Translate

niedziela, 9 października 2016

56.Zawsze tylko tu...

W piątek wieczorem Ginny przeglądała swój grafik i plan lekcji. Okazało się, że wekeend ma akurat wolny od lekcji, meczy, treningów i wywiadów. Wreszcie wolny wekeend od wielu tygodni.-Pomyślała i przez głowę przeszła jej jedna myśl.-Od kilku tygodni myślała już o zawitaniu w Dolinie Godryka albo w norze. Bardzo interesowało ją wszystko co się tam działo. Miała wrażenie, że odkąd wyjechała wszysyc mają jakieś dobre wieści których nie może usłyszeć. Wyciągnęła z szuflady list od mamy, a konkretnie zaproszenie do nory na kolację. Dłużej się już nad tym nie zastanawiając wzięła do plecaka kilka swoich rzeczy.
-Co robisz Ginny?-Zapytała Hermiona wyglądając zza jakiejś książki.
-Pakuję się.
-Idziesz do Hogsmeade czy masz trening?
-Nie, deportuję się do domu!
-Naprawdę? To ja idę z tobą. Szczerze też nad tym myślałam no i mama zapraszała na kolację, a tęsknię za Ronem.
-No to świetnie. Bierz rzeczy i deportujmy się!
-Dobranoc dziewczyny!-Powiedziała Ginny, gdy wychodziły.
-Dobranoc!
Po chwili zbiegły po schodach przeskakując fałszywy stopień i gdy były już przy głównej bramie usłyszały charczący krzyk za nimi. Obydwie podniosły różdżki w gotowości ale okazało się, że to tylko Filch.
-Idziemy do dyrektora! Zakaz łażenia w nocy!
-Mamy specjalne zezwolenie od pani dyrektor!-Oburzyła się Hermiona.
-Ale jak widzę nie macie go przy sobie!
-Jestem Ginevra Potter kojarzysz? Gram w quidditcha. Pani profesor mówiła panu o mnie i o mojej przyjaciółce już na początku roku. Jesteśmy dorosłe i możemy się stąd deportować o dowolnej porze, bo pracujemy i mamy swoje życie poza Hogwratem dlatego profesor McGonagall zgodziła się...
-Takie kity to możesz wciskać nie mnie...Rozpuszczone, niewychowane bachory-Mruczał pod nosem.
-Moment eee...proszę zobaczyć na tę bliznę.-Powiedziała i wskazała na podłużną szramę na policzku, którą miała już od ostatniego koszmarnego pobytu w Hogwarcie.-Po wypiciu eliksiru wielosokowego nie tworzą się znaki szczególne i blizny.
-Ty jesteś ta Ginevra Potter? Żona Harry'ego Potter'a!? Grasz w quidditcha!
-Tak, właśnie tak.
-Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia, zapomniałem o tym co mi powiedziała profesor McGonagall...
-Eee...Nie nic się nie stało, ale możemy już iść, bo trochę nam się śpieszy...
-Oczywiście już was nie zatrzymuję.
-Dziękujemy.-Powiedziała Hermiona a Ginny dodała:-Miłej nocy!
-To był zaszczyt pani Potter!-Skłonił się Filch i odszedł kulawym krokiem w stronę zamku.
-Uff...dobrze jest mieć znajomości.-Zaśmiała się Hermiona.
-Daj spokój, robisz ze mnie jakąś gwiazdę a ja nawet nie marzyłam o tym, żeby mieć ćwierć tej liczby fanów jaką mam.
-Ale jednak to się przydaje...
-Nie wierzę, wcześniej to powiedziałby, żeby mnie powiesić za kostki do góry nogami, albo Merlin wie co jeszcze, a teraz...jakby był inną osobą.
-Widzisz ludzie się zmieniają.-Powiedziała Hermiona i obie parsknęły śmiechem.
-Dobra to deportujmy się już, zanim znowu jakiś gnijący w samotności dziad siedzący non stop przed mugolskim telewizorem nas zatrzyma.
-Taak.
-No to ja do Doliny.
-To ja na przedmieścia Pokątnej.
-Dobrze to zobaczymy się na kolacji w norze.
-Jasne.-Ustaliły i każda z nich deportowała się w inne miejsce.
Ginny zdecydowała się deportować kawałek przed domem, żeby trochę się przejść i gdy przechodziła alejkami między domami w oczy rzuciły jej się lecące meble. Zastanawiała się co one tutaj robią. Może ktoś rzucił na nie zaklęcie i dosłownie odleciały. A może przez przypadek na skutek jakiegoś eksperymentu się tak stało. Albo...może będą mieć nowych sąsiadów. Teraz już jej się przypomniało. Dom był na sprzedaż więc pewnie ma nowych właścicieli. Wszędzie było cicho i mimo nie tak późnej pory było już ciemno, a czarne niebo rozświetlało mnóstwo gwiazd. Zegar wybił ósmą. Ginny jakoś nie szykowała się na kolację w norze miała na sobie dżinsy, sweter,czarny płaszcz i oczywiście swój plecak z rzeczami.
Ginny skręciła w kolejną alejkę i tuż przed nią stał ich piękny dom. Ginny poczuła teraz jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Choć ludzie którzy przybywali tu z dużych miast uważali to miejsce za ,,wiochę" i ,,dziurę" to Ginny właśnie tutaj czuła się naprawdę szczęśliwa. W końcu Dolina Godryka była jej drugim domem zaraz po norze.
Po chwili ktoś deportował się na ganku domu.
-Harry?!-Powiedziała Ginny i odwrócił się w jej stronę.
-Ginny! Wchodź szybko, bo zmokniesz.-Otworzył przed nią drzwi i oboje weszli do środka.
-Wracasz prosto z ministerstwa?
-Tak, ciężki dzień dzisiaj był.
-W takim razie może mogłam nie przyjeżdżać...
-Nie, cieszę się, że jesteś, wszyscy strasznie za wami tęsknią.
-My też tęskniłyśmy, w Hogwarcie nie ma teraz nic do roboty.
-A jakby było to byś nie przyjechała...-Zaśmiał się Harry.
-I tak bym przyjechała, coś mnie tutaj ciągnie, tak samo jest z norą. Cieszę się, że tu mieszkam razem z tobą. Z Hogwartem nie mam już samych dobrych wspomnień.
-Wiem.-Powiedział a Ginny zdjęła mu z nosa okulary i przetarła je.
-Tak myślałam, że wkrótce je zobaczysz. Teraz już wiesz wszystko.
-Dlaczego wcześniej mi o nich nie powiedziałaś?
-Długo zastanawiałam się czy komukolwiek je pokażę i nie bardzo chciałam znowu do tego wracać. Poza tym gdybym ci o tym opowiedziała, to nie byłoby to samo, mógłbyś mieć co do tego inne odczucia, no wiesz chodzi mi o to, że co innego to zobaczyć, a co innego usłyszeć.
-To było straszne Ginny, wtedy myślałem, że to ja muszę się ukrywać, zmieniać wciąż miejsca i szukać horkruksów, a jednak wy mieliście się znacznie gorzej.
-Nie, tylko ci którzy ,,zasłużyli" dostawali takie kary. Sama byłam sobie winna, ale nigdy nie żałowałam nawet jeśli bardzo przesadziłam. Głównie dostawało się za popieranie ciebie, protesty, odrzucanie nakazów ministerstwa już nie wspomnę o obrażaniu śmierciożerców, bo to dopiero na nich działało. Razem z GD często padały od nas teksty, że nie umią sobie poradzić z bandą nastolatków i za to się najbardziej obrywało, ale nie było źle, każda kara to była dla nas satysfakcja, bo było to kolejnym dowodem na to, że nie umią sobie z nami dać rady. No i tak wyszło, że wszyscy stwierdzili, że powinnam objąć dowodzenie w GD za ciebie, zgodziłam się. Najbardziej angażowali się Neville i Luna chyba po raz pierwszy pokazali na co ich stać. Trudno powiedzieć czy my mieliśmy z Carrowami piekło czy oni z nami.
-Wiesz nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale jak się ukrywaliśmy z Ronem i Hermioną to może jeszcze wtedy nie byli oficjalnie parą, ale wiedziałem, że wkrótce to się stanie. Jak tylko ich widziałem razem to myślałem o tobie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wieczorem patrzyłem na mapę Huncwotów tak jakby zobaczenie tej kropki zapewniało, że wszystko w porządku a chyba w porządku nie było...
-Zawsze mogło być gorzej.
-Przepraszam, to moja wina, przeze mnie mieliście wtedy same problem.-Powiedział i przytulił ją.
-Nie Harry, Carrowowie mnie za to nienawidzili, za to, że robiłam wszystko na przekór, nie byłabym sobą gdybym zgadzała się z tymi ich okrutnymi tezami i wywodami na temat tego, że zmieszanie krwi jest rzeczą ohydną i, że ich pan do tego nie dopuści...No a w Hogwarcie też czułam się samotna, a jednak to trochę głupie...-Zawahała się.-Wiesz co, może już chodźmy porozmawiamy po drodze.-Owinęła się szalikiem i po chwili znowu wyszli z domu.
-To co było takie głupie?-Zaśmiał się Harry.
-No wiesz, jednak czułam, że plusem tego wszystkiego jest to, że szukając horkruksów nie będziesz miał czasu na spotykanie się z innymi dziewczynami.
-Nawet mi to nie przyszło do głowy poza tym, miałem szukać horkruksów a nie dziewczyn. Zresztą miałem już jedną piękną obok siebie.
-Lizus!-Zaśmiała się  i obrzuciła go liśćmi.
-O, ty!-Powiedział rzucił kupę liści w jej stronę.
-Pudło!-Powiedziała odskakując na bok.
-Dobra, szkoda czasu i tak ze ścigającą nie wygram!
-No...musiałbyś się trochę wysilić.-Zaśmiała się i chwyciła go za rękę.-Deportujmy się, bo zaraz z kolacji zrobi się śniadanie. Po chwili stali już przed norą. Ledwie zdążyli zapukać a drzwi już otworzyła im pani Weasley.
-Och, już jesteście świetnie! Wchodźcie! Wchodźcie, bo na dworze zimno i mokro.
-Ginny! Proszę, to dla ciebie.-Powiedział Ron i wręczył jej kwiaty.
-A z jakiej okazji braciszku?-Powiedziała zdziwiona.
-A nie można tak bez okazji? Udawał oburzonego.
-Ja bym zapytał co narobił.-Zaśmiał się Fred.
-Nie, po prostu po tym co zobaczyłem to obiecałem Harry'emu, że ci dam kwiaty.
-Emm...a co takiego zrobiłam?
-Co takiego zrobiłaś!? Przegoniłaś Malfoy'a, że aż beczał na posadzce i zwijał się z bólu.
-No tak wyszło...
-,,Tak wyszło"! Dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś?
-Daj spokój Ron.-Powiedziała Hermiona.
-Ty powinnaś za to dostać Order Merlina!-Stwierdził Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Żona Wybrańca w końcu musi mieć klasę nie.-Powiedział Bill kiedy usiedli przy stole.
-Ginny ile razy mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z nauką i treningami!
-Mama ma rację, wyglądasz okropnie Ginny.-Mimo, że Fleur dobrze mówiła już po angielsku to jej imię wciąż wymawiała jako coś co brzmiało jak ,,Żini".
-Dzięki.-Zaśmiała się Ginny. Ona i Fleur miały już dobre kontakty, ale jakoś nigdy się za bardzo nie lubiły.
-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale były straszne korki.-Powiedziała Andromeda pomagając ściągnąć Teddy'emu kurtkę.
-Nic nie szkodzi.-Machnęła ręką Molly i po chwili sama usiadła przy stole.
-Mama, tata!-Podbiegł do nich Ted.
-Teddy musimy ci coś powiedzieć i to nie jest takie łatwe, więc chcemy, żebyś nas dokładnie posłuchał.-Powiedziała Hermiona i wymieniła Ronem porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.-Powiedział Ron i wyglądał jakby czekał na jakąś reakcję, ale chłopiec milczał.
-Dlatego, bo kiedyś źli ludzie zrobili bardzo złą rzecz i kiedyś powiemy ci o wszystkimi, ale jeszcze jesteś trochę za mały, żeby to zrozumieć.
-Ja nie jestem mały!-Zaprzeczył ze złością a jego włosy przybrały soczyście czerwony kolor.
-Wiemy Ted, ale mimo to musisz się jeszcze dużo nauczyć i nie zrozumiałbyś tego.
-Ale obiecuję, że przyjdzie dzień, w którym dowiesz się wszystkiego.
-A do mnie możesz mówić Ron albo wujek.
-A do mnie Hermiona lub ciocia dobrze?
-Tak. Mogę ją zobaczyć!-Pisnął podekscytowany i podbiegł do Viktoire.
-Zasnęła więc musisz być cicho.-Powiedział Bill.
-Jest śliczna.-Szepnął Ted.
-Teddy chodź tutaj usiąść koło babci.
-Proszę.-Powiedział do Harry'ego i Ginny podając im poskładaną kartkę.
-Ojej jakie ładne.-Powiedziała Ginny. Rysunek przedstawiał ją i Harry'ego trzymających się za ręce a obok nich szli Ted, Ron i Hermiona.
-Powieszę w moim biurze.-Zapewnił go Harry.
-Naprawdę!
-Teddy Bill prosił, żebyś był cicho.-Skarciła go Andromeda.
-Dobrze babciu.
-A jak ci się podoba u babci?-Zagadnęła Molly.
-Fajnie, jest duży dom i babcia powiedziała, że kupi psa!
-Chciałbym coś powiedzieć!-Wstał Percy.-Rzuciłem pracę!
-Co!?-Powiedział George i wszyscy zastanawiali się dlaczego.
-To było dla mnie męczące, ta wieczna rutyna nie dawała mi spokoju. Zresztą ile można siedzieć za biurkiem, dawać pieczątki, sortować jakieś głupie papiery, z których normalny człowiek rozumie chyba co piąte zdanie i spinanie je spinaczami, dla urozmaicenia zszywkami.
-No wreszcie zaczął gadać sensownie.-Pochwalił Fred.
-A co chcesz teraz robić?-Zapytał Ron przeżuwając kolację.
-Długo się nad tym zastanawiałem i...wszyscy zrobili coś dla innych, Harry pokonał Voldemorta, Ginny protestowała i zaprzeczała dla poszanowania ludzi o mugolskim pochodzeniu, Ron usamodzielnił się i pomógł zniszczyć horkruksy...Ja postanowiłem, że założę fundację.-Po tych słowach Percy'ego wszyscy zaklaskali.
-A mama otwiera restaurację!-Dodał Charlie.
-No to faktycznie jest co świętować!-Powiedział jeden z bliźniaków i przywołał do siebie szampana i kieliszki. Trzeba to uczcić.
-No to tak. Za wybrańca!
-Za ludzi z obsesją do dziwnych istot magicznych!-Powiedział Ron o Charlie'm.
-Za wszystkich męskich przedstawicieli Weasley'ów!-Powiedziała Andromeda.
-I jedną rudą księżniczkę wśród nas!-Powiedział Bill.
-No i rzecz jasna za dwóch przystojnych bliźniaków!-Dodał Fred i wypili szampana.
Kolacja minęła bardzo szybko i wszyscy rozeszli się do swoich domów Potter'owie również.
-Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam, mama ma chyba racje, potrzebuję trochę przerwy.-Powiedziała i położyła się na łóżku.
-Ja też tak myślę i też się cieszę, że jesteś.
-Mogłam liczyć ile musiałam wil od ciebie odganiać na tym weselu Billa i Fleur.-Zachichotała.
-Taaa bardzo śmieszne, ja za to musiałem jakoś się pozbyć Wiktora Kruma.
-Widzisz spryt się jednak bardziej liczy niż mięśnie.
-,,A inteligencja bardziej niż cokolwiek".-Przedrzeźniał Hermionę.
-Dobranoc Harry, bo przed nami jeszcze cały wekeend.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz