Translate

środa, 31 sierpnia 2016

50.Jeszcze raz na King's Cross!

Od rana Ginny pospiesznie wrzucała do swojego kufra wszystkie potrzebne rzeczy.
- Dzień dobry.-Szepnął jej do ucha Harry.
-Nie mam teraz czasu, jeszcze w pierwszy dzień się spóźnię...A w ogóle ty jeszcze nie w pracy?-Zapytała zdziwiona.
-No właśnie...zapomniałem ci powiedzieć, że Kingsley na chwilkę wpadnie...przepraszam, wyleciało mi z głowy.
-Rozumiem, w porządku. Więc czekasz na jakieś jego instrukcje?
-Tak, dokładnie.
Po chwili usłyszeli dźwięk deportacji.
-To pewnie on.-Powiedział Harry i podszedł do drzwi wejściowych.
-Dzień dobry, Harry. Przywitał go grubym głosem minister.
-Witaj, Kingsley.
-Widzisz mam już cały dokładny plan działania zaraz ci o wszystkim opowiem.
-Jasne wchodź.
-Dzień dobry Ginevro. Skinął głową.
-Dzień dobry, Kingsley.
-Widzę, że się pakujesz. Pewnie do Hogwartu, prawda? Słyszałem, że jedziesz na ostatni rok by zdać owutemy moim zdaniem to bardzo mądra decyzja, choć teraz kiedy masz już pracę może ci być z tym ciężko.
-Och, jakoś dam sobie radę.-Zapewniła go Ginny. Może usiądźcie tutaj, bo ja i tak zaraz się zmywam i nie będę wam już przeszkadzać.
-Och, nie skądże! W końcu to ja muszę odwiedzać wasz dom o tak wczesnej porze poza tym, myślę, że Potter bez problemu będzie mógł odprowadzić cię na peron i się z tobą pożegnać.
-Naprawdę Kingsley?
-A czy wyglądam jakbym żartował? Rzeczywiście, gdy spojrzało się wówczas na jego wyraz twarzy raczej łatwo możnaby stwierdzić, że nie.-Wiem jakie to dla was ważne.
-Dzięki. Powiedział Harry.
-No dobrze to może przejdźmy do konkretów. Po tych słowach zaczął tłumaczyć Harry'emu cały układ aurorów i kreślić coś na pergaminie.
-Już rozumiesz?-Zapytał po kilku minutach.
-Tak.
-Wystarczy abyś nadzorował to wszystko, bo nie sądzę, aby coś się mogło wydarzyć ale sam wiesz różne rzeczy się zdarzają.
-Może zupy? Zaproponowała Ginny.
-Och, nie bardzo dziękuję ale myślę, że nie będę już nadużywał waszej gościnności. No to nic idę tam gdzie moje miejsce.
-I jeszcze raz dzięki, że dasz mi pożegnać Ginny.
-Och, nie ma sprawy i tak teraz wszyscy wrócili z urlopów i aurorów to mi nie brakuje. Ale chcę cię widzieć w ministerstwie od razu po odjechaniu pociągu, jasne?-Powiedział szeroko się uśmiechając i choć był ministrem magii to nie był tak jak ci inni ważniacy.
-No to do widzenia i miłego pobytu w Hogwarcie. Uścisnął dłoń Harry'emu, skłonił się nisko przed Ginny i wyszedł.
-Lepiej już chodźmy. Ginny spojrzała na zegarek i napis mówiący o miejscu w jakim powinna się znaleźć zmienił się z ,,dom" na ,,Stacja King's Cross".
-No i jesteśmy. Powiedział Harry gdy deportowali się na miejscu.
-Właśnie tak zapamiętałam to miejsce. Harry też tak to zapamiętał. Wciąż było tam tłoczno,  rodzice szli obok swoich pociech i pomagali im ciągnąć kufry, a potem przebiegali razem z nimi przez barierkę pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym. Ginny i Harry próbowali odnaleźć gdzieś w tłumie Rona i Hermionę ale nigdzie nie było ich widać.
-Może już są na peronie 9 i 3/4. Harry uczynisz mi ten zaszczyt?-Powiedziała ze śmiechem wskazując na barierkę i Harry natychmiast zrozumiał o co jej chodzi.
-Z wielką chęcią. Powiedział po czym złapał ją za rękę, drugą ręką chwycił rączkę jej kufra i wspólnie pobiegli w stronę barierki. Po chwili byli już na peronie 9 i 3/4 a ich obecność wyraźnie zrobiła sensację na peronie.
-Spójrz, tam są! Powiedziała Ginny idąc w stronę Rona i Hermiony.
-Och, jesteście już! Przywitała się Hermiona.
-Cześć stary.-Powiedział Ron i poklepał go po plecach.
-Yhym...szefie! Powiedział Harry.
-Znaczy szefie.-Poprawił się szybko Ron.
-Żartowałem.-Powiedział Harry i wyszczerzył do niego zęby.
-Siostra! Ron zaczął tarmosić Ginny.
-Nie nawidzę cię Ron...Mruknęła Ginny ze śmiechem i po chwili dodała:-No dobra wystarczy już tej braterskiej miłości, bo mnie udusisz!
-Proszę to dla ciebie.-Odezwał się znowu Ron wręczając jej sakiewkę.
-Co to?
-No a co mogłabyś dostać od kochanego braciszka?
-No nie wiem...jakąś zarazę, pasożyta, truciznę albo coś siejącego spustoszenie.-Zażartowała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-To tylko galeony.
-Nie prosiłam o jałmużnę. Sama zarabiam Ron, a to zatrzymaj dla siebie.
-Nie, to z twojego skarbca. Bill powiedział, żebym ci je dał, bo pewnie czytałaś o dodatkowych zabezpieczeniach zresztą niedawno miałem związaną z tym interwencję...
-Ach, dzięki Ron właściwie sama miałam tam się wybrać niedługo więc nawet dobrze się składa no a Kingsley na pewno zadbał o takie zabezpieczenia, że rzeczywiście mogłoby to trochę potrwać...
-No tak...-Powiedział Ron ale jakby był nieobecny i wciąż wpatrywał się w jeden punkt.
-Ron dobrze się czujesz?-Zapytała w końcu Hermiona szczerze zaniepokojona i cała ich trójka również spojrzała w stronę gdzie patrzył Ron.
-Lavender Brown!-Parsknęła śmiechem Ginny.
-Ron serio?!Powiedział Harry dusząc się ze śmiechu i Hermiona też się zaśmiała.
-Ale co ona tu robi?-Zapytał zdziwiony.
-Odprowadza młodszego brata na peron.-Wyjaśniła Ginny, gdy Lavender przytuliła chłopca.
-Patrz idą tutaj. Powiedział Ron i wyglądał jakby zbierało mu się na wymioty.
-Cześć!-Przywitała się Lavender trzymając młodszego brata za rękę. Słyszałam, że jesteś aurorem Ron.
-Ee...tak owszem dobrze słyszałaś. Wyprostował się z dumą a Harry'emu zachciało się śmiać.-I jestem po ślubie z Hermioną.-Dodał i chwycił Hermionę za rękę a ona się zarumieniła.
-Och, to wspaniale ja pracuję w Gringoćcie. A ty Ginevro grasz w quidditcha.
-Zgadza się. Powiedziała z uśmiechem.
-Mój braciszek jest twoim wielkim fanem.-Ciągnęła.
-Mogę autograf? Zapytał wysuwając do niej drżącą rękę z plakatem.
-Moment...-Po chwili wyciągnęła różdżkę machnęła nią i w jej ręce pojawiło się pióro, przykucnęła i podpisała plakat.
-Dziękuję. Powiedziała za niego Lavender a Ginny uśmiechnęła się do malca.
-Dzięki wielkie!-Powiedział podekscytowany.-Kiedyś też się ożenię z taką fajną dziewczyną.-Zwrócił się tym razem do Harry'ego, a Ginny się zaśmiała.
-No mam wielkie szczęście, że ją mam.-Przytaknął Harry.
-To cześć! Pożegnał się chłopiec i wszedł do pociągu a jego siostra po chwili od nich odeszła.
-My też już powinnyśmy zająć miejsca.-Powiedziała Hermiona.
-No to tak...-Podsumował Ron-Nie wychodzić po zmroku, nie zbierać szlabanów i minusowych punktów, uważać na siebie i nie roznieść Hogwartu.
-Och, daj spokój Ron ty stary zgredzie!-Powiedziała ze śmiechem Ginny.
-Jestem tylko o rok starszy.
-A ja tylko o rok młodsza!
Podczas, gdy Hermiona żegnała się z Ronem Ginny przytuliła Harry'ego co bardzo wzbudziło zainteresowanie.
-Będę tęsknić...-Wyszeptała.
-Ja też.
-No to...do zobaczenia.-Powiedziała i odwróciła się ciągnąc za sobą kufer ale po chwili znowu pobiegła w jego stronę i pocałowała go w policzek.
-Cześć Harry dbaj o dom! I o Rona.-Dodała po chwili ze śmiechem wskakując do pociągu.
Z czerwonej lokomotywy buchnęła para i ruszyła a Ron i Harry stali i machali dziewczynom.
-Będzie mi ich brakować.-Przyznał Ron, gdy pociąg zniknął.
-Mi też. I po chwili oboje deportowali się do ministerstwa tak jak Harry obiecał Kingsley'owi.






niedziela, 14 sierpnia 2016

49.Rocznica

                                                                      OGŁOSZENIE
To już jest prawdopodobnie ostatni post wrzucony przed moim wyjazdem, ponieważ nie będzie mnie od 16.08-29.08 w tym czasie nie będzie postów, bo chcę naprawdę wypocząć choć i tak nie zapomnę o blogu i na pewno będę myśleć nad nowymi postami. Jeśli chodzi o następny post to nie wiem tak naprawdę kiedy on się pojawi i nie chcę niczego obiecywać ale do 1.09 powinien już być. Poza tym mam nadzieję, że dobrze wykorzystacie te ostatnie chwile wakacji i dzięki, bo ostatnio liczba wyświetleń rośnie, nie zapomnijcie o zostawieniu komentarza i zapraszam do czytania.

-Harry jesteś spóźniony!-Powiedziała Ginny wchodząc do kuchni.
-Dzisiaj mam wolne.-Powiedział spokojnym głosem.-Ale dzięki, że tak dbasz, żebym się nie spóźnił.
-Aha to dobrze.
-No tak postanowiłem odpocząć jeden dzień, bo wielu aurorów właśnie wróciło z wakacji a póki co jest bardzo spokojnie więc Kingsley mi pozwolił. Właściwie to Harry miał zupełnie inne założenie co do tego urlopu.
-Cieszę się, że trochę odpoczniesz, przyda ci się szczególnie, że ostatnio miałeś chyba same nocki.
-No tak poza tym już niedługo wyjeżdżasz i chciałbym spędzić z tobą trochę czasu.
-Ja też ale...dzisiaj mam mecz a potem jeszcze konferencję...
-Rozumiem, no trudno.
-Ale...wrócę wieczorem.
-No to dobrze, a kiedy macie mecz?
-W tę sobotę.
-Wiesz co, będę tęsknić jak wyjadę.-Powiedziała i przytuliła go.
-Ja też ale będę pisał, dużo pisał.-Powiedział szeptem i już się do siebie zbliżyli, gdy usłyszeli szczęk zamka i skoczyli jak oparzeni, a do środka wszedł Ron.
-Ron ile ci mam mówić, żebyś tu sobie od tak nie wchodził!!-Nawrzeszczał na niego Harry.
-Przepraszam ale...ja przyszedłem po radę. Harry ja przecież jestem fatalnym poetą!
-Ron!-Warknął porozumiewawczo Harry, a Ginny z trudem powstrzymała wybuch śmiechu.
-A co myślisz, że niby my się na tym znamy! Powiedziała ze śmiechem.
-Ron nie o to mi chodziło, gdy o tym rozmawialiśmy.-Powiedział Harry.
-A o co w ogóle chodzi?-Zapytała Ginny.
-Nieważne. Powiedział szybko Ron.
-Co wy kombinujecie?-Zapytała z uśmiechem.
-Nic praca, nie zrozumiesz.
-No tak na pewno nie tego, że aurorzy w pracy piszą wiersze. No ale nieistotne ja jeszcze muszę iść na Pokątną kupić kilka rzeczy na razie. Powiedziała i wyszła.
-Ron nie o to chodzi, więc może tym razem powiem jaśniej zrób dla Hermiony po prostu coś miłego no nie wiem na przykład...
-Dać jej kwiatki.-Wtrącił Ron.
-Tak, właśnie świetny przykład.
-A ty co szykujesz.
-Niespodziankę. Powiedział Harry.
-Ale chyba nie dla mnie.-Zaśmiał się Ron.
-Nie, raczej nie.-Powiedział ze śmiechem Harry.
-A jak tam Ted?
-Świetnie chyba bardzo polubił Andromedę no i podoba mu się tam, chyba jest szczęśliwy...
-Nie przejmuj się Ron.-Pocieszył go.-Andromeda bardzo kocha swojego wnuka i dobrze się nim opiekuje.
-Tak wiem, wczoraj nas odwiedzili.
-To dobrze.
-No i mam już pewien pomysł, żeby zrobić coś dla Hermiony.
-Dobrze, że przynajmniej pamiętałeś. Powiedział Harry.
-No tak. Fajnie, że mogliśmy wziąć wolne, co nie?
-No przynajmniej mamy więcej czasu na jakieś przygotowania.
-Ja już muszę wracać-przydałoby się trochę zająć domem. Do zobaczenia.
-Ron!
-Tak?
-Wiem, że nie jesteś poetą ale...postaraj się.
-Wiem tylko, że ilekroć się staram tym zawsze zawalam.-Powiedział przygnębiony.
-Jednak rymować umiesz. Stwierdził ze śmiechem Harry.
-No...może trochę. To cześć stary.-Powiedział i wyszedł.
Harry miał już dokładny plan tego co dzisiaj przygotuje. Wieczorem, gdy wszystko było już gotowe deportował się do sali, gdzie odbywały się konferencje po meczach i czekał przed nią jeszcze parę minut aż w końcu konferencja się skończyła.
-I jak mecz?-Zapytał Harry.
-Dobrze wygrałyśmy 600-450 ale było ciężko, bo szliśmy łeb w łeb.
-To super. Szkoda, że zabrakło biletów.
-No trudno. Zaczekasz tu?
-Tak zaczekam.
-Dzięki, że dzisiaj przyszedłeś po mnie.
-Nie ma za co. Mam niespodziankę.-Powiedział z uśmiechem.
-Kocham niespodzianki. Zaraz wracam.
Po chwili znowu wróciła do miejsca gdzie czekał Harry.
-Jestem już.
-To świetnie, idziemy.
-A gdzie właściwie idziemy? Wracamy do domu?
-O nie, przygotowałem coś znacznie lepszego. Ale..żeby niespodzianka była niespodzianką, pozwolisz? Powiedział i zza pazuchy wyciągnął czarną opaskę.
-Hmm...no skoro poradziłam sobie z lataniem na miotle z zakrytymi oczami i kiepską nawigacją...-Harry strasznie się zdziwił, gdy to powiedziała, ale dodała tylko-długa historia.
-A w ogóle twierdzisz, że jestem kiepskim nawigatorem?!-Powiedział Harry udając oburzenie.
-Hmm...jeszcze się przekonamy.-Powiedziała z uśmiechem, a Harry machnął różdżką i przepaska sama się zawiązała.
-Nie podglądaj!
-Nawet nie próbuję! Powiedziała ze śmiechem.
-Chwyć się mojego ramienia. Będziemy się deportować.
Po deportacji łącznej Ginny nie wyglądała za dobrze.
-Deportowałaś się już z kimś?-Zapytał Harry.
-Nie...ale to okropne uczucie.
-Tak, wiem...-Przypomniał sobie swoją deportację łączną z Dumbledore'm.-Musimy się jeszcze kawałek przejść.-Powiedział i złapał ją za rękę.
-A w ogóle o co rano chodziło Ronowi?
-A ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?-Powiedział z ironią.
-Nie, po prostu Ron i...poetyzm? No wiesz jakoś tak...dziwnie się zachowywał...
-Ma problem życiowy...-Powiedział Harry prowadząc Ginny.
-On ma cały czas jakieś problemy życiowe...-Powiedziała z uśmiechem. Znowu się pokłócił z Hermioną?
-Nie, wręcz przeciwnie też chce dla niej coś przygotować.
-No, czyli Ron jednak nie zapomniał o Hermionie, a Fred i George już chcieli się ze mną o to zakładać...-Powiedziała ze śmiechem.-No tak! Już wiem o co rano chodziło Ronowi! Przecież oni też mają dzisiaj rocznicę więc Ron mówił o poetyzmie mając na myśli...
-Tak, napisać wiersz dla Hermiony. Dokończył. Uwaga! W prawo.-Ostrzegł ją odciągając na bok.
-Dzięki. Daleko jeszcze?
-Nie właściwie to...jesteśmy na miejscu. Powiedział a Ginny zdjęła opaskę zasłaniającą oczy.
-Dziękuję! Tu jest ślicznie! Powiedziała i rzuciła mu się na szyję. Byli niedaleko domu w Dolinie Godryka gdzie przebiegała rzeka. Na trawie był koc, na którym była przygotowana  kolacja a na wodzie stała mała łódka przewiązana kokardą.
-Smacznego! Powiedział Harry i gestem wskazał na koc po czym oboje usiedli.
-Łódka? A masz wiosła? Zapytała Ginny.
-A umiesz wiosłować? Zdziwił się Harry.
-Jasne. Jak tata miał wolne to jeździliśmy zawsze na biwaki. To było tak dawno a pamiętam każdy szczegół z naszych wyjazdów. W porównaniu do Ginny Harry miał bardzo złe skojarzenia z rozbijaniem namiotu, bo przypominało mu to czas kiedy razem z Ronem i Hermioną opuścili szkołę i poszli szukać horkruksów, czas wojny przez którą każdy był narażony na najgorsze.
-Harry wszystko w porządku?-Wyrwała go z zamyślenia.
-Tak. A wracając do tematu to wtedy nauczyłaś się wiosłować?
-Tak, tata nauczył mnie dużo rzeczy, które później mi się przydały. Głównie w kwestii przetrwania, bo w Hogwarcie podczas wojny nie było łatwo. Tata zawsze fascynował się mugolskimi przedmiotami i pokazywał nam ich sposoby. Dlatego wtedy kiedy zabierali nam różdżki w Hogwarcie podczas wojny wiedziałam co robić, żeby nas nie nakryli. Myślę, że spodziewał się, że kiedyś nastąpi taka wojna i że ta wiedza nam się przyda.
-Zabierali wam różdżki w Hogwarcie?-Zapytał Harry.
-Tak, w nocy nie mieliśmy prawa ich mieć, dlatego je nam konfiskowano, ale mimo wszystko ja, Luna i Neville dawaliśmy sobie radę, zwoływaliśmy potajemne zebrania. Mieliśmy nadzieję, że to się w końcu skończy, wiedzieliśmy, że wrócisz.
Teraz Harry zaczął się nad tym zastanawiać i pomyślał, że właściwie on uważał, że jest bardzo źle mieszkając w namiocie, ale mimo, że w Hogwarcie mieli dach nad głową to byli zmuszani i torturowani i pomyślał, że inni mieli się może nawet jeszcze gorzej niż on.
-Może teraz o tym nie rozmawiajmy. Powiedział po chwili.
-Pyszne. Sam robiłeś?-Zapytała Ginny.
-Pani Weasley mi trochę pomogła.
-Przepłyniemy się?-Zapytał po chwili.
-Jasne.-Powiedziała i wsiedli do łódki.-Spójrz spadająca gwiazda!-Powiedziała wskazując na niebo.
-To pomyśl życzenie.
-Chyba wyczerpałam już limit życzeń w swoim życiu.-Powiedziała i pocałowała go.









środa, 10 sierpnia 2016

48.Trudne rozstanie

Ron i Hermiona podjęli już decyzje. Choć nie było to dla nich łatwe postanowili, że lepiej będzie jeśli jego babcia się nim zaopiekuje. Andromeda przez cały tydzień odwiedzała Teddy'ego i widać było, że malec bardzo ją polubił. Swoją drogą Weasley'owie i Potter'owie przez ten czas również zdążyli przez ten czas bliżej poznać Andromedę. Andromeda uczestniczyła już w rozprawie w której została jednoznacznie oczyszczona z zarzutów, ponieważ stawiło się wielu świadków i ukazało się mnóstwo dowodów popierających jej zeznania. Aż w końcu nadszedł ten dzień...dzień w którym Weasley'owie mieli pożegnać się z Teddy'm i równocześnie pożegnać się z byciem rodzicami.
-Ted jest już spakowany. Powiedziała do Harry'ego i Ginny Hermiona.
-Będzie dobrze.-Powiedziała Ginny.
-Wiedzieliśmy, że ten dzień rozstania kiedyś nastąpi, chociaż wyobrażałem sobie, że będzie to wtedy kiedy Ted będzie już dorosły, ale widocznie tak musiało być, a Andromeda to wspaniała osoba i widać, że ma świetny kontakt z Teddy'm. Właściwie Ron i Hermiona nie wyglądali już na smutnych czy załamanych a raczej na spełnionych.
-To była chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu ale teraz wiem, że musimy pogodzić się z tym, że Ted nigdy nie był i nie będzie naszym dzieckiem. Powiedziała Hermiona.
-Ale zawsze się o niego troszczyliście i kochaliście, a to jest chyba najważniejsze dla dzieci, które straciły rodziców. Stwierdził Harry.
-A co z Hogwartem Hermiona? Zapytała Ginny.
-Nie wiem.
-Hermiona wiem jak bardzo ci na tym zależy, a ja sobie poradzę, powinnaś jechać naprawdę, my z Harry'm tu będziemy o wszystko dbać, co nie? Powiedział Ron.
-No jasne.
-I na pewno będziecie odpoczywać po pracy. Powiedziała Hermiona z uśmiechem.
-Spokojnie o ile mnie nie zjedzą to podleję twoje mandragory. Powiedział Ron.
-No właściwie teraz Ted'em zaopiekuje się Pani Tonks, a wy no cóż macie 20 lat najwyżej z Ginny będziemy się tu deportować, żeby wam przykleić plasterek. Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Czyli będziemy was odwiedzać dosyć często. Zaśmiała się Ginny.
-Och, to pewnie Andromeda! Powiedziała Hermiona, gdy usłyszała jakiś terkot w ogrodzie.
-Przecież...to nie jest dźwięk teleportacji.
-Jest samochodem.-Wyjaśnił Ron.
-Dobry wieczór. Powiedziała.
-Dobry wieczór niech pani wejdzie. Zaproponowała.
-Och, myślę, że już się dobrze poznałyśmy. Powiedziała Andromeda-i możesz do mnie mówić po imieniu szczególnie, że teraz jesteśmy jakby rodziną. Powiedziała uprzejmym głosem.
-Babcia! Zawołał Ted a jego włosy zmieniły kolor na zielony. Weasley'owie zdążyli mu już wytłumaczyć to, że ma jeszcze jedną babcię choć nie było to takie proste, bo Ted od zawsze był ciekawski i zadawał dużo pytań nawet takich, na które oni sami nie umieli odpowiedzieć.
-Dzień dobry kochanie.-Powiedziała Andromeda i go przytuliła. Cieszę się, że podjęliście tą decyzję i że Ted będzie mógł ze mną zamieszkać.
-To będę mieszkał u babci!?-Zapytał zdziwiony Ted.
-Tak, ale będziesz nas odwiedzał, poza tym u babci jest bardzo...-Szykował już swoją przemowę Ron, ale Teddy mu przerwał.-To super! A babcia nie może zamieszkać z nami?-Zapytał.
-Nie kochanie. Odpowiedziała Hermiona.
-A co będzie z wujkiem i ciocią, ich też będę mógł odwiedzać?
-Oczywiście Teddy możesz nas odwiedzać kiedy tylko chcesz o ile babcia się zgodzi. Powiedziała Ginny i pocałowała go w czoło.
-No to na razie młody.-Powiedział Harry a Ted przybił mu piątkę.
-Będę tęsknił. Powiedział i przytulił Rona i Hermionę.
-My też będziemy tęsknić.
-Tutaj są wszystkie potrzebne rzeczy tu jest...-Tłumaczyła Hermiona podając Andromedzie torbę.
-Aha no i bardzo panu dziękuję panie Potter, ja nie znam się za bardzo na załatwianiu formalności.
-Nie ma sprawy.
-Nie martwcie się, zrobię dla Ted'a wszystko, bo on jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję wam za to, że przez ten cały czas się nim opiekowaliście, a teraz zdecydowaliście się go powierzyć mnie. Jestem pewna, że mu się u mnie spodoba. No to co kochanie my już musimy lecieć. Powiedziała do niego pani Tonks.
-To cześć!-Pomachał im i jeszcze podbiegł do Hermiony, żeby pocałować ją w policzek, a Ginny dał cukierka.
-Dziękuję!-Powiedziała Ginny.
Po czym malec podbiegł do drzwi złapał babcię za rękę i wyszedł razem z nią. Jeszcze przez chwile przez okno patrzyli jak wsiadają do samochodu dopóki nie wystartował i rozpłynął się na ciemnym niebie.

Dzisiaj post wyszedł jakiś taki krótszy, bo trochę nie umiałam się rozpisać. Zachęcam do komentowania i dzięki, że macie chęci czytać tego bloga.






niedziela, 7 sierpnia 2016

47.Historia pani Tonks

Kolejny tydzień sierpnia minął szybko chociaż był pełen pracy, spraw do rozwikłania i nowych informacji, które Harry i Ron znaleźli w ministerstwie.
...-Ja myślę, że ona jest porwana, a komuś innemu zależy na Tedzie i się pod nią podszywa.-Stwierdził Ron.
-Dziwna sprawa. Powiedział Harry.
-A kim ona właściwie jest?!-Wtrąciła Hermiona.
-Ona jest siostrą Andromedy.-Powiedział Ron. W tym akurat nie ma wątpliwości.
-Ale ona wcześniej siedziała w Azkabanie, prawda?-Dopytała Ginny.
-Tak, torturowała mugoli.
-Ale...dlaczego niby miałoby takiej osobie nagle zależeć na rodzinie? Myślała na głos Ginny
-To już chyba tajemnica.-Powiedział Ron.-Ale to nie ma najmniejszego sensu, bo wcześniej  według świadków w takiej jednej rozprawie, to niemożliwe, bo miała wielu przyjaciół mugoli i mugolaków i w ogóle była ponoć dobrą osobą i dostała nawet jakąś nagrodę za zasługi.
-No racja więc może wcale nie była winna, a to było w tym czasie, gdy ministerstwo niezbyt dbało o to kogo wsadza do Azkabanu. Dodała Hermiona.
-To jest najgorsze, że wciąż stoimy w miejscu i nie wiadomo co dalej robić.
-Ron, a ten list? Ona prosiła w nim nas o spotkanie dzisiaj. Wyjaśniła Hermiona.
-Może powinniście na nie iść. Powiedziała Ginny.
-To może być niebezpieczne.
-Jesteś aurorem, dla ciebie wszystko może być niebezpieczne! A w ten sposób niczego się nie dowiemy i będziemy tkwić w tej sprawie jak tkwimy i nic się nie zmieni. Może ona chce wam coś podczas tego spotkania wytłumaczyć.
-Ginny ma rację może jednak nie powinniśmy tego lekceważyć. Odezwał się Ron.
-Hermiona a ty co o tym myślisz?
-Nie wiem ja po prostu, nie chcę rozstawać się z Teddy'm. Czułam jakby, jakby on naprawdę był naszym synem.-Powiedziała Hermiona i ukryła twarz w dłoniach, a Ginny usiadła obok niej i objęła ją ramieniem.
-Skoro była w Azkabanie to chyba nie dadzą jej dziecka!-Wrzasnął oburzony Ron.
-Możliwe, że wcale nie jest winna i zostanie oczyszczona z zarzutów. Powiedział Harry, a Hermiona zaczęła szlochać jeszcze głośniej, a Ron też miał smutny wyraz twarzy.-Ale to tylko przypuszczenia może Ted zostanie u was już na stałe.-Powiedział Harry próbując jakoś uspokoić sytuację, ale chyba niezbyt mu to wychodziło.
-Nie chcemy go stracić. Dodał Ron. Ale też czuję, że muszę wiedzieć kim jest i dlaczego dopiero teraz tak bardzo zależy jej na rodzinie. Macie jakieś pióro i atrament? Zapytał wyciągając zza pazuchy kawałek pergaminu. Po tym jak Harry dał mu pióro i atrament napisał list i wysłał go. -Masz rację Ginny tkwimy w miejscu, a  nie zasnę spokojnie jeśli nie rozwikłamy tej sprawy.
-Czemu płaczesz mamo? Zapytał w końcu Ted.
-Nieważne kochanie. Powiedziała, pocałowała go w czoło i przytuliła ze łzami w oczach.
-A mogę naleśniki? Zapytał.
-Tak już idę. Powiedziała Ginny, złapała go za rękę i poszła do kuchni.
-Ron wiem gdzie jeszcze nie szukaliśmy. Przypomniał sobie Harry.
-Gdzie?
-No wiesz...te najgorsze papiery są dobrze chronione w gabinecie sędzi i tylko za zgodą ministra i tych wszystkich stojących na straży prawa nikt nie ma prawda w nich grzebać, bo tam są.
-Co masz na myśli....mówiąc,,najgorsze papiery"? Zapytał zaniepokojony Ron.
-Tam znajdują się szczegółowe akta dotyczące torturowania, morderstw i ogólnie wszystkich którzy siedzieli w Azkabanie lub dopuścili się czegoś naprawdę złego.
Ron przełknął głośno ślinę.-Myślisz, że siostra Andromedy mogła być aż tak zła?
-Nie wiem, ale Andromeda ani Tonks nigdy nic o niej nie mówiły.
-A może powinniśmy rzeczywiście poprosić ich o tę zgodę, żeby się czegoś dowiedzieć.
-Na razie z nią porozmawiacie więc może ona wam wszystko wyjaśni.
-Harry ty i Ginny moglibyście też być przy tej rozmowie?-Zapytała Hermiona.
-Ja miałem nockę więc mogę, a Ginny kończy trening jakoś o dziewiętnastej więc chyba też.
-Bo wiesz ty i Ginny jesteście jego rodzicami chrzestnymi i dobrze byłoby jakbyście też wiedzieli co będzie z Teddy'm.
-Jasne. Powiedział Harry.
Wieczorem, gdy Ginny już skończyła trening wszyscy spotkali się w domu Rona i Hermiony przy Pokątnej i nerwowo czekali na jedyną krewną Teddy'ego.
W końcu usłyszeli dzwonek do drzwi i do środka weszła ona. Ku ich zdziwieniu wyglądała zupełnie jak Andromeda.
-Ee...Dzień dobry. Powiedziała Hermiona.
-Dzień dobry. Odpowiedziała, a jej głos był ciepły i uprzejmy w ogóle nie wyglądała na jakąś złą osobę, a wręcz przeciwnie na bardzo sympatyczną.-Bardzo się cieszę, że zgodziliście się na to spotkanie, bo jest dla mnie bardzo ważne, żeby w końcu coś wytłumaczyć. Bo nie jestem osobą za jaką mnie macie, jestem Andromedą.
Ginny wzięła cichy oddech, a Ron spojrzał na kobietę z niedowierzaniem, za to Harry i Hermiona po prostu wybałuszyli oczy a na język cisło im się-CO?!
-Tak wiem, że wydaje wam się, że Andromeda nie żyje już od dawna, ale to nieprawda. A ha no ale za nim cokolwiek powiem to proszę.-Powiedziała wręczając Harry'emu swoją różdżkę-Wiem, że zostałeś szefem aurorów.-Te słowa Harry'ego bardzo zdziwiły, bo on wcale nie znał żadnej Samiry, a ona mówiła jakby świetnie go znała. Na dodatek dała mu swoją różdżkę mimo, że nawet o to nie prosił, ale jednak sprawdził jej tożsamość i okazało się, że to Andromeda we własnej osobie i innej opcji nie było, bo pozwoliła mu się sprawdzić jeszcze innymi środkami.
-Mam nadzieję, że teraz już wierzycie, więc pewnie teraz zapytacie-Dlaczego utrzymywałam wersję, że nie żyję? Musiałam, ponieważ byłam trudno było odkręcić pewne wydarzenia.
-Ale...dlaczego pani podpisała się w tym liście jako Samira a nie Andromeda? Zapytała Hermiona biorąc Teddy'ego na kolana.
-Bo gdybym podpisała się jako ,,zmarła" Andromeda mielibyście mnie za wariatkę.
-Ale niech pani wie co się tak naprawdę stało?
-No więc jako Samira pewnie zauważyłeś, że mam nieczyste konto.-Zwróciła się do Harry'ego. To ja przez całe życie byłam wykorzystywana przez moją siostrę. Po śmierci naszej matki wiele się zmieniło i byłam zła na cały świat zadając sobie wciąż pytanie-Dlaczego akurat moja mama musiała zginąć? Potem moja siostra namawiała mnie do złego na prostą wyprowadził mnie Ted Tonks jak wiecie później został moim mężem i urodziła się Dora. Niestety nasze szczęście nie trwało długo, bo potem Ted został zabity przez śmierciożerców i sama musiałam się zając wychowaniem córki. Moja siostra bała się Teda, bo był aurorem ale po jego śmierci i po tym jak wyszła z Azkabanu znowu mnie torturowała kazała mi robić dziwne rzeczy jak udawanie tego, że to ja jestem nią, bo była moją siostrą bliźniaczką i polegało to wtedy na tym, żebym to ja siedziała za nią w więzieniu. Ale ja myślałam, że to wszystko dla dobra córki, że następnym razem jej się postawię, ale ona miała wsparcie a nie chciałam, żeby mnie zabili, nie chciałam zostawiać córki samej. Powiedziała i wybuchła płaczem.-Jaka ja byłam głupia...
-Spokojnie, pani po prostu bała się a wtedy ministerstwo nie było w stanie pani pomóc i w zasadzie nikt nie był w stanie.
-Po tym jak zaciągnęła długi zabili ją, ale ja wciąż byłam na celowniku i nadal musiałam ją udawać, bo inaczej wykończyliby mnie i moją rodzinę przez cały czas ukrywałam się, ale teraz mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe, że tak późno ale po tym, gdy oni wszyscy zostali wyłapani do Azkabanu to i tak musiałam spędzić długi czas w Świętym Mungu. Wiem, że powinnam wcześniej dać znać, ale ja się po prostu bałam. Teraz będę walczyć o oczyszczenie mnie z zarzutów i chciałabym wychować Teddy'ego.
-Przeszła pani naprawdę bardzo wiele i to skomplikowana historia, ale niewiadomo czy my kiedykolwiek będziemy mogli mieć dzieci i Ted przywiązał się już do nas.
-Ja po prostu chciałam dowiedzieć się co z moim wnukiem, gdzie jest i bardzo zależy mi na tym, aby wychowywać go, jestem pewna, że chcecie dla niego tego samego co ja, czyli szczęścia, a u mnie będzie miał się dobrze. Zapewniła ich.
-Mimo tego, że Ted był przez ten czas jak nasz syn to...wydaje mi się, że lepiej jeśli będzie wychowany w swojej biologicznej rodzinie. Powiedział smutny Ron, ale już nie tak przybity jak wcześniej, tak jakby rzeczywiście był pewien, że Andromeda jest dobrą osobą i że nie pożałują tego.
-Widzę, że jednak jesteście w stanie rozstać się z Teddy'm, ale obiecuję, że Ted będzie szczęśliwy, będę was często odwiedzać żebyście mogli się z nim widywać i w swoim czasie w końcu wyjaśnię mu to wszystko.
Ron i Hermiona wyglądali już naprawdę na spokojniejszych, chyba już coraz bardziej oswajali się z myślą, że jednak nie dane jest im opiekować się nim w dalszym ciągu i że chyba lepiej będzie, gdy wychowa się wśród swoich.
-Wiem, że to będzie trudne więc jak na razie zostawiam was z tym wyborem. Powiedziała i odeszła.
-Co chcecie teraz zrobić? Zapytała Ginny.
-Nie wiem. Powiedział Ron.
-Myślę, że będzie szczęśliwszy, gdy wychowa się u babci, bo nawet jeśli byłby starszy i mieszkałby dlaej u nas to zawsze goniłby za swoją rodziną i nie dziwi mnie to. Przyznała posmutniała Hermiona.-My zawsze będziemy dla niego obcymi.
Harry też chciał coś powiedzieć, ale Ginny go wyprzedziła zanim zdążył się odezwać.
-Co ty mówisz Hermiona, wy byliście dla niego wspaniałymi rodzicami! Nawet jeśli tak jak mówisz pozostałby z wami i znalazłby i szukałby informacji o swoich prawdziwych rodzicach to na pewno nigdy by o was nie zapomniał!
-To chyba nie ma sensu, może tak miało być.-Powiedział Ron. Może my z Hermioną jeszcze będziemy mieć dziecko i może Ted rzeczywiście będzie szczęśliwszy.
-Mimo wszystko zawsze będziemy mogli odwiedzić Teda i z pewnością nie stracimy z nim kontaktu.
-Harry a twoim zdaniem co powinniśmy zrobić?
-No tak szczerze to wiem jak to jest być sierotą i zawsze też chciałem spotkać się z moją rodziną i gdy dowiedziałem się o Syriuszu to bardzo chciałem z nim zamieszkać no i może ale wiem też, że nie wiecie czy kiedykolwiek wam się uda ale wciąż będziecie pewnie jeszcze mieli okazje się nim opiekować.
-Harry ma rację może powinniśmy postawić wszystko na jedną kartę i nie powinniśmy go rozdzielać z jego prawdziwą rodziną szczególnie, że Andromeda jest bardzo dobrą osobą, która doświadczyła wiele zła i teraz z pewnością bardzo zależy jej na odbudowaniu więzów rodzinnych. Powiedziała Hermiona jakby sama siebie przekonywała do tego, że będzie dobrze.
Przez całą tę noc Weasley'owie nie zmrużyli oka, a Potter'owie odwiedzili Norę, żeby powiedzieć wszystkim o całej tej sytuacji.
-Harry. Powiedziała do niego Ginny.
-Tak?
-Jak myślisz co będzie z Teddy'm?
-Myślę, że obojętnie jaką decyzję podejmą Ron i Hermiona to Ted i tak będzie szczęwśliwy i u Andromedy i u Weasley'ów.


środa, 3 sierpnia 2016

46.Gdy już wszystko się układało...

Od tygodnia wszystko znowu wracało do normy. Ginny w wolnym czasie ćwiczyła i spędzała czas przed domem dopóki się nie ściemniało, a Harry spędzał z nią więcej czasu, ale i zauważył wyraźne postępy w pracy Rona.
-Ron...
-Tak...-Powiedział spodziewając się kolejnego zawodu ze strony Harry'ego ale on po przyglądaniu się dokumentacji powiedział-Dobra robota Ron.
-Widzisz jednak odnalazłeś swoją życiową ścieżkę. Powiedziała Ginny, gdy wyszła do ogrodu.
-Odnalazłem co? Zapytał Ron.
-Och, no to w czym jesteś dobry.
-Dobrze, że moja praca nie polega wyłącznie na znajomości eliksirów. Powiedział i się zaśmiał.
-No tak pamiętam jak prawie wywaliłeś w powietrze całe piąte piętro w Norze.
-Och, te zadania domowe od Snape'a...Stęknął Ron. A zmieniając temat mam coś dla ciebie Ginny.
-Dla mnie?
-Nie udawaj, ja miałbym zapomnieć o twojej dziewiętnastce!
-Dziękuję Ron. Powiedziała i wzięła od niego paczkę. Gdy ją otworzyła okazało się, że w środku jest kafel z podpisami jej całej drużyny. Jest świetny Ron, dziękuję. To wszystko autentyczne podpisy?
-No jasne, miałyby odmówić mojemu urokowi osobistemu. Powiedział Ron i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-No tak zapomniałam jakiego mam słodkiego braciszka. Powiedziała Ginny. A Hermiona przyjdzie?
-Jeszcze w pracy. Powiedział Ron nalewając sobie soku dyniowego.
-Szkoda taka ładna pogoda. Dodała Ginny.
-Ale za niedługo powinna wrócić. Powiedział Ron spoglądając na zegarek, na którym wskazówka Hermiony była na ,,w podróży".
-Jestem, dzięki za zaproszenie. Powiedziała i uściskała Harry'ego i Ginny, a Rona pocałowała w policzek. Ginny to dla ciebie. Powiedziała i podała jej paczkę.
-Torebka. Dzięki jest śliczna.
-Uwaga zmienia kształt i kolor w zależności do stroju i jest jakby bez dna. Pamiętasz tę moją torebkę?
-Jejku zawsze o takiej marzyłam, bardzo mi się przyda, wielkie dzięki kochana. Wiecie co fajnie się tak obchodzi urodziny taka ładna pogoda, cisza i spokój.
-No i pomyśleć, że niedługo znów będziemy w Hogwarcie. Już tak dawno tam nie byłam. Dodała Hermiona.
-No tak i ciekawe kto teraz uczy obrony przed czarną magią. Powiedziała i nagle posypała się góra prezentów. O matko od kogo to wszystko! Powiedziała zdziwiona.
-No widzisz ludzie cię kochają.-Powiedział Ron.-Ja nigdy nawet w połowie nie będę tak sławny jak ty.
-No wiesz chyba nie czytałeś pewnego numeru proroka wieczornego. Powiedziała Ginny po czym machnęła różdżką i już trzymała gazetę. Trzymaj i czytaj.
W rogu gazety na stronie jedenastej można było dostrzec pewną wzmiankę.

             Nikt jeszcze nigdy nas tak nie zaskoczył, a mianowicie Ron Weasley przeszedł przez 
edukację akademii aurorów w zaskakująco krótkim czasie, a ponadto otrzymał bardzo wysokie wyniki na egzaminach zarówno pisemnych jak i ustnych. Prawdopodobnie nikt jeszcze nie ukończył tej szkoły w tak krótkim czasie. Wiele osób już widzi w nim potencjał do bycia aurorem i z pewnością zyska wiele głosów do tego stanowiska.

-Ale, ale...Prorok o mnie napisał! Wybałuszył oczy. To jest...nigdy nie sądziłem, że będą chcieli zrobić ze mną jakiś wywiad albo o mnie napisać!
-No widzisz a ja już raz zostałam zaczepiona przez dziewczynę, która chciała twój autograf.
-Ktoś...ktoś chciał autograf...ode mnie!?
-W rzeczy samej.
-Kocham być aurorem.
-Och, Ron wcale nie wiem czy to taka fajna praca.
-No w zasadzie to bardzo niebezpieczna, ale nie boję się już tak jak kiedyś, podczas tej wojny to zrozumiałem.
-No tak, lepiej późno niż wcale. Powiedziała Ginny z uśmiechem.
Nagle w ogrodzie tuż koło nich deportował się skrzat z ogromnym plecakiem.
-Zgredek? Powiedziała zdziwiona Ginny. Gdzie ty byłeś? Zapytała.
-Pan Potter wysłał Zgredka na długie wakacje, żeby Zgredek mógł nabrać sił.
-Aha to dobrze. Ale...to nie jest dla ciebie za ciężkie?
-Nie, Zgredek nosił już cięższe rzeczy.-W zasadzie to trudno było wyobrazić sobie jak mógłby nieść coś cięższego, bo chyba by go to przygniotło do ziemi.-Dziękuję, że pani Ginevra tak dba o Zgredka, bo dzięki temu Zgredek czuje się kochany i potrzebny w tej rodzinie.
-Bo tak jest. Powiedziała Ginny.
-Państwo Potter'owie to dobrzy czarodzieje i Zgredek powtarza to wszystkim, którzy w to wątpią. Zapiszczał skrzat.
-Nie musisz Zgredku. Powiedział Harry.
-Tak, ale Zgredek jest wolnym skrzatem i Zgredek od tamtego czasu robi to, co uważa za słuszne.
Po chwili nadleciała brązowa sowa należąca do Rona i Hermiony.
-To do nas Ron od Samiry Tonks. Znasz ją?
-Nie, ale przecież...Czy to możliwe, że to jakaś krewna Nimfadory albo Andromedy?
-Nimfadora nigdy o niej nie wspominała. Powiedziała Ginny.
-Hermiona i Ron czytając ten list wyglądali na przerażonych ale i strasznie zasmuconych.
-Co jest? Zapytał Harry. Ale Hermiona tylko się rozpłakała, a Ron przytulił ją i podał jemu i Ginny list.
W środku pisało, że kobieta ma prawo opiekowania się Teddy'm i że chce go krótko mówiąc odebrać od Rona i Hermiony, znajdował się tam również plik papierów.
-O nie....-Powiedziała cicho Ginny
-My...my właśnie...właśnie tego tak się baliśmy...-Powiedziała przełykając łzy.- Że któregoś dnia...ktoś nam go odbierze...że będziemy musieli mu wytłumaczyć...ale jeszcze nie teraz! Nie teraz, gdy jest jeszcze za mały by zrozumieć, że jego rodzice nie żyją! Chyba jednak zrezygnuję z kolejnego roku w Hogwarcie. Szlochała Hermiona.
-Ale dlaczego...dlaczego dopiero teraz przychodzi, żeby go od nas odebrać! Gdzie była przez ten czas, gdy to my zastępowaliśmy mu rodziców! Powiedział lekko zdenerwowany ale niesamowicie przybity Ron.
-Ale nie wiadomo nawet czy te papiery są aktualne albo po prostu czy nie są sfałszowane. Trzeba się przyjrzeć tej sprawie. Ron, jakby co wiesz co masz robić. Powiedział Harry.
-Jasne. Przytaknął.
-Ale...jak to możliwe przecież to Ron i Hermiona już dwa lata temu adoptowali Teddy'ego! Mina Ginny mówiła ,,to tak nie może być, prawda?".
-Nie Ginny, takie jest prawo...w przypadku, gdy znajdzie się ktoś z rodziny...tak właśnie może być. Odezwała się Hermiona, bo akurat pracowała w departamencie przestrzegania prawa i dobrze wiedziała jak to wszystko może się potoczyć.
-Tak mi przykro...-Szepnęła do nich Ginny.
Harry nie bardzo wiedział co ma powiedzieć, bo ,,Ej, nie ma się czym przejmować" albo ,,Będzie dobrze" wcale tu nie pasowało no i w końcu wszyscy chyba mieli nadzieję miło spędzić ten dzień Ginny ma urodziny i w ogóle ale taka wiadomość to może wszystko popsuć.
-Jesteśmy świadkami tego, że dobrze opiekujecie się Teddy'm i że jest u was szczęśliwy zresztą, dla tak małego dziecka jest to ciężka sytuacja więc może jednak zostanie u was i nie ma się czym przejmować na zapas.
-Może masz rację Harry, ale sam wiesz jak to zwykle wygląda, uważa się, że dziecko ma się lepiej, gdy jest ze swoją prawdziwą rodziną...
-A co jeśli ja i Ginny wystąpilibyśmy w tej sprawie w końcu jesteśmy jego chrzestnymi ,prawda? Zapytał Harry z nutą nadziei w głosie.
-Myślę, że to nie takie proste, bo...chodzi tu o najbliższą rodzinę, a jeśli jest ktoś bliższy od chrzestnych to trafi właśnie do tej osoby.
-W zasadzie chodźmy już po Teda, musimy wykorzystać możliwe, że ostatni już czas kiedy jesteśmy rodzicami.
-Ron nie mów tak, musi zostać z wami. Przybrana rodzina może kochać tak samo mocno jak ta biologiczna, a Lupinowie na pewno chcieliby szczęścia swojego syna, a z wami jest szczęśliwy. Pocieszała ich Ginny, a Harry wciąż przyglądał się ze smutkiem tej sytuacji.
-Do zobaczenia. Powiedzieli ale jakby martwym głosem Weasley'owie, a Harry i Ginny jeszcze przez chwilę zostali na werandzie przed domem.
-Najgorsze w tym wszystkim jest to, że chyba wszyscy spodziewaliśmy się, że Teddy dowie się o tym, że jego rodzice odeszli, gdy będzie znacznie starszy.
-No tak, ale w zasadzie sam wiem, że lepiej jest wiedzieć znacznie wcześnie, bo ja sam długo nie wiedziałem o moim pochodzeniu i byłem przekonany, że po prostu zginęli w wypadku. Myślę, że im dłużej się takie coś ukrywa tym potem jest tylko gorzej. No a to jest dla ciebie. Powiedział wyciągając małe pudełko. Myślałem, że dam ci to w jakichś lepszych okolicznościach no, ale jak widać niezbyt wyszło...
-Dziękuję. To zawieszka do mojej bransoletki prawda. Powiedziała trzymając w ręce małą srebrną zawieszkę w kształcie czterolistnej koniczyny.
-Tak, ma symbolizować szczęście.
-Dzięki. Powiedziała i przytuliła go. Teraz już nie było takiej pięknej pogody jak wcześniej. Ciemne chmury spowiły całe niebo tak jakby smuciło się razem z Weasley'ami.
-Wiesz co? Zawsze to sobie tak wyobrażałam dom, ogród rodzina i właściwie to Ron i Hermiona mogą nigdy tego wszystkiego nie mieć. Możliwe, że nigdy już nie będą mieć dzieci no i co to za jedna ta Samira Tonks.
-Jutro sprawdzę te papiery i zajmę się dokumentacją tej Samiry Tonks. Spróbuję się dowiedzieć gdzie była przez ten cały czas, czym się zajmuje i kim tak właściwie jest dla Teda.
-Ale właściwie...skoro jednak zależy jej na Teddy'm to może jest dobrą osobą i po prostu chce odnaleźć swoich krewnych.
-Nigdy nic nie wiadomo szczególnie, że jej nie znamy i nie wiemy kim tak naprawdę jest i jaka jest, ale jedno jest pewne-teraz musimy trzymać się razem.