-Stary co tu się stało? Zapytał Ron wchodząc do domu gdzie były porozrzucane jakieś papiery.
-Przepraszam, nie mam czasu.
-A czym jesteś tak zajęty? Rozumiem, że jest ci ciężko ale... może jednak byś się ogarnął.
-Daj mi spokój.
-Harry, ja wszystko jej opowiem, ona nie wie co się tak naprawdę stało.
-A co to zmienia skoro i tak jestem beznadziejny! Nie mogę na siebie patrzeć! Ronowi przez chwile nawet wydawało się, że po policzku pociekła mu mała łza.
-Ja się nie dziwię skoro wyglądasz jak wyglądasz. Jesteś cały blady, masz podkrążone oczy. Kiedy ty ostatnio spałeś?
-Jakbym mógł teraz spać to byłbym już zupełnym dupkiem.
-No widzisz, czyli jednak nie jesteś aż taki zły. Ale tak naprawdę ty nic nie zrobiłeś. Ja wcale nie jestem na ciebie zły a jak jej wszystko powiem to też zrozumie. Dobrze zrobiłeś biorąc różdżkę do ręki. Nie jestem już taki głupi jak kiedyś, nauczyłem się dużo na akademii aurorów i to nic złego, a Ginny tylko tak to odebrała, bo nie wie o co tak do końca w tym wszystkim chodziło, dlatego jest na nas taka zła.
-Jak jej nagadasz to na pewno ci uwierzy. Zresztą...nawet jeśli ci uwierzy to i tak pomyśli, że cię tam wysłałem, żebyś je przekonywał o mojej niewinności.
-Ona zna cię dobrze jak nikt inny i wie, że ty taki nie jesteś, żeby podnosić różdżkę na swojego przyjaciela i wysyłać pośredników. Zresztą zależy ci na niej czy nie! Podburzył go trochę Ron. Idziesz tam i pogadasz z nią czy wolisz tu siedzieć i czekać na cud? Zapytał go ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi więc sam po chwili deportował się do nory.
-Od kilku dni jest, ale jakby go nie było. Chyba się załamał. Powiedział Ron, bo zdążył już wytłumaczyć wszystko Hermionie.
-No tak widziałam go dzisiaj w ministerstwie. Rzeczywiście wygląda jakby był chory albo zmęczony. Dodała Hermiona, która razem z Ronem chciała dyskretnie wzbudzić w niej jakieś współczucie.
-Wygląda okropnie wcześniej zawsze w pracy był uśmiechnięty i pełen energii, a teraz...wygląda jakby był skazany na ścięcie. Ginny ty jesteś bez serca! Powiedział w końcu, gdy nie zobaczył żadnej reakcji i nie odezwała się ani słowem.
-Ron przestań wreszcie krytykować innych ludzi! Wiem, że jesteś jego przyjacielem i chcesz mu pomóc ale...zresztą nieważne. Wydaje ci się, że nie myślę o tej kłótni? Że ja się tym wcale nie przejmuję! Mówiąc to była już bliska płaczu. Że nie myślę co u niego? Że nie chcę się pogoić?
-Jakbyś chciała się pogodzić to już dawno byś to zrobiła! Wypomniał jej Ron.
-On też gdyby mu naprawdę zależało...A w ogóle ja nie jestem na niego zła tylko myślałam, że jest inny...
-Och...to wszystko nie tak...to wszystko wina Freda i George'a przez to, że dodali mi do jedzenia eliksiru rozjuszającego wszyscy zaczęli się kłócić. A ja zachowywałem się na tyle podejrzanie, że równie dobrze mógłbym być pod wpływem imperiusa a wtedy nie ma znaczenia czy taka osoba jest twoim przyjacielem czy wrogiem, bo ona nie jest wtedy sobą. To już jest taki odruch aurorów. Musisz to zrozumieć Ginny, że on mógłby być w niebezpieczeństwie gdyby był to jakiś silniejszy środek. Wytłumaczył Ron.
-Zaraz, czyli...to jakiś głupi żart Freda i George'a!? Już chciała wstać, ale Hermiona złapała ją za rękę i z powrotem posadziła na kanapę.
-Co to da Ginny?
-Kiedy oni wreszcie wyrosną z tych swoich dziecinnych żartów przecież to w ogóle nie było śmieszne! Mogło się coś stać!
-Co mogło się stać? Zapytała pani Weasley przechodząc obok nich po czym Ron po raz trzeci już opowiedział tę samą historię.
-CZY ONI JUŻ DO RESZTY POWARIOWALI, ŻEBY TAKIE ,,ŻARTY"ROBIĆ. MYŚLAŁAM, ŻE SĄ JUŻ POWAŻNYMI LUDŹMI! JA JUŻ IM TO WYBIJĘ Z GŁOWY!!Powiedziała zdenerwowana pani Weasley i deportowała się.
-Już rozumiesz Ginny?
-Czyli, jeśli dobrze rozumiem to Fred i George cię ,,poczęstowali" przez co zwariowałeś i pokłóciłeś się z Hermioną a potem z Harry'm, a on zauważył, że zachowujesz się podejrzanie i dlatego wyciągnął różdżkę?
-Dokładnie tak. Przytaknął Ron.
-No właśnie Harry chciał uratować też mnie. Dodała Hermiona.
-Zresztą, ja tam nie mam do niego żalu o to, że wyciągnął tą różdżkę, bo sam nie wiedziałem dokładnie co robię i co mówię, a Harry po prostu bał się o siebie i Hermionę.
-Strasznie to wszystko skomplikowane, ale tak naprawdę chyba macie rację, może tylko dla mnie to tak źle wyglądało, bo nie rozumiałam do końca całej tej sytuacji.
-No właśnie Ginny. A Harry...pewnie już dawno by cię przeprosił ale on po prostu nie ma odwagi, żeby tu przyjść, wstyd mu za to. Powiedział Ron.
-Muszę iść do Doliny! Powiedziała w końcu.
-Wreszcie! Powiedział uradowany Ron. Idź już, idź do tego swojego kochasia. Powiedział i porozumiewawczo uśmiechnął się do Hermiony.
Harry po chwili usłyszał trzask i zastanawiał się czy to znowu Ron przyszedł dawać mu dobre rady, Hermiona czy może już się pogodzili i przyszli oboje. Ginny postanowiła nie wchodzić tak po prostu więc zapukała, a gdy usłyszała ,,proszę" rzucone tonem mówiącym ,,dajcie mi już wreszcie spokój".
-To ja. Powiedziała cicho. A on wyglądał jakby spadł grom z jasnego nieba. Od razu wstał z krzesła i pospiesznie wepchnął jakieś papiery do torby i rzucił chłoszczyść wyglądał na zdziwionego ale chyba cieszył się, że przyszła.
-Mam nadzieję, że po tym jak na ciebie nawrzeszczałam masz jeszcze chęć, żeby ze mną porozmawiać. Powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
-Ginny nawet nie wiesz jak się cieszę, że chcesz ze mną porozmawiać, wiem, że cię zawiodłem, ale Ron się nigdy tak nie zachowuje ostatnio był w takim stanie kiedy nosił horkruksa no i przestraszyłem się, że może być pod wpływem imperiusa albo jeszcze czegoś gorszego, a Hermiona nie wiem czy mogłaby rzucić jakiekolwiek zaklęcie będąc tak roztrzęsiona.
-Och, Harry jednak znam cię dobrze dbasz o wszystkich tylko nie o siebie i już poznałam całą historię, wiem, że nie chciałeś zrobić nic Ronowi, zresztą nawet jeśli tak mi się wydawało to jakoś nie pozawalałam tej myśli pozostać w mojej głowie. Ale zrozum mnie, byłam naprawdę zdenerwowana na was obu i niezbyt zwarzałam na to co mówię no i nie wiedziałam tak do końca co było przyczyną tej całej kłótni. Przepraszam, że cię tak fałsztwie oskarżyłam chociaż szczerze mówiąc to i tak ciężko było mi uwierzyć, że mógłbyś komukolwiek zrobić krzywdę.
-To nie twoja wina, że nie wiedziałaś o co chodzi, ja też pewnie wkurzyłbym się gdybyś ty i Hermiona wyciągały na siebie różdźki, a roztrzęsiony Ron stałby w kącie. Powiedział z lekkim uśmiechem. Widać było, że ta wizyta ,,przywróciła go do życia" i nie był już gderliwy i
smutny.
-Niewątpliwie ciekawy widok. Dodała ze śmiechem. A Fredowi i George'owi to się dopiero dostanie wiem, że była tam już mama ale ja też się chyba powatyguję.
-...No to już są martwi. Wtrącił Ron, który właśnie wśliznął się do domu...O, jaka fajna książka. Powiedział zakłopotany.
-Naprawdę tak cię interesuje podręcznik do elisirów ze średniowiecza. Dodał i parsknęli śmiechem.
-Emm...no to chyba jednak lektura nie dla mnie. No sory za tą wizytę ale musiałem sprawdzić czy jeszcze nie wydrapaliście sobie oczu.
-My?! Powiedziała z wyrzutem Ginny. Nigdy w życiu! Patrz jacy już jesteśmy pogodzeni. Powiedziała i oparła się o ramię Harry'ego.
-Hmm...no niech ci będzie. Wybąkał Ron.
-Czyli wracasz? Zapytał Harry.
-No jasne. Powiedziała i przytuliła się do niego a Ron zrobił minę ,,Byleby szybko, bo już zgłodniałem"
-Ale mam za to pomysł zemsty na Fredzie i George'u. Ginny objaśniła im na czym będzie polegał cały plan i czego albo raczej kogo potrzebują do jego realizacji.
Chwilę później byli już na Pokątnej przed ich sklepem z jeszcze dwoma aurorami.
-Jesteście tymaczasowo aresztowani. Powiedział najwyższy auror.
-Co ale co my...Fred chodź tutaj.
-O co chodzi? Zapytał bliźniak.
Na mocy dekretu o przestrzegania prawa czarodziejów jesteście aresztowani za zaburzenie osobowości Ronalda Weasey'a na czas 2 godzin.
-Ale my...to były tylko takie żarty. Harry powiedz im, że my nic nie zrobiliśmy! Ich mina była naprawdę bezcenna. Dobra koniec sceny pierwszej już dziękuję panowie. Powiedziała Ginny i wyszła zza nich z uśmiechem wyrażającym satysfakcję.
-Co...Ginny co tu się dzieje! Powiedzieli jednocześnie podczas, gdy Ron ryczał ze śmiechu.
-Ale was wrobiła...dawno nie widziałem was...takich przerażonych. Dodał Ron.
-Zwariowałaś! O mało nie dostaliśmy zawału!
-To za te wasze głupie żarty, Ron ty się znasz na szachach więc może ty mnie w tym wyręczysz.
-Szach mat. Powiedział i przybił Ginny piątkę. Szkoda, że Hermiona tego nie widziała.
Ron akurat był w pobliżu swojego domu więc cała trójka przeszła się kawałek a potem opowiedziała całą historię Hermionie, a ona śmiała się jakby ktoś podał jej eliksir śmiechu.
Resztę wieczoru spędzili śmiejąc się i rozmawiając o powrocie Ginny i Hermiony na kolejny rok do szkoły.
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Translate
sobota, 30 lipca 2016
środa, 27 lipca 2016
44.Dzień kłótni
Po tym, gdy Ginny wyszła z samego rana na trening Dolinę Godryka odwiedziła Hermiona. Ale wyraźnie można było dostrzec, że jest w fatalnym humorze.
-Hermiona!? Powiedział zdziwiony Harry widząc Hermionę w progu.
-Przepraszam, że tak nagle wpadam Harry. Jest Ginny?-Zapytała ocierając łzy.
-Nie, wyszła na trening kilka godzin temu więc pewnie niedługo wróci. Ale...co się stało?
-Och, Harry dzisiaj rano Ron zaczął mówić takie rzeczy...że ja w ogóle nic nie robię tylko siedzę w pracy, że nie poświęcam mu uwagi, gadał też coś o was...
-Ale o co w zasadzie poszło?
-No, bo wszystko zaczęło się od tego, że chcę pojechać do Hogwartu na ostatni rok no i już wcześniej o tym rozmawialiśmy czy on chce, żebym jechała, czy poradzi sobie z Teddy'm no i mówił, że się zgadza, ale widocznie się boi no i za to na mnie nawrzeszczał, że zostawiam go z tym wszystkim samego, że nie poświęcam mu uwagi i...
-Zaczął ci wszystko wypominać. Skończył za nią Harry.
-Tak...ale to wszystko tak boli...nie uwierzysz...on zaczął mówić mi, że ja jestem niewierna, bo kiedy szukaliśmy horkruksów to niby cię podrywałam...-Mówiła łykając łzy.
Harry o mało co nie zadławił się swoją kawą, gdy mu o tym powiedziała.
-Myślałem, że już mu to wytłumaczyliśmy. A w ogóle my...mielibyśmy być razem...?-On naprawdę chyba kompletnie zwariował. No wybacz, ale...sama wiesz...
-Rozumiem Harry, ja też raczej nie gustuje w ,,wybrańcach". Powiedziała a humor chyba trochę jej się poprawił, bo uśmiechnęła się przez łzy.
-No właśnie zresztą kto inny oprócz Ginny by mnie chciał...może kiedyś te dziewczyny w Hogwarcie, ale i tak to by nie miało sensu, bo tylko Ginny tak naprawdę była gotowa się narazić dla mnie.
-To prawda. Ginny imponuje właśnie tym spokojem, odwagą, tym, że nie boi się wystawić na trudną próbę.
-No właśnie nawet wtedy kiedy po pogrzebie Dumbledore'a chciałem ją zerwać, bo się o nią bałem to twierdziła, że ma to w nosie, a wiem, że mało kto by tak powiedział w takiej sytuacji.
-No tak Ginny zdecydowanie nigdy się nie poddaje. A wracając do tematu myślisz, że zrozumie, bo już kiedyś tak było ale myślałam, że to już mu wytłumaczyliśmy.
-Ja też tak myślałem, ale to Ron jego się nie da zrozumieć.
-Ron jak się już uprze to nie da się z nim normalnie porozmawiać...Ja już nie daję sobie rady...nie chcę, żeby każdy nasz dzień kończył się jakąś bezsensowną kłótnią no i nie wiem czy jechać na ostatni rok.-Powiedziała a łzy pociekły jej po policzkach.
-Uspokój się Hermiona. Pogodzicie się. I jeszcze usłyszysz od niego ,,przepraszam" i ,,kocham cię". Powiedział przytulając ją, bo nie bardzo wiedział co zrobić, żeby ją pocieszyć, ale zanim Harry zdążył cokolwiek zrobić zobaczył Rona w progu czerwonego ze złości.
-Jak śmiesz! Ryknął do niego i wyciągnął różdżkę. Po chwili Ginny wróciła z treningu zobaczyła rozzłoszczonego Rona z wyciągniętą różdżką podobnie jak Harry i płaczącą Hermionę.
-CO TU SIĘ DZIEJE?! NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TE RÓŻDŻKI!!-Wydarła się na nich Ginny, która też wyglądała na złą, ale pewnie dlatego, że była przerażona tą sytuacją. NATYCHMIAST ODDAJ MI TĄ RÓŻDŻKĘ, RONALDZIE!!!Zdziwiony Harry patrzył na całą tą scenę z niedowierzaniem Ginny wyglądała zupełnie jak pani Weasley i na dodatek powiedziała do Rona ,,Ronaldzie". Jak było widać trzymała w ręce obydwie różdżki więc umiała zapanować nad sytuacją nawet nie używając zaklęcia expelliarmus. Hermiono ty usiądź sobie w salonie i napij się herbaty. Powiedziała do Hermiony tak spokojnym głosem, że zupełnie nie wyglądała na taką Ginny którą widzieli przed chwilą. Macie mi to natychmiast wytłumaczyć! To zdecydowanie nie była prośba tylko wyraźny rozkaz.
-On tu od tak przyszedł i...-Nie dał mu dokończyć Ron.
-Nie słuchaj go...to on obściskiwał się z Hermioną!
-NIKT CIĘ NIE NAUCZYŁ, ŻE NIE PRZERYWA SIĘ INNYM! ZACHOWUJECIE SIĘ JAK KILKULETNIE DZIECI! Już rozumiem Rona, ale ty Harry...myślałam, że jesteś na tyle mądry, że nigdy nie podniósłbyś różdżki na swojego przyjaciela.-Powiedziała patrząc mu prosto w oczy z wyraźnym rozczarowaniem, a Harry myślał, że jego sumienie zaraz przez to eksploduje.
-Ginny...ja naprawdę...nie chciałem...-Próbował się jakoś żałośnie wytłumaczyć.
-Wiecie co, proszę weźcie sobie te różdżki i pozabijajcie się jak prawdziwi przyjaciele. Zakończyła założyła na siebie swoją pelerynę, odwróciła się od nich i razem z Hermioną wyszły, a Ron wciąż siedział cicho więc najwyraźniej musiał poczuć to samo co Harry, bo zrobił jeszcze skruszoną minę i schował swoją różdżkę za pazuchę.
-Ron...powinniśmy porozmawiać.-Postanowił się odezwać.
-Daj mi spokój myślisz, że nie wiem...
-Ale...o czym przecież naprawdę zawsze mówiłem ci o wszystkim Ron.
-Wiesz ja głupi przyszedłem tutaj, bo chciałem porozmawiać, a tu co?! Moja żona i mój ,,najlepszy przyjaciel"-Ostatnie dwa słowa wypowiedział ze szczególnym naciskiem.
-Ron uspokój się.
-Uspokój się! Tyle masz mi do powiedzenia! A...co z Ginny, jej naprawdę na tobie zależało! Bardzo dobrze, że poszła akurat w stronę kariery i nauki, bo zmarnowałeś jej życie!
-Ron ja kocham Ginny! Jak możesz twierdzić, że nie. Nawet jeśli nie, to nie skrzywdziłbym siostry mojego przyjaciela. A to z Hermioną...daj spokój jesteśmy TYLKO PRZYJACIÓŁMI! Przyszła dziś do mnie, bo chciała, żebym ją pocieszył, a w zasadzie to przyszła do Ginny ale ona była na treningu.
-To dlaczego się obściskiwaliście!?
-Ja przytuliłem ją, bo nie wiedziałem jak mam ją pocieszyć! Bardzo lubię Hermionę i cieszę się, że się przyjaźnimy, bo wiele razy mi pomogła.
-Powiedziałeś do niej ,,kocham cię"!
-Och nie, to wszystko nie tak. Powiedział i pokiwał przecząco głową. Opowiedział mu wszystko o czym rozmawiali.-...No i wtedy powiedziałem, że od ciebie usłyszy ,,kocham cię" po prostu usłyszałeś słowo wyrwane z kontekstu!
-Harry...jakoś trochę mi słabo...-Powiedział i zemdlał.
-Ron! Ron!
-Co? Powiedział po kilku minutach.
-Zemdlałeś, pamiętasz coś?
-Trochę. Pokłóciłem się z Hermioną, potem ją pocieszałeś, przyszła Ginny i potem rozmawialiśmy.
-Tak, a właściwie jak się czujesz?
-Trochę mi się kręci w głowie, ale nic poza tym.
Harry zastanawiał się co to miało być może był pod wpływem jakiegoś eliksiru? Zastanawiał się i w końcu zapytał.
-Ron co dzisiaj jadłeś i piłeś?
-No naleśniki piłem wodę i...racja! Ciastka od Freda i George'a! Harry czy ja...bardzo odleciałem? Zapytał przerażony.
-No nieźle nabroiłeś...zresztą ja też. Przyznał i przypomniał sobie zawiedzioną Ginny jakoś nie mógł zapomnieć tego obrazu.
-Harry? Wybudził go Ron. A co takiego narobiliśmy? Zapytał przełykając ślinę.
-No więc...ty ponoć najpierw pokłóciłeś się z Hermioną.. poszukać
-A co się pokłóciliśmy? Przerwał mu.
-Powiedziałeś, że nie poświęca ci tyle uwagi i, że wyjeżdżając z Hogwartu zostawia cię samego ze wszystkimi problemami i jeszcze, że jest ci niewierna, bo rzekomo kiedyś mnie podrywała.
-Co!? Nie wierzę ale, ale Harry ja wcale tak nie myślę, przyznaję boję się, że nie dam sobie rady z opieką nad Teddy'm, ale wiem, że to dla niej ważne i...ŻE WY NIBY KIEDYŚ ZE SOBĄ KRĘCILIŚCIE? Prychnął. Przecież już kiedyś o tym rozmawialiśmy i doskonale wiem, że podczas poszukiwania horkruksów myślałeś tylko o Ginny.
-To prawda. Ale podejrzewam, że dodali ci czegoś w rodzaju eliksiru rozjuszenia czy coś w tym stylu.
-Harry, a Hermiona? Jak to zniosła?
-No szczerze, bardzo źle. Rozpłakała się i chciałem ją pocieszyć, a potem ty przyszedłeś, strasznie się wściekłeś i wyciągnąłeś różdżkę. Ron w tym momencie aż zakrył usta dłonią.
-Harry, ale...nie rzuciłem na ciebie żadnego zaklęcia, prawda?
-Nie, bo Ginny akurat wróciła, była zdenerwowana i kazała nam oddać różdżki.
-No tak coś tam pamiętam wyglądała jak by zaraz miała czymś cisnąć albo coś podpalić. Niech ja ich dorwę...-Warknął Ron wstając z kanapy.
-Ron chcesz to naprostować czy znowu narobić sobie kłopotów!
-No dobra potem to z nimi załatwię. Powiedział i z powrotem usiadł na kanapę. I pamiętam jeszcze Ginny z jakby smutną miną, ale potem już nie wiem co się ze mną działo.
-Może najpierw wyślę do Freda i George'a patronusa z prośbą o wyjaśnienia i jakieś antidotum, żebyś mógł wrócić do sił
-Harry to co ja mam zrobić?
-Przede wszystkim musisz jej wszystko wytłumaczyć i przeprosić zresztą Ginny też nieźle się wściekła więc lepiej też ją przeproś.
-Wyślę do nich listy, ale wątpię, żeby odpisały...
-Jest aż tak źle?
-Obawiam się, że tak. Nagle wszystkie rzeczy Ginny zaczęły znikać z domu, a w jego dłoni pojawił się złoty łańcuszek , który kiedyś jej dał i doskonale wiedział dlaczego.
-Nieee. Co ja zrobiłem. Powiedział i schował twarz w dłoniach.
-Harry uspokój się ona jeszcze wróci dnia by bez ciebie nie wytrzymała.
-Nie Ron, nawet jeśli się kłócimy to się z nim nie rozstaje.
-Hmm...no w zasadzie wygląda na grubą kłótnię, ale o co ona się tak wściekła na ciebie? Harry bardzo nie chciał, żeby Ron wypytywał go o to ale przyrzekł sobie, że zawsze będzie mu o wszystkim mówił.
-Ja...kiedy podniosłeś różdżkę to ja odruchowo zrobiłem to samo i...ona ma rację.. ja jestem nikim jak można podnosić różdżkę na swojego najlepszego kupla...
-Nie załamuj się tak przecież to ja cię sprowokowałem, wiem, że ty sam nigdy byś tak nie zrobił, a jak człowiekiem targają silne emocje to różne rzeczy się zdarzają...zresztą ja nie jestem na ciebie zły stary.
-Dzięki Ron, ja naprawdę żałuję. Nie wiem co teraz będzie, wciąż pamiętam ten jej zawiedziony wyraz twarzy i nie mam nawet siły, żeby ją przeprosić. Niektórzy mają rację ktoś taki jak Ginny nie zasługuje na takiego śmiecia jak ja...
-Och, przestań się tak oskarżać, bo to nic nie da , a w końcu i tak się pogodzicie. Widzisz jaki ja jestem i Hermiona mnie jeszcze nie wykopała, a naprawdę jej się dziwię, że tego jeszcze nie zrobiła. Normalnie pewnie rozśmieszyła by go uwaga Rona, ale teraz nie miał powodu do śmiechu.
W końcu wyszedł do pracy, ale i tak bardzo trudno było mu się na czymkolwiek skupić, bo po głowie tłukły mu się słowa ,, Myślałam, że jesteś na tyle mądry, że nie podniósłbyś różdżki na przyjaciela." Harry zauważył, że Ron też jest taki nieobecny i nieskupiony.
Po powrocie z pracy w domu nie było już ani jednej rzeczy należącej do Ginny no może poza tej , która w zasadzie była już własnością Harry'ego. Była to mała fiolka z wijącą się w środku srebrną nitką-wspomnienia Ginny. To była teraz jedyna rzecz (oprócz naszyjnika) która mu po niej została i choć wiedział, że Ginny na pewno jest w Norze to i tak narazie nie miał odwagi, żeby spojrzeć jej w oczy.
-Hermiona!? Powiedział zdziwiony Harry widząc Hermionę w progu.
-Przepraszam, że tak nagle wpadam Harry. Jest Ginny?-Zapytała ocierając łzy.
-Nie, wyszła na trening kilka godzin temu więc pewnie niedługo wróci. Ale...co się stało?
-Och, Harry dzisiaj rano Ron zaczął mówić takie rzeczy...że ja w ogóle nic nie robię tylko siedzę w pracy, że nie poświęcam mu uwagi, gadał też coś o was...
-Ale o co w zasadzie poszło?
-No, bo wszystko zaczęło się od tego, że chcę pojechać do Hogwartu na ostatni rok no i już wcześniej o tym rozmawialiśmy czy on chce, żebym jechała, czy poradzi sobie z Teddy'm no i mówił, że się zgadza, ale widocznie się boi no i za to na mnie nawrzeszczał, że zostawiam go z tym wszystkim samego, że nie poświęcam mu uwagi i...
-Zaczął ci wszystko wypominać. Skończył za nią Harry.
-Tak...ale to wszystko tak boli...nie uwierzysz...on zaczął mówić mi, że ja jestem niewierna, bo kiedy szukaliśmy horkruksów to niby cię podrywałam...-Mówiła łykając łzy.
Harry o mało co nie zadławił się swoją kawą, gdy mu o tym powiedziała.
-Myślałem, że już mu to wytłumaczyliśmy. A w ogóle my...mielibyśmy być razem...?-On naprawdę chyba kompletnie zwariował. No wybacz, ale...sama wiesz...
-Rozumiem Harry, ja też raczej nie gustuje w ,,wybrańcach". Powiedziała a humor chyba trochę jej się poprawił, bo uśmiechnęła się przez łzy.
-No właśnie zresztą kto inny oprócz Ginny by mnie chciał...może kiedyś te dziewczyny w Hogwarcie, ale i tak to by nie miało sensu, bo tylko Ginny tak naprawdę była gotowa się narazić dla mnie.
-To prawda. Ginny imponuje właśnie tym spokojem, odwagą, tym, że nie boi się wystawić na trudną próbę.
-No właśnie nawet wtedy kiedy po pogrzebie Dumbledore'a chciałem ją zerwać, bo się o nią bałem to twierdziła, że ma to w nosie, a wiem, że mało kto by tak powiedział w takiej sytuacji.
-No tak Ginny zdecydowanie nigdy się nie poddaje. A wracając do tematu myślisz, że zrozumie, bo już kiedyś tak było ale myślałam, że to już mu wytłumaczyliśmy.
-Ja też tak myślałem, ale to Ron jego się nie da zrozumieć.
-Ron jak się już uprze to nie da się z nim normalnie porozmawiać...Ja już nie daję sobie rady...nie chcę, żeby każdy nasz dzień kończył się jakąś bezsensowną kłótnią no i nie wiem czy jechać na ostatni rok.-Powiedziała a łzy pociekły jej po policzkach.
-Uspokój się Hermiona. Pogodzicie się. I jeszcze usłyszysz od niego ,,przepraszam" i ,,kocham cię". Powiedział przytulając ją, bo nie bardzo wiedział co zrobić, żeby ją pocieszyć, ale zanim Harry zdążył cokolwiek zrobić zobaczył Rona w progu czerwonego ze złości.
-Jak śmiesz! Ryknął do niego i wyciągnął różdżkę. Po chwili Ginny wróciła z treningu zobaczyła rozzłoszczonego Rona z wyciągniętą różdżką podobnie jak Harry i płaczącą Hermionę.
-CO TU SIĘ DZIEJE?! NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TE RÓŻDŻKI!!-Wydarła się na nich Ginny, która też wyglądała na złą, ale pewnie dlatego, że była przerażona tą sytuacją. NATYCHMIAST ODDAJ MI TĄ RÓŻDŻKĘ, RONALDZIE!!!Zdziwiony Harry patrzył na całą tą scenę z niedowierzaniem Ginny wyglądała zupełnie jak pani Weasley i na dodatek powiedziała do Rona ,,Ronaldzie". Jak było widać trzymała w ręce obydwie różdżki więc umiała zapanować nad sytuacją nawet nie używając zaklęcia expelliarmus. Hermiono ty usiądź sobie w salonie i napij się herbaty. Powiedziała do Hermiony tak spokojnym głosem, że zupełnie nie wyglądała na taką Ginny którą widzieli przed chwilą. Macie mi to natychmiast wytłumaczyć! To zdecydowanie nie była prośba tylko wyraźny rozkaz.
-On tu od tak przyszedł i...-Nie dał mu dokończyć Ron.
-Nie słuchaj go...to on obściskiwał się z Hermioną!
-NIKT CIĘ NIE NAUCZYŁ, ŻE NIE PRZERYWA SIĘ INNYM! ZACHOWUJECIE SIĘ JAK KILKULETNIE DZIECI! Już rozumiem Rona, ale ty Harry...myślałam, że jesteś na tyle mądry, że nigdy nie podniósłbyś różdżki na swojego przyjaciela.-Powiedziała patrząc mu prosto w oczy z wyraźnym rozczarowaniem, a Harry myślał, że jego sumienie zaraz przez to eksploduje.
-Ginny...ja naprawdę...nie chciałem...-Próbował się jakoś żałośnie wytłumaczyć.
-Wiecie co, proszę weźcie sobie te różdżki i pozabijajcie się jak prawdziwi przyjaciele. Zakończyła założyła na siebie swoją pelerynę, odwróciła się od nich i razem z Hermioną wyszły, a Ron wciąż siedział cicho więc najwyraźniej musiał poczuć to samo co Harry, bo zrobił jeszcze skruszoną minę i schował swoją różdżkę za pazuchę.
-Ron...powinniśmy porozmawiać.-Postanowił się odezwać.
-Daj mi spokój myślisz, że nie wiem...
-Ale...o czym przecież naprawdę zawsze mówiłem ci o wszystkim Ron.
-Wiesz ja głupi przyszedłem tutaj, bo chciałem porozmawiać, a tu co?! Moja żona i mój ,,najlepszy przyjaciel"-Ostatnie dwa słowa wypowiedział ze szczególnym naciskiem.
-Ron uspokój się.
-Uspokój się! Tyle masz mi do powiedzenia! A...co z Ginny, jej naprawdę na tobie zależało! Bardzo dobrze, że poszła akurat w stronę kariery i nauki, bo zmarnowałeś jej życie!
-Ron ja kocham Ginny! Jak możesz twierdzić, że nie. Nawet jeśli nie, to nie skrzywdziłbym siostry mojego przyjaciela. A to z Hermioną...daj spokój jesteśmy TYLKO PRZYJACIÓŁMI! Przyszła dziś do mnie, bo chciała, żebym ją pocieszył, a w zasadzie to przyszła do Ginny ale ona była na treningu.
-To dlaczego się obściskiwaliście!?
-Ja przytuliłem ją, bo nie wiedziałem jak mam ją pocieszyć! Bardzo lubię Hermionę i cieszę się, że się przyjaźnimy, bo wiele razy mi pomogła.
-Powiedziałeś do niej ,,kocham cię"!
-Och nie, to wszystko nie tak. Powiedział i pokiwał przecząco głową. Opowiedział mu wszystko o czym rozmawiali.-...No i wtedy powiedziałem, że od ciebie usłyszy ,,kocham cię" po prostu usłyszałeś słowo wyrwane z kontekstu!
-Harry...jakoś trochę mi słabo...-Powiedział i zemdlał.
-Ron! Ron!
-Co? Powiedział po kilku minutach.
-Zemdlałeś, pamiętasz coś?
-Trochę. Pokłóciłem się z Hermioną, potem ją pocieszałeś, przyszła Ginny i potem rozmawialiśmy.
-Tak, a właściwie jak się czujesz?
-Trochę mi się kręci w głowie, ale nic poza tym.
Harry zastanawiał się co to miało być może był pod wpływem jakiegoś eliksiru? Zastanawiał się i w końcu zapytał.
-Ron co dzisiaj jadłeś i piłeś?
-No naleśniki piłem wodę i...racja! Ciastka od Freda i George'a! Harry czy ja...bardzo odleciałem? Zapytał przerażony.
-No nieźle nabroiłeś...zresztą ja też. Przyznał i przypomniał sobie zawiedzioną Ginny jakoś nie mógł zapomnieć tego obrazu.
-Harry? Wybudził go Ron. A co takiego narobiliśmy? Zapytał przełykając ślinę.
-No więc...ty ponoć najpierw pokłóciłeś się z Hermioną.. poszukać
-A co się pokłóciliśmy? Przerwał mu.
-Powiedziałeś, że nie poświęca ci tyle uwagi i, że wyjeżdżając z Hogwartu zostawia cię samego ze wszystkimi problemami i jeszcze, że jest ci niewierna, bo rzekomo kiedyś mnie podrywała.
-Co!? Nie wierzę ale, ale Harry ja wcale tak nie myślę, przyznaję boję się, że nie dam sobie rady z opieką nad Teddy'm, ale wiem, że to dla niej ważne i...ŻE WY NIBY KIEDYŚ ZE SOBĄ KRĘCILIŚCIE? Prychnął. Przecież już kiedyś o tym rozmawialiśmy i doskonale wiem, że podczas poszukiwania horkruksów myślałeś tylko o Ginny.
-To prawda. Ale podejrzewam, że dodali ci czegoś w rodzaju eliksiru rozjuszenia czy coś w tym stylu.
-Harry, a Hermiona? Jak to zniosła?
-No szczerze, bardzo źle. Rozpłakała się i chciałem ją pocieszyć, a potem ty przyszedłeś, strasznie się wściekłeś i wyciągnąłeś różdżkę. Ron w tym momencie aż zakrył usta dłonią.
-Harry, ale...nie rzuciłem na ciebie żadnego zaklęcia, prawda?
-Nie, bo Ginny akurat wróciła, była zdenerwowana i kazała nam oddać różdżki.
-No tak coś tam pamiętam wyglądała jak by zaraz miała czymś cisnąć albo coś podpalić. Niech ja ich dorwę...-Warknął Ron wstając z kanapy.
-Ron chcesz to naprostować czy znowu narobić sobie kłopotów!
-No dobra potem to z nimi załatwię. Powiedział i z powrotem usiadł na kanapę. I pamiętam jeszcze Ginny z jakby smutną miną, ale potem już nie wiem co się ze mną działo.
-Może najpierw wyślę do Freda i George'a patronusa z prośbą o wyjaśnienia i jakieś antidotum, żebyś mógł wrócić do sił
-Harry to co ja mam zrobić?
-Przede wszystkim musisz jej wszystko wytłumaczyć i przeprosić zresztą Ginny też nieźle się wściekła więc lepiej też ją przeproś.
-Wyślę do nich listy, ale wątpię, żeby odpisały...
-Jest aż tak źle?
-Obawiam się, że tak. Nagle wszystkie rzeczy Ginny zaczęły znikać z domu, a w jego dłoni pojawił się złoty łańcuszek , który kiedyś jej dał i doskonale wiedział dlaczego.
-Nieee. Co ja zrobiłem. Powiedział i schował twarz w dłoniach.
-Harry uspokój się ona jeszcze wróci dnia by bez ciebie nie wytrzymała.
-Nie Ron, nawet jeśli się kłócimy to się z nim nie rozstaje.
-Hmm...no w zasadzie wygląda na grubą kłótnię, ale o co ona się tak wściekła na ciebie? Harry bardzo nie chciał, żeby Ron wypytywał go o to ale przyrzekł sobie, że zawsze będzie mu o wszystkim mówił.
-Ja...kiedy podniosłeś różdżkę to ja odruchowo zrobiłem to samo i...ona ma rację.. ja jestem nikim jak można podnosić różdżkę na swojego najlepszego kupla...
-Nie załamuj się tak przecież to ja cię sprowokowałem, wiem, że ty sam nigdy byś tak nie zrobił, a jak człowiekiem targają silne emocje to różne rzeczy się zdarzają...zresztą ja nie jestem na ciebie zły stary.
-Dzięki Ron, ja naprawdę żałuję. Nie wiem co teraz będzie, wciąż pamiętam ten jej zawiedziony wyraz twarzy i nie mam nawet siły, żeby ją przeprosić. Niektórzy mają rację ktoś taki jak Ginny nie zasługuje na takiego śmiecia jak ja...
-Och, przestań się tak oskarżać, bo to nic nie da , a w końcu i tak się pogodzicie. Widzisz jaki ja jestem i Hermiona mnie jeszcze nie wykopała, a naprawdę jej się dziwię, że tego jeszcze nie zrobiła. Normalnie pewnie rozśmieszyła by go uwaga Rona, ale teraz nie miał powodu do śmiechu.
W końcu wyszedł do pracy, ale i tak bardzo trudno było mu się na czymkolwiek skupić, bo po głowie tłukły mu się słowa ,, Myślałam, że jesteś na tyle mądry, że nie podniósłbyś różdżki na przyjaciela." Harry zauważył, że Ron też jest taki nieobecny i nieskupiony.
Po powrocie z pracy w domu nie było już ani jednej rzeczy należącej do Ginny no może poza tej , która w zasadzie była już własnością Harry'ego. Była to mała fiolka z wijącą się w środku srebrną nitką-wspomnienia Ginny. To była teraz jedyna rzecz (oprócz naszyjnika) która mu po niej została i choć wiedział, że Ginny na pewno jest w Norze to i tak narazie nie miał odwagi, żeby spojrzeć jej w oczy.
sobota, 23 lipca 2016
43.,,Tak jak jest, jest świetnie"
-Ginny z samego rana, gdy zaczęła przeglądać ,,proroka" natknęła się na bardzo ciekawą stronę. Na całej stronie były różne zdjęcia Harry'ego od całkiem starych z pierwszych klas Hogwartu, aż po te zrobione całkiem niedawno.
Dzisiaj wyjątkowa data dla wszystkich czarodziejów! Bowiem właśnie dzisiaj ,,Wybraniec" obchodzi już dwudzieste urodziny! To gdzie teraz jesteśmy zawdzięczamy głównie temu czarodziejowi, który uratował wiele żyć mimo, że sam mógł je stracić, który narażał się tylko dlatego by społeczeństwo czarodziejów i mugoli mogło uwolnić się od sami wiecie kogo i zmienić zupełnie podejście do czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach. Wszyscy czarodzieje i czarownice życzą wszystkiego najlepszego i dalszych sukcesów.
Dalej były jeszcze inne wzmianki o tym czego dokonał Harry Potter. Ginny dobrze wiedziała, że Harry ma dzisiaj urodziny (zresztą nie dało się tego przeoczyć, bo miała magiczny kalendarz w którym miała zaznaczone wszystkie najważniejsze daty) jednak mimo tego nie spodziewała się, że ,,prorok" zrobi o jego życiu całą notatkę. Ale to był jeszcze nie koniec niespodzianek dla Harry'ego...Gdy tylko wstał Ginny wysłała swojego patronusa.
-Do kogo go wysłałaś? Coś się stało?
-Nie, nieważne...to do Hermiony.-Skłamała szybko.
-Aha, idziesz ją dzisiaj odwiedzić?
-Tak, znaczy...pokłóciła się znowu z Ronem no i...
-O co znowu poszło?
-No...wczoraj później wrócił no i Hermiona się za to na niego zezłościła.
-To niedobrze, bo to wszystko moja wina, to ja chciałem, żeby wczoraj został dłużej, ale pewnie spotkam ją w ministerstwie i jej wytłumaczę.
-Nie! Znaczy ona jest chora.
-To może lepiej ją odwiedźmy może potrzebuje pomocy?
-Nie, prosiła żebym tylko ja przyszła.
-Hmm...a myślałem, że ja też jestem jej przyjacielem.-Harry najwyraźniej zorientował się, że Ginny coś kombinuje.
-Nie no, bo wiesz takie tam babskie sprawy...nie zrozumiesz.
-Aha no dobrze.-Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa a przed ich domem można było usłyszeć głośne trzaski deportacji.
-O co tu chodzi Ginny!?
-Sam zobaczysz.-Powiedziała a do ich domu weszło chyba z tuzin aurorów (w tym Ron) i Hermiona z małym Teddy'm.
-Potter życzę ci samych sukcesów, jesteś świetnym szefem i przyjacielem.-Składali mu po kolei życzenia. Czegoś takiego to Harry jeszcze nie widział wszyscy zebrali się w jego domu i to tylko po to, żeby złożyć mu życzenia.
-A poza tym wiesz, że Dawlish złożył wypowiedzenie.-Poinformował go Laughter.
-A w ogóle...dzięki, że przyszliście...Harry wyraźnie poczuł, że ta sytuacja jest dosyć niezręczna i nie bardzo wiedział co powiedzieć.
-To był pomysł twojej żony a my chętnie go zrealizowaliśmy.
-Nie ma za co! Powiedziała Ginny szczerząc do niego zęby.
-Ee...możecie już wracać do ministerstwa, bo zaraz tam idę i tam dostaniecie dokładne rozplanowanie dzisiejszych patrolów. Powiedział i wszyscy wrócili...wszyscy poza Ronem i Hermioną, którzy zostali jeszcze przez chwilę.
-Widziałeś proroka Harry!? Zapytała podekscytowana Hermiona. Ja przeczytałam cały ten artykuł. Powiedziała i podała mu gazetę. Przebiegł przez tę stronę szybko wzrokiem i powiedział zdziwiony.
-Naprawdę nie myślałem, że ktoś kiedyś napisze o mnie taki długi życiorys!
-A w ogóle słyszeliście? Zapytał Ron. Chcą napisać o was książkę!
-Tak, wiemy ale nie wiem czy się na to zgodzić.-Powiedział Harry z nutą wątpliwości w głosie.
-Co ty! Nie wiesz ile dostaniecie za to szmalu!? Powiedział Ron.
-A ty wciąż tylko o jednym! PIENIĄDZE I PIENIĄDZE TYLKO TO SIĘ DLA CIEBIE LICZY! Wrzasnęła Hermiona waląc Rona w ramię.
-Uspokój się, żartowałem! Dla mnie liczysz się tylko ty kochanie!
-A od kiedy ty mnie nazywasz ,,kochaniem". Powiedziała Hermiona i wszyscy parsknęli śmiechem.
-No dobra ale na nas już czas Ron, mamy robotę w ministerstwie. Powiedział Harry i pocałował Ginny, a Ron udał minę obrzydzenia na co Hermiona się roześmiała, ale w końcu sam pożegnał się z Hermioną i obydwaj wyszli.
-Myślisz, że zgodzić się na wydanie tej książki?
-W zasadzie słyszałam (co w języku Hermionowym znaczyło ,,czytałam"), że jednak powstaną dwie osobne książki w sensie o twoim życiu i o Harry'm tylko, że obie będą miały ze sobą wiele wspólnego. A co do tego czy zgodzić się no cóż, ponoć napisania tej książki podjęła się Catrice Midleton a ona jest podobno bardzo miłą osobą i redaktorką proroka, a mówią, że nie jest taka jak inni redaktorzy, czyli mówiąc krótko nie obsmarowuje ludzi paskudnymi plotkami i pogłoskami.
-No przynajmniej tyle w zasadzie inni czarodzieje nawet których znałam zgodzili się na wydanie takich życiorysów.
-Właśnie a może fajnie byłoby gdyby twoi fani poznali cię od innej strony, bo jestem pewna, że jest takich wielu. Zapewniła Hermiona.
-No tak w zasadzie zostając graczem quidditcha sama pisałam się na taki finał, prawda?
-No tak, masz racje można było się tego spodziewać. Ale ty akurat jesteś wyjątkowym graczem. Dodała.
-Właściwie chyba nie ma w tym nic złego, że oni wszyscy chcieliby mnie poznać, wiem, bo też jak byłam młodsza miałam swoich idoli...
-No właśnie, myślę, że to twoja decyzja ale moim zdaniem powinnaś się zgodzić. No ale na mnie już czas. Powiedziała spoglądając na mały zegarek na ręce.
-No to cześć Hermiona i...dzięki. Pożegnała się i Hermiona razem z Teddy'm wyszła.
-Wieczorem, gdy Harry skończył pracę i wrócił do domu w Dolinie Godryka wszedł jak najciszej mógł, żeby nie obudzić śpiącej Ginny. Kiedy stanął w progu sypialni wydawało mu się jakby uśmiechała się przez sen, tak lubił patrzeć kiedy śpi-na jej piegowatą twarz i skulone ciało. Nic się nie zmieniła odkąd zrozumiał co do niej czuje. Wchodząc do ciemnego pokoju prawie potknął się o jakąś paczkę. Ginny wtedy wstała i zapaliła światło, a on zauważył, że jest ich o wiele więcej. W tym czasie zza jego pleców wyłoniła się cała jego rodzina i przyjaciele krzycząc ,,niespodzianka!"przez co Harry o mało nie dostał zawału i nie przewrócił się na kupę prezentów.
-Wcale nie śpię! Wstała po chwili Ginny a na sobie miała czarną błyszczącą sukienkę.
-Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że ich tu zaprosiłam?-Dodała po chwili.
-Nie no jasne! Bardzo się cieszę, że przyszliście i jeszcze te wszystkie prezenty...jesteście naprawdę kochani, ale to tylko moje urodziny! To nie jest jakaś szczególna okazja, a jednak włożyliście w nią tyle pracy! Naprawdę nie wiem co powiedzieć...
-To nie mów. Powiedziała Ginny a Harry ją przytulił.
-To wcale nie jest zwykły dzień kochaneczku! Nawet prorok tak twierdzi, nasza rodzina tak wiele ci zawdzięcza a ja...jestem z ciebie taka dumna! Powiedziała pani Weasley ze łzami w oczach ale jednocześnie z promiennym uśmiechem i przytuliła go. Oczywiście w takim momencie nie było co ukrywać miłości i do uścisków rzucli się wszyscy obecni.
-No to zapraszam do salonu. Powiedziała Ginny z uśmiechem. A po chwili wszyscy poza Harry'm i Ginny wszyscy zeszli na dół.
-Co?!-Zdziwił się Harry.
-Pstro. Chyba nie myślałeś, że puszczę cię spać o pustym żołądku, gdy ty się tak napracowałeś. Powiedziała beztrosko i poprawiła jego szatę aurora. To była ta strona Ginny po której Harry'emu robiło się dziwnie gorąco, ale w zasadzie całkiem mu się to podobało.
-Dobra już schodzę. Powiedział tylko i zszedł za nią na dół a ona pozostawiała za sobą kwiatowy zapach.
-O, jesteście.
-Zaczekaj.-Powiedziała Ginny i puściła jego rękę.
-Mam niespodziankę.-Powiedziała mu szeptem do ucha i poszła do kuchni, a po chwili ona razem z Hermioną używając różdżek przyniosły ogromny tort.
-My z Hermioną i mamą go upiekłyśmy ale tak naprawdę każdy dał coś od siebie. -Powiedziała Ginny.
-Cholibka jednak się spóźniłem. Usłyszeli znajomy głos.
-Hagrid! Jesteś już! Spokojnie nie spóźniłeś się na zdmuchnięcie świeczek. Powiedziała mama i machnęła różdżką a wszystkie dwadzieścia świeczek się zapaliło. Po chwili Ginny machnęła różdżką a sufit jakby się podniósł i przy stole pojawiło się ogromne krzesło.
-Bardzo dziękuję. No i bardzo dziękuję gospodyni tego pięknego domu za zaproszenie. Podziękował Hagrid puszczając oczko Ginny i uśmiechając się.
-Nie ma za co Hagridzie.
-Och, państwo Potter'owie...Westchnął. Cholibka a ja pamiętam was jak byliście jeszcze mali...Powiedział Hagrid i wyciągnął swoją chustkę w grochy po czym głośno się,do niej wysmarkał.
-Hagridzie, my to przy tobie zawsze będziemy ,,mali". Powiedział Ron, a wszyscy zaczęli się śmiać.
-W końcu...
-...trzeba mierzyć wysoko. Powiedzieli synchronicznie bracia Weasley'owie.
-Na merlina! Zapomniałbym! Powiedział wyciągając zza pazuchy niechlujnie zapakowaną w fioletowy papier paczkę. To właśnie było najlepsze w Hagridzie, bo choć wiedział, że takie estetyczne sprawy nigdy mu nie wychodzą, to i tak było widać, że wszystko jest robione przez niego z wielką starannością, a to, że coś nie wyszło nie miało znaczenia.
-Bardzo dziękuję Hagridzie! Powiedział Harry i położył paczkę obok siebie.
Atmosfera jak zwykle była doskonała. Wszyscy jedli ciasto i zachwalali, że jest naprawdę pyszne, potem Hagrid wyciągnął swoje ciasteczka (jak zwykle były twarde jak kamienie ale i tak wszyscy docenili jego starania) rozmawiali ze sobą i żartowali.
-No więc czas na otwarcie prezentów!-Zawołał ucieszony Ron.
-Wylosuj jakiś.-Dodała Hermiona.
Harry na początek rozpakował najmniejszą paczkę-prezent od Hagrida. Był to podręczny leksykon magicznych zwierząt z ich dokładnymi opisami wyglądu i zachowania.
-Wielkie dzięki, może się przydać w pracy. Uśmiechnął się do niego szeroko. Odpakował jeszcze kilka paczek w tym od Rona, w której było trofeum w kształcie złotej miotły podpisany ,,Dla najlepszego szukającego pod słońcem" , od Hermiony, w środku była cała masa kolorowych pergaminów, które mogły służyć do wypisywania zaproszeń i tego typu rzeczy, od pani Weasley podświetlany zegarek ze wskazówkami ,,Ginny" i ,,Harry" doczepiona do niego była kartka z napisem ,,Żebyś mógł zatroszczyć się o nią, ale żebyś równocześnie sam nie zapomniał gdzie powinieneś się znajdować." I tak otworzył jeszcze kilka innych prezentów aż wreszcie doszedł do największej paczki-prezentu od Ginny. Gdy ją odpakował okazało się, że w środku jest kolejna paczka, w środku kolejna, kolejna, kolejna i kolejna...aż wreszcie doszedł już do ostatniej i w środku był gruby, złoty, ciężki łańcuch z napisem ,,mój ukochany" ozdobiony brokatem, cekinami i mnóstwem serduszek. Ron z trudem powstrzymał śmiech tak samo jak Fred i George. Harry zastanawiał się dlaczego Ginny dała mu taki prezent, bo szczerze mówiąc nie spodziewał się czegoś takiego co wyglądało jakby Lavender pomagała jej wybierać ten prezent. Ale Harry za dobrze znał Ginny więc od razu pomyślał, że to żart, ale gdy spojrzał na jej twarz zupełnie nic na to nie wskazywało.
-Podoba ci się?
-Ee...tak jest...jest super. Wybąkał.
-Cieszę się, będziesz mógł go nosić codziennie do pracy! Powiedziała podekscytowana a Harry nie widząc oznak, że to jakiś żart był nieźle przerażony.
-Ttak...jasne...Powiedział a Ginny założyła mu to na szyję i wybuchnęła śmiechem inni którzy już zrozumieli o co chodzi też zaczęli się śmiać.
-Wyglądasz... jak...księżniczka Potter! Wydusił Ron śmiejąc się.
-Wiedziałem, że coś knujesz! Powiedział Harry śmiejąc się z innymi.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! Powiedziała Ginny.
Gdy już wszyscy podziękowali za zaproszenie na to przyjęcie i wrócili do domów, a Ron tak się upił, że w zasadzie to Hermiona musiała go ,,holować"do domu. Wreszcie, gdy już zostali sami i posprzątali wybrali się na spacer nad jezioro skąd był piękny widok.
-Popatrz! Spadająca gwiazda! Powiedziała Ginny, gdy leżeli na trawie i patrzyli w niebo.
-Niektórzy twierdzą, że przynoszą szczęście lub spełniają życzenia.
-To pomyśl życzenie. Powiedział Harry.
-Moje wszystkie życzenia już się spełniły. Powiedziała i chwyciła go za rękę. I proszę myślę, że to będzie twój prezent. Powiedziała i wręczyła mu myślodsiewnię tyle, że jej wersję kieszonkową, a potem wyciągnęła pusty flakonik, przyłożyła różdżkę do skroni i cofając różdżkę powoli włożyła do buteleczki Srebrno-błękitną nitkę.
-Możesz je oglądać do woli. A w ogóle co pomyślałeś zdmuchując świeczki?
-Żeby nic w moim życiu się nie zmieniało, bo tak jak jest, jest świetnie.
Dzisiaj wyjątkowa data dla wszystkich czarodziejów! Bowiem właśnie dzisiaj ,,Wybraniec" obchodzi już dwudzieste urodziny! To gdzie teraz jesteśmy zawdzięczamy głównie temu czarodziejowi, który uratował wiele żyć mimo, że sam mógł je stracić, który narażał się tylko dlatego by społeczeństwo czarodziejów i mugoli mogło uwolnić się od sami wiecie kogo i zmienić zupełnie podejście do czarodziejów urodzonych w mugolskich rodzinach. Wszyscy czarodzieje i czarownice życzą wszystkiego najlepszego i dalszych sukcesów.
Dalej były jeszcze inne wzmianki o tym czego dokonał Harry Potter. Ginny dobrze wiedziała, że Harry ma dzisiaj urodziny (zresztą nie dało się tego przeoczyć, bo miała magiczny kalendarz w którym miała zaznaczone wszystkie najważniejsze daty) jednak mimo tego nie spodziewała się, że ,,prorok" zrobi o jego życiu całą notatkę. Ale to był jeszcze nie koniec niespodzianek dla Harry'ego...Gdy tylko wstał Ginny wysłała swojego patronusa.
-Do kogo go wysłałaś? Coś się stało?
-Nie, nieważne...to do Hermiony.-Skłamała szybko.
-Aha, idziesz ją dzisiaj odwiedzić?
-Tak, znaczy...pokłóciła się znowu z Ronem no i...
-O co znowu poszło?
-No...wczoraj później wrócił no i Hermiona się za to na niego zezłościła.
-To niedobrze, bo to wszystko moja wina, to ja chciałem, żeby wczoraj został dłużej, ale pewnie spotkam ją w ministerstwie i jej wytłumaczę.
-Nie! Znaczy ona jest chora.
-To może lepiej ją odwiedźmy może potrzebuje pomocy?
-Nie, prosiła żebym tylko ja przyszła.
-Hmm...a myślałem, że ja też jestem jej przyjacielem.-Harry najwyraźniej zorientował się, że Ginny coś kombinuje.
-Nie no, bo wiesz takie tam babskie sprawy...nie zrozumiesz.
-Aha no dobrze.-Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa a przed ich domem można było usłyszeć głośne trzaski deportacji.
-O co tu chodzi Ginny!?
-Sam zobaczysz.-Powiedziała a do ich domu weszło chyba z tuzin aurorów (w tym Ron) i Hermiona z małym Teddy'm.
-Potter życzę ci samych sukcesów, jesteś świetnym szefem i przyjacielem.-Składali mu po kolei życzenia. Czegoś takiego to Harry jeszcze nie widział wszyscy zebrali się w jego domu i to tylko po to, żeby złożyć mu życzenia.
-A poza tym wiesz, że Dawlish złożył wypowiedzenie.-Poinformował go Laughter.
-A w ogóle...dzięki, że przyszliście...Harry wyraźnie poczuł, że ta sytuacja jest dosyć niezręczna i nie bardzo wiedział co powiedzieć.
-To był pomysł twojej żony a my chętnie go zrealizowaliśmy.
-Nie ma za co! Powiedziała Ginny szczerząc do niego zęby.
-Ee...możecie już wracać do ministerstwa, bo zaraz tam idę i tam dostaniecie dokładne rozplanowanie dzisiejszych patrolów. Powiedział i wszyscy wrócili...wszyscy poza Ronem i Hermioną, którzy zostali jeszcze przez chwilę.
-Widziałeś proroka Harry!? Zapytała podekscytowana Hermiona. Ja przeczytałam cały ten artykuł. Powiedziała i podała mu gazetę. Przebiegł przez tę stronę szybko wzrokiem i powiedział zdziwiony.
-Naprawdę nie myślałem, że ktoś kiedyś napisze o mnie taki długi życiorys!
-A w ogóle słyszeliście? Zapytał Ron. Chcą napisać o was książkę!
-Tak, wiemy ale nie wiem czy się na to zgodzić.-Powiedział Harry z nutą wątpliwości w głosie.
-Co ty! Nie wiesz ile dostaniecie za to szmalu!? Powiedział Ron.
-A ty wciąż tylko o jednym! PIENIĄDZE I PIENIĄDZE TYLKO TO SIĘ DLA CIEBIE LICZY! Wrzasnęła Hermiona waląc Rona w ramię.
-Uspokój się, żartowałem! Dla mnie liczysz się tylko ty kochanie!
-A od kiedy ty mnie nazywasz ,,kochaniem". Powiedziała Hermiona i wszyscy parsknęli śmiechem.
-No dobra ale na nas już czas Ron, mamy robotę w ministerstwie. Powiedział Harry i pocałował Ginny, a Ron udał minę obrzydzenia na co Hermiona się roześmiała, ale w końcu sam pożegnał się z Hermioną i obydwaj wyszli.
-Myślisz, że zgodzić się na wydanie tej książki?
-W zasadzie słyszałam (co w języku Hermionowym znaczyło ,,czytałam"), że jednak powstaną dwie osobne książki w sensie o twoim życiu i o Harry'm tylko, że obie będą miały ze sobą wiele wspólnego. A co do tego czy zgodzić się no cóż, ponoć napisania tej książki podjęła się Catrice Midleton a ona jest podobno bardzo miłą osobą i redaktorką proroka, a mówią, że nie jest taka jak inni redaktorzy, czyli mówiąc krótko nie obsmarowuje ludzi paskudnymi plotkami i pogłoskami.
-No przynajmniej tyle w zasadzie inni czarodzieje nawet których znałam zgodzili się na wydanie takich życiorysów.
-Właśnie a może fajnie byłoby gdyby twoi fani poznali cię od innej strony, bo jestem pewna, że jest takich wielu. Zapewniła Hermiona.
-No tak w zasadzie zostając graczem quidditcha sama pisałam się na taki finał, prawda?
-No tak, masz racje można było się tego spodziewać. Ale ty akurat jesteś wyjątkowym graczem. Dodała.
-Właściwie chyba nie ma w tym nic złego, że oni wszyscy chcieliby mnie poznać, wiem, bo też jak byłam młodsza miałam swoich idoli...
-No właśnie, myślę, że to twoja decyzja ale moim zdaniem powinnaś się zgodzić. No ale na mnie już czas. Powiedziała spoglądając na mały zegarek na ręce.
-No to cześć Hermiona i...dzięki. Pożegnała się i Hermiona razem z Teddy'm wyszła.
-Wieczorem, gdy Harry skończył pracę i wrócił do domu w Dolinie Godryka wszedł jak najciszej mógł, żeby nie obudzić śpiącej Ginny. Kiedy stanął w progu sypialni wydawało mu się jakby uśmiechała się przez sen, tak lubił patrzeć kiedy śpi-na jej piegowatą twarz i skulone ciało. Nic się nie zmieniła odkąd zrozumiał co do niej czuje. Wchodząc do ciemnego pokoju prawie potknął się o jakąś paczkę. Ginny wtedy wstała i zapaliła światło, a on zauważył, że jest ich o wiele więcej. W tym czasie zza jego pleców wyłoniła się cała jego rodzina i przyjaciele krzycząc ,,niespodzianka!"przez co Harry o mało nie dostał zawału i nie przewrócił się na kupę prezentów.
-Wcale nie śpię! Wstała po chwili Ginny a na sobie miała czarną błyszczącą sukienkę.
-Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że ich tu zaprosiłam?-Dodała po chwili.
-Nie no jasne! Bardzo się cieszę, że przyszliście i jeszcze te wszystkie prezenty...jesteście naprawdę kochani, ale to tylko moje urodziny! To nie jest jakaś szczególna okazja, a jednak włożyliście w nią tyle pracy! Naprawdę nie wiem co powiedzieć...
-To nie mów. Powiedziała Ginny a Harry ją przytulił.
-To wcale nie jest zwykły dzień kochaneczku! Nawet prorok tak twierdzi, nasza rodzina tak wiele ci zawdzięcza a ja...jestem z ciebie taka dumna! Powiedziała pani Weasley ze łzami w oczach ale jednocześnie z promiennym uśmiechem i przytuliła go. Oczywiście w takim momencie nie było co ukrywać miłości i do uścisków rzucli się wszyscy obecni.
-No to zapraszam do salonu. Powiedziała Ginny z uśmiechem. A po chwili wszyscy poza Harry'm i Ginny wszyscy zeszli na dół.
-Co?!-Zdziwił się Harry.
-Pstro. Chyba nie myślałeś, że puszczę cię spać o pustym żołądku, gdy ty się tak napracowałeś. Powiedziała beztrosko i poprawiła jego szatę aurora. To była ta strona Ginny po której Harry'emu robiło się dziwnie gorąco, ale w zasadzie całkiem mu się to podobało.
-Dobra już schodzę. Powiedział tylko i zszedł za nią na dół a ona pozostawiała za sobą kwiatowy zapach.
-O, jesteście.
-Zaczekaj.-Powiedziała Ginny i puściła jego rękę.
-Mam niespodziankę.-Powiedziała mu szeptem do ucha i poszła do kuchni, a po chwili ona razem z Hermioną używając różdżek przyniosły ogromny tort.
-My z Hermioną i mamą go upiekłyśmy ale tak naprawdę każdy dał coś od siebie. -Powiedziała Ginny.
-Cholibka jednak się spóźniłem. Usłyszeli znajomy głos.
-Hagrid! Jesteś już! Spokojnie nie spóźniłeś się na zdmuchnięcie świeczek. Powiedziała mama i machnęła różdżką a wszystkie dwadzieścia świeczek się zapaliło. Po chwili Ginny machnęła różdżką a sufit jakby się podniósł i przy stole pojawiło się ogromne krzesło.
-Bardzo dziękuję. No i bardzo dziękuję gospodyni tego pięknego domu za zaproszenie. Podziękował Hagrid puszczając oczko Ginny i uśmiechając się.
-Nie ma za co Hagridzie.
-Och, państwo Potter'owie...Westchnął. Cholibka a ja pamiętam was jak byliście jeszcze mali...Powiedział Hagrid i wyciągnął swoją chustkę w grochy po czym głośno się,do niej wysmarkał.
-Hagridzie, my to przy tobie zawsze będziemy ,,mali". Powiedział Ron, a wszyscy zaczęli się śmiać.
-W końcu...
-...trzeba mierzyć wysoko. Powiedzieli synchronicznie bracia Weasley'owie.
-Na merlina! Zapomniałbym! Powiedział wyciągając zza pazuchy niechlujnie zapakowaną w fioletowy papier paczkę. To właśnie było najlepsze w Hagridzie, bo choć wiedział, że takie estetyczne sprawy nigdy mu nie wychodzą, to i tak było widać, że wszystko jest robione przez niego z wielką starannością, a to, że coś nie wyszło nie miało znaczenia.
-Bardzo dziękuję Hagridzie! Powiedział Harry i położył paczkę obok siebie.
Atmosfera jak zwykle była doskonała. Wszyscy jedli ciasto i zachwalali, że jest naprawdę pyszne, potem Hagrid wyciągnął swoje ciasteczka (jak zwykle były twarde jak kamienie ale i tak wszyscy docenili jego starania) rozmawiali ze sobą i żartowali.
-No więc czas na otwarcie prezentów!-Zawołał ucieszony Ron.
-Wylosuj jakiś.-Dodała Hermiona.
Harry na początek rozpakował najmniejszą paczkę-prezent od Hagrida. Był to podręczny leksykon magicznych zwierząt z ich dokładnymi opisami wyglądu i zachowania.
-Wielkie dzięki, może się przydać w pracy. Uśmiechnął się do niego szeroko. Odpakował jeszcze kilka paczek w tym od Rona, w której było trofeum w kształcie złotej miotły podpisany ,,Dla najlepszego szukającego pod słońcem" , od Hermiony, w środku była cała masa kolorowych pergaminów, które mogły służyć do wypisywania zaproszeń i tego typu rzeczy, od pani Weasley podświetlany zegarek ze wskazówkami ,,Ginny" i ,,Harry" doczepiona do niego była kartka z napisem ,,Żebyś mógł zatroszczyć się o nią, ale żebyś równocześnie sam nie zapomniał gdzie powinieneś się znajdować." I tak otworzył jeszcze kilka innych prezentów aż wreszcie doszedł do największej paczki-prezentu od Ginny. Gdy ją odpakował okazało się, że w środku jest kolejna paczka, w środku kolejna, kolejna, kolejna i kolejna...aż wreszcie doszedł już do ostatniej i w środku był gruby, złoty, ciężki łańcuch z napisem ,,mój ukochany" ozdobiony brokatem, cekinami i mnóstwem serduszek. Ron z trudem powstrzymał śmiech tak samo jak Fred i George. Harry zastanawiał się dlaczego Ginny dała mu taki prezent, bo szczerze mówiąc nie spodziewał się czegoś takiego co wyglądało jakby Lavender pomagała jej wybierać ten prezent. Ale Harry za dobrze znał Ginny więc od razu pomyślał, że to żart, ale gdy spojrzał na jej twarz zupełnie nic na to nie wskazywało.
-Podoba ci się?
-Ee...tak jest...jest super. Wybąkał.
-Cieszę się, będziesz mógł go nosić codziennie do pracy! Powiedziała podekscytowana a Harry nie widząc oznak, że to jakiś żart był nieźle przerażony.
-Ttak...jasne...Powiedział a Ginny założyła mu to na szyję i wybuchnęła śmiechem inni którzy już zrozumieli o co chodzi też zaczęli się śmiać.
-Wyglądasz... jak...księżniczka Potter! Wydusił Ron śmiejąc się.
-Wiedziałem, że coś knujesz! Powiedział Harry śmiejąc się z innymi.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! Powiedziała Ginny.
Gdy już wszyscy podziękowali za zaproszenie na to przyjęcie i wrócili do domów, a Ron tak się upił, że w zasadzie to Hermiona musiała go ,,holować"do domu. Wreszcie, gdy już zostali sami i posprzątali wybrali się na spacer nad jezioro skąd był piękny widok.
-Popatrz! Spadająca gwiazda! Powiedziała Ginny, gdy leżeli na trawie i patrzyli w niebo.
-Niektórzy twierdzą, że przynoszą szczęście lub spełniają życzenia.
-To pomyśl życzenie. Powiedział Harry.
-Moje wszystkie życzenia już się spełniły. Powiedziała i chwyciła go za rękę. I proszę myślę, że to będzie twój prezent. Powiedziała i wręczyła mu myślodsiewnię tyle, że jej wersję kieszonkową, a potem wyciągnęła pusty flakonik, przyłożyła różdżkę do skroni i cofając różdżkę powoli włożyła do buteleczki Srebrno-błękitną nitkę.
-Możesz je oglądać do woli. A w ogóle co pomyślałeś zdmuchując świeczki?
-Żeby nic w moim życiu się nie zmieniało, bo tak jak jest, jest świetnie.
wtorek, 19 lipca 2016
42.,,...Nadal są moją rodziną"
-Harry wszystko w porządku? Zapytała Ginny
-A co miałoby być nie w porządku?
-No właśnie o to cię pytam. Po prostu od kilku dni zachowujesz się jakoś inaczej, nie odzywasz się do mnie ani słowem, proszę powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
-Tutaj nie chodzi o ciebie Ginny ja od jakiegoś czasu zastanawiam się nad pewną kwestią. Uznałem, że ktoś zasługuje na wytłumaczenia.
-A kogo masz na myśli?
-Dursley'ów. Powiedział, a Ginny wręcz nie dowierzała.
-Harry jesteś pewien, w końcu, wyrządzili ci wiele krzywdy...
-Czy ty kiedykolwiek myślisz o sobie Ginny, bo mam wrażenie, że zawsze opiekujesz się tylko innymi.
-Chyba nie.
-Zresztą oni się zmienili, pamiętam jak mi dziękowali no i nadal są moją rodziną, myślę, że zasługują na wyjaśnienie pewnych spraw.
-Jeśli tak bardzo ci na tym zależy Harry to może masz racje, jednak chyba lepiej być w zgodzie z rodziną.
-Właśnie dlatego tak mi na tym zależy.Ale mam do ciebie jedną prośbę.
-No dobrze...O co chodzi? Zapytała Ginny.
-Chciałbym, żeby oni cię poznali, zależy mi na tym, zgadzasz się? Zapytał ale w tym samym momencie przeszkodziła im wchodząca tylnym wejściem pani Weasley.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale przyniosłam obiad, zresztą może odwiedzicie dzisiaj norę?
-Przepraszam mamo, ale dzisiaj miałem inne plany, chciałem się spotkać z moją rodziną.
-Z tymi którzy się tobą opiekowali?Zapytała Molly.
-Tak w końcu chyba lepiej będzie, żeby się dowiedzieli co się stało i dlaczego w ogóle musieli się wtedy wyprowadzić.
-Masz rację Harry w końcu rodzina to rodzina i lepiej będzie, jeżeli będziecie żyć w zgodzie. Zresztą mam propozycję, może ja wysprzątam norę i ugotuję coś pysznego, do tego zaproszę całą naszą rodzinę i zaprosimy ich do nory.
-Tak, tylko, że oni...są bardzo uprzedzeni do czarodziejów i czarownic.
-Tym bardziej powinni nas wszystkich poznać, a może będziemy mieli okazję zrobić dobre wrażenie i wtedy zmienią swoje przekonania co do nas.
Harry w końcu ustąpił, bo wiedział, że z mamą akurat nie ma sensu się wykłócać.
-A więc świetnie! Dobrze wyślij do mnie list czy się zgodzili. Jakby co przyjdźcie wieczorem o dziewiętnastej. Oświadczyła pani Weasley i wyszła.
-No i przepraszam cię Ginny jeśli się do ciebie nie odzywałem.
-Nieważne nie musisz mnie za to przepraszać. Powiedziała cichym głosem.
-To co przyjdziesz na tą kolację do nory?
-Myślę, że oni woleliby żebyś wyszedł za jakąś bogatą i zdolną dziewczynę, w końcu wiele o nich opowiadałeś i boję się, że oni się rozczarują.
-Ginny jeśli naprawdę im na mnie zależy to najważniejsze będzie dla nich to żebym był szczęśliwy. Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę, a ona spojrzała najpierw na ich splecione ręce a potem podniosła wzrok na jego twarz.
-Chcę, żeby, mnie polubili...
-Na pewno tak będzie.-Zapewnił ją Harry, a ona przytuliła się do niego.
-No dobrze Harry pójdę na tą kolację.
-Dziękuję. Następnie Harry wziął do ręki pergamin i napisał zaproszenie do Dursley'ów.
Drodzy Dursley'owie!
Mam nadzieję, że całkiem nie zapomnieliście o chłopcu zamieszkującym
waszą komórkę pod schodami. Myślę, że zasługujecie na moje wyjaśnienia, zresztą wiele się w moim życiu zmieniło i chciałbym żebyście poznali moją rodzinę. Wyślijcie mi odpowiedź moją sową (spokojnie ona jest łagodna). Spotkamy się w wiosce Catchpole
na najwyższym wzgórzu o godzinie dziewiętnastej.
Harry Potter
Po jakimś czasie przyszła odpowiedź od Dursley'ów z której można było wywnioskować, że również chętnie się spotkają. A już samo takie nastawienie było jak na nich dziwne i pokazywało, że w Dursley'ach zaszła całkiem duża zmiana.
Przed dziewiętnastą Harry wrócił już z ministerstwa i ubierał swoją szatę wyjściową Ginny w tym czasie miała jeszcze trening ale obiecała, że przyjdzie więc Harry postanowił, że jednak musi iść sam, bo jeśli się spóźni to tylko pogorszy sprawę.
Gdy Harry deportował się na miejsce spotkania trójka Dursley'ów już tam stała, tak znajome twarze ale wyglądające nieco inaczej niż kiedyś. Dudley był tego samego wzrostu co Harry nadal miał masywną budowę, ale z pewnością nie przypominał już prosiaka, bo był szczuplejszy. Vernon Dursley wyglądał za to tak jak go Harry zapamiętał , a Petunia była jedynie ubrana modniej i ładniej umalowana niż kiedyś.
-My...chcielibyśmy cię bardzo przeprosić za to wszystko, wiemy, że jesteś dobrym człowiekiem i zawsze niesłusznie cię karaliśmy.
-Dobra chodźcie za mną. Powiedział Harry po czym zdjął kilka zabezpieczeń z nory i Dursley'owie już mogli zobaczyć ten wysoki, koślawy dom Weasley'ów.
-Mieszkasz tu?-Zapytała Petunia.
-Nie, ale od dziecka często odwiedzam to miejsce, Weasley'owie zawsze mi pomagali.
-My naprawdę teraz tego bardzo żałujemy Harry, że to nie my wspieraliśmy cię kiedy nas potrzebowałeś.
-Każdy popełnia błędy.-Dodał tylko i zastukał w drzwi nory.
W progu stała uśmiechnięta elegancko ubrana pani Weasley.
-Już jesteście! Świetnie! Zapraszam do środka.-Powiedziała jak zwykle uprzejmym głosem.
Wszyscy zajęli swoje miejsca przy stole. Brakowało jeszcze tylko trzech osób: Rona, Ginny i Billa, ale Fleur już wcześniej wytłumaczyła, że go nie będzie, bo ma wyjątkowo dużo pracy.
Za to Hermiona siedziała jak na szpilkach, co chwilę patrzyła przez ramię na drzwi wejściowe lub nerwowo zerkała na zegarek. Harry też bardzo się martwił, myślał, że trening się przeciągnął, ale Ginny raczej by się nie spóźniła szczególnie, że wiedziała jakie to dla niego ważne. W końcu Ron wreszcie przyszedł, ale całą szatę miał jakoś dziwnie pozapinaną.
-Czekamy jeszcze na kogoś? Zapytała pani Dursley.
-Nie ma jeszcze tylko jednej osoby.-Powiedział Harry. Ale zdecydowanie jak dla mnie najważniejszej.
-Aha. A w ogóle jak to się stało, że jesteście rodziną?-Zapytała Petunia, bo wuj Vernon był wciąż zajęty rozglądaniem się wszędzie wokół.
-Jak już mówiłem Weasley'owie od początku się mną zajmowali i są dla mnie jak rodzina, a formalnie staliśmy się z rodziną odkąd poślubiłem Ginny.
-A właśnie kto to Ginny? Zapytała zaciekawiona ciotka, bo Vernon był najwyraźniej zbyt zajęty rozglądaniem się po pomieszczeniu i przyglądaniem się latającym półmiskom.
-Ach, no tak...zapomniałam, że nie są państwo przyzwyczajeni do oglądania latających przedmiotów. Powiedziała pani Weasley po czym wszystko z wdziękiem opadło na stole.
Nagle Harry poczuł jak powiało dobrze mu znanym kwiatowym zapachem dlatego zerknął przed ramię i nie mylił się- to była Ginny miała krótką czarną sukienkę, jej włosy były jak zwykle rozpuszczone, ale kręcone.
-Jest i moja jedyna córka! Powiedziała uradowana mama.
-Przepraszam, że musieliście na mnie czekać, ale dopiero co niedawno wróciłam z pracy. Wytłumaczyła się siadając przy stole, ale zanim usiadła Dursley'owie wstali, przedstawili się i uścisnęli jej rękę, a Dudley nawet odsunął jej krzesło! Harry'ego aż zatkało i zapomniał co chciał przed chwilą powiedzieć, bez wątpienia to już nie byli ci sami ludzie.
-To może czas, żeby wszystkich przedstawić!-Zaproponowała pani Weasley. No więc ja nazywam się Molly Weasley, najstarszy z moich synów to William którego dzisiaj niestety nie ma, ze względu na pracę, to mój drugi w kolejności starszeństwa syn Charlie, to Percy, bliźniacy-Fred i George, mój najmłodszy syn-Ronald i moja jedyna córeczka-Ginevra.-Powiedziała pokazując na każdego z osobna. A to Hermiona moja synowa. Roxi dziewczyna Charlie'ego. Fleur żona William'a. Nasi najmłodsi Teddy i Victoire. No i nie mogę zapomnieć o Harry'm, który też jest częścią naszej rodziny i traktuję go jak kolejnego syna. Dodała pani Weasley, a Harry poczuł gdzieś w głębi serca takie lekkie wzruszenie, że przez tyle lat była dla niego jak biologiczna matka.
Po słowach Molly i myślach Harry'ego ciotka Petunia wybuchnęła płaczem.
-Mi jest...mi jest tak przykro , że...że to nie my opiekowaliśmy się nim...przez te wszystkie lata! Szlochała ciotka.
- Ależ nie po to się dzisiaj zebraliśmy, żeby rozpatrywać błędy z przeszłości, może lepiej weźmy się za jedzenie, bo niedługo wystygnie.-Załagodziła sytuacje Molly.
-Wyśmienite!-Odezwał się wreszcie wuj
-Och, dziękuję państwu bardzo, mogę podać wam ten przepis.
-Jest rzeczywiście doskonale przyrządzone. Pochwaliła zwykle bardzo wybredna ciotka.
-Macie całkiem dużą rodziną.-Przyznał Dudley.
-A właściwie co z...ojcem...pani mężem?-Zadał niezbyt wygodne pytanie Vernon.
-No...więc zginął kilka miesięcy temu...trudno mi o tym mówić...-Wytłumaczyła pani Weasley a łzy napłynęły jej do oczu.
-Przykro mi, przepraszam, nie wiedziałem.Dodał po chwili.
-A może opowiesz nam coś o swoim życiu Harry?-Zaproponowała pani Dursley, aby zmienić temat.
-No więc...po szóstym roku mojej nauki w Hogwarcie wszystko się zmieniło. Zacząłem spotykać się z Ginny i postanowiłem nie iść na ostatni rok do szkoły tylko szukać horkuksów. W tym miescu wyjaśnił im co to horkruksy. Na początku miałem zamiar iść na te poszukiwania sam, żeby nikogo nie narażać, ale ostatecznie poszli ze mną moi przyjaciele-Ron i Hermiona. Ministerstwo zostało wtedy przejęte przez popleczników czarnoksiężnika. Po wygranej bitwie o Hogwart i po tym jak wyszliśmy już wszyscy ze szpitala ja i Ginny wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem w Dolinie Godryka-w mojej rodzinnej miejscowości. Po wojnie zostałem już oficjalnie aurorem mimo tego, że nie zakończyłem odpowiedniej szkoły.
-A właściwie kto to ci...aurorzy?
-To tak jak policja tylko, że my nie zajmujemy się wszystkimi wypadkami, bo od tego są poszczególne departamenty.-Wyjaśnił Harry.
-A czym ty się zajmujesz...Ginevro o ile dobrze pamiętam?
-Gram zawodowo w quidditcha. To jest taka gra czarodziejów są w niej cztery piłki-kafel, dwa tłuczki i złoty znicz. Wytłumaczyła im Ginny, a gdy zobaczyła, że wykazują szczególne zainteresowanie kontynuowała. Ja jestem ścigającą, czyli mnie interesuje jedynie kafel, ścigających jest kilku i naszym zadaniem jest podawanie sobie kafla i jeśli nikt nam go nie odbierze musimy przerzucić go przez jedną z trzech pętli, których broni obrońca. Obrońca po prostu broni trzech pętli przez przerzuceniem przez nie kafla. Tłuczki to dwie czarne, duże ciężkie piłki których zadaniem jest strącanie zawodników z mioteł, ale obroną przed nimi swojej drużyny zajmują się pałkarze którzy odbijają tłuczki od swoich zawodników. No i pozostaje jeszcze szukający którego zadaniem jest złapanie złotego znicza, czyli malutkiej złotej piłeczki ze skrzydełkami, gdy szukający złapie złotego znicza mecz się kończy. Zakończyła.
-To naprawdę fascynujące...
-Może dokładki?-Powiedziała uprzejmie pani Weasley widząc, że talerz pana Dursley'a jest pusty.
-Może to głupie pytanie ale...macie dzieci? Zapytała Petunia Harry'ego i Ginny co trochę rozbawiło Ginny.
-Nie.-Odpowiedział Harry.
-Na razie z Harry'm chcieliśmy zająć się swoim zawodem i ja wyjeżdżam w tym roku do szkoły, ponieważ przez wojnę nie zdążyłam zaliczyć końcowych egzaminów a jest to dla mnie ważne.
-Widać, że ambitna z ciebie dziewczyna.-Powiedziała pani Dursley.
-Dziękuję, zawsze staram się zrobić wszystko co mogę, żeby osiągnąć cel.
-My dziękujemy bardzo za kolację.-Powiedział Vernon Dursley.
-Ja również bardzo dziękuję za miłą wizytę.-Powiedziała pani Weasey i odprowadziła gości do drzwi.
-Miłego wieczoru! Powiedzieli i odeszli.
-Dziękuję, wzajemnie.-Dodała pani Weasley i zamknęła drzwi.
-O, kurcze jak ich ostatnio widziałem to...zastanawiam się czy ich coś poważnie nie uszkodziło.-Powiedział Ron a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ron...ale możesz mi wytłumaczyć...dlaczego tak dziwnie pozapinałeś całą szatę od stóp do głów.-Powiedziała Hermiona śmiejąc się.
-Sama zobacz!-Powiedział Ron zgryźliwie i czarami rozpiął wewnętrzną szatę.
-Ron kazałam ci tylko wyprać nasze ubrania wyjściowe!-Powiedziała Hermiona a wszyscy zaczęli ryczeć ze śmiech, gdy zobaczyli, że wewnętrzna część szaty jest jasno różowa.
-Próbowałem ją jakoś wybielić ale nic nie działało! Udało mi się jedynie trochę rozjaśnić.
-Uważaj Ron, bo się zaróżowisz dodali Fred i George.
-Chyba jednak nie znam się na zaklęciach gospodarczych.-Przyznał Ron.
-Chyba nie..Powiedziała Hermiona i rzuciła jedno wprawne zaklęcie a szata znów była bielusieńka i czysta.
-Twoja rodzina jest całkiem fajna Harry chyba bardzo się zmienili i mam nadzieję, że mnie polubili.
-A kto by cię miał nie polubić Ginny, skoro polubił cię wybraniec!-Powiedział Ron ze śmiechem.
I tak właśnie zakończył się wieczór u Weasley'ów podczas którego dwie całkiem różne rodziny wreszcie mogły się spotkać.
-A co miałoby być nie w porządku?
-No właśnie o to cię pytam. Po prostu od kilku dni zachowujesz się jakoś inaczej, nie odzywasz się do mnie ani słowem, proszę powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
-Tutaj nie chodzi o ciebie Ginny ja od jakiegoś czasu zastanawiam się nad pewną kwestią. Uznałem, że ktoś zasługuje na wytłumaczenia.
-A kogo masz na myśli?
-Dursley'ów. Powiedział, a Ginny wręcz nie dowierzała.
-Harry jesteś pewien, w końcu, wyrządzili ci wiele krzywdy...
-Czy ty kiedykolwiek myślisz o sobie Ginny, bo mam wrażenie, że zawsze opiekujesz się tylko innymi.
-Chyba nie.
-Zresztą oni się zmienili, pamiętam jak mi dziękowali no i nadal są moją rodziną, myślę, że zasługują na wyjaśnienie pewnych spraw.
-Jeśli tak bardzo ci na tym zależy Harry to może masz racje, jednak chyba lepiej być w zgodzie z rodziną.
-Właśnie dlatego tak mi na tym zależy.Ale mam do ciebie jedną prośbę.
-No dobrze...O co chodzi? Zapytała Ginny.
-Chciałbym, żeby oni cię poznali, zależy mi na tym, zgadzasz się? Zapytał ale w tym samym momencie przeszkodziła im wchodząca tylnym wejściem pani Weasley.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale przyniosłam obiad, zresztą może odwiedzicie dzisiaj norę?
-Przepraszam mamo, ale dzisiaj miałem inne plany, chciałem się spotkać z moją rodziną.
-Z tymi którzy się tobą opiekowali?Zapytała Molly.
-Tak w końcu chyba lepiej będzie, żeby się dowiedzieli co się stało i dlaczego w ogóle musieli się wtedy wyprowadzić.
-Masz rację Harry w końcu rodzina to rodzina i lepiej będzie, jeżeli będziecie żyć w zgodzie. Zresztą mam propozycję, może ja wysprzątam norę i ugotuję coś pysznego, do tego zaproszę całą naszą rodzinę i zaprosimy ich do nory.
-Tak, tylko, że oni...są bardzo uprzedzeni do czarodziejów i czarownic.
-Tym bardziej powinni nas wszystkich poznać, a może będziemy mieli okazję zrobić dobre wrażenie i wtedy zmienią swoje przekonania co do nas.
Harry w końcu ustąpił, bo wiedział, że z mamą akurat nie ma sensu się wykłócać.
-A więc świetnie! Dobrze wyślij do mnie list czy się zgodzili. Jakby co przyjdźcie wieczorem o dziewiętnastej. Oświadczyła pani Weasley i wyszła.
-No i przepraszam cię Ginny jeśli się do ciebie nie odzywałem.
-Nieważne nie musisz mnie za to przepraszać. Powiedziała cichym głosem.
-To co przyjdziesz na tą kolację do nory?
-Myślę, że oni woleliby żebyś wyszedł za jakąś bogatą i zdolną dziewczynę, w końcu wiele o nich opowiadałeś i boję się, że oni się rozczarują.
-Ginny jeśli naprawdę im na mnie zależy to najważniejsze będzie dla nich to żebym był szczęśliwy. Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę, a ona spojrzała najpierw na ich splecione ręce a potem podniosła wzrok na jego twarz.
-Chcę, żeby, mnie polubili...
-Na pewno tak będzie.-Zapewnił ją Harry, a ona przytuliła się do niego.
-No dobrze Harry pójdę na tą kolację.
-Dziękuję. Następnie Harry wziął do ręki pergamin i napisał zaproszenie do Dursley'ów.
Drodzy Dursley'owie!
Mam nadzieję, że całkiem nie zapomnieliście o chłopcu zamieszkującym
waszą komórkę pod schodami. Myślę, że zasługujecie na moje wyjaśnienia, zresztą wiele się w moim życiu zmieniło i chciałbym żebyście poznali moją rodzinę. Wyślijcie mi odpowiedź moją sową (spokojnie ona jest łagodna). Spotkamy się w wiosce Catchpole
na najwyższym wzgórzu o godzinie dziewiętnastej.
Harry Potter
Po jakimś czasie przyszła odpowiedź od Dursley'ów z której można było wywnioskować, że również chętnie się spotkają. A już samo takie nastawienie było jak na nich dziwne i pokazywało, że w Dursley'ach zaszła całkiem duża zmiana.
Przed dziewiętnastą Harry wrócił już z ministerstwa i ubierał swoją szatę wyjściową Ginny w tym czasie miała jeszcze trening ale obiecała, że przyjdzie więc Harry postanowił, że jednak musi iść sam, bo jeśli się spóźni to tylko pogorszy sprawę.
Gdy Harry deportował się na miejsce spotkania trójka Dursley'ów już tam stała, tak znajome twarze ale wyglądające nieco inaczej niż kiedyś. Dudley był tego samego wzrostu co Harry nadal miał masywną budowę, ale z pewnością nie przypominał już prosiaka, bo był szczuplejszy. Vernon Dursley wyglądał za to tak jak go Harry zapamiętał , a Petunia była jedynie ubrana modniej i ładniej umalowana niż kiedyś.
-My...chcielibyśmy cię bardzo przeprosić za to wszystko, wiemy, że jesteś dobrym człowiekiem i zawsze niesłusznie cię karaliśmy.
-Dobra chodźcie za mną. Powiedział Harry po czym zdjął kilka zabezpieczeń z nory i Dursley'owie już mogli zobaczyć ten wysoki, koślawy dom Weasley'ów.
-Mieszkasz tu?-Zapytała Petunia.
-Nie, ale od dziecka często odwiedzam to miejsce, Weasley'owie zawsze mi pomagali.
-My naprawdę teraz tego bardzo żałujemy Harry, że to nie my wspieraliśmy cię kiedy nas potrzebowałeś.
-Każdy popełnia błędy.-Dodał tylko i zastukał w drzwi nory.
W progu stała uśmiechnięta elegancko ubrana pani Weasley.
-Już jesteście! Świetnie! Zapraszam do środka.-Powiedziała jak zwykle uprzejmym głosem.
Wszyscy zajęli swoje miejsca przy stole. Brakowało jeszcze tylko trzech osób: Rona, Ginny i Billa, ale Fleur już wcześniej wytłumaczyła, że go nie będzie, bo ma wyjątkowo dużo pracy.
Za to Hermiona siedziała jak na szpilkach, co chwilę patrzyła przez ramię na drzwi wejściowe lub nerwowo zerkała na zegarek. Harry też bardzo się martwił, myślał, że trening się przeciągnął, ale Ginny raczej by się nie spóźniła szczególnie, że wiedziała jakie to dla niego ważne. W końcu Ron wreszcie przyszedł, ale całą szatę miał jakoś dziwnie pozapinaną.
-Czekamy jeszcze na kogoś? Zapytała pani Dursley.
-Nie ma jeszcze tylko jednej osoby.-Powiedział Harry. Ale zdecydowanie jak dla mnie najważniejszej.
-Aha. A w ogóle jak to się stało, że jesteście rodziną?-Zapytała Petunia, bo wuj Vernon był wciąż zajęty rozglądaniem się wszędzie wokół.
-Jak już mówiłem Weasley'owie od początku się mną zajmowali i są dla mnie jak rodzina, a formalnie staliśmy się z rodziną odkąd poślubiłem Ginny.
-A właśnie kto to Ginny? Zapytała zaciekawiona ciotka, bo Vernon był najwyraźniej zbyt zajęty rozglądaniem się po pomieszczeniu i przyglądaniem się latającym półmiskom.
-Ach, no tak...zapomniałam, że nie są państwo przyzwyczajeni do oglądania latających przedmiotów. Powiedziała pani Weasley po czym wszystko z wdziękiem opadło na stole.
Nagle Harry poczuł jak powiało dobrze mu znanym kwiatowym zapachem dlatego zerknął przed ramię i nie mylił się- to była Ginny miała krótką czarną sukienkę, jej włosy były jak zwykle rozpuszczone, ale kręcone.
-Jest i moja jedyna córka! Powiedziała uradowana mama.
-Przepraszam, że musieliście na mnie czekać, ale dopiero co niedawno wróciłam z pracy. Wytłumaczyła się siadając przy stole, ale zanim usiadła Dursley'owie wstali, przedstawili się i uścisnęli jej rękę, a Dudley nawet odsunął jej krzesło! Harry'ego aż zatkało i zapomniał co chciał przed chwilą powiedzieć, bez wątpienia to już nie byli ci sami ludzie.
-To może czas, żeby wszystkich przedstawić!-Zaproponowała pani Weasley. No więc ja nazywam się Molly Weasley, najstarszy z moich synów to William którego dzisiaj niestety nie ma, ze względu na pracę, to mój drugi w kolejności starszeństwa syn Charlie, to Percy, bliźniacy-Fred i George, mój najmłodszy syn-Ronald i moja jedyna córeczka-Ginevra.-Powiedziała pokazując na każdego z osobna. A to Hermiona moja synowa. Roxi dziewczyna Charlie'ego. Fleur żona William'a. Nasi najmłodsi Teddy i Victoire. No i nie mogę zapomnieć o Harry'm, który też jest częścią naszej rodziny i traktuję go jak kolejnego syna. Dodała pani Weasley, a Harry poczuł gdzieś w głębi serca takie lekkie wzruszenie, że przez tyle lat była dla niego jak biologiczna matka.
Po słowach Molly i myślach Harry'ego ciotka Petunia wybuchnęła płaczem.
-Mi jest...mi jest tak przykro , że...że to nie my opiekowaliśmy się nim...przez te wszystkie lata! Szlochała ciotka.
- Ależ nie po to się dzisiaj zebraliśmy, żeby rozpatrywać błędy z przeszłości, może lepiej weźmy się za jedzenie, bo niedługo wystygnie.-Załagodziła sytuacje Molly.
-Wyśmienite!-Odezwał się wreszcie wuj
-Och, dziękuję państwu bardzo, mogę podać wam ten przepis.
-Jest rzeczywiście doskonale przyrządzone. Pochwaliła zwykle bardzo wybredna ciotka.
-Macie całkiem dużą rodziną.-Przyznał Dudley.
-A właściwie co z...ojcem...pani mężem?-Zadał niezbyt wygodne pytanie Vernon.
-No...więc zginął kilka miesięcy temu...trudno mi o tym mówić...-Wytłumaczyła pani Weasley a łzy napłynęły jej do oczu.
-Przykro mi, przepraszam, nie wiedziałem.Dodał po chwili.
-A może opowiesz nam coś o swoim życiu Harry?-Zaproponowała pani Dursley, aby zmienić temat.
-No więc...po szóstym roku mojej nauki w Hogwarcie wszystko się zmieniło. Zacząłem spotykać się z Ginny i postanowiłem nie iść na ostatni rok do szkoły tylko szukać horkuksów. W tym miescu wyjaśnił im co to horkruksy. Na początku miałem zamiar iść na te poszukiwania sam, żeby nikogo nie narażać, ale ostatecznie poszli ze mną moi przyjaciele-Ron i Hermiona. Ministerstwo zostało wtedy przejęte przez popleczników czarnoksiężnika. Po wygranej bitwie o Hogwart i po tym jak wyszliśmy już wszyscy ze szpitala ja i Ginny wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy razem w Dolinie Godryka-w mojej rodzinnej miejscowości. Po wojnie zostałem już oficjalnie aurorem mimo tego, że nie zakończyłem odpowiedniej szkoły.
-A właściwie kto to ci...aurorzy?
-To tak jak policja tylko, że my nie zajmujemy się wszystkimi wypadkami, bo od tego są poszczególne departamenty.-Wyjaśnił Harry.
-A czym ty się zajmujesz...Ginevro o ile dobrze pamiętam?
-Gram zawodowo w quidditcha. To jest taka gra czarodziejów są w niej cztery piłki-kafel, dwa tłuczki i złoty znicz. Wytłumaczyła im Ginny, a gdy zobaczyła, że wykazują szczególne zainteresowanie kontynuowała. Ja jestem ścigającą, czyli mnie interesuje jedynie kafel, ścigających jest kilku i naszym zadaniem jest podawanie sobie kafla i jeśli nikt nam go nie odbierze musimy przerzucić go przez jedną z trzech pętli, których broni obrońca. Obrońca po prostu broni trzech pętli przez przerzuceniem przez nie kafla. Tłuczki to dwie czarne, duże ciężkie piłki których zadaniem jest strącanie zawodników z mioteł, ale obroną przed nimi swojej drużyny zajmują się pałkarze którzy odbijają tłuczki od swoich zawodników. No i pozostaje jeszcze szukający którego zadaniem jest złapanie złotego znicza, czyli malutkiej złotej piłeczki ze skrzydełkami, gdy szukający złapie złotego znicza mecz się kończy. Zakończyła.
-To naprawdę fascynujące...
-Może dokładki?-Powiedziała uprzejmie pani Weasley widząc, że talerz pana Dursley'a jest pusty.
-Może to głupie pytanie ale...macie dzieci? Zapytała Petunia Harry'ego i Ginny co trochę rozbawiło Ginny.
-Nie.-Odpowiedział Harry.
-Na razie z Harry'm chcieliśmy zająć się swoim zawodem i ja wyjeżdżam w tym roku do szkoły, ponieważ przez wojnę nie zdążyłam zaliczyć końcowych egzaminów a jest to dla mnie ważne.
-Widać, że ambitna z ciebie dziewczyna.-Powiedziała pani Dursley.
-Dziękuję, zawsze staram się zrobić wszystko co mogę, żeby osiągnąć cel.
-My dziękujemy bardzo za kolację.-Powiedział Vernon Dursley.
-Ja również bardzo dziękuję za miłą wizytę.-Powiedziała pani Weasey i odprowadziła gości do drzwi.
-Miłego wieczoru! Powiedzieli i odeszli.
-Dziękuję, wzajemnie.-Dodała pani Weasley i zamknęła drzwi.
-O, kurcze jak ich ostatnio widziałem to...zastanawiam się czy ich coś poważnie nie uszkodziło.-Powiedział Ron a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ron...ale możesz mi wytłumaczyć...dlaczego tak dziwnie pozapinałeś całą szatę od stóp do głów.-Powiedziała Hermiona śmiejąc się.
-Sama zobacz!-Powiedział Ron zgryźliwie i czarami rozpiął wewnętrzną szatę.
-Ron kazałam ci tylko wyprać nasze ubrania wyjściowe!-Powiedziała Hermiona a wszyscy zaczęli ryczeć ze śmiech, gdy zobaczyli, że wewnętrzna część szaty jest jasno różowa.
-Próbowałem ją jakoś wybielić ale nic nie działało! Udało mi się jedynie trochę rozjaśnić.
-Uważaj Ron, bo się zaróżowisz dodali Fred i George.
-Chyba jednak nie znam się na zaklęciach gospodarczych.-Przyznał Ron.
-Chyba nie..Powiedziała Hermiona i rzuciła jedno wprawne zaklęcie a szata znów była bielusieńka i czysta.
-Twoja rodzina jest całkiem fajna Harry chyba bardzo się zmienili i mam nadzieję, że mnie polubili.
-A kto by cię miał nie polubić Ginny, skoro polubił cię wybraniec!-Powiedział Ron ze śmiechem.
I tak właśnie zakończył się wieczór u Weasley'ów podczas którego dwie całkiem różne rodziny wreszcie mogły się spotkać.
środa, 13 lipca 2016
41,,To ty jesteś moją rodziną"
-Harry mam naprawdę świetną wiadomość.-Zawołała Hermiona, gdy zobaczyła, że Harry wszedł do nory gdzie wszyscy już siedzieli.
-No co to za świetna wiadomość?
-Właśnie przed chwilą im to tłumaczyłam, to może być naprawdę wielka szansa.
-Jaka znowu szansa?
-Jej się chyba poprzewracało w głowie Harry. Powiedział Ron.
-Czy ktoś w końcu powie mi o co chodzi?
-Już tłumaczę. Wiesz co to?-Zapytała wyciągając złoty łańcuszek.
-Wisiorek?
-Nie do końca przyjrzyj się dobrze.
-Zmieniacz czasu? Ale przecież...po wojnie nie przetrwał ani jeden i ministerstwo zabrania cofania czasu.
-Mam specjalną zgodę Harry. Kingsley nam ufa, wie, że zrobimy wszystko, żeby było lepiej.
-Ale Hermiona wiesz jakie to może być niebezpieczne! To może mieć tragiczne skutki, nie możemy od tak zacząć grzebać w przeszłości.
-Harry a co powiesz o tych wszystkich sierotach, np. o Teddy'm? Kiedyś będzie nas wypytywał co stało się z jego rodzicami, oni wszyscy mogą odzyskać rodziców, zresztą, ty też jesteś jednym z nich. Możesz ich wszystkich odzyskać-swoich rodziców, przyjaciół, Syriusza.
Po tym co powiedziała Hermiona zupełnie się zamyślił i przypomniał sobie tą scenę, która męczyła go przez wiele lat w nie jednym koszmarze, w swojej głowie zobaczył kobietę, zielone oślepiające światło i krzyk. To jedyny fragment, który zapamiętał kiedy jego rodzice jeszcze żyli.
-Harry wszystko w porządku?-Zapytała Ginny.
-Nic nie jest w porządku, kiedy wiesz, że żyjesz dzięki czyjejś śmierci.
-Harry wiem, że tobie na tym zależy, nie wiesz jak to wpłynie na twoje życie, będziesz miał rodziców Harry!-Powiedziała Hermiona.
-Nie musimy tego robić Harry, ale wiem, że zawsze chciałeś, żeby byli przy tobie.-Dodała Ginny spokojnym głosem.
-Ja...zrobię to, chcę, żeby żyli, chcę, żeby wszystko było w porządku, mieć rodziców tak jak każdy, ale czy chcieć to nie za mało?
-Harry to jest możliwe, to oszczędzi cierpienia wielu osobą, teraz cała przeszłość i przez to przyszłość jest w naszych rękach.
-To jak Harry zgadzasz się?
-Tak.
-No więc dobrze chodźcie tu wszyscy.Powiedziała Hermiona i założyła na ich szyje duży łańcuszek po czym ustawiła nim datę i znaleźli się przed domem Dursley'ów.
-Hermiona co się z nami stało?-Zapytał przerażony Ron patrząc na znacznie za duże ubrania.
-A tak zapomniałam wam powiedzieć, jesteśmy w bardzo odległych czasach, dlatego jesteśmy znacznie młodsi.
-I co my tu robimy.
-Zaraz zobaczysz. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy się pospieszyli, bo w innym przypadku znikniemy albo raczej staniemy się młodsi.
-To Dumbledore?-Zapytał szeptem Ron.
-Tak. Patrzcie uważnie.
-Czy to jest...
-Tak to Harry. Powiedziała przyglądając się jak Dumbledore kładzie go przed drzwiami razem z listem, dzwoni dzwonkiem do drzwi, a następnie deportuje się. Drzwi otworzyła pani Dursley i rozglądała się dookoła dopiero, gdy upewniła się, że nikogo nie ma,
podniosła dziecko, otworzyła list i zaczęła go czytać. Później zawołała swojego męża i dała mu przeczytać list.
-Dobra tutaj już chyba nic nie zdziałamy, może lepiej będzie jeśli powiesz nam z kim się kiedyś pokłóciłeś Harry.
-Z Malfoy'em i Seamus'em...
-Ale chodzi mi konkretniej o jakieś poważniejsze kłótnie z bliższymi osobami za czasów szkolnych.
-No więc...pamiętam jak kiedyś pokłóciłem się z Ronem.
-Kiedy to było?
-W szóstej klasie.
-To może mieć jakiś sens.-Powiedziała i znowu ustawiła datę, a następnie (mając już swoje normalne rozmiary) pojawili się w dormitorium.
-...Za kogo on się uważa.-Powiedział Ron.
-A ty znowu o tym...mógłbyś mu odpuścić po prostu czasem tak bywa Ron.
-Na pewno Ginny nie płakała bez sensu zresztą to nie pierwsza jego dziewczyna i pewnie nie ostatnia, biedna Ginny musi cierpieć przez jakiegoś pacana.
-W sumie dzisiaj na treningu wyglądała na wesołą zresztą już od tygodnia wygląda znacznie lepiej i jest weselsza.
-Bardzo dziwne, że tak szybko się pozbierała.
-Może dlatego, że zerwali równo miesiąc temu.
-Skąd wiesz, że równo miesiąc temu? I w ogóle ty ją śledzisz czy jak?-Powiedział ze śmiechem Ron, a Harry tylko spojrzał w sufit zastanawiając czy powiedzieć o tym Ronowi.
-A ostatnio jesteś jakiś dziwny wiesz co się z tobą dzieje Harry?
-Ja muszę ci o czymś powiedzieć Ron...
-Wal śmiało stary.
-No więc...Harry stojący obok dobrze pamiętał to wydarzenie. Może zacznę od tego, że coś niedawno zrozumiałem właściwie zauważyłem to na eliksirach.
-Na eliksirach?
-Tak pamiętasz amortencję?
-Ten taki eliksir.
-Tak dokładniej najsilniejszy eliksir miłosny.
-O widzę, że historia się rozwija no mów dalej.
-I pamiętasz jak ci mówiłem, że czuję kwiaty?
-No mówiłeś coś o kwiatach z nory ale co to ma do rzeczy?
-To nie kwiaty teraz już jestem pewien, że właśnie tak pachnie Ginny. Ja ją kocham i dlatego to wcale nie jest takie proste i zanim się na mnie wydrzesz tak jak na Dean'a to spróbuj mnie zrozumieć.
-Stary...niezłe naprawdę twoja mina jest tak przekonująca...-Powiedział ze śmiechem Ron. Ty to umiesz wkręcać ludzi. W tym momencie Ron z przyszłości patrzył nerwowo na podłogę lub na sufit, bo wiedział co zaraz się stanie i teraz było mu za to strasznie wstyd.
-Ron ja mówię do ciebie na poważnie proszę cię posłuchaj mnie ja kocham Ginny, chcę z nią być, chcę z nią rozmawiać jest dla mnie kimś ważnym.
-Nie wierzę...to moja siostra!
-Ale co to ma do rzeczy.
-To, że ty jesteś moim przyjacielem przepraszam...myślałem, że nim jesteś, a ty zwyczajnie chcesz ją skrzywdzić dlatego, bo jesteś ,,wybrańcem" i możesz pogrywać sobie z ludźmi jak chcesz wiesz co denerwuje mnie to, że masz taki tupet i uważasz się za niewiadomo kogo!
-Dobrze wiesz, że wcale taki nie jestem kocham Ginny i nie zrobiłbym jej krzywdy. Zresztą nie możemy normalnie porozmawiać czy musimy się tak na siebie drzeć!
-Nie denerwuj mnie.
-Dlaczego Ron wytłumacz mi to jesteś tylko kretynem i zupełnie nie obchodzą cię inni wiesz co np. Hermiona czuje, gdy widzi cię z Lavender, wiesz co ja czuję, gdy mówisz, że nie mogę być z Ginny to ty wszystkich ranisz dookoła i oskarżasz.
-Gdzie idziesz!-Ryknął do niego Ron.
-Daleko od ciebie!
-Dobra Harry zastanów się co byś zrobił gdyby Ron od razu za tobą pobiegł, przeprosiłby cię i powiedział, że cię rozumie.
-Jak to co? Cieszyłbym się, ale w zasadzie co to zmieni Hermiona.
-Hmm...dajcie mi chwilę. Powiedziała po czym zaczęła się nad czymś głęboko zastanawiać.
-I co? To coś da?
-Nie, ale już wiem gdzie musimy zacząć działać. Powiedziała i wylądowali w komnacie tajemnic.
-Hermiona co my tutaj robimy?-Zapytał przerażony Ron.
-Jesteśmy w czasach młodości Tom'a Riddle'a.
-Ale po co?
-Musimy go zabić.-Powiedziała wskazując bazyliszka.
-A to nie była czasem robota Harry'ego?
-Tak Ron ale teraz już nasza.
-Jak zamierzasz to zrobić? I dlaczego akurat teraz.
-Posłuchajcie uważnie. Jeśli zabijemy bazyliszka wiele lat wcześniej i weźmiemy jego kieł będziemy mogli iść po horkruksy.
-Wtedy zabijemy Voldemorta o wiele wcześniej i o wiele mniej osób zginie!-Stwierdził Ron.
-Właśnie tak.
-Ale jak ty chcesz niby pokonać bazyliszka?!
-O tak. Avada Kedavra!-Krzyknęła a z jej różdżki wyleciał zielony promień.
-Czy...ty...-Gapił się na nią Ron.
-No co... mamy pozwolenie na pokonanie Voldemorta i wszystkich istot czarno magicznych z nim związanych.
-Ron weźmy lepiej ten kieł i stąd uciekajmy.
-Myślicie, że Voldemort wie?-Zapytał Harry.
-Pewnie tak, więc lepiej chodźmy stąd jak najszybciej.-Powiedziała Hermiona i ustawiła kolejną datę i godzinę na zmieniaczu czasu.
Tym razem wylądowali na ulicy Pokątnej w księgarni.
-Hermiona nie! Powiedziała Ginny, gdy Hermiona chciała odebrać młodszej jej dziennik. W końcu to jestem ja więc wiem jak sobie coś odebrać żebym tego nie zauważyła.
-Ale to dziwnie brzmi jak się tak mówi o samym sobie.-Stwierdził Ron. A w ogóle nie łatwiej byłoby po prostu rzucić na nie Actio.
-Naprawdę Ron! Nie pomyślałam o tym! Powiedziała Hermiona z sarkazmem. Noe, tak się nie da i przypominam ci, że horkruksów się nie da przywołać.
-Harry masz niewidkę?-Zapytała Ginny.
-Tak, trzymaj.
Po czym zarzuciła ją na siebie zrzuciła torbę z ramienia i szybko niezauważenie wzięła dziennik Riddle'a.
-Ale sztuka samej sobie odebrać dziennik.
-Zamknij się Ron, bo ty to nawet samemu sobie nie umiałbyś nic odebrać.
-Ładnie to tak do starszych!-Oburzył się Ron.
-Znalazł się starszy w sumie zawsze byłam wyższa od ciebie. Powiedziała z satysfakcją, a Harry i Hermiona wybuchli śmiechem.
-Dobra już lepiej go zniszczmy powiedziała Hermiona po czym wzięła do ręki kieł i przebiła nim dziennik.
-Harry to urządzenie dzięki któremu możemy sprawdzić co będzie jeśli, i musimy to wszystko natychmiast przerwać, bo inaczej jedno z nas może przepłacić to życiem.
-Chodzi ci o mnie prawda Hermiona? Nie możemy się teraz wycofać moje życie nie jest warte tyle co moi rodzice i przyjaciele, musimy doprowadzić to wszystko do końca.-Powiedział Harry.
-Harry proszę cię nie mów tak!-Powiedziała Ginny a z jej oczu pociekły strumyki łez.
-Nie Harry, wcale nie mam na myśli ciebie...ale i tak musimy koniecznie wrócić grzebanie w przeszłości chyba jednak nie było najlepszym pomysłem.
-Wiem, że chodzi o mnie Hermiona. Powiedziała Ginny. To ma sens jeśli rodzice Harry'ego przeżyją Voldemort zwieje, a wtedy on nie będzie wybrańcem. Mówiąc to przejechała palcem po jego bliźnie. Więc wiem, że będę musiała zginąć w walce, bo Harry będzie bronił Hogwartu, a nie będzie powołany do walki ze śmierciożercami w rezydencji.
-Nie możesz rozumiesz! Nie możesz!
-Uspokój się Harry tak musi być, tylko dzięki temu będziesz miał rodzinę, rodzinę którą zawsze chciałeś mieć wiem o tym Harry, wiem, że oni ci się śnią, że nie brakuje ci nikogo bardziej niż James'a I Lily. To jedyny sposób
-Nie!
-Chyba jesteś głupia jeśli myślisz, że pozwolimy ci tak odejść!-Ryknął Ron.
-Nie, nie Harry zrobił dla mnie tak wiele teraz to ja wreszcie będę mogła zrobić coś dla niego, tak naprawdę, nie jestem wam potrzebna, bo będziecie mieć swoje rodziny i zapomnicie o mnie.
-NIE POZWOLĘ. NIGDY SIĘ NA TO NIE ZGODZĘ!-Wrzeszczał Harry.
-Ginny to będzie dla nas ogromny ból spójrz na Harry'ego pomyśl o twojej mamie, zresztą i tak zginie wiele osób tego i tak nie unikniemy. Mówiła Hermiona.
-Nie, wiem, że chcesz mieć prawdziwą rodzinę Harry i pamiętam jak mi ostatnio powiedziałeś ,,Cieszę się, gdy ty jesteś szczęśliwa" ja też cieszę się, że będziesz szczęśliwy.
-Nie jestem takim egoistą, że tylko po to, żebym mógł mieć rodziców musi zginąć ktoś taki jak ty. A poza tym ja już przyzwyczaiłem się do bycia sierotą, ale to ty jesteś moją rodziną.
Nagle wrócili do swoich dorosłych postaci.
Po słowach Harry'ego Ginny rzuciła mu się na szyję i pocałowała go.
-Jedyne co mogę zrobić to was pożegnać.
-Nie zrobisz tego!-Ryknął Ron.
-Ron byłeś świetnym baratem zawsze się o mnie troszczyłeś.-Powiedziała i przytuliła go.
-Ty sobie chyba żartujesz!
-Hermiona, ty byłaś wspaniałą przyjaciółką i tak wiele mnie nauczyłaś...Powiedziała a Hermionie pociekły łzy i szepnęła- nie.
-Harry...ty uratowałeś mnie, chroniłeś mnie, byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, kochałeś mnie i zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym. Powiedziała, przytuliła go i deportowała się znienacka. Harry jeszcze próbował złapać ją za rękę ale nic z tego nie wyszło.
-NIEEEEEE!-Krzyknął klękając na ziemię i w tym momencie się obudził.
Przestraszony tym dziwnym snem podszedł do okna i zastanawiał się czy możliwe byłoby to, żeby nie był wybrańcem, jego rodzice żyli, a Ginny zginęłaby w bitwie.
-Wszystko w porządku? Zapytała Ginny stojąc za nim i obejmując go.
-To tylko sen, ale za mało doceniam to co mam a w zasadzie to kogo mam, że mam Rona, Hermionę, chrześniaka i ciebie i nigdy nie chciałbym, żeby cokolwiek wam się stało.-Powiedział i przytulił ją do piersi.
-No co to za świetna wiadomość?
-Właśnie przed chwilą im to tłumaczyłam, to może być naprawdę wielka szansa.
-Jaka znowu szansa?
-Jej się chyba poprzewracało w głowie Harry. Powiedział Ron.
-Czy ktoś w końcu powie mi o co chodzi?
-Już tłumaczę. Wiesz co to?-Zapytała wyciągając złoty łańcuszek.
-Wisiorek?
-Nie do końca przyjrzyj się dobrze.
-Zmieniacz czasu? Ale przecież...po wojnie nie przetrwał ani jeden i ministerstwo zabrania cofania czasu.
-Mam specjalną zgodę Harry. Kingsley nam ufa, wie, że zrobimy wszystko, żeby było lepiej.
-Ale Hermiona wiesz jakie to może być niebezpieczne! To może mieć tragiczne skutki, nie możemy od tak zacząć grzebać w przeszłości.
-Harry a co powiesz o tych wszystkich sierotach, np. o Teddy'm? Kiedyś będzie nas wypytywał co stało się z jego rodzicami, oni wszyscy mogą odzyskać rodziców, zresztą, ty też jesteś jednym z nich. Możesz ich wszystkich odzyskać-swoich rodziców, przyjaciół, Syriusza.
Po tym co powiedziała Hermiona zupełnie się zamyślił i przypomniał sobie tą scenę, która męczyła go przez wiele lat w nie jednym koszmarze, w swojej głowie zobaczył kobietę, zielone oślepiające światło i krzyk. To jedyny fragment, który zapamiętał kiedy jego rodzice jeszcze żyli.
-Harry wszystko w porządku?-Zapytała Ginny.
-Nic nie jest w porządku, kiedy wiesz, że żyjesz dzięki czyjejś śmierci.
-Harry wiem, że tobie na tym zależy, nie wiesz jak to wpłynie na twoje życie, będziesz miał rodziców Harry!-Powiedziała Hermiona.
-Nie musimy tego robić Harry, ale wiem, że zawsze chciałeś, żeby byli przy tobie.-Dodała Ginny spokojnym głosem.
-Ja...zrobię to, chcę, żeby żyli, chcę, żeby wszystko było w porządku, mieć rodziców tak jak każdy, ale czy chcieć to nie za mało?
-Harry to jest możliwe, to oszczędzi cierpienia wielu osobą, teraz cała przeszłość i przez to przyszłość jest w naszych rękach.
-To jak Harry zgadzasz się?
-Tak.
-No więc dobrze chodźcie tu wszyscy.Powiedziała Hermiona i założyła na ich szyje duży łańcuszek po czym ustawiła nim datę i znaleźli się przed domem Dursley'ów.
-Hermiona co się z nami stało?-Zapytał przerażony Ron patrząc na znacznie za duże ubrania.
-A tak zapomniałam wam powiedzieć, jesteśmy w bardzo odległych czasach, dlatego jesteśmy znacznie młodsi.
-I co my tu robimy.
-Zaraz zobaczysz. Najważniejsze jest jednak to, abyśmy się pospieszyli, bo w innym przypadku znikniemy albo raczej staniemy się młodsi.
-To Dumbledore?-Zapytał szeptem Ron.
-Tak. Patrzcie uważnie.
-Czy to jest...
-Tak to Harry. Powiedziała przyglądając się jak Dumbledore kładzie go przed drzwiami razem z listem, dzwoni dzwonkiem do drzwi, a następnie deportuje się. Drzwi otworzyła pani Dursley i rozglądała się dookoła dopiero, gdy upewniła się, że nikogo nie ma,
podniosła dziecko, otworzyła list i zaczęła go czytać. Później zawołała swojego męża i dała mu przeczytać list.
-Dobra tutaj już chyba nic nie zdziałamy, może lepiej będzie jeśli powiesz nam z kim się kiedyś pokłóciłeś Harry.
-Z Malfoy'em i Seamus'em...
-Ale chodzi mi konkretniej o jakieś poważniejsze kłótnie z bliższymi osobami za czasów szkolnych.
-No więc...pamiętam jak kiedyś pokłóciłem się z Ronem.
-Kiedy to było?
-W szóstej klasie.
-To może mieć jakiś sens.-Powiedziała i znowu ustawiła datę, a następnie (mając już swoje normalne rozmiary) pojawili się w dormitorium.
-...Za kogo on się uważa.-Powiedział Ron.
-A ty znowu o tym...mógłbyś mu odpuścić po prostu czasem tak bywa Ron.
-Na pewno Ginny nie płakała bez sensu zresztą to nie pierwsza jego dziewczyna i pewnie nie ostatnia, biedna Ginny musi cierpieć przez jakiegoś pacana.
-W sumie dzisiaj na treningu wyglądała na wesołą zresztą już od tygodnia wygląda znacznie lepiej i jest weselsza.
-Bardzo dziwne, że tak szybko się pozbierała.
-Może dlatego, że zerwali równo miesiąc temu.
-Skąd wiesz, że równo miesiąc temu? I w ogóle ty ją śledzisz czy jak?-Powiedział ze śmiechem Ron, a Harry tylko spojrzał w sufit zastanawiając czy powiedzieć o tym Ronowi.
-A ostatnio jesteś jakiś dziwny wiesz co się z tobą dzieje Harry?
-Ja muszę ci o czymś powiedzieć Ron...
-Wal śmiało stary.
-No więc...Harry stojący obok dobrze pamiętał to wydarzenie. Może zacznę od tego, że coś niedawno zrozumiałem właściwie zauważyłem to na eliksirach.
-Na eliksirach?
-Tak pamiętasz amortencję?
-Ten taki eliksir.
-Tak dokładniej najsilniejszy eliksir miłosny.
-O widzę, że historia się rozwija no mów dalej.
-I pamiętasz jak ci mówiłem, że czuję kwiaty?
-No mówiłeś coś o kwiatach z nory ale co to ma do rzeczy?
-To nie kwiaty teraz już jestem pewien, że właśnie tak pachnie Ginny. Ja ją kocham i dlatego to wcale nie jest takie proste i zanim się na mnie wydrzesz tak jak na Dean'a to spróbuj mnie zrozumieć.
-Stary...niezłe naprawdę twoja mina jest tak przekonująca...-Powiedział ze śmiechem Ron. Ty to umiesz wkręcać ludzi. W tym momencie Ron z przyszłości patrzył nerwowo na podłogę lub na sufit, bo wiedział co zaraz się stanie i teraz było mu za to strasznie wstyd.
-Ron ja mówię do ciebie na poważnie proszę cię posłuchaj mnie ja kocham Ginny, chcę z nią być, chcę z nią rozmawiać jest dla mnie kimś ważnym.
-Nie wierzę...to moja siostra!
-Ale co to ma do rzeczy.
-To, że ty jesteś moim przyjacielem przepraszam...myślałem, że nim jesteś, a ty zwyczajnie chcesz ją skrzywdzić dlatego, bo jesteś ,,wybrańcem" i możesz pogrywać sobie z ludźmi jak chcesz wiesz co denerwuje mnie to, że masz taki tupet i uważasz się za niewiadomo kogo!
-Dobrze wiesz, że wcale taki nie jestem kocham Ginny i nie zrobiłbym jej krzywdy. Zresztą nie możemy normalnie porozmawiać czy musimy się tak na siebie drzeć!
-Nie denerwuj mnie.
-Dlaczego Ron wytłumacz mi to jesteś tylko kretynem i zupełnie nie obchodzą cię inni wiesz co np. Hermiona czuje, gdy widzi cię z Lavender, wiesz co ja czuję, gdy mówisz, że nie mogę być z Ginny to ty wszystkich ranisz dookoła i oskarżasz.
-Gdzie idziesz!-Ryknął do niego Ron.
-Daleko od ciebie!
-Dobra Harry zastanów się co byś zrobił gdyby Ron od razu za tobą pobiegł, przeprosiłby cię i powiedział, że cię rozumie.
-Jak to co? Cieszyłbym się, ale w zasadzie co to zmieni Hermiona.
-Hmm...dajcie mi chwilę. Powiedziała po czym zaczęła się nad czymś głęboko zastanawiać.
-I co? To coś da?
-Nie, ale już wiem gdzie musimy zacząć działać. Powiedziała i wylądowali w komnacie tajemnic.
-Hermiona co my tutaj robimy?-Zapytał przerażony Ron.
-Jesteśmy w czasach młodości Tom'a Riddle'a.
-Ale po co?
-Musimy go zabić.-Powiedziała wskazując bazyliszka.
-A to nie była czasem robota Harry'ego?
-Tak Ron ale teraz już nasza.
-Jak zamierzasz to zrobić? I dlaczego akurat teraz.
-Posłuchajcie uważnie. Jeśli zabijemy bazyliszka wiele lat wcześniej i weźmiemy jego kieł będziemy mogli iść po horkruksy.
-Wtedy zabijemy Voldemorta o wiele wcześniej i o wiele mniej osób zginie!-Stwierdził Ron.
-Właśnie tak.
-Ale jak ty chcesz niby pokonać bazyliszka?!
-O tak. Avada Kedavra!-Krzyknęła a z jej różdżki wyleciał zielony promień.
-Czy...ty...-Gapił się na nią Ron.
-No co... mamy pozwolenie na pokonanie Voldemorta i wszystkich istot czarno magicznych z nim związanych.
-Ron weźmy lepiej ten kieł i stąd uciekajmy.
-Myślicie, że Voldemort wie?-Zapytał Harry.
-Pewnie tak, więc lepiej chodźmy stąd jak najszybciej.-Powiedziała Hermiona i ustawiła kolejną datę i godzinę na zmieniaczu czasu.
Tym razem wylądowali na ulicy Pokątnej w księgarni.
-Hermiona nie! Powiedziała Ginny, gdy Hermiona chciała odebrać młodszej jej dziennik. W końcu to jestem ja więc wiem jak sobie coś odebrać żebym tego nie zauważyła.
-Ale to dziwnie brzmi jak się tak mówi o samym sobie.-Stwierdził Ron. A w ogóle nie łatwiej byłoby po prostu rzucić na nie Actio.
-Naprawdę Ron! Nie pomyślałam o tym! Powiedziała Hermiona z sarkazmem. Noe, tak się nie da i przypominam ci, że horkruksów się nie da przywołać.
-Harry masz niewidkę?-Zapytała Ginny.
-Tak, trzymaj.
Po czym zarzuciła ją na siebie zrzuciła torbę z ramienia i szybko niezauważenie wzięła dziennik Riddle'a.
-Ale sztuka samej sobie odebrać dziennik.
-Zamknij się Ron, bo ty to nawet samemu sobie nie umiałbyś nic odebrać.
-Ładnie to tak do starszych!-Oburzył się Ron.
-Znalazł się starszy w sumie zawsze byłam wyższa od ciebie. Powiedziała z satysfakcją, a Harry i Hermiona wybuchli śmiechem.
-Dobra już lepiej go zniszczmy powiedziała Hermiona po czym wzięła do ręki kieł i przebiła nim dziennik.
-Harry to urządzenie dzięki któremu możemy sprawdzić co będzie jeśli, i musimy to wszystko natychmiast przerwać, bo inaczej jedno z nas może przepłacić to życiem.
-Chodzi ci o mnie prawda Hermiona? Nie możemy się teraz wycofać moje życie nie jest warte tyle co moi rodzice i przyjaciele, musimy doprowadzić to wszystko do końca.-Powiedział Harry.
-Harry proszę cię nie mów tak!-Powiedziała Ginny a z jej oczu pociekły strumyki łez.
-Nie Harry, wcale nie mam na myśli ciebie...ale i tak musimy koniecznie wrócić grzebanie w przeszłości chyba jednak nie było najlepszym pomysłem.
-Wiem, że chodzi o mnie Hermiona. Powiedziała Ginny. To ma sens jeśli rodzice Harry'ego przeżyją Voldemort zwieje, a wtedy on nie będzie wybrańcem. Mówiąc to przejechała palcem po jego bliźnie. Więc wiem, że będę musiała zginąć w walce, bo Harry będzie bronił Hogwartu, a nie będzie powołany do walki ze śmierciożercami w rezydencji.
-Nie możesz rozumiesz! Nie możesz!
-Uspokój się Harry tak musi być, tylko dzięki temu będziesz miał rodzinę, rodzinę którą zawsze chciałeś mieć wiem o tym Harry, wiem, że oni ci się śnią, że nie brakuje ci nikogo bardziej niż James'a I Lily. To jedyny sposób
-Nie!
-Chyba jesteś głupia jeśli myślisz, że pozwolimy ci tak odejść!-Ryknął Ron.
-Nie, nie Harry zrobił dla mnie tak wiele teraz to ja wreszcie będę mogła zrobić coś dla niego, tak naprawdę, nie jestem wam potrzebna, bo będziecie mieć swoje rodziny i zapomnicie o mnie.
-NIE POZWOLĘ. NIGDY SIĘ NA TO NIE ZGODZĘ!-Wrzeszczał Harry.
-Ginny to będzie dla nas ogromny ból spójrz na Harry'ego pomyśl o twojej mamie, zresztą i tak zginie wiele osób tego i tak nie unikniemy. Mówiła Hermiona.
-Nie, wiem, że chcesz mieć prawdziwą rodzinę Harry i pamiętam jak mi ostatnio powiedziałeś ,,Cieszę się, gdy ty jesteś szczęśliwa" ja też cieszę się, że będziesz szczęśliwy.
-Nie jestem takim egoistą, że tylko po to, żebym mógł mieć rodziców musi zginąć ktoś taki jak ty. A poza tym ja już przyzwyczaiłem się do bycia sierotą, ale to ty jesteś moją rodziną.
Nagle wrócili do swoich dorosłych postaci.
Po słowach Harry'ego Ginny rzuciła mu się na szyję i pocałowała go.
-Jedyne co mogę zrobić to was pożegnać.
-Nie zrobisz tego!-Ryknął Ron.
-Ron byłeś świetnym baratem zawsze się o mnie troszczyłeś.-Powiedziała i przytuliła go.
-Ty sobie chyba żartujesz!
-Hermiona, ty byłaś wspaniałą przyjaciółką i tak wiele mnie nauczyłaś...Powiedziała a Hermionie pociekły łzy i szepnęła- nie.
-Harry...ty uratowałeś mnie, chroniłeś mnie, byłeś dla mnie kimś wyjątkowym, kochałeś mnie i zasługujesz na to, żeby być szczęśliwym. Powiedziała, przytuliła go i deportowała się znienacka. Harry jeszcze próbował złapać ją za rękę ale nic z tego nie wyszło.
-NIEEEEEE!-Krzyknął klękając na ziemię i w tym momencie się obudził.
Przestraszony tym dziwnym snem podszedł do okna i zastanawiał się czy możliwe byłoby to, żeby nie był wybrańcem, jego rodzice żyli, a Ginny zginęłaby w bitwie.
-Wszystko w porządku? Zapytała Ginny stojąc za nim i obejmując go.
-To tylko sen, ale za mało doceniam to co mam a w zasadzie to kogo mam, że mam Rona, Hermionę, chrześniaka i ciebie i nigdy nie chciałbym, żeby cokolwiek wam się stało.-Powiedział i przytulił ją do piersi.
sobota, 9 lipca 2016
40.Nieznany członek rodziny
Z samego rana Potter'ów odwiedzili Ron i Hermiona.
-Cześć wejdźcie.-Zaprosiła ich do środka Ginny.
-Jest może Harry? Zapytała Hermiona.
-Jest na górze, odsypia nockę.
-Aha no to trudno porozmawiam z nim później. Dziękujemy ci bardzo Ginny, że zajmiesz się Teddy'm Ron ma dzisiaj dużo pracy, a ja pracuję nad nowym wynalazkiem no i jeszcze mam mnóstwo roboty w ministerstwie.
-Nie ma sprawy.
-No wiesz inni też pracują a z Fredem i George'm go nie zostawię no, bo wiesz...
-Rozumiem, nie przejmuj się ja się nim chętnie zaopiekuje, a trening mam dopiero po południu.
-Wszystko co potrzebne masz w torbie i jeszcze raz wielkie dzięki.
-Do zobaczenia. Powiedziała, a Hermiona po wyjściu na werandę zniknęła.
Włosy Teddy'ego miały wtedy granatowy kolor co według wskazówek Hermiony miało oznaczać, że jest spokojny i wszystko jest w porządku(chociaż tak naprawdę nie zawsze kolor jego włosów zależał od jego nastroju). Ginny świetnie opiekowała się malcem, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-O zobacz wujek chyba już się obudził.-Powiedziała siedząc na dywanie i trzymając chłopca na kolanach.
-O, jest i Teddy nasz mały rozrabiaka. Powiedział i wziął go na ręce.
-Wujek! Wujek!-Zapiszczał wesoło.
-No proszę ktoś tu się nauczył mówić. I czym cię karmią ci rodzice, że już jesteś taki wielki i silny.
-Może teraz ja się nim zaopiekuje a ty trochę odpocznij.-Zaproponował Harry.
-Nie, tak naprawdę jest bardzo grzeczny i zobacz to.-Powiedziała wskazując na pierwsze zęby.
-Piękne ząbki.
-A na którą znowu idziesz do ministerstwa?
-Dopiero późnym popołudniem.
-A tak w ogóle Hermiona o ciebie pytała.
-Wiem, wiem już od kilku dni jej obiecuję, że jej pomogę, chodzi o rodzinę Hermiony.
-Ale przecież poza nami Hermiona nie ma żadnej...
-No właśnie po tym jak jej rodzice stracili pamięć nie wiadomo czy Hermiona nie ma np.młodszego rodzeństwa.
-No tak.
-A może to jakaś jej dalsza rodzina.
-Racja, ale nazwisko jeszcze nic nie znaczy może po prostu to zbieg okoliczności.
-Możliwe, ale ona też jest w gryffindorze, więc teoretycznie może jest to jakaś rodzina Hermiony.
-No to poważna sprawa. Ktoś tu już chyba musi iść spać.-Powiedziała widząc, że Teddy ziewa po czym włożyła go do łóżeczka, pocałowała w czoło i przykryła kocykiem.
-Ale pobawimy się potem?-Zapytał malec.
-Obiecuję, że jak się obudzisz to się pobawimy.-Powiedział Harry.
-A w ogóle jak w pracy?
-W porządku jak zwykle. Ron już pewnie na patrolu.
-No racja.
-Wolę mu na razie nie dawać nocek, bo lepiej, żeby się wysypiał. Dlaczego jesteś taka zamyślona?
-Cieszę się, że odwiedzę Hogwart tak dawno tam nie byłam, a jest jak mój drugi dom.
-No tak ja też cieszę się, gdy tam wracam w tym miejscu jest tyle wspomnień...i wesołych i tych złych. Ale mimo tego, że wtedy było tak niebezpiecznie to fajnie było w Hogwarcie.
-No to prawda byliśmy dziećmi i potrzebowaliśmy opieki, a teraz sami dajemy opiekę innym.-Powiedziała patrząc z uśmiechem na śpiącego Teddy'ego.
-Racja choć tak naprawdę my wszyscy mieliśmy przyspieszony kurs dojrzewania.
-A zwłaszcza ty.
-Nieprawda odkąd pamiętam pomagaliście mi i tak samo narażaliście się na niebezpieczeństwo.
-Ale co innego to pomoc a co innego bycie wybrańcem.
-To wszystko było kwestią przypadków i wielkiego poświęcenia bez tych dwóch rzeczy już dawno by mnie tutaj nie było.
-A wracając do Hogwartu Hermiona też idzie zaliczyć owutemy.
-Stąd ten pomysł prawda?
-No trochę tak, ale mi samej bardzo na tym zależy. Wiem, że niezbyt podoba ci się ten pomysł, ale mam nadzieję, że chociaż trochę cieszysz się, że będę mogła się uczyć.
-Cieszę się, gdy ty jesteś szczęśliwa, więc jeśli to sprawi, że będziesz zadowolona to ja też się cieszę.-Powiedział i pocałował ją, ale tą chwilę przerwał im piskliwy śmiech.
-Ted!
-A co cię tak śmieszy?-Powiedział Harry i wziął go na ręce, a on śmiał się jeszcze głośniej za to Ginny z uśmiechem na nich patrzyła.
-Chodź kochanie czas na obiadek.-Powiedziała i poszła z nim do kuchni.
-Leci mleko!-Powiedział Harry rzucając karton w stronę Ginny, a ona natychmiast się odwróciła i z łatwością je złapała.
-Nieźle.
-No...w końcu jestem ścigającą!-Żartowała zmieniając głos.
-O, jesteś w proroku.-Odezwał się Harry przerzucając strony gazety.
-Serio i co piszą?
-A jak myślisz?
-Hmm...najzdolniejsza, najpiękniejsza graczka w quidditcha?-Powiedziała i zaśmiała się.
-No blisko ale tak konkretnie to ktoś chce napisać twoją biografię.
-Co!?-Powiedziała zdziwiona.
-No tak. Chcą z tobą zrobić wywiad.
-Nigdy nie myślałam, że ktoś będzie chciał napisać o mnie książkę!
-Poprawka ktoś chce napisać o NAS biografię.
-Ale...Przecież...
-No czyli możemy się spodziewać co chwilę zatruwających życie wywiadów.
-No niby tak, ale czy nie fajnie, że napiszą o nas!
-Zależy co napiszą...
-Nie przesadzaj...ci dziennikarze, którzy obecnie wydają proroka i w ogóle zajmują się tym wszystkim nie są tacy jak np. Skitter.
-A w zasadzie i tak niezbyt mnie to obchodzi.
-No właśnie. O, nie Harry muszę już pędzić na trening mógłbyś się zająć Teddy'm przez jakieś dwie godzinki Hermiona go odbierze jak skończy pracę.
-No jasne będziemy się dobrze bawić prawda?-Powiedział do dziecka.
Po kilku godzinach...
-Już jestem Harry.
-O, dzisiaj tak szybko?
-No tak jakoś wyjątkowo dobrze nam szło i Gwenog stwierdziła, że nie ma sensu nas już dłużej trzymać.
-O, to chyba Hermiona.-Powiedział, gdy usłyszał pyknięcie przed domem.
-Mama!-Wybiegł od razu Teddy do Rona i Hermiony.
-Cześć kochanie.-Powiedziała Hermiona tuląc go jak najmocniej.
-No i jak służba Ron?
-Było wyjątkowo spokojnie no może poza tymi spięciami z mugolami, ale to nic takiego zresztą sam zobaczysz.
-A zostawiłeś raport na biurku?
-No jasne. A no i dzisiaj mija tydzień Ron.
-Naprawdę to już dziś!
-Tak i ja i Kingsley myślimy, że świetnie się sprawdziłeś i...jesteś przyjęty na stałe.-Powiedział z uśmiechem.
-Stary! Dziękuję!-Powiedział i go przytulił.
-No dobra, dobra już starczy tych czułości. Powiedział.
-A...sorry.
-A kto ci go pozwolił przytulać?-Powiedziała Ginny i pocałowała Harry'ego w policzek.
-Jasne, jasne. Powiedział ze śmiechem Ron. Tylko mnie nie pobij.
-No nic zostałbym ale te sierotki sobie beze mnie nie poradzą. Powiedział Harry.
-Masz racje Harry.
-Właśnie Hermiona chodź ze mną to sprawdzę dla ciebie te papiery.
-Dziękuję Harry.-Powiedziała i po chwili deportowała się razem z nim.
W ministerstwie...
Po tym jak Harry przejrzał już całą dokumentację nie miał już wątpliwości kim jest ta dziewczynka.
-I co Harry?
-Okazuje się, że to na pewno nie jest twoja rodzina. Poza tym przepraszam to błąd w zapisie tak naprawdę nazywa się Lisa Graner a nie Granger.
-Dziękuję ci Harry zmarnowałeś na mnie tyle czasu...a tu się okazuje, że to zwykły błąd.
-Nie ma za co w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Ale i tak mam coś dla ciebie za to, że mi pomogłeś i w ogóle może ci się przydać na przyszłość. Powiedziała i wręczyła mu fiolkę z żółto-zielonym eliksirem.
-Naprawdę nie musiałaś...A tak w ogóle, co to jest?
-Już tłumaczę, no więc to jest eliksir dający energię.
-Łał super, ale skąd ty takie coś właściwie masz? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
-No, bo...to jest mój wynalazek.
-Wynalazek?!-Powiedział zdziwiony. Ale...nie chcesz mnie otruć?-Zapytał ze śmiechem.
-Nie, tego możesz być pewny.
-Ale to na pewno działa?
-Tak testowałam go już wiele razy i jestem pewna, że jest całkiem bezpieczny i działa.
-To świetnie! Hermiona powinnaś się tym podzielić z innymi może będą tego uczyć w szkołach i w ogóle!
-Wiem, ale jeszcze nie teraz na razie nie mam czasu na wywiady i takie tam. No nic to ja ci już nie przeszkadzam, jednak Harry nie nadużywaj go on jedynie dodaje sił i energii, ale mimo to lepiej żebyś wysypiał się niż go zażywał.
-No jasne, wielkie dzięki.
-To ja ci dziękuję do zobaczenia. Powiedziała i wyszła.
-Cześć wejdźcie.-Zaprosiła ich do środka Ginny.
-Jest może Harry? Zapytała Hermiona.
-Jest na górze, odsypia nockę.
-Aha no to trudno porozmawiam z nim później. Dziękujemy ci bardzo Ginny, że zajmiesz się Teddy'm Ron ma dzisiaj dużo pracy, a ja pracuję nad nowym wynalazkiem no i jeszcze mam mnóstwo roboty w ministerstwie.
-Nie ma sprawy.
-No wiesz inni też pracują a z Fredem i George'm go nie zostawię no, bo wiesz...
-Rozumiem, nie przejmuj się ja się nim chętnie zaopiekuje, a trening mam dopiero po południu.
-Wszystko co potrzebne masz w torbie i jeszcze raz wielkie dzięki.
-Do zobaczenia. Powiedziała, a Hermiona po wyjściu na werandę zniknęła.
Włosy Teddy'ego miały wtedy granatowy kolor co według wskazówek Hermiony miało oznaczać, że jest spokojny i wszystko jest w porządku(chociaż tak naprawdę nie zawsze kolor jego włosów zależał od jego nastroju). Ginny świetnie opiekowała się malcem, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-O zobacz wujek chyba już się obudził.-Powiedziała siedząc na dywanie i trzymając chłopca na kolanach.
-O, jest i Teddy nasz mały rozrabiaka. Powiedział i wziął go na ręce.
-Wujek! Wujek!-Zapiszczał wesoło.
-No proszę ktoś tu się nauczył mówić. I czym cię karmią ci rodzice, że już jesteś taki wielki i silny.
-Może teraz ja się nim zaopiekuje a ty trochę odpocznij.-Zaproponował Harry.
-Nie, tak naprawdę jest bardzo grzeczny i zobacz to.-Powiedziała wskazując na pierwsze zęby.
-Piękne ząbki.
-A na którą znowu idziesz do ministerstwa?
-Dopiero późnym popołudniem.
-A tak w ogóle Hermiona o ciebie pytała.
-Wiem, wiem już od kilku dni jej obiecuję, że jej pomogę, chodzi o rodzinę Hermiony.
-Ale przecież poza nami Hermiona nie ma żadnej...
-No właśnie po tym jak jej rodzice stracili pamięć nie wiadomo czy Hermiona nie ma np.młodszego rodzeństwa.
-No tak.
-A może to jakaś jej dalsza rodzina.
-Racja, ale nazwisko jeszcze nic nie znaczy może po prostu to zbieg okoliczności.
-Możliwe, ale ona też jest w gryffindorze, więc teoretycznie może jest to jakaś rodzina Hermiony.
-No to poważna sprawa. Ktoś tu już chyba musi iść spać.-Powiedziała widząc, że Teddy ziewa po czym włożyła go do łóżeczka, pocałowała w czoło i przykryła kocykiem.
-Ale pobawimy się potem?-Zapytał malec.
-Obiecuję, że jak się obudzisz to się pobawimy.-Powiedział Harry.
-A w ogóle jak w pracy?
-W porządku jak zwykle. Ron już pewnie na patrolu.
-No racja.
-Wolę mu na razie nie dawać nocek, bo lepiej, żeby się wysypiał. Dlaczego jesteś taka zamyślona?
-Cieszę się, że odwiedzę Hogwart tak dawno tam nie byłam, a jest jak mój drugi dom.
-No tak ja też cieszę się, gdy tam wracam w tym miejscu jest tyle wspomnień...i wesołych i tych złych. Ale mimo tego, że wtedy było tak niebezpiecznie to fajnie było w Hogwarcie.
-No to prawda byliśmy dziećmi i potrzebowaliśmy opieki, a teraz sami dajemy opiekę innym.-Powiedziała patrząc z uśmiechem na śpiącego Teddy'ego.
-Racja choć tak naprawdę my wszyscy mieliśmy przyspieszony kurs dojrzewania.
-A zwłaszcza ty.
-Nieprawda odkąd pamiętam pomagaliście mi i tak samo narażaliście się na niebezpieczeństwo.
-Ale co innego to pomoc a co innego bycie wybrańcem.
-To wszystko było kwestią przypadków i wielkiego poświęcenia bez tych dwóch rzeczy już dawno by mnie tutaj nie było.
-A wracając do Hogwartu Hermiona też idzie zaliczyć owutemy.
-Stąd ten pomysł prawda?
-No trochę tak, ale mi samej bardzo na tym zależy. Wiem, że niezbyt podoba ci się ten pomysł, ale mam nadzieję, że chociaż trochę cieszysz się, że będę mogła się uczyć.
-Cieszę się, gdy ty jesteś szczęśliwa, więc jeśli to sprawi, że będziesz zadowolona to ja też się cieszę.-Powiedział i pocałował ją, ale tą chwilę przerwał im piskliwy śmiech.
-Ted!
-A co cię tak śmieszy?-Powiedział Harry i wziął go na ręce, a on śmiał się jeszcze głośniej za to Ginny z uśmiechem na nich patrzyła.
-Chodź kochanie czas na obiadek.-Powiedziała i poszła z nim do kuchni.
-Leci mleko!-Powiedział Harry rzucając karton w stronę Ginny, a ona natychmiast się odwróciła i z łatwością je złapała.
-Nieźle.
-No...w końcu jestem ścigającą!-Żartowała zmieniając głos.
-O, jesteś w proroku.-Odezwał się Harry przerzucając strony gazety.
-Serio i co piszą?
-A jak myślisz?
-Hmm...najzdolniejsza, najpiękniejsza graczka w quidditcha?-Powiedziała i zaśmiała się.
-No blisko ale tak konkretnie to ktoś chce napisać twoją biografię.
-Co!?-Powiedziała zdziwiona.
-No tak. Chcą z tobą zrobić wywiad.
-Nigdy nie myślałam, że ktoś będzie chciał napisać o mnie książkę!
-Poprawka ktoś chce napisać o NAS biografię.
-Ale...Przecież...
-No czyli możemy się spodziewać co chwilę zatruwających życie wywiadów.
-No niby tak, ale czy nie fajnie, że napiszą o nas!
-Zależy co napiszą...
-Nie przesadzaj...ci dziennikarze, którzy obecnie wydają proroka i w ogóle zajmują się tym wszystkim nie są tacy jak np. Skitter.
-A w zasadzie i tak niezbyt mnie to obchodzi.
-No właśnie. O, nie Harry muszę już pędzić na trening mógłbyś się zająć Teddy'm przez jakieś dwie godzinki Hermiona go odbierze jak skończy pracę.
-No jasne będziemy się dobrze bawić prawda?-Powiedział do dziecka.
Po kilku godzinach...
-Już jestem Harry.
-O, dzisiaj tak szybko?
-No tak jakoś wyjątkowo dobrze nam szło i Gwenog stwierdziła, że nie ma sensu nas już dłużej trzymać.
-O, to chyba Hermiona.-Powiedział, gdy usłyszał pyknięcie przed domem.
-Mama!-Wybiegł od razu Teddy do Rona i Hermiony.
-Cześć kochanie.-Powiedziała Hermiona tuląc go jak najmocniej.
-No i jak służba Ron?
-Było wyjątkowo spokojnie no może poza tymi spięciami z mugolami, ale to nic takiego zresztą sam zobaczysz.
-A zostawiłeś raport na biurku?
-No jasne. A no i dzisiaj mija tydzień Ron.
-Naprawdę to już dziś!
-Tak i ja i Kingsley myślimy, że świetnie się sprawdziłeś i...jesteś przyjęty na stałe.-Powiedział z uśmiechem.
-Stary! Dziękuję!-Powiedział i go przytulił.
-No dobra, dobra już starczy tych czułości. Powiedział.
-A...sorry.
-A kto ci go pozwolił przytulać?-Powiedziała Ginny i pocałowała Harry'ego w policzek.
-Jasne, jasne. Powiedział ze śmiechem Ron. Tylko mnie nie pobij.
-No nic zostałbym ale te sierotki sobie beze mnie nie poradzą. Powiedział Harry.
-Masz racje Harry.
-Właśnie Hermiona chodź ze mną to sprawdzę dla ciebie te papiery.
-Dziękuję Harry.-Powiedziała i po chwili deportowała się razem z nim.
W ministerstwie...
Po tym jak Harry przejrzał już całą dokumentację nie miał już wątpliwości kim jest ta dziewczynka.
-I co Harry?
-Okazuje się, że to na pewno nie jest twoja rodzina. Poza tym przepraszam to błąd w zapisie tak naprawdę nazywa się Lisa Graner a nie Granger.
-Dziękuję ci Harry zmarnowałeś na mnie tyle czasu...a tu się okazuje, że to zwykły błąd.
-Nie ma za co w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Ale i tak mam coś dla ciebie za to, że mi pomogłeś i w ogóle może ci się przydać na przyszłość. Powiedziała i wręczyła mu fiolkę z żółto-zielonym eliksirem.
-Naprawdę nie musiałaś...A tak w ogóle, co to jest?
-Już tłumaczę, no więc to jest eliksir dający energię.
-Łał super, ale skąd ty takie coś właściwie masz? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.
-No, bo...to jest mój wynalazek.
-Wynalazek?!-Powiedział zdziwiony. Ale...nie chcesz mnie otruć?-Zapytał ze śmiechem.
-Nie, tego możesz być pewny.
-Ale to na pewno działa?
-Tak testowałam go już wiele razy i jestem pewna, że jest całkiem bezpieczny i działa.
-To świetnie! Hermiona powinnaś się tym podzielić z innymi może będą tego uczyć w szkołach i w ogóle!
-Wiem, ale jeszcze nie teraz na razie nie mam czasu na wywiady i takie tam. No nic to ja ci już nie przeszkadzam, jednak Harry nie nadużywaj go on jedynie dodaje sił i energii, ale mimo to lepiej żebyś wysypiał się niż go zażywał.
-No jasne, wielkie dzięki.
-To ja ci dziękuję do zobaczenia. Powiedziała i wyszła.
niedziela, 3 lipca 2016
39.Powrót do miejsca gdzie wszystko się zaczęło
Tym razem Harry wreszcie mógł wrócić trochę wcześniej i poświęcić więcej czasu na bliską osobę.
-Cześć, dobrze, że już jesteś. Przywitała się Ginny.
-No ja też się cieszę, że możemy pogadać, bo ostatnio nie miałem czasu, ale wiesz muszę się zająć Ronem, bo jest nowy i muszę mu wszytko tłumaczyć.
-Rozumiem nie musisz mi się tłumaczyć. Chciałam ci dzisiaj o czymś powiedzieć i w ogóle zapytać o radę.
-No to zamieniam się w słuch.
-No więc myślałam nad tym i...chce zdać owutemy.
-Ale przecież masz pracę i w ogóle...jak ty sobie z tym wszystkim poradzisz i w ogóle po co ci to?
-Harry, przemyślałam to i w sumie nie będę mogła grać do końca w quidditcha dobrze wiesz, że w końcu stracę karierę i będę musiała szukać innej pracy, a w ogóle rozmawiałam o tym z McGonagall i będę mogła się deportować i chodzić na lekcje kiedy nie będę miała treningów.
-Dasz sobie z tym wszystkim radę? Jak wrócisz z treningu to raczej nie będziesz miała siły na naukę.
-Harry Ron dał radę zaliczyć cały rok w tak krótkim czasie to ja zaliczę owutemy chodząc na treningi i mecze.
-A Gwenog? Co ona na to powie?
-Z nią też już rozmawiałam i mówi, że mogłabym mieć treningi po lub przed lekcjami, a poza tym, profesor McGonagall zgodziła się, żeby treningi odbywały się raz na jakiś czas na terenie Hogwartu.
-Skoro tak, to twoja decyzja.
-Chciałam zapytać o twoją opinie na ten temat.
-Ja myślę, że to zły pomysł.
-Dlaczego?
-Nigdy nie będziesz musiała pracować już i tak nie mam co robić z tymi pieniędzmi.
-Ale ja nie wytrzymałabym siedzenia samej w tym domu, tu jest po prostu nudno, gdy nikogo nie ma, nie mam z kim porozmawiać, bo wszyscy inni pracują.
-No dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy.
-Oczywiście, że mi na tym zależy.
-No dobrze w takim razie rób jak uważasz.
-Tak naprawdę myślałam, że się ucieszysz.-Powiedziała zawiedzionym głosem poprawiając poduszkę.-Dobranoc. Powiedziała i zgasiła światło płynące z różdżki.
-Dobranoc.
Następnego dnia Harry miał szczególnie dużo roboty, bo musiał zająć się patrolowaniem Hogwartu z powodu zakończenia roku szkolnego, a następnie pilnowanie pociągu na King's Cross.
-Cześć Ron skoro już jesteś to mógłbyś rozdać aurorom plan ich patrolowania.
-Jasne.
-Wielkie dzięki.
-Nie ma za co. A właściwie gdzie ja będę patrolował?
-Przykro mi stary ale nie tym razem.
-Dlaczego? Poradzę sobie.
-Ja naprawdę nie mogę jesteś nowy i to zbyt poważne zadanie a wiesz, że Hogwart to ceniona szkoła i jedno z bezpieczniejszych miejsc na ziemi. Tym razem zostaniesz na Pokątnej.
-Już od tygodnia obserwuje Pokątną i nic tam się nie dzieje.
-Ron, ale każdy nowy auror przez to przechodził.
-Tylko nie ty, bo jesteś przecież Harry'm Potter'em!-Powiedział oburzony.
-Błagam cię tylko znowu nie zaczynaj Ron, dobrze wiesz, że taki nie jestem! Wzięli mnie od razu tylko dlatego, bo była wojna i wszyscy się bali a aurorzy byli wtedy bardzo potrzebni.
-Dobra, dobra już przestań ja idę cześć.
-Gdzie idziesz?
-Na Pokątną.
-Ron...zaczekaj!-Pomyślał, jednak chwile i wpadł na inny pomysł.
-Tak? Jeszcze coś?
-Wiesz co pojedziesz razem ze mną, ale masz patrolować tam gdzie ja i nigdzie indziej, bo już i tak muszę pilnować tych dzieci, a ty sam sobie chyba poradzisz?
-Jasne wielkie dzięki.
Parę godzin później...
Ron przez cały czas słuchał się Harry'ego i nie oddalał się od niego za bardzo tak jak prosił.
Kiedy Harry sprawdzał obecność Ron przyglądał się liście, żeby sprawdzić czy na pewno nikogo nie przeoczył i zauważał wiele znajomych nazwisk, ale to co zobaczył było dla niego wielkim zaskoczeniem, zresztą tak samo jak dla Harry'ego co można było wnioskować po jego zdziwionej minie.
-Zawsze chciałem tu wrócić.-Powiedział Harry do Neville'a i Rona, gdy przechodzili przez błonia.
-I co ja będę robić w wakacje.-Powiedział zawiedziony Neville.
-Ja tam bym się cieszył z wakacji.-Powiedział Ron.
-No tak ale nie wiesz jak to jest być nauczycielem.
-No a słyszałem, że wszyscy cię lubią.
-Naprawdę!-Powiedział ucieszony.-To znaczy...to dobrze.
-A w ogóle jak jesteś w Hogwarcie to nie tęsknisz za Luną?-Zapytał Harry zastanawiając się jak to będzie kiedy Ginny będzie w Hogwarcie.
-Oczywiście nawet nie wiesz jak bardzo, kocham ją, ale przebywanie w Hogwarcie i przebywanie tu sprawia, że jestem szczęśliwy.
-Ja teraz widzę, że to aurorstwo daje mi taką radość.-Dodał Ron.
-I dziękuję Harry, bo to dzięki tobie odzyskałem pewność siebie.
-To ty sam ją odzyskałeś powiedział zamyślony.
-Dobra idę sprawdzić czy są wszyscy moi uczniowie.
-No tak, a ja muszę poinformować resztę aurorów czym się mają zająć, to do zobaczenia Neville.
-Do zobaczenia.-Powiedział i odszedł w kierunku swojej grupy.
****************
Wieczorem, gdy Harry wrócił zmęczony do domu nikogo nie zastał więc pomyślał, że może Ginny ma jeszcze trening, ale kiedy nie znalazł jej na boisku pomyślał o domu Rona i Hermiony, więc jak chciał tak zrobił.
-Cześć jest może Ginny?-Zapytał, gdy drzwi otworzył Ron.-Tak, jest wejdź.
-Cześć Hermiona.
-Cześć Harry.
-A mnie to już nie widzisz!-Powiedziała Ginny zapłakana i wybiegła.
-O stary no to sobie nagrabiłeś.-Skomentował Ron.
-Ginny gdzie idziesz?!
-A co cię to obchodzi!?-Odkrzyknęła tylko i za chwilę usłyszeli dźwięk deportacji.
-Harry zaczekaj!-Zatrzymała go Hermiona.-Na pewno wróciła do domu, lepiej jak pobędzie sama...
-A w ogóle wiesz co, to bardzo dziwne, ale na liście pierwszoklasistów z Hogwartu było twoje nazwisko.-Powiedział Ron do Hermiony.
-Moje nazwisko?!-Powiedziała zdziwiona. To niemożliwe!
-A dokładniej to...Lisa Granger.-Wyjaśnił Harry.
-Lisa Granger?!
-Właśnie tak.-Potwierdzili oboje.
-Ale kto to może być?-Pytała Hermiona.
-Nie wiem.
-Muszę znaleźć tą osobę Harry pomożesz mi, bo wiesz ty masz dostęp do wszystkich dokumentów.
-Jasne, ale teraz wracam, muszę porozmawiać z Ginny mam nadzieję, że wróciła do domu, bo nie chcę, żeby coś jej się stało.-Powiedział, ale zanim wyszedł za próg usłyszał jeszcze głos Hermiony.
-Harry!
-Tak?
-Tylko nie bądź na nią zły, dopiero co straciła ojca, a poza tym Ginny jest wyjątkowo silną i samodzielną czarownicą, ale w środku jest delikatna i łatwo ją zranić.
-Wiem. Cześć. Powiedział i deportował się pod dom, ale, gdy wszedł do środka znowu nikogo nie było. Jedyne miejsce o jakim wtedy pomyślał była Nora, więc bez zastanowienia się tam deportował.
-Przepraszam, że tak późno mamo, ale...-Nie dała mu dokończyć.
-Oh, wcale nie tak późno, wejdź proszę.-Powiedziała jak zwykle uprzejmym głosem.
-Ja tylko chciałem zapytać czy jest tutaj Ginny, bo się pokłóciliśmy i nie wiem gdzie zniknęła.-Powiedział zdenerwowanym głosem.
-A sprawdzałeś u Rona i Hermiony?
-Tak, ale nie było jej nie wiem gdzie jeszcze jej szukać.
-Dobrze, to na razie idź poinformować o zaginięciu ministerstwo i spotkamy się na miejscu, gdyby jednak się znalazła wyślij do mnie patronusa.
-Dobrze.-Powiedział i jak najszybciej wybiegł przed dom, ale przed deportacją powstrzymał go dźwięk cichego szlochania dobiegający zza domu.
-Ginny!-Powiedział jak zobaczył ją przy grobie pana Weasley'a.
-Ja tak strasznie za nim tęsknie może gdybym coś zrobiła...może wtedy byłby z nami...-Mówiła ze łzami w oczach.
-To nie jest twoja wina, sama zawsze mi to powtarzasz, już nic nie mogliśmy zrobić. Pocieszał ją. Wiem co teraz czujesz, ale jeśli będziesz o tym cały czas myśleć to oszalejesz. Musisz żyć dalej wiem, że to trudne, ale płacz i tak nic nie da.
-Przepraszam cię Harry, ale po prostu jakoś przestałam w ogóle cię obchodzić myślałam, że będziesz się cieszyć, że wracam do Hogwartu, a ty zareagowałeś jakby ci to było obojętne.
-Wiem przepraszam po prostu nie chcę się znowu rozstawać z tobą na całe dziesięć miesięcy, to dużo czasu.
-Wiem ja też będę tęsknić. Kocham cię.-Powiedziała i przytuliła go.
-Cześć, dobrze, że już jesteś. Przywitała się Ginny.
-No ja też się cieszę, że możemy pogadać, bo ostatnio nie miałem czasu, ale wiesz muszę się zająć Ronem, bo jest nowy i muszę mu wszytko tłumaczyć.
-Rozumiem nie musisz mi się tłumaczyć. Chciałam ci dzisiaj o czymś powiedzieć i w ogóle zapytać o radę.
-No to zamieniam się w słuch.
-No więc myślałam nad tym i...chce zdać owutemy.
-Ale przecież masz pracę i w ogóle...jak ty sobie z tym wszystkim poradzisz i w ogóle po co ci to?
-Harry, przemyślałam to i w sumie nie będę mogła grać do końca w quidditcha dobrze wiesz, że w końcu stracę karierę i będę musiała szukać innej pracy, a w ogóle rozmawiałam o tym z McGonagall i będę mogła się deportować i chodzić na lekcje kiedy nie będę miała treningów.
-Dasz sobie z tym wszystkim radę? Jak wrócisz z treningu to raczej nie będziesz miała siły na naukę.
-Harry Ron dał radę zaliczyć cały rok w tak krótkim czasie to ja zaliczę owutemy chodząc na treningi i mecze.
-A Gwenog? Co ona na to powie?
-Z nią też już rozmawiałam i mówi, że mogłabym mieć treningi po lub przed lekcjami, a poza tym, profesor McGonagall zgodziła się, żeby treningi odbywały się raz na jakiś czas na terenie Hogwartu.
-Skoro tak, to twoja decyzja.
-Chciałam zapytać o twoją opinie na ten temat.
-Ja myślę, że to zły pomysł.
-Dlaczego?
-Nigdy nie będziesz musiała pracować już i tak nie mam co robić z tymi pieniędzmi.
-Ale ja nie wytrzymałabym siedzenia samej w tym domu, tu jest po prostu nudno, gdy nikogo nie ma, nie mam z kim porozmawiać, bo wszyscy inni pracują.
-No dobrze, jeśli tak bardzo ci na tym zależy.
-Oczywiście, że mi na tym zależy.
-No dobrze w takim razie rób jak uważasz.
-Tak naprawdę myślałam, że się ucieszysz.-Powiedziała zawiedzionym głosem poprawiając poduszkę.-Dobranoc. Powiedziała i zgasiła światło płynące z różdżki.
-Dobranoc.
Następnego dnia Harry miał szczególnie dużo roboty, bo musiał zająć się patrolowaniem Hogwartu z powodu zakończenia roku szkolnego, a następnie pilnowanie pociągu na King's Cross.
-Cześć Ron skoro już jesteś to mógłbyś rozdać aurorom plan ich patrolowania.
-Jasne.
-Wielkie dzięki.
-Nie ma za co. A właściwie gdzie ja będę patrolował?
-Przykro mi stary ale nie tym razem.
-Dlaczego? Poradzę sobie.
-Ja naprawdę nie mogę jesteś nowy i to zbyt poważne zadanie a wiesz, że Hogwart to ceniona szkoła i jedno z bezpieczniejszych miejsc na ziemi. Tym razem zostaniesz na Pokątnej.
-Już od tygodnia obserwuje Pokątną i nic tam się nie dzieje.
-Ron, ale każdy nowy auror przez to przechodził.
-Tylko nie ty, bo jesteś przecież Harry'm Potter'em!-Powiedział oburzony.
-Błagam cię tylko znowu nie zaczynaj Ron, dobrze wiesz, że taki nie jestem! Wzięli mnie od razu tylko dlatego, bo była wojna i wszyscy się bali a aurorzy byli wtedy bardzo potrzebni.
-Dobra, dobra już przestań ja idę cześć.
-Gdzie idziesz?
-Na Pokątną.
-Ron...zaczekaj!-Pomyślał, jednak chwile i wpadł na inny pomysł.
-Tak? Jeszcze coś?
-Wiesz co pojedziesz razem ze mną, ale masz patrolować tam gdzie ja i nigdzie indziej, bo już i tak muszę pilnować tych dzieci, a ty sam sobie chyba poradzisz?
-Jasne wielkie dzięki.
Parę godzin później...
Ron przez cały czas słuchał się Harry'ego i nie oddalał się od niego za bardzo tak jak prosił.
Kiedy Harry sprawdzał obecność Ron przyglądał się liście, żeby sprawdzić czy na pewno nikogo nie przeoczył i zauważał wiele znajomych nazwisk, ale to co zobaczył było dla niego wielkim zaskoczeniem, zresztą tak samo jak dla Harry'ego co można było wnioskować po jego zdziwionej minie.
-Zawsze chciałem tu wrócić.-Powiedział Harry do Neville'a i Rona, gdy przechodzili przez błonia.
-I co ja będę robić w wakacje.-Powiedział zawiedziony Neville.
-Ja tam bym się cieszył z wakacji.-Powiedział Ron.
-No tak ale nie wiesz jak to jest być nauczycielem.
-No a słyszałem, że wszyscy cię lubią.
-Naprawdę!-Powiedział ucieszony.-To znaczy...to dobrze.
-A w ogóle jak jesteś w Hogwarcie to nie tęsknisz za Luną?-Zapytał Harry zastanawiając się jak to będzie kiedy Ginny będzie w Hogwarcie.
-Oczywiście nawet nie wiesz jak bardzo, kocham ją, ale przebywanie w Hogwarcie i przebywanie tu sprawia, że jestem szczęśliwy.
-Ja teraz widzę, że to aurorstwo daje mi taką radość.-Dodał Ron.
-I dziękuję Harry, bo to dzięki tobie odzyskałem pewność siebie.
-To ty sam ją odzyskałeś powiedział zamyślony.
-Dobra idę sprawdzić czy są wszyscy moi uczniowie.
-No tak, a ja muszę poinformować resztę aurorów czym się mają zająć, to do zobaczenia Neville.
-Do zobaczenia.-Powiedział i odszedł w kierunku swojej grupy.
****************
Wieczorem, gdy Harry wrócił zmęczony do domu nikogo nie zastał więc pomyślał, że może Ginny ma jeszcze trening, ale kiedy nie znalazł jej na boisku pomyślał o domu Rona i Hermiony, więc jak chciał tak zrobił.
-Cześć jest może Ginny?-Zapytał, gdy drzwi otworzył Ron.-Tak, jest wejdź.
-Cześć Hermiona.
-Cześć Harry.
-A mnie to już nie widzisz!-Powiedziała Ginny zapłakana i wybiegła.
-O stary no to sobie nagrabiłeś.-Skomentował Ron.
-Ginny gdzie idziesz?!
-A co cię to obchodzi!?-Odkrzyknęła tylko i za chwilę usłyszeli dźwięk deportacji.
-Harry zaczekaj!-Zatrzymała go Hermiona.-Na pewno wróciła do domu, lepiej jak pobędzie sama...
-A w ogóle wiesz co, to bardzo dziwne, ale na liście pierwszoklasistów z Hogwartu było twoje nazwisko.-Powiedział Ron do Hermiony.
-Moje nazwisko?!-Powiedziała zdziwiona. To niemożliwe!
-A dokładniej to...Lisa Granger.-Wyjaśnił Harry.
-Lisa Granger?!
-Właśnie tak.-Potwierdzili oboje.
-Ale kto to może być?-Pytała Hermiona.
-Nie wiem.
-Muszę znaleźć tą osobę Harry pomożesz mi, bo wiesz ty masz dostęp do wszystkich dokumentów.
-Jasne, ale teraz wracam, muszę porozmawiać z Ginny mam nadzieję, że wróciła do domu, bo nie chcę, żeby coś jej się stało.-Powiedział, ale zanim wyszedł za próg usłyszał jeszcze głos Hermiony.
-Harry!
-Tak?
-Tylko nie bądź na nią zły, dopiero co straciła ojca, a poza tym Ginny jest wyjątkowo silną i samodzielną czarownicą, ale w środku jest delikatna i łatwo ją zranić.
-Wiem. Cześć. Powiedział i deportował się pod dom, ale, gdy wszedł do środka znowu nikogo nie było. Jedyne miejsce o jakim wtedy pomyślał była Nora, więc bez zastanowienia się tam deportował.
-Przepraszam, że tak późno mamo, ale...-Nie dała mu dokończyć.
-Oh, wcale nie tak późno, wejdź proszę.-Powiedziała jak zwykle uprzejmym głosem.
-Ja tylko chciałem zapytać czy jest tutaj Ginny, bo się pokłóciliśmy i nie wiem gdzie zniknęła.-Powiedział zdenerwowanym głosem.
-A sprawdzałeś u Rona i Hermiony?
-Tak, ale nie było jej nie wiem gdzie jeszcze jej szukać.
-Dobrze, to na razie idź poinformować o zaginięciu ministerstwo i spotkamy się na miejscu, gdyby jednak się znalazła wyślij do mnie patronusa.
-Dobrze.-Powiedział i jak najszybciej wybiegł przed dom, ale przed deportacją powstrzymał go dźwięk cichego szlochania dobiegający zza domu.
-Ginny!-Powiedział jak zobaczył ją przy grobie pana Weasley'a.
-Ja tak strasznie za nim tęsknie może gdybym coś zrobiła...może wtedy byłby z nami...-Mówiła ze łzami w oczach.
-To nie jest twoja wina, sama zawsze mi to powtarzasz, już nic nie mogliśmy zrobić. Pocieszał ją. Wiem co teraz czujesz, ale jeśli będziesz o tym cały czas myśleć to oszalejesz. Musisz żyć dalej wiem, że to trudne, ale płacz i tak nic nie da.
-Przepraszam cię Harry, ale po prostu jakoś przestałam w ogóle cię obchodzić myślałam, że będziesz się cieszyć, że wracam do Hogwartu, a ty zareagowałeś jakby ci to było obojętne.
-Wiem przepraszam po prostu nie chcę się znowu rozstawać z tobą na całe dziesięć miesięcy, to dużo czasu.
-Wiem ja też będę tęsknić. Kocham cię.-Powiedziała i przytuliła go.
Subskrybuj:
Posty (Atom)