Translate

niedziela, 31 stycznia 2016

26.Przeprowadzka pani Weasley

-Są już proroki?-Zapytał Harry schodząc na dół.
-Tak, przyszły.
-A co u mamy? Jak sobie radzi?
-Dotychczas mieszkała u Percy'ego, ale twierdzi, że nie chce mu zaprzątać głowy i dzisiaj wyprowadza się do dziurawego kotła.
-Tak myślałem ostatnio nad tym i może mogłaby zamieszkać u nas.
-Też się nad tym zastanawiałam i to jest dobry pomysł, ale...sam wiesz jaka jest mama na pewno się nie zgodzi.
-Może jakoś uda nam się ją przekonać w końcu jesteśmy jej rodziną i wypadałoby pomóc.
-Porozmawiam z nią dzisiaj po treningu mam nadzieję, że się zgodzi.
-Też mam taką nadzieję na razie muszę lecieć.
-Na razie.
Od razu po treningu odwiedziła mamę w domu Percy'ego.
-Ginny! Jak miło, że przyszłaś. Zrobić ci herbaty?
-Nie dziękuję ja tylko na chwilę. A ty już się pakujesz?-Zapytała widząc panią Weasley machającą różdżką, a różne rzeczy wpadały do jej kufra.
-No wiesz im wcześniej stąd odejdę, tym lepiej.
-No i ja właśnie o tym chciałabym z tobą porozmawiać. No więc dzisiaj ja i Harry rozmawialiśmy o tym wszystkim i ustaliliśmy, że powinnaś zamieszkać u nas.
-Do was? Och, nie bądź śmieszna Ginny dziękuję wam ze tę propozycję, ale nie mogę z niej skorzystać.
-Dlaczego, nie mamo?
-Nie, po prostu nie mogę, jest jednak jakaś granica której nie powinnam przekroczyć.
-O czym ty mówisz mamo to zupełnie bez sensu najpierw mówisz, że rodzina powinna sobie pomagać, a potem o jakiejś granicy której nie można przekraczać!
-Ginny, mieszkanie razem to prywatna sprawa każdego człowieka i nikt inny nie powinien się wtrącać. Rozumiesz! Wiem, że chcecie dobrze, ale mieszkanie ze mną to już przesada.
-No dobrze, skoro jesteś taka uparta, to zamieszkaj z nami przez jakiś czas no i jak coś będzie nie tak będziesz mogła robić co chcesz. Zresztą w Dolinie jest bardzo spokojnie na pewno ci się spodoba.
-No...dobrze powiedzmy, że się zgadzam więc kiedy mam się do was przeprowadzić?
-Uzgodnię to dzisiaj z Harry'm i dam znać. Ale najprawdopodobniej jutro, bo jutro oboje będziemy w domu i będzie czas, żeby przygotować dla ciebie pokój.
-No, dobrze gdybyście mnie szukali będę dzisiaj nocować w dziurawym kotle, ale nie musicie wcale tak się trudzić tylko, dlatego, że się do was przeprowadzam. Moglibyście w jakiś lepszy sposób wykorzystać czas kiedy oboje nie idziecie do pracy.
-Nie przejmuj się mamo jeszcze będziemy mieli okazje, żeby spędzić razem czas, a jeśli chodzi o przygotowanie pokoju dla ciebie, to będziesz w końcu naszym gościem i nie chcemy żebyś spała na kanapie!
-No dobrze. Ale to nie zmienia mojego zdania na ten temat naprawdę nie łatwo będzie tak się zintegrować.-Powiedziała wciąż nie do końca przekonana pani Weasley.
-Niby dlaczego?-Jeśli będziemy ci przeszkadzać to nam powiesz i postaramy się to zmienić.
-I wy niby będziecie się musieli dostosować do mnie w swoim własnym domu! O nie na to się nie zgadzam.
-Och, mamo przesadzasz.
-No, ale dobrze skoro tego chcecie...
-Cieszę się, że się zgodziłaś to ja już pójdę muszę jeszcze odwiedzić Teddy'ego, zająć się wreszcie ogrodem i go odgnomić, a potem wpaść do sklepu i w ogóle mam dzisiaj dużo do roboty.
-Szkoda, że już musisz iść kochanie...
-Nie martw się zobaczymy się jutro.
Potem jak powiedziała była odwiedzić Teddy'ego, zajęła się trochę ogrodem, a późno wieczorem zrobiła kolację i czekała na Harry'ego, aby przekazać mu informacje dotyczące przeprowadzki.
-No, jesteś wreszcie Harry! Mam dobre wieści mama się zgodziła!
-To dobrze, choć pewnie nie było łatwo prawda?
-No nie było...ale w końcu ją przekonałam i pytała kiedy ma się do nas przeprowadzić.
-Hmm...może jutro wieczorem?
-Dobra to odpisze, że jutro.
Po tych słowach szybko napisała list i wykończona ciężkim dniem poszła spać.
Następnego ranka wybrali duży pokój znajdujący się pod ich sypialnią. Ściany w tym pokoju miały przyjemny, jasnopomarańczowy kolor stał w  nim kominek i duża pojemna szafa, oraz duża półka, fotele, lampa, mały stolik i duże sprężyste łóżko. Cały pokój był ładny i przytulny przeznaczony specjalnie dla gości. Ginny i Harry cały dzień sprzątali i robili wszystko, żeby w domu było jak najwygodniej i kiedy wszystko było już gotowe deportowali się do dziurawego kotła po panią Weasley.
-O jesteście już, cześć Harry kochanie co tam u ciebie?
-W porządku trochę papierkowej roboty w ministerstwie, ale teraz zaostrzono środki bezpieczeństwa. A jutro niestety, ja i inni aurorzy będziemy musieli odwiedzić azkaban.
-Och, to parszywe miejsce współczuję ci.
-Ja też tak uważam nie bardzo chcę się tam wybierać...No to co deportujmy się!
-Mamo zostaw ten kufer wiem 0, że przywykłaś do mugolskich czynności, ale po co go nosić.
-No tak masz racje Ginny lepiej będzie, gdy później go przeniosę.
Następnie deportowali się do Doliny Godryka i oprowadzali Molly po całym domu.
-A to będzie twój pokój.-Powiedziała Ginny pokazując jej pokój na przeciwko kuchni.
-Aale nie mogę! To chyba najładniejszy pokój jaki widziałam.
-Och, mamo przesadzasz...
-Ginny, a co ja ci wczoraj mówiłam.
-To naprawdę nie kłopot pani...to znaczy mamo.-Poprawił się Harry.
-Lepiej już nic nie mów mamo.-Odezwała się Ginny widząc, że mama już chciała coś powiedzieć-Rozpakuj się i przyjdź za chwile do kuchni zaraz będzie kolacja.
-Mogę ci pomóc Ginny rozpakuję się później...
-Nie, odpocznij poradzę sobie.
Po kolacji pani Weasley pochwaliła Ginny za smaczne jedzenie, wróciła do siebie i poszła spać.
Rano, Ginny i Harry'ego obudziła jakaś przyciszona muzyka.
-Harry, słyszysz to?
-Mówisz o tej muzyce? To pewnie mama nie przejmuj się.-Wytłumaczył zaspanym głosem.
-Chwila, która jest godzina?-Zapytała spoglądając na zegar, na którym obydwie wskazówki z ich imionami spoczywały na pracy.
-Harry wstawaj! Zaraz się spóźnimy!
Następnie oboje zaczęli biegać po domu i szybko szykować się do pracy.
-Gdzie tak pędzicie.-Zapytała zdumiona pani Weasley.
-Zaraz spóźnimy się do pracy zresztą chyba już jesteśmy spóźnieni...-Mówiła Ginny szybko zjadając śniadanie przygotowane przez panią Weasley.
-Dziękuję ci za śniadanie mamo!-Krzyknęła w pośpiechu i deportowała się przy szatni.
-No już jesteś Ginny. Właśnie tłumaczyłam coś dziewczyną.-Powiedziała Gwenog.
-Przepraszam za to spóźnienie ale...
-Nie ważne usiądź.-Wtrąciła i wskazała wolne miejsce.-Tak więc wracając do wyjazdu-kontynuowała-będziemy musiały wyjechać już za tydzień do następnego meczu będziemy się przygotowywać na specjalnej akademii dzisiaj dostałam co do tego wszystkiego dokładne instrukcję. Na akademii musimy być już za tydzień o dziewiątej i postanowiłam, że polecimy na miotłach, bo tak będzie bezpieczniej a propos bezpieczeństwa towarzyszyć nam będzie kilku aurorów a na akademii będzie ich o wielu więcej. Tym razem nie mam zamiaru rezygnować i zrobię wszystko, żeby było bezpiecznie. Są jakieś pytania?Nie? To doskonale zaczynamy trening.
Po treningu Ginny zaprosiła całą swoją rodzinę na kolację i oznajmiła o jej wyjeździe po czym wszyscy zaczęli jej gratulować, ale też zapewniali, że będą ogromnie tęsknić.








niedziela, 24 stycznia 2016

25.Kłótnia u Potter'ów

Po całym tym zdarzeniu na szczęście wśród rodziny Weasley'ów nic nikomu się nie stało (nie licząc jakichś drobniejszych urazów), a w proroku aż huczało od ostatnich wydarzeń. Tymczasem Harry miał mieszane uczucia, ponieważ z jednej strony cieszył się, że nikomu z rodziny nic się nie stało, lecz z drugiej strony, wciąż był wściekły na Ginny za to, że wtedy zniknęła bez śladu. Więc, gdy wrócili do domu po bitwie, nie mogło obejść się bez trudnej rozmowy.
-Dlaczego tak odeszłaś! Nawet nie powiedziałaś mi wcześniej o tym co chcesz zrobić!
-Harry dobrze wiesz, że potrafię sama sobie poradzić, a nie mówiłam o tym tobie, bo zareagowałbyś dokładnie tak, jak teraz.
-No, bo to było głupie, okropnie niebezpieczne nie mówiąc już o innych skutkach tej całej twojej ,,wyprawy".
-Ty, wciąż traktujesz mnie jak dziecko! Może jeszcze niedługo będę musiała pytać cię o pozwolenie, żeby móc wyjść!-To, że Harry za wszelką cenę chciał ją chronić, wciąż ją denerwowało, ponieważ była dość drażliwa na tym punkcie.
-Martwiłem się o ciebie! Nie wiedziałem gdzie jesteś!
-Przecierz nic nikomu się nie stało!
-A niektórzy aurorzy!
-Mam na myśli naszą rodzinę, a ty,wciąż myślisz o pracy!
-Nie spałem całą noc nie przeżyłbym gdyby coś ci się stało, a ty tymczasem szukałaś na własną rękę tej psychopatki!
-Ja nie prosiłam się o niczyją pomoc! A ty kiedy nie spałeś w nocy,przynajmniej miałeś okazję poczuć jak to jest być mną!-Krzyknęła i trzasnęła drzwiami. Po chwili podleciała do niej sowa Hermiony z listem, w którym proponowała jej spotkanie, na co Ginny chętnie przystała i od razu jej odpisała. Po jakimś czasie była już na pokątnej i rozglądała się za Hermioną w pobliskiej kawiarni.
-Cześć Ginny już jestem przepraszam, że trochę się spóźniłam, ale musiałam jeszcze wziąć Teddy'ego.-Oznajmiła i wskazała na śpiącego malca.-No to co u ciebie?
-Oh wszyscy są na mnie wściekli Gwenog, że przepuściłam treningi, Harry, że odeszłam, gdy chciałam pomścić ojca.
-Pokłóciłaś się z Harry'm!?-Nie wierzę! Przecierz wy się prawie wcale nie kłócicie!
-No właśnie ,,prawie wcale".
-No, to opowiadaj co i jak.
-No, bo on traktuje mnie jakbym była jego córką, a nie żoną tak jakbym była jakaś w ogóle niesamodzielna!
-No, tak...ale nie sądzisz, że to miłe mieć kogoś, kto się tak o ciebie troszczy?
-To znaczy...cieszę się, że tak się o mnie martwi, ale on już chyba trochę przesadza.
-A może to ty się mylisz? Może oboje się mylicie? Chyba powinniście o tym szczerze i spokojnie porozmawiać. Taka jest moja rada.
-Tylko, że on znowu zacznie mi to wszystko wypominać, fakt może to nie było zbyt rozsądne, ale on nie wie jak to jest nagle stracić ojca, bo własna ciotka go zabiła.
-Rozumiem, ale może właśnie powinnaś mu to powtórzyć. Spokojnie Harry nie będzie długo zły, choć wtedy przysporzyłaś mu niezłego strachu. Zastanów się to szczęście mieć taką osobę.
-No tak może rzeczywiście ta kłótnia była nie potrzebna...No dobra, ale już dosyć o mnie co z mamą?
-Na razie mieszka u Percy'ego, ale chyba długo tam nie zostanie. No wiesz jak mama się uprze to nic nie da się zrobić...
-No, tak jak zwykle. Szkoda, że nory już nie ma tyle się tam wydarzyło...
-Ale niedługo zaczniemy odbudowę i wtedy znów będzie jak dawniej.
-Tak naprawdę już nic nigdy nie będzie tak jak dawniej...Nie bez taty...
-No, tak...-Przyznała Hermiona.-Ale może nie rozmawiajmy teraz o tym. Co u ciebie poza tą kłótnią rzecz jasna?
-Gwenog jest na mnie strasznie wkurzona.
-Rozmawiałaś z nią?
-Nie, ale napisała do mnie list prosząc w nim o spotkanie, i nawet po stylu jej pisma można było poznać, że jest niesamowicie wściekła.
-Nie martw się z pewnością jej to przejdzie. A słyszałaś o pojedynku drużyn?
-Nie, a to coś o czym powinnam wiedzieć?
-W sumie tak, chodzi o to, że w tym miesiącu zostanie wybrana trójka najlepszych drużyn, w sensie pod względem: popularności no i przede wszystkim gry.
-Po co w zasadzie mam o tym wiedzieć?
-No co ty ma być pojedynek drużyn, który odbywa się raz na dziesięć lat!
-A skąd ty o tym wiesz?
-No czytałam w takiej jednej książce i obliczyłam, że odbędzie się to w najbliższym czasie.
-Wciąż nie bardzo rozumiem...
-Na pewno Gwenog jeszcze ci to wszystko wytłumaczy. A teraz muszę już iść, bo niedługo wracam do pracy no i mam masę rzeczy do załatwienia no i lepiej żebyś też się nie spóźniła, bo Gwenog może zdenerwować się jeszcze bardziej.
-No tak masz rację może wpadnę do ciebie po południu do zobaczenia-Pożegnała się z Hermioną i deportowała się tuż przed gabinetem (A może raczej kanciapą) Gwenog Jones po czym zapukała, a gdy usłyszała "proszę" weszła do środka.
-O, to ty Ginny usiądź.-Powiedziała, jakby była z czegoś zadowolona, wskazując jedno z krzeseł.
Tak więc Ginny, usiadła obok reszty drużyny (co było dosyć dziwne, bo Gwenog zwykle nie rozmawiała z całą drużyną w gabinecie).
-Może domyślacie się, dlaczego tu jesteście, i może któraś z was już o tym gdzieś słyszała, ale nie przedłużając chodzi tu oczywiście o pojedynek drużyn grających w quidditcha. Jeśli dostaniemy się do najlepszej dziesiątki będziemy musiały wyjechać, ale spokojnie tym razem będziemy bardzo dobrze strzeżone przez wielu aurorów. Jeśli chodzi o zasady gry i inne instrukcje wyślę je wam przez sowy. Czy są jakieś pytania?
-Kiedy dokładnie mają być te eliminacje?-Zapytała Ginny.
Eliminacje odbędą się równo za miesiąc, więc nie mamy zbyt wiele czasu by się do nich przygotować, dlatego jestem zmuszona wyciskać z was na treningach co się da. Myślę, że to tyle możecie iść do szatni się przebrać i przygotować się do treningu.
Ginny też już miała odejść razem z tłumem z ulgą, że nie chodziło o nią, jednak po chwili usłyszała jak Gwenog ją do siebie woła.
-Ginny, a ty jeszcze zaczekaj!
-Tak, o co chodzi?-Zapytała udając, że nie ma pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.
-Wydaje mi się, że ty dobrze wiesz co mam na myśli. Przepuściłaś dwa treningi cała drużyna i jestem pewna, że cała twoja rodzina i wszyscy fani martwili się o ciebie.
-Tak wiem ogromnie przepraszam, ale ta drużyna wiele dla mnie znaczy nie możesz mnie z niej wyrzucić!-Mówiła spodziewając się już najgorszego.
-Oh, Ginny jesteś zabawna oczywiście, że cię nie wyrzucam chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteś ogromnie odważna by wyruszać tak całkiem sama z domu podczas, gdy na wolności jest jakaś morderczyni. Podziwiam cię za to, choć byłam na początku zdenerwowana, ale teraz trochę cię rozumiem.
-Tak, to też było dla mnie dosyć trudne, i chyba przez to nawet kogoś uraziłam...-Uświadomiła sobie, że to naprawdę miłe, że Harry tak się o nią troszczy i uświadomiła sobie, że niepotrzebnie się z nim pokłóciła.
-Dobrze, a teraz możesz już iść się przebrać zaraz zaczynamy trening.
Po treningu Ginny szybko się przebrała i poszła do Hermiony, aby pobawić się z Teddy'm, a potem odwiedziła mamę w domu Percy'ego. Pod koniec dnia wróciła zmęczona i lekko zdenerwowana do domu. Martwiła się, że Harry, wciąż jest na nią zły, gdy machnęła różdżką i drzwi się otworzyły, weszła do środka, ale nikogo jeszcze nie było. Poszła, więc pod prysznic, kazała Stworkowi przygotować kolację, a Zgredkowi, aby poszukał Harry'ego i    przekazał mu, że chce się z nim widzieć. Harry akurat był z Ronem w dziurawym kotle rozmawiając w zasadzie o wszystkim, choć najwięcej wspominał o kłótni z Ginny. On, bowiem też żałował tej kłótni i chciał się z nią pogodzić. W końcu obok nich deportował się Zgredek.
-Pani Ginevra bardzo za panem tęskni i koniecznie chce się z panem widzieć sir.-Powiedział swoim jak zwykle piszczącym głosikiem kłaniając się tak nisko, że nosem dotykał podłogi. Gdy Harry usłyszał to co powiedział mu Zgredek, pożegnał się z Ronem, natychmiast pobiegł do pierwszej lepszej kwiaciarni na pokątnej, kupił najładniejsze jak dla niego kwiaty i deportował się do domu.
-O, jesteś już Harry! Przepraszam cię za to co dzisiaj powiedziałam, ale ja zawsze chciałam być całkiem samodzielna i odpowiedzialna, zresztą chyba właśnie tak to jest, gdy dorasta się wśród sześciu braci. Cieszę się, że ktoś martwi się o mnie tak bardzo jak ty.
-Ja też przesadziłem chyba mam już na punkcie bezpieczeństwa jakąś obsesję czy coś. A to dla ciebie.-Powiedział podając jej kwiaty.
-O, matko! Dziękuję ci są przepiękne i pięknie pachną.-Po czym za pomocą czarów włożyła je do wazonu.
-Kocham cię ta kłótnia była bez sensu, ale martwię się tak o ciebie tylko, dlatego, bo nie chcę stracić kogoś takiego jak ty.
-Ja też cię kocham i nie chcę cię stracić Harry. Lepiej nie kłóćmy się już więcej.-Powiedziała i przytuliła się do niego.
-Lepiej nie.-Szepnął jej do ucha.






niedziela, 17 stycznia 2016

24.,,...Teraz może być już tylko lepiej"

Harry jak zwykle wstał rano, ubrał się i zszedł na dół do kuchni, żeby zrobić śniadanie. Choć wydawałoby się, że to zwyczajny dzień jak co dzień, ale właśnie ten dzień był poświęcony wielu poszukiwaniom, ciężkiej pracy i poświęcenia. W końcu okazało się, że Ginny nie ma w domu, ale Harry pomyślał, że może jest u Hermiony lub też po prostu wyszła wcześniej na trening. I tu się mylił. Po paru minutach w kominku pojawiła się głowa Hermiony.
-O to ty Hermiona nieźle mnie przestraszyłaś.
-Przepraszam, ale Ginny miała dzisiaj nas odwiedzić, a nawet nie odpisała wczoraj na mój list, więc przyszłam sprawdzić czy wszystko w porządku.
-No właśnie chyba nie za bardzo w porządku...ostatnio widziałem ją wczoraj, a dzisiaj nie ma po niej nawet śladu!-Powiedział zaniepokojony całą tą sytuacją.
-Tylko co ona znowu wymyśliła. Zaczynam się o nią martwić, zresztą Ginny jest gotowa zrobić wszystko...
-Chwila...-Powiedział, bo zauważył kawałek pergaminu w salonie, który na pewno nie należał do niego.
-Harry co się stało?-Zapytała po jakimś czasie przerażona Hermiona, gdy on nie odpowiadał.-Harry proszę powiedz co się stało!
-Muszę szybko iść jej szukać.
-Harry, ale wiesz gdzie ona jest?
-Nie zresztą nie obchodzi mnie to nie mogę tak siedzieć i nic nie robić!
-Ale co takiego się stało?
-Ona zwariowała! Poszła szukać tej psychopatki na własną rękę nie wierzę!
-Harry, zaczekaj!-Krzyknęła, gdy on wybiegł do ogrodu.
-Hermiona nie ma na nic czasu!
-No właśnie, a my nie wiemy gdzie jej szukać więc stracimy tylko na czasie to i tak nic nie da!
-No dobrze masz rację.-No to co proponujesz?-Powiedział z powrotem wracając do domu.
-Zastanówmy się gdzie mogłaby być?
-No nie wiem nic mi nie powiedział, gdy się obudziłem już jej nie było.
-No więc ode mnie ostatnio pożyczała kilka książek dotyczące głównie lasów więc pewnie jest w jakimś lesie, bo nie wierzę, że od tak zainteresowała się lasem.
-No chyba tak zresztą i tak nie mamy żadnych innych podejrzeń gdzie mogłaby być.
-No to co idziemy?
-Chyba nie mamy innego wyjścia chodźmy!
Po chwili deportowali się w najbliższym lesie od domu Harry'ego i Ginny, a tam Harry zaczął ,,biegać w kółko" nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
-Harry to bez sensu!-Krzyczała Hermiona, a jej głos odbijał się echem.
-NO WIĘC CO PROPONUJESZ!? NIE WIESZ JAK TO JEST! NIE MAM JUŻ SIŁY!
-HARRY USPOKÓJ SIĘ DOBRZE!-Po tym gdy Hermiona krzyknęła zamilczał.-Yhym może lepiej odpocznijmy, bo bieganie w kółko po lesie to chyba nie jest dobre rozwiązanie.-Powiedziała już cichym i spokojnym głosem.
-Masz racje przepraszam ja po prostu nie wiem co mam robić dalej martwię się o nią tak naprawdę to najbliższa mi osoba.
-Rozumiem Harry, ale nie martw się znajdziemy ją poza tym ona jest bardzo zaradna  zresztą podjęcie takiej decyzji to bardzo odważna rzecz prawda?
-No i strasznie głupia w końcu z dnia na dzień wyszła i poszła szukać jakiejś morderczyni, żeby się na niej zemścić.
-No tak ty też masz rację, a teraz przykro mi, ale no wiesz mam małe dziecko w domu muszę wracać, jeśli chcesz możesz nocować u nas.-Zaproponowała Hermiona.
-Nie, dzięki, ale zostaję tutaj.
-Ale Harry, tu nocą może być niebezpiecznie!
-Proszę cię wracaj, nie przejmuj się mną.
Po chwili deportowała się z cichym pyknięciem, a Harry został sam. Przez całą noc siedział przy wcześniej rozpalonym przez niego ognisku i zastanawiał się gdzie może teraz być i czy wszystko z nią w porządku.
Z samego rana, gdy tylko się obudził zobaczył Rona i Hermionę.
-Ron, Hermiona co wy tu robicie?-Zapytał zdziwiony.
-Przyszliśmy ci pomóc i znaleźć Ginny, bo to chyba najważniejsze.
-Hermiona prosiłem cię zajmijcie się Teddy'm to moja wina ona wyszła podczas, gdy ja sobie spałem, nie zauważyłem tego, a jak jej coś się stanie nie wybaczę sobie tego już do końca życia!
-Harry, a poza tym nie wiesz jaki Robards jest wkurzony, że cię nie ma akurat byłem dzisiaj w ministerstwie no i spotkałem go. A w ogóle mama strasznie się martwi nawet zabraniała nam iść poza tym Hermiona twierdzi, że coś jej się przypomniało.
-No więc zanim ta cała ciotka tu przypałętała to mama opowiadała nam o nich historie ona była niesamowicie zazdrosna, że mama kogoś ma, a ona nie. No, ale do rzeczy mówiła też o miejscu spotkań gdzie często bywali w trójkę myślę, że to właśnie tam może być Ginny i ta jędza.
-Gdzie to jest?
-Dolina brzóz tam jest taki brzozowy las to niedaleko.
-No tak, wiem gdzie to jest.
-Chodźmy już lepiej.
Po chwili byli już w tym miejscu i po jakimś czasie wreszcie znaleźli coś, co mogło naprowadzić ich na jakiś trop.
-Spójrzcie na to!-Powiedział Harry, gdy znalazł naszyjnik, który dał jej na urodziny.
-To należy do niej Harry?
-Tak, to na pewno jej w środku jest nasze zdjęcie...
-Tylko gdzie teraz może być?-Zapytał zamyślony Ron.
-Zaraz-Powiedział Harry i wyciągnął różdżkę.-Pokaż swój sekret!-Nie działa możliwe, że stosuje jakieś mocniejsze zaklęcia ochronne.
-Harry, a co jeśli tak naprawdę jej tutaj nie ma?-Zapytał Ron.
-Jeśli to nie zadziała idziemy dalej.-Po chwili zaczął mruczeć pod nosem jakąś długą formułkę, a gdy skończył zabezpieczenia opadły i pojawił się namiot i wypalające się ognisko.
-A jednak co to było za zaklęcie Harry nigdy o tym nie czytałam?
-Cóż to sekret znają je tylko aurorzy.
-Zaczekajcie tu pójdę pierwszy.-Powiedział i podszedł bliżej pewnie trzymając różdżkę w dłoni.
-Po chwili okazało się jednak, że nikogo tam nie ma.
-Nie ma tam nikogo, ale jestem pewny, że to rzeczy Ginny!
-O nie to nie jest dobry znak...-Powiedział zmartwiony Ron.
-Harry co ty robisz nie ma czasu!
-No tak, masz racje już idę.-Powiedział i zacisnął dłoń z naszyjnikiem.
-Ale co my mamy teraz zrobić?!
Pójdziemy przed siebie.
Po chwili przed ich oczami ukazał się patronus z wiadomością należący do pani Weasley.
Bądźcie ostrożni ona jest nieprzewidywalna i to wszystko jest niesamowicie niebezpieczne wszyscy teraz już wszyscy szukamy Ginny i każdy już o tym wie wiele osób nam pomaga, ale ona może być tylko w jednym miejscu...Dolina Brzóz mam nadzieję, że wszystko z wami w porządku i, że Ginny znajdzie się cała i zdrowa, choć i tak nie mamy już gdzie wrócić. Jesteśmy z wami.-A gdy skończył rozpłynął się.
-To znaczy, że oni muszą być gdzieś w tej okolicy!
-Pewnie tak o spójrzcie zdaje się, że zbliżamy się do końca tego lasu.
-Chwila, słyszeliście to?
-Tak to dobiega z...w zasadzie skąd to brzmi jak jakaś pułapka lub jakieś zaklęcia, które mają zmylić nas i aurorów.
-Nie ma czasu się zastanawiać chodźcie...w tę stronę.-Powiedział i pobiegli na skraj lasu.
-Wyciągnijcie różki.-Powiedział Harry rozglądając się w okolicy przepaści.
Gdy wyczuli, że ktoś jest za nimi bez zastanowienia krzyknęli: expelliarmus! Niestety, nie do końca się to udało, gdyż nie trafili i teraz mogli już tylko omijać zaklęć, a zarazem uważać, żeby nie wpaść do przepaści. W końcu, jednak było jeszcze trudniej szczególnie, że doszli nowi śmierciożercy akurat ta garstka, której aurorzy nie zdołali złapać. Jako pierwszą złapali Hermioną, ponieważ choć była ona dobra w zaklęciach i była inteligentna, to nie była aż tak dobra w pojedynkach. Po chwili Ron też został trafiony jakimś zaklęciem najdłużej utrzymywał się Harry, choć, gdy grupa śmierciożerców otoczyła go ze wszystkich stron mimo wszystkich starań nie udało mu się umknąć i także został trafiony jakimś zaklęciem. Cała trójka ocknęła się związana razem liną antydeportacyjną tak ciasno, że nie mogli się ruszyć. Po jakimś czasie stało się coś czego się nie spodziewali-przybyła cała rodzina Weasley'ów (łącznie z odnalezioną już Ginny).
-Co wy tu robicie?-Zapytał zdziwiony Ron.
-Nie zostawia się rodziny w potrzebie.-Odpowiedziała pewna siebie pani Weasley.
A po jakimś czasie, gdy przybyli aurorzy siły były już całkiem wyrównane i rozpoczęła się prawdziwa walka wielu aurorów zostało już oszołomionych, ale wielu z nich wciąż zadawali kolejne ciosy śmierciożercom. Walka była bardzo zacięta szczególnie, że uczestniczyła w niej cała rodzina Weasley'ów chcąca pomścić swojego ojca, męża lub teścia. Podczas, gdy każdy był zajęty swoim przeciwnikiem Ginny chciała skorzystać z tej okazji i rozplątać Harry'ego, Hermionę i Rona niestety, jej się to nie udało i przez chwilę nie uwagi została trafiona expelliarmusem, a kolejne zaklęcie wytrąciło ją z równowagi i gdyby nie to, że złapała się jakiegoś korzenia wpadła by w przepaść. Wciąż próbowała wrócić na grunt, ale jej ciotka była bezlitosna. Gdy tylko Harry to zobaczył, próbował się uwolnić, ale nic mu z tego nie przyszło.
-Jak śmiesz robić to własnej rodzinie!-Krzyknęła.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, a teraz żegnam!-Mówiąc to zadała jeden ruch różdżką, a palce Ginny momentalnie się odczepiły.
-NIEEEEEEEEEEE!-Krzyczał Harry i wciąż wił się, żeby się uwolnić, a cała rodzina Weasley zaczęła walczyć jeszcze bardziej zacięcie niż przed chwilą.
-Jesteś moją siostrą, a zniszczyłaś mi życie przez swoją głupią zazdrość!-Krzyczała do swojej siostry Molly.-Avada Kedavra!
Za chwilę jednak usłyszeli coś jakby ktoś gwizdnął, a potem nie potrafili uwierzyć w to co widzą zobaczyli Ginny na miotle z góry rzucającą zaklęcia na śmierciożerców.
-Harry spójrz na to!-Krzyknęła do niego Hermiona, podczas, gdy on schował twarz w dłoniach.
-Czy to jest Ginny?
-Wygląda na to, że tak sprytnie przywołała swoją miotłę.
Za jakiś czas Robards uwolnił Harry'ego, Hermionę i Rona i oni także brali później udział w walce. Gdy wszyscy śmierciożercy zostali już pokonani Weasley'owie i Potter'owie deportowali się pod norę.
-Oto co zostało z nory.-Powiedziała przygnębiona Molly.
-Nie przejmuj się mamo odbudujemy ją.-Pocieszała ją Ginny.
-Dziękuję, mam nadzieję, że teraz będzie już bezpiecznie.
-Jestem tego pewien niech się mama nie przejmuje najgorsze już za nami, teraz może być już tylko lepiej.


sobota, 9 stycznia 2016

23.,,Czas wziąć sprawy w swoje ręce"

Od czasu śmierci pana Weasley'a wszędzie panował smutek ale też panika. W ministerstwie panowało zupełne urwanie głowy, bo choć tam zawsze wiele się dzieje, to teraz był już istny zamęt. W końcu z samego rana (a uwierzcie, że Harry naprawdę rzadko bywał teraz w domu) w kominku pojawiła się głowa Dawlisha.
-O dzień dobry!-Przywitał się-Jest Potter? Robards mówi, że to bardzo ważne.
-Harry ktoś do ciebie!-Krzyknęła w górę.
-Już idę.-Powiedział zbiegając po schodach.-O co chodzi Dawlish?
-Musisz jak najszybciej deportować się do ministerstwa przynajmniej tak powiedział Robards to ponoć coś ważnego.
-Dobrze, a mogę jeszcze chwilę zostać?
-No...dobra, ale lepiej się pospiesz Robards czeka.
-Dobra, przekaż mu, że zaraz będę.
A Dawlish po chwili zniknął.
-Przepraszam cię Ginny ale ja naprawdę muszę iść zresztą nie odpuszczę sobie, do póki tej sprawy nie rozwiążę.
-Szkoda, że musisz już iść no ale trudno musisz, to musisz.
-Cieszę się, że rozumiesz jakby co wrócę późno uważaj na siebie kocham cię pa-Powiedział i pocałował ją w policzek.
W ministerstwie magii...
-Dzień dobry słyszałem, że coś się stało, i że prosił mnie pan do siebie.
-Tak, zgadza się no więc chodzi o to, że kobieta, którą znaleźliśmy okazała się nie być tym za kogo ją mamy. Niestety, okazało się to dopiero podczas identyfikacji różdżki. Jednak dowiedzieliśmy się jeszcze innych ciekawych rzeczy po podaniu jej veritaserum o wszystkim nam opowiedziała.
-Co wam powiedziała?
-Mówiła, że tamta kobieta zapłaciła jej za to, aby ona nas zmyliła przynajmniej na jakiś czas     ,ale po identyfikacji różdżki okazało się, że to było tylko dla zmylenia i że nie jest ona tym za kogo ją mamy.
-Rozumiem, a więc musimy dalej szukać tylko, że teraz ona jest pewnie gdzieś dobrze ukryta nie będzie łatwo ją znaleźć.
-Tak wiem Potter, dlatego właśnie cię o tym powiadomiłem teraz możesz albo zostać tu w ministerstwie i szukać poszlak w papierach, albo mogę wysłać cię na poszukiwania tak jak inni aurorzy to jak będzie?
-Oczywiście, że idę jej szukać!
-Dobrze, więc gdyby coś się zmieniło, albo dowiedzielibyście się czegoś jeszcze, to daj mi znać.
-Oczywiście.
-A no i proponuję zacząć poszukiwania od Dark Valley inni aurorzy już tam są.
-Dobrze.-Powiedział i od razu wyruszył na poszukiwania.
-O jesteś wreszcie Potter.
-Znaleźliście coś?
-No jak widać nic na dodatek nie mamy pomysłu gdzie dalej jej szukać.
Po długim czasie rozglądania się po okolicy większość aurorów już się rozeszła i został tylko Harry i Robards.
-Chyba jesteś już zmęczony Harry.-Powinieneś wrócić do domu.
-Ja naprawdę chcę rozwiązać tą sprawę kochałem mojego teścia jak ojca.
-Masz rodzinęPotter, masz do kogo wrócić.-Dzisiaj chcę żebyś wrócił wcześniej.-Powiedział Robards.
-Ale tu może być następna poszlaka! Trzeba szukać dalej!
-Rozumiem, że to dla ciebie ważne ale dzisiaj wróć wcześniej to ci naprawdę dobrze zrobi żona pewnie za tobą tęskni, a jutro będziesz miał więcej siły do pracy i może wpadniesz dzięki temu na jakąś poszlakę.
-No w sumie...może masz rację.
-Do jutra i nie przejmuj się do pozzukiwań wrócimy rano.
-Dziękuję do jutra.
Ginny na początku czekała na Harry'ego ale ostatecznie zasnęła, bo była zmęczona po dzisiejszym, pracowitym dla niej dniu, lecz obudziły ją czyjeś kroki nie było jeszcze tak późno, więc uznała, że to nie może być Harry szczególnie, że on nie skradałby się po własnym domu i dałby znać, że już wrócił. Dlatego wzięła z pod poduszki swoją różdżkę i po cichu zszedła na dół uważnie się rozglądając. W końcu Ginny zatrzymała się przy schodach za ścianą nasłuchując gdzie znajduje się ta osoba i czy w ogóle jest w środku. Teraz Ginny była już pewna, że jest ona w przedpokoju, a gdy to do niej dotarło bez wahania rzuciła się na obcego.
-expeliarmus!-Krzyknęła po czym zręcznie złapała różdżkę przeciwnika, a sama przyłożyła mu swoją do gardła.-Gadaj kim jesteś?!-Powiedziała do osoby w pelerynie i kapturze na głowie.
Chcesz mnie zabić w moim domu?-Zapytał Harry parskając śmiechem.
-Co?-Zapytała zdziwiona.
-To ja Harry.
-No to...Jak ma na drugie imię nasz chrześniak?-Zapytała wciąż nie opuszczając różdżki.
-Oczywiście Remus.-Odparł, wciąż nie umiąc opanować śmiechu.
-No, dobra to chyba ty. Powiedziała opuszczając różdżkę i również się śmiejąc.-No i masz różdżkę.
-Ja to nawet w domu przez żonę jestem atakowany.
-Przepraszam, ale po co skradałeś się po domu w tym kapturze poza tym mówiłeś, że wrócisz późno więc myślałam, że to ktoś...no wiesz.
-No wiesz tak jakoś wyszło, a ,,skradałem się", bo było cicho i ciemno no i myślałem, że już śpisz, a nie chciałem cię budzić.
-A ja tymczasem szykuję się na bitwę stulecia, a to tylko ty.
-Bitwa stulecia chyba kiedy indziej.-Powiedział z uśmiechem.
-Tak, a teraz wrócę do łóżka ale chyba nie zasnę.
-Dlaczego?
-No odkąd tata umarł to jakoś rzadko śpię to moja wina, gdybym wtedy powstrzymała mamę, to ona by tu nie przyjechała.
-Ginny nie obwiniaj się za to winna jest wyłącznie ta kobieta zresztą i tak by przecierz tu przyjechała, czytałaś list ona szuka zemsty.
-No tak...a jak w pracy znaleźliście coś?
-Póki co wiadomo tylko, że kobieta, którą złapaliśmy tylko podszywała się pod twoją ciotkę, bo ona zapłaciła jej za to by nas zmyliła, a ona sama za ten czas miał dość czasu, żeby się ukryć.
-Co, czyli to jednak nie ona!
-No okazuje się, że to nie ona, a teraz wybacz ale idę spać nie mam już siły.
-Ja jeszcze posiedzę w salonie w sumie to już się wyspałam. Dobranoc.
W końcu, jednak Ginny trochę posiedziała w salonie ale później też się położyła, choć tak jak powiedziała nie umiała zasnąć i nic jej nie pomagało. W głębi serca czuła smutek, że straciła ojca, a z drugiej ogromną nienawiść do swojej ciotki, która była za to odpowiedzialna i za wszelką cenę chciała się na niej zemścić. Po długim czasie namyślań w końcu, jednak podjęła ostateczną decyzję i postanowiła znaleźć ją sama. Tak więc nad ranem spakowała wszystkie rzeczy, które uznała za potrzebne, sprawdziła czy na pewno wszystko ma i napisała pożegnalny list:

                                                                          Drogi Harry!
Pewnie strasznie się teraz martwisz, bo zauważyłeś, że mnie nie ma, dlatego właśnie piszę ten list, żeby wszystko było jasne. Nie mogę znieść myśli, że nie znaleziono mojej ciotki, ale najbardziej nie mogę, znieść myśli, że ja nic w tej sprawie nie zrobiłam szczególnie, że wy robicie wszystko, aby ją znaleźć.Wiem, że może cię to wszystko przeraża, ale to moja ostateczna decyzja idę jej szukać sama. Przykro mi, ale muszę to zrobić dla dobra całej naszej rodziny. Proszę cię zrozum mnie Harry w końcu ona zabiła mojego ojca, osobę, którą tak bardzo kochałam. Czuję, że po prostu muszę to zrobić, że należy to do moich obowiązków! Mam nadzieję, że uszanujesz moją decyzję i że mnie rozumiesz. 
Ps. Znam cię aż za dobrze, więc nie martw się o mnie i nie szukaj mnie, chcę żebyś chociaż ty przeżył.
                                                                                                                         Pomszczę mojego ojca
                                                                                                                              Kocham cię Ginny
Gdy skończyła pisać położyła pergamin na stole w salonie, wzięła wszystkie swoje rzeczy i wyszła.
                                                                                       



niedziela, 3 stycznia 2016

22.Ostatnie pożegnanie...

Ostatnio i u Weasley'ów i u Potter'ów nikt nie miał dobrego humoru, bo choć każdy miał swoje problemy to i tak każdy zastanawiał się co stało się z Bertą? Czy możliwe, że wyjechała z kraju i już nigdy nie wróci? Od tego czasu Ginny dręczyły nocne koszmary i wciąż miała w tej kwestii złe przeczucia.
-Ginny uspokój się!-Co się stało?- Lumos!
-Nic się nie stało to tylko sen.
-Tylko, że budzisz się w środku nocy już trzeci raz z rzędu!-Może mogę ci pomóc zresztą jeśli to jakiś proroczy sen to może być on ważny.
-No, więc wciąż wydaje mi się, że ona wróci i śni mi się, że ona kogoś zabija wiem tylko tyle, że ta osoba to ktoś z rodziny, i że to mężczyzna.
-Wiesz kto to może być?
-Nie wiem szczególnie, że jesteś ty, jest Ron, Fred, George, Percy, Bill, Charlie i tata, a to mi nie ułatwia.
-No tak, a śniło ci się coś jeszcze?
-Tak śniło mi się jeszcze, że ona jest śmierciożercą.
-Coś nowego kolejny śmierciożerca...
-Może to tylko bzdury przecierz to sen!
-Ale to możliwe...dlaczego nie zdejmowała rękawiczek?
-Może po prostu było jej zimno nie przesadzaj ty wszędzie umiesz znaleźć jakieś zagrożenie, nawet jeśli podstawą jest tylko jakiś koszmar i rękawiczki
-Może...ale sny prorocze się zdażają szczególnie, że to już któryś raz prawda?
-No...tak ale może to nic takiego. Zresztą już trochę późno idę zrobić śniadanie.
Gdy Harry i Ginny wrócili już z pracy przyszedł do nich list, a więc otworzyli go i przeczytali.

                   Harry, Ginny z ojcem jest nie dobrze dzisiaj bolała go głowa i czuł się bardzo źle teraz jesteśmy w szpitalu on jest w bardzo ciężkim stanie postarajcie się szybko przyjść do św. Munga na 2 piętro sala nr 57.
                                                                                                                                  Mama
                                  
Gdy byli już w wyznaczonym miejscu zobaczyli, że wszyscy siedzą obok siebie w zupełnej ciszy, a nawet Fred i George mieli grobowe, blade twarze.
-Co się stało mamo?-W tej samej chwili pani Weasley odwróciła w ich stronę głowę, a po jej policzku spłynęła łza i tylko podała im list.

                                                             Drodzy Weasley'owie!
Chciałabym, zakończyć pewną sprawę, która ciągnie się już od bardzo wielu lat. Gdybyś nie wyszła za mąż wszystko, byłoby tak, jak dawniej, ale oczywiście ty musiałaś, wyjść za mąż. Od tego czasu rodziców interesowałaś tylko ty myślisz, że już tego nie pamiętam? W takim razie się mylisz. Od początku obiecałam sobie, że ty i twoja rodzina jeszcze tego porzałujecie. Jak widać ten dzień nadszedł. Zacznę od twojej całej rodziny, a na sam koniec zostawię sobie ciebie. Zasłużyłaś na to i dobrze o tym wiesz! Jedynym sposobem, bym przestała o tym myśleć, jest pozbycie się ciebie i moich problemów. Jeszcze będziesz mnie błagać o litość! Weasley'om nie dane jest, żyć długo i szczęśliwie!

-Panie Weasley jak się pan czuje?-Zapytał przerażony Harry.
-Harry, oboje dobrze wiemy, że zaraz fizycznie już mnie tu nie będzie.
-Tato! Co ty mówisz?!-Powiedziała Ginny ze łzami w oczach, choć płacz nie zdażał jej się zbyt często.
-Ginny, moja mała, jedyna córeczka nie wiesz jak się cieszyliśmy z Molly, gdy się urodziłaś. Pamiętam cię jeszcze na tej małej miotełce, a teraz, jesteś gwiazdą quidditcha tyle osiągnęłaś jestem z ciebie dumny.
-Tato! Nie zrobisz nam tego!
-Chyba nie mam wyboru, ale jesteście zgraną rodziną poradzicie sobie beze mnie.
-Panie Wealey na pewno jest jakiś sposób, żeby pan z tego wyszedł!
-Harry ty i Ginny jesteście już prawie rok po ślubie, znamy się tyle czasu, a ty wciąż nazywasz mnie panem. Wiem, że dobrze opiekujesz się Ginny tobie też dziękuję. Wszystkich was bardzo kocham i trudno jest mi się z wami żegnać, ale zawsze będę w waszych sercach i wspomnieniach.
-Chłopcy z wami już się żegnałem z każdym z osobna, ale chcę jeszcze dodać, że staliście się mężni, dzielni i mam nadzieję, że jesteście szczęśliwi.
-Molly, tobie chyba nawet nie muszę nic mówić, dobrze wiesz, że bardzo cię kocham, jestem ci bardzo wdzięczny i bardzo przepraszam cię za wszystko.
-Arturze, ja też cię kocham i nigdy o tobie nie zapomnę.-Mówiła ze łzami w oczach.
-Jestem dumny, że mam takie wspaniałe dzieci.-Po tych słowach zamknął oczy i wszyscy spuścili głowy, a Ginny przytuliła się do piersi Harry'ego i zaczęła płakać.
Przez jakiś czas panowała cisza, spowodowana szacunkiem do ojca, teścia i męża.
-Harry i co my teraz zrobimy?
-Nie wiem. Lepiej wróćmy do domu.
-Dziwnie się czuję tak, jakbym nie wiedziała co mam ze sobą zrobić.
-Ja też tak mam, ale co mamy zrobić i tak już za późno na cokolwiek w końcu my musimy żyć dalej.
-Masz rację będę bardzo tęsknić za tatą zawsze czekałam na niego z mamą no i dużo z nim rozmawialiśmy, gdy miał czas, a jak mama była zdenerwowana, to on zawsze tylko jej przytakiwał, choć myślał trochę inaczej.
-Jestem pewien, że jest teraz w lepszym miejscu i nie musimy go żałować. Muszę przyznać, że miałem wiele snów o rodzicach i zawsze powtarzali, że nie muszą się o mnie martwić. A kiedyś Dumbledore powiedział mi ,,Nie żałuj umarłych Harry, żałuj żywych, a szczególnie tych, którzy nigdy nie zaznali miłości."
-Może nocujmy dzisiaj u mamy ona chyba potrzebuje teraz kogoś, a jutro akurat mam wolne.
-Ja idę do ministerstwa zająć się całą tą sprawą ona odpowie za wszystko co zrobiła potrzebuje tylko tego listu. Macie jeszcze jakieś dowody?
-Niestety, nic więcej Harry.
-Dobra będę w Norze za jakąś godzinę narazie.-Powiedział i popędził do ministerstwa.
-O Harry, co robisz tu o tej porze i gdzie tak pędzisz? Zatrzymał go Laughter.
-Mam bardzo ważną sprawę jest jeszcze Robards?
-Tak jest w swoim biurze ale co się stało.
-Przykro mi Paul, ale nie mam czasu, żeby ci to tłumaczyć.-Odparł i popędził dalej.
-O pan Potter.-Powiedział Robards, gdy Harry wszedł do jego gabinetu.-Coś się stało?
-Tak to bardzo ważne, no więc moją rodzinę odwiedziła pewna kobieta ona prawdopodobnie otruła mojego teścia, ale nie wiem gdzie ona teraz jest i czy to na pewno ona mam tylko ten list.-Powiedział i podał mu kawałek pergaminu.
-Panie Potter ktoś chyba musiał użyć znikającego tuszu tutaj nic nie ma.
-Przyrzekam tu było mnóstwo gróźb!
-Przykro mi panie Potter, ale nie mamy narazie żadnych podstaw. Są jakieś inne dowody?
-Nie to jedyny dowód, ale ta kobieta mało tego wygląda na śmierciożercę.
-Panie Potter, bądźmy szczerzy kto panu w to uwierzy? Nie ma pan żadnych dowodów, ale dla bezpieczeństwa list poddamy weryfikacji, spróbujemy ją namierzyć, a pan niech przeszuka jej papiery i może znajdzie pan jeszcze jakieś dowody.
Przez cały czas Harry przeglądał całe jej papiery i od razu natknął się na to, że kobieta ta była już karana i dopuściła się już morderstw.
-Szefie niech pan spojrzy na jej papiery!
-No to już wygląda bardzo nieciekawie, a my wiemy już, że ten list pochodzi z rąk Berty Jordan czy to się zgadza?
-Tak, to właśnie ona, a czy udało się odczytać ten list?
-Niestety, został on bardzo dobrze zabezpieczony i chyba będziemy musieli uzbroić się w cierpliwość.
-Może moi bliscy mogli by zeznawać w tej sprawie
-Dobrze wysyłam kilku starszych aurorów, i zobaczę co da się zrobić może pan już wracać dziękuję za pana pomoc i bardzo mi przykro z utraty teścia.
-Dobrze dobranoc. Powiedział i deportował się do nory.
Za parę dni odbył się pogrzeb gdzie nie brakowało łez i smutku oraz znaleziono kobietę, która była za to odpowiedzialna. Została ona tymczasowo aresztowana i cała sprawa czekała na rozprawę.