwo chce oddzielić mugoli i mugolaków od czarodziejów, ale nie chcą przy tym przelewać czystej krwi czarodziejów.-Wyjaśnił.
-Czy to dotyczy również ,,zdrajców krwi"?-Zapytała Augusta Longbottom najwyraźniej w obawie o siebie i swojego wnuka.
-Nie, nic takiego nie słyszałem, ale i tak chcą wytropić wszystkich którzy byli po stronie Potter'a, pewnie chcą się nimi zająć osobiście. Harry automatycznie pomyślał o Ginny, jak wielkie niebezpieczeństwo może teraz grozić jej i jej rodzinie...I Hermiona, która będzie dzień w dzień słabła pod wpływem rozpylonego eliksiru...
-Dziś w Proroku czytałem, że ministerstwo chce również usunąć dom Helgi Hufflepuff, gdyż było w nim wielu czarodziejów z mugolskich rodzin, a takie osoby mają zostać wykreślone z listy uczniów i nigdy nie dowiedzą się prawdy o sobie...-Powiedział smutno Flitwick, a wszyscy wybałuszyli oczy ze zdziwienia, Hufflepuff istniał w końcu od początku Hogwartu, brak tego domu wydawał się wszystkim tak dziwny i nienaturalny, ten dom istniał od wieków, był częścią Hogwartu, tworzył jego historię i był jednym z jego filarów jak pozostałe trzy domy.
-Tak mi przykro Pomono.-Powiedział Slughorn smutnym głosem, z pewnością poczuła się ona tym faktem naprawdę urażona, w końcu Harry wiedział, że już od dawna była opiekunką Hufflepuffu.
-Dobrze myślę, że na dziś wystarczy!-Powiedziała McGonagall widząc ponure miny puchonów.
-To okropne!-Powiedziała Ginny, gdy już szli do swoich sypialni.-Nie wyobrażam sobie Hogwartu bez puchonów!
-Tak Ginny, ale mamy teraz gorszy problem na głowie! Co będzie z Hermioną!-Powiedział przerażony.
-Nie przejmujcie się mną, nie uniknę tego, jestem szlamą i muszę się z tym pogodzić.
-Nie nazywaj się tak Hermiono.-Powiedział Harry.-To w końcu nie twoja wina, że urodziłaś się w rodzinie mugoli.
-Harry ma rację, a my coś jeszcze wymyślimy.-Powiedziała choć to były dość puste słowa.
-Ale pewnie nie zostało nam za wiele czasu...
-Właściiwe nie wiemy ile dokładnie.-Zauważył Harry i na szczycie schodów rozstali się i poszli do swoich sypialni.
Leżąc już w łóżku Harry rozmyślał nad tym wszystkim.
-Ginny?-Powiedział szeptem na wypadek gdyby spała.
-Tak?
-Też nie umiesz zasnąć, prawda?
-Tak masz rację, myślę nad tym wszystkim co dziś powiedział Draco i nie mam pojęcia co zrobić...
-Nie oddamy im Hermiony, będziemy się nią opiekować. Teraz martwię się o ciebie. Wiedzą, że jesteś moją żoną, mogą to wykorzystać.
-Naprawdę sobie poradzę Harry zresztą, póki co tutaj jesteśmy bezpieczni.
-Poza tym dostałem niedawno patronusa od Andromedy, też się gdzieś ukrywają będą tu jutro rano.-Powiedział a jak pomyślał o małym Teddy'm jakoś się rozchmurzył i ucieszył z tego, że niedługo zobaczy swojego chrześniaka.
-Super, dobrze, że nic im nie jest.
-Tonks i Lupin umarli dla niego...dla lepszej przyszłości, a teraz wszystko znów wraca do punktu wyjścia.
-Harry...naprawdę ta wojna nie może trwać długo, to już nie są horkruksy, nie Voldemort, garść śmierciożerców i jacyś idioci z ministerstwa, przecież śmierciożercy nimi manipulują jak tylko mogą pewnie niedługo jak coś im zacznie przeszkadzać sami ich wymordują i zajmą ich miejsce.
-Tak, chyba masz rację.-Zgodził się i trochę go to uspokoiło.
-A jutro pogadam z Fredem i George'em. Ale obiecaj mi Harry, że już mnie nie zostawisz, albo nie zginie nikt albo zginę razem z tobą, rozumiesz?!-Powiedziała stanowczo i spojrzała mu prosto w oczy, a Harry poczuł się okropnie, jak miałby jej tego nie obiecać kiedy czuje jak bardzo go kocha, była mu tak wierna a on wciąż tylko sprowadzał nowe kłopoty i zmartwienia.
-Ginny Potter, obiecuję, że zostanę z tobą bez względu na wszystko, po prostu nie chcę żebyś cierpiała.-Powiedział i przytulił ją do piersi gładząc rude włosy.




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz