Ginny obudziła się na piersi Harry'ego, najlepiej by tak jeszcze została razem z innymi, ale musi wracać. Powtarzała sobie cały czas, że przecież to tylko kilka miesięcy, a na święta znowu wróci do domu, do nory i znowu ich wszystkich spotka, ale jednak ominie ją tyle wydarzeń...
-Dzień dobry.-Powiedział do niej Harry, który też już się obudził.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęła się promiennie i przebrała się.
-Ginny, zaczekaj.Zatrzymał ją Harry kiedy chciała wyjść z namiotu, ale jednak usiadła na przeciwko jego, a Harry chwycił ją za ręce.
-Uważaj na siebie jak wyjedziesz.
-Harry, nie przesadzaj ile ja mam lat...-Powiedziała Ginny.-Dobrze będę na siebie uważać tyle, że to ty jesteś aurorem.
-Kiedy znowu wrócisz?
-Harry, jeszcze nawet nie wróciłam do Hogwartu a ty już pytasz kiedy wrócę.-Powiedziała ze śmiechem i przytuliła go.-Ale, że tak rzadko to mówię powiem, że to urocze.-Dodała i przeczesała jego włosy.
-Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi.-Ciągnął z uśmiechem.
-Zależy na ile mój grafik mi pozwoli, ale chciałabym jeszcze raz tu wrócić przed świętami.
-Przecież święta dopiero za dwa miesiące...
-Wiem, ja też chyba tego nie wytrzymam, ale deportuję się do was jak tylko znajdę chwilę.
-To świetnie. Kocham cię...
-Wiem ja ciebie też. Powiedziała i oboje przybliżyli się do siebie, ale wrócili do pozycji wyjściowej kiedy usłyszeli zgrzyt zamka w namiocie.
-No nasza śliczność już nie śpi.-Zaśmiał się Fred.
Po chwili cała trójka wyszła z namiotu.
-Owszem, nie śpię już od pięciu minut.-Powiedziała Ginny.
-Ale ja mówiłem o Harry'm.-Powiedział George i wszyscy parsknęli ze śmiechu.
-A ty co robisz Ron?-Zapytała Ginny powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem i spojrzała po wszystkich pytająco.
-Jak to co pompki.-Wytłumaczył Ron.
-O, widzę, że na poważnie wziąłeś sobie słowa Kingsley'a, że trzeba mieć dobrą kondycję.-Powiedział Harry.
-Tak, teraz codziennie ćwiczę.-Powiedział z lekką zadyszką.
-Dobra to, żeby nie było nudno ja też się dołączę.-Powiedział Harry i po chwili obaj ćwiczyli.
-No proszę, jednak nie mamy słabeuszy w rodzinie.-Przyznał George.
-No to teraz, który lepszy.-Zaśmiał się George.
-Dawaj Ron!-Dopingowała Hermiona a Harry odjął jedną rękę, ale Ron szybko to naśladował.
-Mocni są.-Powiedziała Audrey.
-Dalej nie widać zwycięzcy...-Powiedział Fred.
-Ginny pomożesz?
-Co?! Zaśmiała się Ginny a Harry kiwnął głową i za chwilę obaj z dziewczynami na grzbiecie rywalizowali.
-To teraz jeszcze ja się dosiądę.-Zaśmiał się Charlie. Po chwili jednak obaj przestali.
-W sumie jesteście na równi.
-Dobrze wiedzieć.-Zaśmiał się Ron.-Dobra może już nie róbmy głupot gdzie mam dzisiaj patrol Harry?
-Z tego co wiem na Calm Street.
-To trochę ironia no nie...
-Tak, ale mogę cię zapewnić, że taka spokojna nie jest.
-Cóż będzie co robić. Teraz tylko my będziemy tymi głupkami bez owutemów Harry.
-Jakoś to przeżyję.
-Ty jesteś wybrańcem no a ja? No tak jak zawsze znowu mnie wyśmieją...
-Ron daj spokój, jesteś naprawdę kimś wyjątkowym, jesteś odważny i zdolny tylko brakuje ci trochę pewności...-Powiedziała Hermiona.
-Może inni mają rację...inteligentni ludzie powinni być z inteligentnymi a nie z takimi głupkami.
-Och, przestań już Ron wiesz jak wiele osób plotkuje na temat mnie i Harry'ego.
-Właśnie myślisz, że bycie ze ścigającą pierwszej ligi to taki święty spokój?!-Powiedział Harry.-Ludzie zawsze mówili i będą mówić takie rzeczy, może powinieneś bardziej posłuchać siebie a nie innych.
-Właśnie Ron, jak się skupisz to umiesz, a błędy się każdemu zdarzają i nie trzeba się od razu zrażać.Dodał George.
-George dobrze mówi, widzisz nie ma ucha a dalej podrywa.-Powiedział Fred i wszyscy się zaśmiali.
-No nic dzięki za śniadanie, ale my już chyba musimy wracać, prawda Hermiona?
-Taak...chociaż zostałabym jeszcze gdybym mogła, ale cóż mam jeszcze do napisania kilka referatów i muszę przestudiować kilka książek.
-To ty jeszcze nie przeczytałaś wszystkich książek na świecie!
-No wygląda na to, że nie.-Zaśmiała się Ginny. Dbajcie tu o siebie, o dom...-Mówiła Ginny i nagle przerwał jej dziwny dźwięk.
-O fuuj...Co to jest?!-Otrząsał się Ron z jakiejś mazi.
-Smocze gile.-Parsknęli śmiechem Fred i George.
-To normalne u smoków, jest trochę chory, bo przechodzi teraz dużo zmian.
Mimo tego, że ta sytuacja była dla niego nieprzyjemna Ron nabrał dystansu do siebie i śmiał się razem z resztą.
-Do zobaczenia Harry.-Powiedziała Ginny i go przytuliła.
-To do widzenia Ron, będzie mi ciebie brakować.-Powiedziała Hermiona.
-A mnie to już nie przytulisz tak?!-Udał oburzenie.-Bo co, bo jestem w smoczych gilach?!-Zaśmiał się.
-Myślę, że to wystarczający powód.-Powiedział Percy.
-No ktoś się wreszcie wyluzował.-Odezwał się do Percy'eho George i poklepał go po ramieniu.
-Cześć Ginny.-Pożegnał się Ron.
-Cześć braciszku.-Przytuliła go Ginny.
-Wiesz, wzorowa z ciebie siostra.
-Trudno najwyżej skończę jak ty.-Powiedziała i po chwili końcem różdżki wyczyściła Rona, siebie i Hermionę.
-Przepraszam cię za niego Ron, ale on nie wie jeszcze, że się nie kicha na innych.-Powiedział Charlie.
-Dobra nie gniewam się, grunt, że to nie ma jakichś substancji żrących.
-No właśnie Ron zapomniałem ci powiedzieć, że...-Powiedział a Ron wybałuszył oczy z przerażenia.-Żartuję nie masz się czym przejmować.-Uśmiechnął się Charlie.-No to cześć dziewczyny.-Pożegnał je.
-Bawcie się tam dobrze.-Powiedział Percy.
-A my to na końcu tak? No nic nar azie. A no i nie zapomnijcie do nas napisać!
-No jasne.-Powiedziała Hermiona.
Hermiona jeszcze coś chwilę tłumaczyła Ronowi, a Ginny po chwili mrugnęła do Harry'ego i deportowała się, a za nią Hermiona.
Harry niedługo potem pożegnał się ze wszystkimi i wrócił do domu. Tam spakował swoje rzeczy, przebrał się w swój służbowy mundur, a że nie miał nic do roboty w domu deportował się do ministerstwa godzinę wcześniej. Tuż przed gmachem ministerstwa wpadła na niego jakaś kobieta.
-Bardzo przepraszam, zamyśliłem się.
-To ja przepraszam.-Powiedziała wysoka starsza od Harry'ego brunetka w długiej granatowej szacie.-Harry Potter...-Powiedziała zdziwiona ale w jakiś dziwny sposób, nie tak jak inni.
-Tak...pani mnie zna?-Zapytał Harry.
-Tak szczerze...to nie przestrasz się, ale znam cię i to bardzo dobrze.
-Ale...-Zaczął, ale mu przerwała.
-Wiem, że to co ci powiem to dosyć szokujące, ale musisz coś wiedzieć. Masz może czas, żeby ze mną porozmawiać, bo naprawdę jest co opowiadać...
-No dobrze...-Zgodził się, bo zaczęło go to wszystko interesować, w końcu właśnie jakaś obca mu kobieta wpadła na niego i poprosiła o pilną rozmowę. Przeszli się kawałek w ciszy i usiedli na ławce.
-Ja nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. No, ale cóż jakkolwiek bym tego nie ujęła i tak uznasz mnie za jakąś chorą na głowę...-To jaka była przypominało mu trochę Hermionę, bo mówiła bardzo szybko.
-Ja...zupełnie nie wiem o co chodzi...nawet nigdy pani nie widziałem...-Powiedział choć nie było to do końca prawdą, bo jak się nad tym zastanowił to chyba jednak skądś kojarzył tą brunetkę o kręconych, roztrzepanych włosach.
-Przez te wszystkie lata...wiem, że rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, wiem też, że straciłeś rodziców dlatego tak bardzo brakowało ci kogoś bliskiego...-Przerwała na chwilę, jakby chciała zobaczyć jego reakcję i czy nie wkracza czasem na niepewny grunt, ale Harry pokiwał głową, aby kontynuowała.-Może i będziesz na mnie zły, może będzie ci przez to przykro, ale chyba lepiej będzie jeśli powiem ci to bez owijania w bawełnę, bo wiem jak bardzo skomplikowane jest twoje całe życie. Jestem..twoją matką chrzestną.-Oświadczyła, a Harry nie wiedział co ma powiedzieć, przed chwilą pierwszy raz w życiu spotkał tą kobietę, a ona mówi, że jest jego chrzestną...
-Przepraszam, ale ja...nie wiem co mam powiedzieć...-Wybąkał Harry.
-Tak bardzo cię przepraszam...no widzisz nawet nie wiem jak mam się do ciebie zwracać.-Westchnęła.
-Nie wierzę, że jest jeszcze ktoś, kto jest moją prawdziwą rodziną. Znałaś moich rodziców prawda?
-Tak, znałam Lily i Jamesa bardzo dobrze. A Syriusza jeszcze lepiej...
-Jak ich poznałaś?
-W Hogwarcie, Lily to była moja przyjaciółka a Syriusz...A no i jeśli mi jeszcze nie wierzysz to proszę, myślę, że rozpoznasz to pismo.-Powiedziała i podała mu kopertę, a on schował ją za pazuchę.
-Wierzę ci.-Harry jakoś długo nie zastanawiał się nad wypowiedzeniem tych słów, po prostu czuł, że ta kobieta jest mu bliska mimo, że nigdy wcześniej jej nie spotkał.
-Niestety, nie można ufać wszystkim ludziom, zresztą tobie nie muszę tego mówić...
-Dlaczego cię nie było, co się z tobą działo?
-Może zacznijmy od początku. Nazywam się Aurora Sharewood, choć przez najbliższy czas byłam pod innym nazwiskiem, a jeszcze wcześniej byłam zarejestrowana jako Black.
-To Syriusz...
-Jesteś bardzo bystry Harry...Jeśli w ogóle mam prawo się tak do ciebie zwracać.
-Jesteś moją rodziną, a wszyscy mówią do mnie po imieniu.
-Więc dobrze. Może to nie do końca tak jak myślisz, ale zaraz ci to wszystko wytłumaczę. Nie byłam tak silną i odważną osobą jakimi byli twoi rodzice i Syriusz. Ja i Syriusz byliśmy razem, pochodzę z mugolskiej rodziny, dlatego jego rodzice nie tolerowali wyboru swojego syna, to jeszcze bardziej przyczyniło się do jego ucieczki z rodzinnego domu. Kiedy zaczęła się wojna Syriusz chciał mnie chronić, więc wtedy mówił, że pochodzę z rodziny Black'ów. Oczywiście nie było to na dłuższą metę, bo to nie brzmiało zbyt wiarygodnie, ale jestem mu za to bardzo wdzięczna...
-Dlaczego ty i Syriusz się rozeszliście?
-Planowaliśmy ślub, i wtedy urodziłeś się ty, doskonale pamiętam ten dzień Potter'owie wyglądali na najszczęśliwszych na świecie. Niestety, szczęście nie trwało długo, bo niedługo potem ukazała się ta przepowiednia o chłopcu urodzonym pod koniec lipca. Wiedzieliśmy, że chodzi o ciebie, właściwie nie mieliśmy żadnych argumentów, ale rozumiesz...takie rzeczy się po prostu czuje, a my właśnie czuliśmy, że grozi nam ogromne niebezpieczeństwo. Twoi rodzice zabezpieczyli cię jak mogli...Jesteś taki lojalny wobec swoich przyjaciół i rodziny, jesteś taki sam jak oni...może do tej pory nie wiedziałeś o mnie nic, ale ja wiem o tobie wszystko. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale obserwuję cię od dłuższego czasu, kiedy tylko mogłam starałam się tobie pomagać i nawet jeśli o tym nie wiedziałeś czuwałam nad tobą...
-To naprawdę wspaniałe, ale...dlaczego nigdy nie dowiedziałem się, że w ogóle mam matkę chrzestną, zresztą Syriusz przecież nie miał żony...-Zasypywał ją wciąż nowymi pytaniami.
-Masz rację, bo nigdy się nią nie stałam.
-Dlaczego?
-Zrobiłam bardzo wielką głupotę i pewnie dlatego nikt nie chciał tobie o mnie wspominać, żeby oszczędzić mi mojego upokorzenia. Popełniłam największy błąd w moim życiu, przez własną głupotę straciłam moich przyjaciół, ciebie i miłość mojego życia...Wiem, że zupełnie mnie za to znienawidzisz, jesteś zbyt dobrym i wspaniałomyślnym człowiekiem, żeby to zrozumieć...Nie oczekuję, że po tym co ci zaraz powiem będziesz mnie nazywał swoją rodziną albo, że będziesz chciał utrzymywać jakikolwiek kontakt ze mną, ale w końcu zdecydowałam się wyznać ci całą prawdę. To już koniec kłamstw Harry. A więc spanikowałam, zrobiłam wielką głupotę, chciałam uciec daleko stąd, nigdy sobie tego nie wybaczę więc szczególnie nie spodziewam się, że zrobi to ktoś inny, zrobiłam tak jak pomyślałam, Syriusz próbował mnie zatrzymać, powiedział, że to nielojalne i że on będzie walczył do końca, poważnie się pokłóciliśmy, byłam na niego wściekła i zazdrosna, że nie chce mnie chronić, że bardziej zajął się wtedy Potter'ami i...i...-Zawahała się i zaczęła płakać.-...i postawiłam mu ultimatum albo ja albo wy, wtedy zerwaliśmy zaręczyny i jeszcze tego samego dnia spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłam się do rodziny. Choć wiem, że dla ciebie to może nic nieznaczące słowa, w końcu zostawiłam ciebie, twoich rodziców i Syriusza mimo, że ślubowałam im dozgonną wierność, przyjaźń i miłość, wiem, że teraz nie chcesz mnie znać i nie zdziwię się jeśli zmieszasz mnie za to z błotem. Chcę jednak, żebyś wziął pod uwagę to, że byłam pod wielką presją, śmierciożercy grozili, że wymordują moją rodzinę, a potem mnie, poza tym byłam tylko głupią małolatą bardzo, bardzo głupią. Wstyd mi było ci nawet o tym powiedzieć, że zostawiłam twoich rodziców i Syriusza na lodzie kiedy oni najbardziej mnie potrzebowali. Nawet nie miałam odwagi przyjść na ich pogrzeb...-Mówiła a oczy miała nabrzmiałe od łez.-Wtedy zaczęły się te legendy o tobie, że jesteś niezwyciężony i masz niezwykłą moc, sytuacja na chwilę się uspokoiła, bardzo długo rozważałam przygarnięcie cie do siebie, ale stchórzyłam, uznałam, że po co sobie robić problemy, za argumenty stawiałam sobie słabą sytuację materialną, mój wiek, choć wiem, że gdyby naprawdę mi na tym zależało dałabym radę ciebie wychować, ale jak wiesz miałam obsesję na punkcie swojego życia i nie umiałam sobie wyobrazić tego jak mogłabym cie wychować. Zazdroszczę ci tego, że od początku do końca miałeś odwagę, że nigdy się nie poddałeś mimo, że całe życie miałeś pod górkę, naprawdę twoi przyjaciele mieli ogromne szczęście, że cię spotkali, wiem, że ta ckliwa historyjka nie robi na tobie wrażenia i że mimo wszystko to moja wina...Przynajmniej teraz już o wszystkim wiesz...Możesz mnie wyzwać od najgorszych tchórzy, bo rzeczywiście tak jest, zrozumiałam swój błąd za późno, byłam torturowana, a gdy udało mi się uwolnić...nie wiesz jak bardzo tego żałowałam, gdybym miała zmieniacz czasu...naprawdę kochałam Syriusza, chciałam do niego wrócić, ale nie miałam odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy, straciłam kontakt z ludźmi, a po śmierci Syriusza robiłam wszystko, żeby być jak najbliżej ciebie, bo wiedziałam, że to jedyna dobra rzecz którą mogłam zrobić. Nie chcę od ciebie niczego Harry Potterze, bo wielkim zaszczytem było dla mnie rozmawiać z kimś takim jak ty i samo to, że poświęciłeś mi swój czas jest dla mnie najcenniejsze, teraz już wiesz wszystko...
-To naprawdę straszna historia, różni ludzie różnie reagują na takie zdarzenia, ja sam zrobiłem wiele głupot, które teraz chciałbym odkręcić, cieszę się, że mam ciebie, bo nie wiesz jak długo czułem się okropnie wiedząc, że nie mam już nikogo na świecie. Dziękuję ci.
-Naprawdę...naprawdę to wspaniałe co mówisz, tak bardzo przypominasz mi Lily i Jamesa...Chyba jednak lepiej będzie jeśli nie będę zakłócać twojego życia i zwyczajnie odejdę.
-Jesteś moją matką chrzestną, moją rodziną...nigdy nie chciałbym, żebyś odeszła.-Powiedział Harry i uściskał ją nawet się nad tym nie zastanawiając.
-Teraz zrobię wszystko, żeby być dobrą matką Harry...
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Translate
niedziela, 30 października 2016
czwartek, 27 października 2016
58. Wrócę niebawem...
Następnego dnia wieczorem, gdy wrócił Harry, Ginny zastanawiała się nad tym gdzie ma zamiar ich zabrać.
-Harry po co my się właściwie pakujemy?-Zapytała, gdy usiadł i zabrał się za kolację.
-Zobaczysz co ja i Ron wymyśliliśmy.
-Więc Ron razem z tobą organizował to...to coś? Mam się bać?-Zaśmiała się.
-Nie...chyba, że nie lubisz robaków.
-Aha. Ciekawe, ale cokolwiek by to nie było to i tak się cieszę, że możemy razem spędzić czas, bo jutro z samego rana wracam do Hogwartu i na stadion.
-Wiem, dlatego to dla mnie takie ważne, ale myślę, że ci się spodoba.
-Pewnie coś do ciebie.-Stwierdziła Ginny, gdy sowa śnieżna wleciała przez okno niosąc w dziobie list.-Dzięki.-Powiedziała Ginny kiedy wylądowała na jej ramieniu, wręczyła list, a po chwili z powrotem wyleciała zapewne na nocne łowy.
Ginny otwarła list i przeczytała na głos:
Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać to, że zaprosiłem jeszcze kilka osób z naszej kochanej rodzinki.
Kochający brat i
Wspaniały przyjaciel
Ron
-Przegiął z tym kochającym bratem i wspaniałym przyjacielem.-Zaśmiała się Ginny.
-Czyli jednak wpadnie ktoś jeszcze...
-Przynajmniej będzie weselej.
-Tak, jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej.
-Nie wiesz jak głupio się teraz czuję, że nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz!-Harry odpowiedział jej tylko uśmiechem i powiedział:
-I jest jeszcze coś...
-Co znowu?
-No dobra o tym ci powiem...-Przewrócił oczami.-Mam na myśli imprezę w nowym lokalu mamy.
-Naprawdę? To super!
-Dzisiaj jest wielkie otwarcie i pomyślałem, że powinniśmy tam wstąpić, a potem...
-A potem co?
-Ginevro co ty taka niecierpliwa?!
-Choćby przez to ,,Ginevro" zresztą wiesz, że nie cierpię na nic czekać...-Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-No cześć!
-Chyba nie przeszkadzamy?-Przywitali się bliźniacy.
-Ee...moglibyśmy wejść mamy przesyłkę specjalną a nawet kilka dosyć ciężkich.
-Tak, jasne.-Powiedział Harry i wpuścił ich do środka.
-Mamy kilka prezencików.
-Harry jeśli nie masz nic przeciwko to też wbijemy na ta waszą imprezę.
-Jasne, super, że wpadniecie.
-No to świetnie, bo wiesz żadna impreza nie może nas ominąć szczególnie, że nawet Percy będzie.
-Więc on też będzie?-Zapytała Ginny.
-Jasne i ponoć jeszcze kogoś przyprowadzi.-Uśmiechnął się głupkowato George.
-Świetnie! Ktoś może mi wreszcie powiedzieć o co chodzi!?
-Harry mówił, że to niespodzianka skarbie.-Powiedział i poklepał ją po ramieniu, a że był od niej o pół głowy wyższy wyglądało to po prostu śmiesznie.
-Bo ci urwę tą rękę.-Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Faktycznie George uważaj, bo nie dosyć, że już nie masz ucha to jeszcze bez reki będziesz chodził!-Parsknął śmiechem Fred.
-No nieważne, macie jabłka od mamusi, dżemiki od mamusi i jakieś ciasto, które się chyba troszeczkę zgniotło...-Powiedział George wypakowując wszystko z plecaka.
-No nie! A Ginny już jutro wyjeżdża i co ja z tym wszystkim zrobię.
-Może zjesz?
-No trudno później nad tym pomyślę.
-A przyjdzie ktoś jeszcze?-Zapytała Ginny.
-Tak ma być jeszcze Charlie.
-A Bill i Fleur?-Spytał Harry.
-Muszą się opiekować naszą śliczną bratanicą.
-Racja...
-Ale, żeby nie było za nudno Charlie obiecał, że weźmie ta swoją zwierzynę.
-Dlatego musieliśmy się w to wkręcić, nie można przegapić tej reakcji Rona...
-Taaak....-Zaśmiała się.-Rzeczywiście warte uwagi.
-To może już chodźmy za trzy minuty wielkie otwarcie.-Ponaglił Harry.
-A na miejsce deportujemy się od razu stamtąd?-Zapytał Fred.
-Myślę, że obejrzymy tę kawiarnię i zobaczymy jak tam całe otwarcie a potem zdeportujemy się bezpośrednio na miejsce.
-Świetnie no to chodźmy! Po chwili Harry i Ginny ubrali się ciepło i Harry wziął ze sobą wielki plecak.
-Po co ci to?-Powiedziała.
-Zobaczysz niedługo.
-No dobrze zobaczę niedługo...-Powiedziała i deportowali się po kolei.
Na samej górze nad wejściem wisiał duży, złoty, świecący napis z napisem ,,Felix Felicis".
-Fajna nazwa nie?-Powiedział Ron, który pojawił się znienacka.
-Chcesz, żebyśmy zawału dostali!-Nawrzeszczała na niego Ginny.
-Może wejdźmy.-Zaproponował jeden z braci.
W środku było mnóstwo ludzi, którzy śmiali się i gawędzili ze swoimi znajomymi popijając wino. Całe wnętrze było granatowe poza ciemnobrązowymi blatami stołów i złotymi zasłonami i krzesłami. Ogólnie całe wnętrze sprawiało, że polepszał się nastrój.
-O, spójrzcie jest Percy!-Powiedział Fred i obaj bliźniacy pospieszyli w jego stronę,
-Od kiedy oni tak lubią Percy'ego?-Zapytał Ron.
-W końcu są braćmi.-Prychnęła Ginny. Ale tutaj jest ładnie, mama się nieźle postarała.-Podziwiała.
-Masz rację, tu jest niesamowicie.-Przyznał Harry.
-Ależ my jesteśmy skromni, w końcu pomagaliśmy tu wszystko urządzać.
-No tak, pewnie dlatego tu jest tak wspaniale od razu wiedziałam, że to wszystko wasza zasługa.-Powiedziała i cała ich trójka wybuchła śmiechem.
-Och, jesteście już kochani!-Przywitała ich z uśmiechem Molly. No i jak wam się podoba.
-Niesamowicie mamo!
-Tak, mi też się podoba.-Dodał Harry.
-Zaraz, Hermiona gdzieś tutaj była...-Powiedział Ron rozglądając się.
-Widocznie zaginęła w tym tłumie.-Zażartowała Ginny.
-Cieszę się, że wam się podoba i rzeczywiście nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób.
-Na każdym stoliku była świeca i kwiaty oraz menu.
-A no właśnie jedliście coś?-Zapytała mama z zatroskaną miną.
-Nie, mamo naprawdę nie jesteśmy głodni.-Powiedziała Ginny.
-Tak, poza tym mam już pomysł na kolację.-Powiedział Harry.
-W takim razie cieszę się, ale jakby co to wpadajcie wszystko na koszt firmy.
-Och, daj spokój mamo...-Powiedziała Ginny.
-W dzisiejszych czasach całe życie jest takie w biegu jak widzę ciebie Harry jak co chwilę latasz do ministerstwa i z powrotem albo ty Ginny, naprawdę uważasz, że połączenie rodziny, pracy i szkoły to był dobry pomysł?
-Jasne mamo, poza tym trzeba mieć jakieś wykształcenie, chcę się w przyszłości realizować a nie siedzieć w domu.
-Naprawdę jak będziesz miała dzieci to zrozumiesz to kochanie, że to nie praca jest najważniejsza.
-My z Harry'm na razie nie...
-Wiem, po prostu praca to nie wszystko można ją zmienić, można ją znaleźć a rodzina? Faktycznie Harry i Ron radzą sobie tutaj świetnie, ogromnie mi pomogli za co jestem im bardzo wdzięczna, ale bez was są jakby z nich uleciało powietrze, Harry cię potrzebuje tak jak Ron potrzebuje Hermiony.
-Co znowu zrobiłam?-Zapytała roześmiana Hermiona.
-Dobrze ja już może pójdę.-Powiedziała i odeszła.
-Znowu pewnie mówiła jacy to jesteście niedożywieni prawda? Powiedział Ron i się do nich dosiadł.
-Cześć Harry jak tam w Dolinie?-Przywitała się Hermiona.
-Przecież wiesz...-Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę a Hermiona uśmiechnęła się triumfująco.
-To co idziemy już?-Zapytał Fred po tym jak chwile wcześniej pożegnał się z mamą.
-W sumie trochę szkoda, niezła impreza się tu rozkręca.-Przyznał George.-Percy może byś tak przedstawił twoją dziewczynę całej reszcie!-Przywołał go gestem.
-Jasne. To jest Audrey, a to Ginny-moja siostra, Harry-mąż mojej siostry, Ron-mój brat i Hermiona-żona mojego brata.
-Łał macie całkiem dużą rodziną.-Przyznała Audrey.
-Tak masz rację całkiem spora i cały czas się rozrasta no ale nieważne.
-A nas to już nie przestawisz tak!?-Oburzyli się bliźniacy.
-Jestem Fred Weasley ten najprzystojniejszy z braci!-Skłonił się.
-Jestem George i Fred ma rację, odkąd straciłem ucho powiedzmy, że to on jest ten przystojniejszy, ale zawsze mnie wszyscy o to pytają i ja jestem odważniejszy.
-Ja prawie umarłem.-Wtrącił Fred.
-To chyba mówi o tym, że jesteś słaby.-Powiedział i obaj się zaśmiali.
-Oni już tacy są.-Westchnęła Ginny i po chwili wyszli na zewnątrz skąd Harry i Ron deportowali wszystkich na miejsce.
-Harry...naprawdę nie mogę w to uwierzyć to...dziękuję nie wiesz ile to dla mnie znaczy.-Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. Byli dokładnie w tym samym miejscu gdzie kiedyś wszyscy Weasley'owie organizowali sobie biwak. Tam gdzie we wspomnieniu Ginny rozmawiali, śmiali się. Chyba jednak dobrym pomysłem było to zorganizować-Pomyślał Harry
-Och...jesteście przesłodcy.-Powiedziała Audrey.
-Trzeba było kuć żelazo póki gorące...-Powiedział Fred.
-Albo raczej brać Wybrańca póki był wolny.-Poprawił go George i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja Harry'ego nikomu nie oddam!-Zaśmiała się Ginny.
-To ty jesteś! Wy jesteście...kurczę przecież...no tak ty to ten słynny Harry Potter, Hermiona Granger...
-Teraz już Weasley.-Wtrącił Ron
-...i Ron Weasley to wy szukaliście horkruksów! A ty to Ginevra Weasley ta, która...
-Potter.-Znowu przerwał Ron.
-...Ta, która pomogła zniszczyć Voldemorta i...
-Zniszczyła śmierciożerców psychicznie! Tak jest, to nasza księżniczka. Najmłodsza, ale najsilniejsza z nas wszystkich, niepozorna a tak groźna dla swojego przeciwnika-Ginevra Potter!-Rzekł Fred a brzmiało to jak przedstawienie zawodnika na ringu.
-Taaak, moja ścigająca.-Powiedział Harry.-Mogła mieć każdego a z tych wszystkich ludzi na świecie wybrała mnie-bliznowatego okularnika.-Powiedział i znowu wszyscy się zaśmiali.
-Jednak cuda się zdarzają.-Zażartował George.
-Charlie też ponoć miał być prawda?-Zapytała Hermiona.
-Tak, ale chyba się...-Nie dokończył Fred, bo właśnie w tym momencie deportował się Charlie, tak jak obiecał z małym zielonym smokiem.
-Poprawka, ja się nie spóźniłem to czas się pospieszył.-Powiedział Charles z uśmiechem na twarzy. Ciężko było to maleństwo wsadzić w szelki i zapiąć na smyczy, ale w końcu mi się udało.
-Maleństwo...-Powiedział Ron.-Wam też się robi tak ciemno...
-Ron ty kretynie, wstawaj z tej ziemi! Co ty znowu wyprawiasz, znowu zostawiłeś godność w domu!-Dostał reprymendę od Ginny.
-Dziękuję Ginny.-Rzekł Charlie.
-Jest całkiem miły.-Stwierdziła Ginny kiedy mały smok zaczął ocierać się o jej nogi a ona pogłaskała go po grzbiecie i po chwili wszyscy byli już przy nim i głaskali smoka. Wszyscy oprócz Rona, który stał z boku z założonymi rękami.
-Ron.-Kiwnął głową na zachętę Charlie ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-One wyrastają na wielkie potwory! Kiedyś pożre nas wszystkich albo zdemoluje cały świat!
-Daj spokój, jak takie maleństwo mogłoby zdemolować świat! Nawet jeszcze nie ma dobrze wykształconych skrzydeł!
-To to coś jeszcze będzie latać!?
-A co myślałeś w końcu to smok Ron.-Zaśmiał się Fred-Chyba też sobie takiego sprawię.
-Mama nie będzie zadowolona...
-Już z nią o tym rozmawiałem.-Rzekł Charlie.
-To dlatego tak jej pomagałeś z tą restauracją...-Wytknął mu Ron.
-I tak bym pomógł.-Obruszył się.
-Przestańcie wreszcie...-Powiedziała znudzona Ginny.
-Właśnie może rozdzielmy zadania.-Zaproponował Percy.
-To ja pójdę po jakieś drewno.-Oświadczył Ron.
-Pójdę z tobą.-Dołączyła się Hermiona.
-To ja i Audrey rozstawimy namioty.-Rzekł Percy.
-Ja i Fred poukładamy nasze rzeczy i zajmiemy się atmosferą.
-Nie wiem co to znaczy ale brzmi dobrze.-Stwierdził Percy.
-Nie myślałem, że kiedyś to od ciebie usłyszę.
-To ja się zajmę zabezpieczeniami.-Powiedziała Ginny.
-Ja też.
-No tak, auror w swoim żywiole.-Uśmiechnął się do niego Fred.
Po niecałej godzinie wszystko było już uporządkowane, zaklęcia ochronne były już nałożone, namioty rozstawione a ognisko rozpalone. Wszyscy siedzieli w ciasnym kręgu otaczając ognisko. Opowiadali różne ciekawe historie i mówili o ostatnich wydarzeniach.
-Cieszę się, że mama w końcu się czymś zajmie.-Powiedział Fred.
-No była samotna i jakaś...przygaszona.-Dodał George.
-Ginny to w końcu ile miałaś tych chłopaków?-Gnębił wciąż ten sam temat Ron.
-A czy to takie ważne!? I nie Ron, nie było ich pięciu.
-No i nadal nie wiemy tak naprawdę co dokładnie stało się w Komnacie Tajemnic.-Powiedziała Hermiona.
-W końcu to Komnata Tajemnic, no nie?-Zaśmiał się Percy.
-To nasza tajemnica.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, właściwie my nigdy nie będziemy wiedzieć co się tam naprawdę stało.
-W ogóle świetne pomysł, żeby robić biwak w środku października.
-Od czegoś są zaklęcia termalne.-Powiedział Harry.
-Patrzcie te gwiazdy wyglądają zupełnie jak hipogryf.-Powiedział Charlie i po chwili wszyscy się położyli i patrzyli w niebo.
-Rzeczywiście.-Powiedziała Hermiona.
-Ty już masz jakąś obsesję..-Stwierdził Ron.-Ja nie widzę żadnego hipogryfa.
-Przyjrzyj się dobrze! Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć!-Powiedziała Ginny.
-A ty stary, nie mów mi, że też widzisz jakiegoś hipogryfa na niebie.
-Tak, tam jest.-Powiedział Harry i pokazał ręką.
-Wciąż nic nie widzę to tylko gwiazdy...
-Czy ty musisz być taki bez wyobraźni!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę...że to bardziej jak skrzat domowy albo...jak ty Hermiona.
-Co przecież Hermiona nie ma takich wielkich ust.-Zaśmiał się George.
-To nie są usta tylko mięśnie.-Parsknął śmiechem Percy.
-No to bardziej jak Ginny.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, a ci w kącie to Fred i George.-Powiedziała Ginny.
-Całkiem mądre stwierdzenie Ginny, w końcu my zawsze kombinujemy coś po kątach.-Powiedział Fred.
-Pamiętacie pożegnanie z tatą, miał rację, wszyscy patrzyliśmy wtedy w niebo i po jego ostatnich słowach naprawdę pojawiła się spadająca gwiazda.-Powiedział Ron.
-Pamiętacie, na trzecim wzgórzu jest nora.-Powiedziała Ginny.
-Tak, a na drugim mieszka Ksenofilius.
-Tak, teraz już sam, wszyscy się jakoś rozeszli a my wszyscy wciąż jesteśmy razem, a na dodatek jesteśmy rodziną.
-Ja mam wrażenie jakbyśmy zawsze nią byli. Czasem myślę, co by powiedzieli moi rodzice...-Powiedział Harry a Ginny wtuliła się w jego ramię. Chyba to prawda nigdy nie można mieć wszystkiego...
-Nawet człowiek mający wszystko nigdy nie byłby szczęśliwy.
-Była nawet taka legenda...-Zaczęła Hermiona.-A zresztą nieważne może innym razem wam opowiem.
-Jutro z samego rana wracam do Hogwartu...
-Nie męczy cię ta odległość?-Odezwała się Audrey.
-Odległość zawsze męczy, gdy ma się kogoś bardzo bliskiego.
-Percy też siedział w ministerstwie od rana do nocy i czasami w ogóle chyba nie wracał do domu.
-No tak, masz rację dlatego teraz to wszystko zmieniam.
-Niesamowita metamorfoza.-Powiedzieli chórem bliźniacy.
-Czego on chce!-Powiedział zdenerwowany Ron patrząc z obrzydzeniem na smoka, który się o niego ocierał.
-Polubił cię.-Uśmiechnął się Charlie.
-A daj mi spokój! Po lekcjach z Hagridem mam już dosyć tego ,,polubił cię".
-Są różne gatunki zwierząt i różnie się zachowują, masz rację Ron niektóre z nich to potwory stworzone wyłącznie po to by niszczyć i siać postrach, ale inne są naprawdę przyjazne i szukają towarzysza, którego są gotowe bronić.
-Możeeee..no niech ci będzie może nie jest taki zły.-Przyznał Ron, po czym wziął kawał mięsa rzucił w stronę zwierzęcia a on natychmiast go pochwycił.
-Widzisz Ron, zależy z jakiej strony na to spojrzysz, bo one naprawdę mogą być bardzo pożyteczne, gdy się je odpowiednio wychowa.
-Taaak...mam bardzo ciekawą rodzinę brata, który zajmuje się wychowaniem dzikich zwierzaków...
-Dwóch zwariowanych bliźniaków.-Dodała Ginny.
-Super inteligencje.-Powiedział o Hermionie Harry.
-Bliznowatego.-Powiedział Fred.
-Mądrale, który otworzył oczy.-Powiedział George a Percy się do niego uśmiechnął.
-I najmłodszą, ale chyba najmądrzejszą z nas wszystkich, światowej sławy szukającą.-Zakończył Charlie.
-Taak...ciekawe zestawienie.-Zaśmiała się Hermiona.-No i jeszcze jeden, wyjątkowy Ron.-Powiedziała i przytuliła go.-Będę za wami wszystkimi tęsknić.
-Ja też i to bardzoooooo. Ale macie mnie o wszystkim informować co się tutaj dzieje!-Zaśmiała się. Dziękuję wam, że to zorganizowaliście, fajnie było powspominać...Cokolwiek by się nie działo wiem jedno, że wrócę niebawem...
-Harry po co my się właściwie pakujemy?-Zapytała, gdy usiadł i zabrał się za kolację.
-Zobaczysz co ja i Ron wymyśliliśmy.
-Więc Ron razem z tobą organizował to...to coś? Mam się bać?-Zaśmiała się.
-Nie...chyba, że nie lubisz robaków.
-Aha. Ciekawe, ale cokolwiek by to nie było to i tak się cieszę, że możemy razem spędzić czas, bo jutro z samego rana wracam do Hogwartu i na stadion.
-Wiem, dlatego to dla mnie takie ważne, ale myślę, że ci się spodoba.
-Pewnie coś do ciebie.-Stwierdziła Ginny, gdy sowa śnieżna wleciała przez okno niosąc w dziobie list.-Dzięki.-Powiedziała Ginny kiedy wylądowała na jej ramieniu, wręczyła list, a po chwili z powrotem wyleciała zapewne na nocne łowy.
Ginny otwarła list i przeczytała na głos:
Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać to, że zaprosiłem jeszcze kilka osób z naszej kochanej rodzinki.
Kochający brat i
Wspaniały przyjaciel
Ron
-Przegiął z tym kochającym bratem i wspaniałym przyjacielem.-Zaśmiała się Ginny.
-Czyli jednak wpadnie ktoś jeszcze...
-Przynajmniej będzie weselej.
-Tak, jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej.
-Nie wiesz jak głupio się teraz czuję, że nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz!-Harry odpowiedział jej tylko uśmiechem i powiedział:
-I jest jeszcze coś...
-Co znowu?
-No dobra o tym ci powiem...-Przewrócił oczami.-Mam na myśli imprezę w nowym lokalu mamy.
-Naprawdę? To super!
-Dzisiaj jest wielkie otwarcie i pomyślałem, że powinniśmy tam wstąpić, a potem...
-A potem co?
-Ginevro co ty taka niecierpliwa?!
-Choćby przez to ,,Ginevro" zresztą wiesz, że nie cierpię na nic czekać...-Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-No cześć!
-Chyba nie przeszkadzamy?-Przywitali się bliźniacy.
-Ee...moglibyśmy wejść mamy przesyłkę specjalną a nawet kilka dosyć ciężkich.
-Tak, jasne.-Powiedział Harry i wpuścił ich do środka.
-Mamy kilka prezencików.
-Harry jeśli nie masz nic przeciwko to też wbijemy na ta waszą imprezę.
-Jasne, super, że wpadniecie.
-No to świetnie, bo wiesz żadna impreza nie może nas ominąć szczególnie, że nawet Percy będzie.
-Więc on też będzie?-Zapytała Ginny.
-Jasne i ponoć jeszcze kogoś przyprowadzi.-Uśmiechnął się głupkowato George.
-Świetnie! Ktoś może mi wreszcie powiedzieć o co chodzi!?
-Harry mówił, że to niespodzianka skarbie.-Powiedział i poklepał ją po ramieniu, a że był od niej o pół głowy wyższy wyglądało to po prostu śmiesznie.
-Bo ci urwę tą rękę.-Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Faktycznie George uważaj, bo nie dosyć, że już nie masz ucha to jeszcze bez reki będziesz chodził!-Parsknął śmiechem Fred.
-No nieważne, macie jabłka od mamusi, dżemiki od mamusi i jakieś ciasto, które się chyba troszeczkę zgniotło...-Powiedział George wypakowując wszystko z plecaka.
-No nie! A Ginny już jutro wyjeżdża i co ja z tym wszystkim zrobię.
-Może zjesz?
-No trudno później nad tym pomyślę.
-A przyjdzie ktoś jeszcze?-Zapytała Ginny.
-Tak ma być jeszcze Charlie.
-A Bill i Fleur?-Spytał Harry.
-Muszą się opiekować naszą śliczną bratanicą.
-Racja...
-Ale, żeby nie było za nudno Charlie obiecał, że weźmie ta swoją zwierzynę.
-Dlatego musieliśmy się w to wkręcić, nie można przegapić tej reakcji Rona...
-Taaak....-Zaśmiała się.-Rzeczywiście warte uwagi.
-To może już chodźmy za trzy minuty wielkie otwarcie.-Ponaglił Harry.
-A na miejsce deportujemy się od razu stamtąd?-Zapytał Fred.
-Myślę, że obejrzymy tę kawiarnię i zobaczymy jak tam całe otwarcie a potem zdeportujemy się bezpośrednio na miejsce.
-Świetnie no to chodźmy! Po chwili Harry i Ginny ubrali się ciepło i Harry wziął ze sobą wielki plecak.
-Po co ci to?-Powiedziała.
-Zobaczysz niedługo.
-No dobrze zobaczę niedługo...-Powiedziała i deportowali się po kolei.
Na samej górze nad wejściem wisiał duży, złoty, świecący napis z napisem ,,Felix Felicis".
-Fajna nazwa nie?-Powiedział Ron, który pojawił się znienacka.
-Chcesz, żebyśmy zawału dostali!-Nawrzeszczała na niego Ginny.
-Może wejdźmy.-Zaproponował jeden z braci.
W środku było mnóstwo ludzi, którzy śmiali się i gawędzili ze swoimi znajomymi popijając wino. Całe wnętrze było granatowe poza ciemnobrązowymi blatami stołów i złotymi zasłonami i krzesłami. Ogólnie całe wnętrze sprawiało, że polepszał się nastrój.
-O, spójrzcie jest Percy!-Powiedział Fred i obaj bliźniacy pospieszyli w jego stronę,
-Od kiedy oni tak lubią Percy'ego?-Zapytał Ron.
-W końcu są braćmi.-Prychnęła Ginny. Ale tutaj jest ładnie, mama się nieźle postarała.-Podziwiała.
-Masz rację, tu jest niesamowicie.-Przyznał Harry.
-Ależ my jesteśmy skromni, w końcu pomagaliśmy tu wszystko urządzać.
-No tak, pewnie dlatego tu jest tak wspaniale od razu wiedziałam, że to wszystko wasza zasługa.-Powiedziała i cała ich trójka wybuchła śmiechem.
-Och, jesteście już kochani!-Przywitała ich z uśmiechem Molly. No i jak wam się podoba.
-Niesamowicie mamo!
-Tak, mi też się podoba.-Dodał Harry.
-Zaraz, Hermiona gdzieś tutaj była...-Powiedział Ron rozglądając się.
-Widocznie zaginęła w tym tłumie.-Zażartowała Ginny.
-Cieszę się, że wam się podoba i rzeczywiście nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób.
-Na każdym stoliku była świeca i kwiaty oraz menu.
-A no właśnie jedliście coś?-Zapytała mama z zatroskaną miną.
-Nie, mamo naprawdę nie jesteśmy głodni.-Powiedziała Ginny.
-Tak, poza tym mam już pomysł na kolację.-Powiedział Harry.
-W takim razie cieszę się, ale jakby co to wpadajcie wszystko na koszt firmy.
-Och, daj spokój mamo...-Powiedziała Ginny.
-W dzisiejszych czasach całe życie jest takie w biegu jak widzę ciebie Harry jak co chwilę latasz do ministerstwa i z powrotem albo ty Ginny, naprawdę uważasz, że połączenie rodziny, pracy i szkoły to był dobry pomysł?
-Jasne mamo, poza tym trzeba mieć jakieś wykształcenie, chcę się w przyszłości realizować a nie siedzieć w domu.
-Naprawdę jak będziesz miała dzieci to zrozumiesz to kochanie, że to nie praca jest najważniejsza.
-My z Harry'm na razie nie...
-Wiem, po prostu praca to nie wszystko można ją zmienić, można ją znaleźć a rodzina? Faktycznie Harry i Ron radzą sobie tutaj świetnie, ogromnie mi pomogli za co jestem im bardzo wdzięczna, ale bez was są jakby z nich uleciało powietrze, Harry cię potrzebuje tak jak Ron potrzebuje Hermiony.
-Co znowu zrobiłam?-Zapytała roześmiana Hermiona.
-Dobrze ja już może pójdę.-Powiedziała i odeszła.
-Znowu pewnie mówiła jacy to jesteście niedożywieni prawda? Powiedział Ron i się do nich dosiadł.
-Cześć Harry jak tam w Dolinie?-Przywitała się Hermiona.
-Przecież wiesz...-Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę a Hermiona uśmiechnęła się triumfująco.
-To co idziemy już?-Zapytał Fred po tym jak chwile wcześniej pożegnał się z mamą.
-W sumie trochę szkoda, niezła impreza się tu rozkręca.-Przyznał George.-Percy może byś tak przedstawił twoją dziewczynę całej reszcie!-Przywołał go gestem.
-Jasne. To jest Audrey, a to Ginny-moja siostra, Harry-mąż mojej siostry, Ron-mój brat i Hermiona-żona mojego brata.
-Łał macie całkiem dużą rodziną.-Przyznała Audrey.
-Tak masz rację całkiem spora i cały czas się rozrasta no ale nieważne.
-A nas to już nie przestawisz tak!?-Oburzyli się bliźniacy.
-Jestem Fred Weasley ten najprzystojniejszy z braci!-Skłonił się.
-Jestem George i Fred ma rację, odkąd straciłem ucho powiedzmy, że to on jest ten przystojniejszy, ale zawsze mnie wszyscy o to pytają i ja jestem odważniejszy.
-Ja prawie umarłem.-Wtrącił Fred.
-To chyba mówi o tym, że jesteś słaby.-Powiedział i obaj się zaśmiali.
-Oni już tacy są.-Westchnęła Ginny i po chwili wyszli na zewnątrz skąd Harry i Ron deportowali wszystkich na miejsce.
-Harry...naprawdę nie mogę w to uwierzyć to...dziękuję nie wiesz ile to dla mnie znaczy.-Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. Byli dokładnie w tym samym miejscu gdzie kiedyś wszyscy Weasley'owie organizowali sobie biwak. Tam gdzie we wspomnieniu Ginny rozmawiali, śmiali się. Chyba jednak dobrym pomysłem było to zorganizować-Pomyślał Harry
-Och...jesteście przesłodcy.-Powiedziała Audrey.
-Trzeba było kuć żelazo póki gorące...-Powiedział Fred.
-Albo raczej brać Wybrańca póki był wolny.-Poprawił go George i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja Harry'ego nikomu nie oddam!-Zaśmiała się Ginny.
-To ty jesteś! Wy jesteście...kurczę przecież...no tak ty to ten słynny Harry Potter, Hermiona Granger...
-Teraz już Weasley.-Wtrącił Ron
-...i Ron Weasley to wy szukaliście horkruksów! A ty to Ginevra Weasley ta, która...
-Potter.-Znowu przerwał Ron.
-...Ta, która pomogła zniszczyć Voldemorta i...
-Zniszczyła śmierciożerców psychicznie! Tak jest, to nasza księżniczka. Najmłodsza, ale najsilniejsza z nas wszystkich, niepozorna a tak groźna dla swojego przeciwnika-Ginevra Potter!-Rzekł Fred a brzmiało to jak przedstawienie zawodnika na ringu.
-Taaak, moja ścigająca.-Powiedział Harry.-Mogła mieć każdego a z tych wszystkich ludzi na świecie wybrała mnie-bliznowatego okularnika.-Powiedział i znowu wszyscy się zaśmiali.
-Jednak cuda się zdarzają.-Zażartował George.
-Charlie też ponoć miał być prawda?-Zapytała Hermiona.
-Tak, ale chyba się...-Nie dokończył Fred, bo właśnie w tym momencie deportował się Charlie, tak jak obiecał z małym zielonym smokiem.
-Poprawka, ja się nie spóźniłem to czas się pospieszył.-Powiedział Charles z uśmiechem na twarzy. Ciężko było to maleństwo wsadzić w szelki i zapiąć na smyczy, ale w końcu mi się udało.
-Maleństwo...-Powiedział Ron.-Wam też się robi tak ciemno...
-Ron ty kretynie, wstawaj z tej ziemi! Co ty znowu wyprawiasz, znowu zostawiłeś godność w domu!-Dostał reprymendę od Ginny.
-Dziękuję Ginny.-Rzekł Charlie.
-Jest całkiem miły.-Stwierdziła Ginny kiedy mały smok zaczął ocierać się o jej nogi a ona pogłaskała go po grzbiecie i po chwili wszyscy byli już przy nim i głaskali smoka. Wszyscy oprócz Rona, który stał z boku z założonymi rękami.
-Ron.-Kiwnął głową na zachętę Charlie ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-One wyrastają na wielkie potwory! Kiedyś pożre nas wszystkich albo zdemoluje cały świat!
-Daj spokój, jak takie maleństwo mogłoby zdemolować świat! Nawet jeszcze nie ma dobrze wykształconych skrzydeł!
-To to coś jeszcze będzie latać!?
-A co myślałeś w końcu to smok Ron.-Zaśmiał się Fred-Chyba też sobie takiego sprawię.
-Mama nie będzie zadowolona...
-Już z nią o tym rozmawiałem.-Rzekł Charlie.
-To dlatego tak jej pomagałeś z tą restauracją...-Wytknął mu Ron.
-I tak bym pomógł.-Obruszył się.
-Przestańcie wreszcie...-Powiedziała znudzona Ginny.
-Właśnie może rozdzielmy zadania.-Zaproponował Percy.
-To ja pójdę po jakieś drewno.-Oświadczył Ron.
-Pójdę z tobą.-Dołączyła się Hermiona.
-To ja i Audrey rozstawimy namioty.-Rzekł Percy.
-Ja i Fred poukładamy nasze rzeczy i zajmiemy się atmosferą.
-Nie wiem co to znaczy ale brzmi dobrze.-Stwierdził Percy.
-Nie myślałem, że kiedyś to od ciebie usłyszę.
-To ja się zajmę zabezpieczeniami.-Powiedziała Ginny.
-Ja też.
-No tak, auror w swoim żywiole.-Uśmiechnął się do niego Fred.
Po niecałej godzinie wszystko było już uporządkowane, zaklęcia ochronne były już nałożone, namioty rozstawione a ognisko rozpalone. Wszyscy siedzieli w ciasnym kręgu otaczając ognisko. Opowiadali różne ciekawe historie i mówili o ostatnich wydarzeniach.
-Cieszę się, że mama w końcu się czymś zajmie.-Powiedział Fred.
-No była samotna i jakaś...przygaszona.-Dodał George.
-Ginny to w końcu ile miałaś tych chłopaków?-Gnębił wciąż ten sam temat Ron.
-A czy to takie ważne!? I nie Ron, nie było ich pięciu.
-No i nadal nie wiemy tak naprawdę co dokładnie stało się w Komnacie Tajemnic.-Powiedziała Hermiona.
-W końcu to Komnata Tajemnic, no nie?-Zaśmiał się Percy.
-To nasza tajemnica.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, właściwie my nigdy nie będziemy wiedzieć co się tam naprawdę stało.
-W ogóle świetne pomysł, żeby robić biwak w środku października.
-Od czegoś są zaklęcia termalne.-Powiedział Harry.
-Patrzcie te gwiazdy wyglądają zupełnie jak hipogryf.-Powiedział Charlie i po chwili wszyscy się położyli i patrzyli w niebo.
-Rzeczywiście.-Powiedziała Hermiona.
-Ty już masz jakąś obsesję..-Stwierdził Ron.-Ja nie widzę żadnego hipogryfa.
-Przyjrzyj się dobrze! Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć!-Powiedziała Ginny.
-A ty stary, nie mów mi, że też widzisz jakiegoś hipogryfa na niebie.
-Tak, tam jest.-Powiedział Harry i pokazał ręką.
-Wciąż nic nie widzę to tylko gwiazdy...
-Czy ty musisz być taki bez wyobraźni!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę...że to bardziej jak skrzat domowy albo...jak ty Hermiona.
-Co przecież Hermiona nie ma takich wielkich ust.-Zaśmiał się George.
-To nie są usta tylko mięśnie.-Parsknął śmiechem Percy.
-No to bardziej jak Ginny.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, a ci w kącie to Fred i George.-Powiedziała Ginny.
-Całkiem mądre stwierdzenie Ginny, w końcu my zawsze kombinujemy coś po kątach.-Powiedział Fred.
-Pamiętacie pożegnanie z tatą, miał rację, wszyscy patrzyliśmy wtedy w niebo i po jego ostatnich słowach naprawdę pojawiła się spadająca gwiazda.-Powiedział Ron.
-Pamiętacie, na trzecim wzgórzu jest nora.-Powiedziała Ginny.
-Tak, a na drugim mieszka Ksenofilius.
-Tak, teraz już sam, wszyscy się jakoś rozeszli a my wszyscy wciąż jesteśmy razem, a na dodatek jesteśmy rodziną.
-Ja mam wrażenie jakbyśmy zawsze nią byli. Czasem myślę, co by powiedzieli moi rodzice...-Powiedział Harry a Ginny wtuliła się w jego ramię. Chyba to prawda nigdy nie można mieć wszystkiego...
-Nawet człowiek mający wszystko nigdy nie byłby szczęśliwy.
-Była nawet taka legenda...-Zaczęła Hermiona.-A zresztą nieważne może innym razem wam opowiem.
-Jutro z samego rana wracam do Hogwartu...
-Nie męczy cię ta odległość?-Odezwała się Audrey.
-Odległość zawsze męczy, gdy ma się kogoś bardzo bliskiego.
-Percy też siedział w ministerstwie od rana do nocy i czasami w ogóle chyba nie wracał do domu.
-No tak, masz rację dlatego teraz to wszystko zmieniam.
-Niesamowita metamorfoza.-Powiedzieli chórem bliźniacy.
-Czego on chce!-Powiedział zdenerwowany Ron patrząc z obrzydzeniem na smoka, który się o niego ocierał.
-Polubił cię.-Uśmiechnął się Charlie.
-A daj mi spokój! Po lekcjach z Hagridem mam już dosyć tego ,,polubił cię".
-Są różne gatunki zwierząt i różnie się zachowują, masz rację Ron niektóre z nich to potwory stworzone wyłącznie po to by niszczyć i siać postrach, ale inne są naprawdę przyjazne i szukają towarzysza, którego są gotowe bronić.
-Możeeee..no niech ci będzie może nie jest taki zły.-Przyznał Ron, po czym wziął kawał mięsa rzucił w stronę zwierzęcia a on natychmiast go pochwycił.
-Widzisz Ron, zależy z jakiej strony na to spojrzysz, bo one naprawdę mogą być bardzo pożyteczne, gdy się je odpowiednio wychowa.
-Taaak...mam bardzo ciekawą rodzinę brata, który zajmuje się wychowaniem dzikich zwierzaków...
-Dwóch zwariowanych bliźniaków.-Dodała Ginny.
-Super inteligencje.-Powiedział o Hermionie Harry.
-Bliznowatego.-Powiedział Fred.
-Mądrale, który otworzył oczy.-Powiedział George a Percy się do niego uśmiechnął.
-I najmłodszą, ale chyba najmądrzejszą z nas wszystkich, światowej sławy szukającą.-Zakończył Charlie.
-Taak...ciekawe zestawienie.-Zaśmiała się Hermiona.-No i jeszcze jeden, wyjątkowy Ron.-Powiedziała i przytuliła go.-Będę za wami wszystkimi tęsknić.
-Ja też i to bardzoooooo. Ale macie mnie o wszystkim informować co się tutaj dzieje!-Zaśmiała się. Dziękuję wam, że to zorganizowaliście, fajnie było powspominać...Cokolwiek by się nie działo wiem jedno, że wrócę niebawem...
niedziela, 16 października 2016
57.Ktoś nowy
-Musisz już iść?-Zapytała Ginny zaspanym głosem.
-Niestety, ale za to wrócę jakoś na obiad. A ty śpij dalej, bo jest dopiero piąta.-Powiedział zapinając guziki koszuli.
-Naprawdę już piąta?
-No widzisz tak to jest jak się nie śpi po nocach...
-Ty też nie spałeś! Co ty knujesz...
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Bycie huncwotem mam we krwi, no nie?
-W sumie wychowując się z sześciorgiem braci też można by tak o mnie powiedzieć.
-Nie zrzucaj winy na braci!-Zaśmiał się Harry.-Dobrze wiem kim jesteś.
-No to kim jestem?-Zaśmiała się.
-Klejem tej rodziny!
-O tak, zawsze marzyłam, żeby zostać klejem!
-No widzisz marzenia się spełniają.-Uśmiechnął się i wziął swoje rzeczy.
-Wiesz co, lepiej już idź szefuńciu, bo się jeszcze spóźnisz!-Powiedziała i cisnęła w niego poduszką.
-Jak dobrze jest mieć żonę, która skutecznie wygania do pracy...-Wyszczerzył do niej zęby i narzucił na siebie swój mundur.
-Dokładnie tak. I uczesz się jak na szefa przystało.-Ginny wstała z łóżka, poprawiła okulary na jego nosie i przeczesała włosy.
-Dobrze wiesz, że się nie da!
-Wiem. No to w drogę, wracaj szybko!
-Jak najszybciej się da.-Powiedział i zniknął za drzwiami.
Podczas, gdy nie było Harry'ego, Ginny kręciła się trochę po domu, odwiedziła Norę, napisała list do Percy'ego i zajęła się gotowaniem obiadu.
-O, jesteś już, siadaj i jedz.
-Dzięki.
-Widzę, że bardzo zgłodniałeś.
-No w sumie...dzisiaj było pełno zgłoszeń, ale w sumie nic konkretnego...
-To dobrze.
-Wiesz co dzisiaj taka ładna pogoda przejdziemy się gdzieś?
-Dobry pomysł, szkoda, że mamy tak mało okazji, żeby gdzieś razem wyjść...
-Wiem, ale ja chcę to zmienić. Jak tylko zdasz owutemy to gdzieś wyjedziemy.
-Mi się tutaj podoba, byleby tylko być z tobą.
-Też tak myślę Ginny. Kocham cię i chyba trochę zbyt rzadko ci to mówię.
-Dobrze wiesz, że ani ty, ani ja nie musimy nic mówić, żeby się zrozumieć.-Powiedziała a Harry objął ją.
-To chodźmy na spacer, chyba dobrze nam zrobi.-Po chwili ubrali się ciepło i wyszli z domu trzymając się za ręce.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy tak spędzić czas...przepraszam.-Wyznał Harry kiedy spacerowali alejkami między domami.
-Wiesz przecież, że tak czasem się zdarza, to nie twoja wina, poza tym,dobrze wiedziałam jak to będzie jeśli pojadę do Hogwartu na ostatni rok.
-Może lepiej zmieńmy temat i cieszmy się, że w końcu możemy pogadać.
-Masz rację.
-Wiesz co, mam pytanie, bo przyznaję, że bardzo mnie to interesuje. Kiedy nauczyłaś się niewerbalnych i oklumencji?
-Niewerbalnych nauczyłam się w trzeciej klasie, a oklumencji właśnie wtedy.
-Nie rozumiem, mówisz o tym wspomnieniu?
-Tak, widzisz to było dziwne, zależało mi na tym, żeby nie zobaczyli nic, więc się na tym skupiłam i myślałam tylko o tym, żeby tego nie zobaczyli i się nie dowiedzieli. Tak właśnie nauczyłam się oklumencji. Chociaż dopiero później uświadomiłam sobie co zrobiłam.
-Więc to był twój pierwszy raz kiedy użyłaś oklumencję?-Zapytał niedowierzającym tonem.
-Tak.
-Niesamowite. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da.
-Wiem trochę to głupie, że zrobiłam to nieświadomie.
-Właściwie nie do końca nieświadomie. Oklumencja nie jest taka łatwa, wiem, głównie dlatego, że wymaga dużego skupienia i chęci zamknięcia umysłu. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że nauczyłaś się tego tak szybko.
-Teraz oklumencja mi się już raczej nie przydaje, ale wtedy ta umiejętność była na wagę złota.
-Niesamowite...
-Ej...to ty znalazłeś wszystkie horkruksy i zniszczyłeś go raz na zawsze. Niektórzy chyba mają rację, w porównaniu z tobą to do pięt nie dorastam.
-Daj spokój, gdyby nie wasza pomoc, pomoc Syriusza, Dumledore'a, Zakonu Feniksa to nic bym nie zrobił. A właśnie tak a propos Zakonu Feniksa dołączył do nas Draco.
-Naprawdę? Nie wiedziałam...
-No wszyscy byliśmy trochę zaskoczeni, ale wiem, że możemy mu zaufać. Poza tym to nie koniec nowin jeśli chodzi o Draco Malfoy'a.-Po chwili wyciągnął coś zza pazuchy. Była to konkretnie wyrwana strona z Żonglera, która zawierała wywiad z Draconem.
-Łał. Ginny była bardzo zdziwiona, gdy już przeczytała całą jego wypowiedź.
-Taak, ja i Ron też tak zareagowaliśmy.
-Nigdy nie mówił, że chce zostać uzdrowicielem.
-Nigdy też nie mówił, że przejdzie na naszą stronę.
-Właściwie masz rację. Dobrze, że już się z tego wszystkiego otrząsnął.
-Ponoć dzięki jego opiece Narcyza wyszła z tego wszystkiego cało i wyzdrowiała więc Draco ma się gdzieś przeprowadzić.
-Ja mu się nie dziwię skoro w tej rezydencji torturowano i zabijano wielu ludzi.-Kiedy Harry wspomniał o tej przeprowadzce Ginny pomyślała o tym co widziała wtedy kiedy się tu deportowała.
-Harry, wiesz może coś o tym kto się przeprowadza do tego domu, który jeszcze niedawno stał pusty?
-Chyba taki chłopak z dziewczyną ale nie wiem, nie znam ich.
-Może już wracajmy trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.-Powiedział, objął ją ramieniem i po chwili stali już na werandzie domu.
-No to co, ciepłej herbaty?-Zaproponował Harry, gdy weszli do kuchni.
-Tak, dzięki.
-Szkoda, że nie możecie zostać dłużej, wszyscy strasznie tu za wami tęsknią.
-Na święta zostaniemy o wiele dłużej. I jednak nie umarliście z głodu.-Powiedziała Ginny, gdy otworzyła pełną lodówkę.
-Nie, Ron nawet wymyślił własny przepis?
-Na co? Idealnego męża?-Zaśmiała się.
-Raczej idealny obiad.
-No widzisz ja i Hermiona chyba będziemy musiały częściej wyjeżdżać skoro to tak dobrze wpływa na wasz rozwój.
-Ron stwierdził, że już chyba o nas zapomniałyście.
-Ron twierdzi różne rzeczy. Poza tym miałabym zapomnieć , że mam męża bliznowatego?
-Ej! Z tym to już przesadziłaś!-Zaśmiał się i zaczęli się namiętnie całować dopóki nie przeszkodziło im pukanie do drzwi.
-Ja otworzę.-Powiedziała Ginny.
Ku jej zdziwieniu przed drzwiami stał młody mężczyzna którego skądś już wcześniej znała. Po chwili palnęła bez zastanowienia:-Thomas?
-Ginny!-Uściskał ją. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Wyglądał jakby był męskim odpowiednikiem wili albo jak wycięty z okładki miesięcznika o modzie.
-
Nie poznałam cię!
-Ty też się bardzo zmieniłaś!-Dzień dobry.-Dodał po chwili, gdy do przedpokoju wszedł Harry.
-Dzień dobry.
-Ja nie mogę! Czy ty to...Harry Potter!?
-Tak, miło mi.-Rzekł Harry.
-Niesamowite! Tyle historii słyszałem...-Zresztą o tobie też Ginny. Ale co Harry Potter...-Nie dokończył i przyglądał się to Harry'emu to Ginny.
-Oczywiście, Harry to mój mąż.
-Twój...twój MĄŻ!? No to widzę, że przegapiłem więcej niż myślałem.
-No a Harry, Thomas to mój przyjaciel tyle, że nie widzieliśmy się już chyba...
-Dziewięć lat.-Dokończył za nią.
-To rzeczywiście całkiem sporo.-Przyznał.-Może wejdziesz do środka?-Zaproponował Harry.
-Tak, dzięki ale tylko na moment.
-Ale ty się zmieniłaś Ginny...Jesteś ładniejsza niż te wszystkie wile, które do mnie lgną, mam tego już dosyć chyba łatwiej byłoby pozostać brzydalem.-Wyszczerzył w uśmiechu komplet śnieżnobiałych zębów. W tym momencie gościu przestał mu się podobać, ale postanowił udawać, że niczego nie słyszał i zaczął czytać raporty.
-Dlaczego dopiero teraz wróciłeś?-Zapytała.
-Po mojej przeprowadzce do Europy zaczęły się tutaj dziać straszne rzeczy i przyznaję, że bałem się tego co się tutaj działo, ale nie było dnia, żebym nie myślał o waszej rodzinie. Tak, wiem jestem tchórzem, przepraszam.-Harry po tych słowach poczuł pewną satysfakcję, mimo tego, że chciał przestać o tym myśleć cały czas przyłapywał się, że porównuje siebie do tego faceta.
-Każdy popełnia błędy, chociaż ja akurat nie żałuję, że walczyłam. A co z twoją rodziną?
-Chloe...wykończyli ją! Ukrył twarz w dłoniach.
-Tak mi przykro...
-No wiesz ona tutaj została, walczyła i tak właśnie się to dla niej skończyło...Rodzice byli zdruzgotani, nie pozwolili przyjechać tutaj ani mnie ani moim siostrom. A co z twoją rodziną?
-Mój tata nie żyje...
-Nie wiedziałem...
-To się stało pół roku temu, przez zazdrość i chęć zemsty...
-Bardzo mi przykro, pan Weasley był wspaniałym człowiekiem...
-Chloe też nie tylko dla ciebie była jak starsza siostra której nigdy nie miałam.
-No tak, wiesz co ja już może pójdę, chciałbym tutaj wszystkich poznać i mam jeszcze dużo pracy z przeprowadzką.
-Rozumiem, do zobaczenia.-Uściskała go Ginny i po chwili wyszedł.
-Chwila...na czym skończyliśmy...a tak.-Odgarnęła włosy, ale Harry odsunął ją od siebie.
-Chodzi o Thomas'a tak? Myślałam, że nie jesteś taki zazdrosny! Thomas to mój przyjaciel od kołyski! Tak, wiem teraz jest trochę jak McLaggen ale co miałam go wygonić! A jeśli już musisz coś wiedzieć to chodź do ,,eksperta" w sprawach zazdrości.-Pociągnęła go za rękaw szaty, ale Harry nie opierał się, bo zastanawiał się o co właściwie jej chodzi.
-Proszę, jesteśmy na miejscu!-Zaśmiała się, gdy stanęli przed domem Rona i Hermiony.
Drzwi otworzył im Ron.
-A, to wy! A ja już myślałem, że to znowu jakieś reklamy! Wchodźcie.
-Ron mógłbyś wytłumaczyć Harry'emu kto to jest Thomas Lower.
-No tak Thomas! Kiedyś się kolegowaliśmy, ale potem kontakt się urwał, bo się przeprowadził i od dnia, w którym się z nami pożegnał to już go więcej nie widziałem. On i Ginny się zawsze dobrze rozumieli, bo obydwoje są najmłodsi w rodzinie tyle,że on ma cztery starsze siostry.
-I czy mogłoby chodzić o coś więcej niż o przyjaźń. Powiedziała do Rona Ginny.
-Nie...spędzali dużo czasu, ale czy ja wiem...poza tym to brzydal nosił aparat na zęby, był gruby i miał taką równą grzyweczkę.-Zachichotał.-Do dzisiaj to pamiętam.
-No widzisz Harry!
-A czy ja powiedziałem, że jestem o niego zazdrosny? Po prostu nie polubiłem go.
-Ja też uważam, że się zmienił i nie wiem czy jeszcze będziemy przyjaciółmi ale to nie zmienia faktu, że teraz będzie naszym sąsiadem.
-Wiem Ginny. Zresztą rozumiem, że to twój przyjaciel, ale mnie trochę wkurzył.
-,,Trochę".-Zaśmiał się Ron.
-No dobra...-Powiedział ze śmiechem. Przepraszam Ginny.
-A ja miałam nadzieję, że to będzie miły, spokojny weekend...Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nasze życie nie jest spokojne.-Zaśmiał się Ron.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-Zapytało równocześnie rodzeństwo.
-A w sumie...jutro się dowiecie. Niespodzianka.
-Niech ci będzie.-Powiedział Ron.
-Tylko się spakujcie.
-Ale co mamy spakować?-Zapytała Ginny.
-Najpotrzebniejsze rzeczy. A ty Ron przekażesz Hermionie.
-Jasne jak tylko wróci z ministerstwa.
-To dobranoc Ron.
-Dobranoc, państwo Potter'owie!
Po chwili znowu byli u siebie.
-Mam nadzieję, że zrozumiałeś to, co powiedział ci Ron. Mnie też już trochę zaczęło denerwować to jakim stał się lizusem i w ogóle uważa się za jakiegoś mega przystojniaka...
-Którym jest.-Dokończył Harry.
-Och...daj spokój! To jeszcze o niczym nie świadczy, poza tym jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie to chyba nie byłbyś moim mężem.-Oboje parsknęli śmiechem.
-Na czym skończyliśmy? A tak...
-Niestety, ale za to wrócę jakoś na obiad. A ty śpij dalej, bo jest dopiero piąta.-Powiedział zapinając guziki koszuli.
-Naprawdę już piąta?
-No widzisz tak to jest jak się nie śpi po nocach...
-Ty też nie spałeś! Co ty knujesz...
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Bycie huncwotem mam we krwi, no nie?
-W sumie wychowując się z sześciorgiem braci też można by tak o mnie powiedzieć.
-Nie zrzucaj winy na braci!-Zaśmiał się Harry.-Dobrze wiem kim jesteś.
-No to kim jestem?-Zaśmiała się.
-Klejem tej rodziny!
-O tak, zawsze marzyłam, żeby zostać klejem!
-No widzisz marzenia się spełniają.-Uśmiechnął się i wziął swoje rzeczy.
-Wiesz co, lepiej już idź szefuńciu, bo się jeszcze spóźnisz!-Powiedziała i cisnęła w niego poduszką.
-Jak dobrze jest mieć żonę, która skutecznie wygania do pracy...-Wyszczerzył do niej zęby i narzucił na siebie swój mundur.
-Dokładnie tak. I uczesz się jak na szefa przystało.-Ginny wstała z łóżka, poprawiła okulary na jego nosie i przeczesała włosy.
-Dobrze wiesz, że się nie da!
-Wiem. No to w drogę, wracaj szybko!
-Jak najszybciej się da.-Powiedział i zniknął za drzwiami.
Podczas, gdy nie było Harry'ego, Ginny kręciła się trochę po domu, odwiedziła Norę, napisała list do Percy'ego i zajęła się gotowaniem obiadu.
-O, jesteś już, siadaj i jedz.
-Dzięki.
-Widzę, że bardzo zgłodniałeś.
-No w sumie...dzisiaj było pełno zgłoszeń, ale w sumie nic konkretnego...
-To dobrze.
-Wiesz co dzisiaj taka ładna pogoda przejdziemy się gdzieś?
-Dobry pomysł, szkoda, że mamy tak mało okazji, żeby gdzieś razem wyjść...
-Wiem, ale ja chcę to zmienić. Jak tylko zdasz owutemy to gdzieś wyjedziemy.
-Mi się tutaj podoba, byleby tylko być z tobą.
-Też tak myślę Ginny. Kocham cię i chyba trochę zbyt rzadko ci to mówię.
-Dobrze wiesz, że ani ty, ani ja nie musimy nic mówić, żeby się zrozumieć.-Powiedziała a Harry objął ją.
-To chodźmy na spacer, chyba dobrze nam zrobi.-Po chwili ubrali się ciepło i wyszli z domu trzymając się za ręce.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy tak spędzić czas...przepraszam.-Wyznał Harry kiedy spacerowali alejkami między domami.
-Wiesz przecież, że tak czasem się zdarza, to nie twoja wina, poza tym,dobrze wiedziałam jak to będzie jeśli pojadę do Hogwartu na ostatni rok.
-Może lepiej zmieńmy temat i cieszmy się, że w końcu możemy pogadać.
-Masz rację.
-Wiesz co, mam pytanie, bo przyznaję, że bardzo mnie to interesuje. Kiedy nauczyłaś się niewerbalnych i oklumencji?
-Niewerbalnych nauczyłam się w trzeciej klasie, a oklumencji właśnie wtedy.
-Nie rozumiem, mówisz o tym wspomnieniu?
-Tak, widzisz to było dziwne, zależało mi na tym, żeby nie zobaczyli nic, więc się na tym skupiłam i myślałam tylko o tym, żeby tego nie zobaczyli i się nie dowiedzieli. Tak właśnie nauczyłam się oklumencji. Chociaż dopiero później uświadomiłam sobie co zrobiłam.
-Więc to był twój pierwszy raz kiedy użyłaś oklumencję?-Zapytał niedowierzającym tonem.
-Tak.
-Niesamowite. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da.
-Wiem trochę to głupie, że zrobiłam to nieświadomie.
-Właściwie nie do końca nieświadomie. Oklumencja nie jest taka łatwa, wiem, głównie dlatego, że wymaga dużego skupienia i chęci zamknięcia umysłu. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że nauczyłaś się tego tak szybko.
-Teraz oklumencja mi się już raczej nie przydaje, ale wtedy ta umiejętność była na wagę złota.
-Niesamowite...
-Ej...to ty znalazłeś wszystkie horkruksy i zniszczyłeś go raz na zawsze. Niektórzy chyba mają rację, w porównaniu z tobą to do pięt nie dorastam.
-Daj spokój, gdyby nie wasza pomoc, pomoc Syriusza, Dumledore'a, Zakonu Feniksa to nic bym nie zrobił. A właśnie tak a propos Zakonu Feniksa dołączył do nas Draco.
-Naprawdę? Nie wiedziałam...
-No wszyscy byliśmy trochę zaskoczeni, ale wiem, że możemy mu zaufać. Poza tym to nie koniec nowin jeśli chodzi o Draco Malfoy'a.-Po chwili wyciągnął coś zza pazuchy. Była to konkretnie wyrwana strona z Żonglera, która zawierała wywiad z Draconem.
-Łał. Ginny była bardzo zdziwiona, gdy już przeczytała całą jego wypowiedź.
-Taak, ja i Ron też tak zareagowaliśmy.
-Nigdy nie mówił, że chce zostać uzdrowicielem.
-Nigdy też nie mówił, że przejdzie na naszą stronę.
-Właściwie masz rację. Dobrze, że już się z tego wszystkiego otrząsnął.
-Ponoć dzięki jego opiece Narcyza wyszła z tego wszystkiego cało i wyzdrowiała więc Draco ma się gdzieś przeprowadzić.
-Ja mu się nie dziwię skoro w tej rezydencji torturowano i zabijano wielu ludzi.-Kiedy Harry wspomniał o tej przeprowadzce Ginny pomyślała o tym co widziała wtedy kiedy się tu deportowała.
-Harry, wiesz może coś o tym kto się przeprowadza do tego domu, który jeszcze niedawno stał pusty?
-Chyba taki chłopak z dziewczyną ale nie wiem, nie znam ich.
-Może już wracajmy trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.-Powiedział, objął ją ramieniem i po chwili stali już na werandzie domu.
-No to co, ciepłej herbaty?-Zaproponował Harry, gdy weszli do kuchni.
-Tak, dzięki.
-Szkoda, że nie możecie zostać dłużej, wszyscy strasznie tu za wami tęsknią.
-Na święta zostaniemy o wiele dłużej. I jednak nie umarliście z głodu.-Powiedziała Ginny, gdy otworzyła pełną lodówkę.
-Nie, Ron nawet wymyślił własny przepis?
-Na co? Idealnego męża?-Zaśmiała się.
-Raczej idealny obiad.
-No widzisz ja i Hermiona chyba będziemy musiały częściej wyjeżdżać skoro to tak dobrze wpływa na wasz rozwój.
-Ron stwierdził, że już chyba o nas zapomniałyście.
-Ron twierdzi różne rzeczy. Poza tym miałabym zapomnieć , że mam męża bliznowatego?
-Ej! Z tym to już przesadziłaś!-Zaśmiał się i zaczęli się namiętnie całować dopóki nie przeszkodziło im pukanie do drzwi.
-Ja otworzę.-Powiedziała Ginny.
Ku jej zdziwieniu przed drzwiami stał młody mężczyzna którego skądś już wcześniej znała. Po chwili palnęła bez zastanowienia:-Thomas?
-Ginny!-Uściskał ją. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Wyglądał jakby był męskim odpowiednikiem wili albo jak wycięty z okładki miesięcznika o modzie.
-
Nie poznałam cię!
-Ty też się bardzo zmieniłaś!-Dzień dobry.-Dodał po chwili, gdy do przedpokoju wszedł Harry.
-Dzień dobry.
-Ja nie mogę! Czy ty to...Harry Potter!?
-Tak, miło mi.-Rzekł Harry.
-Niesamowite! Tyle historii słyszałem...-Zresztą o tobie też Ginny. Ale co Harry Potter...-Nie dokończył i przyglądał się to Harry'emu to Ginny.
-Oczywiście, Harry to mój mąż.
-Twój...twój MĄŻ!? No to widzę, że przegapiłem więcej niż myślałem.
-No a Harry, Thomas to mój przyjaciel tyle, że nie widzieliśmy się już chyba...
-Dziewięć lat.-Dokończył za nią.
-To rzeczywiście całkiem sporo.-Przyznał.-Może wejdziesz do środka?-Zaproponował Harry.
-Tak, dzięki ale tylko na moment.
-Ale ty się zmieniłaś Ginny...Jesteś ładniejsza niż te wszystkie wile, które do mnie lgną, mam tego już dosyć chyba łatwiej byłoby pozostać brzydalem.-Wyszczerzył w uśmiechu komplet śnieżnobiałych zębów. W tym momencie gościu przestał mu się podobać, ale postanowił udawać, że niczego nie słyszał i zaczął czytać raporty.
-Dlaczego dopiero teraz wróciłeś?-Zapytała.
-Po mojej przeprowadzce do Europy zaczęły się tutaj dziać straszne rzeczy i przyznaję, że bałem się tego co się tutaj działo, ale nie było dnia, żebym nie myślał o waszej rodzinie. Tak, wiem jestem tchórzem, przepraszam.-Harry po tych słowach poczuł pewną satysfakcję, mimo tego, że chciał przestać o tym myśleć cały czas przyłapywał się, że porównuje siebie do tego faceta.
-Każdy popełnia błędy, chociaż ja akurat nie żałuję, że walczyłam. A co z twoją rodziną?
-Chloe...wykończyli ją! Ukrył twarz w dłoniach.
-Tak mi przykro...
-No wiesz ona tutaj została, walczyła i tak właśnie się to dla niej skończyło...Rodzice byli zdruzgotani, nie pozwolili przyjechać tutaj ani mnie ani moim siostrom. A co z twoją rodziną?
-Mój tata nie żyje...
-Nie wiedziałem...
-To się stało pół roku temu, przez zazdrość i chęć zemsty...
-Bardzo mi przykro, pan Weasley był wspaniałym człowiekiem...
-Chloe też nie tylko dla ciebie była jak starsza siostra której nigdy nie miałam.
-No tak, wiesz co ja już może pójdę, chciałbym tutaj wszystkich poznać i mam jeszcze dużo pracy z przeprowadzką.
-Rozumiem, do zobaczenia.-Uściskała go Ginny i po chwili wyszedł.
-Chwila...na czym skończyliśmy...a tak.-Odgarnęła włosy, ale Harry odsunął ją od siebie.
-Chodzi o Thomas'a tak? Myślałam, że nie jesteś taki zazdrosny! Thomas to mój przyjaciel od kołyski! Tak, wiem teraz jest trochę jak McLaggen ale co miałam go wygonić! A jeśli już musisz coś wiedzieć to chodź do ,,eksperta" w sprawach zazdrości.-Pociągnęła go za rękaw szaty, ale Harry nie opierał się, bo zastanawiał się o co właściwie jej chodzi.
-Proszę, jesteśmy na miejscu!-Zaśmiała się, gdy stanęli przed domem Rona i Hermiony.
Drzwi otworzył im Ron.
-A, to wy! A ja już myślałem, że to znowu jakieś reklamy! Wchodźcie.
-Ron mógłbyś wytłumaczyć Harry'emu kto to jest Thomas Lower.
-No tak Thomas! Kiedyś się kolegowaliśmy, ale potem kontakt się urwał, bo się przeprowadził i od dnia, w którym się z nami pożegnał to już go więcej nie widziałem. On i Ginny się zawsze dobrze rozumieli, bo obydwoje są najmłodsi w rodzinie tyle,że on ma cztery starsze siostry.
-I czy mogłoby chodzić o coś więcej niż o przyjaźń. Powiedziała do Rona Ginny.
-Nie...spędzali dużo czasu, ale czy ja wiem...poza tym to brzydal nosił aparat na zęby, był gruby i miał taką równą grzyweczkę.-Zachichotał.-Do dzisiaj to pamiętam.
-No widzisz Harry!
-A czy ja powiedziałem, że jestem o niego zazdrosny? Po prostu nie polubiłem go.
-Ja też uważam, że się zmienił i nie wiem czy jeszcze będziemy przyjaciółmi ale to nie zmienia faktu, że teraz będzie naszym sąsiadem.
-Wiem Ginny. Zresztą rozumiem, że to twój przyjaciel, ale mnie trochę wkurzył.
-,,Trochę".-Zaśmiał się Ron.
-No dobra...-Powiedział ze śmiechem. Przepraszam Ginny.
-A ja miałam nadzieję, że to będzie miły, spokojny weekend...Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nasze życie nie jest spokojne.-Zaśmiał się Ron.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-Zapytało równocześnie rodzeństwo.
-A w sumie...jutro się dowiecie. Niespodzianka.
-Niech ci będzie.-Powiedział Ron.
-Tylko się spakujcie.
-Ale co mamy spakować?-Zapytała Ginny.
-Najpotrzebniejsze rzeczy. A ty Ron przekażesz Hermionie.
-Jasne jak tylko wróci z ministerstwa.
-To dobranoc Ron.
-Dobranoc, państwo Potter'owie!
Po chwili znowu byli u siebie.
-Mam nadzieję, że zrozumiałeś to, co powiedział ci Ron. Mnie też już trochę zaczęło denerwować to jakim stał się lizusem i w ogóle uważa się za jakiegoś mega przystojniaka...
-Którym jest.-Dokończył Harry.
-Och...daj spokój! To jeszcze o niczym nie świadczy, poza tym jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie to chyba nie byłbyś moim mężem.-Oboje parsknęli śmiechem.
-Na czym skończyliśmy? A tak...
niedziela, 9 października 2016
56.Zawsze tylko tu...
W piątek wieczorem Ginny przeglądała swój grafik i plan lekcji. Okazało się, że wekeend ma akurat wolny od lekcji, meczy, treningów i wywiadów. Wreszcie wolny wekeend od wielu tygodni.-Pomyślała i przez głowę przeszła jej jedna myśl.-Od kilku tygodni myślała już o zawitaniu w Dolinie Godryka albo w norze. Bardzo interesowało ją wszystko co się tam działo. Miała wrażenie, że odkąd wyjechała wszysyc mają jakieś dobre wieści których nie może usłyszeć. Wyciągnęła z szuflady list od mamy, a konkretnie zaproszenie do nory na kolację. Dłużej się już nad tym nie zastanawiając wzięła do plecaka kilka swoich rzeczy.
-Co robisz Ginny?-Zapytała Hermiona wyglądając zza jakiejś książki.
-Pakuję się.
-Idziesz do Hogsmeade czy masz trening?
-Nie, deportuję się do domu!
-Naprawdę? To ja idę z tobą. Szczerze też nad tym myślałam no i mama zapraszała na kolację, a tęsknię za Ronem.
-No to świetnie. Bierz rzeczy i deportujmy się!
-Dobranoc dziewczyny!-Powiedziała Ginny, gdy wychodziły.
-Dobranoc!
Po chwili zbiegły po schodach przeskakując fałszywy stopień i gdy były już przy głównej bramie usłyszały charczący krzyk za nimi. Obydwie podniosły różdżki w gotowości ale okazało się, że to tylko Filch.
-Idziemy do dyrektora! Zakaz łażenia w nocy!
-Mamy specjalne zezwolenie od pani dyrektor!-Oburzyła się Hermiona.
-Ale jak widzę nie macie go przy sobie!
-Jestem Ginevra Potter kojarzysz? Gram w quidditcha. Pani profesor mówiła panu o mnie i o mojej przyjaciółce już na początku roku. Jesteśmy dorosłe i możemy się stąd deportować o dowolnej porze, bo pracujemy i mamy swoje życie poza Hogwratem dlatego profesor McGonagall zgodziła się...
-Takie kity to możesz wciskać nie mnie...Rozpuszczone, niewychowane bachory-Mruczał pod nosem.
-Moment eee...proszę zobaczyć na tę bliznę.-Powiedziała i wskazała na podłużną szramę na policzku, którą miała już od ostatniego koszmarnego pobytu w Hogwarcie.-Po wypiciu eliksiru wielosokowego nie tworzą się znaki szczególne i blizny.
-Ty jesteś ta Ginevra Potter? Żona Harry'ego Potter'a!? Grasz w quidditcha!
-Tak, właśnie tak.
-Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia, zapomniałem o tym co mi powiedziała profesor McGonagall...
-Eee...Nie nic się nie stało, ale możemy już iść, bo trochę nam się śpieszy...
-Oczywiście już was nie zatrzymuję.
-Dziękujemy.-Powiedziała Hermiona a Ginny dodała:-Miłej nocy!
-To był zaszczyt pani Potter!-Skłonił się Filch i odszedł kulawym krokiem w stronę zamku.
-Uff...dobrze jest mieć znajomości.-Zaśmiała się Hermiona.
-Daj spokój, robisz ze mnie jakąś gwiazdę a ja nawet nie marzyłam o tym, żeby mieć ćwierć tej liczby fanów jaką mam.
-Ale jednak to się przydaje...
-Nie wierzę, wcześniej to powiedziałby, żeby mnie powiesić za kostki do góry nogami, albo Merlin wie co jeszcze, a teraz...jakby był inną osobą.
-Widzisz ludzie się zmieniają.-Powiedziała Hermiona i obie parsknęły śmiechem.
-Dobra to deportujmy się już, zanim znowu jakiś gnijący w samotności dziad siedzący non stop przed mugolskim telewizorem nas zatrzyma.
-Taak.
-No to ja do Doliny.
-To ja na przedmieścia Pokątnej.
-Dobrze to zobaczymy się na kolacji w norze.
-Jasne.-Ustaliły i każda z nich deportowała się w inne miejsce.
Ginny zdecydowała się deportować kawałek przed domem, żeby trochę się przejść i gdy przechodziła alejkami między domami w oczy rzuciły jej się lecące meble. Zastanawiała się co one tutaj robią. Może ktoś rzucił na nie zaklęcie i dosłownie odleciały. A może przez przypadek na skutek jakiegoś eksperymentu się tak stało. Albo...może będą mieć nowych sąsiadów. Teraz już jej się przypomniało. Dom był na sprzedaż więc pewnie ma nowych właścicieli. Wszędzie było cicho i mimo nie tak późnej pory było już ciemno, a czarne niebo rozświetlało mnóstwo gwiazd. Zegar wybił ósmą. Ginny jakoś nie szykowała się na kolację w norze miała na sobie dżinsy, sweter,czarny płaszcz i oczywiście swój plecak z rzeczami.
Ginny skręciła w kolejną alejkę i tuż przed nią stał ich piękny dom. Ginny poczuła teraz jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Choć ludzie którzy przybywali tu z dużych miast uważali to miejsce za ,,wiochę" i ,,dziurę" to Ginny właśnie tutaj czuła się naprawdę szczęśliwa. W końcu Dolina Godryka była jej drugim domem zaraz po norze.
Po chwili ktoś deportował się na ganku domu.
-Harry?!-Powiedziała Ginny i odwrócił się w jej stronę.
-Ginny! Wchodź szybko, bo zmokniesz.-Otworzył przed nią drzwi i oboje weszli do środka.
-Wracasz prosto z ministerstwa?
-Tak, ciężki dzień dzisiaj był.
-W takim razie może mogłam nie przyjeżdżać...
-Nie, cieszę się, że jesteś, wszyscy strasznie za wami tęsknią.
-My też tęskniłyśmy, w Hogwarcie nie ma teraz nic do roboty.
-A jakby było to byś nie przyjechała...-Zaśmiał się Harry.
-I tak bym przyjechała, coś mnie tutaj ciągnie, tak samo jest z norą. Cieszę się, że tu mieszkam razem z tobą. Z Hogwartem nie mam już samych dobrych wspomnień.
-Wiem.-Powiedział a Ginny zdjęła mu z nosa okulary i przetarła je.
-Tak myślałam, że wkrótce je zobaczysz. Teraz już wiesz wszystko.
-Dlaczego wcześniej mi o nich nie powiedziałaś?
-Długo zastanawiałam się czy komukolwiek je pokażę i nie bardzo chciałam znowu do tego wracać. Poza tym gdybym ci o tym opowiedziała, to nie byłoby to samo, mógłbyś mieć co do tego inne odczucia, no wiesz chodzi mi o to, że co innego to zobaczyć, a co innego usłyszeć.
-To było straszne Ginny, wtedy myślałem, że to ja muszę się ukrywać, zmieniać wciąż miejsca i szukać horkruksów, a jednak wy mieliście się znacznie gorzej.
-Nie, tylko ci którzy ,,zasłużyli" dostawali takie kary. Sama byłam sobie winna, ale nigdy nie żałowałam nawet jeśli bardzo przesadziłam. Głównie dostawało się za popieranie ciebie, protesty, odrzucanie nakazów ministerstwa już nie wspomnę o obrażaniu śmierciożerców, bo to dopiero na nich działało. Razem z GD często padały od nas teksty, że nie umią sobie poradzić z bandą nastolatków i za to się najbardziej obrywało, ale nie było źle, każda kara to była dla nas satysfakcja, bo było to kolejnym dowodem na to, że nie umią sobie z nami dać rady. No i tak wyszło, że wszyscy stwierdzili, że powinnam objąć dowodzenie w GD za ciebie, zgodziłam się. Najbardziej angażowali się Neville i Luna chyba po raz pierwszy pokazali na co ich stać. Trudno powiedzieć czy my mieliśmy z Carrowami piekło czy oni z nami.
-Wiesz nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale jak się ukrywaliśmy z Ronem i Hermioną to może jeszcze wtedy nie byli oficjalnie parą, ale wiedziałem, że wkrótce to się stanie. Jak tylko ich widziałem razem to myślałem o tobie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wieczorem patrzyłem na mapę Huncwotów tak jakby zobaczenie tej kropki zapewniało, że wszystko w porządku a chyba w porządku nie było...
-Zawsze mogło być gorzej.
-Przepraszam, to moja wina, przeze mnie mieliście wtedy same problem.-Powiedział i przytulił ją.
-Nie Harry, Carrowowie mnie za to nienawidzili, za to, że robiłam wszystko na przekór, nie byłabym sobą gdybym zgadzała się z tymi ich okrutnymi tezami i wywodami na temat tego, że zmieszanie krwi jest rzeczą ohydną i, że ich pan do tego nie dopuści...No a w Hogwarcie też czułam się samotna, a jednak to trochę głupie...-Zawahała się.-Wiesz co, może już chodźmy porozmawiamy po drodze.-Owinęła się szalikiem i po chwili znowu wyszli z domu.
-To co było takie głupie?-Zaśmiał się Harry.
-No wiesz, jednak czułam, że plusem tego wszystkiego jest to, że szukając horkruksów nie będziesz miał czasu na spotykanie się z innymi dziewczynami.
-Nawet mi to nie przyszło do głowy poza tym, miałem szukać horkruksów a nie dziewczyn. Zresztą miałem już jedną piękną obok siebie.
-Lizus!-Zaśmiała się i obrzuciła go liśćmi.
-O, ty!-Powiedział rzucił kupę liści w jej stronę.
-Pudło!-Powiedziała odskakując na bok.
-Dobra, szkoda czasu i tak ze ścigającą nie wygram!
-No...musiałbyś się trochę wysilić.-Zaśmiała się i chwyciła go za rękę.-Deportujmy się, bo zaraz z kolacji zrobi się śniadanie. Po chwili stali już przed norą. Ledwie zdążyli zapukać a drzwi już otworzyła im pani Weasley.
-Och, już jesteście świetnie! Wchodźcie! Wchodźcie, bo na dworze zimno i mokro.
-Ginny! Proszę, to dla ciebie.-Powiedział Ron i wręczył jej kwiaty.
-A z jakiej okazji braciszku?-Powiedziała zdziwiona.
-A nie można tak bez okazji? Udawał oburzonego.
-Ja bym zapytał co narobił.-Zaśmiał się Fred.
-Nie, po prostu po tym co zobaczyłem to obiecałem Harry'emu, że ci dam kwiaty.
-Emm...a co takiego zrobiłam?
-Co takiego zrobiłaś!? Przegoniłaś Malfoy'a, że aż beczał na posadzce i zwijał się z bólu.
-No tak wyszło...
-,,Tak wyszło"! Dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś?
-Daj spokój Ron.-Powiedziała Hermiona.
-Ty powinnaś za to dostać Order Merlina!-Stwierdził Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Żona Wybrańca w końcu musi mieć klasę nie.-Powiedział Bill kiedy usiedli przy stole.
-Ginny ile razy mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z nauką i treningami!
-Mama ma rację, wyglądasz okropnie Ginny.-Mimo, że Fleur dobrze mówiła już po angielsku to jej imię wciąż wymawiała jako coś co brzmiało jak ,,Żini".
-Dzięki.-Zaśmiała się Ginny. Ona i Fleur miały już dobre kontakty, ale jakoś nigdy się za bardzo nie lubiły.
-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale były straszne korki.-Powiedziała Andromeda pomagając ściągnąć Teddy'emu kurtkę.
-Nic nie szkodzi.-Machnęła ręką Molly i po chwili sama usiadła przy stole.
-Mama, tata!-Podbiegł do nich Ted.
-Teddy musimy ci coś powiedzieć i to nie jest takie łatwe, więc chcemy, żebyś nas dokładnie posłuchał.-Powiedziała Hermiona i wymieniła Ronem porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.-Powiedział Ron i wyglądał jakby czekał na jakąś reakcję, ale chłopiec milczał.
-Dlatego, bo kiedyś źli ludzie zrobili bardzo złą rzecz i kiedyś powiemy ci o wszystkimi, ale jeszcze jesteś trochę za mały, żeby to zrozumieć.
-Ja nie jestem mały!-Zaprzeczył ze złością a jego włosy przybrały soczyście czerwony kolor.
-Wiemy Ted, ale mimo to musisz się jeszcze dużo nauczyć i nie zrozumiałbyś tego.
-Ale obiecuję, że przyjdzie dzień, w którym dowiesz się wszystkiego.
-A do mnie możesz mówić Ron albo wujek.
-A do mnie Hermiona lub ciocia dobrze?
-Tak. Mogę ją zobaczyć!-Pisnął podekscytowany i podbiegł do Viktoire.
-Zasnęła więc musisz być cicho.-Powiedział Bill.
-Jest śliczna.-Szepnął Ted.
-Teddy chodź tutaj usiąść koło babci.
-Proszę.-Powiedział do Harry'ego i Ginny podając im poskładaną kartkę.
-Ojej jakie ładne.-Powiedziała Ginny. Rysunek przedstawiał ją i Harry'ego trzymających się za ręce a obok nich szli Ted, Ron i Hermiona.
-Powieszę w moim biurze.-Zapewnił go Harry.
-Naprawdę!
-Teddy Bill prosił, żebyś był cicho.-Skarciła go Andromeda.
-Dobrze babciu.
-A jak ci się podoba u babci?-Zagadnęła Molly.
-Fajnie, jest duży dom i babcia powiedziała, że kupi psa!
-Chciałbym coś powiedzieć!-Wstał Percy.-Rzuciłem pracę!
-Co!?-Powiedział George i wszyscy zastanawiali się dlaczego.
-To było dla mnie męczące, ta wieczna rutyna nie dawała mi spokoju. Zresztą ile można siedzieć za biurkiem, dawać pieczątki, sortować jakieś głupie papiery, z których normalny człowiek rozumie chyba co piąte zdanie i spinanie je spinaczami, dla urozmaicenia zszywkami.
-No wreszcie zaczął gadać sensownie.-Pochwalił Fred.
-A co chcesz teraz robić?-Zapytał Ron przeżuwając kolację.
-Długo się nad tym zastanawiałem i...wszyscy zrobili coś dla innych, Harry pokonał Voldemorta, Ginny protestowała i zaprzeczała dla poszanowania ludzi o mugolskim pochodzeniu, Ron usamodzielnił się i pomógł zniszczyć horkruksy...Ja postanowiłem, że założę fundację.-Po tych słowach Percy'ego wszyscy zaklaskali.
-A mama otwiera restaurację!-Dodał Charlie.
-No to faktycznie jest co świętować!-Powiedział jeden z bliźniaków i przywołał do siebie szampana i kieliszki. Trzeba to uczcić.
-No to tak. Za wybrańca!
-Za ludzi z obsesją do dziwnych istot magicznych!-Powiedział Ron o Charlie'm.
-Za wszystkich męskich przedstawicieli Weasley'ów!-Powiedziała Andromeda.
-I jedną rudą księżniczkę wśród nas!-Powiedział Bill.
-No i rzecz jasna za dwóch przystojnych bliźniaków!-Dodał Fred i wypili szampana.
Kolacja minęła bardzo szybko i wszyscy rozeszli się do swoich domów Potter'owie również.
-Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam, mama ma chyba racje, potrzebuję trochę przerwy.-Powiedziała i położyła się na łóżku.
-Ja też tak myślę i też się cieszę, że jesteś.
-Mogłam liczyć ile musiałam wil od ciebie odganiać na tym weselu Billa i Fleur.-Zachichotała.
-Taaa bardzo śmieszne, ja za to musiałem jakoś się pozbyć Wiktora Kruma.
-Widzisz spryt się jednak bardziej liczy niż mięśnie.
-,,A inteligencja bardziej niż cokolwiek".-Przedrzeźniał Hermionę.
-Dobranoc Harry, bo przed nami jeszcze cały wekeend.
-Co robisz Ginny?-Zapytała Hermiona wyglądając zza jakiejś książki.
-Pakuję się.
-Idziesz do Hogsmeade czy masz trening?
-Nie, deportuję się do domu!
-Naprawdę? To ja idę z tobą. Szczerze też nad tym myślałam no i mama zapraszała na kolację, a tęsknię za Ronem.
-No to świetnie. Bierz rzeczy i deportujmy się!
-Dobranoc dziewczyny!-Powiedziała Ginny, gdy wychodziły.
-Dobranoc!
Po chwili zbiegły po schodach przeskakując fałszywy stopień i gdy były już przy głównej bramie usłyszały charczący krzyk za nimi. Obydwie podniosły różdżki w gotowości ale okazało się, że to tylko Filch.
-Idziemy do dyrektora! Zakaz łażenia w nocy!
-Mamy specjalne zezwolenie od pani dyrektor!-Oburzyła się Hermiona.
-Ale jak widzę nie macie go przy sobie!
-Jestem Ginevra Potter kojarzysz? Gram w quidditcha. Pani profesor mówiła panu o mnie i o mojej przyjaciółce już na początku roku. Jesteśmy dorosłe i możemy się stąd deportować o dowolnej porze, bo pracujemy i mamy swoje życie poza Hogwratem dlatego profesor McGonagall zgodziła się...
-Takie kity to możesz wciskać nie mnie...Rozpuszczone, niewychowane bachory-Mruczał pod nosem.
-Moment eee...proszę zobaczyć na tę bliznę.-Powiedziała i wskazała na podłużną szramę na policzku, którą miała już od ostatniego koszmarnego pobytu w Hogwarcie.-Po wypiciu eliksiru wielosokowego nie tworzą się znaki szczególne i blizny.
-Ty jesteś ta Ginevra Potter? Żona Harry'ego Potter'a!? Grasz w quidditcha!
-Tak, właśnie tak.
-Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia, zapomniałem o tym co mi powiedziała profesor McGonagall...
-Eee...Nie nic się nie stało, ale możemy już iść, bo trochę nam się śpieszy...
-Oczywiście już was nie zatrzymuję.
-Dziękujemy.-Powiedziała Hermiona a Ginny dodała:-Miłej nocy!
-To był zaszczyt pani Potter!-Skłonił się Filch i odszedł kulawym krokiem w stronę zamku.
-Uff...dobrze jest mieć znajomości.-Zaśmiała się Hermiona.
-Daj spokój, robisz ze mnie jakąś gwiazdę a ja nawet nie marzyłam o tym, żeby mieć ćwierć tej liczby fanów jaką mam.
-Ale jednak to się przydaje...
-Nie wierzę, wcześniej to powiedziałby, żeby mnie powiesić za kostki do góry nogami, albo Merlin wie co jeszcze, a teraz...jakby był inną osobą.
-Widzisz ludzie się zmieniają.-Powiedziała Hermiona i obie parsknęły śmiechem.
-Dobra to deportujmy się już, zanim znowu jakiś gnijący w samotności dziad siedzący non stop przed mugolskim telewizorem nas zatrzyma.
-Taak.
-No to ja do Doliny.
-To ja na przedmieścia Pokątnej.
-Dobrze to zobaczymy się na kolacji w norze.
-Jasne.-Ustaliły i każda z nich deportowała się w inne miejsce.
Ginny zdecydowała się deportować kawałek przed domem, żeby trochę się przejść i gdy przechodziła alejkami między domami w oczy rzuciły jej się lecące meble. Zastanawiała się co one tutaj robią. Może ktoś rzucił na nie zaklęcie i dosłownie odleciały. A może przez przypadek na skutek jakiegoś eksperymentu się tak stało. Albo...może będą mieć nowych sąsiadów. Teraz już jej się przypomniało. Dom był na sprzedaż więc pewnie ma nowych właścicieli. Wszędzie było cicho i mimo nie tak późnej pory było już ciemno, a czarne niebo rozświetlało mnóstwo gwiazd. Zegar wybił ósmą. Ginny jakoś nie szykowała się na kolację w norze miała na sobie dżinsy, sweter,czarny płaszcz i oczywiście swój plecak z rzeczami.
Ginny skręciła w kolejną alejkę i tuż przed nią stał ich piękny dom. Ginny poczuła teraz jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Choć ludzie którzy przybywali tu z dużych miast uważali to miejsce za ,,wiochę" i ,,dziurę" to Ginny właśnie tutaj czuła się naprawdę szczęśliwa. W końcu Dolina Godryka była jej drugim domem zaraz po norze.
Po chwili ktoś deportował się na ganku domu.
-Harry?!-Powiedziała Ginny i odwrócił się w jej stronę.
-Ginny! Wchodź szybko, bo zmokniesz.-Otworzył przed nią drzwi i oboje weszli do środka.
-Wracasz prosto z ministerstwa?
-Tak, ciężki dzień dzisiaj był.
-W takim razie może mogłam nie przyjeżdżać...
-Nie, cieszę się, że jesteś, wszyscy strasznie za wami tęsknią.
-My też tęskniłyśmy, w Hogwarcie nie ma teraz nic do roboty.
-A jakby było to byś nie przyjechała...-Zaśmiał się Harry.
-I tak bym przyjechała, coś mnie tutaj ciągnie, tak samo jest z norą. Cieszę się, że tu mieszkam razem z tobą. Z Hogwartem nie mam już samych dobrych wspomnień.
-Wiem.-Powiedział a Ginny zdjęła mu z nosa okulary i przetarła je.
-Tak myślałam, że wkrótce je zobaczysz. Teraz już wiesz wszystko.
-Dlaczego wcześniej mi o nich nie powiedziałaś?
-Długo zastanawiałam się czy komukolwiek je pokażę i nie bardzo chciałam znowu do tego wracać. Poza tym gdybym ci o tym opowiedziała, to nie byłoby to samo, mógłbyś mieć co do tego inne odczucia, no wiesz chodzi mi o to, że co innego to zobaczyć, a co innego usłyszeć.
-To było straszne Ginny, wtedy myślałem, że to ja muszę się ukrywać, zmieniać wciąż miejsca i szukać horkruksów, a jednak wy mieliście się znacznie gorzej.
-Nie, tylko ci którzy ,,zasłużyli" dostawali takie kary. Sama byłam sobie winna, ale nigdy nie żałowałam nawet jeśli bardzo przesadziłam. Głównie dostawało się za popieranie ciebie, protesty, odrzucanie nakazów ministerstwa już nie wspomnę o obrażaniu śmierciożerców, bo to dopiero na nich działało. Razem z GD często padały od nas teksty, że nie umią sobie poradzić z bandą nastolatków i za to się najbardziej obrywało, ale nie było źle, każda kara to była dla nas satysfakcja, bo było to kolejnym dowodem na to, że nie umią sobie z nami dać rady. No i tak wyszło, że wszyscy stwierdzili, że powinnam objąć dowodzenie w GD za ciebie, zgodziłam się. Najbardziej angażowali się Neville i Luna chyba po raz pierwszy pokazali na co ich stać. Trudno powiedzieć czy my mieliśmy z Carrowami piekło czy oni z nami.
-Wiesz nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale jak się ukrywaliśmy z Ronem i Hermioną to może jeszcze wtedy nie byli oficjalnie parą, ale wiedziałem, że wkrótce to się stanie. Jak tylko ich widziałem razem to myślałem o tobie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wieczorem patrzyłem na mapę Huncwotów tak jakby zobaczenie tej kropki zapewniało, że wszystko w porządku a chyba w porządku nie było...
-Zawsze mogło być gorzej.
-Przepraszam, to moja wina, przeze mnie mieliście wtedy same problem.-Powiedział i przytulił ją.
-Nie Harry, Carrowowie mnie za to nienawidzili, za to, że robiłam wszystko na przekór, nie byłabym sobą gdybym zgadzała się z tymi ich okrutnymi tezami i wywodami na temat tego, że zmieszanie krwi jest rzeczą ohydną i, że ich pan do tego nie dopuści...No a w Hogwarcie też czułam się samotna, a jednak to trochę głupie...-Zawahała się.-Wiesz co, może już chodźmy porozmawiamy po drodze.-Owinęła się szalikiem i po chwili znowu wyszli z domu.
-To co było takie głupie?-Zaśmiał się Harry.
-No wiesz, jednak czułam, że plusem tego wszystkiego jest to, że szukając horkruksów nie będziesz miał czasu na spotykanie się z innymi dziewczynami.
-Nawet mi to nie przyszło do głowy poza tym, miałem szukać horkruksów a nie dziewczyn. Zresztą miałem już jedną piękną obok siebie.
-Lizus!-Zaśmiała się i obrzuciła go liśćmi.
-O, ty!-Powiedział rzucił kupę liści w jej stronę.
-Pudło!-Powiedziała odskakując na bok.
-Dobra, szkoda czasu i tak ze ścigającą nie wygram!
-No...musiałbyś się trochę wysilić.-Zaśmiała się i chwyciła go za rękę.-Deportujmy się, bo zaraz z kolacji zrobi się śniadanie. Po chwili stali już przed norą. Ledwie zdążyli zapukać a drzwi już otworzyła im pani Weasley.
-Och, już jesteście świetnie! Wchodźcie! Wchodźcie, bo na dworze zimno i mokro.
-Ginny! Proszę, to dla ciebie.-Powiedział Ron i wręczył jej kwiaty.
-A z jakiej okazji braciszku?-Powiedziała zdziwiona.
-A nie można tak bez okazji? Udawał oburzonego.
-Ja bym zapytał co narobił.-Zaśmiał się Fred.
-Nie, po prostu po tym co zobaczyłem to obiecałem Harry'emu, że ci dam kwiaty.
-Emm...a co takiego zrobiłam?
-Co takiego zrobiłaś!? Przegoniłaś Malfoy'a, że aż beczał na posadzce i zwijał się z bólu.
-No tak wyszło...
-,,Tak wyszło"! Dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś?
-Daj spokój Ron.-Powiedziała Hermiona.
-Ty powinnaś za to dostać Order Merlina!-Stwierdził Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Żona Wybrańca w końcu musi mieć klasę nie.-Powiedział Bill kiedy usiedli przy stole.
-Ginny ile razy mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z nauką i treningami!
-Mama ma rację, wyglądasz okropnie Ginny.-Mimo, że Fleur dobrze mówiła już po angielsku to jej imię wciąż wymawiała jako coś co brzmiało jak ,,Żini".
-Dzięki.-Zaśmiała się Ginny. Ona i Fleur miały już dobre kontakty, ale jakoś nigdy się za bardzo nie lubiły.
-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale były straszne korki.-Powiedziała Andromeda pomagając ściągnąć Teddy'emu kurtkę.
-Nic nie szkodzi.-Machnęła ręką Molly i po chwili sama usiadła przy stole.
-Mama, tata!-Podbiegł do nich Ted.
-Teddy musimy ci coś powiedzieć i to nie jest takie łatwe, więc chcemy, żebyś nas dokładnie posłuchał.-Powiedziała Hermiona i wymieniła Ronem porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.-Powiedział Ron i wyglądał jakby czekał na jakąś reakcję, ale chłopiec milczał.
-Dlatego, bo kiedyś źli ludzie zrobili bardzo złą rzecz i kiedyś powiemy ci o wszystkimi, ale jeszcze jesteś trochę za mały, żeby to zrozumieć.
-Ja nie jestem mały!-Zaprzeczył ze złością a jego włosy przybrały soczyście czerwony kolor.
-Wiemy Ted, ale mimo to musisz się jeszcze dużo nauczyć i nie zrozumiałbyś tego.
-Ale obiecuję, że przyjdzie dzień, w którym dowiesz się wszystkiego.
-A do mnie możesz mówić Ron albo wujek.
-A do mnie Hermiona lub ciocia dobrze?
-Tak. Mogę ją zobaczyć!-Pisnął podekscytowany i podbiegł do Viktoire.
-Zasnęła więc musisz być cicho.-Powiedział Bill.
-Jest śliczna.-Szepnął Ted.
-Teddy chodź tutaj usiąść koło babci.
-Proszę.-Powiedział do Harry'ego i Ginny podając im poskładaną kartkę.
-Ojej jakie ładne.-Powiedziała Ginny. Rysunek przedstawiał ją i Harry'ego trzymających się za ręce a obok nich szli Ted, Ron i Hermiona.
-Powieszę w moim biurze.-Zapewnił go Harry.
-Naprawdę!
-Teddy Bill prosił, żebyś był cicho.-Skarciła go Andromeda.
-Dobrze babciu.
-A jak ci się podoba u babci?-Zagadnęła Molly.
-Fajnie, jest duży dom i babcia powiedziała, że kupi psa!
-Chciałbym coś powiedzieć!-Wstał Percy.-Rzuciłem pracę!
-Co!?-Powiedział George i wszyscy zastanawiali się dlaczego.
-To było dla mnie męczące, ta wieczna rutyna nie dawała mi spokoju. Zresztą ile można siedzieć za biurkiem, dawać pieczątki, sortować jakieś głupie papiery, z których normalny człowiek rozumie chyba co piąte zdanie i spinanie je spinaczami, dla urozmaicenia zszywkami.
-No wreszcie zaczął gadać sensownie.-Pochwalił Fred.
-A co chcesz teraz robić?-Zapytał Ron przeżuwając kolację.
-Długo się nad tym zastanawiałem i...wszyscy zrobili coś dla innych, Harry pokonał Voldemorta, Ginny protestowała i zaprzeczała dla poszanowania ludzi o mugolskim pochodzeniu, Ron usamodzielnił się i pomógł zniszczyć horkruksy...Ja postanowiłem, że założę fundację.-Po tych słowach Percy'ego wszyscy zaklaskali.
-A mama otwiera restaurację!-Dodał Charlie.
-No to faktycznie jest co świętować!-Powiedział jeden z bliźniaków i przywołał do siebie szampana i kieliszki. Trzeba to uczcić.
-No to tak. Za wybrańca!
-Za ludzi z obsesją do dziwnych istot magicznych!-Powiedział Ron o Charlie'm.
-Za wszystkich męskich przedstawicieli Weasley'ów!-Powiedziała Andromeda.
-I jedną rudą księżniczkę wśród nas!-Powiedział Bill.
-No i rzecz jasna za dwóch przystojnych bliźniaków!-Dodał Fred i wypili szampana.
Kolacja minęła bardzo szybko i wszyscy rozeszli się do swoich domów Potter'owie również.
-Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam, mama ma chyba racje, potrzebuję trochę przerwy.-Powiedziała i położyła się na łóżku.
-Ja też tak myślę i też się cieszę, że jesteś.
-Mogłam liczyć ile musiałam wil od ciebie odganiać na tym weselu Billa i Fleur.-Zachichotała.
-Taaa bardzo śmieszne, ja za to musiałem jakoś się pozbyć Wiktora Kruma.
-Widzisz spryt się jednak bardziej liczy niż mięśnie.
-,,A inteligencja bardziej niż cokolwiek".-Przedrzeźniał Hermionę.
-Dobranoc Harry, bo przed nami jeszcze cały wekeend.
niedziela, 2 października 2016
55.Historia mojego życia cz.2
Ginny przechodziła jednym z korytarzy w Hogwarcie, ale ktoś wyraźnie nie dał jej odejść bez zaczepek.
-No proszę, Weasley, jak miło.-Zaczepił ją z szyderczym uśmiechem Draco Malfoy wychodząc z Pokoju Życzeń.-Co tutaj robisz?-Dodał z obrzydzeniem, mierząc ją wzrokiem.
-Mogę ci zadać to samo pytanie.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy Weasley, bo jeszcze na tym ucierpisz.-Zagroził.
-Nie boję się ciebie Malfoy.
-Słucham?
-Nie boję się ciebie!-Powiedziała dobitnie a jej głos potoczył się echem po pustym korytarzu. Harry pomyślał, że naprawdę musiało to nieźle wystraszyć Malfoy'a, choć starał się tego nie okazywać. Dobrze wiedział, że Ginny uzyskała pożądany efekt i najwyraźniej ona też była tego pewna.-Myślisz, że jesteś taka odważna, umiesz zaprzeczać i w ogóle, ale nie wydaje mi się, żeby tak było.
-Wiem kim jesteś! Wiem, że jesteś jednym z nich! To Harry'ego bardzo zaskoczyło, a więc Ginny też była tego pewna...
-Spróbuj tylko pisnąć ty wstrętna zdrajczyni krwi!-Powiedział Malfoy z rozwścieczoną miną i różdżką wycelowaną w Ginny.
-Właśnie sam przyznałeś kim jesteś i potwierdziłeś to czego się domyślałam. Harry'ego strasznie to rozbawiło, że zdradził sam siebie i dał się tak łatwo zmanipulować. Zanim któreś z nich coś powiedziało Draco rzucił jakieś zaklęcie, ale Ginny schyliła się i dzięki temu przeleciało nad jej lewym ramieniem.
-Może jeszcze trochę poćwicz, bo na razie to słabo się sprawdzasz w zawodzie.-Powiedziała strzepując z ramion tynk, który osypał się ze ściany za nią.
-Nie dziwię się Potter'owi, że cię nie chce chyba jednak nie jest taki głupi na jakiego wygląda...
-Jeśli jeszcze raz obrazisz...
-I co mam teraz uciekać w podskokach!? To jest żałosne! Jesteś żałosna tak samo jak Potter, ta szlama-Granger, twój głupi braciszek i cała reszta!-Nagle coś świsnęło w powietrzu, Malfoya odrzuciło do ściany, a Ginny zręcznie złapała jego różdżkę.
-Na przyszłość polecam zaklęcia niewerbalne. Ginny musiała się całkiem nieźle bawić za to Malfoy stał z rozwścieczoną miną.
-JAK ŚMIESZ ODBIERAĆ MI RÓŻDŻKĘ! JESTEŚ GORSZA OD TYCH WSZYSTKICH PASKUDNYCH SZLAM! CHYBA NIE DOCIERA DO CIEBIE KIM JESTEM! NIE WIESZ NAWET KOGO MOGĘ SPROWADZIĆ! JEŚLI MÓJ OJCIEC SIĘ O TYM DOWIE...
-Chyba jednak jeszcze trochę posiedzi za to co zrobił.-Powiedziała opryskliwym tonem. To może jednak przyślesz matkę?-Malfoy był już cały czerwony ze złości, w końcu wstał i podszedł do niej bliżej.
-Myślisz, że przyjaźniąc się z Potter'em będziesz taka sławna, co? Myślisz, że ja się ciebie tak przestraszę? Nie wiem za kogo ty się uwarzasz i czego się spodziewałaś, ale jeszcze tego pożałujesz.
-Jakoś się o to nie martwię, jesteś zbyt tchórzliwy, żeby mi coś zrobić!
-A teraz grzecznie oddasz mi moją różdżkę i odejdziesz zapominając o tym co się tu stało, jasne?!
-Tylko jak to odszczekasz!
-Nigdy nie zmienię zdania, że Potter jest żałosny i próbuje z siebie zrobić ,,Wybrańca" a tak naprawdę jest zwykłym dupkiem!
-ZAMKNIJ SIĘ!-Przyłożyła koniec swojej różdżki do szyi Malfoy'a i patrzyła na niego ze wstrętem i złością. ODSZCZEKAJ TO JUŻ!-Przybliżyła różdżkę.
-Dobra! Odwołuję to!
-A to mi się już nie przyda.-Powiedziała i rzuciła mu różdżkę przez ramię.
Tym razem Ginny znalazła się w Norze razem z Hermioną w jej pokoju i mimo, że zwykle było tam jasno i przytulnie teraz to pomieszczenie jakoś utraciło swój urok. Po podłodze walały się gazety, na ścianie zamiast plakatów wisiały kawałki gazet i jedna urwana kartka. Harry podszedł trochę bliżej, żeby przyjrzeć się temu co jest na niej napisane.
To co wydaje się być oczywiste zawsze sprawia najwięcej kłopotów. Tylko to co prawdziwe...
Właśnie w tym miejscu kartka była przerwana i nie dało się odczytać dalszej treści.
-Pakuję się już od dłuższego czasu.-Przerwała w końcu cisze Hermiona.
-Wiedziałam, że to się w końcu stanie, a mama łudzi się, że jeszcze zdoła go powstrzymać, że zdoła was powstrzymać. To jest nieuniknione i wiem o tym, nie musisz mi się tłumaczyć.
-Tak masz rację...
-Tak długo trzeba coś budować, coś robić, żeby osiągnąć sukces a wszyscy mogą to w jedną chwilę zniszczyć.
-Ginny, uważaj na siebie w Hogwarcie.
-To już nie jest Hogwart, to już nie jest to samo miejsce...
-Wiem...Po prostu to wszystko jest teraz takie trudne, wszyscy musimy się teraz rozstawać, opuszczać rodzinne domy, ukrywać się, powinniśmy sobie ufać, pomagać i przestrzegać siebie nawzajem.-Powiedziała a jej oczy napęczniały od łez.
-Wiem Hermiona, ale ja chcę walczyć póki jeszcze jest o co i kogo! Nie chcę się ukrywać! Wiem, że to brzmi strasznie szczeniacko i pewnie uznasz mnie po tym za głupią i niedojrzała, ale ja się nie boję, nie mam zamiaru czekać na cud czy wybawienie, nie jestem taka...
-Wiem Ginny.
-Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy.-Hermiona uściskała ją z oczami pełnymi łez.
-Gdyby coś się działo udawaj moją daleką rodzinę będę mogła to potwierdzić. Będę za wami tęsknić, szczególnie, że nie wiem czy jeszcze kiedyś was zobaczę całych i zdrowych.
-A jak ty się czujesz Ginny?
-Pod jakim względem...
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Znam cię dobrze, ty się nigdy sama z siebie nie żalisz, ale może jeśli to wszystko powiesz to będzie ci lepiej.
-Spodziewałam się, że Harry odejdzie a wy z nim, ale dopiero teraz to do mnie dociera. Nie będę wiedziała gdzie jesteście, co robicie, czy jesteście bezpieczni, czy jeszcze wrócicie. Jeśli chodzi o Harry'ego, to stara się mnie unikać, nie mam mu tego za złe, bo czuję się podobnie, nie umiem mu już spojrzeć w oczy...Po raz pierwszy się tak czuję, po raz pierwszy czuję, że w jedną chwilę może już nie być niczego, może już nie być Harry'ego, ciebie, mojej rodziny, mnie...Ale nadal czuję, że będzie dobrze, chociaż większość ludzi już dawno zrezygnowała, uciekła, to mi nadal wydaje się, że my wszyscy musimy wyjść z tego cało...Ja nie chcę być jedną z nich, nie będę się ukrywać i nawet jeśli w Hogwarcie będą za to poważne konsekwencje to zrobię wszystko co będę mogła...
-Harry nie byłby z tego zadowolony...
-Kim właściwie dla niego jestem? Przez pół życia się nawet do siebie nie odzywaliśmy! No tak, niestety prawda boli...,,Nie byłby zadowolony" a czy ktoś MNIE pytał czy jestem zadowolona? Nie chcę czekać i patrzeć jak umieracie na moich oczach, a ja nie mogę zrobić nic...
-Harry zerwał z tobą tylko dla twojego bezpieczeństwa.
-Wiem. No właśnie zawsze to on robi coś dla mnie, a mnie nigdy przy nim nie było! Żałuję, że przez te wszystkie lata nie pomogłam mu w żaden sposób!
-Ja myślę, że nawet jeśli nie mogłaś pomóc Harry'emu to zawsze myślałaś co z nim, jak się czuje, to chyba właśnie jest dla Harry'ego najważniejsze, ty jesteś dla niego najważniejsza.
-Rozumiem, ale teraz już naprawdę będę walczyć i zrobię wszystko, żeby wam pomóc.
-Dziękuję.-Po jej policzku pociekła łza i wspomnienie znowu się rozmyło. Harry zaczął myśleć nad tym co zobaczył jeszcze chwilę temu. Hermiona miała rację, nie powinna się obwiniać, że niby nic nie robi, bo zawsze nawet jeśli tego nie wiedziała robiła dla niego bardzo dużo.
Kolejne wspomnienie to był ślub Billa i Fleur. Albo raczej to co po nim zostało. Stoły i krzesła były poprzewracane, a obrusy podarte na strzępy.
-Gadaj, był tu Harry Potter!?
-A co niby Harry Potter miałby robić na naszej rodzinnej uroczystości!-Widać było, że Ginny zaprzecza wszystkiemu jak może i Harry zastanawiał się nad tym czy wymyśliła jakiś plan czy mówiła wszystko spontanicznie.
-Zachowuj się! Chcemy konkretnej odpowiedzi!
-Oczywiście, że nie!
-Jesteś pewna, bo jeśli dowiemy się, że kłamiesz, a dowiemy się jaka jest prawda to gorzko pożałujesz! Chyba, że mamy siłą wycisnąć z ciebie prawdę!
-Nie, nie było tu żadnego Harry'ego Potter'a! Myślicie głąby, że przyszedłby sobie na ślub jak go szukacie!
-Zaraz się przekonamy! Dołohow veritaserum!
-Skąd mam ci wytrzasnąć veritaserum!?-Krzyknął w odpowiedzi śmierciożerca.
-No to może inaczej!
Bardzo dziwnie to wyglądało, bo nagle tysiące wspomnień zaczęło przelatywać przed oczami w bardzo szybkim tempie. Harry od razu rozpoznał w tym legilimencje. Nagle ten wir wspomnień zatrzymał się na jednym-tym, które chcieli wyciągnąć śmierciożercy. Jednak Harry zauważył, że nie było zgodne z tym wszystkim co się stało i z tym co wiedziała, było całkiem zdeformowane tak jakby naprawdę był jej kuzynem, którego wtedy udawał. Harry zastanawiał się od kogo i jak nauczyła się wtedy oklumencji i już wiedział o co następnym razem zapyta Ginny.
-Status krwi?!
-Czysta.
-Na pewno? No cóż później to sprawdzimy. Jesteś pewna, że nie było tu tego śmiecia, że go nie kryjesz?!-Warknął Greyback.-Travers daj mi znać jak skończysz.-Podłubał swoim żółtym paznokciem w zębach, a Ginny wyglądała jakby zaraz miała w niego czymś rzucić.
-Nienawidzę Harry'ego Potter'a więc po co miałabym go kryć! Nie obchodzi mnie co się z nim dzieje i szczerze to miałam nadzieję, że już dawno go wykończyliście!-Jej rola była bardzo przekonująca w tym wszystkim i śmierciożercy chyba też tak uznali, cały obraz znowu się rozmył.
-Co teraz Ginny?-Zapytał Neville.
-Nie martw się.-Powiedziała szeptem Ginny.
Wszyscy stali w Wielkiej Sali ustawieni w równych rzędach. Zamiast szkolnych mundurków mieli na sobie czarne peleryny z kapturem i nowym logo Ministerstwa Magii. Mała grupa uczniów miała na sobie te same peleryny tylko zamiast logo ministerstwa był na nich znaczek ryczącego lwa. Pewnie to gryfoni-Pomyślał Harry. Zaś inna część uczniów (Harry wśród nich rozpoznał wiele znajomych twarzy ze spotkań GD) miała na sobie tradycyjne mundurki w tym najodważniejsi mieli jeszcze przypinki z jego imieniem i nazwiskiem.
-Co to ma znaczyć! Czy ktoś może mi powiedzieć co to za fatałaszki!!?-Ryczała z wściekłości Alecto Carrow. Macie się tego pozbyć do wieczora! A teraz przejdźmy do rzeczy. Teraz my sprawujemy tu rządy zamiast Snape'a a to oznacza, że za nieposłuszeństwo będziemy was surowo karać i nie spodziewajcie się, że będziecie przed tym przestrzegani jakimkolwiek wcześniejszym napomnieniem. A teraz pozostaje jeszcze jedna kwestia. Luna Lovegood-niekarana, Neville Longbottom-karany raz, Cho Chang-niekarana...-Czytał po kolei nazwiska z listy jej brat bliźniak stojący obok- ...i Ginevra Weasley-karana raz.-Dla Harry'ego brzmiało to jakby byli w jakimś sądzie i nigdy nie spodziewałby się, że coś takiego mogło mieć miejsce w Hogwarcie.
-Kontynuuj.-Powiedziała Alecto.
-Odmówili ukarania nieposłusznych uczniów.
-Kazaliście nam rzucić na nich Cruciatus!-Oburzył się Neville i wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę.
-RADZĘ CI SIĘ ZAMKNĄĆ PÓKI JESZCZE MOŻESZ CHŁOPCZE!-Ryknęła bliźniaczka.
-ZAPRASZAM WSZYSTKICH WYCZYTANYCH NA ŚRODEK!-Wrzasnął jej brat.
Wszyscy skierowali w stronę Ginny błagalne i pytające spojrzenia, jakby liczyli, że coś wymyśli i jakoś z tego wybrną.
-NIE!-Zaprzeczyła i tym skierowała w swoją stronę spojrzenia setek uczniów oraz opiekunów domów, którzy stali z boku gromad swoich podopiecznych.
-Nie? Może chcesz coś dodać?
-To wszystko moja wina! Ja ich do tego namówiłam i tylko ja jestem za to odpowiedzialna. Ukarzcie mnie zamiast ich.
-Skoro tak to odrobisz karę za nich wszystkich. Zapraszam!
-NIE, GINNY NIE RÓB TEGO!-Krzyknął Neville, ale Ginny go zignorowała i tak jak jej kazano wyszła na środek.
-Czy rozumiesz swoje wykroczenie?
-Ginny nie zrobiła nic złego!-Zaprzeczyła Luna.
-NIE TWOIM ZADANIEM JEST TO OCENIAĆ!
-Powtórzę czy rozumiesz swoje wykroczenie?
-Powiem tylko, że nie narzucicie nam swoich rządów! NIE PODDAMY SIĘ A HARRY POTTER WRÓCI!.-Powiedziała i natychmiast Alecto machnęła różdżką i Wielką Salę wypełnił krzyk, który poniósł się echem. Jedni ukryli twarz w dłoniach, inni zaczęli płakać, a jeszcze inni wyglądali jakby zaraz mieli cisnąć w rodzeństwo pierwszą rzeczą jaką znajdą pod ręką.
-Błedy bolą, prawda?
Harry po tym co zobaczył miał ochotę pędzić do Azkabanu, znaleźć Carrowów i zaaplikować im tyle zaklęć Cruciato ile się da, albo jeszcze lepiej rozszarpać ich gołymi rękami.
Padały kolejne nielegalne zaklęcia. Harry sam chętnie zakryłby teraz oczy dłońmi i padnął na ziemię tak jak większość osób, która to widziała. Mimo, że to tak naprawdę wydarzyło się tak dawno Harry nadal czuł wielką niechęć do samego siebie, że osoby, które tak kochał musiały przez niego tak cierpieć. Z każdym kolejnym krzykiem, który niósł się po ogromnym pomieszczeniu Harry czuł jakieś ukłucie w sercu. Ryzykowała wszystko dla niego i dla jej przyjaciół. Podziękowałby za to Ginny, gdyby nie to, że zwykłe ,,dziękuję" chyba nie byłoby tego godne. Harry poczuł ulgę, gdy to wspomnienie w końcu się skończyło chociaż następne też nie zapowiadało się najlepiej.
-To prawda, że ty i Harry Potter zerwaliście?-Zapytała ją Romilda, gdy tylko one dwie zostały w pokoju wspólnym Gryffindoru.
-Jeśli już musisz wiedzieć, tak.
-A macie zamiar do siebie wrócić?-Dopytywała.
-Ja nawet nie wiem czy on przeżyje, czy ja przeżyje! Zrozum, że rozstał się ze mną z przymusu!
-Z przymusu?-Mina Ginny mówiła sama za siebie, żałowała, że powiedziała za dużo.
-Nie twoja sprawa.-Zbyła ją.
-Co to znaczy ,,z przymusu"?-Nie dawała jej spokoju.
-To znaczy, że to wszystko przez to, co się teraz dzieje. To znaczy, że ja jestem tu, a on musi się gdzieś ukrywać, to znaczy, że gdybyśmy nadal byli razem to mogłabym posłużyć za przynętę.
-Dlatego zerwaliście? A to on z tobą czy...
-Tak to Harry ze mną zerwał, zadowolona? Chyba właśnie przed sekundą ci to wszystko wytłumaczyłam.
-Więc uwarzasz, że Harry Potter zerwał z tobą dla twojego dobra?
-Ufam Harry'emu i wiem, że to co mówi jest prawdą, więc jeśli mówi, że zrywa ze mną, bo się o mnie martwi to tak jest.
-A nie uwarzasz, że...on chciał od ciebie uciec...
-Wystarczy!-Powiedziała zdenerwowana. To nie twoja sprawa!
-Właśnie, że moja ja go kocham! O ile ty w ogóle wiesz co to znaczy, bo jak widzę jesteś bardzo zmienna...-Ginny była już zdenerwowana, ale Harry wiedział, że tą wypowiedzią wbiła jej nóż w plecy.
-Jak możesz tak mówić! Dla Harry'ego mogę zrobić wszystko, od zawsze go kochałam więc nie mów mi, że nie wiem co to znaczy! SKORO GO KOCHASZ TO ILE RAZY PRZEKONYWAŁAŚ INNYCH, ŻE WRÓCI!? ILE RAZY MÓWIŁAŚ SOBIE W DUCHU, ŻE BĘDĄC TUTAJ JAKOŚ MU POMOŻESZ!?-Jej złość szybko przerodziła się w smutek i rozpacz. Tym razem jednak nie starczyło jej już siły i jej oczy wypełniły się łzami, musiała już od dawna to w sobie tłumić. Ile razy zastanawiałaś się gdzie jest, czy jest bezpieczny, czy cierpi?-Teraz mówiła już spokojniejszym głosem ale mimo to jednak z wyrzutem. Ile razy miałaś koszmary, od których nie umiesz uciec? Ile razy walczyłaś i zaprzeczałaś wszystkiemu dla niego? Ile razy budziłaś się w środku nocy, żeby stwierdzić, że to już nie jest żaden koszmar tylko rzeczywistość. I w końcu, ile razy myślałaś, żeby zostawić dormitorium w Hogwarcie i pobiec za nim, cokolwiek miałoby się potem stać byle tylko móc znowu go zobaczyć i być w jego ramionach...-Romilda po tym wybuchu chyba sama nie wiedziała co ma zrobić i wciąż milczała.
-Więc nie próbuj mi mówić, że nie wiem co to jest miłość. W każdym razie jeśli tak bardzo go kochasz, to proszę idź go szukać, powodzenia i wszystkiego najlepszego.-Powiedziała i wspięła się po schodach do swojego dormitorium.
Harry znał skądś to miejsce, pełne manekinów, miarek i ubrań wystawionych na pokaz. No tak to musiał być sklep Madame Malkin. Na sofie siedzieli Hermiona, Ron, Molly, Artur, Fred i George.
-I jak?-Zapytała Ginny wychodząc w białej sukience.-Moim zdaniem okropna, za dużo ozdób no nie?
-Wyglądasz jak tort.-Zaśmiał się Ron za co dostał reprymendę od Hermiony.
-Tobie wszystko musi się kojarzyć z jedzeniem Ron?-Powiedział Fred.-Ale rzeczywiście nie dla ciebie.
Wróciła do przymierzalni i wróciła za chwilę.
-A ta? Mi się niezbyt podobają te pióra...
-Mi się podoba.
-Niee...Nie pasuje do ciebie Ginny.-Powiedziała pani Wealsey.
-Ja myślę, że we wszystkim ci ładnie.-Stwierdził pan Weasley.
-Chyba nie...-Wyraziła swoją opinię Hermiona.
-Trzeba szukać dalej.-Powiedziała i wyszła.-Ta mi się bardzo podoba jak wyglądam?-Zapytała przeglądając się w lustrze, a potem odwróciła się w stronę rodziny.
Ron wybałuszył oczy, Fred i George kiwali z podziwem głowami a państwo Weasley'owie wciąż dokładnie się przyglądali, ale nikt nie odezwał się słowem.
-O Merlinie!-Powiedział Ron.
-No, no nieźle siostra.-Powiedzieli bliźniacy mierząc ją wzrokiem.
-Cudnie Ginny.
-Pięknie skarbie.-Powiedział pan Weasley.
-Ginnyyy....-Popłakała się pani Weasley i podbiegła do niej, żeby ją uściskać.
-Mamo...
-No, nie i znowu się zaczyna...-Przewrócił oczami George.
-Zaraz ją udusisz mamo i z podwójnego ślubu będzie pojedynczy.-Powiedział Fred i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Pasuje ci idealnie, wygląda jak szyta na ciebie kochana!-Wyszła zza mnóstwa wieszaków Madame Malkin. To naprawdę niesamowite chyba nie potrzeba będzie żadnych poprawek jeśli wybierzesz tę suknię. Zaczekaj warto coś dodać.-Powiedziała i po chwili wróciła z welonem i wpięła go we włosy z tyłu.
-Jest śliczna, bardzo mi się podoba, to chyba właśnie ta sukienka, w niej chcę iść do ślubu.
-No to tańce z Wybrańcem mamy z głowy.-Zaśmiał się Fred.
-Harry'emu się spodoba.-Powiedziała Hermiona i uściskała ją.
-A ty co powiesz Ron?
-Łał. Wyglądasz super.
-Ginny mamy jeszcze coś.-Powiedział pan Weasley i otworzył płaskie wyłożone aksamitem pudełko z małym błyszczącym diademem i włożył jej na głowę.
-No i jak znalazł mamy księżniczkę!-Powiedział Fred.-A tak serio wyglądasz świetnie.
-Dzięki Fred.
-Fred ty lizusie! I tak zawsze byłem przystojniejszy! A tak szczerze to pięknie Ginny.
-Dziękuję George.
-To dla ciebie Ginny.-Powiedziała pani Weasley i wyciągnęła złotą zawieszkę w kształcie korony.-Odwiedzaj nas.
-Mimo, że zmieniasz nazwisko i miejsce zamieszkania, to nigdy nie zapominaj kim naprawdę jesteś Ginny.
-Moja mała córeczka wychodzi za mąż...-Ocierała łzy pani Wealsey.
-Molly, Ginny jest już dorosła.
-Ledwie co! Dopiero niedawno skończyła siedemnaście lat a już się wyprowadza, nadal myślę, że te oświadczyny to zbyt pochopna decyzja.
-Molly, wiedzą co robią zresztą, na co mają czekać skoro się kochają, nie przesadzaj też byliśmy młodzi i też szybko się pobraliśmy.
-Tak więc bierzemy tą?-Zapytała Molly.
-Tak. Kocham was, dziękuję, że zawsze ze mną jesteście.
-No to teraz już Ginevra Potter.-Westchnął Ron.
-Och, Ginny nie mów tak, bo zaraz się rozkleję.-Zaśmiał się George.
-Będę za wami tęsknić i zawsze będę z dumą mówić, że jestem Weasley...
-No proszę, Weasley, jak miło.-Zaczepił ją z szyderczym uśmiechem Draco Malfoy wychodząc z Pokoju Życzeń.-Co tutaj robisz?-Dodał z obrzydzeniem, mierząc ją wzrokiem.
-Mogę ci zadać to samo pytanie.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy Weasley, bo jeszcze na tym ucierpisz.-Zagroził.
-Nie boję się ciebie Malfoy.
-Słucham?
-Nie boję się ciebie!-Powiedziała dobitnie a jej głos potoczył się echem po pustym korytarzu. Harry pomyślał, że naprawdę musiało to nieźle wystraszyć Malfoy'a, choć starał się tego nie okazywać. Dobrze wiedział, że Ginny uzyskała pożądany efekt i najwyraźniej ona też była tego pewna.-Myślisz, że jesteś taka odważna, umiesz zaprzeczać i w ogóle, ale nie wydaje mi się, żeby tak było.
-Wiem kim jesteś! Wiem, że jesteś jednym z nich! To Harry'ego bardzo zaskoczyło, a więc Ginny też była tego pewna...
-Spróbuj tylko pisnąć ty wstrętna zdrajczyni krwi!-Powiedział Malfoy z rozwścieczoną miną i różdżką wycelowaną w Ginny.
-Właśnie sam przyznałeś kim jesteś i potwierdziłeś to czego się domyślałam. Harry'ego strasznie to rozbawiło, że zdradził sam siebie i dał się tak łatwo zmanipulować. Zanim któreś z nich coś powiedziało Draco rzucił jakieś zaklęcie, ale Ginny schyliła się i dzięki temu przeleciało nad jej lewym ramieniem.
-Może jeszcze trochę poćwicz, bo na razie to słabo się sprawdzasz w zawodzie.-Powiedziała strzepując z ramion tynk, który osypał się ze ściany za nią.
-Nie dziwię się Potter'owi, że cię nie chce chyba jednak nie jest taki głupi na jakiego wygląda...
-Jeśli jeszcze raz obrazisz...
-I co mam teraz uciekać w podskokach!? To jest żałosne! Jesteś żałosna tak samo jak Potter, ta szlama-Granger, twój głupi braciszek i cała reszta!-Nagle coś świsnęło w powietrzu, Malfoya odrzuciło do ściany, a Ginny zręcznie złapała jego różdżkę.
-Na przyszłość polecam zaklęcia niewerbalne. Ginny musiała się całkiem nieźle bawić za to Malfoy stał z rozwścieczoną miną.
-JAK ŚMIESZ ODBIERAĆ MI RÓŻDŻKĘ! JESTEŚ GORSZA OD TYCH WSZYSTKICH PASKUDNYCH SZLAM! CHYBA NIE DOCIERA DO CIEBIE KIM JESTEM! NIE WIESZ NAWET KOGO MOGĘ SPROWADZIĆ! JEŚLI MÓJ OJCIEC SIĘ O TYM DOWIE...
-Chyba jednak jeszcze trochę posiedzi za to co zrobił.-Powiedziała opryskliwym tonem. To może jednak przyślesz matkę?-Malfoy był już cały czerwony ze złości, w końcu wstał i podszedł do niej bliżej.
-Myślisz, że przyjaźniąc się z Potter'em będziesz taka sławna, co? Myślisz, że ja się ciebie tak przestraszę? Nie wiem za kogo ty się uwarzasz i czego się spodziewałaś, ale jeszcze tego pożałujesz.
-Jakoś się o to nie martwię, jesteś zbyt tchórzliwy, żeby mi coś zrobić!
-A teraz grzecznie oddasz mi moją różdżkę i odejdziesz zapominając o tym co się tu stało, jasne?!
-Tylko jak to odszczekasz!
-Nigdy nie zmienię zdania, że Potter jest żałosny i próbuje z siebie zrobić ,,Wybrańca" a tak naprawdę jest zwykłym dupkiem!
-ZAMKNIJ SIĘ!-Przyłożyła koniec swojej różdżki do szyi Malfoy'a i patrzyła na niego ze wstrętem i złością. ODSZCZEKAJ TO JUŻ!-Przybliżyła różdżkę.
-Dobra! Odwołuję to!
-A to mi się już nie przyda.-Powiedziała i rzuciła mu różdżkę przez ramię.
Tym razem Ginny znalazła się w Norze razem z Hermioną w jej pokoju i mimo, że zwykle było tam jasno i przytulnie teraz to pomieszczenie jakoś utraciło swój urok. Po podłodze walały się gazety, na ścianie zamiast plakatów wisiały kawałki gazet i jedna urwana kartka. Harry podszedł trochę bliżej, żeby przyjrzeć się temu co jest na niej napisane.
To co wydaje się być oczywiste zawsze sprawia najwięcej kłopotów. Tylko to co prawdziwe...
Właśnie w tym miejscu kartka była przerwana i nie dało się odczytać dalszej treści.
-Pakuję się już od dłuższego czasu.-Przerwała w końcu cisze Hermiona.
-Wiedziałam, że to się w końcu stanie, a mama łudzi się, że jeszcze zdoła go powstrzymać, że zdoła was powstrzymać. To jest nieuniknione i wiem o tym, nie musisz mi się tłumaczyć.
-Tak masz rację...
-Tak długo trzeba coś budować, coś robić, żeby osiągnąć sukces a wszyscy mogą to w jedną chwilę zniszczyć.
-Ginny, uważaj na siebie w Hogwarcie.
-To już nie jest Hogwart, to już nie jest to samo miejsce...
-Wiem...Po prostu to wszystko jest teraz takie trudne, wszyscy musimy się teraz rozstawać, opuszczać rodzinne domy, ukrywać się, powinniśmy sobie ufać, pomagać i przestrzegać siebie nawzajem.-Powiedziała a jej oczy napęczniały od łez.
-Wiem Hermiona, ale ja chcę walczyć póki jeszcze jest o co i kogo! Nie chcę się ukrywać! Wiem, że to brzmi strasznie szczeniacko i pewnie uznasz mnie po tym za głupią i niedojrzała, ale ja się nie boję, nie mam zamiaru czekać na cud czy wybawienie, nie jestem taka...
-Wiem Ginny.
-Obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy.-Hermiona uściskała ją z oczami pełnymi łez.
-Gdyby coś się działo udawaj moją daleką rodzinę będę mogła to potwierdzić. Będę za wami tęsknić, szczególnie, że nie wiem czy jeszcze kiedyś was zobaczę całych i zdrowych.
-A jak ty się czujesz Ginny?
-Pod jakim względem...
-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Znam cię dobrze, ty się nigdy sama z siebie nie żalisz, ale może jeśli to wszystko powiesz to będzie ci lepiej.
-Spodziewałam się, że Harry odejdzie a wy z nim, ale dopiero teraz to do mnie dociera. Nie będę wiedziała gdzie jesteście, co robicie, czy jesteście bezpieczni, czy jeszcze wrócicie. Jeśli chodzi o Harry'ego, to stara się mnie unikać, nie mam mu tego za złe, bo czuję się podobnie, nie umiem mu już spojrzeć w oczy...Po raz pierwszy się tak czuję, po raz pierwszy czuję, że w jedną chwilę może już nie być niczego, może już nie być Harry'ego, ciebie, mojej rodziny, mnie...Ale nadal czuję, że będzie dobrze, chociaż większość ludzi już dawno zrezygnowała, uciekła, to mi nadal wydaje się, że my wszyscy musimy wyjść z tego cało...Ja nie chcę być jedną z nich, nie będę się ukrywać i nawet jeśli w Hogwarcie będą za to poważne konsekwencje to zrobię wszystko co będę mogła...
-Harry nie byłby z tego zadowolony...
-Kim właściwie dla niego jestem? Przez pół życia się nawet do siebie nie odzywaliśmy! No tak, niestety prawda boli...,,Nie byłby zadowolony" a czy ktoś MNIE pytał czy jestem zadowolona? Nie chcę czekać i patrzeć jak umieracie na moich oczach, a ja nie mogę zrobić nic...
-Harry zerwał z tobą tylko dla twojego bezpieczeństwa.
-Wiem. No właśnie zawsze to on robi coś dla mnie, a mnie nigdy przy nim nie było! Żałuję, że przez te wszystkie lata nie pomogłam mu w żaden sposób!
-Ja myślę, że nawet jeśli nie mogłaś pomóc Harry'emu to zawsze myślałaś co z nim, jak się czuje, to chyba właśnie jest dla Harry'ego najważniejsze, ty jesteś dla niego najważniejsza.
-Rozumiem, ale teraz już naprawdę będę walczyć i zrobię wszystko, żeby wam pomóc.
-Dziękuję.-Po jej policzku pociekła łza i wspomnienie znowu się rozmyło. Harry zaczął myśleć nad tym co zobaczył jeszcze chwilę temu. Hermiona miała rację, nie powinna się obwiniać, że niby nic nie robi, bo zawsze nawet jeśli tego nie wiedziała robiła dla niego bardzo dużo.
Kolejne wspomnienie to był ślub Billa i Fleur. Albo raczej to co po nim zostało. Stoły i krzesła były poprzewracane, a obrusy podarte na strzępy.
-Gadaj, był tu Harry Potter!?
-A co niby Harry Potter miałby robić na naszej rodzinnej uroczystości!-Widać było, że Ginny zaprzecza wszystkiemu jak może i Harry zastanawiał się nad tym czy wymyśliła jakiś plan czy mówiła wszystko spontanicznie.
-Zachowuj się! Chcemy konkretnej odpowiedzi!
-Oczywiście, że nie!
-Jesteś pewna, bo jeśli dowiemy się, że kłamiesz, a dowiemy się jaka jest prawda to gorzko pożałujesz! Chyba, że mamy siłą wycisnąć z ciebie prawdę!
-Nie, nie było tu żadnego Harry'ego Potter'a! Myślicie głąby, że przyszedłby sobie na ślub jak go szukacie!
-Zaraz się przekonamy! Dołohow veritaserum!
-Skąd mam ci wytrzasnąć veritaserum!?-Krzyknął w odpowiedzi śmierciożerca.
-No to może inaczej!
Bardzo dziwnie to wyglądało, bo nagle tysiące wspomnień zaczęło przelatywać przed oczami w bardzo szybkim tempie. Harry od razu rozpoznał w tym legilimencje. Nagle ten wir wspomnień zatrzymał się na jednym-tym, które chcieli wyciągnąć śmierciożercy. Jednak Harry zauważył, że nie było zgodne z tym wszystkim co się stało i z tym co wiedziała, było całkiem zdeformowane tak jakby naprawdę był jej kuzynem, którego wtedy udawał. Harry zastanawiał się od kogo i jak nauczyła się wtedy oklumencji i już wiedział o co następnym razem zapyta Ginny.
-Status krwi?!
-Czysta.
-Na pewno? No cóż później to sprawdzimy. Jesteś pewna, że nie było tu tego śmiecia, że go nie kryjesz?!-Warknął Greyback.-Travers daj mi znać jak skończysz.-Podłubał swoim żółtym paznokciem w zębach, a Ginny wyglądała jakby zaraz miała w niego czymś rzucić.
-Nienawidzę Harry'ego Potter'a więc po co miałabym go kryć! Nie obchodzi mnie co się z nim dzieje i szczerze to miałam nadzieję, że już dawno go wykończyliście!-Jej rola była bardzo przekonująca w tym wszystkim i śmierciożercy chyba też tak uznali, cały obraz znowu się rozmył.
-Co teraz Ginny?-Zapytał Neville.
-Nie martw się.-Powiedziała szeptem Ginny.
Wszyscy stali w Wielkiej Sali ustawieni w równych rzędach. Zamiast szkolnych mundurków mieli na sobie czarne peleryny z kapturem i nowym logo Ministerstwa Magii. Mała grupa uczniów miała na sobie te same peleryny tylko zamiast logo ministerstwa był na nich znaczek ryczącego lwa. Pewnie to gryfoni-Pomyślał Harry. Zaś inna część uczniów (Harry wśród nich rozpoznał wiele znajomych twarzy ze spotkań GD) miała na sobie tradycyjne mundurki w tym najodważniejsi mieli jeszcze przypinki z jego imieniem i nazwiskiem.
-Co to ma znaczyć! Czy ktoś może mi powiedzieć co to za fatałaszki!!?-Ryczała z wściekłości Alecto Carrow. Macie się tego pozbyć do wieczora! A teraz przejdźmy do rzeczy. Teraz my sprawujemy tu rządy zamiast Snape'a a to oznacza, że za nieposłuszeństwo będziemy was surowo karać i nie spodziewajcie się, że będziecie przed tym przestrzegani jakimkolwiek wcześniejszym napomnieniem. A teraz pozostaje jeszcze jedna kwestia. Luna Lovegood-niekarana, Neville Longbottom-karany raz, Cho Chang-niekarana...-Czytał po kolei nazwiska z listy jej brat bliźniak stojący obok- ...i Ginevra Weasley-karana raz.-Dla Harry'ego brzmiało to jakby byli w jakimś sądzie i nigdy nie spodziewałby się, że coś takiego mogło mieć miejsce w Hogwarcie.
-Kontynuuj.-Powiedziała Alecto.
-Odmówili ukarania nieposłusznych uczniów.
-Kazaliście nam rzucić na nich Cruciatus!-Oburzył się Neville i wszyscy zwrócili wzrok w jego stronę.
-RADZĘ CI SIĘ ZAMKNĄĆ PÓKI JESZCZE MOŻESZ CHŁOPCZE!-Ryknęła bliźniaczka.
-ZAPRASZAM WSZYSTKICH WYCZYTANYCH NA ŚRODEK!-Wrzasnął jej brat.
Wszyscy skierowali w stronę Ginny błagalne i pytające spojrzenia, jakby liczyli, że coś wymyśli i jakoś z tego wybrną.
-NIE!-Zaprzeczyła i tym skierowała w swoją stronę spojrzenia setek uczniów oraz opiekunów domów, którzy stali z boku gromad swoich podopiecznych.
-Nie? Może chcesz coś dodać?
-To wszystko moja wina! Ja ich do tego namówiłam i tylko ja jestem za to odpowiedzialna. Ukarzcie mnie zamiast ich.
-Skoro tak to odrobisz karę za nich wszystkich. Zapraszam!
-NIE, GINNY NIE RÓB TEGO!-Krzyknął Neville, ale Ginny go zignorowała i tak jak jej kazano wyszła na środek.
-Czy rozumiesz swoje wykroczenie?
-Ginny nie zrobiła nic złego!-Zaprzeczyła Luna.
-NIE TWOIM ZADANIEM JEST TO OCENIAĆ!
-Powtórzę czy rozumiesz swoje wykroczenie?
-Powiem tylko, że nie narzucicie nam swoich rządów! NIE PODDAMY SIĘ A HARRY POTTER WRÓCI!.-Powiedziała i natychmiast Alecto machnęła różdżką i Wielką Salę wypełnił krzyk, który poniósł się echem. Jedni ukryli twarz w dłoniach, inni zaczęli płakać, a jeszcze inni wyglądali jakby zaraz mieli cisnąć w rodzeństwo pierwszą rzeczą jaką znajdą pod ręką.
-Błedy bolą, prawda?
Harry po tym co zobaczył miał ochotę pędzić do Azkabanu, znaleźć Carrowów i zaaplikować im tyle zaklęć Cruciato ile się da, albo jeszcze lepiej rozszarpać ich gołymi rękami.
Padały kolejne nielegalne zaklęcia. Harry sam chętnie zakryłby teraz oczy dłońmi i padnął na ziemię tak jak większość osób, która to widziała. Mimo, że to tak naprawdę wydarzyło się tak dawno Harry nadal czuł wielką niechęć do samego siebie, że osoby, które tak kochał musiały przez niego tak cierpieć. Z każdym kolejnym krzykiem, który niósł się po ogromnym pomieszczeniu Harry czuł jakieś ukłucie w sercu. Ryzykowała wszystko dla niego i dla jej przyjaciół. Podziękowałby za to Ginny, gdyby nie to, że zwykłe ,,dziękuję" chyba nie byłoby tego godne. Harry poczuł ulgę, gdy to wspomnienie w końcu się skończyło chociaż następne też nie zapowiadało się najlepiej.
-To prawda, że ty i Harry Potter zerwaliście?-Zapytała ją Romilda, gdy tylko one dwie zostały w pokoju wspólnym Gryffindoru.
-Jeśli już musisz wiedzieć, tak.
-A macie zamiar do siebie wrócić?-Dopytywała.
-Ja nawet nie wiem czy on przeżyje, czy ja przeżyje! Zrozum, że rozstał się ze mną z przymusu!
-Z przymusu?-Mina Ginny mówiła sama za siebie, żałowała, że powiedziała za dużo.
-Nie twoja sprawa.-Zbyła ją.
-Co to znaczy ,,z przymusu"?-Nie dawała jej spokoju.
-To znaczy, że to wszystko przez to, co się teraz dzieje. To znaczy, że ja jestem tu, a on musi się gdzieś ukrywać, to znaczy, że gdybyśmy nadal byli razem to mogłabym posłużyć za przynętę.
-Dlatego zerwaliście? A to on z tobą czy...
-Tak to Harry ze mną zerwał, zadowolona? Chyba właśnie przed sekundą ci to wszystko wytłumaczyłam.
-Więc uwarzasz, że Harry Potter zerwał z tobą dla twojego dobra?
-Ufam Harry'emu i wiem, że to co mówi jest prawdą, więc jeśli mówi, że zrywa ze mną, bo się o mnie martwi to tak jest.
-A nie uwarzasz, że...on chciał od ciebie uciec...
-Wystarczy!-Powiedziała zdenerwowana. To nie twoja sprawa!
-Właśnie, że moja ja go kocham! O ile ty w ogóle wiesz co to znaczy, bo jak widzę jesteś bardzo zmienna...-Ginny była już zdenerwowana, ale Harry wiedział, że tą wypowiedzią wbiła jej nóż w plecy.
-Jak możesz tak mówić! Dla Harry'ego mogę zrobić wszystko, od zawsze go kochałam więc nie mów mi, że nie wiem co to znaczy! SKORO GO KOCHASZ TO ILE RAZY PRZEKONYWAŁAŚ INNYCH, ŻE WRÓCI!? ILE RAZY MÓWIŁAŚ SOBIE W DUCHU, ŻE BĘDĄC TUTAJ JAKOŚ MU POMOŻESZ!?-Jej złość szybko przerodziła się w smutek i rozpacz. Tym razem jednak nie starczyło jej już siły i jej oczy wypełniły się łzami, musiała już od dawna to w sobie tłumić. Ile razy zastanawiałaś się gdzie jest, czy jest bezpieczny, czy cierpi?-Teraz mówiła już spokojniejszym głosem ale mimo to jednak z wyrzutem. Ile razy miałaś koszmary, od których nie umiesz uciec? Ile razy walczyłaś i zaprzeczałaś wszystkiemu dla niego? Ile razy budziłaś się w środku nocy, żeby stwierdzić, że to już nie jest żaden koszmar tylko rzeczywistość. I w końcu, ile razy myślałaś, żeby zostawić dormitorium w Hogwarcie i pobiec za nim, cokolwiek miałoby się potem stać byle tylko móc znowu go zobaczyć i być w jego ramionach...-Romilda po tym wybuchu chyba sama nie wiedziała co ma zrobić i wciąż milczała.
-Więc nie próbuj mi mówić, że nie wiem co to jest miłość. W każdym razie jeśli tak bardzo go kochasz, to proszę idź go szukać, powodzenia i wszystkiego najlepszego.-Powiedziała i wspięła się po schodach do swojego dormitorium.
Harry znał skądś to miejsce, pełne manekinów, miarek i ubrań wystawionych na pokaz. No tak to musiał być sklep Madame Malkin. Na sofie siedzieli Hermiona, Ron, Molly, Artur, Fred i George.
-I jak?-Zapytała Ginny wychodząc w białej sukience.-Moim zdaniem okropna, za dużo ozdób no nie?
-Wyglądasz jak tort.-Zaśmiał się Ron za co dostał reprymendę od Hermiony.
-Tobie wszystko musi się kojarzyć z jedzeniem Ron?-Powiedział Fred.-Ale rzeczywiście nie dla ciebie.
Wróciła do przymierzalni i wróciła za chwilę.
-A ta? Mi się niezbyt podobają te pióra...
-Mi się podoba.
-Niee...Nie pasuje do ciebie Ginny.-Powiedziała pani Wealsey.
-Ja myślę, że we wszystkim ci ładnie.-Stwierdził pan Weasley.
-Chyba nie...-Wyraziła swoją opinię Hermiona.
-Trzeba szukać dalej.-Powiedziała i wyszła.-Ta mi się bardzo podoba jak wyglądam?-Zapytała przeglądając się w lustrze, a potem odwróciła się w stronę rodziny.
Ron wybałuszył oczy, Fred i George kiwali z podziwem głowami a państwo Weasley'owie wciąż dokładnie się przyglądali, ale nikt nie odezwał się słowem.
-O Merlinie!-Powiedział Ron.
-No, no nieźle siostra.-Powiedzieli bliźniacy mierząc ją wzrokiem.
-Cudnie Ginny.
-Pięknie skarbie.-Powiedział pan Weasley.
-Ginnyyy....-Popłakała się pani Weasley i podbiegła do niej, żeby ją uściskać.
-Mamo...
-No, nie i znowu się zaczyna...-Przewrócił oczami George.
-Zaraz ją udusisz mamo i z podwójnego ślubu będzie pojedynczy.-Powiedział Fred i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Pasuje ci idealnie, wygląda jak szyta na ciebie kochana!-Wyszła zza mnóstwa wieszaków Madame Malkin. To naprawdę niesamowite chyba nie potrzeba będzie żadnych poprawek jeśli wybierzesz tę suknię. Zaczekaj warto coś dodać.-Powiedziała i po chwili wróciła z welonem i wpięła go we włosy z tyłu.
-Jest śliczna, bardzo mi się podoba, to chyba właśnie ta sukienka, w niej chcę iść do ślubu.
-No to tańce z Wybrańcem mamy z głowy.-Zaśmiał się Fred.
-Harry'emu się spodoba.-Powiedziała Hermiona i uściskała ją.
-A ty co powiesz Ron?
-Łał. Wyglądasz super.
-Ginny mamy jeszcze coś.-Powiedział pan Weasley i otworzył płaskie wyłożone aksamitem pudełko z małym błyszczącym diademem i włożył jej na głowę.
-No i jak znalazł mamy księżniczkę!-Powiedział Fred.-A tak serio wyglądasz świetnie.
-Dzięki Fred.
-Fred ty lizusie! I tak zawsze byłem przystojniejszy! A tak szczerze to pięknie Ginny.
-Dziękuję George.
-To dla ciebie Ginny.-Powiedziała pani Weasley i wyciągnęła złotą zawieszkę w kształcie korony.-Odwiedzaj nas.
-Mimo, że zmieniasz nazwisko i miejsce zamieszkania, to nigdy nie zapominaj kim naprawdę jesteś Ginny.
-Moja mała córeczka wychodzi za mąż...-Ocierała łzy pani Wealsey.
-Molly, Ginny jest już dorosła.
-Ledwie co! Dopiero niedawno skończyła siedemnaście lat a już się wyprowadza, nadal myślę, że te oświadczyny to zbyt pochopna decyzja.
-Molly, wiedzą co robią zresztą, na co mają czekać skoro się kochają, nie przesadzaj też byliśmy młodzi i też szybko się pobraliśmy.
-Tak więc bierzemy tą?-Zapytała Molly.
-Tak. Kocham was, dziękuję, że zawsze ze mną jesteście.
-No to teraz już Ginevra Potter.-Westchnął Ron.
-Och, Ginny nie mów tak, bo zaraz się rozkleję.-Zaśmiał się George.
-Będę za wami tęsknić i zawsze będę z dumą mówić, że jestem Weasley...
Subskrybuj:
Posty (Atom)