Translate

czwartek, 27 października 2016

58. Wrócę niebawem...

Następnego dnia wieczorem, gdy wrócił Harry, Ginny zastanawiała się nad tym gdzie ma zamiar ich zabrać.
-Harry po co my się właściwie pakujemy?-Zapytała, gdy usiadł i zabrał się za kolację.
-Zobaczysz co ja i Ron wymyśliliśmy.
-Więc Ron razem z tobą organizował to...to coś? Mam się bać?-Zaśmiała się.
-Nie...chyba, że nie lubisz robaków.
-Aha. Ciekawe, ale cokolwiek by to nie było to i tak się cieszę, że możemy razem spędzić czas, bo jutro z samego rana wracam do Hogwartu i na stadion.
-Wiem, dlatego to dla mnie takie ważne, ale myślę, że ci się spodoba.
-Pewnie coś do ciebie.-Stwierdziła Ginny, gdy sowa śnieżna wleciała przez okno niosąc w dziobie list.-Dzięki.-Powiedziała Ginny kiedy wylądowała na jej ramieniu, wręczyła list, a po chwili z powrotem wyleciała zapewne na nocne łowy.
Ginny otwarła list i przeczytała na głos:

               Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać to, że zaprosiłem jeszcze kilka osób z naszej kochanej rodzinki.
                                                                                                                                  Kochający brat i
                                                                                                                              Wspaniały przyjaciel
                                                                                                                                             Ron


-Przegiął z tym kochającym bratem i wspaniałym przyjacielem.-Zaśmiała się Ginny.
-Czyli jednak wpadnie ktoś jeszcze...
-Przynajmniej będzie weselej.
-Tak, jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej.
-Nie wiesz jak głupio się teraz czuję, że nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz!-Harry odpowiedział jej tylko uśmiechem i powiedział:
-I jest jeszcze coś...
-Co znowu?
-No dobra o tym ci powiem...-Przewrócił oczami.-Mam na myśli imprezę w nowym lokalu mamy.
-Naprawdę? To super!
-Dzisiaj jest wielkie otwarcie i pomyślałem, że powinniśmy tam wstąpić, a potem...
-A potem co?
-Ginevro co ty taka niecierpliwa?!
-Choćby przez to ,,Ginevro" zresztą wiesz, że nie cierpię na nic czekać...-Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-No cześć!
-Chyba nie przeszkadzamy?-Przywitali się bliźniacy.
-Ee...moglibyśmy wejść mamy przesyłkę specjalną a nawet kilka dosyć ciężkich.
-Tak, jasne.-Powiedział Harry i wpuścił ich do środka.
-Mamy kilka prezencików.
-Harry jeśli nie masz nic przeciwko to też wbijemy na ta waszą imprezę.
-Jasne, super, że wpadniecie.
-No to świetnie, bo wiesz żadna impreza nie może nas ominąć szczególnie, że nawet Percy będzie.
-Więc on też będzie?-Zapytała Ginny.
-Jasne i ponoć jeszcze kogoś przyprowadzi.-Uśmiechnął się głupkowato George.
-Świetnie! Ktoś może mi wreszcie powiedzieć o co chodzi!?
-Harry mówił, że to niespodzianka skarbie.-Powiedział i poklepał ją po ramieniu, a że był od niej o pół głowy wyższy wyglądało to po prostu śmiesznie.
-Bo ci urwę tą rękę.-Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Faktycznie George uważaj, bo nie dosyć, że już nie masz ucha to jeszcze bez reki będziesz chodził!-Parsknął śmiechem Fred.
-No nieważne, macie jabłka od mamusi, dżemiki od mamusi i jakieś ciasto, które się chyba troszeczkę zgniotło...-Powiedział George wypakowując wszystko z plecaka.
-No nie! A Ginny już jutro wyjeżdża i co ja z tym wszystkim zrobię.
-Może zjesz?
-No trudno później nad tym pomyślę.
-A przyjdzie ktoś jeszcze?-Zapytała Ginny.
-Tak ma być jeszcze Charlie.
-A Bill i Fleur?-Spytał Harry.
-Muszą się opiekować naszą śliczną bratanicą.
-Racja...
-Ale, żeby nie było za nudno Charlie obiecał, że weźmie ta swoją zwierzynę.
-Dlatego musieliśmy się w to wkręcić, nie można przegapić tej reakcji Rona...
-Taaak....-Zaśmiała się.-Rzeczywiście warte uwagi.
-To może już chodźmy za trzy minuty wielkie otwarcie.-Ponaglił Harry.
-A na miejsce deportujemy się od razu stamtąd?-Zapytał Fred.
-Myślę, że obejrzymy tę kawiarnię i zobaczymy jak tam całe otwarcie a potem zdeportujemy się bezpośrednio na miejsce.
-Świetnie no to chodźmy! Po chwili Harry i Ginny ubrali się ciepło i Harry wziął ze sobą wielki plecak.
-Po co ci to?-Powiedziała.
-Zobaczysz niedługo.
-No dobrze zobaczę niedługo...-Powiedziała i deportowali się po kolei.
Na samej górze nad wejściem wisiał duży, złoty, świecący napis z napisem ,,Felix Felicis".
-Fajna nazwa nie?-Powiedział Ron, który pojawił się znienacka.
-Chcesz, żebyśmy zawału dostali!-Nawrzeszczała na niego Ginny.
-Może wejdźmy.-Zaproponował jeden z braci.
W środku było mnóstwo ludzi, którzy śmiali się i gawędzili ze swoimi znajomymi popijając wino. Całe wnętrze było granatowe poza ciemnobrązowymi blatami stołów i złotymi zasłonami i krzesłami. Ogólnie całe wnętrze sprawiało, że polepszał się nastrój.
-O, spójrzcie jest Percy!-Powiedział Fred i obaj bliźniacy pospieszyli w jego stronę,
-Od kiedy oni tak lubią Percy'ego?-Zapytał Ron.
-W końcu są braćmi.-Prychnęła Ginny. Ale tutaj jest ładnie, mama się nieźle postarała.-Podziwiała.
-Masz rację, tu jest niesamowicie.-Przyznał Harry.
-Ależ my jesteśmy skromni, w końcu pomagaliśmy tu wszystko urządzać.
-No tak, pewnie dlatego tu jest tak wspaniale od razu wiedziałam, że to wszystko wasza zasługa.-Powiedziała i cała ich trójka wybuchła śmiechem.
-Och, jesteście już kochani!-Przywitała ich z uśmiechem Molly. No i jak wam się podoba.
-Niesamowicie mamo!
-Tak, mi też się podoba.-Dodał Harry.
-Zaraz, Hermiona gdzieś tutaj była...-Powiedział Ron rozglądając się.
-Widocznie zaginęła w tym tłumie.-Zażartowała Ginny.
-Cieszę się, że wam się podoba i rzeczywiście nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób.
-Na każdym stoliku była świeca i kwiaty oraz menu.
-A no właśnie jedliście coś?-Zapytała mama z zatroskaną miną.
-Nie, mamo naprawdę nie jesteśmy głodni.-Powiedziała Ginny.
-Tak, poza tym mam już pomysł na kolację.-Powiedział Harry.
-W takim razie cieszę się, ale jakby co to wpadajcie wszystko na koszt firmy.
-Och, daj spokój mamo...-Powiedziała Ginny.
-W dzisiejszych czasach całe życie jest takie w biegu jak widzę ciebie Harry jak co chwilę latasz do ministerstwa i z powrotem albo ty Ginny, naprawdę uważasz, że połączenie rodziny, pracy i szkoły to był dobry pomysł?
-Jasne mamo, poza tym trzeba mieć jakieś wykształcenie, chcę się w przyszłości realizować a nie siedzieć w domu.
-Naprawdę jak będziesz miała dzieci to zrozumiesz to kochanie, że to nie praca jest najważniejsza.
-My z Harry'm na razie nie...
-Wiem, po prostu praca to nie wszystko można ją zmienić, można ją znaleźć a rodzina? Faktycznie Harry i Ron radzą sobie tutaj świetnie, ogromnie mi pomogli za co jestem im bardzo wdzięczna, ale bez was są jakby z nich uleciało powietrze, Harry cię potrzebuje tak jak Ron potrzebuje Hermiony.
-Co znowu zrobiłam?-Zapytała roześmiana Hermiona.
-Dobrze ja już może pójdę.-Powiedziała i odeszła.
-Znowu pewnie mówiła jacy to jesteście niedożywieni prawda? Powiedział Ron i się do nich dosiadł.
-Cześć Harry jak tam w Dolinie?-Przywitała się Hermiona.
-Przecież wiesz...-Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę a Hermiona uśmiechnęła się triumfująco.
-To co idziemy już?-Zapytał Fred po tym jak chwile wcześniej pożegnał się z mamą.
-W sumie trochę szkoda, niezła impreza się tu rozkręca.-Przyznał George.-Percy może byś tak przedstawił twoją dziewczynę całej reszcie!-Przywołał go gestem.
-Jasne. To jest Audrey, a to Ginny-moja siostra, Harry-mąż mojej siostry, Ron-mój brat i Hermiona-żona mojego brata.
-Łał macie całkiem dużą rodziną.-Przyznała Audrey.
-Tak masz rację całkiem spora i cały czas się rozrasta no ale nieważne.
-A nas to już nie przestawisz tak!?-Oburzyli się bliźniacy.
-Jestem Fred Weasley ten najprzystojniejszy z braci!-Skłonił się.
-Jestem George i Fred ma rację, odkąd straciłem ucho powiedzmy, że to on jest ten przystojniejszy, ale zawsze mnie wszyscy o to pytają i ja jestem odważniejszy.
-Ja prawie umarłem.-Wtrącił Fred.
-To chyba mówi o tym, że jesteś słaby.-Powiedział i obaj się zaśmiali.
-Oni już tacy są.-Westchnęła Ginny i po chwili wyszli na zewnątrz skąd Harry i Ron deportowali wszystkich na miejsce.
-Harry...naprawdę nie mogę w to uwierzyć to...dziękuję nie wiesz ile to dla mnie znaczy.-Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. Byli dokładnie w tym samym miejscu gdzie kiedyś wszyscy Weasley'owie organizowali sobie biwak. Tam gdzie we wspomnieniu Ginny rozmawiali, śmiali się. Chyba jednak dobrym pomysłem było to zorganizować-Pomyślał Harry
-Och...jesteście przesłodcy.-Powiedziała Audrey.
-Trzeba było kuć żelazo póki gorące...-Powiedział Fred.
-Albo raczej brać Wybrańca póki był wolny.-Poprawił go George i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja Harry'ego nikomu nie oddam!-Zaśmiała się Ginny.
-To ty jesteś! Wy jesteście...kurczę przecież...no tak ty to ten słynny Harry Potter, Hermiona Granger...
-Teraz już Weasley.-Wtrącił Ron
-...i Ron Weasley to wy szukaliście horkruksów! A ty to Ginevra Weasley ta, która...
-Potter.-Znowu przerwał Ron.
-...Ta, która pomogła zniszczyć Voldemorta i...
-Zniszczyła śmierciożerców psychicznie! Tak jest, to nasza księżniczka. Najmłodsza, ale najsilniejsza z nas wszystkich, niepozorna a tak groźna dla swojego przeciwnika-Ginevra Potter!-Rzekł Fred a brzmiało to jak przedstawienie zawodnika na ringu.
-Taaak, moja ścigająca.-Powiedział Harry.-Mogła mieć każdego a z tych wszystkich ludzi na świecie wybrała mnie-bliznowatego okularnika.-Powiedział i znowu wszyscy się zaśmiali.
-Jednak cuda się zdarzają.-Zażartował George.
-Charlie też ponoć miał być prawda?-Zapytała Hermiona.
-Tak, ale chyba się...-Nie dokończył Fred, bo właśnie w tym momencie deportował się Charlie,  tak jak obiecał z małym zielonym smokiem.
-Poprawka, ja się nie spóźniłem to czas się pospieszył.-Powiedział Charles z uśmiechem na twarzy. Ciężko było to maleństwo wsadzić w szelki i zapiąć na smyczy, ale w końcu mi się udało.
-Maleństwo...-Powiedział Ron.-Wam też się robi tak ciemno...
-Ron ty kretynie, wstawaj z tej ziemi! Co ty znowu wyprawiasz, znowu zostawiłeś godność w domu!-Dostał reprymendę od Ginny.
-Dziękuję Ginny.-Rzekł Charlie.
-Jest całkiem miły.-Stwierdziła Ginny kiedy mały smok zaczął ocierać się o jej nogi a ona pogłaskała go po grzbiecie i po chwili wszyscy byli już przy nim i głaskali smoka. Wszyscy oprócz Rona, który stał z boku z założonymi rękami.
-Ron.-Kiwnął głową na zachętę Charlie ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-One wyrastają na wielkie potwory! Kiedyś pożre nas wszystkich albo zdemoluje cały świat!
-Daj spokój, jak takie maleństwo mogłoby zdemolować świat! Nawet jeszcze nie ma dobrze wykształconych skrzydeł!
-To to coś jeszcze będzie latać!?
-A co myślałeś w końcu to smok Ron.-Zaśmiał się Fred-Chyba też sobie takiego sprawię.
-Mama nie będzie zadowolona...
-Już z nią o tym rozmawiałem.-Rzekł Charlie.
-To dlatego tak jej pomagałeś z tą restauracją...-Wytknął mu Ron.
-I tak bym pomógł.-Obruszył się.
-Przestańcie wreszcie...-Powiedziała znudzona Ginny.
-Właśnie może rozdzielmy zadania.-Zaproponował Percy.
-To ja pójdę po jakieś drewno.-Oświadczył Ron.
-Pójdę z tobą.-Dołączyła się Hermiona.
-To ja i Audrey rozstawimy namioty.-Rzekł Percy.
-Ja i Fred poukładamy nasze rzeczy i zajmiemy się atmosferą.
-Nie wiem co to znaczy ale brzmi dobrze.-Stwierdził Percy.
-Nie myślałem, że kiedyś to od ciebie usłyszę.
-To ja się zajmę zabezpieczeniami.-Powiedziała Ginny.
-Ja też.
-No tak, auror w swoim żywiole.-Uśmiechnął się do niego Fred.
Po niecałej godzinie wszystko było już uporządkowane, zaklęcia ochronne były już nałożone, namioty rozstawione a ognisko rozpalone. Wszyscy siedzieli w ciasnym kręgu otaczając ognisko. Opowiadali różne ciekawe historie i mówili o ostatnich wydarzeniach.
-Cieszę się, że mama w końcu się czymś zajmie.-Powiedział Fred.
-No była samotna i jakaś...przygaszona.-Dodał George.
-Ginny to w końcu ile miałaś tych chłopaków?-Gnębił wciąż ten sam temat Ron.
-A czy to takie ważne!? I nie Ron, nie było ich pięciu.
-No i nadal nie wiemy tak naprawdę co dokładnie stało się w Komnacie Tajemnic.-Powiedziała Hermiona.
-W końcu to Komnata Tajemnic, no nie?-Zaśmiał się Percy.
-To nasza tajemnica.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, właściwie my nigdy nie będziemy wiedzieć co się tam naprawdę stało.
-W ogóle świetne pomysł, żeby robić biwak w środku października.
-Od czegoś są zaklęcia termalne.-Powiedział Harry.
-Patrzcie te gwiazdy wyglądają zupełnie jak hipogryf.-Powiedział Charlie i po chwili wszyscy się położyli i patrzyli w niebo.
-Rzeczywiście.-Powiedziała Hermiona.
-Ty już masz jakąś obsesję..-Stwierdził Ron.-Ja nie widzę żadnego hipogryfa.
-Przyjrzyj się dobrze! Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć!-Powiedziała Ginny.
-A ty stary, nie mów mi, że też widzisz jakiegoś hipogryfa na niebie.
-Tak, tam jest.-Powiedział Harry i pokazał ręką.
-Wciąż nic nie widzę to tylko gwiazdy...
-Czy ty musisz być taki bez wyobraźni!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę...że to bardziej jak skrzat domowy albo...jak ty Hermiona.
-Co przecież Hermiona nie ma takich wielkich ust.-Zaśmiał się George.
-To nie są usta tylko mięśnie.-Parsknął śmiechem Percy.
-No to bardziej jak Ginny.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, a ci w kącie to Fred i George.-Powiedziała Ginny.
-Całkiem mądre stwierdzenie Ginny, w końcu my zawsze kombinujemy coś po kątach.-Powiedział Fred.
-Pamiętacie pożegnanie z tatą, miał rację, wszyscy patrzyliśmy wtedy w niebo i po jego ostatnich słowach naprawdę pojawiła się spadająca gwiazda.-Powiedział Ron.
-Pamiętacie, na trzecim wzgórzu jest nora.-Powiedziała Ginny.
-Tak, a na drugim mieszka Ksenofilius.
-Tak, teraz już sam, wszyscy się jakoś rozeszli a my wszyscy wciąż jesteśmy razem, a na dodatek jesteśmy rodziną.
-Ja mam wrażenie jakbyśmy zawsze nią byli. Czasem myślę, co by powiedzieli moi rodzice...-Powiedział Harry a Ginny wtuliła się w jego ramię. Chyba to prawda nigdy nie można mieć wszystkiego...
-Nawet człowiek mający wszystko nigdy nie byłby szczęśliwy.
-Była nawet taka legenda...-Zaczęła Hermiona.-A zresztą nieważne może innym razem wam opowiem.
-Jutro z samego rana wracam do Hogwartu...
-Nie męczy cię ta odległość?-Odezwała się Audrey.
-Odległość zawsze męczy, gdy ma się kogoś bardzo bliskiego.
-Percy też siedział w ministerstwie od rana do nocy i czasami w ogóle chyba nie wracał do domu.
-No tak, masz rację dlatego teraz to wszystko zmieniam.
-Niesamowita metamorfoza.-Powiedzieli chórem bliźniacy.
-Czego on chce!-Powiedział zdenerwowany Ron patrząc z obrzydzeniem na smoka, który się o niego ocierał.
-Polubił cię.-Uśmiechnął się Charlie.
-A daj mi spokój! Po lekcjach z Hagridem mam już dosyć tego ,,polubił cię".
-Są różne gatunki zwierząt i różnie się zachowują, masz rację Ron niektóre z nich to potwory stworzone wyłącznie po to by niszczyć i siać postrach, ale inne są naprawdę przyjazne i szukają towarzysza, którego są gotowe bronić.
-Możeeee..no niech ci będzie może nie jest taki zły.-Przyznał Ron, po czym wziął kawał mięsa rzucił w stronę zwierzęcia a on natychmiast go pochwycił.
-Widzisz Ron, zależy z jakiej strony na to spojrzysz, bo one naprawdę mogą być bardzo pożyteczne, gdy się je odpowiednio wychowa.
-Taaak...mam bardzo ciekawą rodzinę brata, który zajmuje się wychowaniem dzikich zwierzaków...
-Dwóch zwariowanych  bliźniaków.-Dodała Ginny.
-Super inteligencje.-Powiedział o Hermionie Harry.
-Bliznowatego.-Powiedział Fred.
-Mądrale, który otworzył oczy.-Powiedział George a Percy się do niego uśmiechnął.
-I najmłodszą, ale chyba najmądrzejszą z nas wszystkich, światowej sławy szukającą.-Zakończył Charlie.
-Taak...ciekawe zestawienie.-Zaśmiała się Hermiona.-No i jeszcze jeden, wyjątkowy Ron.-Powiedziała i przytuliła go.-Będę za wami wszystkimi tęsknić.
-Ja też i to bardzoooooo. Ale macie mnie o wszystkim informować co się tutaj dzieje!-Zaśmiała się. Dziękuję wam, że to zorganizowaliście, fajnie było powspominać...Cokolwiek by się nie działo wiem jedno, że wrócę niebawem...











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz