Translate

piątek, 13 listopada 2015

12.Różne wersje wydarzeń

Harry już kilka godzin siedział w szpitalu na korytarzu czekając na jakieś dalsze wieści. W końcu z sali wyszedł lekarz.
-Panie Potter Ginewra się już obudziła.
Ta wiadomość od razu wybiła go z transu. Wstał i podszedł do jej łóżka, a następnie wyczarował krzesło i na nim usiadł.
-Harry wszystko z tobą w porządku?!-Rzuciła mu się na szyję, a inni się na nich patrzyli.
-Ginny odpoczywaj!
-Już dosyć leżałam, a jak cię widzę to czuję się świetnie.-Mówiąc to usiadła po turecku.
-Mi też ulżyło jak się dowiedziałem, że się obudziłaś. Pamiętasz jak ci powiedziałem...
-,,Pamiętaj, że znaczysz dla mnie więcej niż wszystko"?-Powiedziała równocześnie z nim.-Oczywiście, że pamiętam to są piękne słowa Harry takie szczere.
-Opowiedz mi tyle ile pamiętasz z tej napaści.
-Miałyśmy trening i był bardzo silny wiatr zaczęłyśmy od mini meczu. Violett była z nas wszystkich najwyżej, bo wypatrywała znicza i powiedziała nam, że widzi jakieś czarne postacie. Na początku myślałam, że to dementorzy ale okazało się, że się myliłam chciałyśmy uciekać ale byli zbyt szybcy...Później pamiętam, że spadłam z miotły i jak mnie torturowali dalej już nic nie pamiętam...
-Spadłaś z miotły przecież ty jeszcze nigdy nie spadłaś!?
-To znaczy... chyba bardziej zostałam zepchnięta i spadłam.
-Po wyjściu ze szpitala musisz być na rozprawie w ministerstwie. Oświadczył.
-A już wiecie kto nas zdradził?
-Nie, ale musi to być ktoś z waszej drużyny, bo wasze boisko jest silnie chronione.
-Ale...ktoś od nas? To niemożliwe!
-Niestety, to musi być prawda trzeba się dowiedzieć kto to był, więc pewnie będą was przesłuchiwać...
-Kto to mógł zrobić? Wszystkie chodziłyśmy razem.
-Czy w waszej drużynie ktoś nowy niedawno się pojawił?
-Nie, a czemu pytasz?
-No, bo ktoś kto jest w waszej drużynie od dawna zrobiłby to wcześniej.
-Masz racje, a jest ktoś z rodziny Weasley'ów?
-A no tak idę im powiedzieć, że się wybudziłaś.
Po jakimś czasie wrócił razem z rodziną Weasley'ów.
-Ginny kochanie wyglądasz fatalnie jesteś taka blada, jak się czujesz?
-Och, mamo dobrze się czuję!
-Przyniosłam ci śniadanie odpoczywaj!
-No dobrze, dobrze. A ty idź do ministerstwa Harry wiem, że powinieneś, a ze mną wszystko w porządku.
-Nie chcę cie zostawiać samej powinienem tu zostać...
-Proszę cie rozwiąż tę sprawę zobaczymy się wieczorem kocham cię!
-Ja ciebie też.-Cmoknęła go w policzek i się położyła, a Harry poszedł do pracy.
Jak co dzień zjechał w dół windą i przeglądał papiery w swoim biurze. Po co mu teraz papiery? Cały czas myślał kręcąc się nerwowo w kółko kto to mógł być? No tak dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał, ten trener był dziwny i podejrzany możliwe, że to jego wina. Musi się tego koniecznie dowiedzieć. Dlatego poszedł do departamentu magicznych gier i sportów i zapukał do jednego z gabinetów.
-Przepraszam czy wie pan coś na temat Tim'a Marley'a? To dotyczy tej ostatniej ucieczki śmierciożerców.
-Tim Marley? Tak, wcześniej z nim pracowałem teraz został trenerem Harpii z Hollyhead, bo sam nie może latać kiedyś doznał urazu...
-A czy miał może jakieś rozprawy był w areszcie?
-Nie wiem, ale mam jego papiery możesz zobaczyć on był zawsze człowiekiem uprzejmym i uczciwym nie sądzę, żeby to była jego sprawa, ale mogę się mylić.
-Dobrze dziękuje sprawdzę te papiery.
Po kilkudziesięciu minutach przekonał się jednak, że nie był ani razu w areszcie i wydawałoby się, że to nie jego wina, ale zawsze mógł to być imperius lub eliksir wielosokowy...To też musi brać pod uwagę. Więc wrócił oddał papiery i zapytał szefa czy mógłby dostać jego adres po czym deportował się we wskazane miejsce, zapukał drzwi ale się nie otwierały. Miał tego dosyć wywarzył drzwi zaklęciem i wszedł do środka. Nagle usłyszał coś w ogrodzie to był on od razu wybiegł i puścił się za nim rzucał w niego zaklęciami aż w końcu udało mu się trafić go zaklęciem spowalniającym, a następnie drętwotą i incarcerousem. Wrócił z nim do domu i przywiązał go liną antydeportacyjną do krzesła.
-Auu o co chodzi?
-Przykro mi, ale to było konieczne jesteś podejrzany o pomaganie śmierciożercom.
-Ale ja...ja nic nie wiem?
-Nie udawaj niewinni chyba nie uciekają prawda?!-Wycedził przez zęby.
-Ja nie uciekałem, biegałem dla formy.
-Nie kłam! Wiem, że chciałeś się deportować!
-Nie kłamię! Puszczaj mnie! Kim w ogóle jesteś?!
-Jestem aurorem i lepiej mi to wytłumacz i oddaj mi różdżkę. Harry wziąłby mu ją już wcześniej ale chciał wiedzieć jak na to zareaguje. No ponoć nie masz nic do ukrycia więc mi ją oddaj.
-Ale ja...
W końcu rzucił expelliarmus i trzymał jego różdżkę w ręce.
-Na razie jesteś zatrzymany idziemy.- Rzucił zaklęcie, a liny opadły i deportowali się do ministerstwa.
-Teraz wezmę cię na przesłuchanie i testy, więc lepiej mów prawdę.
Zapukał do jednego z gabinetów, a drzwi się otworzyły.
-O co chodzi?
-Mam trenera Harpii, prawdopodobnie to jego wina.
-Dobrze sprawdzimy to Potter dziękuje jak będziemy coś wiedzieć to dam znać.
-Dobrze.- zamknął drzwi i odszedł.
Znowu deportował się do Munga nie mógł myśleć o pracy, kiedy ona leżała w szpitalu no i powinien się dowiedzieć co z Draconem.
-Ginny już jestem.
-O cześć Harry myślałam, że przyjdziesz dopiero jutro.
-Wydaje mi się, że ta napaść to może być wina waszego trenera on jest trochę dziwny teraz sprawdzają czy nie jest pod wpływem imperiusa i czy to w ogóle jest on.
-On nie jest dziwny może i go nie znasz ale jest miły.
-O, jakiś list.-Sięgnęła po niego i zaczęła czytać.
-To do ciebie Harry z ministerstwa.
                                                                Drogi panie Potter!
Cieszymy się, że udało ci się rozgryźć tego trenera. Tak na prawdę , to był on pod wpływem imperiusa rzuconego przez śmierciożerców niedawno zaklęcie przestało działać i powiedział nam całą prawdę na razie zatrzymamy go do czasu rozprawy.
                                                                                                                                       Gawain Robards
-I co, wiadomo coś?-Zapytała Ginny.
-Tak, to ten trener, ale pod wpływem imperiusa.
-No tak, rzeczywiście ostatnio zachowywał się dziwnie tak, jakby nie wiedział co ma robić na treningach. A teraz wróć już do domu i się wyśpij.
-Ale ja nie potrzebuję snu, potrzebuję ciebie i będę tu siedział. Mówiąc to chwycił jej dłoń.
-Ale jutro idziesz do pracy...
-Trudno i tak nie jestem zmęczony, a chcę być przy tobie.
-Dziękuję.
Przesiedział w szitalu całą noc obserwując jak Ginny spokojnie śpi aż w końcu nastał ranek i musiał już iść do ministerstwa. Nie chcąc jej budzić pocałował ją w czoło i deportował się do ministerstwa.
W ministerstwie nic się nie zmieniło Harry przeglądał różne papiery i przesłuchał kilka osób ten dzień minął mu szybko i chciał już wracać do Ginny dlatego zamknął swoje biuro i do niej poszedł.
-O, Harry jesteś, a co się stało Draconowi, bo słyszałam, że też tu leży?
-No tak uratował mi życie, rzucił się zakrywając nas zaklęciem tarczy no i dlatego Lucjusz nie żyje, a Draco tu leży nie chcę, żeby znowu ktoś przeze mnie umarł.
-Harry to wcale nie twoja wina.
-Już wiele osób chciało mnie chronić i wszyscy skończyli tak samo zawsze wciągam wszystkich w kłopoty ciebie też przepraszam...
-Nie masz za co Harry, ja zrobiłabym to samo na miejscu Dracona, a od tego jest rodzina i przyjaciele, wszyscy się o siebie boimy.
-No tak śpij już.
Kolejne dni mijały szybko, Ginny wracała do zdrowia i coraz bardziej zbliżał się dzień jej wypisu.
-Harry jeśli wszystko będzie w porządku to mnie wypiszą!
-To świetnie!
-Idę na ostatnie badania.
-To ja tu zaczekam i zacznę cię już pakować.
-Wszystko w porządku wracamy do domu!
-Cieszę się chodźmy.
Deportowali się przed domem tak dawno tu nie byli, w ogóle tak dawno nie byli razem...
-Harry, ale co będzie teraz z naszą trasą.
-Niestety, woleli ją zakończyć, te boisko nie jest już bezpieczne, ale za 3 dni macie trening no oprócz Violett nadal jest z nią źle tak samo jak z Draconem...
-Kiedy to się wreszcie skończy?
-Nie wiem, ale zakończę to raz na zawsze. No i zobacz co przygotowałem wcześniej. Machnął różdżką i na stole pojawiło się mnóstwo jedzenia.
-Ja..bardzo dziękuję.-Rzuciła mu się na szyję.
Zjedli kolacje i rozmawiali o ostatnich wiadomościach z ministerstwa.
-Oby nic nie stało się Draconowi wiem, że chciał dobrze, on na prawdę się zmienił...
-Nie martw się tym. Powiedziała spokojnie odgarniając jego zmierzwione włosy z czoła.
-Pocałowali się gwałtownie i spontanicznie teraz stracili dla siebie głowę nie było lepszego sposobu na okazywanie sobie uczuć...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz