-Jak się czujesz, mamo?-Zapytała Ginny.
-Już dobrze, naprawdę.-Pogłaskała ją po włosach i uśmiechnęła się, cała rodzina spała tej nocy w salonie nie opuszczając pani Weasey ani na sekundę.-Naprawdę dziękuję wam wszystkim za troskę.
-Luna, naprawdę bardzo mi przykro, ale powtarzam, że Zakon Feniksa był na miejscu i Ksenofilius naprawdę stracił życie.-Powiedziała profesor McGonagall podczas śniadania. Harry świetnie znał to uczucie kiedy wydawało mu się, że Dumbledore może jednak żyje choć na własne oczy widział mordercze zaklęcie.
-Nie ma już żadnej szansy...-Załkała i przytuliła się do Neville'a a on głaskał ją po włosach.
-Luna naprawdę, zdążymy jeszcze pomścić twojego ojca, kiedy odnajdziemy Kingsley'a to wszystko się skończy.-Powiedział Harry coraz bardziej smutny ale i wściekły z powodu ostatnich wydarzeń.
-Harry, to wszystko nie jest takie proste.-Powiedziała Hermiona, bo ona od początku wątpiła w ich plany obalenia władzy.
-Musi nam się udać, nie możemy tak przekreślać wszystkich planów.-Powiedziała jej Ginny.
-Proszę o ciszę!-Zaczęła McGonagall w czasie śniadania i nagle wszyscy ucichli. Od dzisiaj kończymy z wyłącznie ukrywaniem się, dziś zaczniemy nasze obrady, będziemy się spotykać codziennie wieczorem i omawiać wkroczenie do ministerstwa, dotyczy to przynajmniej członków Zakonu Feniksa, każdy magiczny przedmiot może się do tego przydać i każda wiedza na temat ministerstwa.-Oświadczyła, widzimy się w salonie o dwudziestej.
-Tak, nareszcie!-Powiedział Ron chyba nieco za głośno, bo nawet profesor McGonagall odwróciła głowę w jego kierunku, ale tylko się uśmiechnęła najwyraźniej ucieszona jego entuzjazmem.
Podczas tych wieczornych obrad niestety nie dowiedzieli się niczego więcej niż tego, że szukali Harry'ego i Weasley'ów we wszystkich domach członków Zakonu i tego co powiedział im Harry. Za to w czasie tego wieczoru Ginny i Ron dostali te same dziwne listy bez nadawcy jaki wtedy dostał Harry, a on polecił im je natychmiast zniszczyć co też uczynili, bo wszyscy członkowie Zakonu na Potterwarcie umówili się, że komunikują się między sobą jedynie za pomocą wiadomości-patronusów.
Parę dni później, gdy zapadał zmrok miał odbyć się pogrzeb ojca Luny, w którym nie obeszłoby się bez pomocy członków Zakonu, którzy odpowiednio zabezpieczyli teren. Na miejsce przybyło mnóstwo czarodziejów znających Ksenofiliusa, Harry nawet nie spodziewał się, że pan Lovegood miał tylu znajomych.
-Mamo, stąd widać norę!-Powiedział Charlie i rzeczywiście w oddali można było dostrzec ich przygarbiony dom na jednym ze wzgórz, a Harry, Ron i Hermiona już kiedyś patrzyli na niego z tej perspektywy. Wokół domu gdzie miała odbyć się ceremonia pogrzebowa zostały rzucone wszystkie zaklęcia ochronne. Spośród członków Zakonu nie było tam tylko Fleur, która wolała zostać w domu McGonagall, by zaopiekować się małą Victoire. Dostać się za te bariery można było tylko poprzez okazanie różdżki i wypicia eliksiru będącego kolejnym wynalazkiem Freda i George'a (eliksir ukazujący prawdziwą tożsamość i zamiary).
Ginny i Hermiona zadbały o to, aby wystrój był odpowiedni, nie było miejsca gdzie brakowałoby dużych, białych kwiatów. Aż kiedy wreszcie wszyscy po wszelkich ceregielach dotyczących bezpieczeństwa usiedli zaczęła się ceremonia. Luna siedziała obok Ginny i Neville'a w pierwszym rzędzie. Do mównicy podszedł wysoki mężczyzna o jasnych włosach w nieładzie ubrany w białą szatę i zaczął swoją przemowę.
-Ksenofilus był moim jedynym bratem, ale i bliskim przyjacielem. Zawsze żył na swój sposób nie przejmując się co mówią inni. Miał również własne przekonania, ale nigdy nie dyskryminował mugoli i czarodziejów z mugolskich rodzin, chciał pomagać nawet jeśli przez tę pomoc przyszło mu przepłacić życiem. Pożegnajmy więc Ksenofilusa jak prawdziwego bohatera, bo utracił on swoje życie w obronie swojej rodziny...-Tu jego wzrok padł na Lunę której łzy co chwilę skapywały z policzków.-...i za to chciejmy mu dziękować i pozwólmy godnie odejść.-Zakończył i Harry kątem oka zobaczył, że Ginny też zaczęła płakać, więc złapał ją za rękę a ona spojrzała na niego i otarła oczy. Po całej ceremonii wszyscy obecni w geście poszanowania unieśli zaświecone różdżki w górę, a Ginny jako pierwsza wyczarowała wielki bukiet białych róż i złożyła go na grobie zmarłego, za co później Luna jej podziękowała.
-To nic takiego Luna.-Odpowiedziała Ginny.
-Kim był ten mężczyzna, który przemawiał?-Zapytał Ron.
-Och, to brat mojego taty, wujek Roland, jest moim ojcem chrzestnym.-Wytłumaczyła spokojnie. Chce mnie wziąć do siebie, ale ja chcę z wami planować wtargnięcie do ministerstwa.
-Na pewno czujesz się na siłach, żeby...no wiesz...-Powiedziała Hermiona.
-Rozumiem, tak jestem na to gotowa, chcę, żeby zapłacili za to.-Powiedziała szlochając.
-Harry gdzie ty idziesz?!-Zapytała Ginny, gdy on zaczął zmierzać w zupełnie przeciwnym kierunku.
-Muszę coś zrobić, zaraz się zobaczymy!-Odkrzyknął w odpowiedzi, bo wydawało mu się jakby wśród tłumu zobaczył jasną grzywkę.
-Draco!-Krzyknął Harry.
-Potter?-Powiedział zdziwiony.
-Skąd wiedziałeś o tym pogrzebie?-Zapytał i zaczęli powoli zmierzać w kierunku wyjścia.
-Słucham Potterwarty.-Powiedział.
-Myślałem, że musicie się ukrywać, przepraszam, to przeze mnie dowiedzieli się, że u was jestem.
-Nie, i tak by nas dorwali.-Powiedział smutno.-Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że cię tu znajdę. Muszę przekazać wam pewne informacje.-Oświadczył.
-Świetnie, zawsze wieczorem są spotkania z Zakonem.
-Możesz powiedzieć profesor McGonagall, że ja i moja matka zostaniemy na jedną noc.-Poinformował.
-Jasne, przekażę. To widzimy się o dwudziestej.-Powiedział i pobiegł do Rona, Hermiony, Ginny i Luny, żeby o wszystkim im powiedzieć.
-To raczej dość dziwy strój jak na pogrzeb.-Powiedział Ron patrząc na jej białą sukienkę.
A kiedy już otwierała usta, żeby mu odpowiedzieć Harry powiedział:
-Widziałem się z Draconem.-Powiedział dysząc, bo całą drogę biegł do nich.
-Myślałam, że on musi się ukrywać.-Powiedziała Ginny, a Ron właśnie dyskutował z Luną na temat jej niezwykłego stroju.
-Tak, ukrywa się z matką, ale ma Zakonowi jakieś informacje do przekazania.
-To musi być naprawdę coś ważnego skoro tak ryzykuje.-Zauważyła Hermiona.
-Chyba tak, ale to może zupełnie wszystko zmienić, może dzięki niemu uda nam się wtargnąć do ministerstwa.-Powiedział Harry i czuł jak wzrasta w nim entuzjazm. Co takiego mógł wiedzieć Malfoy?
Aż wreszcie po kolacji wszyscy członkowie Zakonu zgromadzili się w salonie. Fleur próbowała uspać swoją córeczkę, Bill siedział obok niej, a pani Weasley zarzekała się, że czuje się już dobrze, aż w końcu przybył i Draco ze swoją matką.
-Dobry wieczór.-Powiedziała chłodno Narcyza.
-Dobry wieczór.-Powitała ich profesor McGonagall, ale widać było, że niezbyt ucieszyła ją ta wizyta, tak jak i wiele innych osób wciąż nie ufała tym byłym śmieciożercom.
-Neville! Poznaję go!-Powiedziała babcia Neville'a zrywając się z miejsca.-Co te łachudry tu robią!-Powiedziała gniewnie i już unosiła różdżkę.
-Oni są po naszej stronie babciu.-Wytłumaczył i opuścił jej rękę z różdżką.
-A skąd możesz być tego pewny Neville! Nie widzisz co oni mają wypalone na przedramieniu!-Wciąż szła w zaparte aż w końcu podeszła do niej profesor Sprout i zaczęła ją uspokajać i wyprowadziła ją z salonu.
-Mówiłam ci Draco, co my tu w ogóle robimy!-Powiedziała jego matka.
-Draco, mówiłeś, że masz jakieś cenne informacje.-Przypomniał mu Harry, bo wszyscy już zaczynali się niecierpliwić.
-Tak, Potter, muszę wam o czymś...
-...Ale mogę najpierw pomówić z moim synem?-Wtrąciła Narcyza.-Na osobności...-Syknęła, złapała go za ramię i odciągnęła. Przez chwilę szeptem rozmawiali o czymś z boku przy czym oboje wymachiwali rękami i wyglądało na to, że się kłócą.
-Draco wychodzimy.-Powiedziała stanowczo.-Dziękujemy ale...
-Ja zostanę, obiecałem im coś, a ty nie będziesz mi już więcej rozkazywać!-Ryknął.
-Proszę uspokoić te emocje, wszystko rozumiem, jednak nie zapominajmy, że spotykamy się tu w konkretnej sprawie.-Wtrąciła McGonagall.
-Oni nas zabiją rozumiesz, po tym wszystkim już w ogóle nie powinniśmy wyściubiać nosa spoza naszej kryjówki!-Wrzasnęła.-A jak jeszcze dowiedzą się, że im pomagasz będziemy skończeni!
-,,Nie wyściubiać nosa spoza kryjówki"! Czy ty siebie słyszysz?!
-Przypominam o ważnej sprawie!-Teraz McGonagall też już mówiła podniesionym głosem tracąc cierpliwość ich ciągłym uspokajaniem.
-Wiem, że nikt tutaj mi nie ufa, ale ja chcę pomóc, chcę żebyście mi zaufali, złożę Zakonowi przysięgę wieczystą!-Oświadczył na co Narcyza prychnęła.
-Tak, uważam, że to powinno nieco wszystkich uspokoić i utwierdzić w przekonaniu, że działa pan w słusznej sprawie.-Powiedziała McGonagall.
-Nie tak cię wychowaliśmy Draco!-Wrzasnęła i podniosła wysoko różdżkę a wszyscy w pokoju zrobili to samo.
-Niech pani natychmiast opuści mój dom!-Ryknęła Minerwa.
-Wyrzucasz mnie?!-Powiedziała z pogardą.
-Podnosisz różdżkę na jednego z moich ludzi!-Powiedziała stanowczo.
-Mój syn nie jest żadnym ,,z twoich ludzi"!
-Zaraz już nim będę, gdy tylko złożę przysięgę!-Oświadczył stawiając się matce.
-Niech pani opuści mój dom. NATYCHMIAST!-Wrzasnęła, gdy Narcyza otwierała usta by coś jeszcze powiedzieć, a wszyscy byli zaskoczeni jej wyjątkowo opryskliwym tonem, bo zwykle odnosiła się z kulturą do wszystkich, ale jej nerwy już chyba tego nie wytrzymały. W Narcyzie wrzała złość, jej nozdrza gwałtownie się rozszerzały a pierś falowała.
-Doskonale, chętnie opuszczę ten dom, w którym roi się od tych mieszańców i zdrajców krwi!
-Nie życzę sobie używania takich słów w moim domu!-Wybuchnęła pani profesor, a matka Dracona już stała w progu.
-Żegnam.-Powiedziała chłodno i trzasnęła drzwiami.
-Coś się stało Minerwo?-Zapytała życzliwie profesor Sprout wracając do salonu razem z panią Longbottom zdziwiona wściekłością jaka wrzała w McGoangall.
-Dobrze, że pytasz Pomono, ale mamy teraz ważniejszą sprawę.-Odezwała się.
-Babciu uspokój się, Draco powiedział, że złoży przysięgę wieczystą.-Powiedział do niej cicho Neville. Atmosfera w pokoju wyraźnie zgęstniała, nikt się nie odzywał.
-A zatem Draco, podaj mi swoją prawą rękę.-Odezwała się pani profesor.-Potter poproszę cię do siebie.-Powiedziała cicho a Harry zdziwiony, że to on ma być tym który przeprowadzi to wszystko podszedł do nich.-Ufam, że wiesz jak to się robi.-Spojrzała na niego a on przytaknął.-A więc Draconie Malfoy'u czy przysięgasz, że nie zdradzisz miejsca kryjówki Zakonu?
-Przysięgam.-Powiedział i Harry oplótł ich dłonie jasną nicią wydobywającą się z końca jego różdżki.
-Czy przysięgasz, że będziesz wypełniał polecenia i zadania dyktowane tobie przez Zakon?
-Przysięgam.-Powiedział cicho i ich dłonie oplotła kolejna nić a wszyscy przyglądali się temu w milczeniu jakby to było coś zakazanego.
-Czy przysięgasz, że będziesz lojalny wobec Zakonu i będziesz działał tylko na jego rzecz?
-Przysięgam.-Następna nić.
-Czy przysięgasz wykorzystać wszystkie swoje zdolności magiczne do ochrony kryjówki Zakonu i jego członków?
-Przysięgam.-Harry zrobił to samo.
-I wreszcie czy przysięgasz, że jeśli będzie to konieczne zostawisz wszystko i będziesz gotów stanąć w naszej obronie?-Powiedziała a on zawahał się pewnie myśląc o swojej matce, ale w końcu wykrztusił:
-Przysięgam.-Zakończył i wszystkie więzy opadły.
-Doskonale.-Powiedziała pani profesor.-To teraz możemy przejść już do rzeczy.
-Wiec ja chciałem wam powiedzieć, że nadal mam ze śmierciożercami jakiś rodzaj połączenia poprzez mroczny znak.-Powiedział i odsłonił czaszkę węża na swoim przedramieniu a kilka osób wzdrygnęło się, ale on kontynuował.-Czasami widzę miejsca w których są, czasem słyszę urywki ich rozmów i już wiem co planują.
-Co takiego?-Zapytała McGonagall rzeczowym tonem.
-Przyszedłem, żeby was ostrzec, bo teraz widzę, że wszystko składa się w logiczną całość.-Utrzymywał ich w napięciu.-Oni chcą rozpylić coś w powietrzu, coś co będzie osłabiać mugoli i mugolaków dzień po dniu aż w końcu zagarną ich wszystkich i oddzielą od innych czarodziejów.-Oświadczył a Ron gwałtownie złapał rękę Hermiony.
-To po to robili te badania...-Odezwała się Ginny a Harry pomyślał o tym samym.
-Tak, śmierciożercy szukają tylko zemsty, a ministerstwo chce oddzielić mugoli i mugolaków od czarodziejów, ale nie chcą przy tym przelewać czystej krwi czarodziejów.-Wyjaśnił.
-Czy to dotyczy również ,,zdrajców krwi"?-Zapytała Augusta Longbottom najwyraźniej w obawie o siebie i swojego wnuka.
-Nie, nic takiego nie słyszałem, ale i tak chcą wytropić wszystkich którzy byli po stronie Potter'a, pewnie chcą się nimi zająć osobiście. Harry automatycznie pomyślał o Ginny, jak wielkie niebezpieczeństwo może teraz grozić jej i jej rodzinie...I Hermiona, która będzie dzień w dzień słabła pod wpływem rozpylonego eliksiru...
-Dziś w Proroku czytałem, że ministerstwo chce również usunąć dom Helgi Hufflepuff, gdyż było w nim wielu czarodziejów z mugolskich rodzin, a takie osoby mają zostać wykreślone z listy uczniów i nigdy nie dowiedzą się prawdy o sobie...-Powiedział smutno Flitwick, a wszyscy wybałuszyli oczy ze zdziwienia, Hufflepuff istniał w końcu od początku Hogwartu, brak tego domu wydawał się wszystkim tak dziwny i nienaturalny, ten dom istniał od wieków, był częścią Hogwartu, tworzył jego historię i był jednym z jego filarów jak pozostałe trzy domy.
-Tak mi przykro Pomono.-Powiedział Slughorn smutnym głosem, z pewnością poczuła się ona tym faktem naprawdę urażona, w końcu Harry wiedział, że już od dawna była opiekunką Hufflepuffu.
-Dobrze myślę, że na dziś wystarczy!-Powiedziała McGonagall widząc ponure miny puchonów.
-To okropne!-Powiedziała Ginny, gdy już szli do swoich sypialni.-Nie wyobrażam sobie Hogwartu bez puchonów!
-Tak Ginny, ale mamy teraz gorszy problem na głowie! Co będzie z Hermioną!-Powiedział przerażony.
-Nie przejmujcie się mną, nie uniknę tego, jestem szlamą i muszę się z tym pogodzić.
-Nie nazywaj się tak Hermiono.-Powiedział Harry.-To w końcu nie twoja wina, że urodziłaś się w rodzinie mugoli.
-Harry ma rację, a my coś jeszcze wymyślimy.-Powiedziała choć to były dość puste słowa.
-Ale pewnie nie zostało nam za wiele czasu...
-Właściiwe nie wiemy ile dokładnie.-Zauważył Harry i na szczycie schodów rozstali się i poszli do swoich sypialni.
Leżąc już w łóżku Harry rozmyślał nad tym wszystkim.
-Ginny?-Powiedział szeptem na wypadek gdyby spała.
-Tak?
-Też nie umiesz zasnąć, prawda?
-Tak masz rację, myślę nad tym wszystkim co dziś powiedział Draco i nie mam pojęcia co zrobić...
-Nie oddamy im Hermiony, będziemy się nią opiekować. Teraz martwię się o ciebie. Wiedzą, że jesteś moją żoną, mogą to wykorzystać.
-Naprawdę sobie poradzę Harry zresztą, póki co tutaj jesteśmy bezpieczni.
-Poza tym dostałem niedawno patronusa od Andromedy, też się gdzieś ukrywają będą tu jutro rano.-Powiedział a jak pomyślał o małym Teddy'm jakoś się rozchmurzył i ucieszył z tego, że niedługo zobaczy swojego chrześniaka.
-Super, dobrze, że nic im nie jest.
-Tonks i Lupin umarli dla niego...dla lepszej przyszłości, a teraz wszystko znów wraca do punktu wyjścia.
-Harry...naprawdę ta wojna nie może trwać długo, to już nie są horkruksy, nie Voldemort, garść śmierciożerców i jacyś idioci z ministerstwa, przecież śmierciożercy nimi manipulują jak tylko mogą pewnie niedługo jak coś im zacznie przeszkadzać sami ich wymordują i zajmą ich miejsce.
-Tak, chyba masz rację.-Zgodził się i trochę go to uspokoiło.
-A jutro pogadam z Fredem i George'em. Ale obiecaj mi Harry, że już mnie nie zostawisz, albo nie zginie nikt albo zginę razem z tobą, rozumiesz?!-Powiedziała stanowczo i spojrzała mu prosto w oczy, a Harry poczuł się okropnie, jak miałby jej tego nie obiecać kiedy czuje jak bardzo go kocha, była mu tak wierna a on wciąż tylko sprowadzał nowe kłopoty i zmartwienia.
-Ginny Potter, obiecuję, że zostanę z tobą bez względu na wszystko, po prostu nie chcę żebyś cierpiała.-Powiedział i przytulił ją do piersi gładząc rude włosy.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz