Wreszcie wszystko zaczęło się układać. Ginny wróciła po niedzieli do szkoły, ale właściwie jedynie na te dwa tygodnie, które dzieliły ich od przerwy świątecznej. Ron teraz nie odstępował Hermiony na krok i dzielnie się nią opiekował, choć ona zarzekała się, że czuje się już coraz lepiej i że sama da sobie świetnie radę. Była bardzo wdzięczna lekarzom i o dziwo tego wszystkiego nadal się nie zmieniła i cieszyła się, że dzięki przerwie świątecznej nie ominie wielu lekcji. Harry natomiast ucieszył się z tego, że w końcu wszystko jakoś wychodzi na prostą, wiedział, że już za niedługo przerwa świąteczna, miał zamiar dobrze to wykorzystać, a przede wszystkim zrobić wszystko, żeby to były najlepsze święta.
-Cześć.-Przywitał się Harry, który już wrócił z dniówki.
-Praca! Przepraszam Harry, już zwijam manatki i zaraz zaczynam.-Powiedział Ron.
-Żartowałem tylko, no ale dobrze, że już idziesz, w święta jest wszędzie dużo ludzi a co za tym idzie-musi być dużo ochrony.
-No jasne, przecież wiem stary, a jeśli będzie się coś działo to dam ci znać.-Powiedział po czym pożegnał się z Hermioną i wyszedł.
-Jak się czujesz?
-Dobrze. Przynajmniej teraz już wszystko w porządku. Może kiedyś będzie inaczej.
-Na pewno. To zabawne, ale właściwie my zawsze wychodzimy ze wszystkiego cało.
-Trzeba przyznać, że mamy niesamowite szczęście.
-Parę lat temu też jeszcze nie wiedziałem co będzie, a teraz, nie wiem czy mogłoby być lepiej...
-Zawsze może być lepiej.
-Niby tak, a dla mnie jednak, wszystkim jest to co mam.
-Inni gdyby byli na twoim miejscu to pewnie puszyliby się tak, że dla nas brakłoby już powietrza.-Zaśmiała się.
-Wiem, że bez was i tak nic bym nie zrobił. No, ale może zmieńmy temat.
-Dobry pomysł.
-Więc wiesz już co i jak?
-Tak, jeśli będzie tak dobrze jak jest to dostanę wypis jeszcze przed wigilią!-Powiedziała rozentuzjazmowana jak mała dziewczynka i przytuliła przyjaciela.
-To świetnie.-Powiedział z uśmiechem.
-Wszystko się tak zmieniło, my się zmieniliśmy...Liczyłam, że w końcu ty i Ginny będziecie razem, ale...
-Ty zawsze wszystko wiedziałaś.-Wpadł jej w słowo i oboje się zaśmiali.
-No wiesz nigdy nie myślałam, że do końca życia, chociaż może to rzeczywiście było do przewidzenia...
-"W końcu nic nie dzieje się z przypadku".
-No tak. Poza tym czeka mnie jeszcze długa rehabilitacja i sporo badań kontrolnych, ale będzie dobrze.
-Nie boisz się po tym wszystkim wrócić do Hogwartu?
-Po tym co przeżyłam już chyba niczego się nie boję. Ale nie żałuję.
-Ja też nie. Żałuję tylko tych wszystkich osób...Może gdyby nie ja Cedrik i Syriusz by żyli...
-A właśnie co z twoją matką chrzestną rozmawiałeś z nią jeszcze raz?
-Nie, ale korespondujemy.
-A Ginny? Poznałeś je już?
-Nie, ale...
-Znowu to odkładasz. Wiem, że Ginny się nie obrazi, ale chyba im szybciej to zrobisz tym lepiej to w końcu twoja chrzestna Harry! Nie uważasz, że...
-Tak, tak właśnie uważam, wiem, ja tylko czekam na odpowiednią chwilę.
-No to chyba długo tak będziesz czekał. Moim zdaniem zbliżające się święta to dobra okazja...
-Właśnie taki mam zamiar.
-Świetnie.
-Zresztą chcę przedstawić was wszystkich.
-Będzie mi bardzo miło, ale póki co muszę czekać na wypis.
-Będzie dobrze. Ja już chyba pójdę, jestem trochę zmęczony.
-"Trochę" niezły z ciebie kłamczuch, co?
-Taaak...masz rację.-Zaśmiał się.
-Ginny ma z tobą naprawdę niełatwe życie.
-Dzięki Hermiona, że sądzisz, że życie ze mną to taki kłopot. To ja już cie zostawiam pod dobrą opieką. Zdrowiej szybko!
-Dziękuję i dzięki, że mnie odwiedziłeś.
-W porządku.
-Nie zapomnij napisać do twojej kochanej żony!-Przypomniała mu, gdy już stał w drzwiach.
-Oczywiście, że nie zapomniałbym, dobranoc.
-Dobranoc.
Dwa tygodnie później i Hermiona i Ginny pakowały swoje rzeczy. Ginny w końcu (wydawało jej się, że te tygodnie były takie długie a jeszcze tyle do zrobienia) miała wrócić do domu, a Hermiona dostała wypis razem z dietą i informacjami o rehabilitacji.
-Do zobaczenia kochana.-Pożegnała ją Mallory.
-Uważaj na siebie.-Dodała Jackie.
-Wesołych świąt!-Powiedziała Nickole.
-Wesołych świąt Ginny.-Powtórzyła Martha i pomogła Nickole wejść do pociągu.
-Dziękuję, ja też wam życzę wesołych świąt.
-No to widzimy się dopiero na nowy rok...-Westchnęła Jackie.
-Na to wygląda.
-Pisz do mnie czasem.-Dodała Mallory.
-Jasne.
-Dobra my już chyba musimy iść.
-Oj tam, najwyżej pociąg pojechałby bez nas, ale i tak nie musiałybyśmy wracać do domów na piechotę, bo mam miotłę.
-Świetnie Mallory, jednak ja preferuję pociąg.
-Pozdrów rodzinkę Ginny. No i przekaż bliźniakom, że odwiedzę ich niebawem, będą wiedzieć o kogo chodzi.
-Przekażę, ty też,pozdrów rodzinę...i Duke'a.-Dodała, a Mallory uśmiechnęła się i przewróciła oczami.
-Niech ci będzie, ale masz dla mnie zdobyć autograf Harry'ego Potter'a-Zażartowała.
-To nie będzie trudne.-Zaśmiała się Ginny.
-Mallory!-Ponagliła ją przyjaciółka.-Ja naprawdę nie chcę jechać z tobą na jednej miotle.
-Rozumiem, też bałabym się jechać ze sobą na jednej miotle.-To cześć Ginny!-Powiedziała i wskoczyła do pociągu, a Ginny, aby oszczędzić na czasie deportowała się na werandzie ich domu.
-Dzień dobry!-Usłyszała od drzwi.
-Myślałam, że będziesz w pracy.-Powiedziała lekko zaskoczona.
-Sami stwierdzili, że nie potrzebują szefa to się obraziłem.-Zaśmiał się.
-Całkiem w stylu Harry'ego Potter'a.
-Hmm...złośliwe całkiem w stylu Ginevry Potter.
-Ej! Kto tu jest złośliwy?!-Powiedziała i przybliżyła się, żeby go pocałować.
-No tak! Zaczekaj! Muszę ci o czymś powiedzieć!
-Już się boję.-Powiedziała i skrzyżowała ręce.
-Pamiętasz jak do ciebie pisałem, że mam matkę chrzestną?
-No tak, trudno byłoby o tym zapomnieć skoro to było we wszystkich gazetach.
-Myślę, że...powinnyście się poznać w końcu jesteś dla mnie ważna, a ona to moja jedyna krewna więc...
-Tak, wiem do czego zmierzasz. Myślę, że to dobry pomysł, wiem,że to głupio zabrzmi ale...jesteś pewien, że ona jest twoją matką chrzestną.
-No jasne, widziałem jej zdjęcia ze mną i moimi rodzicami, do tego jej list do mojej mamy i jestem pewien, że to było właśnie jej pismo, poza tym autentyczne dokumenty ministerstwa.
-Rozumiem, przepraszam, ale sam wiesz, Syriusz ani nikt inny o niej nigdy nie wspominał więc...moje głupie domysły...
-Tak, dlatego musiałem to sprawdzić, mimo tych wszystkich dowodów ja to po prostu odczuwam, wie bardzo dużo o rodzicach, a szczególnie o Syriuszu.
-Ciekawe. A tak zmieniając temat to naprawdę ładnie tu wszystko wystroiłeś.-Powiedziała oglądając dekoracje.
-Ron mi pomagał, zresztą to on mnie zmobilizował.
-Jeszcze tyle do zrobienia, zakupy i...
-Ja już kupiłem wszystko.
-Wszystko, wszystko?
-Szacując ciężkość tych wszystkich toreb to raczej tak.
-To świetnie! Obiecałam jeszcze mamie, że jej pomogę...
-Pójdę z tobą.
-Dzięki.
Kiedy Harry już ubrał kurtkę oboje deportowali się do nory.
-Dzień dobry kochani!-Wyściskała ich Molly.
-Cześć mamo.
-Niesamowicie tam zimno, prawda?
-No trochę i tak mugole mają się gorzej my przynajmniej możemy się deportować. To co mamy do roboty?
-Miałam nadzieję, że przyszliście na odwiedziny a wam tylko praca w głowie...
-To może zajmiemy się strychem?-Zaproponowała Ginny.
-Dobry pomysł dawno nikt tam nie sprzątał.
Ginny chwyciła Harry'ego za rękę i pociągnęła za sobą na schody.
Na piętrze najwyraźniej działali Ron i Hermiona wnioskując stąd, że Ton zawijał Hermionę w złoty łańcuch i śmiali się tak głośno, że było ich słychać aż na dole.
-O patrzcie Harry Potter!-Powiedział Ron.-A no i...moja siostra...
-Bardzo śmieszne Ron.-Powiedziała Ginny.
-Was mama też oddelegowała?-Zapytał Ron.
-Nie, sami chcieliśmy jej pomóc, bo o to chodzi w święta.
-Zgadzam się z tobą Ginny.-Stwierdził Ron.
-To my już pójdziemy na poddasze.-Powiedziała Ginny i wspinali się jeszcze kilka pięter wyżej, żeby dotrzeć na samą górę.
-Ach...pełno rzeczy taty...
-Rzeczywiście.
-Może dlatego chciała, żeby ktoś jej pomógł, bo nie potrafi dotykac tych rzeczy.
-To strasznie smutne...
-Ciekawe czy wie o tym wszystkim co się z nami dzieje.
-Może wie...
-To co się dzieje po śmierci chyba zawsze pozostanie tajemnicą.
-Mi udało się jej trochę uchylić...
-Tak, wiem, chyba wszystko o tobie wiem...chciałabym, żeby tata był przy mnie.
-Też chciałbym, żeby moi rodzice byli przy mnie...pomyśleć,że nigdy nie będą mieli okazji cie poznać albo mamy, Rona, Hermiony...ale czasami czuję jakby moje życie nie było takie obojętne i tak jakby ktoś jednak się mną opiekował, wierzę, że są przy mnie mimo, że nie żyją.
-To jest dopiero strasznie smutne, że ty będąc takim małym dzieckiem straciłeś rodziców, a na dodatek musiałeś wielkim kosztem naprawiać coś co ktoś inny zepsuł...Zobacz to zdjęcie moich rodziców jak byli młodzi.
-Wyglądają na bardzo szczęśliwych...
-Od dzieciństwa oglądam to zdjęcie, widziałam je już wiele razy i znam każdy szczegół tego obrazka chyba na pamięć i zawsze zastanawiało mnie to czy ja kiedyś będę taka jak moja mama na obrazku. Te wszystkie plotki o chłopakach z którymi chodziłam, nie wiem co oni we mnie widzieli i później zaczęło do mnie docierać, że ja też nic w nich nie widzę. Szkoda, że trochę późno zorientowałam się, że tego nie można tak ignorować...dziękuję.-Powiedziała i po jej policzku spłynęła łza, a Harry ją przytulił.
-Ja też czasami częściej widziałem w swojej głowie plany wybawienia świata i bardziej interesowali mnie śmierciożercy i następne kroki Voldemorta, wtedy kiedy jeszcze kpiłem sobie z tego, że miłość może być bronią, a chyba było tak tylko dlatego, bo nigdy wcześniej nie doświadczyłem tego prawdziwego uczucia. I ja też ci dziękuję...
Mam nadzieję, że święta mijają wam bardzo dobrze i że byliście w tym roku grzeczni oraz, że cieszycie sie ze swoich prezentów, bo dla mnie pięknym prezentem były te 4000 wyświetleń, dziękuję. Nie zapomnijcie zostawić komentarza! WESOŁYCH ŚWIĄT!!!
W czasie bitwy o Hogwart dzieją się straszne rzeczy młody Harry Potter będzie musiał spełnić swoją przepowiednię, jednak, gdy bitwa dobiegnie końca jego życie nadal nie będzie takie spokojne mimo tego zwróci uwagę na to, czego wcześniej nie zauważył...Jak bardzo będzie starał się chronić osobę, na której tak bardzo mu zależy? Czy jego odwaga, która pozwoliła mu walczyć z Lordem Voldemortem okaże się zgubna w wyznaniu swoich uczuć? O tym wszystkim w postach hinnylosy.blogspot.com
Translate
niedziela, 25 grudnia 2016
niedziela, 18 grudnia 2016
63.Operacja
Co prawda lekarze mówili, że stan Hermiony poprawił się odkąd zostały jej przepisane odpowiednie nieuczulające jej leki, ale nie potrafili powiedzieć czy kiedyś odzyska pełne zdrowie. Uzdrowiciele nie mogli też ustalić czy w przyszłości nie mogą wystąpić jakieś powikłania. Hermiona już zdecydowała.
-Ta operacja może pogorszyć twój stan zdrowia!-Upierał się Ron a przy tym cały czas płakał i ściskał rękę Hermiony, wyglądał jakby nie spał tydzień.
-Rozumiem, że się o mnie martwisz Ron, ale to jest szansa na lepsze jutro...
-Uzdrowiciele mówią, że twój organizm może zachować się w dwa sposoby, albo wszystko będzie dobrze i staniesz się całkowicie zdrowa albo twój stan będzie gorszy.
-Tak, ale są znacznie większe szanse na to, że się uda. Musimy być optymistami Ron, jeśli się uda będziemy mieć rodzinę.
-Oby się udało. Nie chcę cię stracić.-Powiedział i pogładził ją po głowie.
-A wy co o tym myślicie?-Zwróciła się do Ginny i Harry'ego.
-Twoi rodzice już wiedzą?
-Tak.
-Cóż Hermiono, nie mogę decydować za ciebie, ale jeśli wszystko się uda wreszcie będziesz szczęśliwa...
-A tylko na tym nam zależy.-Dodał Harry.
-Pani Weasley, a więc podejmie się pani tej operacji?-Zapytał lekarz z formularzami w ręku.-Mam nadzieję, że dobrze to pani sobie przemyślała, jeśli operacja się uda przepiszemy odpowiednie leki ale najważniejsza wtedy będzie rehabilitacja.
-Rozumiem. I tak, przemyślałam to, chcę tej operacji.
-W takim razie proszę wypełnić te formularze i nie może pani już nic jeść do końca dnia.-Poinformował ją uzdrowiciel, a Hermiona przytaknęła.
-Wszyscy się o ciebie martwimy.-Powiedziała Ginny.
-Wiem, to wielkie szczęście, że mam takich ludzi wokół siebie.Naprawdę nie musicie tu wiecznie siedzieć macie pracę, a ty Ginny-szkołę.
-Przecież jest sobota, mam jeszcze dużo czasu...
-Ja zwyczajnie chcę tu być, albo wyjdziemy stąd razem albo wcale.-Stwierdził Ron.
-Dziękuję Ron, wiem, że nigdy się nie poddajesz, ale czasami coś nie idzie po myśli...jeśli coś by mi się stało...
-Nie ma takiej opcji.-Zaprzeczył natychmiast.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jeśli coś by mi się stał, proszę cię, abyś zaopiekował się moimi rodzicami.
-Nie możesz nam tego zrobić Hermiona...-Dodał Harry.
-,,Widocznie niektórym nie dane jest żyć długo i szczęśliwie" to twoje własne słowa...Harry Potterze. To niesamowite, że w życiu trafiłam akurat na was, widocznie to prawda, że nic nigdy nie dzieje się z przypadku...
-Przepraszam, ale musimy przygotować ją do tej operacji.-Powiedziała lekarka.
-Przepraszam, że zepsułam wam ten czas przygotowań do świąt i to wcale nie miało być tak, wiedziałam jak chcieliście się ze sobą spotkać.-Powiedziała mając na myśli Harry'ego i Ginny.-A szpital to chyba nie najlepsze do tego miejsce. Życzcie mi powodzenia.-Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do nich.
-Może chcesz zostać dziś na noc u nas Ron?-Zaproponował Harry.
-Nie.
-Ron daj spokój, chyba nie chcesz tu cały czas siedzieć, musisz się w końcu wyspać.-Zaprotestowała Ginny.
-Muszę wiedzieć co z nią jest, bo inaczej i tak nie zmrużę oka.
-Ja chyba wrócę do domu, źle się czuję, muszę się napić herbaty.
Harry spojrzał porozumiewawczo na Rona a on rzucił mu spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że powinien się teraz zająć Ginny.
-Może chodźmy do domu Ginny.-Powiedział Harry i pomógł jej wstać.
-Zaraz wrócimy Ron.
-Nie musisz Ginny, skoro źle się czujesz lepiej bądź w domu, naprawdę poradzę sobie, ja tylko chcę być przy niej...
-Będzie dobrze Ron, zobaczysz.-Pocieszył go Harry i po chwili razem z Ginny wszedł do windy.
-Martwię się o Hermionę, a jeszcze bardziej o Rona...-Rzekła Ginny.
Sprzed szpitala deportowali się do domu.
-Strasznie rozbolała mnie głowa...-Powiedziała zataczając się.
-Zaraz będziemy w domu.-Powiedział Harry, który musiał ją prowadzić i podtrzymywać, żeby nie zemdlała. Kiedy wszedli do środka posadził ja na kanapie i okrył kocem, a sam poszedł do kuchni zrobić herbatę z dodatkiem eliksiru słodkiego snu.
-Dziękuję.
-Wypij to i się prześpij.-Zalecił Harry.
-Ale ja muszę wiedzieć co z Hermioną...to moja przyjaciółka!-Zerwała się, żeby wstać, ale Harry z powrotem posadził ją na kanapę.
-Nie możesz tam wrócić w takim stanie! Musimy poczekać aż poczujesz się lepiej, Hermiona na pewno nie będzie miała ci tego za złe.
-Zostaniesz tutaj?
-Tak.-Powiedział i chwycił ją za rękę.
Po paru godzinach kiedy Ginny się obudziła czuła się już dobrze.
Natychmiast zapytała.-Wiadomo co z Hermioną?
-Tak pisałem do Rona i jak na razie wszystko idzie po myśli lekarzy.
-To dobrze. Mi nic nie jest tylko się denerwuję, jak chyba cała nasza rodzina...
-Tak, masz racje, nie dziwię się, że Ron nie odstępuje stamtąd na krok. A ty jak się czujesz?
-Dzięki, już wszystko w porządku, to chyba było tylko chwilowe, możemy wrócić do Rona.
-Jesteś pewna?
-Nie wierzysz mi? Naprawdę ze mną już wszystko dobrze.
-Mam nadzieję...
-Możemy wracać, naprawdę.-Harry nie pierwszy raz uległ temu spojrzeniu.
-No dobrze weź kurtkę i deportujmy się.
Na miejscu Ron siedział z założonymi rękami jakby czekał na własny wyrok śmierci, tata Hermiony nerwowo chodził w kółko, a pani Weasley próbowała pocieszyć jej płaczącą matkę.
-Co z tobą Ginny?-Zapytał zatroskany Ron.
-Naprawdę już nieważne...-Machnęła ręką.
Ledwie Harry i Ginny zdążyli usiąść obok Rona z sali operacyjnej wyszedł lekarz a za nim kilka pielęgniarek przenosiło Hermionę na co Ron podskoczył jak oparzony a Harry i Ginny tak samo.
-Co z nią?-Zapytał Ron.
-Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście i świetny zespół, wszystko jest tak jak miało być, stan zdrowia pani Weasley będzie się teraz już tylko polepszał...
Niby to tylko kilka słów, a jednak oni wszyscy, którzy tak martwili się o losy Hermiony nie wyglądali na bardziej szczęśliwych.
-Hermiona chyba miała rację. W życiu nic nie dzieje się przypadkiem.-Powiedział i jak jeszcze chwile temu wygladał okropnie teraz jego twarz rozpromienił uśmiech.
-Ta operacja może pogorszyć twój stan zdrowia!-Upierał się Ron a przy tym cały czas płakał i ściskał rękę Hermiony, wyglądał jakby nie spał tydzień.
-Rozumiem, że się o mnie martwisz Ron, ale to jest szansa na lepsze jutro...
-Uzdrowiciele mówią, że twój organizm może zachować się w dwa sposoby, albo wszystko będzie dobrze i staniesz się całkowicie zdrowa albo twój stan będzie gorszy.
-Tak, ale są znacznie większe szanse na to, że się uda. Musimy być optymistami Ron, jeśli się uda będziemy mieć rodzinę.
-Oby się udało. Nie chcę cię stracić.-Powiedział i pogładził ją po głowie.
-A wy co o tym myślicie?-Zwróciła się do Ginny i Harry'ego.
-Twoi rodzice już wiedzą?
-Tak.
-Cóż Hermiono, nie mogę decydować za ciebie, ale jeśli wszystko się uda wreszcie będziesz szczęśliwa...
-A tylko na tym nam zależy.-Dodał Harry.
-Pani Weasley, a więc podejmie się pani tej operacji?-Zapytał lekarz z formularzami w ręku.-Mam nadzieję, że dobrze to pani sobie przemyślała, jeśli operacja się uda przepiszemy odpowiednie leki ale najważniejsza wtedy będzie rehabilitacja.
-Rozumiem. I tak, przemyślałam to, chcę tej operacji.
-W takim razie proszę wypełnić te formularze i nie może pani już nic jeść do końca dnia.-Poinformował ją uzdrowiciel, a Hermiona przytaknęła.
-Wszyscy się o ciebie martwimy.-Powiedziała Ginny.
-Wiem, to wielkie szczęście, że mam takich ludzi wokół siebie.Naprawdę nie musicie tu wiecznie siedzieć macie pracę, a ty Ginny-szkołę.
-Przecież jest sobota, mam jeszcze dużo czasu...
-Ja zwyczajnie chcę tu być, albo wyjdziemy stąd razem albo wcale.-Stwierdził Ron.
-Dziękuję Ron, wiem, że nigdy się nie poddajesz, ale czasami coś nie idzie po myśli...jeśli coś by mi się stało...
-Nie ma takiej opcji.-Zaprzeczył natychmiast.
-Proszę wysłuchaj mnie. Jeśli coś by mi się stał, proszę cię, abyś zaopiekował się moimi rodzicami.
-Nie możesz nam tego zrobić Hermiona...-Dodał Harry.
-,,Widocznie niektórym nie dane jest żyć długo i szczęśliwie" to twoje własne słowa...Harry Potterze. To niesamowite, że w życiu trafiłam akurat na was, widocznie to prawda, że nic nigdy nie dzieje się z przypadku...
-Przepraszam, ale musimy przygotować ją do tej operacji.-Powiedziała lekarka.
-Przepraszam, że zepsułam wam ten czas przygotowań do świąt i to wcale nie miało być tak, wiedziałam jak chcieliście się ze sobą spotkać.-Powiedziała mając na myśli Harry'ego i Ginny.-A szpital to chyba nie najlepsze do tego miejsce. Życzcie mi powodzenia.-Powiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do nich.
-Może chcesz zostać dziś na noc u nas Ron?-Zaproponował Harry.
-Nie.
-Ron daj spokój, chyba nie chcesz tu cały czas siedzieć, musisz się w końcu wyspać.-Zaprotestowała Ginny.
-Muszę wiedzieć co z nią jest, bo inaczej i tak nie zmrużę oka.
-Ja chyba wrócę do domu, źle się czuję, muszę się napić herbaty.
Harry spojrzał porozumiewawczo na Rona a on rzucił mu spojrzenie, jakby chciał powiedzieć, że powinien się teraz zająć Ginny.
-Może chodźmy do domu Ginny.-Powiedział Harry i pomógł jej wstać.
-Zaraz wrócimy Ron.
-Nie musisz Ginny, skoro źle się czujesz lepiej bądź w domu, naprawdę poradzę sobie, ja tylko chcę być przy niej...
-Będzie dobrze Ron, zobaczysz.-Pocieszył go Harry i po chwili razem z Ginny wszedł do windy.
-Martwię się o Hermionę, a jeszcze bardziej o Rona...-Rzekła Ginny.
Sprzed szpitala deportowali się do domu.
-Strasznie rozbolała mnie głowa...-Powiedziała zataczając się.
-Zaraz będziemy w domu.-Powiedział Harry, który musiał ją prowadzić i podtrzymywać, żeby nie zemdlała. Kiedy wszedli do środka posadził ja na kanapie i okrył kocem, a sam poszedł do kuchni zrobić herbatę z dodatkiem eliksiru słodkiego snu.
-Dziękuję.
-Wypij to i się prześpij.-Zalecił Harry.
-Ale ja muszę wiedzieć co z Hermioną...to moja przyjaciółka!-Zerwała się, żeby wstać, ale Harry z powrotem posadził ją na kanapę.
-Nie możesz tam wrócić w takim stanie! Musimy poczekać aż poczujesz się lepiej, Hermiona na pewno nie będzie miała ci tego za złe.
-Zostaniesz tutaj?
-Tak.-Powiedział i chwycił ją za rękę.
Po paru godzinach kiedy Ginny się obudziła czuła się już dobrze.
Natychmiast zapytała.-Wiadomo co z Hermioną?
-Tak pisałem do Rona i jak na razie wszystko idzie po myśli lekarzy.
-To dobrze. Mi nic nie jest tylko się denerwuję, jak chyba cała nasza rodzina...
-Tak, masz racje, nie dziwię się, że Ron nie odstępuje stamtąd na krok. A ty jak się czujesz?
-Dzięki, już wszystko w porządku, to chyba było tylko chwilowe, możemy wrócić do Rona.
-Jesteś pewna?
-Nie wierzysz mi? Naprawdę ze mną już wszystko dobrze.
-Mam nadzieję...
-Możemy wracać, naprawdę.-Harry nie pierwszy raz uległ temu spojrzeniu.
-No dobrze weź kurtkę i deportujmy się.
Na miejscu Ron siedział z założonymi rękami jakby czekał na własny wyrok śmierci, tata Hermiony nerwowo chodził w kółko, a pani Weasley próbowała pocieszyć jej płaczącą matkę.
-Co z tobą Ginny?-Zapytał zatroskany Ron.
-Naprawdę już nieważne...-Machnęła ręką.
Ledwie Harry i Ginny zdążyli usiąść obok Rona z sali operacyjnej wyszedł lekarz a za nim kilka pielęgniarek przenosiło Hermionę na co Ron podskoczył jak oparzony a Harry i Ginny tak samo.
-Co z nią?-Zapytał Ron.
-Mieliśmy naprawdę ogromne szczęście i świetny zespół, wszystko jest tak jak miało być, stan zdrowia pani Weasley będzie się teraz już tylko polepszał...
Niby to tylko kilka słów, a jednak oni wszyscy, którzy tak martwili się o losy Hermiony nie wyglądali na bardziej szczęśliwych.
-Hermiona chyba miała rację. W życiu nic nie dzieje się przypadkiem.-Powiedział i jak jeszcze chwile temu wygladał okropnie teraz jego twarz rozpromienił uśmiech.
niedziela, 4 grudnia 2016
62.Najgorsza prawda
Święta zaczęły zbliżać się wielkimi krokami.
Hermiona i Ginny w pośpiechu zbiegały po schodach prowadzących do wieży gryffindoru.
-Jackie? To ty nie idziesz? Słyszałam, że też dostałaś zaproszenie?-Dopytywała Hermiona, kiedy Jackie wbiegała po schodach w przeciwnym kierunku niż one.
-Muszę pilnie porozmawiać z Mallory powiedzcie Slughornowi, że ona nie przyjdzie, bo źle się czuje, a ja musiałam z nią zostać.
-No dobrze. A co się stało?
-Nie mam teraz czasu Hermiona, porozmawiamy później.-Powiedziała i pobiegła do dormitorium.
-Myślisz, że coś poważnego się stało?-Zapytała lekko zaniepokojona Ginny.
-No nie wiem...Jak widziałam ją rano była w świetnym nastroju.
-Może mogłyśmy w ogóle nie iść na to przyjęcie...-Stwierdziła Ginny.
-Daj spokój przecież on doskonale zna Gwenog i na pewno bez problemu uzyskałby informacje o twoim grafiku.
-Ale Hermiona my jesteśmy już dorosłe! Decydujemy same za siebie!
-No tak, ale właściwie...nie myślisz, że możemy się dowiedzieć wielu przydatnych informacji?
-No tak może masz racje, tylko czego możemy się dowiedzieć od Slughorna?
-Właśnie w tym tkwi zagadka. Nie zaprzeczysz chyba, że zna wielu wpływowych i naprawdę genialnych ludzi, a wiedza zawsze może się na, przydać.
-Mówisz jakby wciąż istniał Voldemort i jakby nadal istniały horkruksy, które trzeba zniszczyć, a żeby to zrobić trzeba to rozwiązać. Wiem, że masz dobre intencje, ale my nie żyjemy już w tamtych czasach, czasy ciemności i mroku są już za nami, od tamtego czasu nasze życie zupełnie się zmieniło!.
-Może masz rację, ale jest jednak coś co muszę wiedzieć...
-O co ci chodzi?-Na to Hermiona pokręciła przecząco głową, ale nie odezwała się ani słowem.-Hermiona mam już dosyć tych tajemnic! Możesz w końcu powiedzieć mi o co takiego chodzi!
-To naprawdę trudny temat, porozmawiamy później.
-Jak chcesz, ale nie próbuj mnie spławić, ja naprawdę się o ciebie martwię, ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz?
-Dobrze.-Powiedziała Hermiona.-Potem powiem ci wszystko, obiecuję.-Powiedziała i obydwie weszły do wielokrotnie zwiększonego gabinetu Slughorna gdzie siedziało już całe grono uczniów.
-Dobry wieczór.-Przywitały się.
-No i są nasze gwiazdy! Hermiona Weasley-nasz geniusz! I Ginevra Potter, tak...niewątpliwie twoja gra robi wrażenie, na dodatek inteligentna z ciebie bestia i żona Harry'ego Pottera!
W końcu kiedy Slughorn przesłuchał już prawie wszystkich zaczął wypytywać Ginny.
-Od razu wiedziałem, że będziesz zawodowo grać w quidditcha, to po prostu widać!-Ginny trochę denerwowało to jego łganie, ale też trochę śmieszyło.
-No tak, ja też wiedziałam, że Hermiona to geniusz.-Zażartowała, ale Slughorn najwyraźniej wziął to na poważnie.
-A więc jak do tego doszło, że jesteś żoną Harry'ego Pottera? Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że będziecie małżeństwem, choć macie równie duży talent.
-To bardzo długa historia.-Powiedziała i chcąc wybrnąć zjadła kawałek ciasta.
-Mamy naprawdę mnóstwo czasu nawet na te najdłuższe historie, poza tym, wszyscy chcą wiedzieć na ten temat coś więcej.-Powiedział Slughorn i uśmiechnął się zachęcająco.
Ginny to przemyślała i stwierdziła, że właściwie co się dziwić, że wszyscy chcą wiedzieć o tym coś więcej, w końcu jej mąż to bohater. Wzięła więc głęboki oddech, a wszyscy zgromadzeni nadstawili uszu.
-Pasowaliśmy do siebie, uratował mnie z Komnaty Tajemnic i nie zostawił mnie w potrzebie, był dobrym przyjacielem, ale żadne z nas nie mogłoby żyć jako przyjaciele.
-Dlaczego więc później z tobą zerwał?-Powiedziała dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Martwił się o mnie.
-I tak po prostu dałaś mu odejść.-Zapytał przystojny chłopak, którego Ginny i Hermiona miały już okazję poznać.
-Nie dałam mu odejść. Codziennie powtarzałam sobie, że to tylko chwilowe, martwił się o mnie, wiedział co może mi grozić, chciał mnie w ten sposób uchronić, choć wiem, że było dużo plotek na ten temat.
-To takie urocze!-Westchnęła dziewczyna, która cały czas kleiła się do Duke'a, ale on cały czas ją odpychał i zupełnie nie był nią zainteresowany.
-Panie profesorze, a Mallory nie miała dzisiaj przyjść?-Zapytał.
-Faktycznie, miała, ktoś wie dlaczego nie przyszła?
-Źle się czuła panie profesorze.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Szkoda, bo to zdolna dziewczyna i wiem, że ma poważne plany na przyszłość.
-Chce być aurorem.-Powiedziała Hermiona, ale jakimś dziwnym niecodziennym głosem, zupełnie jakby miała zasnąć, a przecież przyjęcie u Slughorna nie mogło być aż tak nudne.
-Wszystko w porządku Hermiona?-Zapytała ją półgębkiem Nickole, która siedziała obok niej i najwidoczniej też zauważyła jej dziwne zachowanie.
-Potrzebuję...potrzebuję...moich leków...-Powiedziała i spadła z krzesła.
-Hermiona!-Doskoczyła do niej Ginny.-Hermiona co z tobą? Słyszysz mnie? -Jest cała strasznie rozpalona panie profesorze!-Powiedziała przykładając rękę do jej czoła, a Slughorn zaczął panicznie przeszukiwać swój kufer.-Hermiona jakie leki!?-Prawie nie czuć tętna!
-Unieś jej brodę do góry Ginny! Jakby co rzuć zaklęcie udrażniające!-Poinstruowała ją Nickole.
-Co?!
-Albo ja to zrobię a ty biegnij do wieży gryffindoru i znajdź te leki. Profesorze Slughorn, Hermionę trzeba jak najszybciej przetransportować do Świętego Munga.-Powiedziała, a on natychmiast wziął Hermionę i posłużył się siecią Fiuu w swoim gabinecie.
-Jestem!-Powiedziała zdyszana Ginny.
-Profesor już zajął się Hermioną, teraz musimy iść porozmawiać z profesor Sener i McGonnagall, trzeba je powiadomić.
-Dobrze chodźmy, własnie i muszę jeszcze napisać do Rona!
-Nie musisz, szpital go pewnie powiadomi.
-No tak masz racje. A tak w ogóle skąd wiedziałaś co robić?
-Chciałam być uzdrowicielem, ale sama widzisz, jestem zdyskwalifikowana przez wzrok, a raczej jego brak.
-Tak mi przykro...
-Wszyscy tak mówią, że im przykro, bo są bezradni i nie mogą nic więcej zrobić.
-To strasznie smutne.
-No trudno i tak już dawno zrozumiałam, że użalanie się nad sobą nie ma sensu.
-Wiec co teraz chcesz robić?
-Wiesz plusem utraty wzroku jest to, że odkryłam w sobie nowy talent, chcę śpiewać.
-To naprawdę super, ja zawsze się stresowałam przed występami publicznymi.
-A teraz nie.
-Taaak, jednak strach da się przezwyciężyć. Boję się o Hermionę, mam nadzieję, że to nic poważnego.
-Nie chcę cię martwić i wiem, że to nie jest pocieszające, ale myślę, że to bardzo niepokojące.
-To niedobrze...
-Wiesz co Ginny, ja może już wrócę do dormitorium, dobranoc, chociaż nie wiem czy będzie taka dobra skoro Hermiona to twoja przyjaciółka, ale wierzę, że będzie dobrze.
-Dzięki Nickole.-Powiedziała Ginny i weszła do gabinetu profesor Sener, a Nickole poszła do dormitorium.
Profesor Sener akurat rozmawiała z McGonagall więc wytłumaczyła im co się stało z Hermioną i że nie wiadomo czy w najbliższych dniach będzie mogła chodzić na zajęcia.
-Och, straszne jeśli będziesz z nią w kontakcie życz jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Przekażę.-Powiedziała Ginny.
-Co chwile jakieś wypadki, oby szybko wyzdrowiała, niedługo święta, a ona biedna musiałaby zostać w szpitalu.-Ginny zupełnie nie spodziewała się tego po wojowniczce z czarną magią. Z tą czarną opaską na oko i czerwoną szminką na ustach wyglądała raczej na twardzielkę i wojowniczkę, a jednak miała wielkie serce.
-A więc Slughorn przeniósł ją do szpitala świętego Munga?
-Tak. Dobranoc.-Powiedziała Ginny ale jeszcze wróciła się do biurka, bo coś jej się przypomniało.-Dobrze, że Nickole była opanowana i spokojna.
-Istotnie, dziewczyna nie zmarnuje się w przyszłości, dobranoc Weas...przepraszam Potter.
-Pani profesor nie jest jedyna wielu nauczycieli mówi do mnie nadal panna Weasley, ale mi to nie przeszkadza. A teraz muszę odwiedzić Hermionę.
-Ginny, może skorzystasz z mojej sieci Fiuu, tak będzie znacznie szybciej, poza tym nierozsądnym byłoby, aby młoda dziewczyna tłukła się po nocy.-Zaproponowała.
-Zupełnie zgadzam się z Salvią.-Skwitowała dyrektorka.
-Dziękuję.-Powiedziała Ginny po czym wzięła garść proszku, wrzuciła go do kominka i zniknęła w szmaragdowych płomieniach płomieniach.
-Przepraszam, na której sali leży Hermiona Weasley?-Zapytała recepcjonistki.
-Sala dwieście trzy, piętro trzecie.
-Dziękuję.-Powiedziała, wbiegła do windy i po chwili wysiadła na trzecim piętrze.
-Harry?-Powiedziała zdziwiona.
-Ginny!-Powiedział i ją objął.
-Wiadomo co z Hermioną?
-Jest w ciężkim stanie, wpuścili tylko Rona i rodziców Hermiony.
-O, nie, to moja wina, może gdybym...
-To nie twoja wina Ginny, właściwie niczyja, o swojej chorobie dowiedziała się przed ślubem z Ronem, pamiętasz? Jej stan znacznie się pogorszył, niewiadomo z jakich przyczyn.
-A jak ty się dowiedziałeś Harry?
-Ron wysłał mi patronusa, że dostał wiadomość ze szpitala i że z Hermioną jest bardzo źle. Biedny Ron, tak spanikował, że początkowo deportował się na jakąś inną ulicę.
Po chwili Ron, i rodzice Hermiony wyszli z sali, wszyscy równie zdołowani.
-I co?-Zapytała Ginny.
-Jest okropnie! Biorą ją na jakieś badania!-Powiedział płaczliwym głosem.
-Uspokój się Ron...-Powiedziała łagodnym głosem Ron.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ SKORO JEJ STAN MOŻE ZAGRAŻAĆ ŻYCIU!-Walnął pięścią w ścianę, opadł na krzesło i zaczął płakać. Ginny oparła głowę o ramię Harry'ego, nie wiedziała, że jest aż tak źle, by mogła ją stracić.
Po godzinie Hermiona była już po wszystkich badaniach i odzyskała już przytomność.
Jako pierwszy do sali wleciał Ron, a za nim Harry i Ginny, bo jej rodzice chyba stwierdzili, że powinna się zobaczyć z przyjaciółmi i chwilowo pozostali na korytarzu.
-Jakie leki?-Zapytała Ginny.
-Te leki nie były dla mnie dobre, przepisano mi nie te co trzeba, teraz albo będę całkowicie zdrowa i wreszcie będę mogła w pełni zaplanować moją przyszłość, albo odejdę i już nigdy nie wrócę.-Na to Ron zaczął jeszcze głośniej lamentować i cały czas nie puszczał jej ręki i gładził ją po włosach.
-Nie mów tak! Jeszcze wyzdrowiejesz, będziemy mieć dzieci, dom z ogrodem, a może nawet smoka, tylko proszę NIE ODCHODŹ!-Rozpaczał Ron, który siedział przy jej łóżku niczym wierny pies.
-Na pewno ci się uda Hermiona.-Powiedział Harry.
-Nie gdzie stąd nie odejdziesz! Jesteś na to po prostu zbyt silna! Wygrasz tą walkę, rozumie?! A my ci w tym pomożemy.
-Niewiadomo ile jeszcze tu będę, ale to dla mnie niesamowite, że marnujecie swój cenny czas, żeby ze mną tu siedzieć...
Hermiona i Ginny w pośpiechu zbiegały po schodach prowadzących do wieży gryffindoru.
-Jackie? To ty nie idziesz? Słyszałam, że też dostałaś zaproszenie?-Dopytywała Hermiona, kiedy Jackie wbiegała po schodach w przeciwnym kierunku niż one.
-Muszę pilnie porozmawiać z Mallory powiedzcie Slughornowi, że ona nie przyjdzie, bo źle się czuje, a ja musiałam z nią zostać.
-No dobrze. A co się stało?
-Nie mam teraz czasu Hermiona, porozmawiamy później.-Powiedziała i pobiegła do dormitorium.
-Myślisz, że coś poważnego się stało?-Zapytała lekko zaniepokojona Ginny.
-No nie wiem...Jak widziałam ją rano była w świetnym nastroju.
-Może mogłyśmy w ogóle nie iść na to przyjęcie...-Stwierdziła Ginny.
-Daj spokój przecież on doskonale zna Gwenog i na pewno bez problemu uzyskałby informacje o twoim grafiku.
-Ale Hermiona my jesteśmy już dorosłe! Decydujemy same za siebie!
-No tak, ale właściwie...nie myślisz, że możemy się dowiedzieć wielu przydatnych informacji?
-No tak może masz racje, tylko czego możemy się dowiedzieć od Slughorna?
-Właśnie w tym tkwi zagadka. Nie zaprzeczysz chyba, że zna wielu wpływowych i naprawdę genialnych ludzi, a wiedza zawsze może się na, przydać.
-Mówisz jakby wciąż istniał Voldemort i jakby nadal istniały horkruksy, które trzeba zniszczyć, a żeby to zrobić trzeba to rozwiązać. Wiem, że masz dobre intencje, ale my nie żyjemy już w tamtych czasach, czasy ciemności i mroku są już za nami, od tamtego czasu nasze życie zupełnie się zmieniło!.
-Może masz rację, ale jest jednak coś co muszę wiedzieć...
-O co ci chodzi?-Na to Hermiona pokręciła przecząco głową, ale nie odezwała się ani słowem.-Hermiona mam już dosyć tych tajemnic! Możesz w końcu powiedzieć mi o co takiego chodzi!
-To naprawdę trudny temat, porozmawiamy później.
-Jak chcesz, ale nie próbuj mnie spławić, ja naprawdę się o ciebie martwię, ostatnio jakoś dziwnie się zachowujesz?
-Dobrze.-Powiedziała Hermiona.-Potem powiem ci wszystko, obiecuję.-Powiedziała i obydwie weszły do wielokrotnie zwiększonego gabinetu Slughorna gdzie siedziało już całe grono uczniów.
-Dobry wieczór.-Przywitały się.
-No i są nasze gwiazdy! Hermiona Weasley-nasz geniusz! I Ginevra Potter, tak...niewątpliwie twoja gra robi wrażenie, na dodatek inteligentna z ciebie bestia i żona Harry'ego Pottera!
W końcu kiedy Slughorn przesłuchał już prawie wszystkich zaczął wypytywać Ginny.
-Od razu wiedziałem, że będziesz zawodowo grać w quidditcha, to po prostu widać!-Ginny trochę denerwowało to jego łganie, ale też trochę śmieszyło.
-No tak, ja też wiedziałam, że Hermiona to geniusz.-Zażartowała, ale Slughorn najwyraźniej wziął to na poważnie.
-A więc jak do tego doszło, że jesteś żoną Harry'ego Pottera? Muszę przyznać, że nigdy nie spodziewałem się, że będziecie małżeństwem, choć macie równie duży talent.
-To bardzo długa historia.-Powiedziała i chcąc wybrnąć zjadła kawałek ciasta.
-Mamy naprawdę mnóstwo czasu nawet na te najdłuższe historie, poza tym, wszyscy chcą wiedzieć na ten temat coś więcej.-Powiedział Slughorn i uśmiechnął się zachęcająco.
Ginny to przemyślała i stwierdziła, że właściwie co się dziwić, że wszyscy chcą wiedzieć o tym coś więcej, w końcu jej mąż to bohater. Wzięła więc głęboki oddech, a wszyscy zgromadzeni nadstawili uszu.
-Pasowaliśmy do siebie, uratował mnie z Komnaty Tajemnic i nie zostawił mnie w potrzebie, był dobrym przyjacielem, ale żadne z nas nie mogłoby żyć jako przyjaciele.
-Dlaczego więc później z tobą zerwał?-Powiedziała dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Martwił się o mnie.
-I tak po prostu dałaś mu odejść.-Zapytał przystojny chłopak, którego Ginny i Hermiona miały już okazję poznać.
-Nie dałam mu odejść. Codziennie powtarzałam sobie, że to tylko chwilowe, martwił się o mnie, wiedział co może mi grozić, chciał mnie w ten sposób uchronić, choć wiem, że było dużo plotek na ten temat.
-To takie urocze!-Westchnęła dziewczyna, która cały czas kleiła się do Duke'a, ale on cały czas ją odpychał i zupełnie nie był nią zainteresowany.
-Panie profesorze, a Mallory nie miała dzisiaj przyjść?-Zapytał.
-Faktycznie, miała, ktoś wie dlaczego nie przyszła?
-Źle się czuła panie profesorze.-Wytłumaczyła Hermiona.
-Szkoda, bo to zdolna dziewczyna i wiem, że ma poważne plany na przyszłość.
-Chce być aurorem.-Powiedziała Hermiona, ale jakimś dziwnym niecodziennym głosem, zupełnie jakby miała zasnąć, a przecież przyjęcie u Slughorna nie mogło być aż tak nudne.
-Wszystko w porządku Hermiona?-Zapytała ją półgębkiem Nickole, która siedziała obok niej i najwidoczniej też zauważyła jej dziwne zachowanie.
-Potrzebuję...potrzebuję...moich leków...-Powiedziała i spadła z krzesła.
-Hermiona!-Doskoczyła do niej Ginny.-Hermiona co z tobą? Słyszysz mnie? -Jest cała strasznie rozpalona panie profesorze!-Powiedziała przykładając rękę do jej czoła, a Slughorn zaczął panicznie przeszukiwać swój kufer.-Hermiona jakie leki!?-Prawie nie czuć tętna!
-Unieś jej brodę do góry Ginny! Jakby co rzuć zaklęcie udrażniające!-Poinstruowała ją Nickole.
-Co?!
-Albo ja to zrobię a ty biegnij do wieży gryffindoru i znajdź te leki. Profesorze Slughorn, Hermionę trzeba jak najszybciej przetransportować do Świętego Munga.-Powiedziała, a on natychmiast wziął Hermionę i posłużył się siecią Fiuu w swoim gabinecie.
-Jestem!-Powiedziała zdyszana Ginny.
-Profesor już zajął się Hermioną, teraz musimy iść porozmawiać z profesor Sener i McGonnagall, trzeba je powiadomić.
-Dobrze chodźmy, własnie i muszę jeszcze napisać do Rona!
-Nie musisz, szpital go pewnie powiadomi.
-No tak masz racje. A tak w ogóle skąd wiedziałaś co robić?
-Chciałam być uzdrowicielem, ale sama widzisz, jestem zdyskwalifikowana przez wzrok, a raczej jego brak.
-Tak mi przykro...
-Wszyscy tak mówią, że im przykro, bo są bezradni i nie mogą nic więcej zrobić.
-To strasznie smutne.
-No trudno i tak już dawno zrozumiałam, że użalanie się nad sobą nie ma sensu.
-Wiec co teraz chcesz robić?
-Wiesz plusem utraty wzroku jest to, że odkryłam w sobie nowy talent, chcę śpiewać.
-To naprawdę super, ja zawsze się stresowałam przed występami publicznymi.
-A teraz nie.
-Taaak, jednak strach da się przezwyciężyć. Boję się o Hermionę, mam nadzieję, że to nic poważnego.
-Nie chcę cię martwić i wiem, że to nie jest pocieszające, ale myślę, że to bardzo niepokojące.
-To niedobrze...
-Wiesz co Ginny, ja może już wrócę do dormitorium, dobranoc, chociaż nie wiem czy będzie taka dobra skoro Hermiona to twoja przyjaciółka, ale wierzę, że będzie dobrze.
-Dzięki Nickole.-Powiedziała Ginny i weszła do gabinetu profesor Sener, a Nickole poszła do dormitorium.
Profesor Sener akurat rozmawiała z McGonagall więc wytłumaczyła im co się stało z Hermioną i że nie wiadomo czy w najbliższych dniach będzie mogła chodzić na zajęcia.
-Och, straszne jeśli będziesz z nią w kontakcie życz jej szybkiego powrotu do zdrowia.
-Przekażę.-Powiedziała Ginny.
-Co chwile jakieś wypadki, oby szybko wyzdrowiała, niedługo święta, a ona biedna musiałaby zostać w szpitalu.-Ginny zupełnie nie spodziewała się tego po wojowniczce z czarną magią. Z tą czarną opaską na oko i czerwoną szminką na ustach wyglądała raczej na twardzielkę i wojowniczkę, a jednak miała wielkie serce.
-A więc Slughorn przeniósł ją do szpitala świętego Munga?
-Tak. Dobranoc.-Powiedziała Ginny ale jeszcze wróciła się do biurka, bo coś jej się przypomniało.-Dobrze, że Nickole była opanowana i spokojna.
-Istotnie, dziewczyna nie zmarnuje się w przyszłości, dobranoc Weas...przepraszam Potter.
-Pani profesor nie jest jedyna wielu nauczycieli mówi do mnie nadal panna Weasley, ale mi to nie przeszkadza. A teraz muszę odwiedzić Hermionę.
-Ginny, może skorzystasz z mojej sieci Fiuu, tak będzie znacznie szybciej, poza tym nierozsądnym byłoby, aby młoda dziewczyna tłukła się po nocy.-Zaproponowała.
-Zupełnie zgadzam się z Salvią.-Skwitowała dyrektorka.
-Dziękuję.-Powiedziała Ginny po czym wzięła garść proszku, wrzuciła go do kominka i zniknęła w szmaragdowych płomieniach płomieniach.
-Przepraszam, na której sali leży Hermiona Weasley?-Zapytała recepcjonistki.
-Sala dwieście trzy, piętro trzecie.
-Dziękuję.-Powiedziała, wbiegła do windy i po chwili wysiadła na trzecim piętrze.
-Harry?-Powiedziała zdziwiona.
-Ginny!-Powiedział i ją objął.
-Wiadomo co z Hermioną?
-Jest w ciężkim stanie, wpuścili tylko Rona i rodziców Hermiony.
-O, nie, to moja wina, może gdybym...
-To nie twoja wina Ginny, właściwie niczyja, o swojej chorobie dowiedziała się przed ślubem z Ronem, pamiętasz? Jej stan znacznie się pogorszył, niewiadomo z jakich przyczyn.
-A jak ty się dowiedziałeś Harry?
-Ron wysłał mi patronusa, że dostał wiadomość ze szpitala i że z Hermioną jest bardzo źle. Biedny Ron, tak spanikował, że początkowo deportował się na jakąś inną ulicę.
Po chwili Ron, i rodzice Hermiony wyszli z sali, wszyscy równie zdołowani.
-I co?-Zapytała Ginny.
-Jest okropnie! Biorą ją na jakieś badania!-Powiedział płaczliwym głosem.
-Uspokój się Ron...-Powiedziała łagodnym głosem Ron.
-JAK MAM SIĘ USPOKOIĆ SKORO JEJ STAN MOŻE ZAGRAŻAĆ ŻYCIU!-Walnął pięścią w ścianę, opadł na krzesło i zaczął płakać. Ginny oparła głowę o ramię Harry'ego, nie wiedziała, że jest aż tak źle, by mogła ją stracić.
Po godzinie Hermiona była już po wszystkich badaniach i odzyskała już przytomność.
Jako pierwszy do sali wleciał Ron, a za nim Harry i Ginny, bo jej rodzice chyba stwierdzili, że powinna się zobaczyć z przyjaciółmi i chwilowo pozostali na korytarzu.
-Jakie leki?-Zapytała Ginny.
-Te leki nie były dla mnie dobre, przepisano mi nie te co trzeba, teraz albo będę całkowicie zdrowa i wreszcie będę mogła w pełni zaplanować moją przyszłość, albo odejdę i już nigdy nie wrócę.-Na to Ron zaczął jeszcze głośniej lamentować i cały czas nie puszczał jej ręki i gładził ją po włosach.
-Nie mów tak! Jeszcze wyzdrowiejesz, będziemy mieć dzieci, dom z ogrodem, a może nawet smoka, tylko proszę NIE ODCHODŹ!-Rozpaczał Ron, który siedział przy jej łóżku niczym wierny pies.
-Na pewno ci się uda Hermiona.-Powiedział Harry.
-Nie gdzie stąd nie odejdziesz! Jesteś na to po prostu zbyt silna! Wygrasz tą walkę, rozumie?! A my ci w tym pomożemy.
-Niewiadomo ile jeszcze tu będę, ale to dla mnie niesamowite, że marnujecie swój cenny czas, żeby ze mną tu siedzieć...
niedziela, 20 listopada 2016
61.Oszustwo
-Hermiona muszę ci coś powiedzieć!-Oświadczyła Ginny.
-W takim razie słucham cię.
-Ja...ja jestem w ciąży.
-Nie wiem co powiedzieć.-Powiedziała ze zdziwioną miną ale zarazem pięknym uśmiechem.-To naprawdę świetnie, to co odwiedziny w norze?
-Z pewnością. Tylko, że...teraz co będzie z Hogwartem i z Quidditchem?
-Sama przecież mówiłaś, że nauka nie jest najważniejsza, mając dziecko nie będziesz już miała czasu na prace, naukę, ty i Harry też nie będziecie mieć już dla siebie czasu. No ale cóż, grunt to być szczęśliwą rodziną. Na pewno się wszyscy ucieszą musimy koniecznie wracać do Nory!-Powiedziała roześmiana Hermiona.
-Hermiona, uspokój się!-Powiedziała ze śmiechem.
-Naprawdę jest co świętować, Harry się na pewno ucieszy...a ja będę ciotką!
-No...a Ron wujem.
-Powiem ci, że wcale się tego nie spodziewałam!
-Tak...ja też nie.
-Och, nie martw się Ginny teraz wszyscy będą ci pomagać. Ciekawe czy to będzie chłopiec czy dziewczynka...
-Na razie nie wiadomo.
-Ginny wyglądasz jakbyś miała żałobę, nie cieszysz się?
-Trochę się boję zresztą, inaczej to sobie wyobrażałam, szkoda mi opuszczać szkołę, rzucać pracę, nie myślałam, że będę miała dzieci...
-Tak wcześnie?-Wpadła jej w słowo Hermiona.-Ja i Ron też długo zastanawialiśmy się nad przygarnięciem Teda, ale naprawdę kiedy już przyjdzie na świat wszystkie problemy znikną. A poza tym nie martw się, bo potem nie będzie ci się nudzić...jest wiele obowiązków chodzić na spacery, przewijać, karmić, układać do snu...No i małe dzieci są naprawdę urocze.
-Masz racje poza tym, zawsze jakiś pretekst, żeby zobaczyć Harry'ego i resztę rodziny.
-Jestem pewna, że będziecie świetnymi rodzicami.
-Dzięki, no to w drogę.
-Ginny! Ginny!
Po chwili obudziła się widząc nad sobą Hermionę.
-Przepraszam, że cię budzę, ale zauważyłam, że wskazówka na twoim zegarze jest już prawie na ,,śniadanie" więc...
-Dzięki, że mnie obudziłaś.
-Spałaś jak zabita.-Powiedziała Mallory susząc włosy różdżką jakby to była suszarka.-To ja już schodzę do Wielkiej Sali narazie.-Pożegnała się.
-Też już pójdę.-Oświadczyła Jackie i poszła za nią.
Ginny tylko się przebrała, wrzuciła swoje książki do plecaka i razem z Hermioną zeszły na śniadanie.
-Chyba serio byłaś wczoraj bardzo zmęczona, bo zasnęłaś od razu a ja jakoś nie umiałam i jeszcze rozmawiałyśmy z dziewczynami, znaczy Mallory jeszcze pisała wypracowanie, nie wiem jak można żyć tak ,,na ostatnią chwilę".-Zagadnęła Hermiona.
-Widzisz, Mallory już jest chyba przyzwyczajona do takiego pędu, pamiętam jak mi opowiadała przez jakie szkoły przeszła...Wiesz, że chcieli ją wcisnąć do Durmstrangu?
-Co!? Przecież Durmstrang to szkoła wyłącznie dla...
-Tak, wiem.
-Coś mi się wydaje, że to co mówi Mallory nie jest prawdą.
-Daj spokój Hermiona, to jest możliwe jeśli pogrzebałabyś trochę w historii to znalazłabyś kilka takich przypadków. Ja sama się na początku trochę zdziwiłam, no i z ciekawości sprawdziłam.
-Rzeczywiście ciekawe...O spójrz Proroki!-Powiedziała, gdy nad nimi śmignęło stado sów.
-Hmm...co nowego.-Otworzyła jeden z listów. To z ministerstwa, znowu jakieś przewinienia. Znowu będę musiała zarzucić Harry'ego papierami...O, a to pewnie odpowiedź od Rona!
-Skąd nagle dla mnie tyle listów. I jeszcze jakaś paczka.
-Dostałam taką samą paczkę.-Powiedziała Hermiona i wyciągnęła spod stołu pudełko zapakowane w szary papier z jej imieniem i nazwiskiem.
-Od Harry'ego.-Dodała Ginny, gdy rozerwała papier. To jest lustro. Tylko po co mi ono?
-Jak myślisz do czego może służyć lustro? Tyle, że magiczne lustro od Harry'rgo Pottera.
-Lustra dwukierunkowe!-Przypomniała sobie.
-Właśnie tak.
-Ale skąd wiesz?
-Sama zobaczysz, Harry chyba odpowie na twój list, a jeśli nie, to sam napisze.
-No dobrze. Ale na razie chyba nie mam czasu, bo idę na wywiad.
-A ja do ministerstwa, muszę się jeszcze przebrać.-Stwierdziła oglądając swoje ubranie. Po chwili Hermiona zabrała się za dokończenie śniadania a Ginny wzięła do ręki proroka.
-Rachel! Przecież ona chodzi do naszej szkoły! I też zdaje teraz owutemy! Pamiętasz ta ślizgonka!
-No tak, trudno byłoby o niej zapomnieć.-Powiedziała wzięła łyk kawy.-No więc...co z nią?
-Jest genialna. Jest w fazie testów ulepszonego eliksiru tojadowego i nowych zastosowań soku z Tykwobulw.-Hermiona, gdy to usłyszała omal się nie zakrztusiła.
-Że co!?
-No mówię ci, jest na pierwszej stronie.-Powiedziała i wskazała stronę główną. Ma już mnóstwo propozycji pracy od różnych alchemików, coś mi się wydaje, że czeka ją sukces.
-Z jej ocen jakoś nie wynika żaden ,,sukces"!
-O co ci znowu chodzi?
-O to, że ta dziewczyna to parszywa złodziejka!-Powiedziała zdenerwowanym, ale jednak ściszonym głosem. Masz jeszcze chwilę Ginny?
-Tak.
-To chodźmy muszę ci o czymś powiedzieć.-Obydwie wstały i poszły do wieży gryffindoru. W dormitorium akurat nikogo nie było, bo wszystkie dziewczyny poszły już na zajęcia.
-Wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale myślę, że ty mi uwierzysz. Pamiętasz jak wczoraj szukałam tej czarnej torby, takiej jakby teczki ze skóry?
-Tak i co, znalazła się?
-Właśnie w tym problem, że nie. Miałam wczoraj bardzo dużo rzeczy na głowie i nie wiem jak to się stało, że straciłam ją z oczu...-Mówiąc to była już bliska płaczu.
-Nie martw się Hermiona, nie płacz...Musisz mi powiedzieć jak to konkretnie było, inaczej nie jestem w stanie ci pomóc. Co było w tej teczce?
-Tam były właśnie te moje projekty, to było bardzo ważne, wszystko tam zapisywałam, te obserwacje kosztowały mnie wiele miesięcy, poza tym to była szansa na lepszą przyszłość! Bez tych zapisków nie jestem w stanie przeprowadzać tego projektu.
-Dobrze więc w sumie ktoś wykradł ci twoje dokumenty kiedy byłaś w bibliotece, już wiemy, że to musiała być Rachel i teraz rozgłasza wszędzie, że to jej.
-Nie wiem...co mam...z tym zrobić Ginny!-Powiedziała ocierając oczy od łez.
-Może wykradniemy te dokumenty z powrotem chociaż....to się nie uda.
-No właśnie! Ona na pewno ma już jakieś kopie!-Jej smutek zaczął przeradzać się w nienawiść i szał.
-Może zgłoś to do ministerstwa, bo same chyba na razie i tak nic nie zrobimy.
-Tylko, że kto mi w to uwierzy!? Nie mam żadnych dowodów!
-Rzeczywiście, ta sytuacja jest chyba bez wyjścia, niestety chyba pozostało nam tylko czekać.
-Czekać! CZEKAĆ! To jest właśnie twoja rada kiedy twojej najlepszej przyjaciółce, wredna ślizgonka ukradła ważne notatki!
-Przykro mi Hermiona, ale naprawdę nie mogę nic więcej dla ciebie zrobić.
-No tak masz racje, przepraszam. Jesteś wolna w czasie obiadu?
-Tak.
-Ja też więc spotkamy się w Wielkiej Sali.
-Dobra, ja już pójdę, bo zaraz się spóźnię, nie przejmuj się, pomyślimy nad tym.-Pocieszyła ją i wyszła.
Po kilku godzinach Ginny siedziała już w Wielkiej Sali przy stole gryffindoru.
-A Hermiony nie ma?-Zapytała Martha.
-Chyba powinna zaraz być.
-Właśnie co z Hermioną, bo wczoraj była jakaś taka zdenerwowana i chyba czegoś szukała.-Dodała Mallory.
-Długa historia...-Powiedziała Ginny.
-Widziałaś to Mallory?!-Siadła obok nich przy stole i wskazała jej artykuł w ,,Czarownicy".
-Wolę Żonglera.-Stwierdziła.
-Nie o to mi chodzi...Spójrz na nagłówek.
-To są jakieś żarty!?-Powiedziała po chwili, a Jackie pokręciła przecząco głową.
-I właśnie o to chodzi z Hermioną....
-O co chodzi?-Powiedziała Hermiona.
-No nieważne.
-Nie wierzę, że wymyśliła taki skomplikowany skład.-Powiedziała Mallory wyraźnie tego pewna.
-Też tak myślę, przecież ona nawet zwykłego eliksiru tojadowego nie potrafi prawidłowo uważyć, a co dopiero wymyślić jakiś ulepszony skład!
-Macie racje to nie jest jej wynalazek.-Oświadczyła Hermiona i wszystkie spojrzały się na nią.
-No więc...-Zaczęła Jackie, ale Hermiona nie pozwoliła jej dokończyć.
-Opowiem wam w dormitorium.-Ucięła, bo zauważyła, że kilka dodatkowych osób nachyliło uszu.
-No dobrze.
Kiedy po obiedzie wszystkie dotarły już do wieży gryffindoru, gdzie mogły mieć pewność, że nikt ich nie podsłuchuje Hermiona zaczęła im wszystko tłumaczyć, a one zadawały jej mnóstwo pytań. Hermiona jednak sądziła, że kiedy im o tym powie to zwyczajnie ją wyśmieją, natomiast one uwierzyły jej bez zbędnego przekonywania i innych argumentów.
-Czyli...wierzycie mi?
-Ja ci wierzę.
-Ja też.-Powiedziały chórem.
-Myślałam, że będziecie sobie ze mnie kpiły.
-No coś ty! Nie od dziś mieszkamy w jednym dormitorium, poza tym...
-...Mallory ma naprawdę zwierzęcy instynkt, który pozwala jej szybko poznawać ludzi.-Zaśmiała się Jackie.
-Właściwie to tak.-Przyznała blondynka.-Ale chodziło mi o to, że ty naprawdę jesteś osobą o wybitnej inteligencji i to rzeczywiście do ciebie podobne, zresztą jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciele sobie ufają.-Po tych słowach Ginny stwierdziła, że ta mała bariera pomiędzy Hermioną a Mallory została już chyba przełamana. Hermiona była osobą rozsądną, a Mallory szaloną i z zupełnie innym podejściem niż Hermiona, może dlatego własnie wcześniej zachowywały do siebie dystans.
-Dziękuję wam.
-Nie ma sprawy.-Powiedziała Jackie.
-A więc pora, żeby skopać komuś tyłek. Już mi się podoba...-Zażartowała Mallory.
-Taaa...akurat w to, że Mallory to specjalista w zemstach to prawda.
-To co robimy?-Zapytała Ginny.
-No więc tak,przemyślmy wszystkie opcje. Nie możemy tego nigdzie zgłosić, bo właściwie nie mamy dowodów, póki co nie mamy jak ich wykraść, zresztą Rachel może być na to przygotowana, a więc jedyne co nam pozostaje to czekać w jak najkreatywniejszy sposób.
-Boję się co to znaczy...-Zaśmiała się Hermiona.
-W języku Mallory to będzie tak długie męczenie i manipulacja Rachel aż sama się przyzna.-Objaśniła Martha.
-Ja się ciebie boję.-Powiedziała Hermiona.-Ale muszę przyznać, że to dosyć dobra strategia...
-A właściwie mogłybyśmy też wysłać kogoś komu Rachel ufa, porozmawiać z nią o tym, nagrać ja, a później ujawnić to i sama by sobie przeczyła, gdyby się później przy mediach do tego nie przyznała.
-Ty to masz łeb Mallory.-Przyznała Nickole.
-To jak Hermiona?
-Ja myślę, że to dobry pomysł.-Rzekła Ginny.
-No nie wiem...pomysł dobry, ale czy uda nam się to zrealizować...-Wahała się Hermiona.
-W czym jest problem?
-Skąd weźmiemy poufaną osobę Rachel?
-Jestem pewna, że żadna z nich nie obrazi się jak dostanie zadanie specjalne opłacone galeonami.
-Też tak myślę, ślizgoni są mega fałszywi.-Stwierdziła Nickole.
-Ale właściwie twój projekt był niedokończony prawda Hermiona?
-Tak.
-To świetnie. Spójrz wystarczy, że poczekamy i problem rozwiąże się sam.
-Nie rozumiem.-Powiedziała Hermiona.
-Myślisz, że dlaczego odmówiła wywiadu? Jest zwyczajnie za głupia, żeby zrozumieć o co w tym chodzi i chyba nie pomyślała, że to może być dla niej zbyt skomplikowane. Ona zwyczajnie nie ma pojęcia co to znaczy więc na pewno nie uda jej się tego dokończyć, nawet nie umie wytłumaczyć i ustalić tego co już ty zrobiłaś. Ja nie wierzę, że media nie będą jej w tej sprawie męczyć skoro to taki gorący temat.
-Już wiem o co chodzi. Ale przecież, w zasadzie tam jest wszystko podane i opisane więc skąd pewność, że ona nie wie o co chodzi.
-Znam Rachel i gdyby to rozumiała chętnie poszłaby na ten wywiad i miałaby już miliony. Zresztą nie ufasz mi? Osobie, która całą trzecią klasę za karę na wszystkich przedmiotach musiała siedzieć z Rachel?
-Jak myślicie ile to czekanie potrwa?-Zapytała Hermiona.
-Wydaje mi się, że nie więcej niż miesiąc.-Powiedziała Mallory.
-Też tak myślę.-Przytaknęła Jackie.
-Znając redakcje i cała resztę to pewnie tak.-Stwierdziła Ginny.
-A przy okazji nie uważasz, że jej ośmieszenie się gdzieś w gazecie czy w radiu nie byłoby dla niej dobrą nauczką. Chociaż....i tak pewnie odsiedzi swoje, ciekawe co na to powiedzą jej rodzice jak ich miss pójdzie do więzienia. Poza tym pracujesz w departamencie prawa więc sama doskonale znasz te wszystkie procedury.
-Masz rację Mallory ona sama się pogrąży, zaczekam i zobaczymy co z tego wyniknie.
-Cokolwiek by się nie stało zawsze możesz być pewna, że jesteśmy z tobą Hermiona...
-W takim razie słucham cię.
-Ja...ja jestem w ciąży.
-Nie wiem co powiedzieć.-Powiedziała ze zdziwioną miną ale zarazem pięknym uśmiechem.-To naprawdę świetnie, to co odwiedziny w norze?
-Z pewnością. Tylko, że...teraz co będzie z Hogwartem i z Quidditchem?
-Sama przecież mówiłaś, że nauka nie jest najważniejsza, mając dziecko nie będziesz już miała czasu na prace, naukę, ty i Harry też nie będziecie mieć już dla siebie czasu. No ale cóż, grunt to być szczęśliwą rodziną. Na pewno się wszyscy ucieszą musimy koniecznie wracać do Nory!-Powiedziała roześmiana Hermiona.
-Hermiona, uspokój się!-Powiedziała ze śmiechem.
-Naprawdę jest co świętować, Harry się na pewno ucieszy...a ja będę ciotką!
-No...a Ron wujem.
-Powiem ci, że wcale się tego nie spodziewałam!
-Tak...ja też nie.
-Och, nie martw się Ginny teraz wszyscy będą ci pomagać. Ciekawe czy to będzie chłopiec czy dziewczynka...
-Na razie nie wiadomo.
-Ginny wyglądasz jakbyś miała żałobę, nie cieszysz się?
-Trochę się boję zresztą, inaczej to sobie wyobrażałam, szkoda mi opuszczać szkołę, rzucać pracę, nie myślałam, że będę miała dzieci...
-Tak wcześnie?-Wpadła jej w słowo Hermiona.-Ja i Ron też długo zastanawialiśmy się nad przygarnięciem Teda, ale naprawdę kiedy już przyjdzie na świat wszystkie problemy znikną. A poza tym nie martw się, bo potem nie będzie ci się nudzić...jest wiele obowiązków chodzić na spacery, przewijać, karmić, układać do snu...No i małe dzieci są naprawdę urocze.
-Masz racje poza tym, zawsze jakiś pretekst, żeby zobaczyć Harry'ego i resztę rodziny.
-Jestem pewna, że będziecie świetnymi rodzicami.
-Dzięki, no to w drogę.
-Ginny! Ginny!
Po chwili obudziła się widząc nad sobą Hermionę.
-Przepraszam, że cię budzę, ale zauważyłam, że wskazówka na twoim zegarze jest już prawie na ,,śniadanie" więc...
-Dzięki, że mnie obudziłaś.
-Spałaś jak zabita.-Powiedziała Mallory susząc włosy różdżką jakby to była suszarka.-To ja już schodzę do Wielkiej Sali narazie.-Pożegnała się.
-Też już pójdę.-Oświadczyła Jackie i poszła za nią.
Ginny tylko się przebrała, wrzuciła swoje książki do plecaka i razem z Hermioną zeszły na śniadanie.
-Chyba serio byłaś wczoraj bardzo zmęczona, bo zasnęłaś od razu a ja jakoś nie umiałam i jeszcze rozmawiałyśmy z dziewczynami, znaczy Mallory jeszcze pisała wypracowanie, nie wiem jak można żyć tak ,,na ostatnią chwilę".-Zagadnęła Hermiona.
-Widzisz, Mallory już jest chyba przyzwyczajona do takiego pędu, pamiętam jak mi opowiadała przez jakie szkoły przeszła...Wiesz, że chcieli ją wcisnąć do Durmstrangu?
-Co!? Przecież Durmstrang to szkoła wyłącznie dla...
-Tak, wiem.
-Coś mi się wydaje, że to co mówi Mallory nie jest prawdą.
-Daj spokój Hermiona, to jest możliwe jeśli pogrzebałabyś trochę w historii to znalazłabyś kilka takich przypadków. Ja sama się na początku trochę zdziwiłam, no i z ciekawości sprawdziłam.
-Rzeczywiście ciekawe...O spójrz Proroki!-Powiedziała, gdy nad nimi śmignęło stado sów.
-Hmm...co nowego.-Otworzyła jeden z listów. To z ministerstwa, znowu jakieś przewinienia. Znowu będę musiała zarzucić Harry'ego papierami...O, a to pewnie odpowiedź od Rona!
-Skąd nagle dla mnie tyle listów. I jeszcze jakaś paczka.
-Dostałam taką samą paczkę.-Powiedziała Hermiona i wyciągnęła spod stołu pudełko zapakowane w szary papier z jej imieniem i nazwiskiem.
-Od Harry'ego.-Dodała Ginny, gdy rozerwała papier. To jest lustro. Tylko po co mi ono?
-Jak myślisz do czego może służyć lustro? Tyle, że magiczne lustro od Harry'rgo Pottera.
-Lustra dwukierunkowe!-Przypomniała sobie.
-Właśnie tak.
-Ale skąd wiesz?
-Sama zobaczysz, Harry chyba odpowie na twój list, a jeśli nie, to sam napisze.
-No dobrze. Ale na razie chyba nie mam czasu, bo idę na wywiad.
-A ja do ministerstwa, muszę się jeszcze przebrać.-Stwierdziła oglądając swoje ubranie. Po chwili Hermiona zabrała się za dokończenie śniadania a Ginny wzięła do ręki proroka.
-Rachel! Przecież ona chodzi do naszej szkoły! I też zdaje teraz owutemy! Pamiętasz ta ślizgonka!
-No tak, trudno byłoby o niej zapomnieć.-Powiedziała wzięła łyk kawy.-No więc...co z nią?
-Jest genialna. Jest w fazie testów ulepszonego eliksiru tojadowego i nowych zastosowań soku z Tykwobulw.-Hermiona, gdy to usłyszała omal się nie zakrztusiła.
-Że co!?
-No mówię ci, jest na pierwszej stronie.-Powiedziała i wskazała stronę główną. Ma już mnóstwo propozycji pracy od różnych alchemików, coś mi się wydaje, że czeka ją sukces.
-Z jej ocen jakoś nie wynika żaden ,,sukces"!
-O co ci znowu chodzi?
-O to, że ta dziewczyna to parszywa złodziejka!-Powiedziała zdenerwowanym, ale jednak ściszonym głosem. Masz jeszcze chwilę Ginny?
-Tak.
-To chodźmy muszę ci o czymś powiedzieć.-Obydwie wstały i poszły do wieży gryffindoru. W dormitorium akurat nikogo nie było, bo wszystkie dziewczyny poszły już na zajęcia.
-Wiem, że to zabrzmi absurdalnie, ale myślę, że ty mi uwierzysz. Pamiętasz jak wczoraj szukałam tej czarnej torby, takiej jakby teczki ze skóry?
-Tak i co, znalazła się?
-Właśnie w tym problem, że nie. Miałam wczoraj bardzo dużo rzeczy na głowie i nie wiem jak to się stało, że straciłam ją z oczu...-Mówiąc to była już bliska płaczu.
-Nie martw się Hermiona, nie płacz...Musisz mi powiedzieć jak to konkretnie było, inaczej nie jestem w stanie ci pomóc. Co było w tej teczce?
-Tam były właśnie te moje projekty, to było bardzo ważne, wszystko tam zapisywałam, te obserwacje kosztowały mnie wiele miesięcy, poza tym to była szansa na lepszą przyszłość! Bez tych zapisków nie jestem w stanie przeprowadzać tego projektu.
-Dobrze więc w sumie ktoś wykradł ci twoje dokumenty kiedy byłaś w bibliotece, już wiemy, że to musiała być Rachel i teraz rozgłasza wszędzie, że to jej.
-Nie wiem...co mam...z tym zrobić Ginny!-Powiedziała ocierając oczy od łez.
-Może wykradniemy te dokumenty z powrotem chociaż....to się nie uda.
-No właśnie! Ona na pewno ma już jakieś kopie!-Jej smutek zaczął przeradzać się w nienawiść i szał.
-Może zgłoś to do ministerstwa, bo same chyba na razie i tak nic nie zrobimy.
-Tylko, że kto mi w to uwierzy!? Nie mam żadnych dowodów!
-Rzeczywiście, ta sytuacja jest chyba bez wyjścia, niestety chyba pozostało nam tylko czekać.
-Czekać! CZEKAĆ! To jest właśnie twoja rada kiedy twojej najlepszej przyjaciółce, wredna ślizgonka ukradła ważne notatki!
-Przykro mi Hermiona, ale naprawdę nie mogę nic więcej dla ciebie zrobić.
-No tak masz racje, przepraszam. Jesteś wolna w czasie obiadu?
-Tak.
-Ja też więc spotkamy się w Wielkiej Sali.
-Dobra, ja już pójdę, bo zaraz się spóźnię, nie przejmuj się, pomyślimy nad tym.-Pocieszyła ją i wyszła.
Po kilku godzinach Ginny siedziała już w Wielkiej Sali przy stole gryffindoru.
-A Hermiony nie ma?-Zapytała Martha.
-Chyba powinna zaraz być.
-Właśnie co z Hermioną, bo wczoraj była jakaś taka zdenerwowana i chyba czegoś szukała.-Dodała Mallory.
-Długa historia...-Powiedziała Ginny.
-Widziałaś to Mallory?!-Siadła obok nich przy stole i wskazała jej artykuł w ,,Czarownicy".
-Wolę Żonglera.-Stwierdziła.
-Nie o to mi chodzi...Spójrz na nagłówek.
-To są jakieś żarty!?-Powiedziała po chwili, a Jackie pokręciła przecząco głową.
-I właśnie o to chodzi z Hermioną....
-O co chodzi?-Powiedziała Hermiona.
-No nieważne.
-Nie wierzę, że wymyśliła taki skomplikowany skład.-Powiedziała Mallory wyraźnie tego pewna.
-Też tak myślę, przecież ona nawet zwykłego eliksiru tojadowego nie potrafi prawidłowo uważyć, a co dopiero wymyślić jakiś ulepszony skład!
-Macie racje to nie jest jej wynalazek.-Oświadczyła Hermiona i wszystkie spojrzały się na nią.
-No więc...-Zaczęła Jackie, ale Hermiona nie pozwoliła jej dokończyć.
-Opowiem wam w dormitorium.-Ucięła, bo zauważyła, że kilka dodatkowych osób nachyliło uszu.
-No dobrze.
Kiedy po obiedzie wszystkie dotarły już do wieży gryffindoru, gdzie mogły mieć pewność, że nikt ich nie podsłuchuje Hermiona zaczęła im wszystko tłumaczyć, a one zadawały jej mnóstwo pytań. Hermiona jednak sądziła, że kiedy im o tym powie to zwyczajnie ją wyśmieją, natomiast one uwierzyły jej bez zbędnego przekonywania i innych argumentów.
-Czyli...wierzycie mi?
-Ja ci wierzę.
-Ja też.-Powiedziały chórem.
-Myślałam, że będziecie sobie ze mnie kpiły.
-No coś ty! Nie od dziś mieszkamy w jednym dormitorium, poza tym...
-...Mallory ma naprawdę zwierzęcy instynkt, który pozwala jej szybko poznawać ludzi.-Zaśmiała się Jackie.
-Właściwie to tak.-Przyznała blondynka.-Ale chodziło mi o to, że ty naprawdę jesteś osobą o wybitnej inteligencji i to rzeczywiście do ciebie podobne, zresztą jesteśmy przyjaciółkami, a przyjaciele sobie ufają.-Po tych słowach Ginny stwierdziła, że ta mała bariera pomiędzy Hermioną a Mallory została już chyba przełamana. Hermiona była osobą rozsądną, a Mallory szaloną i z zupełnie innym podejściem niż Hermiona, może dlatego własnie wcześniej zachowywały do siebie dystans.
-Dziękuję wam.
-Nie ma sprawy.-Powiedziała Jackie.
-A więc pora, żeby skopać komuś tyłek. Już mi się podoba...-Zażartowała Mallory.
-Taaa...akurat w to, że Mallory to specjalista w zemstach to prawda.
-To co robimy?-Zapytała Ginny.
-No więc tak,przemyślmy wszystkie opcje. Nie możemy tego nigdzie zgłosić, bo właściwie nie mamy dowodów, póki co nie mamy jak ich wykraść, zresztą Rachel może być na to przygotowana, a więc jedyne co nam pozostaje to czekać w jak najkreatywniejszy sposób.
-Boję się co to znaczy...-Zaśmiała się Hermiona.
-W języku Mallory to będzie tak długie męczenie i manipulacja Rachel aż sama się przyzna.-Objaśniła Martha.
-Ja się ciebie boję.-Powiedziała Hermiona.-Ale muszę przyznać, że to dosyć dobra strategia...
-A właściwie mogłybyśmy też wysłać kogoś komu Rachel ufa, porozmawiać z nią o tym, nagrać ja, a później ujawnić to i sama by sobie przeczyła, gdyby się później przy mediach do tego nie przyznała.
-Ty to masz łeb Mallory.-Przyznała Nickole.
-To jak Hermiona?
-Ja myślę, że to dobry pomysł.-Rzekła Ginny.
-No nie wiem...pomysł dobry, ale czy uda nam się to zrealizować...-Wahała się Hermiona.
-W czym jest problem?
-Skąd weźmiemy poufaną osobę Rachel?
-Jestem pewna, że żadna z nich nie obrazi się jak dostanie zadanie specjalne opłacone galeonami.
-Też tak myślę, ślizgoni są mega fałszywi.-Stwierdziła Nickole.
-Ale właściwie twój projekt był niedokończony prawda Hermiona?
-Tak.
-To świetnie. Spójrz wystarczy, że poczekamy i problem rozwiąże się sam.
-Nie rozumiem.-Powiedziała Hermiona.
-Myślisz, że dlaczego odmówiła wywiadu? Jest zwyczajnie za głupia, żeby zrozumieć o co w tym chodzi i chyba nie pomyślała, że to może być dla niej zbyt skomplikowane. Ona zwyczajnie nie ma pojęcia co to znaczy więc na pewno nie uda jej się tego dokończyć, nawet nie umie wytłumaczyć i ustalić tego co już ty zrobiłaś. Ja nie wierzę, że media nie będą jej w tej sprawie męczyć skoro to taki gorący temat.
-Już wiem o co chodzi. Ale przecież, w zasadzie tam jest wszystko podane i opisane więc skąd pewność, że ona nie wie o co chodzi.
-Znam Rachel i gdyby to rozumiała chętnie poszłaby na ten wywiad i miałaby już miliony. Zresztą nie ufasz mi? Osobie, która całą trzecią klasę za karę na wszystkich przedmiotach musiała siedzieć z Rachel?
-Jak myślicie ile to czekanie potrwa?-Zapytała Hermiona.
-Wydaje mi się, że nie więcej niż miesiąc.-Powiedziała Mallory.
-Też tak myślę.-Przytaknęła Jackie.
-Znając redakcje i cała resztę to pewnie tak.-Stwierdziła Ginny.
-A przy okazji nie uważasz, że jej ośmieszenie się gdzieś w gazecie czy w radiu nie byłoby dla niej dobrą nauczką. Chociaż....i tak pewnie odsiedzi swoje, ciekawe co na to powiedzą jej rodzice jak ich miss pójdzie do więzienia. Poza tym pracujesz w departamencie prawa więc sama doskonale znasz te wszystkie procedury.
-Masz rację Mallory ona sama się pogrąży, zaczekam i zobaczymy co z tego wyniknie.
-Cokolwiek by się nie stało zawsze możesz być pewna, że jesteśmy z tobą Hermiona...
sobota, 5 listopada 2016
60.Chciałabym wrócić...
Wcześnie rano od razu jak Ginny się obudziła przez okno wleciała ich sowa z listem w dziobie, który Ginny od razu wyrwała. Nie myliła się, był on od Harry'ego. Od razu rozerwała kopertę i zaczęła czytać skupiając się na każdym słowie.
Jak w szkole? Mam nadzieję, że dobrze. U nas wszystko w porządku. Ron rzeczywiście tak jak zapowiedział wziął się za siebie. Może też się do niego przyłączę. Chyba jemu tak samo jak mnie zaczęło się nudzić, bo ostatnio świetnie opanował zaklęcia gospodarcze i nauczył mnie kilku sztuczek. Poza tym nauczyłem się od niego robić znakomite posiłki, więc jak wrócisz to ja będę robić obiadki. A może lepiej nie...jak wolisz. Ted ma się świetnie, bardzo podoba mu się u babci, a Vicktoire jest już bardzo duża, rośnie jak po szkiele wzro. Ja czuję się dobrze, w pracy właściwie tak samo, jakieś małe przewinienia gdzie były potrzebne interwencje i standardowo sterta papierów. Niby wszystko po staremu, a jednak tak jak już wcześniej pisałem poznałem moją matkę chrzestną. Zawsze myślałem czy oprócz Dursley'ów mam kogoś takiego, a szczególnie zacząłem się nad tym zastanawiać po śmierci Syriusza. Kogoś bliskiego, mojego opiekuna, faktycznie mam do niej trochę żalu ale bardzo się cieszę. Oczywiście to nie zmienia faktu, że ty jesteś moją prawdziwą rodziną, bo byłaś ze mną od początku do końca. Bardzo tęsknię i kocham cię.
Harry
-Co to jakiś artykuł?-Zaśmiała się Hermiona.
-Tajne akta.-Powiedziała ze śmiechem.
-Taaak. Wypracowania to ja musiałam za niego kończyć do szkoły, a do ciebie to potrafi się rozpisać na trzy rolki.-Zażartowała. Ale to, że odnalazł swoją matkę chrzestną to normalnie jakiś hit. Wszystkie czasopisma gdzie byś nie spojrzała o tym piszą i błagają ją i Harry'ego o wywiady.
-W końcu jest ,,Wybrańcem" a poza tym ludzie kochają takie ploteczki. A kiedy idziesz dziś do ministerstwa?-Zapytała Ginny.
-Nie wiem, ale dostanę instrukcję około południa.
-Dlaczego mamy tak mało czasu...
-Nie tylko my mamy mało czasu Ginny.
-Tęsknię za mamą, za Ronem, Harry'm Teddy'm i w ogóle za braćmi i całą resztą rodziny, brakuje mi ich...
-Ginny nie wygłupiaj się dopiero co tydzień temu tam byłyśmy, poza tym oni też mają swoją pracę i tak samo mają mało czasu.-Odparła Hermiona.
-No tak...czasami mam wrażenie, że tylko po to żyjemy...
-Niestety Ginny, ale to nieodłączna część naszego życia.
-Mama ma rację, praca to chyba nie wszystko...nie chciałam tego przyznawać, ale nie panuję już nad tym wszystkim, próbuję się uczyć a cały czas myślę o tym co się dzieje w Dolinie Godryka i w Norze, na treningach też idzie mi już coraz gorzej, nie wiem co się ze mną dzieje...-Wyrzuciła to z siebie.
-Ginny, naprawdę każdemu zdarza się mieć gorszy dzień czy po prostu czasami coś się nie udaje, ale nie przejmuj się zobaczysz jeszcze wszystko się ułoży.-Pocieszyła ją Hermiona układając swoje książki.
-Jakoś brakuje mi determinacji, chciałabym teraz rzucić to wszystko i wrócić do domu...
-Oszalałaś! Teraz kiedy jesteś już w połowie sukcesu! Nie możesz się teraz wycofać Ginny! Myślałam, że zależy ci na owutemach!
-Bo tak było, ale...właściwie po co mi teraz owutemy?
-Choćby dla własnej satysfakcji...poza tym wybacz ale sport to trudna dziedzina i dobrze wiesz, że taka kariera nie trwa długo, bo wciąż pojawiają się nowi i lepsi...nie mów mi, że potem będziesz chciała siedzieć w domu, bez owutemów jest trudno znaleźć dobrą pracę.-Powiedziała to tak szybko, że miało się wrażenie jakby mówiła to wszystko na jednym wydechu.
-Nie, nie chciałabym, ale naprawdę nie wiem czy owutemy cokolwiek tu pomogą, jestem już tym wszystkim zmęczona, poza tym nie mówię, że mam zamiar teraz opuścić Hogwart...
-Naprawdę? Bo właśnie tak to zabrzmiało...
-Nie, po prostu nie wiem już sama czy dobrze zrobiłam rzucając to wszystko.
-Z tego co pisze Ron, to radzą sobie świetnie...-Próbowała usprawiedliwić.
-Naprawdę myślisz, że napisaliby, że u nich okropnie i zupełnie sobie bez nas nie radzą!-Zauważyła trafnie Ginny.
-Masz rację, ale nie możesz teraz rzucić szkoły! Nauka jest najważniejsza!
-Oni nas potrzebują! Jak możesz myśleć tylko o nauce!
-Ach, a więc uważasz się za taką potrzebną?!-Powiedziała ironicznie.
-Pogadamy później.-Wzięła swoje rzeczy i trzasnęła drzwiami.
Ginny miała jeszcze trochę czasu do treningu więc poszła popatrzeć na dzielnie trenującą swoją drużynę Mallory.
-...To do zobaczenia w Hogsmeade.-Zakończyła rozmowę z Duke'em Mallory.-Cześć Ginny to jednak nie masz dziś treningu?-Powiedziała jak zwykle pełna entuzjazmu.
-Mam, ale jednak trochę później.
-A gdzie Hermiona? No dobra...niech zgadnę pewnie w bibliotece.-Wyprzedziła swoje pytanie.
-Przed chwilą jak ją widziałam to była w dormitorium, ale...-Zawahała się.
-Coś się stało? Pokłóciłyście się? Ron jej nie odpisuje?-Dopytywała Mallory, bo była dosyć ciekawska i zwykle wiedziała takie rzeczy, może wynikało to z tego, że zawsze chętnie pomagała i była osobą godną zaufania, której spokojnie można powierzyć tajemnicę.
-Tak...pokłóciłyśmy się.-Wyjaśniła niechętnie Ginny, bo nie chciała o tym rozmawiać, ale jednak po chwili stwierdziła, że może zrobi jej się lepiej gdy powie o wszystkim Mallory.
-Przykro mi.
-Wiesz chodzi o to, że zaczęłam myśleć nad tym czy powrót do Hogwartu był dobrą decyzją, ale denerwuje mnie to, że nawet nie obchodzi ją to wszystko, już ma jakąś obsesję na punkcie nauki...
-No tak...trochę trudno się z tym nie zgodzić, też myślę, że przesadza, ale i tak dziwię się, że tak w ogóle można funkcjonować.
-No tak...może do tego nie wracajmy.
-Rozumiem.
-Świetnie ci idzie latanie.-Pochwaliła Ginny.
-Naprawdę nie myślałam, że kiedyś mi to powie światowej sławy ścigająca.
-A czy trzeba to usłyszeć od światowej sławy ścigającej, żeby zobaczyć, że to prawda.
-No tak, ale moja rodzina raczej...uważa to za nieprzyszłościowe.
-Hermiona chyba twierdzi tak samo.
-Chociaż dla mnie latanie to jest nie tylko pasja, ale...to jest coś niezwykłego. Kiedy wsiadam na miotłę, mogę się poczuć sobą i zapomnieć o wszystkim innym...
-Mam dokładnie to samo, to wspaniałe uczucie.
-Rodzice chcieli, żebym zrezygnowała z bycia kapitanką i w ogóle z quidditcha.
-Quidditch jest dla ciebie ważny, to widać, jest twoją pasją, więc nie możesz się tak łatwo poddać!
-Wiem i tak jestem już dorosła i bardzo się z tego cieszę, mam już dosyć dyktatury rodziców, chcieli, żebym została uzdrowicielem!
-A ty chcesz być aurorem...
-No właśnie! Mój ojciec strasznie chciał mnie wcisnąć do tej branży i trochę głupio wyszło, bo oszukałam ich, że wybrałam inne owutemy. Zupełnie nie nadaję się na uzdrowiciela, jestem zbyt...jakby to powiedzieć...nieskupiona i zakręcona.-Powiedziała Mallory.-Myślę, że
aurorstwo to właśnie to co chciałabym robić.
-To świetnie, że masz swoje cele..
-Moi rodzice i tak twierdzą, że jestem nikim, robię wszystko, żeby im udowodnić, że jest inaczej...
-Naprawdę jest aż tak źle?
-Naprawdę. Chociaż niektórzy maja gorzej, np. Nicki biedna straciła wzrok w wyniku tej paskudnej klątwy...
-Jak to się w ogóle stało?
-No wiadomo, zemsta, nieczysty status krwi i tak to się skończyło.
-Jest w ogóle jakiś sposób, żeby ją odwrócić?
-Są różne klątwy, ale ja wiem, że próbowałyśmy już wszystkiego i nic nie zadziałało, to okropne, że będzie musiała z tym żyć...-Otarła oczy.-Ale wiem, że w niektórych klątwach jest coś takiego jak strażnik. Mianowicie chodzi o to, że im więcej osób chce nim zostać tym lepiej, bo wtedy klątwa słabnie, bo tak jakby przechodzi na strażników i dzięki temu osoba przeklęta ma mniejsze nieszczęście...Tak wiem jak głupio to brzmi, ale nie wiem jak inaczej to powiedzieć.
-Rozumiem. Próbowałaś zostać strażniczką Nickole prawda?
-Tak nieraz, my wszystkie próbowałyśmy, ale nic z tego.
-Od czego właściwie zależy siła tej klątwy?
-Od nienawiści z jaką była rzucona...najsłabsza klątwa występuje kiedy sprawca jeszcze czuje jakiekolwiek pozytywne uczucia do ofiary.
-Jak się zdejmuje takie klątwy? I jak zostać strażnikiem.
-Żeby zostać strażnikiem i zdjąć klątwę potrzeba niesamowitej miłości i zaufania, osoba, która chce zostać strażnikiem musi być też tego całkowicie pewna. To zdecydowanie trudny temat.
-Tak, chyba masz rację. Bardzo wiele wiesz o klątwach.
-Tak, jak już mówiłam, desperacko szukałam wybawienia dla Nickole wtedy w bardzo krótkim czasie przejrzałam chyba wszystkie książki, artykuły i wzmianki o klątwach.
-Jesteś naprawdę świetną przyjaciółką, czy twoje starania naprawdę nic nie pomogły?
-No wiesz, u Nickole jest to nieodwracalne, to jest pewne, ale to taka klątwa, że nie wiem jak mogłabym jej trochę pomóc, w końcu jak to kiedyś powiedziała Nickole "ślepy to ślepy i już" i tak przyjęła to dosyć dobrze, ja bym chyba oszalała gdybym stała się niewidoma.
-Niestety muszę już iść na trening, miłej soboty Mal!
-Dzięki Ginny, wzajemnie! A no i jeszcze mam jedno pytanie!-Przypomniała sobie blondynka, a Ginny odwróciła się w jej stronę.-Będziesz potem w Hogsmeade?
-Tak, będę.
-Dobrze, to będziemy czekać w Miodowym Królestwie tam gdzie zawsze, narazie!-Pożegnała się i poszła w stronę zamku a Ginny deportowała się na trening. Po południu tak jak obiecała, poszła do Miodowego Królestwa, ale jakoś nie było tam widać ani Mallory, ani Jackie czy Marthy i Nickole. Podeszła do tego stolika gdzie usiadły ostatnim razem i zobaczyła siedzącą tam Hermionę. Chyba zrozumiała już o co chodzi.
-Hermiona tak strasznie cię przepraszam!
-Ginny tak strasznie cię przepraszam!-Powiedziały chórem.-Więc nie gniewasz się na mnie?-Powiedziała zdziwiona Hermiona.-Wiem, że przesadziłam, mam chyba jakąś obsesję na punkcie nauki, ale nie chciałam, żebyś zostawiła to co zaczęłaś.
-Wiem Hermiona, poza tym masz rację chyba chciałabym być najpotrzebniejsza, a wcale tak nie jest.
-Nie, przesadziłam, zupełnie nie wiem co się ze mną wtedy stało ale, jesteś bardzo potrzebna Ginny. Poza tym wstąpiłam dziś na chwilę do Harry'ego i Rona. Rzeczywiście miałaś rację radzą sobie świetnie, szczególnie, że to była właściwie niespodziewana wizyta. A i miałam potwierdzić, że Harry się wysypia a Ron nie zrobił sobie żadnej krzywdy.
-To rzeczywiście progres.-Powiedziała i obie parsknęły śmiechem.
-No i Harry o ciebie pytał i przesyła całusy.-Zaśmiała się Hermiona.
-A co u ciebie w pracy.
-Och, w ministerstwie? Nudyyyy. Ron zaprzyjaźnił się ze smokiem Charlie'ego i nadali mu imię Bastan.
-Wspaniale.
-A restauracja mamy! Coś czuję, że dopiero się rozkręca! Masz rację Ginny dużo rzeczy nas omija.
-Ale warto.-Dodała Ginny.-W każdym razie warto z taką przyjaciółką jak ty.
Jak w szkole? Mam nadzieję, że dobrze. U nas wszystko w porządku. Ron rzeczywiście tak jak zapowiedział wziął się za siebie. Może też się do niego przyłączę. Chyba jemu tak samo jak mnie zaczęło się nudzić, bo ostatnio świetnie opanował zaklęcia gospodarcze i nauczył mnie kilku sztuczek. Poza tym nauczyłem się od niego robić znakomite posiłki, więc jak wrócisz to ja będę robić obiadki. A może lepiej nie...jak wolisz. Ted ma się świetnie, bardzo podoba mu się u babci, a Vicktoire jest już bardzo duża, rośnie jak po szkiele wzro. Ja czuję się dobrze, w pracy właściwie tak samo, jakieś małe przewinienia gdzie były potrzebne interwencje i standardowo sterta papierów. Niby wszystko po staremu, a jednak tak jak już wcześniej pisałem poznałem moją matkę chrzestną. Zawsze myślałem czy oprócz Dursley'ów mam kogoś takiego, a szczególnie zacząłem się nad tym zastanawiać po śmierci Syriusza. Kogoś bliskiego, mojego opiekuna, faktycznie mam do niej trochę żalu ale bardzo się cieszę. Oczywiście to nie zmienia faktu, że ty jesteś moją prawdziwą rodziną, bo byłaś ze mną od początku do końca. Bardzo tęsknię i kocham cię.
Harry
-Co to jakiś artykuł?-Zaśmiała się Hermiona.
-Tajne akta.-Powiedziała ze śmiechem.
-Taaak. Wypracowania to ja musiałam za niego kończyć do szkoły, a do ciebie to potrafi się rozpisać na trzy rolki.-Zażartowała. Ale to, że odnalazł swoją matkę chrzestną to normalnie jakiś hit. Wszystkie czasopisma gdzie byś nie spojrzała o tym piszą i błagają ją i Harry'ego o wywiady.
-W końcu jest ,,Wybrańcem" a poza tym ludzie kochają takie ploteczki. A kiedy idziesz dziś do ministerstwa?-Zapytała Ginny.
-Nie wiem, ale dostanę instrukcję około południa.
-Dlaczego mamy tak mało czasu...
-Nie tylko my mamy mało czasu Ginny.
-Tęsknię za mamą, za Ronem, Harry'm Teddy'm i w ogóle za braćmi i całą resztą rodziny, brakuje mi ich...
-Ginny nie wygłupiaj się dopiero co tydzień temu tam byłyśmy, poza tym oni też mają swoją pracę i tak samo mają mało czasu.-Odparła Hermiona.
-No tak...czasami mam wrażenie, że tylko po to żyjemy...
-Niestety Ginny, ale to nieodłączna część naszego życia.
-Mama ma rację, praca to chyba nie wszystko...nie chciałam tego przyznawać, ale nie panuję już nad tym wszystkim, próbuję się uczyć a cały czas myślę o tym co się dzieje w Dolinie Godryka i w Norze, na treningach też idzie mi już coraz gorzej, nie wiem co się ze mną dzieje...-Wyrzuciła to z siebie.
-Ginny, naprawdę każdemu zdarza się mieć gorszy dzień czy po prostu czasami coś się nie udaje, ale nie przejmuj się zobaczysz jeszcze wszystko się ułoży.-Pocieszyła ją Hermiona układając swoje książki.
-Jakoś brakuje mi determinacji, chciałabym teraz rzucić to wszystko i wrócić do domu...
-Oszalałaś! Teraz kiedy jesteś już w połowie sukcesu! Nie możesz się teraz wycofać Ginny! Myślałam, że zależy ci na owutemach!
-Bo tak było, ale...właściwie po co mi teraz owutemy?
-Choćby dla własnej satysfakcji...poza tym wybacz ale sport to trudna dziedzina i dobrze wiesz, że taka kariera nie trwa długo, bo wciąż pojawiają się nowi i lepsi...nie mów mi, że potem będziesz chciała siedzieć w domu, bez owutemów jest trudno znaleźć dobrą pracę.-Powiedziała to tak szybko, że miało się wrażenie jakby mówiła to wszystko na jednym wydechu.
-Nie, nie chciałabym, ale naprawdę nie wiem czy owutemy cokolwiek tu pomogą, jestem już tym wszystkim zmęczona, poza tym nie mówię, że mam zamiar teraz opuścić Hogwart...
-Naprawdę? Bo właśnie tak to zabrzmiało...
-Nie, po prostu nie wiem już sama czy dobrze zrobiłam rzucając to wszystko.
-Z tego co pisze Ron, to radzą sobie świetnie...-Próbowała usprawiedliwić.
-Naprawdę myślisz, że napisaliby, że u nich okropnie i zupełnie sobie bez nas nie radzą!-Zauważyła trafnie Ginny.
-Masz rację, ale nie możesz teraz rzucić szkoły! Nauka jest najważniejsza!
-Oni nas potrzebują! Jak możesz myśleć tylko o nauce!
-Ach, a więc uważasz się za taką potrzebną?!-Powiedziała ironicznie.
-Pogadamy później.-Wzięła swoje rzeczy i trzasnęła drzwiami.
Ginny miała jeszcze trochę czasu do treningu więc poszła popatrzeć na dzielnie trenującą swoją drużynę Mallory.
-...To do zobaczenia w Hogsmeade.-Zakończyła rozmowę z Duke'em Mallory.-Cześć Ginny to jednak nie masz dziś treningu?-Powiedziała jak zwykle pełna entuzjazmu.
-Mam, ale jednak trochę później.
-A gdzie Hermiona? No dobra...niech zgadnę pewnie w bibliotece.-Wyprzedziła swoje pytanie.
-Przed chwilą jak ją widziałam to była w dormitorium, ale...-Zawahała się.
-Coś się stało? Pokłóciłyście się? Ron jej nie odpisuje?-Dopytywała Mallory, bo była dosyć ciekawska i zwykle wiedziała takie rzeczy, może wynikało to z tego, że zawsze chętnie pomagała i była osobą godną zaufania, której spokojnie można powierzyć tajemnicę.
-Tak...pokłóciłyśmy się.-Wyjaśniła niechętnie Ginny, bo nie chciała o tym rozmawiać, ale jednak po chwili stwierdziła, że może zrobi jej się lepiej gdy powie o wszystkim Mallory.
-Przykro mi.
-Wiesz chodzi o to, że zaczęłam myśleć nad tym czy powrót do Hogwartu był dobrą decyzją, ale denerwuje mnie to, że nawet nie obchodzi ją to wszystko, już ma jakąś obsesję na punkcie nauki...
-No tak...trochę trudno się z tym nie zgodzić, też myślę, że przesadza, ale i tak dziwię się, że tak w ogóle można funkcjonować.
-No tak...może do tego nie wracajmy.
-Rozumiem.
-Świetnie ci idzie latanie.-Pochwaliła Ginny.
-Naprawdę nie myślałam, że kiedyś mi to powie światowej sławy ścigająca.
-A czy trzeba to usłyszeć od światowej sławy ścigającej, żeby zobaczyć, że to prawda.
-No tak, ale moja rodzina raczej...uważa to za nieprzyszłościowe.
-Hermiona chyba twierdzi tak samo.
-Chociaż dla mnie latanie to jest nie tylko pasja, ale...to jest coś niezwykłego. Kiedy wsiadam na miotłę, mogę się poczuć sobą i zapomnieć o wszystkim innym...
-Mam dokładnie to samo, to wspaniałe uczucie.
-Rodzice chcieli, żebym zrezygnowała z bycia kapitanką i w ogóle z quidditcha.
-Quidditch jest dla ciebie ważny, to widać, jest twoją pasją, więc nie możesz się tak łatwo poddać!
-Wiem i tak jestem już dorosła i bardzo się z tego cieszę, mam już dosyć dyktatury rodziców, chcieli, żebym została uzdrowicielem!
-A ty chcesz być aurorem...
-No właśnie! Mój ojciec strasznie chciał mnie wcisnąć do tej branży i trochę głupio wyszło, bo oszukałam ich, że wybrałam inne owutemy. Zupełnie nie nadaję się na uzdrowiciela, jestem zbyt...jakby to powiedzieć...nieskupiona i zakręcona.-Powiedziała Mallory.-Myślę, że
aurorstwo to właśnie to co chciałabym robić.
-To świetnie, że masz swoje cele..
-Moi rodzice i tak twierdzą, że jestem nikim, robię wszystko, żeby im udowodnić, że jest inaczej...
-Naprawdę jest aż tak źle?
-Naprawdę. Chociaż niektórzy maja gorzej, np. Nicki biedna straciła wzrok w wyniku tej paskudnej klątwy...
-Jak to się w ogóle stało?
-No wiadomo, zemsta, nieczysty status krwi i tak to się skończyło.
-Jest w ogóle jakiś sposób, żeby ją odwrócić?
-Są różne klątwy, ale ja wiem, że próbowałyśmy już wszystkiego i nic nie zadziałało, to okropne, że będzie musiała z tym żyć...-Otarła oczy.-Ale wiem, że w niektórych klątwach jest coś takiego jak strażnik. Mianowicie chodzi o to, że im więcej osób chce nim zostać tym lepiej, bo wtedy klątwa słabnie, bo tak jakby przechodzi na strażników i dzięki temu osoba przeklęta ma mniejsze nieszczęście...Tak wiem jak głupio to brzmi, ale nie wiem jak inaczej to powiedzieć.
-Rozumiem. Próbowałaś zostać strażniczką Nickole prawda?
-Tak nieraz, my wszystkie próbowałyśmy, ale nic z tego.
-Od czego właściwie zależy siła tej klątwy?
-Od nienawiści z jaką była rzucona...najsłabsza klątwa występuje kiedy sprawca jeszcze czuje jakiekolwiek pozytywne uczucia do ofiary.
-Jak się zdejmuje takie klątwy? I jak zostać strażnikiem.
-Żeby zostać strażnikiem i zdjąć klątwę potrzeba niesamowitej miłości i zaufania, osoba, która chce zostać strażnikiem musi być też tego całkowicie pewna. To zdecydowanie trudny temat.
-Tak, chyba masz rację. Bardzo wiele wiesz o klątwach.
-Tak, jak już mówiłam, desperacko szukałam wybawienia dla Nickole wtedy w bardzo krótkim czasie przejrzałam chyba wszystkie książki, artykuły i wzmianki o klątwach.
-Jesteś naprawdę świetną przyjaciółką, czy twoje starania naprawdę nic nie pomogły?
-No wiesz, u Nickole jest to nieodwracalne, to jest pewne, ale to taka klątwa, że nie wiem jak mogłabym jej trochę pomóc, w końcu jak to kiedyś powiedziała Nickole "ślepy to ślepy i już" i tak przyjęła to dosyć dobrze, ja bym chyba oszalała gdybym stała się niewidoma.
-Niestety muszę już iść na trening, miłej soboty Mal!
-Dzięki Ginny, wzajemnie! A no i jeszcze mam jedno pytanie!-Przypomniała sobie blondynka, a Ginny odwróciła się w jej stronę.-Będziesz potem w Hogsmeade?
-Tak, będę.
-Dobrze, to będziemy czekać w Miodowym Królestwie tam gdzie zawsze, narazie!-Pożegnała się i poszła w stronę zamku a Ginny deportowała się na trening. Po południu tak jak obiecała, poszła do Miodowego Królestwa, ale jakoś nie było tam widać ani Mallory, ani Jackie czy Marthy i Nickole. Podeszła do tego stolika gdzie usiadły ostatnim razem i zobaczyła siedzącą tam Hermionę. Chyba zrozumiała już o co chodzi.
-Hermiona tak strasznie cię przepraszam!
-Ginny tak strasznie cię przepraszam!-Powiedziały chórem.-Więc nie gniewasz się na mnie?-Powiedziała zdziwiona Hermiona.-Wiem, że przesadziłam, mam chyba jakąś obsesję na punkcie nauki, ale nie chciałam, żebyś zostawiła to co zaczęłaś.
-Wiem Hermiona, poza tym masz rację chyba chciałabym być najpotrzebniejsza, a wcale tak nie jest.
-Nie, przesadziłam, zupełnie nie wiem co się ze mną wtedy stało ale, jesteś bardzo potrzebna Ginny. Poza tym wstąpiłam dziś na chwilę do Harry'ego i Rona. Rzeczywiście miałaś rację radzą sobie świetnie, szczególnie, że to była właściwie niespodziewana wizyta. A i miałam potwierdzić, że Harry się wysypia a Ron nie zrobił sobie żadnej krzywdy.
-To rzeczywiście progres.-Powiedziała i obie parsknęły śmiechem.
-No i Harry o ciebie pytał i przesyła całusy.-Zaśmiała się Hermiona.
-A co u ciebie w pracy.
-Och, w ministerstwie? Nudyyyy. Ron zaprzyjaźnił się ze smokiem Charlie'ego i nadali mu imię Bastan.
-Wspaniale.
-A restauracja mamy! Coś czuję, że dopiero się rozkręca! Masz rację Ginny dużo rzeczy nas omija.
-Ale warto.-Dodała Ginny.-W każdym razie warto z taką przyjaciółką jak ty.
niedziela, 30 października 2016
59.Kim jesteś?
Ginny obudziła się na piersi Harry'ego, najlepiej by tak jeszcze została razem z innymi, ale musi wracać. Powtarzała sobie cały czas, że przecież to tylko kilka miesięcy, a na święta znowu wróci do domu, do nory i znowu ich wszystkich spotka, ale jednak ominie ją tyle wydarzeń...
-Dzień dobry.-Powiedział do niej Harry, który też już się obudził.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęła się promiennie i przebrała się.
-Ginny, zaczekaj.Zatrzymał ją Harry kiedy chciała wyjść z namiotu, ale jednak usiadła na przeciwko jego, a Harry chwycił ją za ręce.
-Uważaj na siebie jak wyjedziesz.
-Harry, nie przesadzaj ile ja mam lat...-Powiedziała Ginny.-Dobrze będę na siebie uważać tyle, że to ty jesteś aurorem.
-Kiedy znowu wrócisz?
-Harry, jeszcze nawet nie wróciłam do Hogwartu a ty już pytasz kiedy wrócę.-Powiedziała ze śmiechem i przytuliła go.-Ale, że tak rzadko to mówię powiem, że to urocze.-Dodała i przeczesała jego włosy.
-Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi.-Ciągnął z uśmiechem.
-Zależy na ile mój grafik mi pozwoli, ale chciałabym jeszcze raz tu wrócić przed świętami.
-Przecież święta dopiero za dwa miesiące...
-Wiem, ja też chyba tego nie wytrzymam, ale deportuję się do was jak tylko znajdę chwilę.
-To świetnie. Kocham cię...
-Wiem ja ciebie też. Powiedziała i oboje przybliżyli się do siebie, ale wrócili do pozycji wyjściowej kiedy usłyszeli zgrzyt zamka w namiocie.
-No nasza śliczność już nie śpi.-Zaśmiał się Fred.
Po chwili cała trójka wyszła z namiotu.
-Owszem, nie śpię już od pięciu minut.-Powiedziała Ginny.
-Ale ja mówiłem o Harry'm.-Powiedział George i wszyscy parsknęli ze śmiechu.
-A ty co robisz Ron?-Zapytała Ginny powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem i spojrzała po wszystkich pytająco.
-Jak to co pompki.-Wytłumaczył Ron.
-O, widzę, że na poważnie wziąłeś sobie słowa Kingsley'a, że trzeba mieć dobrą kondycję.-Powiedział Harry.
-Tak, teraz codziennie ćwiczę.-Powiedział z lekką zadyszką.
-Dobra to, żeby nie było nudno ja też się dołączę.-Powiedział Harry i po chwili obaj ćwiczyli.
-No proszę, jednak nie mamy słabeuszy w rodzinie.-Przyznał George.
-No to teraz, który lepszy.-Zaśmiał się George.
-Dawaj Ron!-Dopingowała Hermiona a Harry odjął jedną rękę, ale Ron szybko to naśladował.
-Mocni są.-Powiedziała Audrey.
-Dalej nie widać zwycięzcy...-Powiedział Fred.
-Ginny pomożesz?
-Co?! Zaśmiała się Ginny a Harry kiwnął głową i za chwilę obaj z dziewczynami na grzbiecie rywalizowali.
-To teraz jeszcze ja się dosiądę.-Zaśmiał się Charlie. Po chwili jednak obaj przestali.
-W sumie jesteście na równi.
-Dobrze wiedzieć.-Zaśmiał się Ron.-Dobra może już nie róbmy głupot gdzie mam dzisiaj patrol Harry?
-Z tego co wiem na Calm Street.
-To trochę ironia no nie...
-Tak, ale mogę cię zapewnić, że taka spokojna nie jest.
-Cóż będzie co robić. Teraz tylko my będziemy tymi głupkami bez owutemów Harry.
-Jakoś to przeżyję.
-Ty jesteś wybrańcem no a ja? No tak jak zawsze znowu mnie wyśmieją...
-Ron daj spokój, jesteś naprawdę kimś wyjątkowym, jesteś odważny i zdolny tylko brakuje ci trochę pewności...-Powiedziała Hermiona.
-Może inni mają rację...inteligentni ludzie powinni być z inteligentnymi a nie z takimi głupkami.
-Och, przestań już Ron wiesz jak wiele osób plotkuje na temat mnie i Harry'ego.
-Właśnie myślisz, że bycie ze ścigającą pierwszej ligi to taki święty spokój?!-Powiedział Harry.-Ludzie zawsze mówili i będą mówić takie rzeczy, może powinieneś bardziej posłuchać siebie a nie innych.
-Właśnie Ron, jak się skupisz to umiesz, a błędy się każdemu zdarzają i nie trzeba się od razu zrażać.Dodał George.
-George dobrze mówi, widzisz nie ma ucha a dalej podrywa.-Powiedział Fred i wszyscy się zaśmiali.
-No nic dzięki za śniadanie, ale my już chyba musimy wracać, prawda Hermiona?
-Taak...chociaż zostałabym jeszcze gdybym mogła, ale cóż mam jeszcze do napisania kilka referatów i muszę przestudiować kilka książek.
-To ty jeszcze nie przeczytałaś wszystkich książek na świecie!
-No wygląda na to, że nie.-Zaśmiała się Ginny. Dbajcie tu o siebie, o dom...-Mówiła Ginny i nagle przerwał jej dziwny dźwięk.
-O fuuj...Co to jest?!-Otrząsał się Ron z jakiejś mazi.
-Smocze gile.-Parsknęli śmiechem Fred i George.
-To normalne u smoków, jest trochę chory, bo przechodzi teraz dużo zmian.
Mimo tego, że ta sytuacja była dla niego nieprzyjemna Ron nabrał dystansu do siebie i śmiał się razem z resztą.
-Do zobaczenia Harry.-Powiedziała Ginny i go przytuliła.
-To do widzenia Ron, będzie mi ciebie brakować.-Powiedziała Hermiona.
-A mnie to już nie przytulisz tak?!-Udał oburzenie.-Bo co, bo jestem w smoczych gilach?!-Zaśmiał się.
-Myślę, że to wystarczający powód.-Powiedział Percy.
-No ktoś się wreszcie wyluzował.-Odezwał się do Percy'eho George i poklepał go po ramieniu.
-Cześć Ginny.-Pożegnał się Ron.
-Cześć braciszku.-Przytuliła go Ginny.
-Wiesz, wzorowa z ciebie siostra.
-Trudno najwyżej skończę jak ty.-Powiedziała i po chwili końcem różdżki wyczyściła Rona, siebie i Hermionę.
-Przepraszam cię za niego Ron, ale on nie wie jeszcze, że się nie kicha na innych.-Powiedział Charlie.
-Dobra nie gniewam się, grunt, że to nie ma jakichś substancji żrących.
-No właśnie Ron zapomniałem ci powiedzieć, że...-Powiedział a Ron wybałuszył oczy z przerażenia.-Żartuję nie masz się czym przejmować.-Uśmiechnął się Charlie.-No to cześć dziewczyny.-Pożegnał je.
-Bawcie się tam dobrze.-Powiedział Percy.
-A my to na końcu tak? No nic nar azie. A no i nie zapomnijcie do nas napisać!
-No jasne.-Powiedziała Hermiona.
Hermiona jeszcze coś chwilę tłumaczyła Ronowi, a Ginny po chwili mrugnęła do Harry'ego i deportowała się, a za nią Hermiona.
Harry niedługo potem pożegnał się ze wszystkimi i wrócił do domu. Tam spakował swoje rzeczy, przebrał się w swój służbowy mundur, a że nie miał nic do roboty w domu deportował się do ministerstwa godzinę wcześniej. Tuż przed gmachem ministerstwa wpadła na niego jakaś kobieta.
-Bardzo przepraszam, zamyśliłem się.
-To ja przepraszam.-Powiedziała wysoka starsza od Harry'ego brunetka w długiej granatowej szacie.-Harry Potter...-Powiedziała zdziwiona ale w jakiś dziwny sposób, nie tak jak inni.
-Tak...pani mnie zna?-Zapytał Harry.
-Tak szczerze...to nie przestrasz się, ale znam cię i to bardzo dobrze.
-Ale...-Zaczął, ale mu przerwała.
-Wiem, że to co ci powiem to dosyć szokujące, ale musisz coś wiedzieć. Masz może czas, żeby ze mną porozmawiać, bo naprawdę jest co opowiadać...
-No dobrze...-Zgodził się, bo zaczęło go to wszystko interesować, w końcu właśnie jakaś obca mu kobieta wpadła na niego i poprosiła o pilną rozmowę. Przeszli się kawałek w ciszy i usiedli na ławce.
-Ja nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. No, ale cóż jakkolwiek bym tego nie ujęła i tak uznasz mnie za jakąś chorą na głowę...-To jaka była przypominało mu trochę Hermionę, bo mówiła bardzo szybko.
-Ja...zupełnie nie wiem o co chodzi...nawet nigdy pani nie widziałem...-Powiedział choć nie było to do końca prawdą, bo jak się nad tym zastanowił to chyba jednak skądś kojarzył tą brunetkę o kręconych, roztrzepanych włosach.
-Przez te wszystkie lata...wiem, że rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, wiem też, że straciłeś rodziców dlatego tak bardzo brakowało ci kogoś bliskiego...-Przerwała na chwilę, jakby chciała zobaczyć jego reakcję i czy nie wkracza czasem na niepewny grunt, ale Harry pokiwał głową, aby kontynuowała.-Może i będziesz na mnie zły, może będzie ci przez to przykro, ale chyba lepiej będzie jeśli powiem ci to bez owijania w bawełnę, bo wiem jak bardzo skomplikowane jest twoje całe życie. Jestem..twoją matką chrzestną.-Oświadczyła, a Harry nie wiedział co ma powiedzieć, przed chwilą pierwszy raz w życiu spotkał tą kobietę, a ona mówi, że jest jego chrzestną...
-Przepraszam, ale ja...nie wiem co mam powiedzieć...-Wybąkał Harry.
-Tak bardzo cię przepraszam...no widzisz nawet nie wiem jak mam się do ciebie zwracać.-Westchnęła.
-Nie wierzę, że jest jeszcze ktoś, kto jest moją prawdziwą rodziną. Znałaś moich rodziców prawda?
-Tak, znałam Lily i Jamesa bardzo dobrze. A Syriusza jeszcze lepiej...
-Jak ich poznałaś?
-W Hogwarcie, Lily to była moja przyjaciółka a Syriusz...A no i jeśli mi jeszcze nie wierzysz to proszę, myślę, że rozpoznasz to pismo.-Powiedziała i podała mu kopertę, a on schował ją za pazuchę.
-Wierzę ci.-Harry jakoś długo nie zastanawiał się nad wypowiedzeniem tych słów, po prostu czuł, że ta kobieta jest mu bliska mimo, że nigdy wcześniej jej nie spotkał.
-Niestety, nie można ufać wszystkim ludziom, zresztą tobie nie muszę tego mówić...
-Dlaczego cię nie było, co się z tobą działo?
-Może zacznijmy od początku. Nazywam się Aurora Sharewood, choć przez najbliższy czas byłam pod innym nazwiskiem, a jeszcze wcześniej byłam zarejestrowana jako Black.
-To Syriusz...
-Jesteś bardzo bystry Harry...Jeśli w ogóle mam prawo się tak do ciebie zwracać.
-Jesteś moją rodziną, a wszyscy mówią do mnie po imieniu.
-Więc dobrze. Może to nie do końca tak jak myślisz, ale zaraz ci to wszystko wytłumaczę. Nie byłam tak silną i odważną osobą jakimi byli twoi rodzice i Syriusz. Ja i Syriusz byliśmy razem, pochodzę z mugolskiej rodziny, dlatego jego rodzice nie tolerowali wyboru swojego syna, to jeszcze bardziej przyczyniło się do jego ucieczki z rodzinnego domu. Kiedy zaczęła się wojna Syriusz chciał mnie chronić, więc wtedy mówił, że pochodzę z rodziny Black'ów. Oczywiście nie było to na dłuższą metę, bo to nie brzmiało zbyt wiarygodnie, ale jestem mu za to bardzo wdzięczna...
-Dlaczego ty i Syriusz się rozeszliście?
-Planowaliśmy ślub, i wtedy urodziłeś się ty, doskonale pamiętam ten dzień Potter'owie wyglądali na najszczęśliwszych na świecie. Niestety, szczęście nie trwało długo, bo niedługo potem ukazała się ta przepowiednia o chłopcu urodzonym pod koniec lipca. Wiedzieliśmy, że chodzi o ciebie, właściwie nie mieliśmy żadnych argumentów, ale rozumiesz...takie rzeczy się po prostu czuje, a my właśnie czuliśmy, że grozi nam ogromne niebezpieczeństwo. Twoi rodzice zabezpieczyli cię jak mogli...Jesteś taki lojalny wobec swoich przyjaciół i rodziny, jesteś taki sam jak oni...może do tej pory nie wiedziałeś o mnie nic, ale ja wiem o tobie wszystko. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale obserwuję cię od dłuższego czasu, kiedy tylko mogłam starałam się tobie pomagać i nawet jeśli o tym nie wiedziałeś czuwałam nad tobą...
-To naprawdę wspaniałe, ale...dlaczego nigdy nie dowiedziałem się, że w ogóle mam matkę chrzestną, zresztą Syriusz przecież nie miał żony...-Zasypywał ją wciąż nowymi pytaniami.
-Masz rację, bo nigdy się nią nie stałam.
-Dlaczego?
-Zrobiłam bardzo wielką głupotę i pewnie dlatego nikt nie chciał tobie o mnie wspominać, żeby oszczędzić mi mojego upokorzenia. Popełniłam największy błąd w moim życiu, przez własną głupotę straciłam moich przyjaciół, ciebie i miłość mojego życia...Wiem, że zupełnie mnie za to znienawidzisz, jesteś zbyt dobrym i wspaniałomyślnym człowiekiem, żeby to zrozumieć...Nie oczekuję, że po tym co ci zaraz powiem będziesz mnie nazywał swoją rodziną albo, że będziesz chciał utrzymywać jakikolwiek kontakt ze mną, ale w końcu zdecydowałam się wyznać ci całą prawdę. To już koniec kłamstw Harry. A więc spanikowałam, zrobiłam wielką głupotę, chciałam uciec daleko stąd, nigdy sobie tego nie wybaczę więc szczególnie nie spodziewam się, że zrobi to ktoś inny, zrobiłam tak jak pomyślałam, Syriusz próbował mnie zatrzymać, powiedział, że to nielojalne i że on będzie walczył do końca, poważnie się pokłóciliśmy, byłam na niego wściekła i zazdrosna, że nie chce mnie chronić, że bardziej zajął się wtedy Potter'ami i...i...-Zawahała się i zaczęła płakać.-...i postawiłam mu ultimatum albo ja albo wy, wtedy zerwaliśmy zaręczyny i jeszcze tego samego dnia spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłam się do rodziny. Choć wiem, że dla ciebie to może nic nieznaczące słowa, w końcu zostawiłam ciebie, twoich rodziców i Syriusza mimo, że ślubowałam im dozgonną wierność, przyjaźń i miłość, wiem, że teraz nie chcesz mnie znać i nie zdziwię się jeśli zmieszasz mnie za to z błotem. Chcę jednak, żebyś wziął pod uwagę to, że byłam pod wielką presją, śmierciożercy grozili, że wymordują moją rodzinę, a potem mnie, poza tym byłam tylko głupią małolatą bardzo, bardzo głupią. Wstyd mi było ci nawet o tym powiedzieć, że zostawiłam twoich rodziców i Syriusza na lodzie kiedy oni najbardziej mnie potrzebowali. Nawet nie miałam odwagi przyjść na ich pogrzeb...-Mówiła a oczy miała nabrzmiałe od łez.-Wtedy zaczęły się te legendy o tobie, że jesteś niezwyciężony i masz niezwykłą moc, sytuacja na chwilę się uspokoiła, bardzo długo rozważałam przygarnięcie cie do siebie, ale stchórzyłam, uznałam, że po co sobie robić problemy, za argumenty stawiałam sobie słabą sytuację materialną, mój wiek, choć wiem, że gdyby naprawdę mi na tym zależało dałabym radę ciebie wychować, ale jak wiesz miałam obsesję na punkcie swojego życia i nie umiałam sobie wyobrazić tego jak mogłabym cie wychować. Zazdroszczę ci tego, że od początku do końca miałeś odwagę, że nigdy się nie poddałeś mimo, że całe życie miałeś pod górkę, naprawdę twoi przyjaciele mieli ogromne szczęście, że cię spotkali, wiem, że ta ckliwa historyjka nie robi na tobie wrażenia i że mimo wszystko to moja wina...Przynajmniej teraz już o wszystkim wiesz...Możesz mnie wyzwać od najgorszych tchórzy, bo rzeczywiście tak jest, zrozumiałam swój błąd za późno, byłam torturowana, a gdy udało mi się uwolnić...nie wiesz jak bardzo tego żałowałam, gdybym miała zmieniacz czasu...naprawdę kochałam Syriusza, chciałam do niego wrócić, ale nie miałam odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy, straciłam kontakt z ludźmi, a po śmierci Syriusza robiłam wszystko, żeby być jak najbliżej ciebie, bo wiedziałam, że to jedyna dobra rzecz którą mogłam zrobić. Nie chcę od ciebie niczego Harry Potterze, bo wielkim zaszczytem było dla mnie rozmawiać z kimś takim jak ty i samo to, że poświęciłeś mi swój czas jest dla mnie najcenniejsze, teraz już wiesz wszystko...
-To naprawdę straszna historia, różni ludzie różnie reagują na takie zdarzenia, ja sam zrobiłem wiele głupot, które teraz chciałbym odkręcić, cieszę się, że mam ciebie, bo nie wiesz jak długo czułem się okropnie wiedząc, że nie mam już nikogo na świecie. Dziękuję ci.
-Naprawdę...naprawdę to wspaniałe co mówisz, tak bardzo przypominasz mi Lily i Jamesa...Chyba jednak lepiej będzie jeśli nie będę zakłócać twojego życia i zwyczajnie odejdę.
-Jesteś moją matką chrzestną, moją rodziną...nigdy nie chciałbym, żebyś odeszła.-Powiedział Harry i uściskał ją nawet się nad tym nie zastanawiając.
-Teraz zrobię wszystko, żeby być dobrą matką Harry...
-Dzień dobry.-Powiedział do niej Harry, który też już się obudził.
-Dzień dobry.-Uśmiechnęła się promiennie i przebrała się.
-Ginny, zaczekaj.Zatrzymał ją Harry kiedy chciała wyjść z namiotu, ale jednak usiadła na przeciwko jego, a Harry chwycił ją za ręce.
-Uważaj na siebie jak wyjedziesz.
-Harry, nie przesadzaj ile ja mam lat...-Powiedziała Ginny.-Dobrze będę na siebie uważać tyle, że to ty jesteś aurorem.
-Kiedy znowu wrócisz?
-Harry, jeszcze nawet nie wróciłam do Hogwartu a ty już pytasz kiedy wrócę.-Powiedziała ze śmiechem i przytuliła go.-Ale, że tak rzadko to mówię powiem, że to urocze.-Dodała i przeczesała jego włosy.
-Wciąż nie uzyskałem odpowiedzi.-Ciągnął z uśmiechem.
-Zależy na ile mój grafik mi pozwoli, ale chciałabym jeszcze raz tu wrócić przed świętami.
-Przecież święta dopiero za dwa miesiące...
-Wiem, ja też chyba tego nie wytrzymam, ale deportuję się do was jak tylko znajdę chwilę.
-To świetnie. Kocham cię...
-Wiem ja ciebie też. Powiedziała i oboje przybliżyli się do siebie, ale wrócili do pozycji wyjściowej kiedy usłyszeli zgrzyt zamka w namiocie.
-No nasza śliczność już nie śpi.-Zaśmiał się Fred.
Po chwili cała trójka wyszła z namiotu.
-Owszem, nie śpię już od pięciu minut.-Powiedziała Ginny.
-Ale ja mówiłem o Harry'm.-Powiedział George i wszyscy parsknęli ze śmiechu.
-A ty co robisz Ron?-Zapytała Ginny powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć śmiechem i spojrzała po wszystkich pytająco.
-Jak to co pompki.-Wytłumaczył Ron.
-O, widzę, że na poważnie wziąłeś sobie słowa Kingsley'a, że trzeba mieć dobrą kondycję.-Powiedział Harry.
-Tak, teraz codziennie ćwiczę.-Powiedział z lekką zadyszką.
-Dobra to, żeby nie było nudno ja też się dołączę.-Powiedział Harry i po chwili obaj ćwiczyli.
-No proszę, jednak nie mamy słabeuszy w rodzinie.-Przyznał George.
-No to teraz, który lepszy.-Zaśmiał się George.
-Dawaj Ron!-Dopingowała Hermiona a Harry odjął jedną rękę, ale Ron szybko to naśladował.
-Mocni są.-Powiedziała Audrey.
-Dalej nie widać zwycięzcy...-Powiedział Fred.
-Ginny pomożesz?
-Co?! Zaśmiała się Ginny a Harry kiwnął głową i za chwilę obaj z dziewczynami na grzbiecie rywalizowali.
-To teraz jeszcze ja się dosiądę.-Zaśmiał się Charlie. Po chwili jednak obaj przestali.
-W sumie jesteście na równi.
-Dobrze wiedzieć.-Zaśmiał się Ron.-Dobra może już nie róbmy głupot gdzie mam dzisiaj patrol Harry?
-Z tego co wiem na Calm Street.
-To trochę ironia no nie...
-Tak, ale mogę cię zapewnić, że taka spokojna nie jest.
-Cóż będzie co robić. Teraz tylko my będziemy tymi głupkami bez owutemów Harry.
-Jakoś to przeżyję.
-Ty jesteś wybrańcem no a ja? No tak jak zawsze znowu mnie wyśmieją...
-Ron daj spokój, jesteś naprawdę kimś wyjątkowym, jesteś odważny i zdolny tylko brakuje ci trochę pewności...-Powiedziała Hermiona.
-Może inni mają rację...inteligentni ludzie powinni być z inteligentnymi a nie z takimi głupkami.
-Och, przestań już Ron wiesz jak wiele osób plotkuje na temat mnie i Harry'ego.
-Właśnie myślisz, że bycie ze ścigającą pierwszej ligi to taki święty spokój?!-Powiedział Harry.-Ludzie zawsze mówili i będą mówić takie rzeczy, może powinieneś bardziej posłuchać siebie a nie innych.
-Właśnie Ron, jak się skupisz to umiesz, a błędy się każdemu zdarzają i nie trzeba się od razu zrażać.Dodał George.
-George dobrze mówi, widzisz nie ma ucha a dalej podrywa.-Powiedział Fred i wszyscy się zaśmiali.
-No nic dzięki za śniadanie, ale my już chyba musimy wracać, prawda Hermiona?
-Taak...chociaż zostałabym jeszcze gdybym mogła, ale cóż mam jeszcze do napisania kilka referatów i muszę przestudiować kilka książek.
-To ty jeszcze nie przeczytałaś wszystkich książek na świecie!
-No wygląda na to, że nie.-Zaśmiała się Ginny. Dbajcie tu o siebie, o dom...-Mówiła Ginny i nagle przerwał jej dziwny dźwięk.
-O fuuj...Co to jest?!-Otrząsał się Ron z jakiejś mazi.
-Smocze gile.-Parsknęli śmiechem Fred i George.
-To normalne u smoków, jest trochę chory, bo przechodzi teraz dużo zmian.
Mimo tego, że ta sytuacja była dla niego nieprzyjemna Ron nabrał dystansu do siebie i śmiał się razem z resztą.
-Do zobaczenia Harry.-Powiedziała Ginny i go przytuliła.
-To do widzenia Ron, będzie mi ciebie brakować.-Powiedziała Hermiona.
-A mnie to już nie przytulisz tak?!-Udał oburzenie.-Bo co, bo jestem w smoczych gilach?!-Zaśmiał się.
-Myślę, że to wystarczający powód.-Powiedział Percy.
-No ktoś się wreszcie wyluzował.-Odezwał się do Percy'eho George i poklepał go po ramieniu.
-Cześć Ginny.-Pożegnał się Ron.
-Cześć braciszku.-Przytuliła go Ginny.
-Wiesz, wzorowa z ciebie siostra.
-Trudno najwyżej skończę jak ty.-Powiedziała i po chwili końcem różdżki wyczyściła Rona, siebie i Hermionę.
-Przepraszam cię za niego Ron, ale on nie wie jeszcze, że się nie kicha na innych.-Powiedział Charlie.
-Dobra nie gniewam się, grunt, że to nie ma jakichś substancji żrących.
-No właśnie Ron zapomniałem ci powiedzieć, że...-Powiedział a Ron wybałuszył oczy z przerażenia.-Żartuję nie masz się czym przejmować.-Uśmiechnął się Charlie.-No to cześć dziewczyny.-Pożegnał je.
-Bawcie się tam dobrze.-Powiedział Percy.
-A my to na końcu tak? No nic nar azie. A no i nie zapomnijcie do nas napisać!
-No jasne.-Powiedziała Hermiona.
Hermiona jeszcze coś chwilę tłumaczyła Ronowi, a Ginny po chwili mrugnęła do Harry'ego i deportowała się, a za nią Hermiona.
Harry niedługo potem pożegnał się ze wszystkimi i wrócił do domu. Tam spakował swoje rzeczy, przebrał się w swój służbowy mundur, a że nie miał nic do roboty w domu deportował się do ministerstwa godzinę wcześniej. Tuż przed gmachem ministerstwa wpadła na niego jakaś kobieta.
-Bardzo przepraszam, zamyśliłem się.
-To ja przepraszam.-Powiedziała wysoka starsza od Harry'ego brunetka w długiej granatowej szacie.-Harry Potter...-Powiedziała zdziwiona ale w jakiś dziwny sposób, nie tak jak inni.
-Tak...pani mnie zna?-Zapytał Harry.
-Tak szczerze...to nie przestrasz się, ale znam cię i to bardzo dobrze.
-Ale...-Zaczął, ale mu przerwała.
-Wiem, że to co ci powiem to dosyć szokujące, ale musisz coś wiedzieć. Masz może czas, żeby ze mną porozmawiać, bo naprawdę jest co opowiadać...
-No dobrze...-Zgodził się, bo zaczęło go to wszystko interesować, w końcu właśnie jakaś obca mu kobieta wpadła na niego i poprosiła o pilną rozmowę. Przeszli się kawałek w ciszy i usiedli na ławce.
-Ja nawet nie wiem od czego powinnam zacząć. No, ale cóż jakkolwiek bym tego nie ujęła i tak uznasz mnie za jakąś chorą na głowę...-To jaka była przypominało mu trochę Hermionę, bo mówiła bardzo szybko.
-Ja...zupełnie nie wiem o co chodzi...nawet nigdy pani nie widziałem...-Powiedział choć nie było to do końca prawdą, bo jak się nad tym zastanowił to chyba jednak skądś kojarzył tą brunetkę o kręconych, roztrzepanych włosach.
-Przez te wszystkie lata...wiem, że rodzina jest dla ciebie bardzo ważna, wiem też, że straciłeś rodziców dlatego tak bardzo brakowało ci kogoś bliskiego...-Przerwała na chwilę, jakby chciała zobaczyć jego reakcję i czy nie wkracza czasem na niepewny grunt, ale Harry pokiwał głową, aby kontynuowała.-Może i będziesz na mnie zły, może będzie ci przez to przykro, ale chyba lepiej będzie jeśli powiem ci to bez owijania w bawełnę, bo wiem jak bardzo skomplikowane jest twoje całe życie. Jestem..twoją matką chrzestną.-Oświadczyła, a Harry nie wiedział co ma powiedzieć, przed chwilą pierwszy raz w życiu spotkał tą kobietę, a ona mówi, że jest jego chrzestną...
-Przepraszam, ale ja...nie wiem co mam powiedzieć...-Wybąkał Harry.
-Tak bardzo cię przepraszam...no widzisz nawet nie wiem jak mam się do ciebie zwracać.-Westchnęła.
-Nie wierzę, że jest jeszcze ktoś, kto jest moją prawdziwą rodziną. Znałaś moich rodziców prawda?
-Tak, znałam Lily i Jamesa bardzo dobrze. A Syriusza jeszcze lepiej...
-Jak ich poznałaś?
-W Hogwarcie, Lily to była moja przyjaciółka a Syriusz...A no i jeśli mi jeszcze nie wierzysz to proszę, myślę, że rozpoznasz to pismo.-Powiedziała i podała mu kopertę, a on schował ją za pazuchę.
-Wierzę ci.-Harry jakoś długo nie zastanawiał się nad wypowiedzeniem tych słów, po prostu czuł, że ta kobieta jest mu bliska mimo, że nigdy wcześniej jej nie spotkał.
-Niestety, nie można ufać wszystkim ludziom, zresztą tobie nie muszę tego mówić...
-Dlaczego cię nie było, co się z tobą działo?
-Może zacznijmy od początku. Nazywam się Aurora Sharewood, choć przez najbliższy czas byłam pod innym nazwiskiem, a jeszcze wcześniej byłam zarejestrowana jako Black.
-To Syriusz...
-Jesteś bardzo bystry Harry...Jeśli w ogóle mam prawo się tak do ciebie zwracać.
-Jesteś moją rodziną, a wszyscy mówią do mnie po imieniu.
-Więc dobrze. Może to nie do końca tak jak myślisz, ale zaraz ci to wszystko wytłumaczę. Nie byłam tak silną i odważną osobą jakimi byli twoi rodzice i Syriusz. Ja i Syriusz byliśmy razem, pochodzę z mugolskiej rodziny, dlatego jego rodzice nie tolerowali wyboru swojego syna, to jeszcze bardziej przyczyniło się do jego ucieczki z rodzinnego domu. Kiedy zaczęła się wojna Syriusz chciał mnie chronić, więc wtedy mówił, że pochodzę z rodziny Black'ów. Oczywiście nie było to na dłuższą metę, bo to nie brzmiało zbyt wiarygodnie, ale jestem mu za to bardzo wdzięczna...
-Dlaczego ty i Syriusz się rozeszliście?
-Planowaliśmy ślub, i wtedy urodziłeś się ty, doskonale pamiętam ten dzień Potter'owie wyglądali na najszczęśliwszych na świecie. Niestety, szczęście nie trwało długo, bo niedługo potem ukazała się ta przepowiednia o chłopcu urodzonym pod koniec lipca. Wiedzieliśmy, że chodzi o ciebie, właściwie nie mieliśmy żadnych argumentów, ale rozumiesz...takie rzeczy się po prostu czuje, a my właśnie czuliśmy, że grozi nam ogromne niebezpieczeństwo. Twoi rodzice zabezpieczyli cię jak mogli...Jesteś taki lojalny wobec swoich przyjaciół i rodziny, jesteś taki sam jak oni...może do tej pory nie wiedziałeś o mnie nic, ale ja wiem o tobie wszystko. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale obserwuję cię od dłuższego czasu, kiedy tylko mogłam starałam się tobie pomagać i nawet jeśli o tym nie wiedziałeś czuwałam nad tobą...
-To naprawdę wspaniałe, ale...dlaczego nigdy nie dowiedziałem się, że w ogóle mam matkę chrzestną, zresztą Syriusz przecież nie miał żony...-Zasypywał ją wciąż nowymi pytaniami.
-Masz rację, bo nigdy się nią nie stałam.
-Dlaczego?
-Zrobiłam bardzo wielką głupotę i pewnie dlatego nikt nie chciał tobie o mnie wspominać, żeby oszczędzić mi mojego upokorzenia. Popełniłam największy błąd w moim życiu, przez własną głupotę straciłam moich przyjaciół, ciebie i miłość mojego życia...Wiem, że zupełnie mnie za to znienawidzisz, jesteś zbyt dobrym i wspaniałomyślnym człowiekiem, żeby to zrozumieć...Nie oczekuję, że po tym co ci zaraz powiem będziesz mnie nazywał swoją rodziną albo, że będziesz chciał utrzymywać jakikolwiek kontakt ze mną, ale w końcu zdecydowałam się wyznać ci całą prawdę. To już koniec kłamstw Harry. A więc spanikowałam, zrobiłam wielką głupotę, chciałam uciec daleko stąd, nigdy sobie tego nie wybaczę więc szczególnie nie spodziewam się, że zrobi to ktoś inny, zrobiłam tak jak pomyślałam, Syriusz próbował mnie zatrzymać, powiedział, że to nielojalne i że on będzie walczył do końca, poważnie się pokłóciliśmy, byłam na niego wściekła i zazdrosna, że nie chce mnie chronić, że bardziej zajął się wtedy Potter'ami i...i...-Zawahała się i zaczęła płakać.-...i postawiłam mu ultimatum albo ja albo wy, wtedy zerwaliśmy zaręczyny i jeszcze tego samego dnia spakowałam wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłam się do rodziny. Choć wiem, że dla ciebie to może nic nieznaczące słowa, w końcu zostawiłam ciebie, twoich rodziców i Syriusza mimo, że ślubowałam im dozgonną wierność, przyjaźń i miłość, wiem, że teraz nie chcesz mnie znać i nie zdziwię się jeśli zmieszasz mnie za to z błotem. Chcę jednak, żebyś wziął pod uwagę to, że byłam pod wielką presją, śmierciożercy grozili, że wymordują moją rodzinę, a potem mnie, poza tym byłam tylko głupią małolatą bardzo, bardzo głupią. Wstyd mi było ci nawet o tym powiedzieć, że zostawiłam twoich rodziców i Syriusza na lodzie kiedy oni najbardziej mnie potrzebowali. Nawet nie miałam odwagi przyjść na ich pogrzeb...-Mówiła a oczy miała nabrzmiałe od łez.-Wtedy zaczęły się te legendy o tobie, że jesteś niezwyciężony i masz niezwykłą moc, sytuacja na chwilę się uspokoiła, bardzo długo rozważałam przygarnięcie cie do siebie, ale stchórzyłam, uznałam, że po co sobie robić problemy, za argumenty stawiałam sobie słabą sytuację materialną, mój wiek, choć wiem, że gdyby naprawdę mi na tym zależało dałabym radę ciebie wychować, ale jak wiesz miałam obsesję na punkcie swojego życia i nie umiałam sobie wyobrazić tego jak mogłabym cie wychować. Zazdroszczę ci tego, że od początku do końca miałeś odwagę, że nigdy się nie poddałeś mimo, że całe życie miałeś pod górkę, naprawdę twoi przyjaciele mieli ogromne szczęście, że cię spotkali, wiem, że ta ckliwa historyjka nie robi na tobie wrażenia i że mimo wszystko to moja wina...Przynajmniej teraz już o wszystkim wiesz...Możesz mnie wyzwać od najgorszych tchórzy, bo rzeczywiście tak jest, zrozumiałam swój błąd za późno, byłam torturowana, a gdy udało mi się uwolnić...nie wiesz jak bardzo tego żałowałam, gdybym miała zmieniacz czasu...naprawdę kochałam Syriusza, chciałam do niego wrócić, ale nie miałam odwagi, żeby spojrzeć mu w oczy, straciłam kontakt z ludźmi, a po śmierci Syriusza robiłam wszystko, żeby być jak najbliżej ciebie, bo wiedziałam, że to jedyna dobra rzecz którą mogłam zrobić. Nie chcę od ciebie niczego Harry Potterze, bo wielkim zaszczytem było dla mnie rozmawiać z kimś takim jak ty i samo to, że poświęciłeś mi swój czas jest dla mnie najcenniejsze, teraz już wiesz wszystko...
-To naprawdę straszna historia, różni ludzie różnie reagują na takie zdarzenia, ja sam zrobiłem wiele głupot, które teraz chciałbym odkręcić, cieszę się, że mam ciebie, bo nie wiesz jak długo czułem się okropnie wiedząc, że nie mam już nikogo na świecie. Dziękuję ci.
-Naprawdę...naprawdę to wspaniałe co mówisz, tak bardzo przypominasz mi Lily i Jamesa...Chyba jednak lepiej będzie jeśli nie będę zakłócać twojego życia i zwyczajnie odejdę.
-Jesteś moją matką chrzestną, moją rodziną...nigdy nie chciałbym, żebyś odeszła.-Powiedział Harry i uściskał ją nawet się nad tym nie zastanawiając.
-Teraz zrobię wszystko, żeby być dobrą matką Harry...
czwartek, 27 października 2016
58. Wrócę niebawem...
Następnego dnia wieczorem, gdy wrócił Harry, Ginny zastanawiała się nad tym gdzie ma zamiar ich zabrać.
-Harry po co my się właściwie pakujemy?-Zapytała, gdy usiadł i zabrał się za kolację.
-Zobaczysz co ja i Ron wymyśliliśmy.
-Więc Ron razem z tobą organizował to...to coś? Mam się bać?-Zaśmiała się.
-Nie...chyba, że nie lubisz robaków.
-Aha. Ciekawe, ale cokolwiek by to nie było to i tak się cieszę, że możemy razem spędzić czas, bo jutro z samego rana wracam do Hogwartu i na stadion.
-Wiem, dlatego to dla mnie takie ważne, ale myślę, że ci się spodoba.
-Pewnie coś do ciebie.-Stwierdziła Ginny, gdy sowa śnieżna wleciała przez okno niosąc w dziobie list.-Dzięki.-Powiedziała Ginny kiedy wylądowała na jej ramieniu, wręczyła list, a po chwili z powrotem wyleciała zapewne na nocne łowy.
Ginny otwarła list i przeczytała na głos:
Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać to, że zaprosiłem jeszcze kilka osób z naszej kochanej rodzinki.
Kochający brat i
Wspaniały przyjaciel
Ron
-Przegiął z tym kochającym bratem i wspaniałym przyjacielem.-Zaśmiała się Ginny.
-Czyli jednak wpadnie ktoś jeszcze...
-Przynajmniej będzie weselej.
-Tak, jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej.
-Nie wiesz jak głupio się teraz czuję, że nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz!-Harry odpowiedział jej tylko uśmiechem i powiedział:
-I jest jeszcze coś...
-Co znowu?
-No dobra o tym ci powiem...-Przewrócił oczami.-Mam na myśli imprezę w nowym lokalu mamy.
-Naprawdę? To super!
-Dzisiaj jest wielkie otwarcie i pomyślałem, że powinniśmy tam wstąpić, a potem...
-A potem co?
-Ginevro co ty taka niecierpliwa?!
-Choćby przez to ,,Ginevro" zresztą wiesz, że nie cierpię na nic czekać...-Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-No cześć!
-Chyba nie przeszkadzamy?-Przywitali się bliźniacy.
-Ee...moglibyśmy wejść mamy przesyłkę specjalną a nawet kilka dosyć ciężkich.
-Tak, jasne.-Powiedział Harry i wpuścił ich do środka.
-Mamy kilka prezencików.
-Harry jeśli nie masz nic przeciwko to też wbijemy na ta waszą imprezę.
-Jasne, super, że wpadniecie.
-No to świetnie, bo wiesz żadna impreza nie może nas ominąć szczególnie, że nawet Percy będzie.
-Więc on też będzie?-Zapytała Ginny.
-Jasne i ponoć jeszcze kogoś przyprowadzi.-Uśmiechnął się głupkowato George.
-Świetnie! Ktoś może mi wreszcie powiedzieć o co chodzi!?
-Harry mówił, że to niespodzianka skarbie.-Powiedział i poklepał ją po ramieniu, a że był od niej o pół głowy wyższy wyglądało to po prostu śmiesznie.
-Bo ci urwę tą rękę.-Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Faktycznie George uważaj, bo nie dosyć, że już nie masz ucha to jeszcze bez reki będziesz chodził!-Parsknął śmiechem Fred.
-No nieważne, macie jabłka od mamusi, dżemiki od mamusi i jakieś ciasto, które się chyba troszeczkę zgniotło...-Powiedział George wypakowując wszystko z plecaka.
-No nie! A Ginny już jutro wyjeżdża i co ja z tym wszystkim zrobię.
-Może zjesz?
-No trudno później nad tym pomyślę.
-A przyjdzie ktoś jeszcze?-Zapytała Ginny.
-Tak ma być jeszcze Charlie.
-A Bill i Fleur?-Spytał Harry.
-Muszą się opiekować naszą śliczną bratanicą.
-Racja...
-Ale, żeby nie było za nudno Charlie obiecał, że weźmie ta swoją zwierzynę.
-Dlatego musieliśmy się w to wkręcić, nie można przegapić tej reakcji Rona...
-Taaak....-Zaśmiała się.-Rzeczywiście warte uwagi.
-To może już chodźmy za trzy minuty wielkie otwarcie.-Ponaglił Harry.
-A na miejsce deportujemy się od razu stamtąd?-Zapytał Fred.
-Myślę, że obejrzymy tę kawiarnię i zobaczymy jak tam całe otwarcie a potem zdeportujemy się bezpośrednio na miejsce.
-Świetnie no to chodźmy! Po chwili Harry i Ginny ubrali się ciepło i Harry wziął ze sobą wielki plecak.
-Po co ci to?-Powiedziała.
-Zobaczysz niedługo.
-No dobrze zobaczę niedługo...-Powiedziała i deportowali się po kolei.
Na samej górze nad wejściem wisiał duży, złoty, świecący napis z napisem ,,Felix Felicis".
-Fajna nazwa nie?-Powiedział Ron, który pojawił się znienacka.
-Chcesz, żebyśmy zawału dostali!-Nawrzeszczała na niego Ginny.
-Może wejdźmy.-Zaproponował jeden z braci.
W środku było mnóstwo ludzi, którzy śmiali się i gawędzili ze swoimi znajomymi popijając wino. Całe wnętrze było granatowe poza ciemnobrązowymi blatami stołów i złotymi zasłonami i krzesłami. Ogólnie całe wnętrze sprawiało, że polepszał się nastrój.
-O, spójrzcie jest Percy!-Powiedział Fred i obaj bliźniacy pospieszyli w jego stronę,
-Od kiedy oni tak lubią Percy'ego?-Zapytał Ron.
-W końcu są braćmi.-Prychnęła Ginny. Ale tutaj jest ładnie, mama się nieźle postarała.-Podziwiała.
-Masz rację, tu jest niesamowicie.-Przyznał Harry.
-Ależ my jesteśmy skromni, w końcu pomagaliśmy tu wszystko urządzać.
-No tak, pewnie dlatego tu jest tak wspaniale od razu wiedziałam, że to wszystko wasza zasługa.-Powiedziała i cała ich trójka wybuchła śmiechem.
-Och, jesteście już kochani!-Przywitała ich z uśmiechem Molly. No i jak wam się podoba.
-Niesamowicie mamo!
-Tak, mi też się podoba.-Dodał Harry.
-Zaraz, Hermiona gdzieś tutaj była...-Powiedział Ron rozglądając się.
-Widocznie zaginęła w tym tłumie.-Zażartowała Ginny.
-Cieszę się, że wam się podoba i rzeczywiście nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób.
-Na każdym stoliku była świeca i kwiaty oraz menu.
-A no właśnie jedliście coś?-Zapytała mama z zatroskaną miną.
-Nie, mamo naprawdę nie jesteśmy głodni.-Powiedziała Ginny.
-Tak, poza tym mam już pomysł na kolację.-Powiedział Harry.
-W takim razie cieszę się, ale jakby co to wpadajcie wszystko na koszt firmy.
-Och, daj spokój mamo...-Powiedziała Ginny.
-W dzisiejszych czasach całe życie jest takie w biegu jak widzę ciebie Harry jak co chwilę latasz do ministerstwa i z powrotem albo ty Ginny, naprawdę uważasz, że połączenie rodziny, pracy i szkoły to był dobry pomysł?
-Jasne mamo, poza tym trzeba mieć jakieś wykształcenie, chcę się w przyszłości realizować a nie siedzieć w domu.
-Naprawdę jak będziesz miała dzieci to zrozumiesz to kochanie, że to nie praca jest najważniejsza.
-My z Harry'm na razie nie...
-Wiem, po prostu praca to nie wszystko można ją zmienić, można ją znaleźć a rodzina? Faktycznie Harry i Ron radzą sobie tutaj świetnie, ogromnie mi pomogli za co jestem im bardzo wdzięczna, ale bez was są jakby z nich uleciało powietrze, Harry cię potrzebuje tak jak Ron potrzebuje Hermiony.
-Co znowu zrobiłam?-Zapytała roześmiana Hermiona.
-Dobrze ja już może pójdę.-Powiedziała i odeszła.
-Znowu pewnie mówiła jacy to jesteście niedożywieni prawda? Powiedział Ron i się do nich dosiadł.
-Cześć Harry jak tam w Dolinie?-Przywitała się Hermiona.
-Przecież wiesz...-Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę a Hermiona uśmiechnęła się triumfująco.
-To co idziemy już?-Zapytał Fred po tym jak chwile wcześniej pożegnał się z mamą.
-W sumie trochę szkoda, niezła impreza się tu rozkręca.-Przyznał George.-Percy może byś tak przedstawił twoją dziewczynę całej reszcie!-Przywołał go gestem.
-Jasne. To jest Audrey, a to Ginny-moja siostra, Harry-mąż mojej siostry, Ron-mój brat i Hermiona-żona mojego brata.
-Łał macie całkiem dużą rodziną.-Przyznała Audrey.
-Tak masz rację całkiem spora i cały czas się rozrasta no ale nieważne.
-A nas to już nie przestawisz tak!?-Oburzyli się bliźniacy.
-Jestem Fred Weasley ten najprzystojniejszy z braci!-Skłonił się.
-Jestem George i Fred ma rację, odkąd straciłem ucho powiedzmy, że to on jest ten przystojniejszy, ale zawsze mnie wszyscy o to pytają i ja jestem odważniejszy.
-Ja prawie umarłem.-Wtrącił Fred.
-To chyba mówi o tym, że jesteś słaby.-Powiedział i obaj się zaśmiali.
-Oni już tacy są.-Westchnęła Ginny i po chwili wyszli na zewnątrz skąd Harry i Ron deportowali wszystkich na miejsce.
-Harry...naprawdę nie mogę w to uwierzyć to...dziękuję nie wiesz ile to dla mnie znaczy.-Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. Byli dokładnie w tym samym miejscu gdzie kiedyś wszyscy Weasley'owie organizowali sobie biwak. Tam gdzie we wspomnieniu Ginny rozmawiali, śmiali się. Chyba jednak dobrym pomysłem było to zorganizować-Pomyślał Harry
-Och...jesteście przesłodcy.-Powiedziała Audrey.
-Trzeba było kuć żelazo póki gorące...-Powiedział Fred.
-Albo raczej brać Wybrańca póki był wolny.-Poprawił go George i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja Harry'ego nikomu nie oddam!-Zaśmiała się Ginny.
-To ty jesteś! Wy jesteście...kurczę przecież...no tak ty to ten słynny Harry Potter, Hermiona Granger...
-Teraz już Weasley.-Wtrącił Ron
-...i Ron Weasley to wy szukaliście horkruksów! A ty to Ginevra Weasley ta, która...
-Potter.-Znowu przerwał Ron.
-...Ta, która pomogła zniszczyć Voldemorta i...
-Zniszczyła śmierciożerców psychicznie! Tak jest, to nasza księżniczka. Najmłodsza, ale najsilniejsza z nas wszystkich, niepozorna a tak groźna dla swojego przeciwnika-Ginevra Potter!-Rzekł Fred a brzmiało to jak przedstawienie zawodnika na ringu.
-Taaak, moja ścigająca.-Powiedział Harry.-Mogła mieć każdego a z tych wszystkich ludzi na świecie wybrała mnie-bliznowatego okularnika.-Powiedział i znowu wszyscy się zaśmiali.
-Jednak cuda się zdarzają.-Zażartował George.
-Charlie też ponoć miał być prawda?-Zapytała Hermiona.
-Tak, ale chyba się...-Nie dokończył Fred, bo właśnie w tym momencie deportował się Charlie, tak jak obiecał z małym zielonym smokiem.
-Poprawka, ja się nie spóźniłem to czas się pospieszył.-Powiedział Charles z uśmiechem na twarzy. Ciężko było to maleństwo wsadzić w szelki i zapiąć na smyczy, ale w końcu mi się udało.
-Maleństwo...-Powiedział Ron.-Wam też się robi tak ciemno...
-Ron ty kretynie, wstawaj z tej ziemi! Co ty znowu wyprawiasz, znowu zostawiłeś godność w domu!-Dostał reprymendę od Ginny.
-Dziękuję Ginny.-Rzekł Charlie.
-Jest całkiem miły.-Stwierdziła Ginny kiedy mały smok zaczął ocierać się o jej nogi a ona pogłaskała go po grzbiecie i po chwili wszyscy byli już przy nim i głaskali smoka. Wszyscy oprócz Rona, który stał z boku z założonymi rękami.
-Ron.-Kiwnął głową na zachętę Charlie ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-One wyrastają na wielkie potwory! Kiedyś pożre nas wszystkich albo zdemoluje cały świat!
-Daj spokój, jak takie maleństwo mogłoby zdemolować świat! Nawet jeszcze nie ma dobrze wykształconych skrzydeł!
-To to coś jeszcze będzie latać!?
-A co myślałeś w końcu to smok Ron.-Zaśmiał się Fred-Chyba też sobie takiego sprawię.
-Mama nie będzie zadowolona...
-Już z nią o tym rozmawiałem.-Rzekł Charlie.
-To dlatego tak jej pomagałeś z tą restauracją...-Wytknął mu Ron.
-I tak bym pomógł.-Obruszył się.
-Przestańcie wreszcie...-Powiedziała znudzona Ginny.
-Właśnie może rozdzielmy zadania.-Zaproponował Percy.
-To ja pójdę po jakieś drewno.-Oświadczył Ron.
-Pójdę z tobą.-Dołączyła się Hermiona.
-To ja i Audrey rozstawimy namioty.-Rzekł Percy.
-Ja i Fred poukładamy nasze rzeczy i zajmiemy się atmosferą.
-Nie wiem co to znaczy ale brzmi dobrze.-Stwierdził Percy.
-Nie myślałem, że kiedyś to od ciebie usłyszę.
-To ja się zajmę zabezpieczeniami.-Powiedziała Ginny.
-Ja też.
-No tak, auror w swoim żywiole.-Uśmiechnął się do niego Fred.
Po niecałej godzinie wszystko było już uporządkowane, zaklęcia ochronne były już nałożone, namioty rozstawione a ognisko rozpalone. Wszyscy siedzieli w ciasnym kręgu otaczając ognisko. Opowiadali różne ciekawe historie i mówili o ostatnich wydarzeniach.
-Cieszę się, że mama w końcu się czymś zajmie.-Powiedział Fred.
-No była samotna i jakaś...przygaszona.-Dodał George.
-Ginny to w końcu ile miałaś tych chłopaków?-Gnębił wciąż ten sam temat Ron.
-A czy to takie ważne!? I nie Ron, nie było ich pięciu.
-No i nadal nie wiemy tak naprawdę co dokładnie stało się w Komnacie Tajemnic.-Powiedziała Hermiona.
-W końcu to Komnata Tajemnic, no nie?-Zaśmiał się Percy.
-To nasza tajemnica.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, właściwie my nigdy nie będziemy wiedzieć co się tam naprawdę stało.
-W ogóle świetne pomysł, żeby robić biwak w środku października.
-Od czegoś są zaklęcia termalne.-Powiedział Harry.
-Patrzcie te gwiazdy wyglądają zupełnie jak hipogryf.-Powiedział Charlie i po chwili wszyscy się położyli i patrzyli w niebo.
-Rzeczywiście.-Powiedziała Hermiona.
-Ty już masz jakąś obsesję..-Stwierdził Ron.-Ja nie widzę żadnego hipogryfa.
-Przyjrzyj się dobrze! Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć!-Powiedziała Ginny.
-A ty stary, nie mów mi, że też widzisz jakiegoś hipogryfa na niebie.
-Tak, tam jest.-Powiedział Harry i pokazał ręką.
-Wciąż nic nie widzę to tylko gwiazdy...
-Czy ty musisz być taki bez wyobraźni!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę...że to bardziej jak skrzat domowy albo...jak ty Hermiona.
-Co przecież Hermiona nie ma takich wielkich ust.-Zaśmiał się George.
-To nie są usta tylko mięśnie.-Parsknął śmiechem Percy.
-No to bardziej jak Ginny.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, a ci w kącie to Fred i George.-Powiedziała Ginny.
-Całkiem mądre stwierdzenie Ginny, w końcu my zawsze kombinujemy coś po kątach.-Powiedział Fred.
-Pamiętacie pożegnanie z tatą, miał rację, wszyscy patrzyliśmy wtedy w niebo i po jego ostatnich słowach naprawdę pojawiła się spadająca gwiazda.-Powiedział Ron.
-Pamiętacie, na trzecim wzgórzu jest nora.-Powiedziała Ginny.
-Tak, a na drugim mieszka Ksenofilius.
-Tak, teraz już sam, wszyscy się jakoś rozeszli a my wszyscy wciąż jesteśmy razem, a na dodatek jesteśmy rodziną.
-Ja mam wrażenie jakbyśmy zawsze nią byli. Czasem myślę, co by powiedzieli moi rodzice...-Powiedział Harry a Ginny wtuliła się w jego ramię. Chyba to prawda nigdy nie można mieć wszystkiego...
-Nawet człowiek mający wszystko nigdy nie byłby szczęśliwy.
-Była nawet taka legenda...-Zaczęła Hermiona.-A zresztą nieważne może innym razem wam opowiem.
-Jutro z samego rana wracam do Hogwartu...
-Nie męczy cię ta odległość?-Odezwała się Audrey.
-Odległość zawsze męczy, gdy ma się kogoś bardzo bliskiego.
-Percy też siedział w ministerstwie od rana do nocy i czasami w ogóle chyba nie wracał do domu.
-No tak, masz rację dlatego teraz to wszystko zmieniam.
-Niesamowita metamorfoza.-Powiedzieli chórem bliźniacy.
-Czego on chce!-Powiedział zdenerwowany Ron patrząc z obrzydzeniem na smoka, który się o niego ocierał.
-Polubił cię.-Uśmiechnął się Charlie.
-A daj mi spokój! Po lekcjach z Hagridem mam już dosyć tego ,,polubił cię".
-Są różne gatunki zwierząt i różnie się zachowują, masz rację Ron niektóre z nich to potwory stworzone wyłącznie po to by niszczyć i siać postrach, ale inne są naprawdę przyjazne i szukają towarzysza, którego są gotowe bronić.
-Możeeee..no niech ci będzie może nie jest taki zły.-Przyznał Ron, po czym wziął kawał mięsa rzucił w stronę zwierzęcia a on natychmiast go pochwycił.
-Widzisz Ron, zależy z jakiej strony na to spojrzysz, bo one naprawdę mogą być bardzo pożyteczne, gdy się je odpowiednio wychowa.
-Taaak...mam bardzo ciekawą rodzinę brata, który zajmuje się wychowaniem dzikich zwierzaków...
-Dwóch zwariowanych bliźniaków.-Dodała Ginny.
-Super inteligencje.-Powiedział o Hermionie Harry.
-Bliznowatego.-Powiedział Fred.
-Mądrale, który otworzył oczy.-Powiedział George a Percy się do niego uśmiechnął.
-I najmłodszą, ale chyba najmądrzejszą z nas wszystkich, światowej sławy szukającą.-Zakończył Charlie.
-Taak...ciekawe zestawienie.-Zaśmiała się Hermiona.-No i jeszcze jeden, wyjątkowy Ron.-Powiedziała i przytuliła go.-Będę za wami wszystkimi tęsknić.
-Ja też i to bardzoooooo. Ale macie mnie o wszystkim informować co się tutaj dzieje!-Zaśmiała się. Dziękuję wam, że to zorganizowaliście, fajnie było powspominać...Cokolwiek by się nie działo wiem jedno, że wrócę niebawem...
-Harry po co my się właściwie pakujemy?-Zapytała, gdy usiadł i zabrał się za kolację.
-Zobaczysz co ja i Ron wymyśliliśmy.
-Więc Ron razem z tobą organizował to...to coś? Mam się bać?-Zaśmiała się.
-Nie...chyba, że nie lubisz robaków.
-Aha. Ciekawe, ale cokolwiek by to nie było to i tak się cieszę, że możemy razem spędzić czas, bo jutro z samego rana wracam do Hogwartu i na stadion.
-Wiem, dlatego to dla mnie takie ważne, ale myślę, że ci się spodoba.
-Pewnie coś do ciebie.-Stwierdziła Ginny, gdy sowa śnieżna wleciała przez okno niosąc w dziobie list.-Dzięki.-Powiedziała Ginny kiedy wylądowała na jej ramieniu, wręczyła list, a po chwili z powrotem wyleciała zapewne na nocne łowy.
Ginny otwarła list i przeczytała na głos:
Mam nadzieję, że nie będzie wam przeszkadzać to, że zaprosiłem jeszcze kilka osób z naszej kochanej rodzinki.
Kochający brat i
Wspaniały przyjaciel
Ron
-Przegiął z tym kochającym bratem i wspaniałym przyjacielem.-Zaśmiała się Ginny.
-Czyli jednak wpadnie ktoś jeszcze...
-Przynajmniej będzie weselej.
-Tak, jak teraz o tym myślę to nawet i lepiej.
-Nie wiesz jak głupio się teraz czuję, że nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz!-Harry odpowiedział jej tylko uśmiechem i powiedział:
-I jest jeszcze coś...
-Co znowu?
-No dobra o tym ci powiem...-Przewrócił oczami.-Mam na myśli imprezę w nowym lokalu mamy.
-Naprawdę? To super!
-Dzisiaj jest wielkie otwarcie i pomyślałem, że powinniśmy tam wstąpić, a potem...
-A potem co?
-Ginevro co ty taka niecierpliwa?!
-Choćby przez to ,,Ginevro" zresztą wiesz, że nie cierpię na nic czekać...-Nagle ktoś zapukał do drzwi.
-No cześć!
-Chyba nie przeszkadzamy?-Przywitali się bliźniacy.
-Ee...moglibyśmy wejść mamy przesyłkę specjalną a nawet kilka dosyć ciężkich.
-Tak, jasne.-Powiedział Harry i wpuścił ich do środka.
-Mamy kilka prezencików.
-Harry jeśli nie masz nic przeciwko to też wbijemy na ta waszą imprezę.
-Jasne, super, że wpadniecie.
-No to świetnie, bo wiesz żadna impreza nie może nas ominąć szczególnie, że nawet Percy będzie.
-Więc on też będzie?-Zapytała Ginny.
-Jasne i ponoć jeszcze kogoś przyprowadzi.-Uśmiechnął się głupkowato George.
-Świetnie! Ktoś może mi wreszcie powiedzieć o co chodzi!?
-Harry mówił, że to niespodzianka skarbie.-Powiedział i poklepał ją po ramieniu, a że był od niej o pół głowy wyższy wyglądało to po prostu śmiesznie.
-Bo ci urwę tą rękę.-Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Faktycznie George uważaj, bo nie dosyć, że już nie masz ucha to jeszcze bez reki będziesz chodził!-Parsknął śmiechem Fred.
-No nieważne, macie jabłka od mamusi, dżemiki od mamusi i jakieś ciasto, które się chyba troszeczkę zgniotło...-Powiedział George wypakowując wszystko z plecaka.
-No nie! A Ginny już jutro wyjeżdża i co ja z tym wszystkim zrobię.
-Może zjesz?
-No trudno później nad tym pomyślę.
-A przyjdzie ktoś jeszcze?-Zapytała Ginny.
-Tak ma być jeszcze Charlie.
-A Bill i Fleur?-Spytał Harry.
-Muszą się opiekować naszą śliczną bratanicą.
-Racja...
-Ale, żeby nie było za nudno Charlie obiecał, że weźmie ta swoją zwierzynę.
-Dlatego musieliśmy się w to wkręcić, nie można przegapić tej reakcji Rona...
-Taaak....-Zaśmiała się.-Rzeczywiście warte uwagi.
-To może już chodźmy za trzy minuty wielkie otwarcie.-Ponaglił Harry.
-A na miejsce deportujemy się od razu stamtąd?-Zapytał Fred.
-Myślę, że obejrzymy tę kawiarnię i zobaczymy jak tam całe otwarcie a potem zdeportujemy się bezpośrednio na miejsce.
-Świetnie no to chodźmy! Po chwili Harry i Ginny ubrali się ciepło i Harry wziął ze sobą wielki plecak.
-Po co ci to?-Powiedziała.
-Zobaczysz niedługo.
-No dobrze zobaczę niedługo...-Powiedziała i deportowali się po kolei.
Na samej górze nad wejściem wisiał duży, złoty, świecący napis z napisem ,,Felix Felicis".
-Fajna nazwa nie?-Powiedział Ron, który pojawił się znienacka.
-Chcesz, żebyśmy zawału dostali!-Nawrzeszczała na niego Ginny.
-Może wejdźmy.-Zaproponował jeden z braci.
W środku było mnóstwo ludzi, którzy śmiali się i gawędzili ze swoimi znajomymi popijając wino. Całe wnętrze było granatowe poza ciemnobrązowymi blatami stołów i złotymi zasłonami i krzesłami. Ogólnie całe wnętrze sprawiało, że polepszał się nastrój.
-O, spójrzcie jest Percy!-Powiedział Fred i obaj bliźniacy pospieszyli w jego stronę,
-Od kiedy oni tak lubią Percy'ego?-Zapytał Ron.
-W końcu są braćmi.-Prychnęła Ginny. Ale tutaj jest ładnie, mama się nieźle postarała.-Podziwiała.
-Masz rację, tu jest niesamowicie.-Przyznał Harry.
-Ależ my jesteśmy skromni, w końcu pomagaliśmy tu wszystko urządzać.
-No tak, pewnie dlatego tu jest tak wspaniale od razu wiedziałam, że to wszystko wasza zasługa.-Powiedziała i cała ich trójka wybuchła śmiechem.
-Och, jesteście już kochani!-Przywitała ich z uśmiechem Molly. No i jak wam się podoba.
-Niesamowicie mamo!
-Tak, mi też się podoba.-Dodał Harry.
-Zaraz, Hermiona gdzieś tutaj była...-Powiedział Ron rozglądając się.
-Widocznie zaginęła w tym tłumie.-Zażartowała Ginny.
-Cieszę się, że wam się podoba i rzeczywiście nie spodziewałam się, że przyjdzie tyle osób.
-Na każdym stoliku była świeca i kwiaty oraz menu.
-A no właśnie jedliście coś?-Zapytała mama z zatroskaną miną.
-Nie, mamo naprawdę nie jesteśmy głodni.-Powiedziała Ginny.
-Tak, poza tym mam już pomysł na kolację.-Powiedział Harry.
-W takim razie cieszę się, ale jakby co to wpadajcie wszystko na koszt firmy.
-Och, daj spokój mamo...-Powiedziała Ginny.
-W dzisiejszych czasach całe życie jest takie w biegu jak widzę ciebie Harry jak co chwilę latasz do ministerstwa i z powrotem albo ty Ginny, naprawdę uważasz, że połączenie rodziny, pracy i szkoły to był dobry pomysł?
-Jasne mamo, poza tym trzeba mieć jakieś wykształcenie, chcę się w przyszłości realizować a nie siedzieć w domu.
-Naprawdę jak będziesz miała dzieci to zrozumiesz to kochanie, że to nie praca jest najważniejsza.
-My z Harry'm na razie nie...
-Wiem, po prostu praca to nie wszystko można ją zmienić, można ją znaleźć a rodzina? Faktycznie Harry i Ron radzą sobie tutaj świetnie, ogromnie mi pomogli za co jestem im bardzo wdzięczna, ale bez was są jakby z nich uleciało powietrze, Harry cię potrzebuje tak jak Ron potrzebuje Hermiony.
-Co znowu zrobiłam?-Zapytała roześmiana Hermiona.
-Dobrze ja już może pójdę.-Powiedziała i odeszła.
-Znowu pewnie mówiła jacy to jesteście niedożywieni prawda? Powiedział Ron i się do nich dosiadł.
-Cześć Harry jak tam w Dolinie?-Przywitała się Hermiona.
-Przecież wiesz...-Powiedział Harry i złapał Ginny za rękę a Hermiona uśmiechnęła się triumfująco.
-To co idziemy już?-Zapytał Fred po tym jak chwile wcześniej pożegnał się z mamą.
-W sumie trochę szkoda, niezła impreza się tu rozkręca.-Przyznał George.-Percy może byś tak przedstawił twoją dziewczynę całej reszcie!-Przywołał go gestem.
-Jasne. To jest Audrey, a to Ginny-moja siostra, Harry-mąż mojej siostry, Ron-mój brat i Hermiona-żona mojego brata.
-Łał macie całkiem dużą rodziną.-Przyznała Audrey.
-Tak masz rację całkiem spora i cały czas się rozrasta no ale nieważne.
-A nas to już nie przestawisz tak!?-Oburzyli się bliźniacy.
-Jestem Fred Weasley ten najprzystojniejszy z braci!-Skłonił się.
-Jestem George i Fred ma rację, odkąd straciłem ucho powiedzmy, że to on jest ten przystojniejszy, ale zawsze mnie wszyscy o to pytają i ja jestem odważniejszy.
-Ja prawie umarłem.-Wtrącił Fred.
-To chyba mówi o tym, że jesteś słaby.-Powiedział i obaj się zaśmiali.
-Oni już tacy są.-Westchnęła Ginny i po chwili wyszli na zewnątrz skąd Harry i Ron deportowali wszystkich na miejsce.
-Harry...naprawdę nie mogę w to uwierzyć to...dziękuję nie wiesz ile to dla mnie znaczy.-Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona. Byli dokładnie w tym samym miejscu gdzie kiedyś wszyscy Weasley'owie organizowali sobie biwak. Tam gdzie we wspomnieniu Ginny rozmawiali, śmiali się. Chyba jednak dobrym pomysłem było to zorganizować-Pomyślał Harry
-Och...jesteście przesłodcy.-Powiedziała Audrey.
-Trzeba było kuć żelazo póki gorące...-Powiedział Fred.
-Albo raczej brać Wybrańca póki był wolny.-Poprawił go George i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Ja Harry'ego nikomu nie oddam!-Zaśmiała się Ginny.
-To ty jesteś! Wy jesteście...kurczę przecież...no tak ty to ten słynny Harry Potter, Hermiona Granger...
-Teraz już Weasley.-Wtrącił Ron
-...i Ron Weasley to wy szukaliście horkruksów! A ty to Ginevra Weasley ta, która...
-Potter.-Znowu przerwał Ron.
-...Ta, która pomogła zniszczyć Voldemorta i...
-Zniszczyła śmierciożerców psychicznie! Tak jest, to nasza księżniczka. Najmłodsza, ale najsilniejsza z nas wszystkich, niepozorna a tak groźna dla swojego przeciwnika-Ginevra Potter!-Rzekł Fred a brzmiało to jak przedstawienie zawodnika na ringu.
-Taaak, moja ścigająca.-Powiedział Harry.-Mogła mieć każdego a z tych wszystkich ludzi na świecie wybrała mnie-bliznowatego okularnika.-Powiedział i znowu wszyscy się zaśmiali.
-Jednak cuda się zdarzają.-Zażartował George.
-Charlie też ponoć miał być prawda?-Zapytała Hermiona.
-Tak, ale chyba się...-Nie dokończył Fred, bo właśnie w tym momencie deportował się Charlie, tak jak obiecał z małym zielonym smokiem.
-Poprawka, ja się nie spóźniłem to czas się pospieszył.-Powiedział Charles z uśmiechem na twarzy. Ciężko było to maleństwo wsadzić w szelki i zapiąć na smyczy, ale w końcu mi się udało.
-Maleństwo...-Powiedział Ron.-Wam też się robi tak ciemno...
-Ron ty kretynie, wstawaj z tej ziemi! Co ty znowu wyprawiasz, znowu zostawiłeś godność w domu!-Dostał reprymendę od Ginny.
-Dziękuję Ginny.-Rzekł Charlie.
-Jest całkiem miły.-Stwierdziła Ginny kiedy mały smok zaczął ocierać się o jej nogi a ona pogłaskała go po grzbiecie i po chwili wszyscy byli już przy nim i głaskali smoka. Wszyscy oprócz Rona, który stał z boku z założonymi rękami.
-Ron.-Kiwnął głową na zachętę Charlie ale on tylko pokręcił przecząco głową.
-One wyrastają na wielkie potwory! Kiedyś pożre nas wszystkich albo zdemoluje cały świat!
-Daj spokój, jak takie maleństwo mogłoby zdemolować świat! Nawet jeszcze nie ma dobrze wykształconych skrzydeł!
-To to coś jeszcze będzie latać!?
-A co myślałeś w końcu to smok Ron.-Zaśmiał się Fred-Chyba też sobie takiego sprawię.
-Mama nie będzie zadowolona...
-Już z nią o tym rozmawiałem.-Rzekł Charlie.
-To dlatego tak jej pomagałeś z tą restauracją...-Wytknął mu Ron.
-I tak bym pomógł.-Obruszył się.
-Przestańcie wreszcie...-Powiedziała znudzona Ginny.
-Właśnie może rozdzielmy zadania.-Zaproponował Percy.
-To ja pójdę po jakieś drewno.-Oświadczył Ron.
-Pójdę z tobą.-Dołączyła się Hermiona.
-To ja i Audrey rozstawimy namioty.-Rzekł Percy.
-Ja i Fred poukładamy nasze rzeczy i zajmiemy się atmosferą.
-Nie wiem co to znaczy ale brzmi dobrze.-Stwierdził Percy.
-Nie myślałem, że kiedyś to od ciebie usłyszę.
-To ja się zajmę zabezpieczeniami.-Powiedziała Ginny.
-Ja też.
-No tak, auror w swoim żywiole.-Uśmiechnął się do niego Fred.
Po niecałej godzinie wszystko było już uporządkowane, zaklęcia ochronne były już nałożone, namioty rozstawione a ognisko rozpalone. Wszyscy siedzieli w ciasnym kręgu otaczając ognisko. Opowiadali różne ciekawe historie i mówili o ostatnich wydarzeniach.
-Cieszę się, że mama w końcu się czymś zajmie.-Powiedział Fred.
-No była samotna i jakaś...przygaszona.-Dodał George.
-Ginny to w końcu ile miałaś tych chłopaków?-Gnębił wciąż ten sam temat Ron.
-A czy to takie ważne!? I nie Ron, nie było ich pięciu.
-No i nadal nie wiemy tak naprawdę co dokładnie stało się w Komnacie Tajemnic.-Powiedziała Hermiona.
-W końcu to Komnata Tajemnic, no nie?-Zaśmiał się Percy.
-To nasza tajemnica.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, właściwie my nigdy nie będziemy wiedzieć co się tam naprawdę stało.
-W ogóle świetne pomysł, żeby robić biwak w środku października.
-Od czegoś są zaklęcia termalne.-Powiedział Harry.
-Patrzcie te gwiazdy wyglądają zupełnie jak hipogryf.-Powiedział Charlie i po chwili wszyscy się położyli i patrzyli w niebo.
-Rzeczywiście.-Powiedziała Hermiona.
-Ty już masz jakąś obsesję..-Stwierdził Ron.-Ja nie widzę żadnego hipogryfa.
-Przyjrzyj się dobrze! Nie widzisz, bo nie chcesz widzieć!-Powiedziała Ginny.
-A ty stary, nie mów mi, że też widzisz jakiegoś hipogryfa na niebie.
-Tak, tam jest.-Powiedział Harry i pokazał ręką.
-Wciąż nic nie widzę to tylko gwiazdy...
-Czy ty musisz być taki bez wyobraźni!-Powiedziała Hermiona.
-Ja myślę...że to bardziej jak skrzat domowy albo...jak ty Hermiona.
-Co przecież Hermiona nie ma takich wielkich ust.-Zaśmiał się George.
-To nie są usta tylko mięśnie.-Parsknął śmiechem Percy.
-No to bardziej jak Ginny.-Zaśmiał się Harry.
-Tak, a ci w kącie to Fred i George.-Powiedziała Ginny.
-Całkiem mądre stwierdzenie Ginny, w końcu my zawsze kombinujemy coś po kątach.-Powiedział Fred.
-Pamiętacie pożegnanie z tatą, miał rację, wszyscy patrzyliśmy wtedy w niebo i po jego ostatnich słowach naprawdę pojawiła się spadająca gwiazda.-Powiedział Ron.
-Pamiętacie, na trzecim wzgórzu jest nora.-Powiedziała Ginny.
-Tak, a na drugim mieszka Ksenofilius.
-Tak, teraz już sam, wszyscy się jakoś rozeszli a my wszyscy wciąż jesteśmy razem, a na dodatek jesteśmy rodziną.
-Ja mam wrażenie jakbyśmy zawsze nią byli. Czasem myślę, co by powiedzieli moi rodzice...-Powiedział Harry a Ginny wtuliła się w jego ramię. Chyba to prawda nigdy nie można mieć wszystkiego...
-Nawet człowiek mający wszystko nigdy nie byłby szczęśliwy.
-Była nawet taka legenda...-Zaczęła Hermiona.-A zresztą nieważne może innym razem wam opowiem.
-Jutro z samego rana wracam do Hogwartu...
-Nie męczy cię ta odległość?-Odezwała się Audrey.
-Odległość zawsze męczy, gdy ma się kogoś bardzo bliskiego.
-Percy też siedział w ministerstwie od rana do nocy i czasami w ogóle chyba nie wracał do domu.
-No tak, masz rację dlatego teraz to wszystko zmieniam.
-Niesamowita metamorfoza.-Powiedzieli chórem bliźniacy.
-Czego on chce!-Powiedział zdenerwowany Ron patrząc z obrzydzeniem na smoka, który się o niego ocierał.
-Polubił cię.-Uśmiechnął się Charlie.
-A daj mi spokój! Po lekcjach z Hagridem mam już dosyć tego ,,polubił cię".
-Są różne gatunki zwierząt i różnie się zachowują, masz rację Ron niektóre z nich to potwory stworzone wyłącznie po to by niszczyć i siać postrach, ale inne są naprawdę przyjazne i szukają towarzysza, którego są gotowe bronić.
-Możeeee..no niech ci będzie może nie jest taki zły.-Przyznał Ron, po czym wziął kawał mięsa rzucił w stronę zwierzęcia a on natychmiast go pochwycił.
-Widzisz Ron, zależy z jakiej strony na to spojrzysz, bo one naprawdę mogą być bardzo pożyteczne, gdy się je odpowiednio wychowa.
-Taaak...mam bardzo ciekawą rodzinę brata, który zajmuje się wychowaniem dzikich zwierzaków...
-Dwóch zwariowanych bliźniaków.-Dodała Ginny.
-Super inteligencje.-Powiedział o Hermionie Harry.
-Bliznowatego.-Powiedział Fred.
-Mądrale, który otworzył oczy.-Powiedział George a Percy się do niego uśmiechnął.
-I najmłodszą, ale chyba najmądrzejszą z nas wszystkich, światowej sławy szukającą.-Zakończył Charlie.
-Taak...ciekawe zestawienie.-Zaśmiała się Hermiona.-No i jeszcze jeden, wyjątkowy Ron.-Powiedziała i przytuliła go.-Będę za wami wszystkimi tęsknić.
-Ja też i to bardzoooooo. Ale macie mnie o wszystkim informować co się tutaj dzieje!-Zaśmiała się. Dziękuję wam, że to zorganizowaliście, fajnie było powspominać...Cokolwiek by się nie działo wiem jedno, że wrócę niebawem...
niedziela, 16 października 2016
57.Ktoś nowy
-Musisz już iść?-Zapytała Ginny zaspanym głosem.
-Niestety, ale za to wrócę jakoś na obiad. A ty śpij dalej, bo jest dopiero piąta.-Powiedział zapinając guziki koszuli.
-Naprawdę już piąta?
-No widzisz tak to jest jak się nie śpi po nocach...
-Ty też nie spałeś! Co ty knujesz...
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Bycie huncwotem mam we krwi, no nie?
-W sumie wychowując się z sześciorgiem braci też można by tak o mnie powiedzieć.
-Nie zrzucaj winy na braci!-Zaśmiał się Harry.-Dobrze wiem kim jesteś.
-No to kim jestem?-Zaśmiała się.
-Klejem tej rodziny!
-O tak, zawsze marzyłam, żeby zostać klejem!
-No widzisz marzenia się spełniają.-Uśmiechnął się i wziął swoje rzeczy.
-Wiesz co, lepiej już idź szefuńciu, bo się jeszcze spóźnisz!-Powiedziała i cisnęła w niego poduszką.
-Jak dobrze jest mieć żonę, która skutecznie wygania do pracy...-Wyszczerzył do niej zęby i narzucił na siebie swój mundur.
-Dokładnie tak. I uczesz się jak na szefa przystało.-Ginny wstała z łóżka, poprawiła okulary na jego nosie i przeczesała włosy.
-Dobrze wiesz, że się nie da!
-Wiem. No to w drogę, wracaj szybko!
-Jak najszybciej się da.-Powiedział i zniknął za drzwiami.
Podczas, gdy nie było Harry'ego, Ginny kręciła się trochę po domu, odwiedziła Norę, napisała list do Percy'ego i zajęła się gotowaniem obiadu.
-O, jesteś już, siadaj i jedz.
-Dzięki.
-Widzę, że bardzo zgłodniałeś.
-No w sumie...dzisiaj było pełno zgłoszeń, ale w sumie nic konkretnego...
-To dobrze.
-Wiesz co dzisiaj taka ładna pogoda przejdziemy się gdzieś?
-Dobry pomysł, szkoda, że mamy tak mało okazji, żeby gdzieś razem wyjść...
-Wiem, ale ja chcę to zmienić. Jak tylko zdasz owutemy to gdzieś wyjedziemy.
-Mi się tutaj podoba, byleby tylko być z tobą.
-Też tak myślę Ginny. Kocham cię i chyba trochę zbyt rzadko ci to mówię.
-Dobrze wiesz, że ani ty, ani ja nie musimy nic mówić, żeby się zrozumieć.-Powiedziała a Harry objął ją.
-To chodźmy na spacer, chyba dobrze nam zrobi.-Po chwili ubrali się ciepło i wyszli z domu trzymając się za ręce.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy tak spędzić czas...przepraszam.-Wyznał Harry kiedy spacerowali alejkami między domami.
-Wiesz przecież, że tak czasem się zdarza, to nie twoja wina, poza tym,dobrze wiedziałam jak to będzie jeśli pojadę do Hogwartu na ostatni rok.
-Może lepiej zmieńmy temat i cieszmy się, że w końcu możemy pogadać.
-Masz rację.
-Wiesz co, mam pytanie, bo przyznaję, że bardzo mnie to interesuje. Kiedy nauczyłaś się niewerbalnych i oklumencji?
-Niewerbalnych nauczyłam się w trzeciej klasie, a oklumencji właśnie wtedy.
-Nie rozumiem, mówisz o tym wspomnieniu?
-Tak, widzisz to było dziwne, zależało mi na tym, żeby nie zobaczyli nic, więc się na tym skupiłam i myślałam tylko o tym, żeby tego nie zobaczyli i się nie dowiedzieli. Tak właśnie nauczyłam się oklumencji. Chociaż dopiero później uświadomiłam sobie co zrobiłam.
-Więc to był twój pierwszy raz kiedy użyłaś oklumencję?-Zapytał niedowierzającym tonem.
-Tak.
-Niesamowite. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da.
-Wiem trochę to głupie, że zrobiłam to nieświadomie.
-Właściwie nie do końca nieświadomie. Oklumencja nie jest taka łatwa, wiem, głównie dlatego, że wymaga dużego skupienia i chęci zamknięcia umysłu. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że nauczyłaś się tego tak szybko.
-Teraz oklumencja mi się już raczej nie przydaje, ale wtedy ta umiejętność była na wagę złota.
-Niesamowite...
-Ej...to ty znalazłeś wszystkie horkruksy i zniszczyłeś go raz na zawsze. Niektórzy chyba mają rację, w porównaniu z tobą to do pięt nie dorastam.
-Daj spokój, gdyby nie wasza pomoc, pomoc Syriusza, Dumledore'a, Zakonu Feniksa to nic bym nie zrobił. A właśnie tak a propos Zakonu Feniksa dołączył do nas Draco.
-Naprawdę? Nie wiedziałam...
-No wszyscy byliśmy trochę zaskoczeni, ale wiem, że możemy mu zaufać. Poza tym to nie koniec nowin jeśli chodzi o Draco Malfoy'a.-Po chwili wyciągnął coś zza pazuchy. Była to konkretnie wyrwana strona z Żonglera, która zawierała wywiad z Draconem.
-Łał. Ginny była bardzo zdziwiona, gdy już przeczytała całą jego wypowiedź.
-Taak, ja i Ron też tak zareagowaliśmy.
-Nigdy nie mówił, że chce zostać uzdrowicielem.
-Nigdy też nie mówił, że przejdzie na naszą stronę.
-Właściwie masz rację. Dobrze, że już się z tego wszystkiego otrząsnął.
-Ponoć dzięki jego opiece Narcyza wyszła z tego wszystkiego cało i wyzdrowiała więc Draco ma się gdzieś przeprowadzić.
-Ja mu się nie dziwię skoro w tej rezydencji torturowano i zabijano wielu ludzi.-Kiedy Harry wspomniał o tej przeprowadzce Ginny pomyślała o tym co widziała wtedy kiedy się tu deportowała.
-Harry, wiesz może coś o tym kto się przeprowadza do tego domu, który jeszcze niedawno stał pusty?
-Chyba taki chłopak z dziewczyną ale nie wiem, nie znam ich.
-Może już wracajmy trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.-Powiedział, objął ją ramieniem i po chwili stali już na werandzie domu.
-No to co, ciepłej herbaty?-Zaproponował Harry, gdy weszli do kuchni.
-Tak, dzięki.
-Szkoda, że nie możecie zostać dłużej, wszyscy strasznie tu za wami tęsknią.
-Na święta zostaniemy o wiele dłużej. I jednak nie umarliście z głodu.-Powiedziała Ginny, gdy otworzyła pełną lodówkę.
-Nie, Ron nawet wymyślił własny przepis?
-Na co? Idealnego męża?-Zaśmiała się.
-Raczej idealny obiad.
-No widzisz ja i Hermiona chyba będziemy musiały częściej wyjeżdżać skoro to tak dobrze wpływa na wasz rozwój.
-Ron stwierdził, że już chyba o nas zapomniałyście.
-Ron twierdzi różne rzeczy. Poza tym miałabym zapomnieć , że mam męża bliznowatego?
-Ej! Z tym to już przesadziłaś!-Zaśmiał się i zaczęli się namiętnie całować dopóki nie przeszkodziło im pukanie do drzwi.
-Ja otworzę.-Powiedziała Ginny.
Ku jej zdziwieniu przed drzwiami stał młody mężczyzna którego skądś już wcześniej znała. Po chwili palnęła bez zastanowienia:-Thomas?
-Ginny!-Uściskał ją. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Wyglądał jakby był męskim odpowiednikiem wili albo jak wycięty z okładki miesięcznika o modzie.
-
Nie poznałam cię!
-Ty też się bardzo zmieniłaś!-Dzień dobry.-Dodał po chwili, gdy do przedpokoju wszedł Harry.
-Dzień dobry.
-Ja nie mogę! Czy ty to...Harry Potter!?
-Tak, miło mi.-Rzekł Harry.
-Niesamowite! Tyle historii słyszałem...-Zresztą o tobie też Ginny. Ale co Harry Potter...-Nie dokończył i przyglądał się to Harry'emu to Ginny.
-Oczywiście, Harry to mój mąż.
-Twój...twój MĄŻ!? No to widzę, że przegapiłem więcej niż myślałem.
-No a Harry, Thomas to mój przyjaciel tyle, że nie widzieliśmy się już chyba...
-Dziewięć lat.-Dokończył za nią.
-To rzeczywiście całkiem sporo.-Przyznał.-Może wejdziesz do środka?-Zaproponował Harry.
-Tak, dzięki ale tylko na moment.
-Ale ty się zmieniłaś Ginny...Jesteś ładniejsza niż te wszystkie wile, które do mnie lgną, mam tego już dosyć chyba łatwiej byłoby pozostać brzydalem.-Wyszczerzył w uśmiechu komplet śnieżnobiałych zębów. W tym momencie gościu przestał mu się podobać, ale postanowił udawać, że niczego nie słyszał i zaczął czytać raporty.
-Dlaczego dopiero teraz wróciłeś?-Zapytała.
-Po mojej przeprowadzce do Europy zaczęły się tutaj dziać straszne rzeczy i przyznaję, że bałem się tego co się tutaj działo, ale nie było dnia, żebym nie myślał o waszej rodzinie. Tak, wiem jestem tchórzem, przepraszam.-Harry po tych słowach poczuł pewną satysfakcję, mimo tego, że chciał przestać o tym myśleć cały czas przyłapywał się, że porównuje siebie do tego faceta.
-Każdy popełnia błędy, chociaż ja akurat nie żałuję, że walczyłam. A co z twoją rodziną?
-Chloe...wykończyli ją! Ukrył twarz w dłoniach.
-Tak mi przykro...
-No wiesz ona tutaj została, walczyła i tak właśnie się to dla niej skończyło...Rodzice byli zdruzgotani, nie pozwolili przyjechać tutaj ani mnie ani moim siostrom. A co z twoją rodziną?
-Mój tata nie żyje...
-Nie wiedziałem...
-To się stało pół roku temu, przez zazdrość i chęć zemsty...
-Bardzo mi przykro, pan Weasley był wspaniałym człowiekiem...
-Chloe też nie tylko dla ciebie była jak starsza siostra której nigdy nie miałam.
-No tak, wiesz co ja już może pójdę, chciałbym tutaj wszystkich poznać i mam jeszcze dużo pracy z przeprowadzką.
-Rozumiem, do zobaczenia.-Uściskała go Ginny i po chwili wyszedł.
-Chwila...na czym skończyliśmy...a tak.-Odgarnęła włosy, ale Harry odsunął ją od siebie.
-Chodzi o Thomas'a tak? Myślałam, że nie jesteś taki zazdrosny! Thomas to mój przyjaciel od kołyski! Tak, wiem teraz jest trochę jak McLaggen ale co miałam go wygonić! A jeśli już musisz coś wiedzieć to chodź do ,,eksperta" w sprawach zazdrości.-Pociągnęła go za rękaw szaty, ale Harry nie opierał się, bo zastanawiał się o co właściwie jej chodzi.
-Proszę, jesteśmy na miejscu!-Zaśmiała się, gdy stanęli przed domem Rona i Hermiony.
Drzwi otworzył im Ron.
-A, to wy! A ja już myślałem, że to znowu jakieś reklamy! Wchodźcie.
-Ron mógłbyś wytłumaczyć Harry'emu kto to jest Thomas Lower.
-No tak Thomas! Kiedyś się kolegowaliśmy, ale potem kontakt się urwał, bo się przeprowadził i od dnia, w którym się z nami pożegnał to już go więcej nie widziałem. On i Ginny się zawsze dobrze rozumieli, bo obydwoje są najmłodsi w rodzinie tyle,że on ma cztery starsze siostry.
-I czy mogłoby chodzić o coś więcej niż o przyjaźń. Powiedziała do Rona Ginny.
-Nie...spędzali dużo czasu, ale czy ja wiem...poza tym to brzydal nosił aparat na zęby, był gruby i miał taką równą grzyweczkę.-Zachichotał.-Do dzisiaj to pamiętam.
-No widzisz Harry!
-A czy ja powiedziałem, że jestem o niego zazdrosny? Po prostu nie polubiłem go.
-Ja też uważam, że się zmienił i nie wiem czy jeszcze będziemy przyjaciółmi ale to nie zmienia faktu, że teraz będzie naszym sąsiadem.
-Wiem Ginny. Zresztą rozumiem, że to twój przyjaciel, ale mnie trochę wkurzył.
-,,Trochę".-Zaśmiał się Ron.
-No dobra...-Powiedział ze śmiechem. Przepraszam Ginny.
-A ja miałam nadzieję, że to będzie miły, spokojny weekend...Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nasze życie nie jest spokojne.-Zaśmiał się Ron.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-Zapytało równocześnie rodzeństwo.
-A w sumie...jutro się dowiecie. Niespodzianka.
-Niech ci będzie.-Powiedział Ron.
-Tylko się spakujcie.
-Ale co mamy spakować?-Zapytała Ginny.
-Najpotrzebniejsze rzeczy. A ty Ron przekażesz Hermionie.
-Jasne jak tylko wróci z ministerstwa.
-To dobranoc Ron.
-Dobranoc, państwo Potter'owie!
Po chwili znowu byli u siebie.
-Mam nadzieję, że zrozumiałeś to, co powiedział ci Ron. Mnie też już trochę zaczęło denerwować to jakim stał się lizusem i w ogóle uważa się za jakiegoś mega przystojniaka...
-Którym jest.-Dokończył Harry.
-Och...daj spokój! To jeszcze o niczym nie świadczy, poza tym jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie to chyba nie byłbyś moim mężem.-Oboje parsknęli śmiechem.
-Na czym skończyliśmy? A tak...
-Niestety, ale za to wrócę jakoś na obiad. A ty śpij dalej, bo jest dopiero piąta.-Powiedział zapinając guziki koszuli.
-Naprawdę już piąta?
-No widzisz tak to jest jak się nie śpi po nocach...
-Ty też nie spałeś! Co ty knujesz...
-Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. Bycie huncwotem mam we krwi, no nie?
-W sumie wychowując się z sześciorgiem braci też można by tak o mnie powiedzieć.
-Nie zrzucaj winy na braci!-Zaśmiał się Harry.-Dobrze wiem kim jesteś.
-No to kim jestem?-Zaśmiała się.
-Klejem tej rodziny!
-O tak, zawsze marzyłam, żeby zostać klejem!
-No widzisz marzenia się spełniają.-Uśmiechnął się i wziął swoje rzeczy.
-Wiesz co, lepiej już idź szefuńciu, bo się jeszcze spóźnisz!-Powiedziała i cisnęła w niego poduszką.
-Jak dobrze jest mieć żonę, która skutecznie wygania do pracy...-Wyszczerzył do niej zęby i narzucił na siebie swój mundur.
-Dokładnie tak. I uczesz się jak na szefa przystało.-Ginny wstała z łóżka, poprawiła okulary na jego nosie i przeczesała włosy.
-Dobrze wiesz, że się nie da!
-Wiem. No to w drogę, wracaj szybko!
-Jak najszybciej się da.-Powiedział i zniknął za drzwiami.
Podczas, gdy nie było Harry'ego, Ginny kręciła się trochę po domu, odwiedziła Norę, napisała list do Percy'ego i zajęła się gotowaniem obiadu.
-O, jesteś już, siadaj i jedz.
-Dzięki.
-Widzę, że bardzo zgłodniałeś.
-No w sumie...dzisiaj było pełno zgłoszeń, ale w sumie nic konkretnego...
-To dobrze.
-Wiesz co dzisiaj taka ładna pogoda przejdziemy się gdzieś?
-Dobry pomysł, szkoda, że mamy tak mało okazji, żeby gdzieś razem wyjść...
-Wiem, ale ja chcę to zmienić. Jak tylko zdasz owutemy to gdzieś wyjedziemy.
-Mi się tutaj podoba, byleby tylko być z tobą.
-Też tak myślę Ginny. Kocham cię i chyba trochę zbyt rzadko ci to mówię.
-Dobrze wiesz, że ani ty, ani ja nie musimy nic mówić, żeby się zrozumieć.-Powiedziała a Harry objął ją.
-To chodźmy na spacer, chyba dobrze nam zrobi.-Po chwili ubrali się ciepło i wyszli z domu trzymając się za ręce.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio mogliśmy tak spędzić czas...przepraszam.-Wyznał Harry kiedy spacerowali alejkami między domami.
-Wiesz przecież, że tak czasem się zdarza, to nie twoja wina, poza tym,dobrze wiedziałam jak to będzie jeśli pojadę do Hogwartu na ostatni rok.
-Może lepiej zmieńmy temat i cieszmy się, że w końcu możemy pogadać.
-Masz rację.
-Wiesz co, mam pytanie, bo przyznaję, że bardzo mnie to interesuje. Kiedy nauczyłaś się niewerbalnych i oklumencji?
-Niewerbalnych nauczyłam się w trzeciej klasie, a oklumencji właśnie wtedy.
-Nie rozumiem, mówisz o tym wspomnieniu?
-Tak, widzisz to było dziwne, zależało mi na tym, żeby nie zobaczyli nic, więc się na tym skupiłam i myślałam tylko o tym, żeby tego nie zobaczyli i się nie dowiedzieli. Tak właśnie nauczyłam się oklumencji. Chociaż dopiero później uświadomiłam sobie co zrobiłam.
-Więc to był twój pierwszy raz kiedy użyłaś oklumencję?-Zapytał niedowierzającym tonem.
-Tak.
-Niesamowite. Nie wiedziałem, że tak się w ogóle da.
-Wiem trochę to głupie, że zrobiłam to nieświadomie.
-Właściwie nie do końca nieświadomie. Oklumencja nie jest taka łatwa, wiem, głównie dlatego, że wymaga dużego skupienia i chęci zamknięcia umysłu. Nigdy bym nawet nie pomyślał, że nauczyłaś się tego tak szybko.
-Teraz oklumencja mi się już raczej nie przydaje, ale wtedy ta umiejętność była na wagę złota.
-Niesamowite...
-Ej...to ty znalazłeś wszystkie horkruksy i zniszczyłeś go raz na zawsze. Niektórzy chyba mają rację, w porównaniu z tobą to do pięt nie dorastam.
-Daj spokój, gdyby nie wasza pomoc, pomoc Syriusza, Dumledore'a, Zakonu Feniksa to nic bym nie zrobił. A właśnie tak a propos Zakonu Feniksa dołączył do nas Draco.
-Naprawdę? Nie wiedziałam...
-No wszyscy byliśmy trochę zaskoczeni, ale wiem, że możemy mu zaufać. Poza tym to nie koniec nowin jeśli chodzi o Draco Malfoy'a.-Po chwili wyciągnął coś zza pazuchy. Była to konkretnie wyrwana strona z Żonglera, która zawierała wywiad z Draconem.
-Łał. Ginny była bardzo zdziwiona, gdy już przeczytała całą jego wypowiedź.
-Taak, ja i Ron też tak zareagowaliśmy.
-Nigdy nie mówił, że chce zostać uzdrowicielem.
-Nigdy też nie mówił, że przejdzie na naszą stronę.
-Właściwie masz rację. Dobrze, że już się z tego wszystkiego otrząsnął.
-Ponoć dzięki jego opiece Narcyza wyszła z tego wszystkiego cało i wyzdrowiała więc Draco ma się gdzieś przeprowadzić.
-Ja mu się nie dziwię skoro w tej rezydencji torturowano i zabijano wielu ludzi.-Kiedy Harry wspomniał o tej przeprowadzce Ginny pomyślała o tym co widziała wtedy kiedy się tu deportowała.
-Harry, wiesz może coś o tym kto się przeprowadza do tego domu, który jeszcze niedawno stał pusty?
-Chyba taki chłopak z dziewczyną ale nie wiem, nie znam ich.
-Może już wracajmy trochę zimno się robi.
-No to chodźmy.-Powiedział, objął ją ramieniem i po chwili stali już na werandzie domu.
-No to co, ciepłej herbaty?-Zaproponował Harry, gdy weszli do kuchni.
-Tak, dzięki.
-Szkoda, że nie możecie zostać dłużej, wszyscy strasznie tu za wami tęsknią.
-Na święta zostaniemy o wiele dłużej. I jednak nie umarliście z głodu.-Powiedziała Ginny, gdy otworzyła pełną lodówkę.
-Nie, Ron nawet wymyślił własny przepis?
-Na co? Idealnego męża?-Zaśmiała się.
-Raczej idealny obiad.
-No widzisz ja i Hermiona chyba będziemy musiały częściej wyjeżdżać skoro to tak dobrze wpływa na wasz rozwój.
-Ron stwierdził, że już chyba o nas zapomniałyście.
-Ron twierdzi różne rzeczy. Poza tym miałabym zapomnieć , że mam męża bliznowatego?
-Ej! Z tym to już przesadziłaś!-Zaśmiał się i zaczęli się namiętnie całować dopóki nie przeszkodziło im pukanie do drzwi.
-Ja otworzę.-Powiedziała Ginny.
Ku jej zdziwieniu przed drzwiami stał młody mężczyzna którego skądś już wcześniej znała. Po chwili palnęła bez zastanowienia:-Thomas?
-Ginny!-Uściskał ją. Był to wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Wyglądał jakby był męskim odpowiednikiem wili albo jak wycięty z okładki miesięcznika o modzie.
-
Nie poznałam cię!
-Ty też się bardzo zmieniłaś!-Dzień dobry.-Dodał po chwili, gdy do przedpokoju wszedł Harry.
-Dzień dobry.
-Ja nie mogę! Czy ty to...Harry Potter!?
-Tak, miło mi.-Rzekł Harry.
-Niesamowite! Tyle historii słyszałem...-Zresztą o tobie też Ginny. Ale co Harry Potter...-Nie dokończył i przyglądał się to Harry'emu to Ginny.
-Oczywiście, Harry to mój mąż.
-Twój...twój MĄŻ!? No to widzę, że przegapiłem więcej niż myślałem.
-No a Harry, Thomas to mój przyjaciel tyle, że nie widzieliśmy się już chyba...
-Dziewięć lat.-Dokończył za nią.
-To rzeczywiście całkiem sporo.-Przyznał.-Może wejdziesz do środka?-Zaproponował Harry.
-Tak, dzięki ale tylko na moment.
-Ale ty się zmieniłaś Ginny...Jesteś ładniejsza niż te wszystkie wile, które do mnie lgną, mam tego już dosyć chyba łatwiej byłoby pozostać brzydalem.-Wyszczerzył w uśmiechu komplet śnieżnobiałych zębów. W tym momencie gościu przestał mu się podobać, ale postanowił udawać, że niczego nie słyszał i zaczął czytać raporty.
-Dlaczego dopiero teraz wróciłeś?-Zapytała.
-Po mojej przeprowadzce do Europy zaczęły się tutaj dziać straszne rzeczy i przyznaję, że bałem się tego co się tutaj działo, ale nie było dnia, żebym nie myślał o waszej rodzinie. Tak, wiem jestem tchórzem, przepraszam.-Harry po tych słowach poczuł pewną satysfakcję, mimo tego, że chciał przestać o tym myśleć cały czas przyłapywał się, że porównuje siebie do tego faceta.
-Każdy popełnia błędy, chociaż ja akurat nie żałuję, że walczyłam. A co z twoją rodziną?
-Chloe...wykończyli ją! Ukrył twarz w dłoniach.
-Tak mi przykro...
-No wiesz ona tutaj została, walczyła i tak właśnie się to dla niej skończyło...Rodzice byli zdruzgotani, nie pozwolili przyjechać tutaj ani mnie ani moim siostrom. A co z twoją rodziną?
-Mój tata nie żyje...
-Nie wiedziałem...
-To się stało pół roku temu, przez zazdrość i chęć zemsty...
-Bardzo mi przykro, pan Weasley był wspaniałym człowiekiem...
-Chloe też nie tylko dla ciebie była jak starsza siostra której nigdy nie miałam.
-No tak, wiesz co ja już może pójdę, chciałbym tutaj wszystkich poznać i mam jeszcze dużo pracy z przeprowadzką.
-Rozumiem, do zobaczenia.-Uściskała go Ginny i po chwili wyszedł.
-Chwila...na czym skończyliśmy...a tak.-Odgarnęła włosy, ale Harry odsunął ją od siebie.
-Chodzi o Thomas'a tak? Myślałam, że nie jesteś taki zazdrosny! Thomas to mój przyjaciel od kołyski! Tak, wiem teraz jest trochę jak McLaggen ale co miałam go wygonić! A jeśli już musisz coś wiedzieć to chodź do ,,eksperta" w sprawach zazdrości.-Pociągnęła go za rękaw szaty, ale Harry nie opierał się, bo zastanawiał się o co właściwie jej chodzi.
-Proszę, jesteśmy na miejscu!-Zaśmiała się, gdy stanęli przed domem Rona i Hermiony.
Drzwi otworzył im Ron.
-A, to wy! A ja już myślałem, że to znowu jakieś reklamy! Wchodźcie.
-Ron mógłbyś wytłumaczyć Harry'emu kto to jest Thomas Lower.
-No tak Thomas! Kiedyś się kolegowaliśmy, ale potem kontakt się urwał, bo się przeprowadził i od dnia, w którym się z nami pożegnał to już go więcej nie widziałem. On i Ginny się zawsze dobrze rozumieli, bo obydwoje są najmłodsi w rodzinie tyle,że on ma cztery starsze siostry.
-I czy mogłoby chodzić o coś więcej niż o przyjaźń. Powiedziała do Rona Ginny.
-Nie...spędzali dużo czasu, ale czy ja wiem...poza tym to brzydal nosił aparat na zęby, był gruby i miał taką równą grzyweczkę.-Zachichotał.-Do dzisiaj to pamiętam.
-No widzisz Harry!
-A czy ja powiedziałem, że jestem o niego zazdrosny? Po prostu nie polubiłem go.
-Ja też uważam, że się zmienił i nie wiem czy jeszcze będziemy przyjaciółmi ale to nie zmienia faktu, że teraz będzie naszym sąsiadem.
-Wiem Ginny. Zresztą rozumiem, że to twój przyjaciel, ale mnie trochę wkurzył.
-,,Trochę".-Zaśmiał się Ron.
-No dobra...-Powiedział ze śmiechem. Przepraszam Ginny.
-A ja miałam nadzieję, że to będzie miły, spokojny weekend...Powiedziała i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Nasze życie nie jest spokojne.-Zaśmiał się Ron.
-Mam pewien pomysł.
-Jaki?-Zapytało równocześnie rodzeństwo.
-A w sumie...jutro się dowiecie. Niespodzianka.
-Niech ci będzie.-Powiedział Ron.
-Tylko się spakujcie.
-Ale co mamy spakować?-Zapytała Ginny.
-Najpotrzebniejsze rzeczy. A ty Ron przekażesz Hermionie.
-Jasne jak tylko wróci z ministerstwa.
-To dobranoc Ron.
-Dobranoc, państwo Potter'owie!
Po chwili znowu byli u siebie.
-Mam nadzieję, że zrozumiałeś to, co powiedział ci Ron. Mnie też już trochę zaczęło denerwować to jakim stał się lizusem i w ogóle uważa się za jakiegoś mega przystojniaka...
-Którym jest.-Dokończył Harry.
-Och...daj spokój! To jeszcze o niczym nie świadczy, poza tym jakby to miało dla mnie jakieś znaczenie to chyba nie byłbyś moim mężem.-Oboje parsknęli śmiechem.
-Na czym skończyliśmy? A tak...
niedziela, 9 października 2016
56.Zawsze tylko tu...
W piątek wieczorem Ginny przeglądała swój grafik i plan lekcji. Okazało się, że wekeend ma akurat wolny od lekcji, meczy, treningów i wywiadów. Wreszcie wolny wekeend od wielu tygodni.-Pomyślała i przez głowę przeszła jej jedna myśl.-Od kilku tygodni myślała już o zawitaniu w Dolinie Godryka albo w norze. Bardzo interesowało ją wszystko co się tam działo. Miała wrażenie, że odkąd wyjechała wszysyc mają jakieś dobre wieści których nie może usłyszeć. Wyciągnęła z szuflady list od mamy, a konkretnie zaproszenie do nory na kolację. Dłużej się już nad tym nie zastanawiając wzięła do plecaka kilka swoich rzeczy.
-Co robisz Ginny?-Zapytała Hermiona wyglądając zza jakiejś książki.
-Pakuję się.
-Idziesz do Hogsmeade czy masz trening?
-Nie, deportuję się do domu!
-Naprawdę? To ja idę z tobą. Szczerze też nad tym myślałam no i mama zapraszała na kolację, a tęsknię za Ronem.
-No to świetnie. Bierz rzeczy i deportujmy się!
-Dobranoc dziewczyny!-Powiedziała Ginny, gdy wychodziły.
-Dobranoc!
Po chwili zbiegły po schodach przeskakując fałszywy stopień i gdy były już przy głównej bramie usłyszały charczący krzyk za nimi. Obydwie podniosły różdżki w gotowości ale okazało się, że to tylko Filch.
-Idziemy do dyrektora! Zakaz łażenia w nocy!
-Mamy specjalne zezwolenie od pani dyrektor!-Oburzyła się Hermiona.
-Ale jak widzę nie macie go przy sobie!
-Jestem Ginevra Potter kojarzysz? Gram w quidditcha. Pani profesor mówiła panu o mnie i o mojej przyjaciółce już na początku roku. Jesteśmy dorosłe i możemy się stąd deportować o dowolnej porze, bo pracujemy i mamy swoje życie poza Hogwratem dlatego profesor McGonagall zgodziła się...
-Takie kity to możesz wciskać nie mnie...Rozpuszczone, niewychowane bachory-Mruczał pod nosem.
-Moment eee...proszę zobaczyć na tę bliznę.-Powiedziała i wskazała na podłużną szramę na policzku, którą miała już od ostatniego koszmarnego pobytu w Hogwarcie.-Po wypiciu eliksiru wielosokowego nie tworzą się znaki szczególne i blizny.
-Ty jesteś ta Ginevra Potter? Żona Harry'ego Potter'a!? Grasz w quidditcha!
-Tak, właśnie tak.
-Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia, zapomniałem o tym co mi powiedziała profesor McGonagall...
-Eee...Nie nic się nie stało, ale możemy już iść, bo trochę nam się śpieszy...
-Oczywiście już was nie zatrzymuję.
-Dziękujemy.-Powiedziała Hermiona a Ginny dodała:-Miłej nocy!
-To był zaszczyt pani Potter!-Skłonił się Filch i odszedł kulawym krokiem w stronę zamku.
-Uff...dobrze jest mieć znajomości.-Zaśmiała się Hermiona.
-Daj spokój, robisz ze mnie jakąś gwiazdę a ja nawet nie marzyłam o tym, żeby mieć ćwierć tej liczby fanów jaką mam.
-Ale jednak to się przydaje...
-Nie wierzę, wcześniej to powiedziałby, żeby mnie powiesić za kostki do góry nogami, albo Merlin wie co jeszcze, a teraz...jakby był inną osobą.
-Widzisz ludzie się zmieniają.-Powiedziała Hermiona i obie parsknęły śmiechem.
-Dobra to deportujmy się już, zanim znowu jakiś gnijący w samotności dziad siedzący non stop przed mugolskim telewizorem nas zatrzyma.
-Taak.
-No to ja do Doliny.
-To ja na przedmieścia Pokątnej.
-Dobrze to zobaczymy się na kolacji w norze.
-Jasne.-Ustaliły i każda z nich deportowała się w inne miejsce.
Ginny zdecydowała się deportować kawałek przed domem, żeby trochę się przejść i gdy przechodziła alejkami między domami w oczy rzuciły jej się lecące meble. Zastanawiała się co one tutaj robią. Może ktoś rzucił na nie zaklęcie i dosłownie odleciały. A może przez przypadek na skutek jakiegoś eksperymentu się tak stało. Albo...może będą mieć nowych sąsiadów. Teraz już jej się przypomniało. Dom był na sprzedaż więc pewnie ma nowych właścicieli. Wszędzie było cicho i mimo nie tak późnej pory było już ciemno, a czarne niebo rozświetlało mnóstwo gwiazd. Zegar wybił ósmą. Ginny jakoś nie szykowała się na kolację w norze miała na sobie dżinsy, sweter,czarny płaszcz i oczywiście swój plecak z rzeczami.
Ginny skręciła w kolejną alejkę i tuż przed nią stał ich piękny dom. Ginny poczuła teraz jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Choć ludzie którzy przybywali tu z dużych miast uważali to miejsce za ,,wiochę" i ,,dziurę" to Ginny właśnie tutaj czuła się naprawdę szczęśliwa. W końcu Dolina Godryka była jej drugim domem zaraz po norze.
Po chwili ktoś deportował się na ganku domu.
-Harry?!-Powiedziała Ginny i odwrócił się w jej stronę.
-Ginny! Wchodź szybko, bo zmokniesz.-Otworzył przed nią drzwi i oboje weszli do środka.
-Wracasz prosto z ministerstwa?
-Tak, ciężki dzień dzisiaj był.
-W takim razie może mogłam nie przyjeżdżać...
-Nie, cieszę się, że jesteś, wszyscy strasznie za wami tęsknią.
-My też tęskniłyśmy, w Hogwarcie nie ma teraz nic do roboty.
-A jakby było to byś nie przyjechała...-Zaśmiał się Harry.
-I tak bym przyjechała, coś mnie tutaj ciągnie, tak samo jest z norą. Cieszę się, że tu mieszkam razem z tobą. Z Hogwartem nie mam już samych dobrych wspomnień.
-Wiem.-Powiedział a Ginny zdjęła mu z nosa okulary i przetarła je.
-Tak myślałam, że wkrótce je zobaczysz. Teraz już wiesz wszystko.
-Dlaczego wcześniej mi o nich nie powiedziałaś?
-Długo zastanawiałam się czy komukolwiek je pokażę i nie bardzo chciałam znowu do tego wracać. Poza tym gdybym ci o tym opowiedziała, to nie byłoby to samo, mógłbyś mieć co do tego inne odczucia, no wiesz chodzi mi o to, że co innego to zobaczyć, a co innego usłyszeć.
-To było straszne Ginny, wtedy myślałem, że to ja muszę się ukrywać, zmieniać wciąż miejsca i szukać horkruksów, a jednak wy mieliście się znacznie gorzej.
-Nie, tylko ci którzy ,,zasłużyli" dostawali takie kary. Sama byłam sobie winna, ale nigdy nie żałowałam nawet jeśli bardzo przesadziłam. Głównie dostawało się za popieranie ciebie, protesty, odrzucanie nakazów ministerstwa już nie wspomnę o obrażaniu śmierciożerców, bo to dopiero na nich działało. Razem z GD często padały od nas teksty, że nie umią sobie poradzić z bandą nastolatków i za to się najbardziej obrywało, ale nie było źle, każda kara to była dla nas satysfakcja, bo było to kolejnym dowodem na to, że nie umią sobie z nami dać rady. No i tak wyszło, że wszyscy stwierdzili, że powinnam objąć dowodzenie w GD za ciebie, zgodziłam się. Najbardziej angażowali się Neville i Luna chyba po raz pierwszy pokazali na co ich stać. Trudno powiedzieć czy my mieliśmy z Carrowami piekło czy oni z nami.
-Wiesz nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale jak się ukrywaliśmy z Ronem i Hermioną to może jeszcze wtedy nie byli oficjalnie parą, ale wiedziałem, że wkrótce to się stanie. Jak tylko ich widziałem razem to myślałem o tobie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wieczorem patrzyłem na mapę Huncwotów tak jakby zobaczenie tej kropki zapewniało, że wszystko w porządku a chyba w porządku nie było...
-Zawsze mogło być gorzej.
-Przepraszam, to moja wina, przeze mnie mieliście wtedy same problem.-Powiedział i przytulił ją.
-Nie Harry, Carrowowie mnie za to nienawidzili, za to, że robiłam wszystko na przekór, nie byłabym sobą gdybym zgadzała się z tymi ich okrutnymi tezami i wywodami na temat tego, że zmieszanie krwi jest rzeczą ohydną i, że ich pan do tego nie dopuści...No a w Hogwarcie też czułam się samotna, a jednak to trochę głupie...-Zawahała się.-Wiesz co, może już chodźmy porozmawiamy po drodze.-Owinęła się szalikiem i po chwili znowu wyszli z domu.
-To co było takie głupie?-Zaśmiał się Harry.
-No wiesz, jednak czułam, że plusem tego wszystkiego jest to, że szukając horkruksów nie będziesz miał czasu na spotykanie się z innymi dziewczynami.
-Nawet mi to nie przyszło do głowy poza tym, miałem szukać horkruksów a nie dziewczyn. Zresztą miałem już jedną piękną obok siebie.
-Lizus!-Zaśmiała się i obrzuciła go liśćmi.
-O, ty!-Powiedział rzucił kupę liści w jej stronę.
-Pudło!-Powiedziała odskakując na bok.
-Dobra, szkoda czasu i tak ze ścigającą nie wygram!
-No...musiałbyś się trochę wysilić.-Zaśmiała się i chwyciła go za rękę.-Deportujmy się, bo zaraz z kolacji zrobi się śniadanie. Po chwili stali już przed norą. Ledwie zdążyli zapukać a drzwi już otworzyła im pani Weasley.
-Och, już jesteście świetnie! Wchodźcie! Wchodźcie, bo na dworze zimno i mokro.
-Ginny! Proszę, to dla ciebie.-Powiedział Ron i wręczył jej kwiaty.
-A z jakiej okazji braciszku?-Powiedziała zdziwiona.
-A nie można tak bez okazji? Udawał oburzonego.
-Ja bym zapytał co narobił.-Zaśmiał się Fred.
-Nie, po prostu po tym co zobaczyłem to obiecałem Harry'emu, że ci dam kwiaty.
-Emm...a co takiego zrobiłam?
-Co takiego zrobiłaś!? Przegoniłaś Malfoy'a, że aż beczał na posadzce i zwijał się z bólu.
-No tak wyszło...
-,,Tak wyszło"! Dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś?
-Daj spokój Ron.-Powiedziała Hermiona.
-Ty powinnaś za to dostać Order Merlina!-Stwierdził Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Żona Wybrańca w końcu musi mieć klasę nie.-Powiedział Bill kiedy usiedli przy stole.
-Ginny ile razy mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z nauką i treningami!
-Mama ma rację, wyglądasz okropnie Ginny.-Mimo, że Fleur dobrze mówiła już po angielsku to jej imię wciąż wymawiała jako coś co brzmiało jak ,,Żini".
-Dzięki.-Zaśmiała się Ginny. Ona i Fleur miały już dobre kontakty, ale jakoś nigdy się za bardzo nie lubiły.
-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale były straszne korki.-Powiedziała Andromeda pomagając ściągnąć Teddy'emu kurtkę.
-Nic nie szkodzi.-Machnęła ręką Molly i po chwili sama usiadła przy stole.
-Mama, tata!-Podbiegł do nich Ted.
-Teddy musimy ci coś powiedzieć i to nie jest takie łatwe, więc chcemy, żebyś nas dokładnie posłuchał.-Powiedziała Hermiona i wymieniła Ronem porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.-Powiedział Ron i wyglądał jakby czekał na jakąś reakcję, ale chłopiec milczał.
-Dlatego, bo kiedyś źli ludzie zrobili bardzo złą rzecz i kiedyś powiemy ci o wszystkimi, ale jeszcze jesteś trochę za mały, żeby to zrozumieć.
-Ja nie jestem mały!-Zaprzeczył ze złością a jego włosy przybrały soczyście czerwony kolor.
-Wiemy Ted, ale mimo to musisz się jeszcze dużo nauczyć i nie zrozumiałbyś tego.
-Ale obiecuję, że przyjdzie dzień, w którym dowiesz się wszystkiego.
-A do mnie możesz mówić Ron albo wujek.
-A do mnie Hermiona lub ciocia dobrze?
-Tak. Mogę ją zobaczyć!-Pisnął podekscytowany i podbiegł do Viktoire.
-Zasnęła więc musisz być cicho.-Powiedział Bill.
-Jest śliczna.-Szepnął Ted.
-Teddy chodź tutaj usiąść koło babci.
-Proszę.-Powiedział do Harry'ego i Ginny podając im poskładaną kartkę.
-Ojej jakie ładne.-Powiedziała Ginny. Rysunek przedstawiał ją i Harry'ego trzymających się za ręce a obok nich szli Ted, Ron i Hermiona.
-Powieszę w moim biurze.-Zapewnił go Harry.
-Naprawdę!
-Teddy Bill prosił, żebyś był cicho.-Skarciła go Andromeda.
-Dobrze babciu.
-A jak ci się podoba u babci?-Zagadnęła Molly.
-Fajnie, jest duży dom i babcia powiedziała, że kupi psa!
-Chciałbym coś powiedzieć!-Wstał Percy.-Rzuciłem pracę!
-Co!?-Powiedział George i wszyscy zastanawiali się dlaczego.
-To było dla mnie męczące, ta wieczna rutyna nie dawała mi spokoju. Zresztą ile można siedzieć za biurkiem, dawać pieczątki, sortować jakieś głupie papiery, z których normalny człowiek rozumie chyba co piąte zdanie i spinanie je spinaczami, dla urozmaicenia zszywkami.
-No wreszcie zaczął gadać sensownie.-Pochwalił Fred.
-A co chcesz teraz robić?-Zapytał Ron przeżuwając kolację.
-Długo się nad tym zastanawiałem i...wszyscy zrobili coś dla innych, Harry pokonał Voldemorta, Ginny protestowała i zaprzeczała dla poszanowania ludzi o mugolskim pochodzeniu, Ron usamodzielnił się i pomógł zniszczyć horkruksy...Ja postanowiłem, że założę fundację.-Po tych słowach Percy'ego wszyscy zaklaskali.
-A mama otwiera restaurację!-Dodał Charlie.
-No to faktycznie jest co świętować!-Powiedział jeden z bliźniaków i przywołał do siebie szampana i kieliszki. Trzeba to uczcić.
-No to tak. Za wybrańca!
-Za ludzi z obsesją do dziwnych istot magicznych!-Powiedział Ron o Charlie'm.
-Za wszystkich męskich przedstawicieli Weasley'ów!-Powiedziała Andromeda.
-I jedną rudą księżniczkę wśród nas!-Powiedział Bill.
-No i rzecz jasna za dwóch przystojnych bliźniaków!-Dodał Fred i wypili szampana.
Kolacja minęła bardzo szybko i wszyscy rozeszli się do swoich domów Potter'owie również.
-Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam, mama ma chyba racje, potrzebuję trochę przerwy.-Powiedziała i położyła się na łóżku.
-Ja też tak myślę i też się cieszę, że jesteś.
-Mogłam liczyć ile musiałam wil od ciebie odganiać na tym weselu Billa i Fleur.-Zachichotała.
-Taaa bardzo śmieszne, ja za to musiałem jakoś się pozbyć Wiktora Kruma.
-Widzisz spryt się jednak bardziej liczy niż mięśnie.
-,,A inteligencja bardziej niż cokolwiek".-Przedrzeźniał Hermionę.
-Dobranoc Harry, bo przed nami jeszcze cały wekeend.
-Co robisz Ginny?-Zapytała Hermiona wyglądając zza jakiejś książki.
-Pakuję się.
-Idziesz do Hogsmeade czy masz trening?
-Nie, deportuję się do domu!
-Naprawdę? To ja idę z tobą. Szczerze też nad tym myślałam no i mama zapraszała na kolację, a tęsknię za Ronem.
-No to świetnie. Bierz rzeczy i deportujmy się!
-Dobranoc dziewczyny!-Powiedziała Ginny, gdy wychodziły.
-Dobranoc!
Po chwili zbiegły po schodach przeskakując fałszywy stopień i gdy były już przy głównej bramie usłyszały charczący krzyk za nimi. Obydwie podniosły różdżki w gotowości ale okazało się, że to tylko Filch.
-Idziemy do dyrektora! Zakaz łażenia w nocy!
-Mamy specjalne zezwolenie od pani dyrektor!-Oburzyła się Hermiona.
-Ale jak widzę nie macie go przy sobie!
-Jestem Ginevra Potter kojarzysz? Gram w quidditcha. Pani profesor mówiła panu o mnie i o mojej przyjaciółce już na początku roku. Jesteśmy dorosłe i możemy się stąd deportować o dowolnej porze, bo pracujemy i mamy swoje życie poza Hogwratem dlatego profesor McGonagall zgodziła się...
-Takie kity to możesz wciskać nie mnie...Rozpuszczone, niewychowane bachory-Mruczał pod nosem.
-Moment eee...proszę zobaczyć na tę bliznę.-Powiedziała i wskazała na podłużną szramę na policzku, którą miała już od ostatniego koszmarnego pobytu w Hogwarcie.-Po wypiciu eliksiru wielosokowego nie tworzą się znaki szczególne i blizny.
-Ty jesteś ta Ginevra Potter? Żona Harry'ego Potter'a!? Grasz w quidditcha!
-Tak, właśnie tak.
-Najmocniej przepraszam, nie miałem pojęcia, zapomniałem o tym co mi powiedziała profesor McGonagall...
-Eee...Nie nic się nie stało, ale możemy już iść, bo trochę nam się śpieszy...
-Oczywiście już was nie zatrzymuję.
-Dziękujemy.-Powiedziała Hermiona a Ginny dodała:-Miłej nocy!
-To był zaszczyt pani Potter!-Skłonił się Filch i odszedł kulawym krokiem w stronę zamku.
-Uff...dobrze jest mieć znajomości.-Zaśmiała się Hermiona.
-Daj spokój, robisz ze mnie jakąś gwiazdę a ja nawet nie marzyłam o tym, żeby mieć ćwierć tej liczby fanów jaką mam.
-Ale jednak to się przydaje...
-Nie wierzę, wcześniej to powiedziałby, żeby mnie powiesić za kostki do góry nogami, albo Merlin wie co jeszcze, a teraz...jakby był inną osobą.
-Widzisz ludzie się zmieniają.-Powiedziała Hermiona i obie parsknęły śmiechem.
-Dobra to deportujmy się już, zanim znowu jakiś gnijący w samotności dziad siedzący non stop przed mugolskim telewizorem nas zatrzyma.
-Taak.
-No to ja do Doliny.
-To ja na przedmieścia Pokątnej.
-Dobrze to zobaczymy się na kolacji w norze.
-Jasne.-Ustaliły i każda z nich deportowała się w inne miejsce.
Ginny zdecydowała się deportować kawałek przed domem, żeby trochę się przejść i gdy przechodziła alejkami między domami w oczy rzuciły jej się lecące meble. Zastanawiała się co one tutaj robią. Może ktoś rzucił na nie zaklęcie i dosłownie odleciały. A może przez przypadek na skutek jakiegoś eksperymentu się tak stało. Albo...może będą mieć nowych sąsiadów. Teraz już jej się przypomniało. Dom był na sprzedaż więc pewnie ma nowych właścicieli. Wszędzie było cicho i mimo nie tak późnej pory było już ciemno, a czarne niebo rozświetlało mnóstwo gwiazd. Zegar wybił ósmą. Ginny jakoś nie szykowała się na kolację w norze miała na sobie dżinsy, sweter,czarny płaszcz i oczywiście swój plecak z rzeczami.
Ginny skręciła w kolejną alejkę i tuż przed nią stał ich piękny dom. Ginny poczuła teraz jak bardzo tęskniła za tym miejscem. Choć ludzie którzy przybywali tu z dużych miast uważali to miejsce za ,,wiochę" i ,,dziurę" to Ginny właśnie tutaj czuła się naprawdę szczęśliwa. W końcu Dolina Godryka była jej drugim domem zaraz po norze.
Po chwili ktoś deportował się na ganku domu.
-Harry?!-Powiedziała Ginny i odwrócił się w jej stronę.
-Ginny! Wchodź szybko, bo zmokniesz.-Otworzył przed nią drzwi i oboje weszli do środka.
-Wracasz prosto z ministerstwa?
-Tak, ciężki dzień dzisiaj był.
-W takim razie może mogłam nie przyjeżdżać...
-Nie, cieszę się, że jesteś, wszyscy strasznie za wami tęsknią.
-My też tęskniłyśmy, w Hogwarcie nie ma teraz nic do roboty.
-A jakby było to byś nie przyjechała...-Zaśmiał się Harry.
-I tak bym przyjechała, coś mnie tutaj ciągnie, tak samo jest z norą. Cieszę się, że tu mieszkam razem z tobą. Z Hogwartem nie mam już samych dobrych wspomnień.
-Wiem.-Powiedział a Ginny zdjęła mu z nosa okulary i przetarła je.
-Tak myślałam, że wkrótce je zobaczysz. Teraz już wiesz wszystko.
-Dlaczego wcześniej mi o nich nie powiedziałaś?
-Długo zastanawiałam się czy komukolwiek je pokażę i nie bardzo chciałam znowu do tego wracać. Poza tym gdybym ci o tym opowiedziała, to nie byłoby to samo, mógłbyś mieć co do tego inne odczucia, no wiesz chodzi mi o to, że co innego to zobaczyć, a co innego usłyszeć.
-To było straszne Ginny, wtedy myślałem, że to ja muszę się ukrywać, zmieniać wciąż miejsca i szukać horkruksów, a jednak wy mieliście się znacznie gorzej.
-Nie, tylko ci którzy ,,zasłużyli" dostawali takie kary. Sama byłam sobie winna, ale nigdy nie żałowałam nawet jeśli bardzo przesadziłam. Głównie dostawało się za popieranie ciebie, protesty, odrzucanie nakazów ministerstwa już nie wspomnę o obrażaniu śmierciożerców, bo to dopiero na nich działało. Razem z GD często padały od nas teksty, że nie umią sobie poradzić z bandą nastolatków i za to się najbardziej obrywało, ale nie było źle, każda kara to była dla nas satysfakcja, bo było to kolejnym dowodem na to, że nie umią sobie z nami dać rady. No i tak wyszło, że wszyscy stwierdzili, że powinnam objąć dowodzenie w GD za ciebie, zgodziłam się. Najbardziej angażowali się Neville i Luna chyba po raz pierwszy pokazali na co ich stać. Trudno powiedzieć czy my mieliśmy z Carrowami piekło czy oni z nami.
-Wiesz nikomu jeszcze o tym nie mówiłem, ale jak się ukrywaliśmy z Ronem i Hermioną to może jeszcze wtedy nie byli oficjalnie parą, ale wiedziałem, że wkrótce to się stanie. Jak tylko ich widziałem razem to myślałem o tobie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze wieczorem patrzyłem na mapę Huncwotów tak jakby zobaczenie tej kropki zapewniało, że wszystko w porządku a chyba w porządku nie było...
-Zawsze mogło być gorzej.
-Przepraszam, to moja wina, przeze mnie mieliście wtedy same problem.-Powiedział i przytulił ją.
-Nie Harry, Carrowowie mnie za to nienawidzili, za to, że robiłam wszystko na przekór, nie byłabym sobą gdybym zgadzała się z tymi ich okrutnymi tezami i wywodami na temat tego, że zmieszanie krwi jest rzeczą ohydną i, że ich pan do tego nie dopuści...No a w Hogwarcie też czułam się samotna, a jednak to trochę głupie...-Zawahała się.-Wiesz co, może już chodźmy porozmawiamy po drodze.-Owinęła się szalikiem i po chwili znowu wyszli z domu.
-To co było takie głupie?-Zaśmiał się Harry.
-No wiesz, jednak czułam, że plusem tego wszystkiego jest to, że szukając horkruksów nie będziesz miał czasu na spotykanie się z innymi dziewczynami.
-Nawet mi to nie przyszło do głowy poza tym, miałem szukać horkruksów a nie dziewczyn. Zresztą miałem już jedną piękną obok siebie.
-Lizus!-Zaśmiała się i obrzuciła go liśćmi.
-O, ty!-Powiedział rzucił kupę liści w jej stronę.
-Pudło!-Powiedziała odskakując na bok.
-Dobra, szkoda czasu i tak ze ścigającą nie wygram!
-No...musiałbyś się trochę wysilić.-Zaśmiała się i chwyciła go za rękę.-Deportujmy się, bo zaraz z kolacji zrobi się śniadanie. Po chwili stali już przed norą. Ledwie zdążyli zapukać a drzwi już otworzyła im pani Weasley.
-Och, już jesteście świetnie! Wchodźcie! Wchodźcie, bo na dworze zimno i mokro.
-Ginny! Proszę, to dla ciebie.-Powiedział Ron i wręczył jej kwiaty.
-A z jakiej okazji braciszku?-Powiedziała zdziwiona.
-A nie można tak bez okazji? Udawał oburzonego.
-Ja bym zapytał co narobił.-Zaśmiał się Fred.
-Nie, po prostu po tym co zobaczyłem to obiecałem Harry'emu, że ci dam kwiaty.
-Emm...a co takiego zrobiłam?
-Co takiego zrobiłaś!? Przegoniłaś Malfoy'a, że aż beczał na posadzce i zwijał się z bólu.
-No tak wyszło...
-,,Tak wyszło"! Dlaczego nic nam o tym nie powiedziałaś?
-Daj spokój Ron.-Powiedziała Hermiona.
-Ty powinnaś za to dostać Order Merlina!-Stwierdził Ron i wszyscy parsknęli śmiechem.
-Żona Wybrańca w końcu musi mieć klasę nie.-Powiedział Bill kiedy usiedli przy stole.
-Ginny ile razy mówiłam ci, żebyś nie przesadzała z nauką i treningami!
-Mama ma rację, wyglądasz okropnie Ginny.-Mimo, że Fleur dobrze mówiła już po angielsku to jej imię wciąż wymawiała jako coś co brzmiało jak ,,Żini".
-Dzięki.-Zaśmiała się Ginny. Ona i Fleur miały już dobre kontakty, ale jakoś nigdy się za bardzo nie lubiły.
-Dobry wieczór, przepraszam, że tak późno, ale były straszne korki.-Powiedziała Andromeda pomagając ściągnąć Teddy'emu kurtkę.
-Nic nie szkodzi.-Machnęła ręką Molly i po chwili sama usiadła przy stole.
-Mama, tata!-Podbiegł do nich Ted.
-Teddy musimy ci coś powiedzieć i to nie jest takie łatwe, więc chcemy, żebyś nas dokładnie posłuchał.-Powiedziała Hermiona i wymieniła Ronem porozumiewawcze spojrzenia.
-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.-Powiedział Ron i wyglądał jakby czekał na jakąś reakcję, ale chłopiec milczał.
-Dlatego, bo kiedyś źli ludzie zrobili bardzo złą rzecz i kiedyś powiemy ci o wszystkimi, ale jeszcze jesteś trochę za mały, żeby to zrozumieć.
-Ja nie jestem mały!-Zaprzeczył ze złością a jego włosy przybrały soczyście czerwony kolor.
-Wiemy Ted, ale mimo to musisz się jeszcze dużo nauczyć i nie zrozumiałbyś tego.
-Ale obiecuję, że przyjdzie dzień, w którym dowiesz się wszystkiego.
-A do mnie możesz mówić Ron albo wujek.
-A do mnie Hermiona lub ciocia dobrze?
-Tak. Mogę ją zobaczyć!-Pisnął podekscytowany i podbiegł do Viktoire.
-Zasnęła więc musisz być cicho.-Powiedział Bill.
-Jest śliczna.-Szepnął Ted.
-Teddy chodź tutaj usiąść koło babci.
-Proszę.-Powiedział do Harry'ego i Ginny podając im poskładaną kartkę.
-Ojej jakie ładne.-Powiedziała Ginny. Rysunek przedstawiał ją i Harry'ego trzymających się za ręce a obok nich szli Ted, Ron i Hermiona.
-Powieszę w moim biurze.-Zapewnił go Harry.
-Naprawdę!
-Teddy Bill prosił, żebyś był cicho.-Skarciła go Andromeda.
-Dobrze babciu.
-A jak ci się podoba u babci?-Zagadnęła Molly.
-Fajnie, jest duży dom i babcia powiedziała, że kupi psa!
-Chciałbym coś powiedzieć!-Wstał Percy.-Rzuciłem pracę!
-Co!?-Powiedział George i wszyscy zastanawiali się dlaczego.
-To było dla mnie męczące, ta wieczna rutyna nie dawała mi spokoju. Zresztą ile można siedzieć za biurkiem, dawać pieczątki, sortować jakieś głupie papiery, z których normalny człowiek rozumie chyba co piąte zdanie i spinanie je spinaczami, dla urozmaicenia zszywkami.
-No wreszcie zaczął gadać sensownie.-Pochwalił Fred.
-A co chcesz teraz robić?-Zapytał Ron przeżuwając kolację.
-Długo się nad tym zastanawiałem i...wszyscy zrobili coś dla innych, Harry pokonał Voldemorta, Ginny protestowała i zaprzeczała dla poszanowania ludzi o mugolskim pochodzeniu, Ron usamodzielnił się i pomógł zniszczyć horkruksy...Ja postanowiłem, że założę fundację.-Po tych słowach Percy'ego wszyscy zaklaskali.
-A mama otwiera restaurację!-Dodał Charlie.
-No to faktycznie jest co świętować!-Powiedział jeden z bliźniaków i przywołał do siebie szampana i kieliszki. Trzeba to uczcić.
-No to tak. Za wybrańca!
-Za ludzi z obsesją do dziwnych istot magicznych!-Powiedział Ron o Charlie'm.
-Za wszystkich męskich przedstawicieli Weasley'ów!-Powiedziała Andromeda.
-I jedną rudą księżniczkę wśród nas!-Powiedział Bill.
-No i rzecz jasna za dwóch przystojnych bliźniaków!-Dodał Fred i wypili szampana.
Kolacja minęła bardzo szybko i wszyscy rozeszli się do swoich domów Potter'owie również.
-Cieszę się, że dzisiaj przyjechałam, mama ma chyba racje, potrzebuję trochę przerwy.-Powiedziała i położyła się na łóżku.
-Ja też tak myślę i też się cieszę, że jesteś.
-Mogłam liczyć ile musiałam wil od ciebie odganiać na tym weselu Billa i Fleur.-Zachichotała.
-Taaa bardzo śmieszne, ja za to musiałem jakoś się pozbyć Wiktora Kruma.
-Widzisz spryt się jednak bardziej liczy niż mięśnie.
-,,A inteligencja bardziej niż cokolwiek".-Przedrzeźniał Hermionę.
-Dobranoc Harry, bo przed nami jeszcze cały wekeend.
Subskrybuj:
Posty (Atom)