Harry tak jak obiecał Ronowi poszedł za niego na wartę, a razem z nim poszła Ginny.
-Przyniosłam ci coś na ząb.-Powiedziała Ginny siadając obok niego na werandzie domu i podała mu kanapki.
-Dzięki.-Powiedział i wziął gryza.
-No i co?-Zapytała i Harry doskonale wiedział co ma na myśli.
-Już nie sądzi, że to moja wina.
-To dobrze, wiedziałam, że tak będzie.
-Tak wiem jaki jest Ron, ale to nie zmienia faktu, że powinniśmy szybko coś wymyślić i to wszystko zakończyć.
-Harry..-Zaczęła niepewnie.
-Tak?-Zapytał podenerwowany.
-Muszę ci coś powiedzieć...-Jej wyraz twarzy był poważny tak samo jak jej ton, Harry zaczął bać się tego co zaraz usłyszy.
-Co się stało?
-Bo...dzisiaj...-Wzięła głęboki oddech, a on zaczął się już nie cierpliwić.-Dziś rano, przed chwilą zabrali Aurorę do skrzydła szpitalnego.-Powiedziała szybko, a Harry poczuł jak właśnie osuwa mu się grunt pod nogami. Jak to było możliwe? Widział się z nią zaledwie kilka godzin temu, rozmawiał z nią poprzedniego wieczora, a teraz wydawało mu się jakby to było dawno temu...Z drugiej strony mógł się tego spodziewać, była pochodzenia mugolskiego, nic nie mogło jej przed tym uchronić.
-Nie wierzę...-Tylko tyle zdołał dać w odpowiedzi.
-Tak się dzieje ze wszystkimi mugolakami, którzy się nie stawili do ministerstwa.-Powiedziała Ginny i przytuliła go.
-Ja...ja już tak dłużej nie mogę!
-Wiem Harry, wiem...-Powiedziała cicho.
-I co ja mam zrobić!? Straciliśmy kolejnego członka Zakonu!-Powiedział zdenerwowany, najchętniej czymś by teraz cisnął, coś zniszczył, czuł jak złość w nim wrze.
-Uspokój się Harry, już niedługo...to się skończy już niedługo...-Uspokajała go, a jej głos i dotyk rzeczywiście koił jego nerwy. Nie miał pojęcia czy bardziej chce mu się wybuchnąć złością czy płaczem. Akurat dzisiaj, kiedy znał Aurorę jeszcze lepiej, kiedy ona przyszła po niego i rozmawiała z nim, akurat teraz musiało jej się to stać. Tylko tego im jeszcze brakowało, aby przytomność stracił kolejny członek Zakonu, a ona była dla niego skarbnicą wiedzy...Jedynym żyjącym, który świetnie znał jego rodziców, była jego rodziną...
-Harry?-Rozbudziła go z tych rozmyślań.-Rozpracują to antidotum, oni nas nie powstrzymają, nie zabiją ich to tylko ich sztuczki!-Mówiła Ginny, ale on nie potrafił się skupić na jej słowach. Co jeśli coś się stanie Ginny? Tego by sobie nie wybaczył...Czasem wciąż widział ją jak dziewczynkę w Komnacie Tajemnic...
Do końca warty nie działo się nic nadzwyczajnego, nikt się nie zjawiał, kiedy zmienił ich Bill z Percy'm wrócili do środka. Tak jak ostatnimi czasy, poszli odwiedzić Hermionę.
-No cześć.-Zza ich pleców wyrósł Fred.
-Cześć.-Powiedziała sucho Ginny. Ron wciąż siedział nad łóżkiem Hermiony, a Ginny z Harry'm obok Aurory. Jej czarne, mocno kręcone włosy leżały w nieładzie na poduszce, ciało miała sztywne, leżała na plecach z zamkniętymi oczami i była przeraźliwie blada tak samo jak Hermiona.
-Dopiero co wczoraj z nią rozmawiałem...-Powiedział Harry a Ginny oparła głowę o jego ramię.
-Jesteśmy na świetnej drodze, nasz eliksir się tworzy,potrzebujemy jeszcze tylko dwóch składników...-Obwieścił George.
-Jakich?-Zapytała Ginny.
-Musimy skroplić przede wszystkim te ich świństwo, bo jest rozpylone w powietrzu, a to niestety może trochę potrwać, no wiecie do antidodotum część samego eliksiru to niezbędny składnik.
-No tak. A ten drugi?-Tym razem Harry zapytał, może mógłby jakoś pomóc...choć w takich sprawach nie było większych speców od bliźniaków.
-Sok z mandragor...-Westchnął Fred.
-I tu się zaczynają schody...-George był wyraźnie załamany.-Minie całkiem sporo czasu nim
Neville i profesor Sprout je dla nas wyhodują.
-Więc stoicie w miejscu....-Oni wszyscy pokładali ogromne nadzieje w Fredzie i George'u, nawet Ron zwrócił głowę w ich stronę, gdy zaczęli temat odtrutki.
-I przez ten cały czas mówicie, że świetnie wam idzie!-Powiedział oburzony Ron.-Okłamujecie ich wszystkich! Tak naprawdę nie robicie nic na przód!
-Och, Ron...to nie takie proste...-Powiedział jeden z bliźniaków smutnym głosem, a Ron wrócił do płakania i ściskania dłoni Hermiony.
-Skąd możnaby jeszcze wziąć mandragory?-Harry rzucił pytanie, ale wszyscy tylko wzruszali ramionami.
-Może w Hogwarcie?-Odezwał się za nimi jakiś dziewczęcy głos.
-Jackie!-Ginny wyraźnie ucieszyło to spotkanie.-Co tu robisz, wszystko w porządku?
-Taaa...jeśli można tak powiedzieć.
-Co z Mallory? Ona też tutaj jest?-Zapytała.
-Tak, ale zanim ją wszyscy wyściskają, no wiesz...-Przewróciła oczami.-Miałam nadzieję, że was spotkam, doradzili mi, że pewnie będziecie tutaj.-Powiedziała, ale widząc opłakującego Rona i nieruchomą Aurorę nagle spoważniała.-Tak mi przykro...
-To co z tymi mandragorami?-Zainteresował się Harry, dla Aurory i Hermiony mógłby nawet teraz lecieć do Hogwartu po potrzebny składnik.
-Spokojnie, Malluś ma tego trochę.
-ŻE CO?!-Ta informacja postawiła Rona na nogi, w tym samym momencie drzwi się otworzyła i weszła przez nie blondynka o długich włosach z wiecznym uśmiechem na twarzy.
-Ginny!-Krzyknęła, podbiegła do niej i rzuciła się jej na szyję.-Znaczy ekhem...pani Potter.-Spoważniała i otrzepała niewidzialne okruchy z peleryny podróżnej.
-O Merlinie...-Uśmiech zszedł jej z twarzy tak samo jak wcześniej Jackie.
-Skąd macie ten sok z mandragor?-Zapytał Ron.
-Ach...to.-Powiedziała Mallory i wyciągnęła z torby fiolkę.-Mam ich oczywiście więcej, zebrałyśmy je jak byłyśmy w Hogwarcie.
-Jak się dostałyście teraz do Hogwartu, myślałem, że jest obstawiony...-Odezwał się George.
-Jestem animagiem, nie było tak trudno...-Wytłumaczyła zdziwiona i po chwili dodała-No tak...wybaczcie, Mallory Catchet.-Dziewczyna przedstawiła się i uścisnęła ręce bliźniaków.
-Fred.
-George.
-To moi bracia.-Wyjaśniła Ginny.
-Och, tak myślałam, macie podobne włosy.-Uśmiechnęła się.
-To jak zdobyłyście te esencje z mandragor?-Zapytał Fred.
-Mallory zamieniła się w lwicę i...-Zaczęła Jackie.
-W LWICĘ?!-Fred wyglądał na pełnego podziwu.
-Tak, sama byłam zdziwiona, że akurat lwica...
-No nieważne Mall...-Jackie przewróciła oczami.
-No tak racja...
-Lwica to nie jest trochę...duże zwierzę jak na to by go nie zauważyć?-Harry wyobrażał sobie jak strażnicy Hogwartu w ogóle nie przejmują się lwicą znikąd.
-Przeszłam przez przejście Aberfortha.-Wyjaśniła.
-Sama była lwem, a mnie przetransmutowała w mysz...-Burknęła Jackie i założyła ręce na piersiach.
-Och, no bo mysz się nie rzuca w oczy!
-Niestety jak przechodziłyśmy przez błonia nas zauważyli, Mallory zabrała mnie na grzbiet i biegła co sił w nogach.
-Raczej w łapach.-Poprawiła ją.
-No tak.
-Ale udało nam się zgarnąć to co było potrzebne.-Skwitowała Mallory i potrząsnęła fiolką.
-Skąd wiedziałyście, że w ogóle będą potrzebne?-Zapytała Ginny.
-Z Potterwarty, wiedziałyśmy, że będą w Hogwarcie.
-I przyleciałyśmy tu na miotłach, żeby dostarczyć przesyłkę wam.-Zakończyła Jackie.
-Na miotłach? A nie łatwiej się deportować?-Powiedział zdziwiony Ron.
-Nie mogłyśmy, wciąż mam na sobie namiar, zdradziłybyśmy kryjówkę, więc wymyśliłam, że polecimy na miotłach.
-Mal to ma łeb na karku, widzielibyście miny śmierciożerców jak zamiast dziewczyny zobaczyli ostro wnerwionego lwa.-Dziewczyny parsknęły śmiechem.
-Miało być co najwyżej 6 osób!-Przegoniła ich pani Pomfrey.
-To my sobie już pójdziemy...-Powiedziała Jackie i szturchnęła Mallory łokciem.
-Aaa...tak jasne, trzeba dać to McGonagall.
-W sumie to zaczekajcie.-Zatrzymał je Fred.
-Tak?-Mallory obróciła się a jej długie włosy zamachnęły się.
-Właściwie to za 15 minut prowadzę audycję Potterwarty i potrzebujemy właśnie takiego gościa.-Zwrócił się do Mallory na co George sugestywnie uniósł brew.-Yhym...to znaczy...gości.-Uśmiechnął się i spojrzał na Jackie, dziewczyny chyba jednak na szczęście nic nie podejrzewały. Na Merlina! Że niby Fred i Mallory...-Pomyślała Ginny.-No cóż..ale jakby nie patrzeć to są do siebie podobni...
-Jasne, zgadzam się.-Uśmiechnęła się blondynka.
-No nie wiem czy to taki dobry pomysł, musimy się jeszcze rozpakować...-Powiedziała Jackie.
-No nie wiem co ty chcesz rozpakowywać słońce, bo przynajmniej ja mam tylko to.-Powiedziała wskazując torbę założoną asymetrycznie.
-Taa...w sumie tak...-Zgodziła się.-No dobra to pójdę z wami.
-George pójdziesz z nami?-Zapytał brata.
-Nie...zostanę tu, przy Angelinie.
-Jasne, no to chodźcie, oprowadzę was.-George uśmiechnął się i cała trójka po chwili opuściła skrzydło.
-Freddy będzie miał dziewczynę...-Ucieszył się George zacierając ręce.
-Nie przesadzaj..-Brurknął Ron.-Niewiadomo...
Gdy tak siedzieli chwile w ciszy, coś ją nagle przerwało, a raczej ktoś.
Pani Pomfrey i kilku aurorów nieśli niewidzialne nosze na których leżał...Draco Malfoy, ale przy tym wyglądał zupełnie jak nie on, włosy miał poszarpane a oczy czerwone, non stop coś wykrzykiwał i wiercił się.
-Oni szukają kamienia! Szukają jakiegoś kamienia! Słyszałem ich! A nawet widziałem! Kamień! Oni chcą znaleźć jakiś KAMIEŃ!-Rzucał się na noszach i wyglądał jakby był chory psychicznie.
-Potter!-Wrzasnął, gdy go dostrzegł. Szukajcie kamienia o wielkiej mocy!!-Sapał już ze zmęczenia a pot się z niego lał, był tym już wyraźnie wyczerpany.
-Jaki kamień, Draco!?-Zapytał podenerwowany Harry. Nic nie wiedzą o żadnym kamieniu, o co mu właściwie chodzi.
-Muszę tam iść! MUSZĘ TAM IŚĆ, PUŚĆCIE MNIE!!-Wrzasnął, w końcu przełożyli go na jedno z wolnych łóżek, aurorzy mocno go trzymali, bo cały czas się rzucał i nie dał się uspokoić.
-Draco, co to za kamień?!-Pytał go Harry.
-Nie wiem...nie wiem...-Zacisnął powieki i rozpłakał się, a pani Pomfrey już odmierzała jakiś specyfik do strzykawki.-Musicie go znaleźć przed nimi!
-Proszę tego nie robić!-Harry próbował powstrzymać pielęgniarkę, ale było już za późno. Wbiła igłę w jego bladą skórę i nacisnęła tłoczek a Draco skrzywił się i momentalnie osłabł.
-Kamień...Potter...kamień...o wielkiej mocy...-Wychrypiał i jakby od razu zasnął, a aurorzy mogli go wreszcie puścić.
-Co pani zrobiła!-Złościł się na nią Ron.
-Jestem pewna, że majaczy, nie zaprzątajcie tym sobie głowy...-Powiedziała pani Pomfrey jakby nic takiego się nie stało.-Spokojnie, wkrótce się obudzi, podałam mu tylko eliksir nasenny i uspokajający.-Dodała widząc ich przerażone i wściekłe miny.
-O co może chodzić, nie wiem nic o żadnym kamieniu!-Harry gorączkowo próbował sobie coś przypomnieć kamień filozoficzny jest zniszczony...
-A może chodzi o kamień wskrzeszenia?-Ron wyglądał jakby go oświeciło.
-To by miało nawet sens...-Powiedziała Ginny.
-Ale nikt tak naprawdę nie wie, gdzie go upuściłem, nie znajdą go!-Zapewnił choć sam zaczął się nad tym teraz zastanawiać.
-Jesteś pewien, że NA PEWNO nikt?-Brnął w to Ron.
-Taak, zresztą śmierciożercy przecież nie czytali bajek! Nie wiedzą nic o Insygniach Śmierci!
-Harry ma rację, ale nie możemy tego chyba całkiem wykluczyć prawda?-Powiedziała Ginny.
-No tak...ale ja nic nie wiem o żadnych innych niezwykłych kamieniach...
-Ja też nie.-Westchnął Ron.
-Może, gdy Draco się obudzi dowiemy się czegoś więcej...-Ginny spojrzała na jego łóżko.
-Ej, a co jeśli chodzi o kamień wskrzeszenia i oni chcą wskrzesić nim Voldemorta?!-Powiedział przerażony Ron.
-Kamień wskrzeszenia nie do końca tak naprawdę wskrzeszał.-Zauważyła Ginny.
-Musi chodzić o coś czego nie wiemy...-Głowił się Harry i zaczął chodzić tam i z powrotem.--Hermiona na pewno coś by o tym wiedziała...-Westchnął Ron.
-Mamy już sok z mandragor Ron.-Odezwał się George.-Więc już niedługo nasz eliksir będzie gotowy.-Pocieszył go.
-Nic jej nie będzie Ron.-Ginny położyła rękę na ramieniu brata.
-Wiem...po prostu...tęsknię za nią.-Powiedział a po jego policzku spłynęła łza.
-Nie tylko ty...
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Nudziło mi się w pracy i szukałem czegoś do poczytania :P jest progres od 2015 roku do 2017 :) aż dziwi mnie, że ludzie ledwo co udzielają się w komentarzach. Zapraszam również do siebie na historię o Harrym ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, to bardzo miłe, rzeczywiście trudno tu o jakąkolwiek aktywność no i cieszę się, że widać poprawę :)
UsuńDodam jeszcze, że zachęcam ludzi komentowania i zostawiania opinii co pomaga autorowi bloga w dalszej pracy :)
OdpowiedzUsuń