Kilka dni później Harry miał nocną wartę razem z Jackie, przyjaciółką Mallory. Harry zastanawiał się kiedy to wszystko w końcu się skończy, Jackie za to myślała tylko o przyjaciółce. Obydwoje przez większość czasu nie odzywali się do siebie, nie mieli raczej wspólnych tematów.
-Dzisiaj wysłali patronusa, nie wykryli ich.-Harry próbował ją jakoś pocieszyć.
-Martwię się, Mallory ma w rodzinie mugoli, zabiliby ją na miejscu, oni tępią mugolaków! Mam nadzieję, że ten eliksir Freda i George'a działa i nic jej nie będzie.-Pomimo, że ona sama była mugolaczką to jednak myślała teraz o Mallory, a nie o sobie...
-Znam wynalazki Freda i George i jestem pewien, że działają w stu procentach.-Zapewnił ją.
-Mallory jest zawsze gotowa się tak porwać w wir walki mimo, że tak dużo ryzykuje, zazdroszczę jej tej odwagi, znam ją tyle lat i dzięki niej wiem, że nie ma się czego bać. Czasem mam wrażenie, że ona niczego się nie boi.
-Takiej odwagi to pogratulować.-Uśmiechnął się Harry.
-Dziwne, że mówi to akurat wybraniec.-Zaśmiała się.-Ginny bardzo cię kocha.-Zmieniła temat.
-Wiem, ja też ją kocham.
-Nie boisz się o nią?
-Boję, cholernie mocno.-Wyznał, dotarło do niego, że łatwiej było mu to powiedzieć Jackie ,którą ledwie znał niż bliskim.-Ale nie chcę się martwić na zapas, kiedy będzie trzeba będę ją chronił i walczył, ale póki co muszę ją trochę uspokoić.
-Taak...chyba masz rację.-Szatynka przewracała różdżkę w palcach i nagle się zaśmiała.-Pamiętam jak Mal uczyła mnie jak zamienić się w animaga.-Parsknęła śmiechem.-Mówi, że,,to kwestia wyćwiczenia", ale ja myślę, że do tego chyba jednak trzeba mieć predyspozycje. A tak bardzo chciałam zobaczyć jak wygląda moja postać animagiczna i szczerze mówiąc gdyby była to jakaś mysz to śmiesznie bym wyglądała przy Mallory.-Zaśmiała się.
-Mój tata był animagiem.-Powiedział.-Przybierał postać jelenia.
-Bycie animagiem wydaje mi się takie niezwykłe...-Powiedziała podekscytowana.-Chociaż sama wieść, że jestem czarownicą to było coś niesamowitego, no i Mallory dostała wtedy taki sam list...-Uśmiechnęła się spoglądając w przestrzeń a efekt tego był naprawdę świetny, jakby cofała się w czasie i widziała te wspomnienia.
-Taak, list z Hogwartu to było najlepsze co mi się w życiu przytrafiło.-Harry przypomniał sobie lata u Dursley'ów kiedy jeszcze nie rozumiał ich niechęci do niego i...było wiele rzeczy jakich wtedy jeszcze nie rozumiał...A to właśnie w świecie czarodziejów znalazł przyjaciół, miłość...
-Hej, zmieniamy was.-Przyszedł George z Bill'em.
-Dzięki.-Powiedział Harry i przepuścił Jackie przodem przez drzwi a bracia zajęli ich miejsca na werandzie.
-Dobranoc!-Jackie poszła już do siebie.
-Dobranoc.-Odpowiedział jej i po chwili zastanowienia też poszedł na górę, żeby poszukać Ginny, może już spała?
-Och, Harry, Ginny mówiła, że chce z tobą porozmawiać.-Przekazał mu Ron.-Jest w pokoju Andromedy, usypia Teda.-Poinformował go.
-Dzięki Ron.-Rzucił i przyspieszył krok, wezbrała w nim nagła ekscytacja, może to Fred i Mallory wysłali jakieś informacje? Albo czegoś się dowiedziała? Szukał odpowiedniego pokoju idąc wzdłuż wielokrotnie powiększonego holu tak, aby zmieściły się tam kwatery wszystkich członków Zakonu. Już chciał zapukać, ale zauważył, że drzwi są uchylone.
-Czemu Ron chodzi taki smutny?-Zapytał Ted i uniósł w górę swoje słodkie, niebieskie oczka.
-Hermiona jest chora, a Ron się o nią troszczy.
-Ale to chyba dobrze, prawda?
-Tak Teddy, ale czasem jak ludzie się o siebie troszczą i się kochają to martwią się o siebie i są wtedy smutni.-Wytłumaczyła rudowłosa gładząc włosy chłopca, które teraz miały kolor platynowy.
-A ty Ginny, też jesteś smutna?-Powiedział zmartwiony.
-Nie ma ze mną najgorzej.-Uśmiechnęła się i poczochrała jego czuprynę, a ta wieść wyraźnie go rozchmurzyła.
-Chciałbym mieć kiedyś smoka...-Zmienił temat.-Ale babcia nie chce się zgodzić.-Naburmuszył się.
-Kiedyś Charlie na pewno ci je pokaże.-Pocieszyła go.
-Taak!-Zaczął skakać po łóżku, a Harry na ten widok uśmiechnął się sam do siebie.
-A ty nie martwisz się o wujka?-Zapytał malec i klapnął z powrotem na brzeg łóżka.
-Tak Teddy, ale gdy się kogoś kocha jest się z nim bez względu na wszystko.-Powiedziała i przytuliła go.-Nie martw się Ted, nasza rodzina poradzi sobie ze wszystkimi trudnościami.-Zapewniła go.-Ale teraz wszystkie smoki idą spać!-Powiedziała i przykryła Teda kołdrą, a on ze śmiechem się spod niej wygrzebał.
-Dobranoc!-Uśmiechnęła się do niego.
-Ginny...
-Tak?
-Pokażesz mi jeszcze swojego patronusa, proszę!
-Expecto patronum!-Z jej różdżki wystrzelił koń i galopował wokół Teda.
-Nauczysz mnie tego kiedyś?-Zapytał.
-Jasne.-Uśmiechnęła się.-Ale teraz już śpij Teddy.-Poprosiła go.
-Dobranoc Ginny!
-Słodkich snów Teddy!-Powiedziała i zgasiła różdżkę, a jak wychodziła Harry zrobił krok w tył.
-Harry, już skończyłeś wartę!-Powiedziała ucieszona i cicho zamknęła drzwi.
-Tak, Ron coś mówił, że..
-No tak.-Wpadła mu w słowo.-Słyszałam plotki o jakimś rzekomym ukrytym skarbie.-Harry mimowolnie parsknął śmiechem.
-Że co?
-Wiem jak to brzmi, ale jak na to spojrzałam inaczej to ma to jakiś sens. Wiadomo, że Voldemort tak naprawdę nie miał nigdy własnej skrytki w Gringocie, ale za to ofiar miał bez liku, więc biedny to on nie był.-Harry kiwnął głową.-No i podobno swoje kosztowności gdzieś ukrył, a ten kto je odnajdzie jest następcą Sam-Wiesz-Kogo.
-Ale po co nam ta wiedza?-Jeśli miał być szczery to tak naprawdę liczył na konkretniejsze informacje.
-Harry, myślę, że to może mieć związek z tym całym kamieniem. Przecież Voldemort miał obsesję na punkcie nieśmiertelności i wyjątkowych przedmiotów, a nie mamy pewności, że horkruksy były jedyną jego opcją, może pozostawił ten kamień śmierciożercom tak na wszelki wypadek!-Wytłumaczyła.
-Tak Ginny, ale wydaje mi się, że Voldemort był zbyt pewny zwycięstwa, na pewno nie przewidywał swojej klęski.
-Może masz rację, właściwie to i tak tylko moje domysły...-Westchnęła.
-Nie, tak naprawdę są genialne.-Położył rękę na jej ramieniu i oboje się zatrzymali.
-No nie wiem, ty wiesz o nim o wiele więcej.-Przyznała.
-Ty też Ginny, serio sam bym takiej teorii chyba nie wymyślił!-Uśmiechnął się.
-Wszyscy próbujemy rozwiązać tę zagadkę kamienia.-Oddała uśmiech, ale tak promienny i słodki, że otworzyłby pewnie oczy ślepcowi. Chyba nigdy nie zrozumie dlaczego rudowłosa tak bardzo go pociąga, jej oczy zawsze mają taki żywy blask, niezwykłą determinacje, nigdy czegoś takiego nie czuł do nikogo innego...
-Idziemy do salonu?-Zapytała.
-Tak.-Z tego ,,głodu" informacji przeszło mu całe zmęczenie.-Może dowiemy się czegoś ciekawego...-Złapał ją za rękę i pociągnął na schody.
-Harry!-Ze śmiechem zganiła jego zachowanie.
-Wybacz.-Zaśmiał się.
-Już nawet Ted widzi, że szykuje się coś niedobrego.-Powiedziała zmartwiona.-To dopiero dziecko a już jego życie jest takie trudne...-Westchnęła ciężko.
-Masz rację...ale ma nas.-Uśmiechnął się i objął żonę ramieniem.
-Ach, to wy!-Powiedział Hagrid siedząc w największym fotelu.
-No i jak mówiłem Hagridzie, wybitna z niej uczennica.-Powiedział Slughorn.-Siadajcie.-Profesor-Mors zaprosił ich do rozmowy i wskazał fotele obok, na których oboje usiedli.
-Panie profesorze, czy wie pan coś na temat jakiegoś niezwykłego kamienia?-Zapytał Harry.
-Możesz powtórzyć, chłopcze?
-Chodzi o coś co mogłoby być teraz w rękach śmierciożerców.-Wyjaśniła Ginny a nauczyciel wzdrygnął się na termin ,,śmierciożercy".
-Znam kamień filozoficzny, ale on został zniszczony i niemożliwe jest, żeby dało się go naprawić.
-Tak, tak myślałem, a jakieś inne kamienie?-Harry wciąż miał nadzieję, że jednak dowie się czegoś od niego.
-Niektórzy mówią o kamieniu wskrzeszenia, który rzekomo miał wskrzeszać zmarłych, ale wątpię, aby taki istniał.
-Taki istniał, profesorze, ale....wątpię, aby śmierciożercy o nim wiedzieli.
-W takim razie...przez legendy przejawia się jeszcze jeden.-Nauczyciel głośno przełknął ślinę.-Ma on spełniać ludzkie wizje, marzenia, pragnienia, ale nikt go tak naprawdę nie widział.
-Wie pan o nim coś więcej? To może być naprawdę bardzo ważne, śmierciożercy próbują zdobyć jakiś kamień, nie wiadomo co zamierzają.-Ginny postanowiła trochę przycisnąć staruszka.
-Rzekomo zrodził się on z czarnego feniksa.
-Profesorze, feniksy nie mają takiego ubarwienia.-Zauważył wybraniec.
-Tak.-Pokiwał głową.-To nie był zwykły feniks, czarny feniks to omen czarnej magii, profesor Trelawney może wam to wytłumaczyć. Jednak wydaje mi się, że owy kamień jest jedynie wymysłem zazdrosnych o czyiś sukces w życiu, tak naprawdę nic podobnego nie przejawia się w historii magii.-Wyjaśnił im spokojnie.
-Hermiona też mówiła kiedyś, że insygnia nie istnieją, a jednak.-Rzekł szeptem do Ginny, wybraniec mając już takie informacje w ręku nie miał zamiaru tak łatwo się poddawać.
-Dzięki.-Ginny pogłaskała swoją brązową sowę, gdy ta podała jej gazetę.
-Mugolska?-Harry zauważył, że zdjęcia się nie poruszają.
-O mój Boże!-Rudowłosa odrzuciła gazetę jakby ta ją poparzyła i zakryła twarz dłońmi.
-Ginny, co się dzieje?-Objął ją i uniósł jej podbródek wyżej.
-Pięciu mugoli nie żyje!-Poinformowała głośno a wszyscy w salonie wstrzymali oddech.
-Cholibka, nie możemy dłużej czekać...
Do salonu wpadł Ron.
-Hermiona i Aurora się wybudziły!-Powiedział ucieszony i pociągnął za sobą Harry'ego i Ginny. Ron szedł tak szybko, że siostra i przyjaciel musieli niemal truchtać by mu dorównać. Ron wyglądał jakby z jego oczu sypały się iskry. Gdy minęli kuchnię Ron szybko pchnął drzwi pokoju, który pełnił funkcję Skrzydła Szpitalnego.
-Jesteście!-Powitały ich chórem dwie czarownice-Hermiona i Aurora.
Powoli wyjaśnił im o wszystkim co się ostatnio działo. Opowiedzieli o tym jak się pokłócili i pogodzili, jak Mallory z Jackie zdobyły sok z mandragor do odtrutki, o śmiertelnej ,,epidemii" wśród mugoli i śmierci pięciu z nich oraz wszystko co do tej pory wiedzieli o kamieniu, o którym powiedział im Draco.
-Jesteście pewni, że Draco to wiarygodne źródło?-Hermiona wciąż nie wierzyła w to, że oschły ślizgon mógł się tak zmienić...
-No co ty, sprzeciwił się matce i złożył przysięgę wieczystą McGonagall przy całym Zakonie!-Ron wyraźnie podziwiał jego postawę i stanowiło to dla niego niezbity dowód jego lojalności.
-O tym kamieniu z czarnego feniksa też już słyszałam. Powiedziała Hermiona a cała ich trójka zrobiła miny pt. ,,No co ty?!".
-No tak, trzeba było choć raz posłuchać profesora Binnsa!-Żachnęła się a cała trójka zaczerwieniła się ze wstydu.
-No dobra....-Westchnął Ron.-Ale przecież sam Slughorn uważał to za głupią historyjkę.
-Niby tak, ale co nam pozostało?-Zauważyła Ginny.
-Ja jednak myślę, że taka głupia to ta historia nie jest.-Odezwała się chrzestna Harry'ego.-W historii magii było kilkoro ludzi którzy przejawili naprawdę nagłe zdolności, oczywiście historia związana z kwestią ludzkiej zazdrości brzmi chwytliwie, ale jeśli już chodzi o kamień, który ma związek z czarną magią i ma spełniać pragnienia to wydaje mi się, że śmierciożercy chętnie by owy posiedli.
-Też tak myślę.-Powiedzieli zgodnie brunet i rudowłosa.
-Tylko...że my nawet nie wiemy jak ten ,,niezwykły kamień"wygląda, a nikt podobno tego nie
wie!
-Bardzo słusznie Hermiono, ale skoro jest to podobno tylko legenda wydaje mi się, że jego wygląd nie jest istotny.-Powiedziała Aurora, a wszyscy wybałuszyli oczy, a już tym bardziej Hermiona, która w ogóle nie dopuszczała takiej szalonej myśli.-Możliwe, że ten kamień przybiera dla nas różny wygląd lub różną postać.
-To niby jak mamy go znaleźć!-Powiedziała Hermiona.
-Od Mallory i Freda wiemy, że śmierciożercy schowali go w ministerstwie, to jest na razie pewne.-Harry głośno wypowiadał myśli jakby miałoby mu to pomóc w znalezieniu sensownego rozwiązania.
-Mimo wszystko wątpię, żeby śmierciożercy najbardziej pragnęli ożywienia swojego pana, wielu z nich było właściwie na jego uwięzi.
-Bardzo dobrze Ginny!-Pochwaliła ją Aurora, a Hermionie trudno było dopuścić myśl, że dedukcja Ginny mogła okazać się lepsza od jej własnej.
-Och, wy jeszcze tutaj!-Powiedziała zdziwiona pani Pomfrey.-Oni są jeszcze naprawdę słabe, jeśli chcecie ich dobra dajcie im odpocząć!-Przegoniła ich pielęgniarka.
-Dobranoc Auroro!Powiedział Harry a brunetka z burzą loków nachyliła się, aby go przytulić.
-Dobranoc Harry.-Odpowiedziała.
Tak wszyscy pożegnali się jeszcze z Hermioną i już naprawdę zmęczeni ciągłą dedukcją i przetwarzaniem informacji opuścili Skrzydło Szpitalne, rozeszli się do swoich sypialni i zatopili w sen.
********
Harry obudził się, Ginny obejmowała go w pasie, czuł jak w nocy się wierciła i chyba naprawdę miała niespokojny sen. On zresztą też pomimo wielkiego zmęczenia nie umiał szybko zapaść w sen przez te wszystkie informacje, które wciąż buzowały mu w głowie-Legenda, czarny feniks, kamień, legenda, czarny feniks, kamień.
-Harry?-Ginny szukała go koło siebie na łóżku zaciskając powieki, nie mogąc się powstrzymać pocałował ją w usta, a ona otworzyła brązowe oczy.
-Nie spałaś dziś za dobrze, co?
-To chyba przez ten natłok informacji...-Westchnęła i usiadła na brzegu łóżka.
Po paru minutach już ubrani zeszli razem na śniadanie. W salonie panowała niezwykła wrzawa, wszyscy mówili o śmierci pięciu mugoli.
-Och, Teddy, nieładnie tak podsłuchiwać!-Zganiła go Andormeda, która zapewne nie chciała, aby jej wnuk usłyszał o śmierci mugoli. Harry wzrokiem szukał przy stole Hermiony i Aurory, ale pewnie Madame Pomfrey stwierdziła, że powinny odpoczywać i jadły teraz śniadanie w Skrzydle Szpitalnym. Wydawałoby się, że wszyscy spokojnie jedli śniadanie i że zapowiada się kolejny zwykły dzień w ukryciu, wszystko jednak miało potoczyć się inaczej...Przez drzwi salonu jak burza wpadła McGonagall, a jej wyraz twarzy nie zapowiadał nic dobrego...
-Musimy wszyscy być natychmiast ewakuowani! George zatrzymaj wszelki przepływ informacji przez Potterwartę, mamy szpiega w naszych szeregach!-Ostrzegła profesorka a wszyscy w pokoju zamarli.
-Jaka ewakuacja! Ja będę walczyć!-Powiedziała z uporem Jackie i stanęła na stole a po niej wszyscy inni też zaczęli się buntować wykazując chęć do walki.
-W takim razie niech wszyscy dorośli którzy chcą walczyć walczą, Weasley, Potter, przygotujcie świstoklik dla dzieci i osób starszych.-Rozkazała McGonagall.
-Jakich starszych! Nie będzie żadnych forów, o nie!-Uparła się babcia Neville'a.
-Minerwo musimy zmienić plany!-Niski profesor Flitwick pociągnął za szatę McGonagall.
-Tak Filusie?
-Skoro mamy zdrajcę musimy zmienić plan, niech świstokilk zabierze ich do mojego domu, jest specjalnie otoczony zaklęciami.
-Bardzo mądrze Fliusie, w takim razie słyszeliście?-Upewniła się opiekunka gryfonów zwracając się do Harry'ego i Rona a oni pokiwali głowami i wzięli się do roboty.-Molly, Ginny-wy zajmijcie się chorymi.-Matka z córką pokiwały głowami i pobiegły do Skrzydła Szpitalnego.
Parę minut później świstokliki były już gotowe-jeden do mieszkania Flitwicka, a drugi do ministerstwa, a wszyscy byli już zgromadzeni w magicznie powiększonym salonie.
-Och, Bill nie idź tam! Co będzie z naszą córeczką!-Powiedziała Fleur i zaczęła płakać mężowi w ramię.
-Musisz się nią zaopiekować Fleur, nic mi nie będzie.-Uspokajał ją i przytulał.
-Hermiona, u Flitwicka będziesz bezpieczna!-Upierał się Ron.
-Ron, Ron ja nie....-Powiedziała Hermiona ostatkiem sił i zemdlała a Ron szybko ją złapał.
-Spokojnie ja się nią zajmę.-Obiecał mu jakiś przypakowany auror i przerzucił Hermionę jak
strażak na co Ron wysoko uniósł brwi.
-Gdzie jest Aurora!?-Wrzeszczał Harry, ale Ginny ze smutkiem wskazała mu jak pani Pomfrey podtrzymywała ją zaklęciem, była nieprzytomna tak jak Hermiona.
-Co się dzieje?-Pytał przestraszony Ted i wyrywał rękę od Andromedy.
-Teddy, rób co ci każe babcia, obiecuję, że wrócimy do ciebie już niedługo.-Zapewnił go Harry, choć sam miał teraz ochotę się rozpłakać.
-Ginny, w ministerstwie jest teraz cholernie niebezpiecznie...-Próbował jej wytłumaczyć, ale ona nie miała zamiaru się poddać i zamknęła mu usta pocałunkiem. Mógłby trwać wiecznie, muskać jej słodkie wargi, ale sytuacja była bardzo nieciekawa.
-Nie zostawię cię teraz.-Powiedziała rudowłosa i przytuliła go.
Chwilę później większość ich bliskich chwyciła się świstoklika i zniknęła. Druga grupa uczyniła to samo i Harry poczuł jakby coś pociągnęło go za pępek i po chwili on i Zakon wylądowali przed ministerstwem. Po chwili wszyscy z Zakonu rzucili na siebie zaklęcia kameleona.
-Miejcie przygotowane różdżki!-Przestrzegł ich Bill.
-Ministerstwo jest ogromne, chyba powinniśmy się rozdzielić pani profesor.-Zaproponował Percy. Tak po paru minutach cała rodzina Weasley, Harry i Jackie tworzyli jedną grupę.
-Gdzie jest mój Freddy!-Szlochała pani Weasley.-Jeśli...jeśli coś mu zrobili będą przeklinać dzień, w którym się urodzili!-Odgrażała się Molly.
-W porządku mamo, znajdziemy ich!-Pocieszał ją George, ale sam okropnie martwił się o bliźniaka.
-No to idziemy!-Powiedział Harry i wrzucił żeton do budki telefonicznej a ona zjechała do podziemia.
-Za mną!-Powiedział Ron, był jednym z aurorów i całkiem nieźle znał ministerstwo.
*********
Mallory rozdzieliła się z Fredem, właśnie przechadzała się po jednym z podziemnych korytarzy aż w oddali na końcu ciemności zobaczyła światła. Co jeśli to światło różdżki? Ponieważ na nią zaklęcia McGonagall już nie działały i wróciła do swojego dawnego wyglądu
upewniła się, że szczelnie założyła pelerynę niewidkę. Światło zaczęło się do niej przybliżać i również ona zaczęła przybliżać się do światła. Gdy zobaczyła swoją przyjaciółkę-Jackie straciła wszelką ostrożność, zrzuciła z siebie niewidkę i pobiegła do przyjaciółki. A gdy ona ją zobaczyła też pobiegła w jej kierunku. Dziewczyny uścisnęły się i nie było słów, aby to opisać.
-Jackie!-Ostrzegła ją Ginny, a Mallory zasłoniła przyjaciółkę przed zaklęciem, niestety trafiło w jej ramię, a ona runęła na ziemię. Tak wszyscy zaczęli na oślep strzelać zaklęciami aż w końcu Harry wyczarował pomiędzy nimi a przeciwnikiem barierę ochronną. Napastnik stał tyłem do nich , miał nałożony kaptur.
-Całkiem nieźle, ale już po niej.-Zaśmiał się szyderczo męski głos, Jackie z piskiem podbiegła do ciała przyjaciółki.
-KIM JESTEŚ!-Jackie zażądała wyjaśnienia i z gniewu zaczęła strzelać zaklęciami zapominając o wszystkim.
-Oj Jackie, oboje wiemy, że było to niewątpliwie zaklęcie czarnomagiczne jak zawsze to ładnie ujmowałaś.
-KIM JESTEŚ!-Powtórzyła.
-Znasz mnie lepiej niż ci się wydaje...-Zaśmiał się.
-Mal, Mal!-Zaczęła płakać nad jej głęboką raną na ramieniu.
Ginny też podbiegła do jej ciała i próbowała tego samego przeciwzaklęcia co w przypadku Harry'ego.
-Hae Morhage...-Mruczała w kółko histerycznie a Jackie razem z nią, ale nie było żadnych efektów.
-Och, nieco żałosne, że tak powiem.-Prychnął głos wydobywający się z ciemności.
-Jackie, muszę odejść...-Powiedziała, a krew obficie sączyła się z jej rany.
-Mam dyptam, może to pomoże...-Powiedział roztrzęsiony Ron.
-Nie, Ron, nic już mi nie pomoże...-Westchnęła.
-Mal, co ty opowiadasz!-Zaprotestowała Jackie.-Ty nie umierasz!-Szlochała głośno, a echo jej płaczu wypełniał cały korytarz.
-Jackie, byłaś taka dzielna, zawsze wiedziałam, że zajdziesz daleko...-No i...miałaś rację prędzej ja umrę niż ty będziesz animagiem.-Zaśmiała się blondynka.
-Uratowałaś mi życie! Nie odejdziesz, nie pozwolę na to!-Zaprotestowała i znowu zaczęła płakać pochylając się nisko nad jej ciałem a Ginny próbowała ją jakoś uspokoić.
-Byłaś bardzo dzielna Jackie...-Powtórzyła słabym głosem blondynka.-Zawsze byłaś moją najlepszą przyjaciółką... Nagle stało się coś niewiarygodnego, otóż w miejscu niepozornej Jackie, dziewczyny, która jeszcze chwilę temu płakała nad ciałem Mallory pojawił się piękny, dostojny feniks.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz